tag:blogger.com,1999:blog-22555139453348906782024-02-20T11:56:12.395+01:00Brygada AABrygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.comBlogger35125tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-77957377711434997402016-11-13T20:08:00.000+01:002016-11-13T20:13:28.557+01:0031. To co, gadamy u ciebie w pokoju czy standardowo zamykamy się w schowku?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Agata…?<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- No? – mruknęłam wściekle, podnosząc głowę ze zbysiowego
ramienia, które dzisiejszego wieczoru było niesamowicie wygodne. Tak wygodne,
że najchętniej spędziłabym wtulona w nie caluśką noc. I następną. I kolejną. I
tak do końca życia. A przynajmniej do ostatniego dnia naszego pobytu w Sofii,
który swoją drogą dobiegał końca. Dochodziła już dwudziesta trzecia i doskonale
wiedziałam, że za chwilę będę musiała wrócić do swojego pokoju, bo chłopaki
przecież muszą się wyspać, a ja nie mogę się narazić całemu sztabowi
szkoleniowemu.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Zresztą Kubiak już spał,
a głośne chrząknięcie, wydane dokładnie w tym momencie, utwierdziło mnie w tym przekonaniu.
Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby poprosić Dzika o zamianę pokoju,
ale oczywistym było, że będzie kazał mi spadać na drzewo i do kompletu jeszcze
zwyzywa od tchórzy. Zresztą ja na jego miejscu też kazałabym sobie spadać na
drzewo. Albo na szczaw, którego przecież nie znoszę.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Bo tak właściwie miałby
rację – byłam tchórzem. Bałam się konfrontacji z Aleksandrą. Pierwszy raz w
życiu czegoś tak bardzo się bałam. Przecież zdarzały nam się scysje, a ich
częstotliwość, odkąd zaczęłyśmy naszą siatkarską przygodę, znacznie wzrosła,
jednak tym razem padło zbyt wiele bolesnych słów. I z jednej, i z drugiej strony.
Obie jesteśmy tak samo winne i po raz kolejny wyszło na to, że co, jak co, ale
z kombinowaniem idzie nam jak przysłowiowej panience lekkich obyczajów w
deszcz. Niby stare baby, a takie głupie…<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Nic, nic. Sprawdzam czy śpisz? – szepnął i cmoknął mnie w
czoło, odgarniając palcami niesforne pasmo włosów.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
Gówno prawda. Pewnie
chciał poprosić mnie, żebym poszła pogadać z Bielecką, ale słysząc mój ton,
automatycznie zrezygnował. W końcu był rozsądnym facetem i wiedział, czym grozi
wyprowadzenie Agaty Borkowskiej z równowagi, a przecież jutro miał grać
arcyważny mecz z Bułgarami, którzy dzisiaj po treningu już się odgrażali, każąc
chłopakom szykować się na prawdziwą wojnę. Westchnęłam ciężko, wtulając się w
niego jeszcze mocniej. W zbyszkowych ramionach czułam się bezpiecznie i właśnie
tam chciałam zostać na resztę życia. A już na pewno na najbliższe kilka dni.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Mogę spać dzisiaj u ciebie? – zapytałam, trzepocząc
rzęsami, gdyż doskonale wiedziałam, że wtedy mi nie odmówi.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- No, skoro musisz… - mruknął od niechcenia Bartman, a ja
poczułam się jakby trzasnął mnie w pysk. No bo jak ,,skoro musisz”?!<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Nie, to nie. Bez łaski – wyplątałam się z jego ramion i
usiadłam na łóżku, czując jak dłoń siatkarza przesuwa się po moich plecach.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Aga…<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Co Aga?! Nie chcesz mnie, to nie – wstałam z materaca i
ruszyłam się w stronę drzwi. – Całuj się w dupę. Idę do siebie. No też coś… - mruknęłam
wściekle.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
W momencie, gdy łapałam
za klamkę, Bartman złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a następnie
wpił się w moje usta. Początkowo stawiałam opór, jednak Zibi całował tak, że
ani przez chwilę nie mogłam być mu dłużna. Zachłanne pocałunki z każdą kolejną
sekundą stawały się coraz bardziej delikatne, a ja pod ciepłem jego dłoni,
głaszczących moje policzki, rozpływałam się jak czekoladka.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Całować to ja będę ciebie, złośnico. Dopóki któreś z nas
nie kopnie w kalendarz, bo wcześniej nie ma opcji, żebym pozwolił ci odejść –
siatkarz po raz kolejny musnął moje usta, a potem spojrzał mi głęboko w oczy. –
I bardzo chciałbym, żebyś spędziła ze mną tę noc i każdą kolejną noc naszego
wspólnego życia, ale dzisiaj masz coś ważniejszego do załatwienia, kochanie.
Obiecaj mi, że dogadasz się z tym małym diabłem. Albo przynajmniej spróbuj to
zrobić. Ja widzę, że cię to męczy, że masz z tym problem i uważam, że tylko
rozmowa może coś zadziałać. Milczenie nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem,
kochanie. Już lepiej byłoby, gdybyście wykrzyczały sobie wszystko – wzruszył
lekko ramionami. – Tylko niech ta cisza przestanie stać między wami…<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
I wtedy dotarło do mnie,
że mój facet, oprócz tego, że świetnie gra w siatkówkę, jest cholernie seksowny
– nawet z tą swoją lekką wadą wymowy – to jest przede wszystkim mądrym i
ciepłym mężczyzną, który chce dla mnie jak najlepiej. Uśmiechnęłam się lekko i
stając na palcach musnęłam bartmanowe usta, szepcząc<span class="apple-converted-space"><i> </i></span><i>,,dziękuję”</i>.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
I teraz, już znacznie
pewniej, nacisnęłam klamkę i wyszłam z pokoju. Zbychu ma rację – to po prostu
trzeba załatwić. Przestać się mazać, wziąć głęboki oddech i porozmawiać z Alex.
Przecież przyjaźnimy się od tak dawna i gdyby nasza przyjaźń miała zniszczyć
się przez coś takiego, chyba pękłoby mi serce. Stanęłam przed drzwiami i,
biorąc głęboki oddech, otworzyłam drzwi. Już chciałam zacząć swój monolog,
który ekspresowo ułożyłam sobie w głowie, ale widząc półmrok panujący w
pomieszczeniu i słysząc stłumione dźwięki muzyki, płynącej z mojego odtwarzacza
leżącego obok jej głowy, dotarło do mnie, że Bielecka odpłynęła już w ramiona
Morfeusza. Jeszcze przez kilka sekund obserwowałam jej sylwetkę i dałabym sobie
uciąć rękę, że usłyszałam dźwięk kamienia spadającego z mojego serca.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<span class="apple-converted-space"><i> </i></span><i>Może jutro będzie
lepiej…? </i><o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Ranek ma to do siebie, że kiedy człowiek otwiera oczy, nie
pamięta przez kilka sekund, gdzie się znajduje, co się ważnego działo na
świecie w ciągu ostatnich kilku dni ani nawet, co działo się ważnego w jego
własnym życiu poprzedniego dnia. Poranek dorosłych opiera się zwykle na
"no nie, znowu do pracy, tak mi się nie chce", choć tyczyło się to
też uczniów, z tym, że praca zmieniała się w szkołę. Oficjalnie żadna z
rudowłosych dziewcząt nie musiała się zrywać o szóstej, bo tak jakby nie były w
pracy, a przynajmniej Agata nie była. Aleksandra niby coś tam miała robić, ale
i tak obudziła się ze względnie czystym sumieniem i naprawdę nie docierało do
niej jeszcze, że coś się zepsuło. Dzień jak co dzień, nic nowego. Pod kołdrą
było ciepło, ale jak się wystawiało nogi za krawędź łóżka, to już się robiło
zimno. Usiadła jednak, przeciągnęła się, wsunęła nogi w puchate kapcie, bo
przecież bez nich nigdzie nie jeździła, i pomyślała sobie, że za oknem całkiem
przyjemnie świeci słońce.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Sięgnęła po komputer Agaty leżący na szafce nocnej, jakby
był jej własny. Zreflektowała się dopiero, kiedy Borkowska również uniosła się
na łóżku i spojrzała na Bielecką szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Alex poczuła
się, jakby złapano ją właśnie na gorącym uczynku. I dopiero wtedy przypomniała
sobie, co takiego stało się poprzedniego dnia. A to oznaczało jedno: nie
powinna bez pytania ruszać czegoś, co należało do Agi.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- No co? - palnęła głupio, trochę zmieszana.- Ach, no tak,
przecież już się podobno nie przyjaźnimy - przewróciła wymownie oczami,
uświadamiając sobie własną głupotę, którą błysnęła poprzedniego dnia. Miały już
prawie po dwadzieścia lat, kto to widział, aby wykrzykiwać "zrywam naszą
przyjaźń!"? To było skrajnie niedojrzałe.- Pogodę chciałam sprawdzić -
wyjaśniła głupio, szukając pretekstu.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Przecież widzisz za oknem - stwierdziła logicznie Agata
jeszcze trochę zaspanym głosem.- Słoneczko świeci. Zapowiada się na całkiem
przyjemny dzień.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Ale w Polsce nie widzę - stwierdziła Aleksandra trochę
przewrotnie.- Tam leje - komputer zdążył się już włączyć i rzeczywiście
sprawdziła, jaka pogoda jest w Polsce, jakby to była najważniejsza rzecz na
świecie w tym momencie i jakby miała zmienić jej życie.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Cóż, życia nie zmieniało, ale pozwalało prowadzić
konwersację w miarę "na poziomie" bez wracania do tego, co się stało.
Tak trochę na zasadzie jak gdyby nigdy nic. Z dystansem, fakt, ale jakby się
wcale śmiertelnie nie pokłóciły tylko posprzeczały o to, który kolor lakieru
jest ładniejszy.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- No to smutno tam mają, skoro leje - stwierdziła
filozoficznie Aga.- Mam tylko nadzieję, że jak słońce, to niezbyt mocne i
wiatru nie ma, tutaj to nigdy nic nie wiadomo. Jeszcze mi kapelusz zwieje albo
co...<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Przecież hale są zamknięte, nie ma tam wiatru...<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Ale w drodze!<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Jedziesz autobusem, Aga...<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Och, czepiasz się. Z Bułgarią dzisiaj gramy, nie?<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- To zadziwiające, że już drugi raz ty pytasz mnie, jakbym
była wiarygodnym źródłem informacji w tej kwestii... Ale tak, z Bułgarią.
Siedziałam wczoraj nad tymi durnymi filmikami, chociaż kompletnie nie znam się
na taktyce.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- A jak się zapowiada? Tak ogólnie?<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Hm... - Bielecka się zamyśliła. Zabawne było to, że tak
naprawdę chyba nigdy wcześniej nie rozmawiały o siatkówce lub choćby o meczu w
tak poważny sposób. Bo Aga się znała, coś tam zawsze mówiła, ale do Alex to
kompletnie nie docierało, bo przecież nie rozumiała, co przyjaciółka mówi. A
teraz nie dość, że znała pozycje, wiedziała, jak liczyć poszczególne punkty i
na czyje konto one idą, to jeszcze znała taktykę drużyny, a tego nie mogła
zdradzać. Wprawdzie połowy i tak nadal nie rozumiała i musiałaby pytać Agaty,
co oznaczają takie a nie inne określenia, może wtedy to wszystko przestałoby
być dla niej w połowie pisane kodem, ale to i tak był pewien postęp.- No tak mi
się zdaje, że będą się męczyć do końca...<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
I rzeczywiście tak było. Mecz z Bułgarią okazał się
męczarnią aż do samego końca, a ludzie przed telewizorami w Polsce
najprawdopodobniej podskakiwali na kanapach, nie wiedząc, kto ostatecznie wygra.<o:p></o:p><o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Agata podskakiwała w pierwszym rzędzie trybun, drąc się w
niebogłosy z pozostałymi kibicami z Polski. Nawet, jeśli zdawało się, że nie ma
to znaczenia, bo zawodnicy i tak nie zwracają na to uwagi, to było w
rzeczywistości całkowicie inaczej. Owszem, byli świadomi dopingu. Nie bez
powodu kibiców nazywa się dodatkowym zawodnikiem. W każdej trudniejszej chwili,
kiedy wydawało się, że to Bułgaria wygra, na ostatnią chwilę dodawali skrzydeł
i sprawiali, że siatkarzom szło lepiej chociaż przez chwilę. Ale przeprawa była
naprawdę trudna.<o:p></o:p><o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Aleksandra natomiast wyglądała na niewzruszoną i w stu
procentach skupioną na pracy. Odznaczała sobie coś na kartce, czasem kompletnie
nie mając pojęcia, co w ogóle liczy. Z chęcią by spytała przyjaciółki raz czy
dwa, o co chodzi i jak to wpływa na taktykę, ale... Po pierwsze, powiedzmy, że
nadal oficjalnie nie rozmawiały, a po drugie – siedziały przecież w dwóch
różnych miejscach, bo Aga mimo wszystko była na trybunach. Zadziwiające (w
raczej niezbyt pozytywny sposób) było to, że Bielecka mimo tak długiego czasu
spędzonego z siatkówką i siatkarzami dosłownie pod nosem, z tymi wszystkimi emocjami,
nadal nie odczuwała tego w takim stopniu jak wszyscy wokół. Bo jej zdaniem nie
zmieniało to przecież w żaden sposób jej życia. Niezależnie od tego, kto by
wygrał, nie miało to wpływu na koleje jej losu. Tak sobie to tłumaczyła.
Uśmiechała się jednak tyle razy wcześniej i cieszyła się wraz z wszystkimi. Po
ostatnim zdobytym punkcie była trochę w innym świecie i z opóźnieniem załapała,
że Polska wygrała. Wszyscy wokół już podskakiwali, krzyczeli, a ona dopiero
podnosiła się z krzesełka, w ręku ściskając długopis. Aga natomiast w tym
czasie dosłownie przeskoczyła przez barierkę, chcąc dopaść do siatkarzy i
ściskać wszystkich z radości. Nie dopuścili jej, bo Bielecki ją odciągnął, a
zaraz po tym cała drużyna ustawiła się w rzędzie pod siatką, aby podziękować
przeciwnikom za grę. Aby dać upust radości, Borkowska dopadła więc do
przyjaciółki i uściskała ją spontanicznie, mało nie podnosząc do góry. Alex była
odrobinę zaskoczona, bo zdawać się mogło, że nie zdawała sobie nadal sprawy z
tego, że mecz się już skończył, ale i tak szybko odwzajemniła uścisk. A potem
się zaśmiała. Tego jej brakowało, takiej beztroskiej radości i bliskości z
Agatą. Tego im obu brakowało.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Mimo chwilowego zawieszenia broni, dziewczęta w autobusie
usiadły osobno. Nie wyglądało to tak, jakby były pokłócone, bo tak właściwie
nawet im się udało porozmawiać w drodze do autobusu i śmiały się przy tym tak,
jakby cała ta przykra sytuacja z dnia poprzedniego nie miała miejsca. Na tym w
końcu polega przyjaźń, na wybaczaniu sobie choćby najbardziej przykrych słów. A
to, że jednak siedziały w innych miejscach... To wyszło samoistnie, w końcu nie
mogły być całe życie nierozłączne i każdy potrzebował trochę niezależności.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
I tym razem nie było w Aleksandrze ani odrobiny zazdrości o
to, że Agata spędza czas z kimś innym, w tym wypadku z nową miłością swojego
życia.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
No a poza tym, wszystkim wokół ulżyło.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Ja wiem, że wy się cieszycie, bo to trudno zdobyte
zwycięstwo! - zakrzyknął Aleksander Bielecki, wyskakując z autobusu pod
hotelem.- Ale nie balujcie zbyt bardzo, bądźcie odpowiedzialni, bo niedługo
finał! - dodał, stając już w drzwiach.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Ale przynudza, nie? - zagadnęła Aga do Alex.- Chociaż w
sumie...<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Chociaż w sumie to wypadałoby trzymać fason i nie chlać
na umór, nie? - Bielecka lekko się uśmiechnęła.- Zwłaszcza przed finałem.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- Ten finał... Ja chyba osiwieję - Borkowska pokręciła
głową.- Kubiak tu idzie - zdziwiła się, w końcu pokój miał na innym piętrze,
więc powinien skierować się w inną stronę, na inne schody. Wszystko było inne,
a to oznaczało, że ewidentnie zmierzał w ich stronę.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
- No cóż... Mam dziś względnie dobry dzień, to stawię mu
czoła - Aleksandra uśmiechnęła się przy tym krzywo.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
-
Powodzenia - powiedziała Agata, szczerze uśmiechając się do panny Bieleckiej,
która widząc zbliżającego się przyjmującego, po raz kolejny westchnęła. No nic,
teraz już nie było szans na jakąkolwiek ucieczkę. Zresztą, miała takie
wewnętrzne postanowienie, ażeby przed finałem oczyścić głowę. Skoro z Borkowską
udało się osiągnąć porozumienie, Michał był przy tym Pieszczochem. Czy tam
pikusiem.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy odwróciła głowę, Agaty już nie było. A właściwie taki
miała zamiar, zniknąć jak w kreskówce, tylko że się nie udało i Aleksandra
jeszcze ją dostrzegła na końcu korytarza oddalającą się spiesznym krokiem. A to
zołza, zostawiła ją samą na konfrontację z Kubiakiem! A podobno się
przyjaźniły!<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
Kiedy odwróciła się z powrotem, Michał był już tuż przed
nią, więc uniosła głowę. Uśmiechał się i, niestety, uśmiech był to ładny i
sprawiał, że Bielecka wyobrażała sobie różne dziwne rzeczy. Takie, o których
nie powinna myśleć, bo przecież ją oficjalnie denerwował.<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
-
To co, gadamy u ciebie w pokoju czy standardowo zamykamy się w schowku? –
wypalił na wstępie, a ten cudowny uśmiech nie zszedł mu z twarzy.</div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
No
i jak mogłaby się tym razem na niego złościć?<o:p></o:p></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
</div>
<div class="MsoNormal">
___<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">
Pokażcie, że jeszcze tu jesteście i czytacie! :)</blockquote>
</div>
</div>
</div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-6236835642885132192016-11-01T22:14:00.001+01:002016-11-01T22:14:30.247+01:00Mały przerywnik vol. 2Witamy Was wszystkie bardzo serdecznie, Drogie Czytelniczki!<br />
Na wstępie chciałybyśmy przeprosić za tak długą nieobecność i nieodzywanie się. Można by powiedzieć, że nic nas nie usprawiedliwia, bo mogłyśmy dać znać, że po prostu nie wiadomo, kiedy będzie rozdział. Ale z drugiej strony, trzeba też to zrozumieć, bo nie chodzi o ogólne życie prywatne i brak czasu, tylko o to, ze równie dobrze mogło nam się coś stać. Coś, co uniemożliwiałoby pisanie i choćby danie znaku życia.<br />
Ale to nieważne. Ważne, że wróciłyśmy po trudach codziennego życia. W końcu udało nam się zgadać i w związku z tym mamy dla Was radosną wiadomość: rozdział się pisze! Powinien pojawić się najpóźniej do końca przyszłego tygodnia.<br />
Tak wiec prosimy Was o wybaczenie i o to, abyście wykazały się jeszcze odrobiną cierpliwości. Bo cóż to jest tydzień w porównaniu do półtora roku, prawda?<br />
Tak więc do przeczytania!V.http://www.blogger.com/profile/02814397758101870444noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-69839220454193510322015-07-14T14:43:00.000+02:002015-07-14T14:43:43.024+02:00Mały przerywnikTak, wiemy, że się niecierpliwicie, ale spokojnie, trzydziesty pierwszy rozdział już się pisze. Ostatnio po prostu byłyśmy trochę zabiegane, bo sesja, bo prace dyplomowe itd. Studia to nie są przelewki, uwierzcie :)<br />
<br />
Tak czy inaczej, jak pewnie wiadomo, powoli (chyba nawet bardzo powoli z naszym tempem pisania) zbliżamy się do końca Brygady AA. Bo to nie może przecież trwać wiecznie. W związku z tym stwierdziłyśmy, że chciałybyśmy, abyście miały swój wkład w tę historię. Można by to określić małym konkursem, ale nie, żadnych nagród nie przewidujemy.<br />
Chciałybyśmy, abyście w komentarzach opisały, jak wyobrażacie sobie dalej tę historię i jakiego zakończenia oczekujecie, jakie byłoby fajne z Waszej perspektywy. Być może najciekawsze pomysły wykorzystamy w taki lub inny sposób, wtedy historia miałby również coś z Was.<br />
A przecież nie chcemy Was zawieść ani rozczarować!<br />
Czekamy na Wasze wizje. Natchnijcie nas!V.http://www.blogger.com/profile/02814397758101870444noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-46906018673396743592015-03-12T19:34:00.001+01:002015-03-12T21:16:02.092+01:0030. Wiesz, że Kanał Augustowski jest dłuższy od Kanału Panamskiego?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Dean
Winchester to jest jednak seksowna bestia i z każdym kolejnym sezonem <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Supernatural</i> wygląda coraz lepiej. Do
tego jest mega pociągający, gdy mówi te swoje ,,awesome” albo ,,son of a
bitch”. Agata po raz kolejny cofała scenę, w której jej ulubiona postać ucina
głowę jednemu z tych wrednych Lewiatanów, kiedy to do pokoju wpadła
roztrzęsiona przyjaciółka. Włączyła pauzę, bo przecież Aleksandra była ważniejsza od
tych przebrzydłych potworów. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Jesteś
zadowolona z siebie? – Bielecka skrzyżowała ręce na piersiach i posłała Adze
nienawistne spojrzenie. Na początku pomyślała o tym, że ma pretensje o to, że
nie poczekała na nią z kolejnym odcinkiem serialu; przecież obie szalały na
punkcie Winchesterów, a dzień w którym pojawiał się nowy odcinek był zawsze
uroczyście celebrowany bezcukrową Coca Colą i serowym popcornem z Biedronki. –
Pytam, czy jesteś zadowolona z tego, że dzięki tobie zrobiłam z siebie idiotkę
przed całą reprezentacją? – nie płakała. Była wściekła, ale nie płakała.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Co? –
mruknęła Agata, zamykając laptopa. – Niby dlaczego zrobiłaś z siebie idiotkę? I
co ja mam z tym wspólnego?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Przez myśl
przeszło jej, że Igle, Kurasiowi albo innemu nicponiowi znowu zebrało się na
żarty i zrobili jej jakiś kawał, który przeznaczony był dla Borkowskiej. Tutaj
nikt nie był bezpieczny; nieraz zdarzyło się, że i sam Anastasi przez pół dnia
szukał swojego telefonu albo Kaczmarczykowi w miejsce statystyk powklejali
losowania Dużego Lotka z ostatniego miesiąca, do momentu aż nauczył się
zapisywać je w kilku miejscach. </div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Wyjaśniła
się sprawa numeru, wyobraź sobie. Po co było kłamać? Nie mogłaś od razu
powiedzieć, że Kubiak chce porobić sobie jaja?! Razem byśmy się pośmiali – gdyby
teraz krzyknęła, byłoby to jakieś takie łatwiejsze do przyjęcie, bo całkiem
podobne do Aleksandry i adekwatne do sytuacji. Ale powiedziała to cicho,
spokojnie i z aż nazbyt wyczuwalną ironią w głosie. Kopnęła przy okazji lekko kapcie
należące do przyjaciółki.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- A pomyślałaś
może, że on nie chciał zrobić sobie jaj, tylko bał się podpisać, bo pewnie to
ty zrobiłabyś z niego idiotę? Chciałam wam jakoś pomóc, bo sami byście prędzej
pozabijali się niż doszli do jakiegokolwiek konsensusu – Borkowska, widząc ironiczną minę przyjaciółki, podniosła się z łóżka i zmierzyła Bielecką przeszywającym spojrzeniem. – Zawsze taka jesteś! Sama wszędzie się mieszasz w
moje sprawy, a gdy działa to w drugą stronę, robisz z siebie wielce
pokrzywdzoną.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Niby kiedy
się wmieszałam w twoje sprawy? – nakreśliła palcami cudzysłów. – I nie odwracaj
teraz kota ogonem! Wszystko razem zaplanowaliście – wycelowała w nią palec,
zakończony pomalowanym na granatowo paznokciem. – Po to była ta cała szopka, by
przekonać mnie do niedzwonienia na ten numer przy wszystkich, tak? Jak mogłaś
mi to zrobić?! Ty, która nazywałaś się moją przyjaciółką…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Alex, zluzuj
majty. Przecież nic takiego naprawdę się nie wydarzyło – Agata chciała załagodzić
nieco sytuację. Wiedziała, że będzie dym, ale nie przeczuwała, że aż do takiego
stopnia. Zrobiła krok w jej stronę, by przytulić ją i grzecznie przerosić, a
potem włączą sobie kolejny odcinek <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Nie z
tego świata</i> i będą rozwodzić się nad urodą starszego z braci, ale Bielecka
cofnęła się. – Co ty wyprawiasz? – zazwyczaj duże oczy Agi, zrobiły się jeszcze
większe, przez co wyglądała, jakby miała dość spory wytrzeszcz. – Co…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- To koniec,
Agata. Przegięłaś pałę tym razem – Bielecka zaczęła w pośpiechu pakować swoje
rzeczy. – Cały ten wyjazd i tak był do bani, nie myślałam tylko, że skończy się
na nim coś, co obie miałyśmy najważniejsze w życiu… - zmięła reprezentacyjną
koszulkę i wrzuciła ją do walizki. – Chociaż nie wiem, czy ja jestem dla ciebie
najważniejsza. Przecież masz teraz tego swojego siatkarzyka i czeka was
sielanka w tym cholernym Rzeszowie. Uważaj tylko, żeby nie kopnął cię w dupę,
jak te wszystkie panny przed tobą.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Uważaj na
to, co mówisz! – wrzasnęła Borkowska. – Nie masz prawa mówić tak o Zbyszku!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Bo co?
Jesteś z nim tylko i wyłącznie dzięki mnie – fuknęła w jej stronę, zbierając
ostatnie drobiazgi. – Oficjalnie zrywam naszą przyjaźń!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- No i dobrze,
nie potrzebuję cię – powiedziała Agata, czując, że w tym momencie pęka jej
serce.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br />
<br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- I wtedy,
wyobrażasz to sobie, powiedziała, że zrywa naszą przyjaźń!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Nerwy ją
poniosły – mruknął Zbigniew znad gazety, nawet nie odrywając wzroku od tekstu.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Ty mnie w
ogóle słuchasz? – Agata się zirytowała.- Obchodzi cię, co mówię? – przecież właśnie
mu się żali, sprawa jest poważna, a on nawet na nią nie spojrzał, tylko czyta
jakiś głupi artykuł.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Oczywiście,
że tak – znów mruknął, takim trochę obojętnym głosem.- Wiesz, że Kanał
Augustowski jest dłuższy od Kanału Panamskiego?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Że co?! –
Agata praktycznie krzyknęła, zaraz jednak zorientowała się, że nie należy
przesadzać, wiec trochę przystopowała. - Ja ci właśnie mówię, że się pożarłam z
Alex i zerwała naszą przyjaźń, a to jest naprawdę okropne i nie wiem, co mam
zrobić, a ty masz to w dupie i jeszcze o jakichś kanałach mi gadasz!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Proszę cię,
nie zaczynaj.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Czego mam nie
zaczynać znowu?!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Właśnie
tego. Uspokój się trochę. Mówię ci, nerwy ją poniosły. Uspokoi się, pomyśli i
przyjdzie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Nie
przyjdzie! Nie rozumiesz, ona powie…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Bardzo
dobrze rozumiem – przerwał jej Zbyszek, w końcu odkładając gazetę.- Okłamałaś
ją, to się wściekła. Dziwisz się?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Borkowską w
tym momencie zatkało. Stała tak chwilę, nic nie mówiąc, jedynie wpatrując się w
Bartmana szeroko otwartymi oczami, w których było widać tylko i wyłącznie szok.
Co też mu strzeliło do głowy, żeby wygadywać takie rzeczy? Przecież powinien ją
teraz wspierać, a nie być przeciwko! Potrząsnęła w końcu głową, siadając na
brzegu łóżka, na którego drugim końcu siedział Zbyszek. Do tej pory chodziła po
pokoju, jakby to miało jej pomóc w poradzeniu sobie ze złością. Skutku nie
odniosło, irytowało tylko Zbigniewa, który jednak starał się nie zwracać uwagi
na to chodzenie Agi, skupiając się na gazecie.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Okłamałam
ją, bo chciałam, żeby się w końcu dogadała z Kubiakiem…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Ale
okłamałaś – brzmiało brutalnie, ale ktoś musiał Agacie o tym powiedzieć; padło
na Zbyszka, skoro ta rola nie przypadła w udziale Aleksandrze.- A pytała cię
jeszcze kilka razy, czy na pewno nie wiesz, czyj to numer. I wierzyła ci, że
nie wiesz. Ufała. A ty kłamałaś dalej.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- No bo…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Nie tłumacz
się, naprawdę. Ona zareagowała trochę przesadnie, fakt, ale po prostu zawiodłaś
jej zaufanie. Później jej przejdzie, ale to nie zmienia faktu, ze zachowałaś się
nie w porządku. I zrobiła przez to z siebie idiotkę – choć idiotkę to robiła z
siebie całkiem często, zamiennie z histeryczką, ale tego akurat nie zamierzał
teraz mówić. Mimo wszystko, jakoś tam Bielecką rozumiał, bo gdyby Kubiak mu
wyciął taki numer z okłamywaniem w żywe oczy, to też by się pewnie nieźle
wściekł na niego.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Myślałam, że
będziesz po mojej stronie – stwierdziła Agata z wyrzutem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Ale ja
jestem po twojej stronie! – zapewnił ją od razu.- Ktoś ci jednak musiał
powiedzieć, ze źle zrobiłaś. Chyba nie powinienem tylko cały czas grzecznie
przytakiwać, nie?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- No na pewno
nie, na co mi pantoflarz? – lekko, bo lekko, właściwie bardzo leciutko, ale
jednak się uśmiechnęła.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A Zbyszek od
razu owy uśmiech odwzajemnił. A potem bezczelnie zajrzał do gazety.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Wiesz może,
co się stanie, jak umrze królowa Elżbieta? Tragedia jakaś będzie, nie? – chyba to
właśnie wyczytał w tym samym artykule, ale Agata już się nie wściekała.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Pokręciła
tylko głową z politowaniem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
A może faktycznie
powinna się zastanowić, co się stanie, gdy królowa brytyjska kopnie w
kalendarz? Brytyjczycy chyba będą musieli zmienić słowa hymnu…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
<br />
<br />
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Hotelowy
schowek dobry na kłótnię z ojcem, chłopakiem, a teraz także – jak się okazało -
idealny po scysji z przyjaciółką.. W sumie to już z byłą przyjaciółką, bo równo
czterdzieści dwie minuty temu ostatecznie zakończyła się jej przyjaźń z Agatą
Borkowską. Szkoda tylko, że nie miała takiego w domu; wtedy bez problemu
mogłaby schować się przed mamusią pseudo artystką, wiecznie zmęczonym ojczymem
i tą bandą rozwrzeszczanych dzieciorów Po raz kolejny zaniosła się od łez i
wysmarkała głośno nos w skrawek papierowego ręcznika, leżącego na metalowej
półce. Nic do niej nie docierało; czuła się jak obserwator, a nie jak ktoś, kto
przed kilkudziesięcioma minutami zakończył coś, co wydawało się być wieczne.
Ktoś kiedyś powiedział o nich, że są rozdzielonymi siostrami syjamskimi i chyba
nic nie byłoby w stanie ich rozdzielić. Ciekawe co powiedziałaby ta osoba w tej
chwili?</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Coś
zachrobotało i do tego maleńkiego pomieszczenia, stanowiącego jej tymczasowe
schronienie, wpadło jasne światło. Skuliła się w sobie, wciskając głębiej
między kij od szczotki i mopa, wpadając głębiej w wiaderko, gotowa walczyć z
panią sprzątaczką o narzędzia. Widząc jegomościa, który zakłócił jej błogi
spokój, zaklęła cichutko, pośpiesznie wycierając twarz z łez.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Tak żem
czuł, że tu będziesz – drzwi otworzyły się szerzej i pojawiła się w nich
sylwetka Michała Kubiaka z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Mogłabyś wymyślić
coś bardziej wyrafinowanego, no naprawdę – wszedł do pomieszczenia, zamykając
za sobą drzwi, uprzednio sprawdzając, czy nikt niepożądany nie kręci się w
pobliżu.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Wypierdalaj
stąd, Dziku. Jakbyś chciał wiedzieć, nie jesteś tu mile widziany. Pierwsza
zaklepałam schowek, więc jest mój – starała się ukryć twarz w dłoniach, by nie
widział jej podpuchniętych od łez oczu. Przewrócił jedynie oczyma, stając w
bezpiecznej odległości.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Agata
powiedziała mi, co się stało. Właściwie nie musiała nic mówić, bo widząc ją
zaryczaną w progu naszego pokoju, domyśliłem się, co mogło się stać – Kubiak
przykucnął obok niej i położył dłoń na jej ramieniu. – Ja wiem, że masz do niej
ogromne pretensje, do czego masz oczywiście prawo i nikt tego nie neguje.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Co cię to
obchodzi w ogóle? – burknęła Aleksandra, odrzucając jego rękę. Poczuła przypływ
złości i jedyną rzeczą, którą chciała teraz zrobić, było zdzielenie Kubiaka
szczotką po głowie. To wszystko przez niego, bo odkąd go poznała, zaczął się
ten horror; przez te nieustanne konflikty, ledwo poznawała samą siebie. –
Wynocha mi stąd!</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Zawsze taka
jesteś; ciągle na kogoś wrzeszczysz i nie dasz sobie niczego wytłumaczyć, mimo
tego, że mogłoby to wyjść ci tylko i wyłącznie na dobre – niewzruszony Michał,
złapał ją za twarz i zmusił do popatrzenia na siebie. Niechętnie skierowała na
niego wzrok, boleśnie przegryzając sobie wargi, ażeby nie wygarnąć mu
wszystkiego, co o nim myśli. – To moja wina, ja tutaj namieszałem i muszę
stanąć na głowie, żeby was pogodzić. Zanim znowu odstawisz jakiś cyrk, musisz
wiedzieć, że to ja poprosiłem Agatę, żeby pod żadnym pozorem nie wydała mnie z tym
numerem. Wiem, że zachowałem się jak gimnazjalista, ale ja naprawdę chciałem z
tobą porozmawiać w swoim czasie. Musiałem najpierw wybadać jakoś grunt, a to
wydawało mi się najlepszym sposobem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- To nie
tłumaczy tego, że mnie okłamała. Prosto w oczy sprzedawała mi tanie kity. To
mnie najbardziej boli, wiesz? – wybuczała Bielecka, wpatrując się w michałowe
tęczówki. – Tak nie zachowują się prawdziwe przyjaciółki…</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
Kubiak
westchnął głęboko. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie należała do
najłatwiejszych, ale musiał zrobić wszystko, by pogodzić dziewczyny. Przecież
gdyby w końcu zebrał się w sobie i porozmawiał z Alex jak przystało na
prawdziwego faceta, nie wyszłaby ta cała niezręczna sytuacja.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Pamiętasz,
jak Aga darła koty ze Zbychem w Kanadzie, zanim dotarło do tych dwóch głąbów,
że nie mogą bez siebie żyć? Albo to, co działo się, po tej sytuacji z blondzią?
Też wtedy nie byłaś fair w stosunku do Agaty, bo ciągle coś tam mieszałaś, żeby
w końcu doszli do konsensusu, nie? Więc nie powinnaś zrywać przyjaźni po czymś
takim. Przemyśl to, Aleksandro. Mnie osobiście byłoby szkoda marnować tak
fantastycznej relacji przez jedną głupotę.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Wujek dobra
rada? – uniosła brew i zmierzyła go przeszywającym spojrzeniem.</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">
- Nie. Ktoś,
komu zależy, żebyś przestała unosić się dumą i nie zaprzepaściła czegoś, co
może trwać całe życie. Wiem, że między nami niczego raczej nie będzie, więc
zależy mi na tym, żebyś miała chociaż Agatę – wciągnął głęboko powietrze i
otworzył drzwi. – Proszę, przemyśl to jeszcze raz i podejmij właściwą decyzję.<br />
<br />
<br />
<br />
__________________________________<br />
<br />
<blockquote class="tr_bq">
Okrągła trzydziestka.<br />Informację na temat nowości znajdziecie <a href="https://www.facebook.com/pages/Aggowa-tw%C3%B3rczo%C5%9B%C4%87/182687625207699" target="_blank">tutaj</a>.<br />Kibicujmy naszym drużynom w Final Four. Szczególnie Skrze. </blockquote>
</div>
</div>
V.http://www.blogger.com/profile/02814397758101870444noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-73053308988531209002015-02-10T15:02:00.000+01:002015-02-10T15:17:07.451+01:0029. Naprawdę chcesz, żeby Olek Bielecki był twoim teściem?<div style="text-align: justify;">
<i>Na początek wyjaśnienie, dlaczego tak opornie idzie nam pisanie :)</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
2015-02-10 10:04:42 :: Agata</div>
<div style="text-align: justify;">
zaczyna się jak zwykle :D 84270895425634573 wiadomości, dopiero coś o Brygadzie :D</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>No i teraz wiecie, dlaczego tak długo nie ma nowych rozdziałów! Bo najpierw omawiamy wszystko inne naokoło! :D</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
___________</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Musisz wracać do siebie? Wygonimy gdzieś Kubiaka i spędzimy razem miły wieczór. Mogę zgodzić się nawet na jakąś ohydnie przesłodzoną komedię romantyczną z tym twoim ulubionym Goslingiem albo na maseczkę na mordzie, bylebyś była ze mną – przeczesał dłonią gęste pasma jej rudych włosów i delikatnie pocałował szyję dziewczyny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uwielbiał zapach Agaty; kojarzył mu się z latem, błogością i gorącym uczuciem, które narodziło się podczas pierwszego wyjazdu na tegoroczną ligę światową. Uśmiechnął się sam do siebie, spoglądając w jej zielone oczy. Oczy, które chciałby oglądać już do końca swoich dni. I pomyśleć, że niedługo będzie miał ją tylko dla siebie, bez tego rozwrzeszczanego, małego rudzielca, który nieustannie zabierał mu jego ukochaną.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Muszę, Zbysiu – Aga wzbiła się na palce i musnęła delikatnie jego usta, głaszcząc jego brodę. Tak bardzo lubiła czuć pod palcami jego nierówny zarost. – Widziałeś, jaki cyrk odstawiła na lotnisku. Teraz pewnie siedzi w pokoju i próbuje zhakować ten nieszczęsny numer. Czy tego chcesz, czy nie, to moja najlepsza przyjaciółka. Zawsze będę się o nią martwić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pokiwał ze zrozumieniem głową i wpił się w jej usta. Jeszcze tylko parę dni, Zbyszku, parę dni i ta mała menda zniknie z waszego życia, powtarzał sobie w głowie. Co prawda, zaczął ją akceptować, ba!, nawet polubił młodą Bielecka, ale gdy tylko pojawiała się w pobliżu, natychmiast skupiała na sobie całą uwagę Agaty. Doskonale wiedział, że przyjaźń jest ważna, ale nie do tego stopnia, by przebywać ze sobą non stop, a jeśli nie, to wisieć na telefonie. Na przykład Michał potrafił zrozumieć, że Zibi chce spędzić z Agą trochę czasu sam na sam i nie plątał się ciągle pod nogami, tylko siedział grzeczne w pokoju z nosem w telefonie, który ostatnimi czasy wręcz przyrósł mu do ręki albo grał na laptopie. Właśnie… z nosem w telefonie?!</div>
<div style="text-align: justify;">
Czerwona lampka zapaliła się w głowie atakującego i po chwili wszystko już wiedział. Chwycił za klamkę i wszedł do pokoju z numerem 502, w którym panował względny półmrok. Zapalił światło i zauważył, że jego przyjaciel leży ma boku z zamkniętymi oczyma, a jego elektryczne cudeńko spoczywa obok niego. Dałby sobie rękę obciąć, że udaje, że śpi. Przecież gdy spał, to mlaskał, gadał, chrapał i wydawał milion innych odgłosów. Potrzeba fizjologiczna była jednak większa niż chęć zrugania Michała Kubiaka, dlatego pierwszą rzeczą, jaką zrobił było pójście do toalety, z której wyszedł dokładnie dwie minuty później, wcześniej sprawdzając, czy zostawił toaletę w należytym porządku, bo jeśli wpadłaby tutaj Agata i zobaczyła nieopuszczoną deskę… No, zdenerwowałaby się nieco. Stanął w progu łazienki i jeszcze raz spojrzał na przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To ty wysyłasz te pseudo romantiko esemesy do Bieleckiej. Wiem o tym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taa, jasne. Niby skąd ci to przyszło do głowy? – wymruczał Kubiak, nawet nie otwierając oczu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Podczas ostatniego wyjazdu spiskowałeś z Agatą. Jak mniemam, wtedy wyżebrałeś od niej numer do tego małego demona. Wypierała się, ale ja i tak wiem, kiedy moja dziewczyna kręci. Dwa; z tym telefonem to chodzisz nawet do kibla, co sam przyznasz – jest nieco dziwne, skoro wcześniej walał się po całym pokoju i używałeś go tylko do codziennych rozmów z mamusią. A po trzecie? Takie dziecinne zachowanie pasuje mi tylko i wyłącznie do ciebie. No, może jeszcze do Kurka i Jarosza, ale Rudy żonaty, a Kuraś najbardziej kocha sam siebie, więc stanęło na tobie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pomyślałby kto, że ty taki mądry jesteś. Normalnie Sherlock Holmes dla ubogich – prychnął Misiek, obracając się na drugi bok. Pieprzony Bartman, zbyt dobrze go zna. Nieważne jak bardzo starałby się ukryć przed nim, że coś go gnębi, i tak zawsze wszystko wyniucha i zacznie pchać swojego nochala w michasiowe sprawy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No na pewno bardziej niż ty, skoro potrafię zagadać do dziewczyny, która mi się podoba, a nie cyrkuję z esemesami, jakbym był w gimnazjum. Jesteś taka słodka, kiedy się denerwujesz – nakreślił palcami cudzysłowie i starał się zaintonować głos Michała. - Normalnie śmiech na sali – odgryzł się przyjacielowi, siadając na swoim posłaniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ta, zajebiście zagadałeś. Nie pamiętasz, jak na początku opierdalała cię na każdym kroku? Dopiero wtedy, gdy jak jakiś jaskiniowiec, pocałowałeś ją po meczu coś się ruszyło, kojarzysz? Więc nie ucz ojca dzieci robić. Powoli, dokładnie, jakoś ją zdobędę – Michał usiadł na łóżku i rozłożył wygodnie swoje długie nogi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na razie to robisz z siebie tylko debila. Dziwne, że nie jest aż tak kumata, by zapytać kogoś o ten numer. Jak się dowie, że to ty, to przecież nogi z dupska ci powyrywa. Ona jest przecież nienormalna! Pamiętasz, jak kopała cię po kostkach przed meczem? To wariatka jest.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mów tak o mojej prawie dziewczynie! – obruszył się Michał i rzucił w przyjaciela poduszką. On Agaty nie obraża i Zibi o Aleksandrze też nie powinien mówić w ten sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A widzisz, gdybyś potrafił się dobrze zakręcić, nie byłaby prawie dziewczyną. Dupa jesteś, nie facet.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To niby co mam zrobić? – brwi Kubiaka powędrowały ku górze. Zibi Bartman specem w zdobywaniu kobiet? Fakt, miał ich na pęczki, ale tak naprawdę to Agata jest jego pierwszą, poważną dziewczyną. Te wszystkie przelotnie romanse przecież się nie liczyły.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przede wszystkim przestań do niej wypisywać i powiedz jej to prosto w twarz, a nie wypisujesz jak jakiś matoł z podstawówki. Po ile wy macie lat, co? Wóz albo przewóz. Jest jeszcze jednak kwestia, której chyba nie przemyślałeś – Bartman podrapał się po głowie, widząc badawcze spojrzenie swojego przyjaciela. – Naprawdę chcesz, żeby Olek Bielecki był twoim teściem?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poproszenie ojca, aby kupił wtyczkę z Internetem do komputera była dosłownie nieziemskim pomysłem. Dzięki temu teraz, będąc w Bułgarii, w obcym kraju, gdzie zwyczaje na pewno są inne niż w Polsce, mogła mieć Internet nawet na hali. Fakt, w hotelu i tak było wifi, ale w mnóstwie innych miejsc już go nie było. A co miałaby Aleksandra robić w przerwach w trakcie meczu? No tak, pewnie powinna pracować. Ale przecież nie bez powodu się mówi, ze faceci nie mogą robić kilka rzeczy jednocześnie, za to kobiety mają świetną podzielność uwagi. Szybko podliczyła to, co miała podliczyć, a teraz mogła przejrzeć chociaż ze dwie strony kwejka w przerwie. Już tak nie przeżywała meczu, chociaż w odległości kilku metrów znajdował się ten dam trener Rezende, na którego zdążyła już raz nakrzyczeć. Już tak nie przeżywała, jak wcześniej, choć to przecież była Brazylia. Mecz się przeciągał, choć w czwartym secie na ośmiopunktowa przegrana najwyraźniej podniosła morale drużyny. Został tylko ten ostatni, decydujący set, a Bielecka miała minę, jakby ją to wszystko naprawdę nie obchodziło. W końcu kwejk jest o niebo ciekawszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
W przeciwieństwie do przyjaciółki, która najwyraźniej wiodła prym wśród polskich kibiców, którzy przybyli do Sofii. Alex dałaby sobie rękę uciąć, że to właśnie głos Borkowskiej słyszy najbardziej, nawet jeśli siedziała przy stoliku statystyków, a przyjaciółka śpiewała na trybunach. Śpiewała? Wręcz ryczała. Darła się. Jak i wszyscy tam zebrani. Cóż, emocje zawsze robią swoją.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tym razem emocje były pozytywne, bo trudno się nie cieszyć, kiedy się wygrywa z wielką Brazylią. I to już któryś raz w tym sezonie. Nawet Bielecka się uśmiechnęła. Bo to był kolejny krok w stronę wygranej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nic dziwnego, że później Aga miała zachrypnięty głos i ledwie było ją słychać. Ale nawet mimo tego, nuciła sobie jeszcze coś pod nosem, choć zrezygnowała ze zbiorowych śpiewów w autobusie, siadając z przyjaciółką. Najprawdopodobniej dlatego, że ta ją o to poprosiła, bo inaczej pewnie znów brylowałaby w towarzystwie, tańcując w przejściu między siedzeniami. Zamiast tego siedziały obie spokojnie gdzieś na przodzie autokaru, próbując się troszkę odciąć od tych pokrzykiwań i dudniącej muzyki z tyłu pojazdu. Chwilę gapiły się na tyły siedzeń przed sobą, nie odzywając się. W końcu jakoś tak się zmęczyły, a do tego Agatę cały czas drapało w gardle. Trzeba będzie jakiś cholinex wziąć albo herbatkę z miodem wypić. Prędzej to drugie, bo gdzie w Bułgarii się cholinex kupi?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słuchaj, Aga, bo z tym telefonem…</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ty sobie jeszcze nie odpuściłaś? – zdziwiła się Agata, choć Aleksandra tak naprawdę ledwo usłyszała, co mówi. W efekcie trochę bliżej się przysunęła, aby wszystko dobrze usłyszeć.- Może to po prostu jakaś pomyłka, a jak nie odpisujesz, to ktoś myśli, że nadal ma dobry numer.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tak, pomyłka, zwłaszcza, jak ktoś użył mojego imienia, nie? – wymruczała z odrobiną ironii.- To musi być ktoś z nich i najwyraźniej dobrze się bawi, tak sobie ze mnie kpiąc.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, daj spokój, po co któryś z nich miałby to robić?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo mnie nie lubią?</div>
<div style="text-align: justify;">
„A dziwisz im się?” miała ochotę spytać Agata, powstrzymała się jednak, nie chcąc teraz urazić Bieleckiej. Chociaż jako przyjaciółka powinna jej powiedzieć kilka prawdziwych słów i uświadomić, jak się zachowuje. W tym momencie jednak wolała milczeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mogę sprawdzić w twoim telefonie, czy nie masz zapisanego tego numeru? – drążyła Alex.</div>
<div style="text-align: justify;">
W pierwszym momencie Aga spojrzała na nią jak na kosmitę, do tego z wyraźną dezaprobatą, ale koniec końców pokręciła głową i wręczyła jej telefon. W głowie po cichu gratulowała sobie przezorności, bo domyśliła się, że coś takiego może nastąpić i zawczasu usunęła numer Kubiaka z książki telefonicznej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No nie masz tego numeru – przyjaciółka oddała jej telefon, wyraźnie zawiedziona.- No ale w końcu nie musisz mieć numerów ich wszystkich, może to któryś z tych, których numeru nie masz…</div>
<div style="text-align: justify;">
Agata znów pokręciła głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jaka ty uparta jesteś – szepnęła, bo głośniej nie mogła.- Daj spokój, nawet jeśli lubią robić dowcipy, to przecież wiedzą, że ciebie nie należy ruszać, bo się odegrasz o wiele gorzej – już mówiła cokolwiek, aby tylko odciągnąć Aleksandrę od tego pomysłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Choć w sumie nie dziwiła się temu, że jest taka zawzięta i nie da sobie wmówić czegoś innego. W końcu po treści esemesów można było się zorientować, że pisze je ktoś, kto jest na miejscu i ją obserwuje. To logiczne. A do logiki matematyczki nie można się było przyczepić, w końcu umysł miała typowo analityczny.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może ja po prostu rano na stołówce zadzwonię na ten numer i zobaczymy, czyj telefon się odezwie, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Teraz to Agata spojrzała na nią z prawdziwym przerażeniem w oczach. Zaraz jednak to zamaskowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój, mówię ci, że to żaden z nich – machnęła ręką dla podkreślenia swoich słów.- Tylko się rozczarujesz, bo nie udowodnisz tego, co chcesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale ja muszę wiedzieć!</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ja ci mówię, że to żaden z nich, nie możesz mi uwierzyć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc kto?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, może któremuś z Włochów się podobasz, a Łasko pomógł napisać esemesa po polsku czy coś…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aga, Włochów nie ma w final six…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, rzeczywiście…</div>
<div style="text-align: justify;">
Brwi Aleksandry podsunęły się do góry. Nie dość, że Włochów nie ma w Sofii, o czym Agata powinna wiedzieć o wiele lepiej niż Alex, to do tego jeszcze nie mają polskich numerów telefonów. Logiczne myślenie przyjaciółki coś nie bardzo działało w tym momencie, a Bielecka odnosiła wrażenie, że na wszystkie sposoby próbuje jej wmówić, że pomysł z dzwonieniem na ten numer nie przyniesie skutku. Tylko dlaczego miała, wrażenie, że właśni odwrotnie, że przyniesie skutek, tylko że Agata próbuje to ukryć?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc co, będziesz dzwonić rano? – dopytała Borkowska, trochę niepewnym głosem, co dało się dosłyszeć, mimo chrypnięcia.</div>
<div style="text-align: justify;">
No i bingo, to tylko potwierdziło podejrzenia Alex.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie – odezwała się po chwili namysłu.</div>
<div style="text-align: justify;">
A na twarzy Agi dostrzegła wyraźną ulgę. Cóż, czyli trzeba będzie zadzwonić, tylko po prostu tak, aby o tym nikt nie wiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Trening treningiem, ale zakupy były o niebo ciekawsze. Zwłaszcza, że Mieszko stwierdził, że do roboty jest raczej niewiele, w końcu to tylko trening. Trzeba było zrobić tylko dwie analizy ataków Kubańczyków, żeby wysnuć odpowiednie wnioski, opowiedzieć o tym trenerom, no i pod to zrobić trening. A skoro Mieszko się tym zajął, to spokojnie mogły sobie pobuszować po sklepach. Tak naprawdę nie mając w zamiarze niczego kupować, samo oglądanie niekiedy jest fajne. </div>
<div style="text-align: justify;">
Choć Agata najwyraźniej była zdeterminowana, aby coś kupić. Problem w tym, że Alex miała wyznaczoną konkretna godzinę, do której ma wrócić, aby wszystko szybko podliczyć. To była prawda w połowie. Fakt, musiała wrócić i wszystko policzyć, ale chciała też jeszcze coś załatwić w taki sposób, aby Aga o tym nie wiedziała. Zostawiła więc przyjaciółkę na zakupach, a sama dotarła do hali treningowej, mając przy okazji zamiar zabrać się z wszystkimi później do hotelu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Załapała się jeszcze na końcówkę treningu. Stanęła z boku, obserwując wszystko w milczeniu. Nie ruszyła się z miejsca, kiedy cała drużyna zeszła z boiska, pozbierała swoje rzeczy i ruszyła w stronę szatni. Przyglądała się im z uwagą, chcąc się dowiedzieć, w jakim kierunku dokładnie pójdą. I się dowiedziała. Poleciała więc od razu do Mieszka, podliczyli wszystko w tempie dosłownie ekspresowym, a potem poszła śladami siatkarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gwar rozmów i szum wody doprowadziły ją do konkretnych drzwi. Stała pod nimi chwilę, nasłuchując, czy nikt nie raczy teraz wyjść. Ale raczej żaden nie miał takiego zamiaru, zawzięcie o czymś dyskutowali. Poza tym, wodę nadal słyszała. A kiedy ucichła, Bielecka doszła do wniosku, że to jest dobry moment, aby przejść do ataku. Najpierw weszła w ustawienia w telefonie i zastrzegła swój własny numer, aby nie wyświetlał się u nikogo, do kogo będzie dzwonić. Potem weszła w esemesy, odnalazła te od nieznanego numeru i kliknęła na niego, choć jeszcze nie nacisnęła guzika „połącz”. Musiała się do tego nastawić psychicznie. Pół minuty wystarczyło, bo po tym czasie słyszała już sygnał połączenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Za to drugie ucho dosłownie przykleiła do drzwi. I cóż, nie myliła się, bo chociaż cicho, to jednak dosłyszała nagle grający telefon. Melodia była dziwaczna, nie znała jej, ale za to usłyszała lepiej, bo gwar rozmów nagle przycichł.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Telefon komuś dzwoni, słyszycie? – nie potrafiła rozróżnić głosów, bo były trochę przytłumione.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Żółte tulipany? Taka tandeta? Czujecie to?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tandeta?! Najwyraźniej też słuchałeś, skoro znasz!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odbierzcie to w końcu, bo nie dam rady tego dłużej słuchać!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale gdzie jest ten pieprzony telefon!?</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym samym momencie usłyszała „tak?” w słuchawce. Głos rozpoznała i, cóż, wszystkie złudzenia się rozwiały. Bo cały czas miała rację. Od razu się rozłączyła, nie mówiąc ani jednego słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ktoś sobie jaja robi, bo nie dość, że zastrzeżony, to się rozłącza jeszcze! – usłyszała za drzwiami głos pełen złości, ale już wiedziała, do kogo należy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wybrała numer jeszcze raz. I znów słyszała sygnał połączenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i dzwoni jeszcze raz! – dotarło do niej zza drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Chwyciła lekko za klamkę. Potem delikatnie ją nacisnęła i uchyliła drzwi. Dźwięk przy uchu i głos, który usłyszała podwójnie powiedziały jej, że Michał odebrał połączenie. Ale wtedy Aleksandra szerzej otworzyła drzwi, stając w progu i nie przejmując dużą grupą w większości półnagich siatkarzy, którzy teraz dokładnie co do jednego mieli wzrok skierowany właśnie na nią. Patrzyła tylko na jednego. Na Kubiaka, który trzymał telefon przy uchu. Wolno opuściła rękę ze swoim telefonem, nie spuszczając z siatkarza wzroku.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zauważył ją. Nie potrafiłaby określić wyrazu jego twarzy w tym momencie. Na pewno nie był szczęśliwy. Bielecka też zresztą nie była szczęśliwa. Jak mogłaby być, skoro właśnie w tym momencie dowiedziała się, że wszyscy ją okłamywali?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak mogłeś…? – nic innego nie była w stanie powiedzieć.</div>
V.http://www.blogger.com/profile/02814397758101870444noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-12243024060232149602014-07-30T17:00:00.004+02:002014-07-30T17:00:51.143+02:0028. Pomóż im jakoś.<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br />
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>No i po jaką cholerę dała się wmanewrować
w ten głupi wyjazd do Sofii? Fakt, kasa była niezła, bo z tego co wiedziała,
Przedpełski po tej aferze w Japonii, nie oszczędza teraz na kadrze i sztabie,
więc przez jeden turniej zarobi tyle, co miałaby za trzy miesiące rozdawania
ulotek. Albo i więcej. No dobra, na pewno więcej. A poza tym, będzie mogła
spędzić przy tym trochę czasu z Agą, której wyjazd do Rzeszowa zbliżał się
nieubłaganie. I tak, siedząc na sfatygowanej walizce, ze stoickim spokojem
przyglądała się zamieszaniu panującemu na lotnisku, bo przecież polscy
siatkarze nie mogli usiedzieć spokojnie na tyłkach. Oczywiście nie wszyscy, ale
większość. Zagumny siedział z nosem w gazecie, a Możdżonek czytał jakieś opasłe
tomisko, Agata sztorcowała właśnie Zbyszka, który w zrezygnowaniu przewracał
oczyma, Igła z nieodłączną kamerą biegł za Kosokiem i Nowakowskim, uciekającymi
w popłochu przed libero, Winiar jadł jakąś sałatkę owocową, plując we wszystkie
strony pestkami z winogron, a Kurek z Jaroszem przekomarzali się, robiąc
harmider na połowę Okęcia. Jeden wielki cyrk. Westchnęła cicho, zastanawiając
się, czy aby przypadkiem nie zapomniała ładowarki, ale upewniwszy się w
myślach, że owy przyrząd znajdował się na jej mądrej liście, odetchnęła z ulgą.
Chwilę później ojciec przyniósł jej kubek z lurowatą kawą z automatu i
przystanął obok, przyglądając się całemu interesowi.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Fajnie, że się zgodziłaś – mruknął
Bielecki, kładąc jej rękę na ramieniu. – Oskar stwierdził, że jesteś jedyną
osobą, która może go zastąpić. Chwalił cię do samego Przedpełskiego, a uwierz
mi, nieczęsto mu się do zdarza. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Widzi pan; mówiłam, że komu jak komu,
ale mi, uda się ją przekonać – Agata zmaterializowała się przy nich, szczerząc
się od ucha do ucha. I przez sekundę Aleksandrze zrobiło się przykro, bo
przecież już niedługo nie będzie mogła oglądać jej tak często, jak dotychczas.
– Pan tego nie potrafił, a ja owszem.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Dobra, dobra. Już nie przypisuj sobie
wszystkich zasług. Właściwie decyzję podjęłam wcześniej, ale udawałam niedostępną
żeby się z tobą trochę podroczyć i wyłudzić szarlotkę pani Mai – wytknęła jej
język. Bardzo dorośle.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Bielecki zaśmiał się, bo cóż innego miał
począć? Podczas pierwszego wyjazdu razem z dziewczynami obawiał się, czy czasem
nie wynikną z tego jakieś większe kłopoty. I owszem, pojawiały się takowe, ale
wszystko szybko rozchodziło się po kościach. Jednak najbardziej cieszyło go to,
że zaczął jakoś dogadywać się z Aleksandrą. Jakoś, ale zawsze, a na pewno
lepiej niż dotychczas. W końcu przestał być dla niej mężczyzną przesyłającym
raz w miesiącu kwotę wyznaczoną przez sąd rodzinny i od wielkiego dzwonu
zabierającym ją na kilkudniowe wakacje, które kończyły się wielką awanturą albo
ignorowaniem się przez owy czas. Stali się rodziną; ojcem i córką, którzy bez względu
na wszystko mogli na siebie liczyć. I właśnie dotarło do niego, że stracił dużo
czasu. Czasu, który już nie wróci. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Aga, pssst! – usłyszała za plecami, a
gdy podążyła za wzrokiem Borkowskiej, o mało nie spadła z tej cholernej
walizki. Nie kto inny jak Michał Kubiak, chowając się za filarem, starał się
przywołać jej przyjaciółkę, która minę miała co najmniej zdezorientowaną. Agata
uniosła brew, ale po wymruczeniu jakiejś idiotycznej formułki, ruszyła w stronę
przyjmującego i oboje zniknęli za owym filarem.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Alex wymieniła z ojcem zdziwione
spojrzenie i w tym samym momencie wzruszyli ramionami. Gdzieś obok przemknął
Ruciak, narzekający ostatnio na problemy z kostką, więc Bielecki podążył za
nim, wypytując o samopoczucie i grzebiąc w swojej wielkiej torbie w
poszukiwaniu czegoś, co mogłoby uśmierzyć jego ból. Aleksandra wzięła głęboki
oddech, walcząc sama ze sobą, żeby czasem od razu nie polecieć za Borkowską,
która wyraźnie coś przed nią ukrywała i bratała się z tym burakiem. Na pewno
gadają o niej, bo zaczęły piec ją uszy. O nie, teraz to sobie nagrabili.
Podniosła się z walizki, wcześniej prosząc Wiśniewskiego, który krążył gdzieś
obok, rozmawiając przez telefon, by popilnował jej dobytku i ruszyła w stronę
miejsca, gdzie przed momentem zniknęli Agata i Misiek, czając się jak ninja.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No i co? Odpisała? – usłyszała
gorączkowy szept przyjaciółki, która wpatrywała się w telefon
najprawdopodobniej należący do Kubiaka.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>-
Nie, dlatego spróbowałem po raz kolejny, no ale chyba też nie brzmiałem na tyle
przekonująco, żeby raczyła odpowiedzieć na wiadomość – westchnął, drapiąc się
po głowie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>To Kubiak wysyłał jej te wiadomości! To na
pewno on! A numer dała mu Agata, bo któżby inny? A to zdrajca!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No wiesz, Agata! Nie spodziewałabym się
tego po tobie! – Aga i Kubiak spojrzeli z przerażeniem na Bielecką, która
mordowała ich spojrzeniem. – Jak widać, wyszła natura na włosach wypisana!
Zresztą, kto dał ci prawo rozdawać mój numer? Jeszcze temu gburowi, no
naprawdę… Może jeszcze napiszesz ogłoszenie z nim i porozklejasz je w całych
Katowicach?!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Chryste, dziewczyno! Czy ty naprawdę
myślisz, że ja do ciebie cokolwiek pisałem? – brwi Bieleckiej powędrowały ku
górze.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- A nie?!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nigdy w życiu! – zaparł się Michał,
krzyżując ramiona na piersiach. – Już tak sobie nie pochlebiaj. Znalazłem sobie
dziewczynę, która ma wszystko w porządku z głową w odróżnieniu do niektórych.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Aha – tylko tyle zdołała wykrztusić,
zanim odwróciła się na pięcie, wrzeszcząc przy okazji na biednego Zatiego,
który niechcąco napatoczył jej się po drodze. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>No to niezłą idiotkę z siebie zrobiła.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i style="mso-bidi-font-style: normal;"><span style="font-size: 11.0pt;">Skoro nie Kubiak, to kto…? I do kogo on
wypisuje?</span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Owe pytania od kilkunastu minut zajmowały
rudą głowę panienki Bieleckiej. Nie to, że interesowało ją kim jest ta jego
dziewczyna, broń Boże!, ale postanowiła odrobinę podpuścić Agatę, która
nieświadoma podstępu, wszystko jej pięknie wypaplała. Zawsze wystarczyło
napomknąć jej słowem, a ona wyśpiewywała wszystko. Klapnęła sobie pomiędzy
czytającym <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Łowca polskiego</i>
Możdżonkiem a jedzącym batona Ziomkiem, więc mogła liczyć na chwilę względnego
spokoju. Względnego, bo Igła nadal biegał z kamerą, szukając czegoś, co mógłby
pokazać na swoim blogu. Że też to mu się jeszcze nie znudziło, no naprawdę. </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Telefon, który miała w kieszeni swoich
krótkich spodenek po raz kolejny zawibrował, wydając przy tym idiotyczny dźwięk
przypominający beczenie owcy. Po powrocie do domu zabije Tomka, który kolejny
raz zmienił jej dzwonek, uznając to za mega wyszukany dowcip. Przesunęła palcem
po wyświetlaczu elektronicznego cudeńka i wyrwało jej się krótkie przekleństwo,
które momentalnie przyciągnęło zdegustowane spojrzenie Marcina. Nieładnie,
Aleksandro.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">,,Jesteś
słodka, gdy tak marszczysz ten swój uroczy nosek. I do twarzy Ci w tym kolorze,
Alex.”</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Przeczytała
i poczuła oganiającą ją falę gorąca. Osoba wysyłająca te wszystkie durne
wiadomości musiała znajdować się gdzieś w pobliżu. Uniosła wzrok, mordując
spojrzeniem wszystkich, którzy kręcili się w pobliżu. Od razu z kręgu jej
podejrzeń wypadli dyskutujący ze sobą Zagumny i Ruciak, bo przecież obaj są już
starsi i ustatkowani, Wiśniewski, drzemiący na ramieniu Kosoka, który siedział
z nosem w tablecie i Kurek, który właśnie wystukiwał coś na klawiaturze
telefonu…</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zaraz, zaraz.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Kuraś, do kurwy nędzy, fajnie się
bawisz?! – ryknęła, wstając na równe nogi. Sekundę później stała już obok
siatkarza, wybijając paznokieć w jego klatkę piersiową.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Niby w co się bawię? – oczy Bartosza
momentalnie osiągnęły wielkość pięciozłotówek. Zdezorientowany, cofnął się o
krok. Zawsze wiedział, że z tym małym rudzielcem jest coś nie tak, ale swój
gniew zawsze skupiała na Kubiaku, a reszta drużyny miała święty spokój. Jak
widać; do czasu.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No wypisujesz do mnie te wszystkie
esemesy! – podsunęła mu pod nos swoją komórkę, co było dla niej dość trudne,
zważywszy na różnicę wzrostu pomiędzy nią a Bartkiem.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>-
Ale to nie…</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Jak chcesz mi coś powiedzieć, to zrób to
prosto w oczy, a nie zachowujesz się jakbyśmy byli w gimnazjum – przewróciła
oczami.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Ale to nie ja do ciebie wypisuję, to nie
jest mój numer! Rudy, chodź tutaj i potwierdź! – pociągnął Jarosza za ramię,
który zmarszczył brwi, wpatrując się w wyświetlacz czarnego Samsunga.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Potwierdzam, numer Kurka zaczyna się od
726 – mruknął Rudy, a sekundę później na jego twarz wpłynął szelmowski. – Masz
wielbiciela, kurwa jasna!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Kurwa jasna. Trafne podsumowanie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Także ten, Bartek… - podrapała się po
głowie, czując rumieniec wpływający na jej bladą twarz. – Przepraszam –
mruknęła i pomknęła w stronę łazienki.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Zachowała się jak idiotka. Po raz kolejny.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Tak się jakoś złożyło, że podróż miała
pannie Aleksandrze Bieleckiej upłynąć w towarzystwie pana Piotra Nowakowskiego.
W sumie to i lepiej, miała okazję odizolować się od Agaty i zacząć
przyzwyczajać do tego, że nie będzie już codziennie gdzieś w pobliżu. Trzeba
było nauczyć się żyć bez niej. Zresztą, nie mogła jej przeszkadzać w szczęściu.
Ani w odpoczywaniu. Poranna pobudka, bardzo wczesna zresztą, nikomu nie
służyła. I wszyscy prawie posnęli, gdy tylko autobus wzbił się w powietrze.
Jedynie Możdżonek wytrwale coś czytał. I Mieszko przeglądał tysiące danych,
jakby się stresował. Cóż, pewnie tak było, w końcu pierwszy raz został z robotą
prawie sam. No i Piter na siedzeniu obok, grał całkiem zawzięcie w Angry Birds.
Przyglądała się tej grze nie wiadomo po co w sumie, ale przynajmniej zajmowało
to czas. I chyba odrobinę irytowało Piotra, bo w końcu wyłączył grę i spojrzał
na nią z wyczekiwaniem w oczach.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No co? – powiedziała jedynie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No nic – westchnął. - Skupić się nie
mogę, jak mi tak na ręce patrzysz.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Aha – prychnęła sobie, krzyżując ręce
pod biustem i odwróciła głowę.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Wzrokiem natknęła się na nikogo innego jak na
Michała Kubiaka. Spał sobie i nawet cichutko pochrapywał, co wyglądało i brzmiało
całkiem uroczo. Uroczo?! Bielecka, czy ty na głowę upadłaś? Kubiak nigdy w
życiu uroczy nie będzie. Ale zagapiła się tak czy siak i Piotrek nie omieszkał
tego nie zauważyć.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Zazdrosna jesteś – odezwał się, a Alex
momentalnie na niego spojrzała.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Że co? – spytała głupio.- Coś ci się
chyba pomyliło. O kogo niby?</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No jak o kogo? O niego – kiwnął głową,
wskazując tym samym na Michała.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Chyba kpisz!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Och, Dale, proszę cię. Kogo chcesz
okłamać? Siebie? Przecież widziałem tę scenę na lotnisku.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No i co z tego? Byłam przecież zła, że
Aga dała mu mój numer.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- A potem wściekła, że to do kogoś innego
coś pisze, a nie do ciebie. Jak widzisz, trzeba się było brać, jak chciał.
Teraz ma inną i o to jesteś zła. Zazdrościsz jej jego.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Co… - zamurowało ją, nie wiedziała co
więcej ma powiedzieć, a przecież zawsze taka wygadana była. Wydała z siebie
tylko jakiś dziwny dźwięk złości, walnęło Pitera lekko w ramię, a potem się
odwróciła, obrażona.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Jak dziecko, po prostu jak dziecko –
pokręcił głową, choć nie mogła tego widzieć.- Ja naprawdę swoje wiem i nie
musisz przede mną udawać.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- No czego udawać? – odwróciła się z
powrotem.- Niczego nie udaję. Nie byłbyś zły, gdyby ktoś bez twojej wiedzy dał
twój numer komuś, kogo nie lubisz? </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Kogo nie lubisz…- powtórzył, patrząc na nią
wymownie.- Kogo lubisz za bardzo. To prawda, Dale. I to widać po tobie. Więc
naprawdę odpuściłabyś sobie tę szopkę. I albo się w końcu zdecydujesz, albo
pozwól mu być z jakąś nową, bo najwyraźniej faktycznie sobie jakąś znalazł.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Wszyscy są tacy mądrzy… Ale nikt nie
pomyśli, co ja mogę czuć.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Pomyśl lepiej, co on czuje, jak tak
ciągle nim pomiatasz. Albo się wydzierasz, albo ignorujesz. A za chwilę dajesz
strzępek nadziei. Trochę się nim bawisz, wiesz?</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Otworzyła usta, chcąc już coś odpowiedź,
najlepiej coś, co Piterowi zamknęłoby w końcu buzię, po czym nie miałby już nic
do gadania, ale jakoś nic nie przyszło jej do głowy. Najprawdopodobniej
dlatego, że faktycznie w tym, co mówił, było całkiem sporo prawdy. Ale przecież
nie mogła się do tego przyznać, za nic w świecie.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Duma w tobie siedzi, wiem – nie mógł nie
dokończyć, musiał jeszcze coś powiedzieć.- Ale skoro się zakochałaś, to czemu
cały czas przeszkadzasz sama sobie i nie chcesz się uszczęśliwić?</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nie zakochałam się! – Zatorski siedzący
przed nimi, aż podskoczył, słysząc to praktycznie wykrzyczane zdanie. Widać
było przez chwilę jego głowę nad oparciem, jak dosłownie wystrzelił w górę,
równocześnie się budząc.- I naprawdę przestałbyś już wygadywać te bzdury!</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Piotrowi nie pozostawało nic innego, jak tylko
westchnąć ciężko. Ale wiedział, że i tak zasiał to ziarenko niepewności i
Aleksandra będzie teraz myślała o tym, co powiedział. Może też w końcu coś z
tego wyniknie. Może.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Agata miała kiedyś wrażenie, że ta taka
prawdziwa miłość dopadła ją w drugiej klasie liceum. Teraz, jak na to patrzyła
z perspektywy czasu, wydawało jej się to naiwne. Ale tak naprawdę wtedy, z tym
Rafałem… Była zakochana. Całkiem na serio. Uczucia, które jej wtedy
towarzyszyły były porównywalne do tych, które towarzyszyły jej teraz. A
przynajmniej na początku, bo aktualnie jednak, kiedy próbowała sobie to
przyrównać, dostrzegała kolosalną różnicę, bo teraz, ze Zbyszkiem, czuła, że to
naprawdę jest to. Czuła w inny sposób niż wtedy, gdy miała te siedemnaście lat.
Wtedy jej się wydawało. Teraz wiedziała już na sto procent. Tak samo jak
wiedziała, była pewna, że decyzja o wyjeździe do Rzeszowa była trafna. I
zdawała sobie sprawę, że tam będzie miała Zbigniewa niemalże na co dzień. A
Alex już nie. Może dlatego chciała jeszcze skorzystać z ostatniego czasu i,
wracając ze spaceru z Bartmanem, planowała jakiś taki trochę babski wieczorek.
Pogaduchy i obejrzenie jakiegoś ckliwego filmu, coś w tym stylu. O ile Bielecka
nie będzie zajęta danymi i tego typu rzeczami, których Aga kompletnie nie
rozumiała. Jakaś czarna magia.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Pomóż im jakoś – usłyszała jeszcze od
Zbyszka, już pod drzwiami pokoju, zanim poszedł w swoją stronę.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Weszła do pokoju. Aleksandra siedziała na
łóżku, standardowo wgapiając się w laptopa. Borkowska dostrzegła, że przegląda
demotywatory na zmianę z danymi, co wydało jej się całkiem zabawne. Od razu
skierowała się do łazienki, aby tam zmyć makijaż. Żadna z nich się nie
odezwała, jednak Agata zostawiła drzwi od łazienki otwarte.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nieźle dzisiaj wyskoczyłaś! – zawołała,
aby przyjaciółka na pewno ją usłyszała.- Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że
dałabym komuś twój numer bez zapytania o to ciebie?</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Alex idealnie ją zignorowała. Nie odezwała
się słowem, nie odwróciła nawet głowy, by spojrzeć w kierunku łazienki. Klikała
tylko coś zawzięcie w komputerze. Chwilę później z głośników ryknęła Britney
Spears. Borkowska aż podskoczyła przed lustrem.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Ty się na pewno dobrze czujesz? – stanęła
w drzwiach łazienki, patrząc na przyjaciółkę.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Bielecka dopiero po tym pytaniu bardzo
powoli odwróciła głowę w stronę Agaty. Ściszyła piosenkę, nadal milczała,
mrugnęła trzy razy.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Co to za dziewczyna? – spytała w końcu
spokojnie i stanowczo.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Teraz to Agata zamrugała, z
niedowierzaniem zresztą. A jednak. Jednak spytała, co ewidentnie świadczyło o
ciekawości kierowanej zazdrością. Znała to uczucie, więc wiedziała, co takiego
może dziać się w głowie Aleksandry. Problem w tym, że ta dziewczyna, do której
rzekomo Kubiak pisał esemesy, nie istniała. Nie chciała kłamać, ale wymiganie
się teraz od odpowiedzi wywołałoby wrażenie, że właśnie w tym momencie coś
ściemnia, a do tego stoi po stronie Michała a nie własnej przyjaciółki.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Nie do końca wiem… - zaczęła odrobinę
niepewnie.- Nie szło mu z tobą, a jak pojechał do domu, to spotkał jakąś starą
koleżankę ze szkoły i to właśnie ona jest – Bielecka nic nie mówiła, jedynie
nadal patrzyła tym wyczekującym wzrokiem, więc Aga odczytała to jako prośbę o
dalsze mówienie.- Jakaś wysoka brunetka – powiedziała to specjalnie, wiedząc,
że Aleksandra od zawsze marzyła o długich kruczych włosach a do tego miała
problem ze swoim wzrostem, zwłaszcza w otoczeniu siatkarzy. Jej mina jednak się
nie zmieniła, kiedy to usłyszała.- Zosia.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>- Phi, Zosia, co to za imię…</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span>Agata się uśmiechnęła. A jednak. Jednak
podziałało.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"> ____</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;"><i>No i gratis od nas:</i> </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /><!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--></div>
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:27:04 :: Aleksandra</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">I
kropka, nie? nie wiadomo, co dalej.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:27:25 :: Agata </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">no
;c</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:27:29 :: Aleksandra</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">Kurde
no.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:27:33 :: Aleksandra</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">Może
trzeba siku iść.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:27:40 :: Aleksandra</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">Albo
gary zmyć jakieś, o.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:28:47 :: Agata </span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">Daj
spokój, u mnie w domu taki syf, że aż wstyd mówić. miałam się za to dzisiaj
wziąć, ale Brydzia ważniejsza.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:29:06 :: Aleksandra</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">Ojej.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">2014-07-30
12:29:32 :: Aleksandra</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span style="font-size: 11.0pt;">To
zdanie jakby czytelniczki przeczytały, to by Cię po stopach wycałowały :D</span></div>
<br />
<br />
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
V.http://www.blogger.com/profile/02814397758101870444noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-50801570219025491712014-05-16T14:46:00.000+02:002014-05-16T14:52:37.620+02:0027. Ta szarlotka mnie przekonała.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
- Nie jest szkoda zostawiać ci tego…? – Agata usiadła na dywanie, dzierżąc w dłoniach ogromny kubek z herbatą o smaku słodkiej gruszki, osłodzonej standardową łyżeczką cukru. Te kilka wolnych dni między meczami Ligi Światowej a Final Six postanowili spędzić w jastrzębskim mieszkaniu Zbigniewa i rozkoszować się swoją obecnością bez żadnych wrzeszczących siatkarzy i nafoszonych, małych rudzielców, udających, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kryzys w związku związany z pojawieniem się blond Dominisi na szczęście został już na dobre zażegnany i oboje tonęli w morzu miłości, snując plany na przyszłość. Wspólną przyszłość. – W sensie mieszkania, kumpli i przede wszystkim tego kretyna, Miśka? – doprecyzowała myśl, widząc ściągnięte brwi atakującego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będzie. I to bardzo – powiedział w końcu, wrzucając do walizki stos uprasowanych przez Agatę, koszulek. – Ale przecież taka jest moja praca. W Jastrzębiu nie było mi tak dobrze, abym mógł pozostać tu przez jeszcze jeden sezon – wzruszył lekko ramionami i usiadł obok rudowłosej, oplatając ją ramieniem. – Tobie pewnie też będzie trudno rozstać się z tym małym, okropnym rudzielcem, nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęła tylko, a w jej oczach momentalnie zebrały się dwie słone krople, które, spływając po policzkach, torowały drogę kolejnym. Czy będzie trudno…? To mało powiedziane. Sama myśl o tym, że wkrótce będą musiały się rozstać, nie pozwalała Borkowskiej normalnie funkcjonować. Samo to, że teraz nie będą widywały się codziennie, nie będą mogły rozmawiać się sobą twarzą w twarz czy nie będzie mogła wypłakać jej się w ramionach albo razem z nią celebrować każdy, nawet najmniejszy sukces, sprawiało, że zaczęła mieć wątpliwości czy zrobiła dobrze, decydując się na ten cholerny Rzeszów. Ale przecież to z Zibim chce iść przez życie, to z Bartmanem chciałaby kiedyś założyć rodzinę i to właśnie przy nim obiecała sobie być najszczęśliwszą kobietą pod Słońcem. Tylko co z tego, skoro na samą myśl o tym, że Aleksandra zostanie w Katowicach, pęka jej serce?</div>
<div style="text-align: justify;">
- O nie, nie, nie. Błagam, nie płacz – wyciągnął z jej dłoni porcelanowe naczynie i odstawił je na szklany stolik, następnie ujmując jej drobną twarz. – Przecież Rzeszów to nie koniec świata; wystarczy kilka godzin w pociągu albo w aucie i znowu będziecie mogły paść sobie w ramiona i obgadać cały świat. No już, nie płacz – scałował z jej twarzy dwa słone potoki. – Wujek Zibi zajmie się tobą, obiecuję – tym razem musnął jej usta bez żadnego skrępowania, wkładając dłoń pod t-shirt Borkowskiej i rozpoczynając walkę z niechcącym współpracować biustonoszem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tobie to tylko jedno w głowie! – fuknęła, bezskutecznie starając się uwolnić z silnych ramion Zbigniewa. – Czasami jesteś taki monotematyczny, no naprawdę – zdążyła jeszcze wymruczeć, zanim jego gorące wargi odnalazły jej usta. Całował ją mocno, z ogromną pasją, starając się za wszelką cenę odciągnąć jej myśli od Bieleckiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
I to całe odciąganie od Aleksandry chyba odniosło zamierzony skutek, bo już sekundę później siedziała na nim okrakiem, jednocześnie ściągając z siatkarza podkoszulek, który sekundę później wylądował w bliżej nieznanym kierunku. Palce dziewczyny przesuwały po jego wyrzeźbionej klatce piersiowej, w dalszym ciągu wzbudzając ogromy zachwyt. Bo Zbigniew był dla niej ideałem mężczyzny; wysoki, przystojny, czarujący, a przede wszystkim dobry i z wielkim sercem, do którego znalazła już klucz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Pocałunki z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zachłanne, aż do momentu, gdy obojgu brakło tchu. Jedno porozumiewawcze spojrzenie w oczy wystarczyło. Sekundę później Zibi majstrował przy zamku spodenek Agaty, wyklinając w myślach projektanta odzienia. Rozpalona rudowłosa, widząc, że jej wybranek nie radzi sobie z ubraniem, przejęła inicjatywę, ściągając z siebie wszystkie ubrania.</div>
<div style="text-align: justify;">
To był szybki seks; pełen namiętności, głośnych jęków i zadrapań pozostawionych na zbyszkowych plecach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To było coś – mruknął Bartman, rozkładając się na miękkim dywanie i pocałował Agatę w czoło. – Strasznie cię kocham, wiesz? Może nieczęsto to mówię i czasem robię coś źle, czego potem cholernie żałuję, ale musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie – jego głos brzmiał tak szczerze, jak nigdy dotąd. – I wiem, że będzie nam dobrze, dlatego błagam cię, żebyś nie pozwoliła mi tego spieprzyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Otępienie. To było najlepsze słowo na to, jak czuła się Aleksandra Bielecka przez cały lot z Finlandii do Polski, a potem na lotnisku, kiedy to obserwowała wszystkim żegnających się ze sobą. Chociaż w perspektywie i tak mieli ponowne spotkanie i to już za tydzień. Nawet nie zdążą się stęsknić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ten dziwny stan trwał też w drodze z Warszawy do Katowic. Rejestrowała całą treść rozmowy toczącej się między Agatą a jej własnym ojcem na przednich siedzeniach samochodu. Odpowiadała grzecznie na zadawane jej całkowicie nagle pytania. Trawiła nawet podświadomie sens wypowiadanych słów, informacji, z których wynikało, że Borkowska tylko na jeden dzień jedzie z nimi do Katowic, a następnego dnia rano i tak wybywa. Do Jastrzębia, tak? Coś tam Aleksandrze w głowie świtało, ale i tak nie miała pojęcia, z czym to się wiąże. Na przekór, powtarzała sobie w głowie, że ją to nawet nie obchodzi. Żeby poczuć odrobinę złośliwości, ale też, żeby sobie to wmówić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak więc, pomijając odpowiedzi na wszystkie zadane jej w samochodzie pytania, sama z siebie nie powiedziała ani słowa. Jedynie „dziękuję, do widzenia, cześć”, kiedy wysadzili ją przed blokiem. Nic ponad to.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po prostu godziła się w myślach z całą tą sytuacją.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po wejściu do domu i rozpakowaniu zawartości walizki, od razu zadzwoniła do Magdy, o której wspominała Agacie ledwie trzy dni wcześniej. Siedziała na podłodze między kupkami ubrań, co chwilę znajdując coś, co wcale nie należało do niej, a do drugiej rudej połówki, co tylko sprawiało, że było jej zwyczajnie trudniej. Trudniej nawet wymówić jakieś sensowne słowo do koleżanki. Ta wydawała się jednak w jakiś sposób coś rozumieć i przejęła na siebie ciężar rozmowy, o ile można było to nazwać rozmową, a nie monologiem, w którym zawierały się wszystkie najważniejsze informacje odnośnie jutrzejszej pracy Alex.</div>
<div style="text-align: justify;">
Szczyt marzeń raczej to nie był, ale tak naprawdę, żeby jakoś przetrwać i mieć możliwość wyniesienia się z tego zapchanego mieszkania, musiała łapać się wszystkiego. Wewnętrzna duma podszeptywała gdzieś w głowie, że to wstyd. Zmusić się jednak trzeba było i stać na środku chodnika, wpychając ludziom ulotki, których wcale nie chcieli brać. Na domiar złego, było jeszcze okropnie zimno, choć to przecież lato. A przez to wszystko tylko czuła się coraz gorzej. Trochę wiało, irytowała ją więc uciekająca chusteczka. Miała grzecznie leżeć, owinięta wokół szyi, taki stajl przecież, a tu nici. Włosy też wiatr psuł, fryzurę, której i tak nigdy przecież nie miała ułożonej. A tu właśnie szedł taki przystojny chłopak! Już, już chciała wcisnąć mu do ręki ulotkę, ale przypomniała sobie, że to wstyd przecież, tak rozdawać reklamy. A do tego, że i tak w tym momencie nie wygląda. Uśmiechnęła się wiec jedynie niemrawo, kiedy na nią spojrzał, ale nie wyciągnęła ręki z kolorową karteczką. No i dobrze, bo wzrok miał pełen politowania. No wstyd jak nic! Nic dziwnego, ze tak ludzie reagują! Postarała się jednak uśmiechnąć do kobiety koło czterdziestki i, na szczęście, owa pani ulotkę wzięła. Chociaż tyle.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy wciskała kolejną do ręki jakiemuś staruszkowi, w kieszeni poczuła wibracje telefonu. Nie powinna się zapewne odrywać od pracy, ale w obecnej chwili było to dosłownie wybawienie. Wybawienie od nudy. Wyciągnęła więc elektroniczne cudeńko, a kiedy na ekranie dojrzała nieznajomy numer, jedynie zmarszczyła brwi. Urody to nie przydawało, niestety. Ale wiadomość otworzyła, bo czemu by nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
„Nie wiem, co ze mną zrobiłaś. Myślę o Tobie cały czas.”</div>
<div style="text-align: justify;">
No też coś! Ładne jaja sobie ktoś urządza. Albo to po prostu jakaś pomyłka. Pomyłka, przez którą jakaś panienka nie dostanie, jak by nie patrzeć, cudownego w jakiś sposób esemesa, a co za tym idzie, nie dowie się o uczuciach chłopaka. Ale jakoś nie było Aleksandrze jej szkoda. Najprawdopodobniej dlatego, że sama w tej kwestii szczęśliwa nie była i zazdrościła poniekąd tym, którzy szczęśliwi są. Ale ci państwo nie będą. Bo nawet nie zamierzała się fatygować, żeby odpisać, ze to pomyłka. Zresztą, nie miała nic na koncie, standard, więc od razu wrzuciła telefon z powrotem do kieszeni. A chwilę później wepchnęła ulotki grupce dziewcząt, gdzieś tak koło dwunastu lat. Chociaż kto to tam wie, w dzisiejszych czasach… Nigdy nic nie wiadomo. Dwunastoletnie dziewczynki mogą wyglądać na osiemnastolatki niekiedy. Zajęła się myśleniem o tym, przez co prawie zapomniała, co w ogóle powinna robić. Z tych myśli jednak wyrwał ją telefon. Znowu. A niech to tylko będzie ten numer nieznajomy, to… To… To na pewno nie odbierze, o!</div>
<div style="text-align: justify;">
Numer jednak był znajomy. Na wyświetlaczu wyświetlał się napis „Tato”.</div>
<div style="text-align: justify;">
Westchnęła ciężko. Nie bardzo było wiadomo dlaczego ogarnęła ją nagle taka niechęć do rozmowy z ojcem. Być może dlatego, że, póki co, nie chciała mieć nic wspólnego z tą całą siatkówką, a Aleksander Bielecki samym sobą po prostu o tym wszystkim przypominał. O niektórych osobach na przykład. Ale, kurczę pieczone, jeśli nie odbierze, to znowu będzie, ze się obraziła i utrudnia mu kontakty.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cześć, tato. Nie bardzo mogę teraz rozmawiać, pracuję – poinformowała od razu, odbierając połączenie. Nie dała mu się nawet przywitać, tylko od razu powiedziała swoje i miała zamiar się rozłączyć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale czekaj, Oleńko, mam sprawę!</div>
<div style="text-align: justify;">
Niemalże zazgrzytała zębami. Powstrzymała się jednak przed powiedzeniem czegoś na temat tego, ab nie mówił do niej „Oleńko”. Ładna forma, nie zaprzeczajmy, ale jakoś tak… Jakby mówił do dziecka. Przecież Aleksandra Bielecka nie była już takim znowu dzieckiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No mów – burknęła jedynie. Niezbyt przyjemnie, ale nie potrafiła się zmusić, aby mówić miło.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedz mi, co ty teraz robisz… To znaczy, czym chcesz się zająć przed studiami, bo wiesz, głupio by było siedzieć trzy miesiące i nic nie robić.</div>
<div style="text-align: justify;">
Miał rację. Miał cholerną rację. Nie mogła siedzieć na dupie tak długo i nie zarabiać, bo inaczej na stałe utknęłaby z rodziną, a tego sobie zdecydowanie nie życzyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przecież ci powiedziałam, pracuję właśnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, faktycznie… - wymruczał, jakby odrobinkę zawiedziony.- A co robisz dokładnie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Że też musiał o to zapytać… A tak jej było wstyd się przyznać!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ulotki rozdaję – odpowiedziała zgryźliwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ulotki? – zaskoczenie było wyraźne, rozczarowanie też tam gdzieś w głosie ojca przebijało, aż się poczuła głupio.- Ulotki, ach tak… - wymruczał, jakby do siebie.- I uważasz, że to jest szczyt twoich możliwości?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? – zdziwiła się.- Nie, oczywiście, że nie! A myślisz, że z radością to robię? Sam se znajdź jakąś lepszą pracę, ważne, że w ogóle coś robię, a nie żeruję na rodzicach! – wybuchła, co się dziwić, aż przechodząca obok parka spojrzała na nią dziwnie.- Wszyscy tacy mądrzy, ale tylko gadać potrafią, bo zrobić to nic nigdy nikt!</div>
<div style="text-align: justify;">
Bieleckiego na chwilę zamurowało. Dosłownie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Hej, hej, spokojnie! – odezwał się w końcu.- Księżniczko moja, ja właśnie w tej sprawie, bo chciałem ci pomóc z tą pracą. Znalazłem całkiem fajną dla ciebie i myślę, że ci się spodoba.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie Aleksandrze zrobiło się jeszcze bardziej głupio. To był taki inny rodzaj wstydu. No naskoczyła na ojca tak bez powodu w sumie, zamiast posłuchać, co w ogóle ma do powiedzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam – powiedziała w końcu, co również Olka zaskoczyło. Bo ona przecież zawsze taka wygadana i dumna była, usłyszeć z jej ust „przepraszam” to po prostu święto jakieś. Czy powinien to sobie zapisać w kalendarzu? Nie dopowiedziała nic więcej, więc uznał, że może już mówić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Małe Jarzębiątko już się urodziło – poinformował.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O, fajne – poniekąd była wdzięczna za zmianę tematu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i właśnie w związku z tym…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co, będziesz chrzestnym? – zaśmiała się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie, na pewno nie – nie wiedziała o tym, ale również uśmiechnął się pod nosem.- Po prostu przez to nie może jechać z nami do Sofii, bo wiesz, głupio by było. Trzeba mu dać trochę czasu, żeby się nacieszył, a nie ciągnąć od razu gdzieś na drugi koniec Europy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aha… - tak palnęła, bo nie wiedziała co.- A to chłopiec czy dziewczynka?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chłopiec, chłopiec…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może też statystykiem będzie za dwadzieścia lat – nawet się cicho zaśmiała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No właśnie! – Bielecki postanowił wykorzystać okazję.- Bo on nie może i brakuje nam statystyka przez to, a Mieszko nie da rady sam ze wszystkim.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A to mało macie tych statystyków tam? Pewnie ktoś będzie chętny, bo kto by nie chciał do Sofii pojechać…</div>
<div style="text-align: justify;">
- I myślisz, że to tak łatwo kogoś we wszystko wdrożyć i wytłumaczyć na trzy dni przed wyjazdem? Żeby poznał przeciwników i wszystkie dane ich dotyczące?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No okej, pewnie nie, ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? – zadała w końcu to zasadnicze pytanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No bo ty to wszystko ogarniasz przecież, zajmowałaś się tym z nimi…</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i…? – udała, że nie rozumie, co tacie chodzi po głowie i co próbuje jej zasugerować.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No i może pojechałabyś z nami? Pomogłabyś Mieszkowi i na pewno poradziłabyś sobie lepiej niż ktoś całkowicie nowy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co!? – o nie nie nie, miałaby teraz znowu pakować się w to całe towarzystwo, słuchać, jak jej znowu ktoś dokucza, jak robi sobie żarty, a na domiar złego, codziennie przez te kilka dni patrzeć na mordę Michała Kubiaka? – Nie, tato, proszę cię! Nigdy w życiu!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale Oleńko, czemu ty tak reagujesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Po prostu nie chcę, rozumiesz? To dla mnie za trudne i nie odnajduję się wśród tych ludzi. Już wolę rozdawać ulotki!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale zastanów się jeszcze! – ledwo to usłyszała, bo już się rozłączała, a potem całkowicie wyłączyła telefon.</div>
<div style="text-align: justify;">
Co to w ogóle za pomysł… Jakby jej za łatwo w życiu było. Miałaby jechać i nadal się męczyć, patrzyć na szczęśliwych ludzi i na tych, którzy ją irytują. A przy okazji nic z tego nie mieć. Naprawdę, nigdy w życiu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zbyszek obiecał, że na dzień przed wylotem do Sofii jeszcze raz wpadniemy do Katowic. I ucieszyło mnie to ogromnie, bo rodziców widziałam po raz ostatni po turnieju Ligi Światowej w Finlandii, ale tylko raptem przez jeden dzień, więc nawet nie zdążyłam się za nimi porządnie nacieszyć. Ale nie tylko z ich powodu wpadłam do rodzinnego miasta; dostałam superważną misję od samego Olka Bieleckiego, który stwierdził, że od powodzenia owego przedsięwzięcia zależy zwycięstwo naszej Reprezentacji w Final Six. Jako, że Jarząbkowi zachciało się zadbać o przyrost naturalny, zostaliśmy bez statystyka, a biedny Mieszko nie ogarnie przecież wszystkiego w pojedynkę, dlatego PZPS razem ze sztabem szkoleniowym stwierdzili, że Kaczmarczyka zastąpić może tylko i wyłącznie jedna osoba. Mianowicie Aleksandra Bielecka.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z ogromnym zniecierpliwieniem czekałam na raport taktyczny, który esemesem miał wysłać mi pan Łysy Terrorysta. Doskonale wiedziałam, że jeśli Alex nie dała mu się przekonać, miałam brać ją na litość. Zibi stwierdził, że to poroniony pomysł, bo i tak kapnie się, że to właśnie Olek nas przysłał, strasząc urwaniem głowy, jeśli nie pojawimy się całą brygadą jurto na Okęciu, więc musiałam spróbować. Bo jak to mówią: tonący brzytwy się chwyta. I chyba przyciągnęłam go myślami, bo na wyświetlaczu mojego telefonu komórkowego pojawiła się wiadomość, której nadawcą był nie kto inny, jak właśnie fizjoterapeuta. ,,Dupa. Jedna wielka dupa.”, przeczytałam i westchnęłam ciężko, posyłając Bartmanowi spojrzenie, które jak Rafaello - wyrażało więcej niż tysiąc słów.</div>
<div style="text-align: justify;">
Maja Borkowska, zwana również moją mamą, strasznie przejęła się rolą gospodyni i właśnie wpychała w Zibiego trzeci kawałek szarlotki z lodami waniliowymi, który on posłusznie pochłaniał, najwyraźniej nie chcąc narazić się przyszłej teściowej. Ogólnie rzecz biorąc, Zbigniew zachowywał się bardzo grzecznie, zważając na każde wypowiadane słowo, jakby od tego zależała nasza przyszłość. Chociaż sądząc po minie mojej mamy, była oczarowana Zbyszkiem. Gorzej było z ojcem – wiadomo; nigdy nie pogodzi się z tym, że jego księżniczka nie jest już malutką dziewczynką i postanowiła sobie ułożyć życie obok prawie dwumetrowego rycerza, który ma zamiar wywieźć ją prawie dwieście pięćdziesiąt kilometrów dalej. Przyglądał się Zbychowi badawczym wzrokiem, w milczeniu popijając filiżankę białej kawy, a ja mało nie parsknęłam śmiechem, obserwując ich wszystkich.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zbyszku, może jeszcze kawałek…? – mama uśmiechnęła się, wskazując na talerz z ciastem. Spojrzałam na przerażoną twarz atakującego i wiedziałam, że nie będzie potrafił jej odmówić, mimo tego, że nie zmieści już kolejnej porcji szarlotki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mamo, daj spokój – zainterweniowałam, ratując ukochanego ze szponów chcącej nakarmić wszystkich rodzicielki. – Jeśli będzie chciał, sam się poczęstuje – dodałam szybko z uśmiechem, widząc jej minę. – A teraz wybaczcie, ale musimy skoczyć do Alex. To sprawa niecierpiąca zwłoki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och, nie pamiętam już, kiedy po raz ostatni widziałam małą Alę – mama zadumała się na moment, ale sekundę później biegła już do kuchni. – Zapakuję jej kawałek ciasta! Przecież tak lubi moją szarlotkę – przewróciłam oczyma, ciągnąc Zbycha za rękę w stronę wyjścia przy którym już czekała na nas mama z tekturowym pudełkiem ze słodką zawartością.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy w końcu dało nam się opuścić rezydencję państwa Borkowskich, ruszyliśmy w stronę osiedla, na którym rezydowała familia Bieleckiej. Prawdę mówiąc nie bardzo uśmiechało mi się powadzenie tam Zbigniewa, dokładnie wiedząc, że Alex zawsze czuła się głupio, przyjmując w tej klitce gości. Nawet ja nie należałam do częstych gości w jej domostwie, bo, prawdę mówiąc, każdy siedział sobie tam na głowie, dlatego zazwyczaj przesiadywałyśmy w moim domu. Pomyślałam więc, że może uda nam się wyciągnąć ją na spacer i na neutralnym gruncie uda nam się przekonać ją do przyjęcia propozycji PZPS.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Twoja mama to naprawdę fajna kobieta. I ładna – powiedział Zibi, przerywając moje rozmyślania.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A co to ma za znaczenie? – ściągnęłam brwi i posłałam mu badawcze spojrzenie. Czyżby wolał zmienić mnie na starszy o dwadzieścia dwa lata model?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No wiesz, mój ojciec kiedyś powiedział, że zanim na stałe zwiążę się z jakąś kobietą, muszę zobaczyć jak wygląda jej mama, bo prawdopodobnie ona będzie wyglądała tak w jej wieku – powiedział, łapiąc mnie w pasie. – Chodzi o to, żeby nie brać kota w worku, jeśli wiesz co mam na myśli.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedzmy, że wiem – wzruszyłam ramionami. – A działa to w obie strony? </div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem, tato o tym nie wspominał – widząc jego minę, miałam ochotę parsknąć głośnym śmiechem, jednakże moją uwagę przyciągnęła postać ubrana w żółty t-shirt z logiem banku, przed którego siedzibą rozdawała ulotki, które najprawdopodobniej wychwalały instytucję pod niebiosa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Rzadka barwa włosów, która wystawała spod kanarkowej czapki świadczyła o tym, że osobą wciskającą ludziom owe karteluszki, była właśnie Aleksandra Bielecka. Zibi chyba też ją zauważył, bo posłał mi porozumiewawcze spojrzenie i w lekkim szoku ruszyliśmy w stronę Alex.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Proszę – z wystudiowanym uśmiechem chciała wręczyć nam ulotki, jednak sekundę później dotarło do niej, kto przed nią stoi. – Ach, to wy… - wymruczała zażenowana, wbijając wzrok w chodnik.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma co, pniesz się po gałęziach kariery – wymsknęło się Bartmanowi, za co kopnęłam go w kostkę. – To znaczy chciałem powiedzieć, że wolisz stać w słońcu i rozdawać te durne ulotki, zamiast zgodzić się na superfuchę przy statystykach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Żadna praca nie hańbi – powiedziała, mordując wzrokiem Zbyszka. Westchnęłam cicho, wiedząc, że za chwilę między nimi może rozpocząć się ostra dyskusja, mogąca przerodzić się w awanturę na pół Katowic.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zbyszek nie chciał tego powiedzieć – dotknęłam jej ramienia, jednocześnie posyłając Zibiemu ostrzegawcze spojrzenie. – Chodzi o to, że w Sofii możesz sporo zarobić. Przecież wiem, jak bardzo chcesz się usamodzielnić i doskonale wiesz, że PZPS nie oszczędza. Poza tym, spędzimy razem trochę czasu w pięknej Bułgarii; no wiesz, baseny, zakupy i te sprawy – dokładnie widziałam uśmiech, który powoli wpływał na jej twarz. – A jeśli tego byłoby mało, mam coś, co z pewnością cię przekona – podniosłam do góry tekturowy pojemniczek. – Mamina szarlotka. </div>
<div style="text-align: justify;">
- No dobra – wymruczała, łaskawie odbierając ode mnie pudełko z ciastem. – Ale do tej Sofii jadę tylko i wyłącznie dzięki twojej mamie. Ta szarlotka mnie przekonała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Poszło lepiej niż myślałam, a moja mama to chyba czarodziejka.</div>
<div style="text-align: justify;">
A kiedy się odwróciła, aby wcisnąć ulotkę jakiejś babci, napisałam migiem esemesa do Łysego. „Zadanie wykonane.”. Bo wykonane, w końcu szarlotka działa cuda.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Aleksandra położyła Jasia spać, bo przecież nie było komu. Trudno było zapanować nad tą całą zgrają, ale, póki co, jakoś jej się udawało. Później pogoniła Krzysia i Wojtka do spania. Tomka już nie musiała, wybył gdzieś. Z dziewczyną, no coś tutaj się zapowiadało i, jak to kobieta, Alex była ciekawa. Ale musiała poczekać z wypytywaniem. Najprawdopodobniej aż do powrotu z Sofii, bo przecież wcześniej nie uda im się pogadać, a rano już wyjeżdżała. Przynajmniej miała dla siebie pokój, skoro najstarszego, choć młodszego brata nie było. „Rodziców” również, bo poszli na jakąś imprezę, korzystając z ostatniego dnia jej obecności. Inaczej przecież nie mogliby zostawić dzieci samych. Tak samo nie rozumiała, jak można wypuścić tak czternastolatka na noc z domu i się Tm nie przejmować, no ale ona sama przecież robiła to samo w tym wieku. Fakt, wtedy zawsze spała u Agaty, no ale liczył się sens. Jej było wolno, więc jemu teraz tym bardziej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Usiadła na chwilę do komputera, stworzyła sobie rodzinę simów, ale zanim zaczęła urządzać dom, gra już jej się znudziła. W międzyczasie zdążyła zjeść podarowaną jej szarlotkę, już drugie pudełko. Bo przecież jedno nie wystarczyło, łapówka musiała być większa, więc Aga po dwóch dniach doniosła dosłownie połowę blachy. Pójdzie w boczki jak nic. Zrobiła jedynie podłogi w nowych domu dla rodzinki Bziumbzium, potem zapisała grę, wyłączyła komputer i położyła się do łóżka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Cisza, błoga cisza. Którą przerwał dźwięk telefonu. Pewnie Agata. A poza tym, powinna sobie nastawić budzik na rano, żeby się nie spóźnić. Wyjęła więc telefon spod poduszki, spodziewając się właśnie esemesa od Borkowskiej. Numer jednak znów był nieznajomy. No, nie tak do końca. Wprawdzie nie miała go zapisanego, nie wiedziała, do kogo należy, ale już go znała z tego poprzedniego esemesa, zdecydowanie niezaadresowanego do niej. Cóż, ciekawość okazała się silniejsza. Otworzyła go.</div>
<div style="text-align: justify;">
„Leżę właśnie sam w łóżku i nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym się do kogoś przytulić. Najlepiej do ciebie.”</div>
<div style="text-align: justify;">
Och… Naprawdę szkoda, że to nie do niej… Chciałaby kiedyś dostawać takie urocze esemesy. Trzeba było jednak zejść na ziemię. Jeśli pojawi się jeszcze jeden, będzie musiała zadzwonić i powiedzieć, że to pomyłka. Bo nie chciała się łudzić, że ktoś o niej myśli i dlatego wysyła tak cudne słowa…</div>
____<br />
<span style="font-size: x-small;"><i>nie bijcie tak bardzo!</i></span><br />
<span style="font-size: x-small;"><i>ale jest, jest w końcu nowy!</i></span></div>
V.http://www.blogger.com/profile/02814397758101870444noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-52938995753916881842013-11-05T17:52:00.001+01:002014-05-16T14:44:35.228+02:0026. Pornola można w spokoju obejrzeć.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
- Mogę usiąść obok ciebie na śniadaniu? – zapytał cicho, przegryzając seksownie swoją dolną wargę. </div>
<div style="text-align: justify;">
Skinęłam głową, chociaż jedyną rzeczą o jakiej marzyłam, była chwila względnego spokoju, kiedy to mogłabym najzwyczajniej w świecie poużalać się nad sobą, bez niczyjego jojczenia nad uchem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Alex od wczorajszej rozmowy prawie w ogóle się do mnie nie odzywała, odpowiadając ledwie półsłówkami i to jedynie wtedy, gdy naprawdę musiała. Z jednej strony doskonale ją rozumiałam; przecież prawie całe dotychczasowe życie byłyśmy razem, ale moment odcięcia tej pępowiny był jednak nieunikniony. Poza tym, rozpoczęcie studiów to taki moment w życiu człowieka, w którym powinien myśleć tylko i wyłącznie o sobie, bo to o jego przyszłość chodzi. Zdecydowałam, że w Rzeszowie będzie mi najlepiej i nie tylko przez wzgląd na to, że będę tam ze Zbyszkiem. Potrzebowałam usamodzielnienia się, musiałam przestać żyć na garnuszku rodziców i wyjazd z rodzinnego miasta był ku temu najlepszym krokiem. Jednak mimo wszystko, poczucie winy, że zostawiam ją samą w Katowicach, nie odstępowało mnie nawet na krok…</div>
<div style="text-align: justify;">
I nawet teraz, siedząc obok ojca (tak, obok ojca!), mieszała od niechcenia w jajecznicy, co jakiś czas na zmianę kiwając i kręcąc głową, gdy Łysy Terrorysta zadawał jej jakieś pytanie. Pewnie nawet nie miało znaczenia dla niej to, że nie znosi jajecznicy, a żółta breja, która znajdowała się na jej talerzu, już dawno wystygła. Westchnęłam cicho i instynktownie złapałam Bartmana za rękę, który momentalnie się rozpromienił. Dzięki temu przynajmniej on miał dobry humor i głaskał moją dłoń kciukiem. Gdzieś obok nas przemknął Żygadło i uśmiechnął się uroczo, najprawdopodobniej ciesząc się, że doszliśmy do jakiegoś tam porozumienia, bo jak stwierdził ostatnio Jarski, może jak na niego nieco zbyt inteligentnie, ,,już nie można było wytrzymać tej napiętej, jak gumka w bokserkach Kurka, atmosfery”. Obróciłam głowę i ujrzałam człapiącego za nami Kubiaczka, który minę miał raczej nietęgą, ale zdecydowałam, że może lepiej go nie drażnić, więc nie będę interesować się, co jest tego powodem. Nie chcę przecież dostać kociej mordy, jak to mówią. Poza tym, chodzą jakieś słuchy, że wczoraj ze Schmittem dali sobie po mordzie, więc pytanie go o to, mogło mi tylko przysporzyć kłopotów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zbyszek, co ty wyprawiasz?! – piskliwy, totalnie przesłodzony głosik, który zdało się słyszeć gdzieś zza naszych pleców, boleśnie ranił moje uszy. Zmrużyłam wściekle swoje oczy i obróciłam się, stając twarzą w twarz z tą natapirowaną blondyną o lekko szczurzej twarzy, która ostatnio kleiła się do Zbigniewa. No, naprawdę. Ma dziewucha czelność.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Trzymam za rękę moją dziewczynę, nie widać? – zaczął może odrobinę zbyt ostro, a ten blond pióropusz wytrzeszczył te swoje oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Swoją dziewczynę? Jeszcze do niedawna ja nią byłam…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Właśnie, dobrze powiedziane, Dominiko. Byłaś… - wzruszył lekko ramionami i objął mnie w pasie, chcąc demonstracyjnie pokazać, że jestem jego, a on należy tylko i wyłącznie do mnie. Przyjemne ciepło rozpłynęło się po moim ciele od cebulek włosów aż po palce u stóp. Mimo tego, że nadal byłam na niego wściekła, kochałam go i nawet nie chciałam myśleć o tym, że moglibyśmy przestać być razem. – Teraz Agatka jest moją dziewczyną i nawet powiem ci więcej; ożenię się z nią kiedyś i będziemy zajebiście szczęśliwi. Fajnie, nie?</div>
<div style="text-align: justify;">
Ktoś z tyłu zawył ,,gorzko, gorzko”, inny ,,ona temu winna”, a pióropusz przeżył mikro zawał. Wtedy Zbigniew pochylił się i wpił w moje usta, co miało być przypieczętowaniem tego, co przed chwilą powiedział. Po chwili, może było to nawet pół godziny albo kilka słonecznych dni, oderwaliśmy się od siebie. W całej stołówce zapadła głucha cisza, zmącona jedynie niezidentyfikowanym dźwiękiem, wydobywającym się z paszczy blond potwora. Dla mnie jednak nie miało to znaczenia. Zieleń oczu, wpatrujących się we mnie z ogromną miłością, była dla mnie w tej chwili najważniejsza.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mecz był nudny. Chociaż dla prawdziwego kibica najprawdopodobniej wcale by taki nie był, bo takowa osoba emocjonowałaby się każdym punktem. Aleksandra była jednak pewna tego, że tym razem reprezentacja Polski znów wygra, tak więc nie czekało ją nic zaskakującego. Nudziło ją samo cieszenie się, bo następowało znów z tego samego powodu. A ci wszyscy ludzie ją otaczający cieszyli się z każdego wygranego meczu tak samo, jakby nigdy nie brakowało im energii, a każdy był równie ważny. Cóż, zapewne tak właśnie było</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale kiedy po tym meczu z Kanadą wypełniła jeszcze całkowicie machinalnie i bezmyślnie wszystkie rubryczki w raporcie pod czujnym okiem Kaczmarczyka, a potem policzyła jeszcze kilka rzeczy, nie miała już czasu na celebrowanie zwycięstwa. Męczyło ją to, więc czym prędzej poleciała do szatni, zostawiając statystykowi wyciągnięcie z liczb wniosków odnośnie gry. To zresztą dosyć słabo jej jeszcze wychodziło. Liczyć potrafiła, myśleć potem opisowo już nie bardzo. Przez szatnię dosłownie przemknęła, zastanawiając się, po co w ogóle tam wchodziła, przecież nie musiała się przebierać. Od razu więc wyszła przed halę i stanęła sobie, opierając się o jakąś barierkę, w zamiarze mając czekanie na wszystkich.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zapaliłaby sobie z chęcią. Tak dla rozluźnienia. Ale nie paliła. Choć to nie byłby wystarczający powód przeciwko paleniu, bardziej znaczącym było to, że zwyczajnie nie posiadała czegoś takiego jak papierosy. Stukała więc paznokciami w metalową rurkę, rozglądając się bezwiednie dookoła, jakby faktycznie coś ciekawego było w krajobrazie do oglądania. No, coś ciekawego w końcu się pojawiło, kiedy dojrzałą kilkanaście, zbyt wysokich w porównaniu do normalnych ludzi, sylwetek Kanadyjczyków. Automatycznie pojawiła się w głowie myśl na temat tego, ze skoro oni już wyszli, to czemu Polacy nadal się grzebią w tej szatni i nawet obejrzała się za siebie, aby spojrzeć na drzwi, ale nikt się w nich nie pojawił. A kiedy odwróciła wzrok z powrotem w poprzednie miejsce, w jego zasięgu, na szczęście lub niestety, pojawił się nie kto inny jak Gavin Schmitt. I szczerzył się do Bieleckiej, używając tego swojego seksownego uśmiechu. Nosz cholera…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słyszałem, jak śpiewają w szatni, więc pewnie jeszcze im trochę zejdzie… - zaczął, a Alex miała wrażenie, że wyczytał pytanie z jej myśli, tak trafił tym zdaniem w to, co chodziło jej po głowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Może… - wymruczała niemrawo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będę wam jutro kibicował, bo z dwojga złego wolę Polskę niż Brazylię.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Och – na nic inteligentniejszego nie było ją stać, jedynie się po chwili uśmiechnęła półgębkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba się widzimy ostatni raz, nie? My nie jedziemy do Bułgarii.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja też nie – wyrwało jej się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniósł brwi, na twarzy odmalowało się zdziwienie, choć sam uśmiech zmalał już wcześniej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No cóż, i tak będę trzymał kciuki. Więc…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aleksandro! – momentalnie się odwróciła, słysząc głos ojca.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc trzymaj się, cześć! – rzuciła jeszcze do Gavina, nawet się przy tym promiennie uśmiechając, a niech straci, niech on ma chociaż tyle z tego wszystkiego, a potem poleciała do Bieleckiego niemalże jak na skrzydłach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie z radości, że uwolnił ją od rozmowy, a dlatego, że coś jej się przypomniało. Wysępiła od ojca telefon, bo przecież jak zwykle na swoim nie miała nic na koncie (poza tym, nawet gdyby miała, to czemu miałaby tracić, skoro może wyprosić pożyczenie?), a kiedy wrócili już do hotelu, zaszyła się w jakimś ustronnym miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przecież pracę trzeba sobie załatwić… Nikt za nią tego nie zrobi i nikt nie będzie jej utrzymywał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Idziecie gdzieś znowu? – spytał Michał z uprzejmym zainteresowaniem, na widok Agaty siedzącej na łóżku Zbyszka. Bez powodu na pewno nie przebywała w ich pokoju, więc pewnie czekała na strojącego się pięknisia. Jak baba, no doprawdy…!</div>
<div style="text-align: justify;">
- W sumie tak… - odpowiedziała, potwierdzając kiwnięciem głowy, po czym wbiła wzrok w drzwi łazienki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No to fajnie. Pusty pokój. Pornola można w spokoju obejrzeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Że co!? – z łazienki dobiegł oburzony głos Zibiego; podsłuchiwał jak nic; ułamek sekundy później pojawił się w drzwiach.- Weź nie bądź taki, poczekaj, aż wrócę, to sobie razem obejrzymy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po tej wypowiedzi zapanowała cisza i zapewne dałoby się usłyszeć bzykanie muchy, gdyby jakaś latała po pomieszczeniu. Wyraz twarzy Agaty był co najmniej dziwny, a chwilę później przeniosła wzrok z Bartmana na Kubiaka i z powrotem, a potem tak kilka razy, patrząc nieco zdezorientowanych i może też odrobinę oburzonym spojrzeniem. Póki obaj się nie roześmiali.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bardzo zabawne – wymruczała Agata, dodatkowo jeszcze przewracając oczami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Po kilku sekundach się jednak uśmiechnęła, bo przecież nie będzie robić z siebie starej maleńkiej, którą obruszają takie rzeczy. Jakby nigdy w życiu pornola nie oglądała. Nie dobra, nie oglądała. Ale to tylko dlatego, że nie było takiej potrzeby, z reguły miewała takie rzeczy na żywo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zbyszek wrócił do łazienki jeszcze na kilka minut, jakby się naprawdę pindrzył, Michał w tym czasie zaczął przeglądać jakąś gazetkę. A kiedy zerknęła w jego kierunku, zorientowała się, że czasopismo należy do nikogo innego jak właśnie do niej i musiało się zaplątać w torbie Barmana. Nawet otworzyła usta, by spytać, który facet czyta kobiecą prasę (no Cosmopolitan, doprawdy…), ale właśnie w tym momencie usłyszała stuknięcie przymykanych drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słuchaj, ogólnie, to nikt nie spodziewał się, że pojedziemy do Bułgarii, więc was też nikt nie przewidział i, jak się domyślam, nie jedziecie, więc będziemy się chyba musieli rozstać na jakiś tydzień, nie? – odezwał się Zibi, nie dając tym samym szansy Agacie na zadanie pytania odnośnie gazety.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kubiak podniósł głowę, a Borkowska od razu odwróciła się w stronę Bartmana.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No tak miało być – potwierdziła cicho.</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniósł brwi. Czas przeszły? Miało być, ale nie jest? Tak brzmiała jej odpowiedź, więc musiało istnieć drugie dno. Głupi nie był, czasem się domyślał niektórych rzeczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale…? – podpytał. Ale jednak jadę. Oficjalnie nie z wami, tylko za swoje, ale jednak do was się podepnę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Żartujesz sobie? – naprawdę się zdziwił, bo przecież kto by się tego spodziewał.</div>
<div style="text-align: justify;">
I zapewne powinien się cieszyć, na razie jednak sens informacji jeszcze nie do końca do niego dotarł. Taka reakcja się Agacie nie podobała, bo wydawać by się mogło, że wcale nie jest z tego zadowolony. I już, już miała go zrugać, jednak Michał się odezwał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A Alex? – spytał wyraźnie niepewnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
I to było najgorsze pytanie, jakie Aga mogła usłyszeć. Jak miała mu teraz powiedzieć, że nie, że Bielecka chyba jednak nie jedzie? Nawet nie chyba, raczej na pewno. Nawet mimo tego, że ona, Agata, dotrzyma im towarzystwa. Poza tym, co go to w ogóle obchodziło? Niby im wcześniej kibicowała, ale przecież teraz sytuacja była inna i, o ile się nie myliła, nie było już co naprawiać, o co się starać i najlepiej wszystko zostawić w spokoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No właśnie, gdzie jest Alex? Coś ze sobą mało gadacie od wczoraj, pokłóciłyście się czy coś? – całe szczęście, Zibi wybawił ją z opresji i odezwał się, sprawiając tym samym, że mogła tak po prostu zignorować pytanie i nie odpowiadać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wiem – wzruszyła ramionami – Coś załatwia, na telefonie cały czas wisi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zbyszek przechylił lekko głowę, patrząc na nią wyraźnie podejrzliwie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, czaję, chyba nie chcesz o tym teraz gadać – również wzruszył ramionami.- To czekaj jeszcze chwilkę, już zaraz będziemy wychodzić – nie wiadomo było po co, tak naprawdę, ale wrócił do łazienki.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak by się mogło wydawać, ale przecież nie był głupi, zrobił tu całkowicie świadomie. Po to, aby dać nie tylko sobie, ale pozostałej dwójce ważnych dla niego osób chwilę na przetrawienie informacji. I ewentualne działania, bo takowych się spodziewał. Cóż, za dobrze już chyba znał Kubiaka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Słuchaj, Aga… - gdyby Bartman podsłuchiwał w tej łazience, zapewne właśnie teraz pomyślałby sobie „a nie mówiłem” i parsknąłby śmiechem. Ale nie podsłuchiwał, na szczęście.- Jest taka sprawa…</div>
<div style="text-align: justify;">
- No? – wymruczała, wyciągając się na łóżku w stronę drugiego, na którym zresztą siedział Michał. Zgarnęła czasopismo, które kilka chwil wcześniej porzucił, nie zwracając na nie kompletnie uwagi.- Ty naprawdę to czytałeś? Taka siara trochę, wiesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Psujesz mi teraz. Ja tu próbuję coś powiedzieć, a ty mi o tej durnej gazecie – prychnął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czyli czytałeś!</div>
<div style="text-align: justify;">
- No przeczytałem! Znaczy… Przejrzałem kilka stron o jakichś modnych teraz makijażach.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chryste… Serio?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Oczywiście, że nie – przewrócił oczami.- Weź mnie nie rozpraszaj, dobra? Bo ja tu chciałem zapytać, czy mi wspaniałomyślnie dasz tajny numer Bieleckiej, żebym cokolwiek mógł jeszcze spróbować zrobić.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uuuu! – Borkowska aż się rozpromieniła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No co, co? Baby, po prostu baby, jakie wy głupie jesteście, reagujecie zawsze jakoś idiotycznie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taa, głupie, ale i tak nas kochacie przecież.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Głupie i dodatkowo zapatrzone w siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Się odezwał skromny – niby w jej głosie było słychać jakieś tam oburzenie, należało ono jednak do tych udawanych, bo sekundę później się roześmiała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O czym wy tak dyskutujecie tutaj? – spytał Zbigniew, pojawiając się w drzwiach łazienki.- Możemy już iść?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możemy – Agata poderwała się z łóżka.- Zostawiam ci gazetkę, poczytaj sobie tam o sposobach uwodzenia, może pomogą – wyszczerzyła się odrobinę złośliwie do Michała, a Zibi się zaśmiał, słysząc to.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zabawne bardzo – odburknął Misiek.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wyślę ci później – będąc przy drzwiach, Borkowska odezwała się jeszcze, teraz już poważniejszym tonem. Niby nie wiadomo było o co chodzi dla postronnego słuchacza i obserwatora, zaangażowana dwójka wiedziała jednak, czego to zdanie dotyczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
A kiedy Kubiak podniósł głowę, żeby się uśmiechnąć, puściła jeszcze do niego oczko.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wielka Brazylia pokonana po raz trzeci w tym roku. Przypadek? Nie sądzę. Chłopcy bez wątpienia są rozpędzeni w stronę zwycięstwa w Lidze, ucierając przy tym mordy wszystkim niedowiarkom. Fakt faktem w Bułgarii nie będzie tak łatwo jak do tej pory, ale nic nie będzie w stanie ich zatrzymać. I tak, człapiąc sobie spokojnie za Bielecką rozmawiającą z Zagumnym i Możdżonkiem na temat wpływu japońskiej gospodarki na rozwój polskiej infrastruktury (jeśli w ogóle takowy istnieje…), ciągnęłam za rękę Zbigniewa, który wymieniał się z Winiarem informacjami na temat akcji, którą mieli wcielić w życie w najbliższym czasie. Szczerze mówiąc, wolałabym nie poznawać ich niecnego planu, doskonale wiedząc, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Aż uśmiechnęłam się na wspomnienie zamknięcia Igły w bagażniku naszego autokaru po akcji z urwanym kołem. Do tego milion innych sytuacji, które będę wspominać do końca życia. A myśli o tym, że to niedługo się skończy, za nic w świecie nie chciałam do siebie dopuścić…</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ty, Aga, gdzie ruszasz na studia? – zagadnął Zagumny, co nieco mnie zdziwiło. Ostatni raz rozmawiałam z nim pierwszego dnia w autobusie, potem nasze kontakty ograniczały się do krótkiego powitania na stołówce, gratulacji po wygranym meczu i uciszaniu przez Pawła zbyt głośnego towarzystwa w którym wiodłam prym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rzeszowska ASP – wymruczałam, wciąż zaszokowana.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem – skinął głową, spoglądając na Bartmana, który wyszczerzył się jak głupi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wzruszyłam lekko ramionami, kątem oka widząc grymas przebiegający przez twarz Bieleckiej. Wciąż czułam się paskudnie po naszej rozmowie dotyczącej tak różnej od jej wyobrażenia przyszłości. Westchnęłam cichutko, ściskając mocniej zbysiową dłoń, na co momentalnie się rozpromienił jeszcze bardziej, o ile to w ogóle jest możliwe. Cieszę się, że w końcu doszliśmy do porozumienia. Nie umiałabym bez niego żyć…</div>
<br />
___<br />
<i>tak, wiemy, że w Rzeszowie nie ma ASP.</i><br />
<i>ktoś jeszcze z nami został? odezwijcie się wszystkie!</i></div>
V.http://www.blogger.com/profile/02814397758101870444noreply@blogger.com64tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-68899138075751459912013-07-21T20:37:00.001+02:002014-05-16T14:45:21.565+02:0025. Czemu my podczas każdej rozmowy musimy trzaskać się po mordach?<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Ta zołza była cwana. Spała, choć być może tylko udawała, że śpi, gdy Agata wróciła późnym wieczorem do pokoju. Nawet jeśli tylko udawała, to szło jej zadziwiająco dobrze. Ale dobrze wiedziała, co robi, wiedziała, że by jej się zebrało, gdyby jakimś cudem jeszcze nie spała. Nawet mimo tego, że Borkowska była w dosyć rozluźnionym nastroju, w końcu nie bez powodu wracała do pokoju tak późno i nie spędziła tego czasu sama. Zapewne powinna być odrobinę wdzięczna przyjaciółce, bo przyczyniła się do tego, aby w szybszym tempie wszystko się w związku poukładało. Ale i tak powinna oberwać za całą tę akcję i głupi pomysł. Z takim postanowieniem Agata zasnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wcielała go w życie rano, stojąc w łazience przy otwartych drzwiach i zawzięcie szorując zęby szczoteczką kupioną na lotnisku i pożyczoną do Aleksandry pastą. Efekty zgubionych bagaży, nie miała prawie nic swojego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- … A spróbujesz jeszcze raz mi wywinąć taki numer, to ci łeb ukręcę! – trochę piany pociekło jej na brodę, kiedy groziła Bieleckiej szczoteczką, wykrzykując te słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
Winowajczyni jednak zupełnie się tym nie przejmowała, wręcz przyjaciółkę ignorując. Siedziała tylko grzecznie na brzegu łóżka, całą uwagę skupiając na butach i próbie ich zawiązania. Raz zrobiła kokardkę, ale jej się nie spodobała, była krzywa. Rozplątała ją i zawiązała buta drugi raz. Nadal jej się nie podobało, więc znów rozplątała sznureczki, a koniec końców zamiast wiązać je kolejny raz, po prostu wepchnęła je niezwiązane do buta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie opluj sobie bluzki – odezwała się po chwili całkowicie spokojnym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aga prychnęła w odpowiedzi, na szczęście bluzki nie opluwając. Za to trochę piany poleciało na lustro wiszące nad umywalką.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co ci w ogóle strzeliło do tego rudego łba, no co? Czemu wściubiasz nos w moje sprawy? Sama bym sobie poradziła, a ty tu jakieś akcje odstawiasz za moimi plecami, a do tego jeszcze takie głupie! Schowek, no doprawdy…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ktoś musiał to wszystko poustawiać twardą ręką, bo tacy rozmemłani jesteście i sobie relacji poustawiać nie potraficie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Się odezwała ta, co potrafi! I co się przepycha z facetem ciągle, nie potrafiąc dojść do porozumienia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czemu wy się tak wydzieracie od rana?</div>
<div style="text-align: justify;">
Od kiedy nauczyły się, aby zamykać drzwi od pokoju na klucz, nie było możliwości, by ktokolwiek do niego wszedł. Skąd wiec obcy głos? Dwa spojrzenia od razu skierowały się na drzwi balkonowe, które nie zostały zamknięte na noc. Aktualnie stał w nich Piotr, opierając się ramieniem o futrynę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo ta zołza ma w kosmetyczce tylko colową pastę dla dzieci! – wykrzyknęła Agata z oburzeniem w głosie, jakby to faktycznie był największy i najbardziej dotkliwy problem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bo przecież nie mogła powiedzieć prawdy, musiała powiedzieć cokolwiek. Nie musiała się wynurzać ze wszystkich problemów. Piotrek był w porządku, ale nie musiał wiedzieć wszystkiego. Ile tak stał? Ile mógł słyszeć? Miała nadzieję, że niewiele.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie moja wina, że czterolatki tylko takiej chcą używać! Innej w domu nie było! – Bielecka idealnie wyczuła, o co chodzi i odpowiedziała w podobny sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach tak… - wymruczał Nowakowski. Nie było tego widać, ale w rzeczywistości nie był przekonany. No ale nie będzie przecież wypytywać, nie jego sprawa, nie jego sprzeczki. Pomiędzy dwie kobiety nie należy się wpychać, aby je godzić, żeby samemu czasem nie oberwać. Każdy w miarę inteligentny mężczyzna o tym wie.- Bartek, chodź tutaj, dziewczyny mają pastę o smaku coli, coś dla ciebie! – zawołał od razu, odwracając głowę na balkon, aby go współlokator usłyszał.- Jego ulubiona – szepnął konspiracyjnym szeptem w stronę dziewcząt, uśmiechając się przy tym kącikiem ust.</div>
<div style="text-align: justify;">
Odpowiedziały uśmiechami, bo to przecież było zabawne. A gdyby nie zareagowały i nadal miały grobowe miny, to przecież wyglądałoby to podejrzanie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Że co!? – dało się słyszeć stłumiony głos.- Już lecę!</div>
<div style="text-align: justify;">
Agata się zaśmiała, Piotr się zaśmiał, Alex jedynie uśmiechała pod nosem. Migiem wepchnęła sznurówki do drugiego buta i poderwała się z łóżka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Tylko go przypilnujcie, bo jak się zapomni w tym szorowaniu zębów, to się na mecz spóźni – rzuciła, będąc już przy drzwiach, za którymi ułamek sekundy później zniknęła. Normalnie jakby ją coś goniło…</div>
<div style="text-align: justify;">
Agata i Piotr wymienili zdziwione spojrzenia.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mecz z gospodarzem zawsze traktuje się wyjątkowo: własna hala, kibice, bardziej przychylni sędziowie – wiadomo. Dlatego podopieczni Anastasiego, którzy do tej pory mknęli jak strzały Robin Hooda,, i tym razem nie zamierzali odpuścić i spuścić solidne lanie mieszkańcom kraju reniferów, świętego Mikołaja i Muminków, które swoją drogą, jeden z naszych przyjmujący, oglądał co wieczór w tajemnicy przed resztą kadry. Co prawda, Finlandia to nie Rosja, ale już raz w tej edycji Ligi Światowej tyłek zdążyli nam sprać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jedynie ogniście ruda czupryna, która wystawała nad ekranem laptopa, świadczyła o obecności Aleksandry Bieleckiej w hali. Sama zainteresowana wpatrywała się tępo w tabelki, udając, że zawzięcie studiuje statystyki Finów, co by pomóc Kaczmarczykowi, który od niemalże godziny wisiał na telefonie, wydając co piętnaście sekund jakiś jęk.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I co? Wykuło się już małe Jarzębiątko? – rzucił przechodzący obok Kosok, przykuwając tym samym uwagę Bieleckiej, której oczy zrobiły się dosłownie jak spodki pod filiżankę. Małe Jarzębiątko? Tata Oskar? Oby tylko nie brał przykładu z fizjoterapeuty Reprezentacji, który nie bardzo radził sobie z tą rolą.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jeszcze nie, chociaż już po terminie – mruknął i wrócił do dalszej rozmowy z damą swego serca.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie podjął tematu, więc i ona nie zamierzała ciągnąc go za język. Sama nie lubiła, gdy ktoś ją wypytywał; wyjątkiem była oczywiście Agata, bo ona musiała wiedzieć o niej dosłownie wszystko. I to może nawet dobrze, bo dzięki temu ktoś nad nią panował i potrafił trzasnąć w łeb, gdy niszczyła sobie życie. Odszukała wzrokiem przyjaciółkę, która maszerowała właśnie z dwoma kubkami jakiegoś parującego napoju, uważając, żeby przypadkiem nie dostać żółto-niebieską Mikasą od chociażby wiecznie nierozgarniętego Ignaczaka albo wcale nie takiego cichego Pita. Przyzwyczaiła się do tych chłopaków i z całą pewnością mogła stwierdzić, że mimo wszystko będzie jej ich brakowało. A szczególnie jednego… </div>
<div style="text-align: justify;">
- Kawkę wam przyniosłam. Nie musicie dziękować – postawiła dwa kubki na blacie i tyle ją widzieli, bo pognała do wyraźnie czekającego na nią Bartmana.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tym razem nie zaczęli się migdalić; stali spokojnie i po prostu rozmawiali. Zupełnie jak nie oni. Agata zachowywała dystans, a Zibi w żaden sposób nie chciał naciskać. Najważniejsze, że mu wybaczyła i jedynie to się dla niego liczyło. Oczywiście, wiedział, że przez bardzo długi czas będzie u niej na cenzurowanym, ale to i tak już jakiś postęp.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Będziesz trzymać kciuki, prawda? – jego kąciki ust minimalnie uniosły się ku górze, gdy rudowłosa siknęła głową.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zawsze trzymam, przecież wiesz – odrzuciła swoje długie, rozpuszczone dzisiaj włosy do tyłu i uśmiechnęła się w ten sposób, od którego Zbigniewowi robiło się zawsze ciasno w slipkach. Wzbiła się na palcach i na sekundę ich wargi spotkały się, co zaskoczyło odrobinę atakującego. Przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył widział jedynie rudą czuprynę, podskakującą pod wpływem energicznych ruchów dziewczyny.</div>
<div style="text-align: justify;">
Hala powoli zapełniała się; gdzieś wśród fińskich flag przebijała się biel i czerwień, świadcząca o tym, że kibice i tym razem nie zawiedli. Zibi ruszył w stronę ławki, na której siedział już trener, boski Giovanni i kilkoro z naszych reprezentantów. Za chwilę miał rozpocząć się mecz, będący pierwszym z ostatniego turnieju. Mecz, który miał przypieczętować wyjście z grupy na pierwszym miejscu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Maszerowała sobie spokojnie, dzierżąc w dłoniach opróżniony kubek po kawie i, mimo kamiennego wyrazu twarzy, w duchu naprawdę cieszyła się, że wygrali. Prawdę powiedziawszy, czuła pewien niedosyt, gdyż miała cichą nadzieję, że mecz potrwa dłużej, może nawet do pięciu setów, a nie tak jak Aga prorokowała (i zresztą miała rację), że będzie trzy do zera i skończą w godzinę z prysznicem. Wtedy mogłaby bezkarnie popatrzeć sobie na…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Alex, cześć! – cholerny Schmitt bezczelnie przerwał jej jakże ważne rozważania i jeszcze uśmiechał się w ten piekielnie pociągający sposób. Wcześniej to może nawet i ucieszyłaby się, że go widzi, teraz po prostu działał jej na nerwy. Hormony buzują, czy co?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cześć - mruknęła chyba odrobinę zbyt ostrym tonem, bo Gavin wybałuszył oczy tak, że przez moment wyglądał jak żaba Monika.- Przepraszam cię, ale dzisiaj nie jestem najlepszym kompanem do rozmów. Głowa mnie boli, to chyba przez to ciśnienie czy coś - zanim Kanadyjczyk zdążył odpowiedzieć, Bielecka mknęła już w stronę wyjścia z hali.</div>
<div style="text-align: justify;">
I stałby tak dłużej, gdyby nie kolejna ruda głowa, która pojawiła się obok niego. To ta jej przyjaciółka, Aga; poznał po wzroście i tych obłędnie długich nogach, które ukazywała kusa spódniczka. Rzucił na nią okiem, ale nie zbyt ostentacyjnie; ten z dziewiątką przecież plątał się w pobliżu i Gavin wiedział, że wpatrywanie się w nie lubieżnym wzrokiem mogłoby poskutkować prawym sierpowym, który wylądowałby na jego szczęce. Posłał jej więc zdziwione spojrzenie, a ona wzruszyła jedynie ramionami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Doprawdy, ja nie wiem, czemu ona dała sobie z tobą spokój. Przecież ten Kubiak zachowuje się jak klaun, ciągle odstawia jakieś szopki, a ona nadal strzela za nim oczyma i wpada w furię, kiedy o nim wspominam – odprowadziła przyjaciółkę wzrokiem, który następnie przeniosła na Schmitta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak to odstawia szopki? – myślał, że między nimi w końcu będzie wszystko okej; przecież dlatego odsunął się od niej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Pokłócili się okropnie na lotnisku. Do tego stopnia, że nazwał ją dziwką, wyobrażasz sobie? Mało się tam nie pozabijali, długo oby opowiadać – machnęła dłonią.– Prawda jest taka, że zanim oni dojdą do porozumienia, nadejdzie dwudziesty drugi grudnia i będzie koniec świata. Lecę, bo pojadą beze mnie – uśmiechnęła się jeszcze uroczo i ruszyła w stronę wyjścia z hali.</div>
<div style="text-align: justify;">
Czuł jak krew uderza mu do mózgu. Bo jak to: nazwał ją dziwką? Niech no tylko go dorwie! Wściekły kopnął jakąś butelkę, której organizatorzy nie zdążyli jeszcze sprzątnąć. On sobie tu na niego poczeka, a gdy ta kreatura pojawi się na horyzoncie, przestawi mu żuchwę, a co! Niech ma za swoje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Schmitt, ty się lepiej wyśpij. Jutro wpierdol – jak na zawołanie na hali pojawił się Kubiak, dzierżący w jednej dłoni torbę treningową, a w drugiej butelkę z napojem izotonicznym. </div>
<div style="text-align: justify;">
Gavin prychnął jedynie i wykorzystując to, że Kubiak nie ma nawet jak się obronić, wymierzył cios. Mina Michała była doprawdy zabawna; narastająca wściekłość mieszała się ze zdziwieniem. Jak zwykle wygrało to pierwsze, więc Michał z hukiem trzasnął torbą o podłogę sali i rzucił się z pięściami na kanadyjskiego siatkarza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O co ci, do kurwy nędzy, chodzi? – usiadł na nim okrakiem i zaczął okładać pięściami. Przechodzący obok Żygadło chciał zareagować, ale towarzyszący mu Igła stwierdził, że dopóki Michał jest na górze, nie powinni się wtrącać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O to, że specjalnie odsunąłem się, żebyś mógł spokojnie działać, a ty nazywasz ją dziwką. Pojebało cię do reszty?! – teraz to Gavin obrócił się tak, że Kubiak znajdował się pod nim, wijąc się jak wąż.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ej, wy, Brokeback Mountain, uspokoicie się w końcu? To nie jest czas i miejsce na bójki – zasugerował tym swoim spokojnym głosem Łukasz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wtrącaj się! – wrzasnęli obaj i ponownie rozpoczęli walkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czemu my podczas każdej rozmowy musimy trzaskać się po mordach? – zapytał Kubiak, w mistrzowskim stylu uchylając się od ciosu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bo nie zachowujesz się jak facet, tylko jak popierdółka – Schmitt zszedł z niego i zaczerpnął oddech. – Ogarnij się człowieku. Ogarnij, nim będzie za późno…</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Słuchaj, Aga, to tylko trzy dni jeszcze, jedna bluzka twoja jest w mojej torbie. Kupimy jakąś drugą, spodnie też, bo jak masz tę spódniczkę, co się zaplątała u mnie, to się wszyscy za tobą oglądają, bez jaj. Oivanen się gapił dzisiaj, ale nie wiem, który, oni tacy sami są… Dobrze, że Zibi nie widział, bo już by zębów nie miał. No i tego, jedna moja, ta taka dłuższa, to będzie dobra na ciebie no i jakoś przeżyjemy, nie? Damy radę – Alex sobie tak paplała bez sensu, wciągając przyjaciółkę do pierwszego sklepu tego wieczora.</div>
<div style="text-align: justify;">
Borkowska spojrzała na nią z politowaniem, ale nic nie powiedziała. Chciała zakupy, więc ma. Inna rzecz, że obie nie miały na nie jakoś specjalnie humorów, ale przynajmniej mogły się wyrwać z hotelu i tego tłumu ludzi. Zawsze to troszkę samotności. Samotności we dwójkę, oczywiście, bo one definiowały ją w taki sposób.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No co? – parsknęła cicho, co miało być reakcją na to spojrzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic – burknęła Agata, znikając między wieszakami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aleksandra jedynie cicho westchnęła, powoli idąc za nią. Bardzo dobrze wiedziała, jak działają zakupy i była pewna, że humor zaraz się Agacie poprawi, nawet mimo tego, że cały czas do tej pory zachowywała się, jakby nadal była zła. Ale wystarczyła tylko chwila…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Patrz na tę! – zapiszczała dwie minuty później, czyli spełniły się przewidywania Bieleckiej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No ładna – stwierdziła mniej entuzjastycznym tonem.- Leć do przymierzalni.</div>
<div style="text-align: justify;">
I Agata poleciała. Mogła sobie pozwolić na zakupy, więc na pewno nie wyjdą stąd z pustymi rękami. A chwilę później do tej samej kabiny wpakowała się Aleksandra. Nie zamierzała niczego kupować i chwyciła coś z zamiarem przymierzenia tylko po to, aby nie stać bezczynnie jak głupek. Chociaż i tak stała, trzymając tylko bluzkę w dłoni i patrząc w lustrze na wspólne odbicie dwóch rudowłosych postaci.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aga… Co robisz za tydzień?</div>
<div style="text-align: justify;">
Agata zastygła w połowie ruchu, a potem powoli odwróciła się w stronę Aleksandry i spojrzała na nią jak na wariatkę. Choć to za mało powiedziane.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do Sofii jadę przecież – powiedziała to takim tonem, jakby to była oczywista oczywistość, odrobinę jeszcze zabarwionym ironią.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, jedziesz – wymruczała Bielecka dosyć niemrawo.</div>
<div style="text-align: justify;">
Brwi Borkowskiej powędrowały do góry. Na chwilę się jednak ocknęła, założyła bluzkę do końca, ale nawet nie spojrzała, jak leży, tylko od razu skierowała wzrok na przyjaciółkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na mózg ci padło? Czemu pytasz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- No bo… - zacięła się na kilka sekund.- Według ustaleń do Sofii miałyśmy już nie jechać. Nie mają na to, by zabierać dodatkowe osoby i tak dalej…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem przecież – przerwała jej Aga.- Ale tak sobie wczoraj ze Zbyszkiem ustaliliśmy, że pojadę. Tatę pomęczę, to da. Powiem, że to na urodziny, bo nas przecież teraz nie było, więc to akurat.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ach, w ten sposób – wymruczała tak samo, jak chwilę wcześniej, dziwnie niemrawo.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ej, co jest? – Agata nie była głupia, pewne rzeczy zauważała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No nic. Tak sobie myślę, że wtedy pojawią się jakoś wyniki rekrutacji na studia… Myślisz, że się dostaniesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Prawdę mówiąc… - czyli jednak pojawił się temat, który tak bardzo w ostatnim czasie Agata bała się poruszyć. A teraz trzeba było się przyznać do wszystkiego.- To złożyłam papiery do Rzeszowa, mama zawiozła teczkę z rysunkami w ostatniej chwili… Nie zostaję w Katowicach.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cisza. Na pięć minut, dokładnie pięć minut z zegarkiem w ręku, zapanowała cisza. Aż ktoś zapukał do kabiny, najprawdopodobniej ekspedientka. Ale żadna się nie odezwała, jedynie Bielecka wyszła z przymierzalni, rzucając ciche „jeszcze chwilę będzie zajęta”.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bluzka była już nieważna i Agata dosłownie ekspresem zdjęła ją z siebie, równie szybko wkładając z powrotem swoją. Czy też właściwie Aleksandry, trochę krótką, ale to się ładnie układało i akurat pasowało do spódniczki. Tak stwierdziły rano. Ułamek sekundy później wypadła z kabiny, gorączkowo się rozglądając w poszukiwaniu przyjaciółki. Oglądała akurat buty, choć w rzeczywistości raczej w ogóle ich przed własnym nosem nie widziała. Nie zamierzała jej przepraszać ani pocieszać, nic z tych rzeczy. Przecież nie miała obowiązku, aby jej się tłumaczyć. Ale i tak czuła jakoś wewnętrznie, że coś zrobiła źle.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A ty co będziesz robiła po powrocie? – spytała jak gdyby nigdy nic.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bielecka podniosła głowę i spojrzała na nią. Tak normalnie, bez złości i smutku w oczach, łez też w nich nie miała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ta Magda, co mieszka w klatce obok mnie i chodziła z nami do gimnazjum załatwiła mi pracę na weekend, więc się nie spotkamy przed twoim wyjazdem do Bułgarii, bo będę zajęta – nie była złośliwa, nie mówiła tego ostentacyjnie, tylko czysto informacyjnie.- A potem poszukam jakiejś innej, bo chcę się wyprowadzić z domu, mówiłam ci już. A z punktów wynika, że się dostanę na matematykę na Śląskim, już sobie policzyłam… - tak paplała, też już całkowicie odruchowo, jakby chciała wyrzucić z głowy wszystkie inne myśli.- Ogólnie myślałam, że też będziesz się chciała wynieść z domu, choć masz tam tak dużo miejsca, i zamieszkamy razem… Najwyraźniej chcesz się wynieść faktycznie, ale nie ze mną, więc cóż… Muszę chyba przełknąć tę informację.</div>
<div style="text-align: justify;">
Z powodu natłoku wiadomości Agata nie była w stanie odpowiedzieć w pierwszym momencie. Być może Aleksandra czekała na jakąkolwiek reakcję, ale gdy w ciągu minuty nie usłyszała żadnych słów, po prostu wyminęła przyjaciółkę i ruszyła ku drzwiom.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możesz kupić te bluzkę, jest ładna i dobrze leży – rzuciła jeszcze przez ramię.- Ja wracam do hotelu.</div>
</div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-85276532220355436822013-06-28T22:20:00.001+02:002014-05-16T14:46:38.595+02:0024. Gdzie tak uszata kreatura, która nie potrafi trzymać łap przy swojej dupie? <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
- Nie jestem głodna.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale nie możesz tak…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mną się nie przejmuj i idź w końcu na tę kolację, bo już spóźniona jesteś – ucięła Agata wszelkie protesty.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aleksandra jedynie westchnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przyniosę ci kanapeczkę z pomidorkiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Z ogórkiem. I z serem. Bez pomidora.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie drążyła, nie podważała stwierdzenia, że nie jest głodna, choć zapewne była, tylko zwyczajnie nie chciała iść na kolację, by nie widzieć niektórych osób. Będzie dobrą przyjaciółką, przyniesie kanapkę bez zadawania pytań. Może nawet dwie kanapki, zobaczymy. Wepchnęła więc bardziej sznurówki do trampek i wyszła z pokoju. Za zakrętem bezwiednie wyjęła z kieszeni komórkę, aby sprawdzić godzinę i być może policzyć, ile czasu jeszcze jej zostało do końca kolacji. Nie mogła wiedzieć, że właśnie ten moment będzie kluczowy dla jakiejś tam akcji, że ktoś nadchodzi z przeciwnej strony, że obok znajdują się jakieś niedomknięte drzwi, bo zwyczajnie ich nie zauważyła. Poza tym, to był tak całkowicie nagły i przecież odrobinę szalony pomysł. Nikt tego nie planował wcześniej. W momencie, gdy chowała elektroniczne cudo z powrotem do kieszeni, całkowicie skupiona na tej czynności, poczuła szarpnięcie w okolicy łokcia i zanim w ogóle zdążyła się zorientować, co się dzieje, uderzyła plecami o ścianę w jakimś malutkim, ciemnym pomieszczeniu. Nawet jej się krzyknąć nie udało. A powinna zdecydowanie zacząć wrzeszczeć, zwłaszcza w momencie, gdy zobaczyła przed sobą twarz nikogo innego jak Michała Kubiaka. A zamiast tego, udało jej się jedynie cicho pisnąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy siebie całkiem pojebało?! – fuknęła po chwili.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Możdżon mówił, że masz nie przeklinać – warknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie mi mówił, tylko Agacie – wymruczała cicho, nasłuchując.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie zareagował. Dziwna sytuacja. Właściwie nawet jej nie trzymał, ale była pewna, że gdyby teraz chciała zwiać, to i tak momentalnie by ją złapał i jednak trzymał, aby nie ważyła się ruszać. Co znowu mu wpadło do tego pustego łba? Zamiast tego trzeba było słuchać, zaraz pewnie ktoś będzie wracał z tej kolacji, przejdzie obok tego nieszczęsnego schowka, a wtedy zawoła o jakiś ratunek i się uwolni. Albo raczej ją uwolnią.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Świetne miejsce na rozmowy – zauważyła zgryźliwie, w tym samym momencie uświadamiając sobie, że słyszy z korytarza kroki, a do kroków jeszcze głosy. Kurka i Jarosza, poznała po chwili.- Ratunku! – wrzasnęła od razu.- Kuraś! Jarski!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknij japę, idiotko!</div>
<div style="text-align: justify;">
Plask.</div>
<div style="text-align: justify;">
Michał odruchowo przyłożył dłoń do policzka. I to tego samego, co dwa razy wcześniej…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znowu? – jęknął tylko.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Masz czelność nazywać mnie idiotką, idioto? – wycedziła groźnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chryste, przepraszam. Chciałem tylko, żebyś się zamknęła. Musisz tak wydzierać tę japę? Chciałem tylko porozmawiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I to akurat w schowku? Nie możesz jak cywilizowany człowiek?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Akurat byś chciała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I masz rację. Nie mam ochoty z tobą gadać. Ani teraz, ani nigdy. A przynajmniej póki mnie nie przeprosisz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chryste, no przepraszam!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Od niechcenia się nie liczy!</div>
<div style="text-align: justify;">
I ręce znowu poszły w ruch. W ogóle, nie podobało jej się to miejsce. Było małe, zdecydowanie zbyt ciasne, a towarzystwo jakiegoś wiadra do podłogi, środków czystości i mopa to już w ogóle, chociaż przez to ostatnie akurat przypomniała jej się inna sytuacja, kiedy to właśnie w takim schowku się ukryła, aby w spokoju się wypłakać. I wtedy też był tam on. Ale teraz sytuacja była inna, należało mu się, więc walnęła go w ramię, zupełnie się nad tym nie zastanawiając. To były takie histeryczne próby uwolnienia się, bez żadnego konkretnego planu i logiki. Gdyby się na chwilę zatrzymała i pomyślała, to pewnie coś mądrego wpadłoby jej do głowy, a tak, potrafiła teraz tylko znowu machać łapami, byle go tylko uderzyć. Nic dziwnego, że po chwili się zirytował, choć i tak chyba pozwalał na to kilkadziesiąt sekund za długo, jak podświadomie zauważyła. W końcu jednak złapał ją za nadgarstek, a kiedy zamachnęła się drugą ręką, drugi też złapał.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Uspokój się, bo cię tu zamknę. Klucz zwinąłem, więc posiedzisz sobie, póki nie zmądrzejesz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Prychnęła tylko, nie kusząc się tym razem na żadne przekleństwa. Lepiej było skupić energię na szarpaniu się, jakby to rzeczywiście mogło coś pomóc.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Powiedziałem, żebyś się uspokoiła – warknął.- Więc przestań i w końcu posłuchaj.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie podziałało, więc trzeba było cięższą artylerię wyprowadzić. I Alex poczuła się w tamtym momencie jak w tej samolotowej toalecie, kiedy również było tak ciasno, a pod plecami czuła ścianę, bo Michał w tym właśnie momencie stanął jeszcze bliżej, dosłownie ją przygniatając. A jego dłoń powędrowała najpierw na szyję, a później pod brodę właśnie po to, aby podsunąć ją do góry i dosłownie zmusić Aleksandrę, by na niego spojrzała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przepraszam – powiedział spokojnie i powoli.- Dociera? Wymknęło mi się to na lotnisku, chciałem, żeby za wszelką cenę cię zabolało, bo mnie bolało za każdym razem, kiedy mnie odpychałaś. Rozumiesz to? - pokiwała tylko leciutko głową, nie będąc w stanie potwierdzić słowami tego, że rozumie, nawet krótkim „tak”.- Zapomnij. Nadal mi zależy, a o tamtym zapomnij, bo po prostu… Masz prawo być zła, ale tak naprawdę ja wcale tak nie myślę…</div>
<div style="text-align: justify;">
I jeszcze się odrobinę pochylił, aż pomyślała, że tak, jak w samolocie, teraz też ją pocałuje. I nie opierałaby się, co sobie w tym momencie uświadomiła. Być może byłoby wręcz odwrotnie, że odpowiedziałaby nadzwyczaj gorliwie… Problem w tym, że tego nie zrobił, nie pocałował jej.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale nie o tym chciałem teraz rozmawiać – no i czar prysł.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Aga, zgubiłam wisiorek, kurwa jasna! – Bielecka wpadła jak burza do pokoju numer 181, trzęsąc się z udawanego zdenerwowania. O tym wisiorku krążyły już legendy; podobno należał do babci Łysego Terrorysty, po której Aleksandra odziedziczyła nie tylko drogocenne świecidełko, ale także te sławetne miedziane włosy, sprawiające, że bez trudu można było znaleźć ją w tłumie. Oczywiście, jeśli tylko nie był to tłum dwumetrowych, dzikich siatkarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Borkowska podniosła niechętnie twarz, na której odbił się wzorek z poduszki i otworzyła zapuchnięte od płaczu oczy. Pierwszą myślą Aleksandry było to, by podejść do niej i tak po prostu ją przytulić, ale przecież przed kilkudziesięcioma sekundami zawarła pakt z Dzikiem i musiała trzymać się jego postanowień za wszelką cenę. Wisiorek spokojnie leżał sobie w szufladzie jej szafki nocnej; jak to dobrze, że ściągnęła łańcuszek przed kąpielą, chociaż nie miała tego w zwyczaju. Palec boży, jak nic! Niemniej jednak, Agata, co prawda lekko się ociągając, stanęła w końcu na nogi i ruszyła w stronę łazienki, by sprawdzić, czy ten misternie przygotowywany przez nią codziennie makijaż tym razem nie spłynął jej aż do brody.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, ruszaj się, bo zaraz jak zasunę ci kopala w dupala, to przylecisz tu w podskokach – niecierpliwiąca się Aleksandra stąpała z nogi na nogę, wyczekując, aż Aga w końcu się ruszy i dziwiąc się, że połknęła haczyk. Zawsze uważała ją za Sherlocka Holmesa w spódnicy, bo wszędzie węszyła jakiś podstęp; a tu nic, zero. Totalne zaćmienie umysłu. – A jak ktoś go znajdzie? Przecież ojciec mnie zabije, gdy dowie się, że go przepiłam; to nasza jedyna pamiątka rodzinna. Dobrze, że włosy mu już wypadły, bo pewnie osiwiałby. I to ze dwa razy!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Idę, idę – przewróciła jeszcze oczyma, ale w końcu ruszyła w stronę drzwi. – Wiesz przynajmniej gdzie ostatni raz go widziałaś?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Na korytarzu. Przy schowku – odparła Aleksandra, mknąc przez korytarz. Dokładnie za trzydzieści sekund, według skrupulatnych obliczeń Bieleckiej, a te przecież były zawsze nadzwyczaj dokładnie, z pokoju powinien wyjść Michał ze Zbyszkiem, więc jeśli Aga nie pośpieszy się, cały misterny plan pójdzie do kosza.</div>
<div style="text-align: justify;">
Gdy po raz kolejny córka fizjoterapeuty Reprezentacji Polski, posłała przyjaciółce nienawistne spojrzenie, ta nieco przyśpieszyła kroku, czując, że jeśli się nie pośpieszy, zginie marnie. Przecież ta mała zołza była nieobliczalna! Jeszcze ogoli jej piękne włosy podczas snu i będzie musiała zainwestować w perukę, bo na dwóch łysych to miejsca w kadrze raczej nie będzie i powrót do Polski byłby nieunikniony. Zresztą i tak sprawdzała już, kiedy ma najbliższy lot powrotny do Polski, gdyż za nic w świecie nie chciała zostać w Finlandii po przedstawieniu Bartmana; rodzicom ściemni coś, że musi załatwić jakieś sprawy z uczelnią i pewnie nawet nie będą marudzić, gdy poprosi o kasę na przelot. Tak właśnie zrobi, ale jutro. Teraz ważniejszy jest wisiorek Alex.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym samym czasie, kilkadziesiąt metrów dalej Michał Kubiak próbował ściągnąć kołdrę ze swojego najlepszego przyjaciela, który, obrażony na cały świat, ale głównie na siebie samego, leżał na łóżku. Nie dochodziło do niego kompletnie nic i Michał wiedział, że jeżeli nie zareaguje, może potrwać to jeszcze kilka ładnych godzin. Mimo tej całej głupoty Zbyszka, martwił się o niego. Widział, że jeżeli nie pogodzi się z Borkowską w najbliższym czasie, załamie się. Nie będzie miał chęci kompletnie do niczego; nawet do siatkówki. A on, jako jego najlepszy przyjaciel i zawodnik z drużyny, nie mógł do tego dopuścić; przecież Final Six, w którym zagrają na pewno i Igrzyska Olimpijskie są już za moment.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, chodźże… - Kubiak usiadł obok niego i jednym, zgrabnym ruchem, wyciągnął spod głowy przyjaciela jego puchową poduszkę. Próbował już wszystkiego; tego, że Anastasi kazał pilnie wstawić się w swoimi pokoju, że Rafał pomylił listę i Zibi teraz ma masaż, że Jarosz podpierdzielił mu telefon i rozsyła każdemu ze spisu numerów zdjęcia swoich pośladków... No, to ostatnie faktycznie było głupie i niewiarygodne. I w końcu przez głowę przeszła mu szatańska myśl, która Bartmana z pewnością postawi na równe nogi. Prawdę mówiąc, miał pewne opory, ale jak głosi stare porzekadło, tonący brzytwy się chwyta, więc czemu miał nie spróbować? – Miałem ci nie mówić, ale… Kurek podrywa Agatę!</div>
<div style="text-align: justify;">
Zadziałało, bo dosłownie dwie sekundy później atakujący był już na nogach i gdyby był postacią z bajki, z jego uszu właśnie wydobywałaby się para wodna, świadcząca o zdenerwowaniu siatkarza. Bo jak to: Kurek podrywa Agatę?! Przecież oni się nie rozstali, mają kryzys, owszem, ale nadal są razem. Chyba.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie tak uszata kreatura, która nie potrafi trzymać łap przy swojej dupie? – wręcz kipiał złością.</div>
<div style="text-align: justify;">
Michałowi przeszło nawet przez myśl, że odrobinę przesadził, bo gdyby Bartman w tej chwili spotkał Bogu ducha winnego Bartka, rozpętałby piekło. No, ale miał w tym przecież wyższy cel, więc chociaż trochę usprawiedliwił się przed sobą samym.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przechodząc, podsłuchałem, że są w schowku. Tam przy zakręcie – odparł i tyle widział przyjaciela.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- No, wejdź tam. Przecież wiesz, że mam klaustrofobię! – zapiszczała Aleksandra i otworzyła drzwi od schowka. Jasne, a jakoś to, że mieszkają w siedmioro osób na czterdziestu kilku metrach kwadratowych, nie miało żadnego znaczenia. A tak w ogóle, skoro ma klaustrofobię, to dlaczego akurat właśnie TAM miała zgubić ten swój święty wisiorek? Wolałam jednak nie pytać, by nie narazić się na jakieś obrażenia; znając Bielecką, przygrzmociłaby mi zaraz jakąś miotłą i nawet doktor Sokal nie pomógłby mi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Cicho wzdychając, otworzyłam drzwi schowka i od razu uderzył mnie zapach środków chemicznych. Dłonią namacałam włącznik i po pstryknięciu to maleńkie pomieszczenie utonęło w ostrym świetle jarzeniówki. Zmrużyłam bolące oczy i ukucnęłam, by z bliska przyjrzeć się podłodze. Swoją drogą, czego ona tam szukała? Pewnie była aż tak zdesperowana i chcąc uniknąć spotkania z ojcem, zabarykadowała się w tym małym pomieszczeniu. Innego, bardziej racjonalnego wytłumaczenia na to po prostu nie było.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nic tu nie… - nim zdążyłam dokończyć, w pomieszczeniu znalazła się jeszcze jedna osoba, a ciemnobrązowe drzwi z hukiem zamknęły się, nim osobnik zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie musiałam pytać, kto jest osobą, która zakłóciła moje poszukiwania. Doskonale znałam ten zapach; przecież nie raz zasypiałam wtulona w ciało spryskane tymi perfumami. Zapach, który przez krótką chwilę kojarzył mi się z największym szczęściem, jakie mogło spotkać mnie w życiu, teraz był okropną wonią budzącą wręcz moje obrzydzenie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Gdzie Kurek? – i ten głos; zdecydowany i męski. Ale najpiękniejszą barwę ma tuż po obudzeniu, gdy jest jeszcze lekko zachrypnięty i szepcze czułe słowa do ucha. Chyba powinnam używać już czasu przeszłego… – Do cholery jasnej, dlaczego jesteś na kolanach? Coś ci zrobił? – ta nutka strachu w jego głosie kompletnie mnie zdezorientowała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co?! Nie było tu żadnego Kurka – uniosłam głowę, by spojrzeć w jego oblicze. Wpatrywał się we mnie swymi zielonymi oczyma, świdrując dokładnie każdy milimetr mojej twarzy.</div>
<div style="text-align: justify;">
W tym momencie nienawidziłam go i kochałam jednocześnie. Jak mogłam być tak naiwna, by zakochać się z największym podrywaczu Reprezentacji Polski? Jak mogłam być tak głupia, by oddać swoje serce człowiekowi, który sprawił mi tak niewyobrażalnie dużo bólu? Przecież ja chciałam dostosować całe swoje życie pod niego! Chciałam wyjechać z rodzinnego miasta do tego pieprzonego Rzeszowa, by tylko móc widzieć go codziennie. Dobrze, że to stało się teraz, przed rozpoczęciem roku akademickiego; jeszcze zdążę złożyć papiery na katowicką ASP, stanę na nogi i zapomnę, że ktoś taki jak Zbigniew Bartman był w moim życiu…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie wypuścimy was, dopóki sobie wszystkiego nie wyjaśnicie – nagle usłyszałam przytłumiony głos Alex, który dochodził zza drzwi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I do momentu, aż się nie pogodzicie – to Michał; daję sobie za to łeb ogolić. Zabiję ich oboje. Najpierw Bielecką. Albo nie, Kubiaka. Niech Bielecka cierpi jeszcze bardziej, patrząc na śmierć ukochanego. Jak siatkówkę kocham, poucinam im te puste łby!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Spryciarze. Ciekawi mnie tylko, kiedy to uknuli. A ty jak uważasz? – odparł nerwowo Bartman i wyciągnął ku mnie dłoń. Nie chwyciłam jej; nie chciałam mieć z nim żadnego kontaktu fizycznego. Każdy jego dotyk sprawiłby mi niewyobrażalny ból; już sama jego obecność sprawiała, że byłam na skraju wytrzymania. Podniosłam się z kolan i oparłam się o metalową szafkę, na której poustawiane były odświeżacze powietrza. Chwyciłam jeden z nich i gdyby Bartman tylko chciał mnie dotknąć, bez skrupułów psiknęłabym mu nim w oczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
To, że odtrąciłam jego dłoń, sprawiło mu ogromny ból. Widziałam to dokładnie w jego zielonych tęczówkach, które momentalnie zaszkliły się od napływających do oczu łez. W tym momencie miałam chęć objąć go, a potem wzbić się na palcach i wpić się zachłannie w jego usta, jak robiłam to niezliczoną ilość razy. Miałam chęć wciągnąć jego zapach i odurzyć się nim aż do utraty tchu. Ale nie mogłam tego zrobić, nie po tym, co wydarzyło się przed kilkoma godzinami. Po tym, jak mój świat się skończył…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, że masz mnie za nic niewartego gnojka. Uwierz mi, ja mam siebie za kogoś o wiele gorszego – głos trząsł mu się niemiłosiernie. Wziął głęboki oddech i przeczesał nerwowo włosy dłonią. – Ale ja właściwie chciałem to zrobić – już zamachnęłam się, żeby trzasnąć go w mordę, ale uchylił się przed ciosem. – Daj mi dokończyć, proszę – posłał mi błagalne spojrzenie, a ja zmierzyłam go morderczym wzrokiem, jednak nie odezwałam się ani słowem. – Chciałem to zrobić, bo ona była dla mnie naprawdę ważna, w pewnym momencie życia nawet najważniejsza. Wiem, że powinienem powiedzieć ci, że kiedyś był ktoś taki jak Dominika, ale uznałem, że mam na to jeszcze czas. Otóż, jak wydawało mi się do tej pory, ona była miłością mojego życia, a to, że mnie zostawiła, zdrowo odchorowałem. Dzisiaj, gdy zobaczyłem ją przy tej recepcji, myślałem, że wszystkie uczucia odżyły, a to co wydarzyło się pół roku temu, nigdy się nie wydarzyło tak naprawdę – słuchałam jego cichego i drżącego głosu, nie wiedząc, co mam myśleć na ten temat. Z każdym wypowiedzianym słowem nienawidziłam go coraz bardziej. – Ale najzabawniejsze i najbardziej zaskakujące jest to, że gdy mnie pocałowała, nie poczułem nic. Kompletnie nic. Bo to ciebie kocham i z tobą chcę spędzić resztę swoich dni – wyszeptał, a po moich policzkach spływały już potoki łez. Spojrzałam w jego oblicze; on również płakał. Płakał rzewnymi łzami i wyczekiwał chwili, aż coś powiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ukryłam twarz w swoich dłoniach, by nie widział, że ja także płaczę. Prawdę mówiąc, myślałam, że w dniu dzisiejszym nie wyprodukują więcej tych słonych kropli, kojarzących się przede wszystkim z bólem. Teraz sama nie potrafiłam powiedzieć, jak odczucia towarzyszą mi w tym momencie. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, że trudno będzie ci wybaczyć to, co dzisiaj zrobiłem, że potrzebujesz czasu, ale wiedz, że ja potrzebuję twojej miłości, by móc oddychać… Wiedz, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu i…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknij się – przerwałam mu. – Zamknij się, kretynie – wierzchem dłoni starłam łzy, spływające z jego policzka. – Kocham cię najbardziej na świecie, mimo tego, że jesteś pretendentem do tytułu ,,Największego kretyna roku”. Ale ja potrzebuję poczucia pewności, że nic takiego więcej się nie wydarzy, że nikt ani nic nie stanie już między nami. I chcę, żebyś wiedział, że to jeszcze przez jakiś czas będzie się za nami ciągnęło i mogę być mniej ufna niż zawsze…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rozumiem, dam ci tyle czasu, ile tylko będziesz potrzebowała – szepnął i na jego twarz wpłynął lekki uśmiech. Podszedł bliżej i objął mnie swoim umięśnionym ramieniem. Przylgnęłam mocno do jego torsu, mocząc przy okazji łzami jego śnieżnobiały podkoszulek. – Obiecuję, żadnych byłych dziewczyn. Już wiem, że tylko ciebie chcę i kiedyś się z tobą ożenię.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Słuchaj, nie powinniśmy podsłuchiwać…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknij się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aleksandra dosłownie wybałuszyła na Michała oczy. Zdziwienie było oczywiste, nie takiej odpowiedzi się spodziewała. A przy tym pojawiła się też chwilowa złość, że nie słucha i nadal podsłuchuje, co dzieje się w schowku, przykładając ucho do drzwi, ze w ogóle pozwolił sobie na taką bezczelną i zwyczajnie chamską odzywkę, ale zaraz jej przeszło. W końcu, co ją obchodziło, co on robi, trzeba pilnować swojego nosa. A poza tym, latała jej po głowie myśl „nie daje sobą pomiatać”, co w jakiś sposób było… Hm, ciekawe? Od samego początku miała z Kubiakiem problemy, bo nie dawał sobie wleźć na głowę, a to było coś całkiem nowego. Do tej pory wszyscy na to pozwalali, a to z czasem robiło się takie… Po prostu nudne. Ile można wszystkich ustawiać po swojemu, czemu oni się nie buntują, nie mają swojego zdania i tak jej pozwalają? No, to teraz ma, co chciała. Takiego jednego faceta, który sobie nie pozwalał. I taki pewnie by jej się przydał, ale chyba zwyczajnie nie potrafiła od samego początku przełknąć tego, że ktoś się jej sprzeciwia. A potem nastąpił szereg nieporozumień i już wszystko się posypało…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, rób, co chcesz – mruknęła po chwili, nie chcąc się tym razem kłócić. No bo naprawdę, co ją to obchodziło? Niech sobie słucha, skoro taki ciekawski i nie może poczekać dziesięciu minut, aż pogadają i wyjdą.- Ja wracam do siebie. To jest moja przyjaciółka, nie będę jej podsłuchiwać, bo na czymś się opiera zaufanie Jeśli będzie chciała to sama mi powtórzy. Ale ty sobie słuchaj – małe kazanie to było, ale coś powiedzieć musiała, trochę nagadać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Reszta ją nie interesowała, na reakcję też nie czekała, więc się odwróciła z zamiarem odejścia. I nawet zrobiła trzy kroki, ale wtedy zatrzymała ją dłoń zaciśnięta na ramieniu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Poczekaj chwilę – usłyszała ten cichy głos Michała, wyraźnie skruszony.- Masz rację.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiem, że mam – powiedziała spokojnie, odwracając się i tym samym odtrącając jego rękę.- Co jeszcze chcesz?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dowiedzieć się, na czym stoimy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- My? – dosłownie fuknęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No a nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego… Mniej więcej?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Mniej więcej. Słowo klucz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiedział, że zadaje teraz nieudolne pytania, że w ogóle nic mu nie idzie i nie polepsza sytuacji, ale o ile wcześniej, w tym schowku miał jakąś odwagę, chwilkę temu też, odpowiadając to „zamknij się”, to teraz kompletnie nie wiedział, co robić i co mówić. A Bielecka zachowywała się do tego jeszcze w taki sposób, jakby całkowicie o wszystkim zapomniała, skreśliła go i chciała za wszelką cenę się jeszcze go pozbyć dodatkowo. Cóż, jakaś nić prawdy w tym była.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No po prostu…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Daj spokój – westchnęła, ale nie z irytacją, tylko tak z bezsilności.- Zapomnijmy o wszystkim, okej? – na chwilkę Michał urósł w sobie, wyczuwając w tych słowach nadzieję.- Całkowicie o wszystkim.</div>
<div style="text-align: justify;">
- O wszystkich spięciach… - podsunął, co było taką taktycznym, psychologicznym posunięciem.- I już będzie dobrze, tak?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie – cokolwiek sobie teraz myślała, jakkolwiek ją to nie bolało, podjęła już decyzję. Trzeba było to wszystko zakończyć, uciąć, wtedy oboje będą mieli w końcu spokój. Bez mętliku w głowie, bez natłoku emocji, bólu, dziwnych ciągotek i niedosytu, czegoś cudownego, ale równocześnie bolesnego.- O wszystkim. Zostały nam trzy mecze, trzy dni. Nie musimy nawet rozmawiać, zajmę się sobą, ty sobą, potem wrócimy do Polski i tyle, tak? Może się spotkamy na ślubie godzących się Bartmanów – uniosła jeden kącik ust, uśmiechając się w ten sposób cwanie, wyraźnie zadowolona z siebie i z tego marnego, bo marnego, ale jednak efektywnego spisku, jak podejrzewała.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To znaczy… - nie mógł w pierwszym momencie uwierzyć w to, co słyszy i musiał się upewnić. No i zaprotestować, oczywiście.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To znaczy – nie dała mu dokończyć, tylko weszła w słowo.- Że możemy sobie od czasu do czasu zamienić kilka zdań, jak to się dzieje z resztą drużyny. Więcej nam nie potrzeba, bo się to źle skończy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba nie mówisz poważnie – zaprotestował jeszcze dosyć stanowczym tonem.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak najpoważniej – potwierdziła grobowym głosem.</div>
<div style="text-align: justify;">
I chociaż będzie pewnie później ryczała Agacie w ramię, to czułą, ze to dobra decyzja. Nawet gdyby się teraz zdecydowali na „wielkie pogodzenie”, to i tak nic by nie dało. Nie można było się zejść od tak, pstrykając palcami, bo do tego potrzeba było porozumienia, kontaktu, a nie wiecznych kłótni. Jak można być z kimś, do kogo nie ma się zaufania? Więc tak, to było najlepsze wyjście.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przykro mi – dodała jeszcze, odwracając się i odchodząc.</div>
___<br />
<i>nie chciało mi się sprawdzać, więc wszelkie literówki wybaczcie.</i></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-22846411206542534242013-05-26T15:56:00.001+02:002014-05-16T14:53:56.927+02:0023. I chuj, będą rybaczki.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
- Słuchaj, Aga…</div>
<div style="text-align: justify;">
Palce Aleksandry przesunęły się odrobinę wyżej, od łokcia po ramieniu, nie wiadomo w sumie po co, a głos brzmiał nadzwyczaj cicho, jakby chciała obudzić przyjaciółkę z tego skamieniałego stanu, ale równocześnie nie chciała jej spłoszyć. Cóż, Borkowska z koparą opuszczoną w dół nie wyglądała zbyt korzystnie, ale na szczęście zaraz usta zamknęła. I wydała z siebie jakiś taki dziwny pisk, a potem spojrzała na Bielecką, jakby byłą jakimś widmem i ogólnie nie wierzyła, że naprawdę znajduje się w tym miejscu, w którym aktualnie stała i wszystko jest jedynie jakimś majakiem a nie rzeczywistością.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czy… Ty… - zaczęła powoli, cedząc słowa bardzo cicho.- Widzisz to, co ja!? – resztę dosłownie wywrzeszczała.</div>
<div style="text-align: justify;">
Potem wyszarpnęła rękę z uścisku, huknęła tą swoją bajerancką torbą, która się tak Aleksandrze podobała, bo przecież stylowa, ale ułamek sekundy później wcale nie pobiegła w stronę Bartmana, aby go oderwać od blondyny, zacząć wrzeszczeć i ogólnie robić zadymę, tylko pobiegła w całkiem innym kierunku. O ile większość spojrzeń, jeśli nie wszystkie, chwilę temu były zwrócone na Zbigniewa i niezidentyfikowaną z nazwiska i znaczenia w jego życiu Dominikę, to w momencie trzaśnięcia torby o posadzkę spojrzenia te zwróciły się na Borkowską, której i tak już moment później w tamtym miejscu nie było. Bielecka najpierw się schyliła, aby tę nieszczęsną torbę podnieść, żeby się tam z niej nic nie potłukło, na przykład buteleczka z perfumami, potem, kiedy już się podniosła, stała tak chwilę, mrugając i nie bardzo wiedząc, co robić. Zbigniew w tym czasie raczył w końcu odkleić się od blondyny i Alex już, już zrobiła krok w jego kierunku, mając w zamiarze podejść i mu przywalić w papę, żeby czasem nie ważył się nawet uśmiechnąć, ale zmieniła zdanie, odwróciła się i energicznym krokiem ruszyła w drugą stronę. Teraz trzeba być z Agą, ona nie może zostać sama.</div>
<div style="text-align: justify;">
Problem w tym, że zdążyła zrobić zaledwie kilka kroków, kiedy poczuła oplatające ją ręce, które nie pozwalały zrobić kolejnego. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Zostaw ją teraz, sami sobie wyjaśnią – padło z ust nikogo innego, jak dokładnie Michała Kubiaka; no ktoś się na nią uwziął, ewidentnie, więc tylko pisnęła jak wariatka, od razu chcąc się wyrwać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie dotykaj mnie! Muszę do niej iść i tobie nic do tego.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie rozumiesz? Pozwól im to załatwić, a nie znowu będziesz się wpychać i wszystko popsujesz. Obie tak robicie i tylko pogarszacie zawsze sytuację.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Puść mnie, do cholery! Dociera to do ciebie?! - jedno uderzenie w ramię, potem drugie i tak w kółko, ale jakby zupełnie nie działało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Michał, weź ją puść, no naprawdę… - odezwał się gdzieś tam z tyłu Piter.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie odzywaj się! – krzyknęli równocześnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nowakowski się zaśmiał, zaraz jednak przewrócił oczami, kiedy z powrotem zaczęli się kłócić i szarpać. Ogólnie zrobił się gwar, wszyscy naraz zaczęli rozmawiać, sam Zbyszek też beształ tę blondynkę, ale jakoś tak bez przekonania, co Piotr zdziwiony sobie uświadomił. I trwałoby to tak pewnie jeszcze długo, gdyby się obaj Andrea nie zdenerwowali, a do tego nie przypałętał się też Bielecki.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do cholery jasnej, dosyć! – łysy terrorysta nie miał jakiegoś wybitnie dobrego głosu, córka do krzyków miała lepszy, ale i tak wszyscy momentalnie zamilkli. W tej ciszy dało się tylko usłyszeć dosyć głośny jęk Kubiaka, któremu Bielecka przyłożyła teraz łokciem odrobinę niżej niż w brzuch. Ale przynajmniej od razu ją puścił.- Co ty wyprawiasz, moja panno? – fizjoterapeuta natychmiast na to zareagował.- Jeśli on jutro nie będzie mógł przez ciebie grać, to nie wiem, co ci zrobię, ale coś zrobię na pewno!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale tato…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma dyskusji! – uciął.- Bierz kluczyk, szukaj Agaty i sio. Michał, to twój. Piotr – rzucił do Nowakowskiego kluczyk z tabliczką, który ten sprawnie złapał.- Marcin, weź rozdaj resztą, bo mnie zaraz coś trafi – resztę kluczyków wepchnął w dłonie Możdżonka, pokręcił głową i sobie poszedł.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zapukał z cichą nadzieją, że mahoniowe drzwi w końcu się otworzą i po raz kolejny spotkało go rozczarowanie. Stał tam już niemalże od godziny, czyli od momentu, kiedy Agata zatrzasnęła się w pokoju. Rozumiał ją, doskonale ją rozumiał. On zawsze wkurzał się chociażby za to, gdy jakikolwiek facet zawiesił na niej oko. A tego, który próbowałby ją pocałować, najzwyczajniej w świecie by zabił. Ale to była Dominika, jego jak do tej pory największa miłość. Bardzo przebolał ich rozstanie, które nastąpiło raptem pół roku temu. Myślał, że to będzie ta jedyna, nawet planował jej się oświadczyć i to właśnie z nią założyć rodzinę. Ale pewnego dnia stwierdziła, że zakochała się w przystojnym Włochu, Giuseppe i ślad po niej zaginął. Przynajmniej do dzisiejszego popołudnia…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Agatko, otwórz - przycisnął głowę do drzwi i zapukał po raz kolejny. – Kochanie, daj mi wyjaśnić…</div>
<div style="text-align: justify;">
Usłyszał brzdęk klucza, znajdującego się z drugiej strony zamka i odsunął się o krok z cichą nadzieją, że to właśnie Borkowska znajduje się z ich drugiej strony. Jakże zawiedziony był, gdy stanęła przed nim niejaka Aleksandra Bielecka wpatrująca się w niego morderczym wzrokiem z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Wiedział już dokładnie, co to oznacza. Zaraz mu przyłoży, tak jak Kubiakowi w Paryżu. Ale on nawet by się nie bronił…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Czego chciałeś, zdrajco? – jad wręcz kipiał z każdego słowa, które wypowiedziała rudowłosa. – Mało dzisiaj narozrabiałeś? Jak w ogóle mogłeś mieć tupet i przyjść tutaj po tym, co odstawiłeś przy recepcji?! Naprawdę myślisz, że Aga chce w tej chwili oglądać twoją parszywą mordę, troglodyto?!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja chciałem… </div>
<div style="text-align: justify;">
- A w dupie mam, co chciałeś! – nie dała mu dokończyć. – Spieprzaj stąd. Ona ci zaufała, nawet ja z czasem zaczęłam ci wierzyć, mimo tego, że moja intuicja podpowiadała mi, że jesteś zwykłym dupkiem. I jak widać, nie pomyliła się. Casanova spod Tarnowa! – i bezceremonialnie trzasnęła drzwiami tak, że gdyby budynek był trochę starszy, na pewno znad futryny posypałby się tynk.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie miał już siły walić w drzwi. Oparł się o ścianę i wziął kilka głębokich oddechów, żeby chociaż odrobinę się uspokoić. Miała rację, że mu wygarnęła, bo naprawdę zachował się jak śmieć. Kochał Agatę; dopiero teraz, w chwili, w której uświadomił sobie, że bezpowrotnie ją stracił, dotarło do niego, jak strasznie ją kocha i że nie wyobraża sobie życia, bez tego szalonego, momentami nieco denerwującego rudzielca, dzięki któremu miał chęć zmienić swoje życie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Zamglonym wzrokiem odszukał pokój, który przydzielono mu i Michałowi. Znajdował się on w końcu korytarza, więc ślamazarnie poczłapał w jego kierunku. Niepewnie nacisnął klamkę i wszedł do pokoju numer 187, ciągnąc za sobą swoją ogromną walizkę, która niejedną podróż już przeżyła. W trakcie jego chwilowej nieobecności, Michał zdążył już na dobre zadomowić się w przydzielonym im pomieszczeniu, o czym świadczyły porozrzucane dosłownie wszędzie skarpetki i koszulki. Zamknął za sobą drzwi i spojrzał na przyjaciela, który wyraźnie go ignorował; nie spojrzał na niego ani razu i nie powiedział ani słowa. Oznaczało to jedno; był na niego cholernie zły. I Zbigniew wiedział, że ma stuprocentową rację.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Przywal mi – wyrwało mu się, a Kubiak na sekundę skierował na niego swój wzrok. Wziął głęboki oddech i pociągnął przyjaciela za łokieć, może odrobinę zbyt mocno, bo Misiek spojrzał na niego z wyrzutem. – No, przypierdol mi, tylko się w końcu odezwij.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie mam o czym z tobą gadać, popierdoleńcu. O tym, że jesteś ścierwem, chyba sam najlepiej wiesz, prawda? – Michał odsunął się od przyjaciela i posłał mu nienawistne spojrzenie. Był cholernie wściekły na Zbyszka. Jak on w ogóle mógł obściskiwać się na oczach Agaty z tą siksą? Po co było mówić, że jest dla niego bóg wie jak ważna, skoro przy pierwszej możliwej okazji całuje się z pierwszą lepszą dziunią? I to jeszcze z kimś, kto zrobił z niego kompletnego idiotę, puszczając się za jego kasę z przystojnym Giuseppe–Pizza Italiano. – Jesteś z siebie zadowolony? – wysyczał przez zaciśnięte zęby.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Odezwał się Michał Kubiak, najporządniejszy człowiek na świecie, który kilka godzin wcześniej nazwał dziewczynę, którą kocha, dziwką – odpowiedział mu Bartman, odrobinę zbyt uszczypliwym tonem, za co otrzymał cios prosto w szczękę. Złapał się za żuchwę, ale nie oddał. Doskonale wiedział, że należało mu się.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nigdy nie twierdziłem, że jestem święty. Fakt, przesadziłem z Bielecką, ale to nie jest twoja sprawa – podszedł do okna, które otworzył na oścież, bo powietrze w pokoju zgęstniało do konsystencji kisielu. – Poza tym, nigdy nie powiedziałem, że ją kocham, więc na chuj drążysz temat?</div>
<div style="text-align: justify;">
Bartman mruknął coś niezrozumiałego i usiadł na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach. Podjął decyzję, że jeśli Aga mu nie wybaczy, automatycznie wraca do Polski. Nie mógłby zagrać ani jednego meczu, wykonać chociażby jednego ataku, wiedząc, że jego największa miłość ma go za nic niewartego dupka, mówiąc delikatnie. On miał siebie za kogoś znacznie gorszego; wręcz brakowało mu słów, jakimi mógłby siebie określić. Z każdą sekundą nienawidził się coraz bardziej. Poczuł, że jedna słona kropla, spłynęła po jego policzku…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dobra, nie maż się – szturchnął go Michał i klapnął na łóżku, obok przyjaciela. – Zastanówmy się lepiej, co zrobić, żebyś odzyskał jej zaufanie, bo przecież tego chcesz, prawda?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chcę. Jak niczego na świecie… – wyszeptał Zbyszek, wbijając zamglony wzrok w podłogę. Gdyby tylko mógł, oddałby wszystko, żeby cofnąć czas o te kilka godzin. Już w samolocie niepotrzebnie naskoczył na Agatę i wiedział, że była na niego wściekła, ale i tak nie umywało się to do tego, co odstawił przy recepcji. – Tylko nie wiem, co ja mam zrobić. Michał, ja już nie mam siły. Jeśli ona mi nie wybaczy, wracam do Polski – spojrzał w niebieskie oczy Kubiaka, który aż zdrętwiał, słysząc słowa przyjaciela. </div>
<div style="text-align: justify;">
- Co? Weź się w garść, Zbychu. Fakt, przegiąłeś dzisiaj, ale musisz pokazać, że ci na niej zależy. Musisz się starać jak nigdy wcześniej i wierzyć, że w końcu uda ci się odzyskać jej zaufanie, chociaż będzie ci cholernie trudno – położył dłoń na ramieniu Bartmana i zacisnął ją lekko, próbując dodać mu otuchy. – Widzę, że teraz wiesz już, kto jest miłością twojego życia i o kogo naprawdę warto walczyć. Dlatego błagam cię, nie spierdol tego i walcz o nią. Walcz, bo to skarb, a nie dziewczyna…</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Trzaśnięcie drzwiami rzeczywiście było mocne, ale Aleksandra Bielecka już tak miała, że w złości musiała czymś trzasnąć. Albo trzasnąć kogoś, o czym niektórzy bardzo dobrze wiedzieli. Tym razem to walnięcie sprawiło tylko tyle, że Agata podskoczyła na łóżku, zaraz jednak naciągając sobie poduszkę na głowę, jakby dzięki temu miała przestać słyszeć.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Aga…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zamknij się.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aleksandra jedynie westchnęła. Na początku postanowiła sobie, że nie będzie nic mówić chociaż przez jakiś czas i dać się przyjaciółce wypłakać. Bo to jej gadanie pewnie nic a nic by nie pomogło. Przegrzebała w tym czasie swoją torbę, aby jakoś posegregować rzeczy i zobaczyć, ile nie należy do niej, ewentualnie czym może się podzielić. Potem obejrzała łazienkę, coś tam porobiła, w międzyczasie nawrzeszczała na Bartmana i właśnie teraz, kiedy pierdyknęła drzwiami, nadszedł kres tego jej kręcenia się bez celu. A tym „zamknij się” nie bardzo się przejęła, bo to była taka typowa reakcja. Zamiast się obrażać o brak uprzejmości, wlazła powoli na nieswoje, aktualnie zajęte łóżko. Nic nie mówiła, dosyć niezgrabnie się gramoląc, aż w końcu jakoś się ułożyła, rozciągając całą swoją, jakże wielką, osobistość obok drugiego, łkającego ciała. Przytuliła się do Agi, równocześnie próbując wyrwać jej poduszkę. Chwilę się opierała, nie chciała oddać, ale w końcu puściła, automatycznie też przytulając się do Aleksandry.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dwa odcienie rudych włosów zmieszały się ze sobą, kiedy Agata wtuliła twarz w szyję przyjaciółki, łkając cicho. Mokre krople Bieleckiej nie przeszkadzały, najwyraźniej można było ich produkować bardzo dużo, najwyraźniej Borkowskiej nie wystarczyło tyle czasu, by się uspokoić, najwyraźniej trzeba było go jej dać jeszcze trochę i pozwolić, aby sobie płakała. Poza tym, przecież o wiele częściej się zdarzało, że to Alex płakała. Raz na jakiś czas mogły zamienić się rolami. Chciała chociaż raz być wsparciem, pociągle go tylko potrzebowała, histeryzując.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Znalazłam w mojej torbie dwie pary twoich majtek – odezwała się w końcu, słysząc, jak pochlipywanie cichnie. Powiedziała coś na temat walizek, aby znaleźć jakiś pozytyw w całej tej sytuacji, zacząć o czymkolwiek, byle nie z grubej rury, od razu poruszając drażliwy i trudny temat.- Ale spodni żadnych. Jeśli wejdziesz w moje, to możesz sobie pożyczyć…</div>
<div style="text-align: justify;">
- I chuj, będą rybaczki – wymruczała Agata, a przez to przytulenie głos był stłumiony. Zaraz jednak odrobinę odsunęła twarz od szyi, przecierając też lekko palcami odrobinę opuchnięte oczy.- Ale wyszły z mody…</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie moja wina, że tyle urosłaś. Jakbyś nie rosła, to by wszystko moje na ciebie pasowało.</div>
<div style="text-align: justify;">
- To nie moja wina, że ty nie dorosłaś nawet do średniej w Polsce i pod kreską jesteś.</div>
<div style="text-align: justify;">
Przez kilka sekund panowała cisza, po czym obydwie się cicho i krótko zaśmiały. Takie podsumowanie tematu i wymiany zdań, po którym znów zamilkły i gdyby jakaś mucha latała po pokoju, na pewno byłoby ją słychać. Całe szczęście ogólnie, że jej nie było. I komarów też.</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, mów w końcu, co tam ci łazi po głowie… - Agata się odezwała, chcąc przerwać tę ciszę w zmusić przyjaciółkę, by zaczęła mówić, bo coś na pewno chciała. Alex prychnęła, ale i tak jeszcze przez chwilę panowała cisza.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcę nikogo usprawiedliwiać… - zaczęła.- Bo do tego jestem ostatnia, zwłaszcza, jeśli chodzi o niego, ale myślę, że tym razem był zwyczajnie zaskoczony.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcesz, ale go usprawiedliwiasz – burknęła Borkowska.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie porozmawiasz z nim, bo jesteś wściekła, wiem. I fakt, powinien jakoś zareagować. Nawet nie wiemy, kim jest ta dziewczyna… Musi ją znać, ale może ona nic nie znaczyła, tylko po prostu zrobiła to tak niespodziewanie, że kompletnie nie wiedział, co się dzieje? Zabawne, gadam teraz takie rzeczy, a dopiero co na niego wrzeszczałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
Aga nie zareagowała. I tak kolejna minuta upłynęła w ciszy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Wiesz, odrobinę się spięliśmy w samolocie. O ciebie. Nie chciał, żebym się wtrącała do tego, co robisz. Co robicie. I to była taka niewyjaśniona sytuacja, napięcie wiszące miedzy nami przez połowę podróży, choć to wcale nie była jakaś wielka kłótnia. I ja myślałam… Myślałam, że wtedy, gdy ona się pojawiła, kimkolwiek jest i ktokolwiek byłby na jej miejscu, to zwyczajnie by mnie znajomej przedstawił… Na takie zasadzie, że widzisz kogoś pierwszy raz po długim czasie i chcesz mu się tak jakby pochwalić tym, co u ciebie. Gdybym teraz spotkała gdzieś Adama, to nieważne jak bardzo pokłócona byłabym ze Zbyszkiem, do razu bym go za sobą pociągnęła, aby tylko pokazać, jak mi się układa i jakiego wspaniałego mam faceta.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Adam, bo dobrze wkładam – mruknęła z przekąsem Alex. Jakoś tak za byłym chłopakiem przyjaciółki nie przepadała. Zabawne, za obecnym też nie. Chociaż istniała zasadnicza różnica. Tamtego nie cierpiała do samego końca, a Zbigniew jej już nie przeszkadzał i nawet dało się z nim pogadać.- Może powinien się tu gdzieś pojawić, zasunąłby tym tekstem durnym, a Zibi by mu za to zasunął w mordę i wszystko wróciłoby do normy.</div>
<div style="text-align: justify;">
Borkowska westchnęła. Co za durne pomysły, no naprawdę… Ale może coś w tym było.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty posrana jesteś – stwierdziła i to tonem, któremu nie można się było sprzeciwiać.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I za to mnie kochasz, nie? – więc Alex się nie sprzeciwiała, równocześnie uśmiechając się do samej siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taaa… - no i nawet dostała potwierdzenie!</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jego też kochasz, prawda? Nawet jeśli ty o tym nie wiesz, to ja wiem. Widzę. Chociaż minęło tak niewiele czasu… To jest aż niewiarygodne, ale na razie musi tak być, że co jakiś czas będzie wyskakiwało coś. Jakaś przeszłość, stare przyzwyczajenia, cechy, które umknęły przy dotychczasowym poznaniu… Jakoś trzeba się dotrzeć. I to jest chyba taka sytuacja. Pojawiło się coś z przeszłości. Cóż, z czym trudno mu się było uporać albo nawet jeszcze tego nie zrobił, a kiedy wróciło nagle, całkowicie niespodziewanie, to stracił rozeznanie w sytuacji i zupełnie nie wiedział, co się dzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak go nie usprawiedliwiasz, to go bronisz – wyrzuciła jej Borkowska.- A tak go nie cierpiałaś.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ty sobie przypomnij, jak sama na niego na początku naskakiwałaś i darłaś japę – wytknęła jej w rewanżu Bielecka.- Każdemu trzeba dać szansę, nie? Dałaś mu i patrz, co wyszło. Więc teraz znów daj, tylko te innego rodzaju. Daj wyjaśnić sytuację, chociaż pewnie usłyszysz „to nie tak, jak myślisz”. Faceci…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie uważasz, że to trochę naiwne? Po prostu nie wiedział, co się dzieje i był zaskoczony, tak? I dlatego się przez to obejmuje jakąś dziewczynę i nie tylko pozwala całować jej, ale też samemu się ją całuje!</div>
<div style="text-align: justify;">
- A może w tym jest jakieś drugie dno, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Skoro tak w to wierzysz, to sama sobie z nim gadaj, mnie to nie obchodzi. Zachował się jak palant. Więc niech teraz ma.</div>
<div style="text-align: justify;">
Bielecka sobie sapnęła. Chyba odrobinę z bezsilności.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie będę z nim gadać, bo to będzie to wpieprzanie się w nie swoje sprawy… Oni się o to tak pieklą ciągle. Że ja chcę rozwiązywać twoje problemy, ty chcesz moje… Dla nich to jak wściubianie nosa, jakby nie mogli zrozumieć, że tak wychodzi lepiej i szybciej…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ja z nim gadać nie będę – stwierdziła Agata znów tym tonem, któremu nie można się było sprzeciwiać, tak niezwykle stanowczym.- To znaczy… - sekundę później straciła animusz.- Nie teraz. Może za jakiś czas. Teraz niech się pomęczy.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Jak tam chcesz… - wymruczała niemrawo Aleksandra, w tym samym momencie zastanawiając się, czy jednak się wtrącać i kombinować coś za ich plecami, czy nie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- I wiesz co… - wydawało się, że temat jest zamknięty, ale najwyraźniej Agata chciała coś jeszcze powiedzieć, więc odsunęła myśli o jakimś dzikim planie pod tytułem „jak pogodzić państwa Bartmanów?” na bok i skupiła się na przyjaciółce.- Gadasz o tym dawaniu szansy, to też ją komuś daj. To zadziwiające, jak ktoś może cię kochać mimo tego, że od początku pokazujesz mu swoje najgorsze cechy i zachowania… </div>
<div style="text-align: justify;">
I dlaczego miała taką okropną rację?</div>
___<br />
<i>z boku powstała nowa zakładka, zapraszamy.</i></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-53080427855543984932013-04-28T16:09:00.000+02:002013-05-26T11:01:47.147+02:0022. Liczyłam, że pożyczysz mi te bokserki w misie.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Aleksandra Bielecka posiadała taką wspaniałą książeczkę, tudzież zeszycik, na którego okładce było zdjęcie mocno wyretuszowanej pani i napis „100 panoramicznych”. Dzięki niemu właśnie podróż minęła względnie spokojnie (nie licząc lamentującego Kurka, że nie wie, gdzie wsadził swoje szczęśliwe majtki), bo sobie usiadła elegancko koło Pitera i lecieli tak strona po stronie, krzyżówka za krzyżówką, czasem dopytując siedzącego przed nimi Możdżonka o jakieś wyjątkowo trudne hasła, w efekcie czego połowa owego zeszyciku (dokładnie połowa, co do strony) została zapełniona. Wszystko inne z głowy wyrzuciła, co wyszło jej nawet skutecznie. Wcześniej, oczywiście, przeprosiła jeszcze Nowakowskiego za to, że mu przyłożyła kilka razy bez powodu, ale nie wydawał się tym zmartwiony i jedynie się uśmiechał. Ojcu jakoś się wytłumaczyła, na bajeczki był dosyć podatny, a w aktualnym momencie liczyły się tylko te krzyżówki. Potem natomiast karty, kiedy to wielka karciana trójca w składzie: Kosok, Kurek, Nowakowski próbowała nauczyć ją grać. I chyba się sprawdzało to powiedzonko, że kto ma szczęście w kartach, ten nie ma szczęścia w miłości, czy jak to tam szło, bo Bieleckiej, jak na pierwszy raz, szło nadzwyczaj dobrze i wygrała aż trzy partie z rzędu. Coś to chyba znaczyć musiało. Być może.<br />
Za to w rzędzie po lewej siedział sprawca wcześniejszego zamieszania. Przegiął i miał tego pełną świadomość. Ale z drugiej strony cieszył się, że w końcu zdobył się na odwagę i wygarnął jej wszystko, ucierając trochę przy tym nosa tej rudej zołzie. Może nie powinien być aż tak dosłowny, ale mimo wszystko zrobiło mu się trochę lżej na duszy. W końcu wyrzucił z siebie to, co zbierało się w tym przez tak długi okres. W końcu pokazał, że nie jest kimś, kim można pomiatać i na każdym kroku robić z niego idiotę.<br />
Chociaż z drugiej strony, odzywało się w nim poczucie winy; taki cichy głosik z tyłu głowy, mówiący o tym, że jednak zachował się jak szczeniak, a nie dorosły mężczyzna. Może nie powinien być tak dosadny w swoich słowach? Przecież nikt, nawet Bielecka, nie zasługiwał na takowe traktowanie. Podniósł lekko głowę, by odszukać ją wśród zawodników i najzwyczajniej w świecie sprawdzić, jak się trzyma. Siedziała cztery siedzenia przed nim w środkowym rzędzie, grając z chłopakami w karty. Niby uśmiechała się, wytykając im przy okazji, że ograła ich któryś tam raz z rzędu, ale nie była tą samą dziewczyną, co jeszcze kilka dni wcześniej. Jej oczy nie błyszczały w ten specyficzny sposób, od którego zawsze poprawiał mu się humor i nawet złość na nią stawała się odrobinę mniejsza. Był to raczej taki uśmiech przez łzy. Łzy, które spowodował nie kto inny, jak Michał Kubiak.<br />
- To chcesz czy nie? – Zatorski szturchnął go ramieniem, podsuwając pod nos opakowanie żelków Haribo.<br />
Pokręcił jedynie głowę i przykleił nos do samolotowego okna, by podziwiać otaczające go chmury. Borkowska się obraziła, bo Aleksandra to w końcu jej przyjaciółka, a Zbigniew solidarnie siedział teraz obok swojej dziewczyny, posyłając mu jedynie spojrzenie, oznaczające, że czeka ich bardzo długa rozmowa. Nie miał mu za złe tego, że woli towarzystwo swojej dziewczyny; on pewnie też by wolał, gdyby posiadał takową. A jedyna kandydatka do tegoż miejsca, miała go za skończonego gbura. I słusznie zresztą.<br />
Za to kolejne sześć siedzeń przed Michałem siedziała zmartwiona Agata, udając, że z uwagą przegląda Cosmopolitana. Mądra gazetka to raczej nie była, ale francuskiego nie rozumiała ani w ząb, a tam i tak więcej było obrazków niż tekstu, więc kupiła na lotnisku akurat to i teraz przynajmniej pooglądała sobie nowe kolekcje, jedną czwartą myśli przeznaczając na to, by sobie uświadomić, jak brzydkie są niektóre modelki. Nie omieszkała nawet o tym poinformować Zbyszka.<br />
- Ta jest okropna – stwierdziła, otwierając na konkretnej stronie i podsuwając mu niemalże pod nos.<br />
- Yhyyym – wymruczał, ewidentnie niezainteresowany, bo nawet na gazetę nie spojrzał; wydał z siebie ten dźwięk tylko po to, aby nie było pretensji, że jej nie słucha, bo przecież słuchał.- To ma jakieś znaczenie?<br />
- Nie ma – wzruszyła ramionami, bo pytanie przecież było całkiem sensowne; to nie miało żadnego znaczenia, ale Aga zajęła się teraz tym, by nie zajmować się czymś innym. I właśnie w tym momencie odruchowo wychyliła się przez podłokietnik, by spojrzeć w kierunku tego, co aktualnie miało znaczenie.- Co ja mam z nimi zrobić, hmm?<br />
- A co ty chcesz robić? – teraz już nawet Zibi na Agatę spojrzał, autentycznie zdziwiony.<br />
- No pomóc im jakoś. To logiczne przecież, nie? Bo teraz to się raczej ostro pożarli i to raczej nie przejdzie już tak gładko jak wcześniej…<br />
- Daj im spokój. Po osiem lat mają, dziećmi są, że sobie sami nie poradzą?<br />
- Nie rozumiesz – stwierdziła tak dziwnie stanowczo.- To jest moja przyjaciółka i ja muszę…<br />
- Nic nie musisz – przerwał jej.- Mówię ci, daj im spokój, sami sobie to wyjaśnią.<br />
- Gówno sobie wyjaśnią! – głosu nie podniosła, aczkolwiek już była odrobinę zbulwersowana.- Ona się teraz zamknęła, sam widziałeś, że nie chciała ze mną gadać na lotnisku potem. I będzie tylko ryczała w poduszkę dzień w dzień.<br />
- Aż jej przejdzie – zauważyła Zbigniew bezlitośnie.<br />
Borkowska odruchowo prychnęła.<br />
- Ciebie to w ogóle nie obchodzi? Nie obchodzi cię, jak się czuje twój przyjaciel? Nie chcesz mu pomóc?<br />
- Ja mogę sobie z nim porozmawiać i coś mu ewentualnie doradzić. A nie od razu knuć jakieś intrygi i planować jakieś sytuacje, w które można ich wpakować, jak to baby robią.<br />
- Baby?! – znów prychnęła.<br />
- Nie łap mnie za słówka, proszę cię.<br />
- Jesteś normalnie bezduszny. Ja chcę, żeby im w końcu wyszło i to prędzej, a nie później, bo pasują do siebie i…<br />
- Aga, to jest życie, a nie jeden z tych romansów, co widziałem u ciebie w pokoju na półce, zejdź na ziemię.<br />
Otworzyła jeszcze usta, potem powoli je zamknęła, nic nie mówiąc, a na końcu wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk złości, poderwała się i poleciała do toalety.<br />
<br />
<br />
- Coś się stało?<br />
Agata spojrzała na Aleksandrę jak na kosmitę. Pytanie było co najmniej nie na miejscu, bo powinno wyjść z tych drugich ust i być skierowane do tej drugiej osoby, a tutaj niespodzianka, zamieniły się rolami.<br />
- Dlaczego miałoby się coś stać? – spytała, chcąc brzmieć spokojnie i ogólnie obojętnie, jakby w ogóle nie wiedziała, o co chodzi.<br />
- Bo jakąś taką dziwną minę masz.<br />
- Nie można mieć dziwnej miny?<br />
- No można – odparła Alex, odrobinę już zniecierpliwiona i być może nawet podirytowana.- Ale zawsze jest jakiś powód.<br />
- Poprztykałam się ze Zbyszkiem – rzuciła Aga, też już odrobinę zirytowanym głosem.<br />
- O co? – drążyła Bielecka.<br />
- O ciebie! Zadowolona!?<br />
- Ej, ej, ej! To nie jest moja wina! Mogłaś wcale z nim nie gadać o mnie!<br />
Agata westchnęła, od razu przygasając.<br />
- Masz rację – wydusiła po chwili, bo faktycznie tak było; to nie była jej wina, ze Bartman reagował tak, jak reagował.- Tylko najbardziej to chodziło o to, że jego nie obchodzi to, co dla mnie jest ważne.<br />
- Ale nie ze wszystkim tak jest, prawda? Inne rzeczy, ważne dla ciebie, go interesują, tylko ja po prostu nie, więc z nim o mnie nie gadaj nigdy i spokój będzie. Ja przeżyję. Ważne, że sobie nie dogryzamy już, nie? – spróbowała się uśmiechnąć i nawet jej to wyszło. Blady to był uśmiech, ale jednak jakiś.- A teraz chodź może lepiej po te bagaże, bo nam zwieją… - Aleksandra poklepała jeszcze przyjaciółkę lekko po ramieniu.<br />
- Z bagażami właśnie mamy mały problem… - usłyszały za plecami głęboki głos Łukasza Żygadło; momentalnie odwróciły się w jego stronę z wyraźnie pytającymi spojrzeniami, a ten jedynie podniósł rękę i wskazał na kierownika.- Właśnie mówił, że część się gdzieś poplątała, bo wrzucili nie do tego samolotu.<br />
- Zajebiście – mruknęła Borkowska, od razu ruszając w stronę taśmy i dosłownie ciągnąc za sobą Bielecką.- Co się szczerzysz? – naskoczyła na Ignaczaka stojącego przy taśmie faktycznie z szerokim uśmiechem na twarzy.<br />
- Bo torby nie mam – odpowiedział, jakby zupełnie nie dosłyszał jej niezbyt przyjemnego tonu.<br />
- Świetny powód do radości, no naprawdę – mruknęła ironicznie.<br />
- Do radości może nie, ale rozpaczać też nie ma co, więc się uśmiechnij, dziewczyno, bo ci zostanie taka skwaszona twarz i Zibi cię nie będzie już chciał – wyrecytował nadzwyczaj szybko, po czym od razu się odwrócił, nie pozwalając Agacie odpowiedzieć- Kurek! Masz swoją torbę i te twoje szczęśliwe majtki? Jak nie, to z Brazylią przegramy, hańba będzie! – i poleciał gdzieś w tamtą stronę.<br />
Bielecka zachichotała i nawet na twarzy Borkowskiej pojawił się jakiś tam słaby uśmiech. Wprawdzie ta pierwsza powinna być bardziej niemrawa i cały czas chodzić naburmuszona, ale strategia „odsuwamy wszystko od siebie” działała nadzwyczaj dobrze. Zupełnie nie myślała o pewnych rzeczach i było w porządku, nie trzeba się było niczym przejmować i można było zachowywać jak na co dzień. Jeszcze tylko kilka dni i wrócą do domu, do Bułgarii przecież nie musiały już jechać. <br />
- Moja jest – odezwała się po jakimś czasie, dostrzegając swoje nazwisko przy jednej z walizek i, jak zawsze, cztery razy upewniła się jeszcze, ze jest tam napisane Bieleck<b><i>a</i></b>, nie Bieleck<b><i>i</i></b>.<br />
- Mojej nie ma – wyjęczała Agata, latając w tę i z powrotem wzdłuż taśmy.- No nie ma! Zajebiście, kurwa!<br />
- Nie klnij, dziecino – odezwał się przechodzący akurat Możdżonek.<br />
- Jak mam, kur…<br />
- Hej, hej, cicho! – Alex podleciała do przyjaciółki.- Damy radę, mamy laserowe szminki, już zapomniałaś? Sama mi to powiedziałaś pierwszego dnia – Agata sapnęła.- U mnie jest kilka twoich rzeczy, tak jakoś zgarnęłam odruchowo, będziesz miała coś. Kosmetyczka?<br />
- Mam przy sobie – tak, w tym momencie obie odetchnęły z ulgą, bo bez kosmetyczki byłby tragedia i to dosłownie.<br />
- No, to nie jest źle. Większość przecież się znajdzie u mnie. Spodnie tylko… To widzisz, będzie okazja…<br />
- … do zakupów! – i przybiły sobie piątkę. A co.<br />
<br />
<br />
Jedno wielkie wkurwienie. Takimi słowami, powtarzając za byłym piłkarzem reprezentacji Polski, znanym głównie z bycia mężem (już byłym) jednej z czołowych polskich celebrytek, można określić stan, w jakim aktualnie znajdowała się właśnie Agata Borkowska. Ogólnie ten dzień od samego początku nie należał do jej Top 10; najpierw ekspresowe pakowanie w Brazylii, potem uciekający im sprzed nosa samolot, kłótnia Dzika z Alex i spina z Bartmanem. Jakby tego było mało, do kolekcji zaginął jeszcze jej bagaż. No gorzej chyba być już nie może… <br />
- Gdzie mi tu po nogach deptasz?! – rozdarł się i to zupełnie nie tak cicho Pit, skacząc na jednej nodze. <br />
- A bo się pałętasz – mruknęła jedynie, mrużąc oczy i zarzuciła sobie torebkę na ramię. <br />
Dziękowała w duchu Bogu, że jej kosmetyczka znajdowała się na dnie przeogromnej torby, przywiezionej przez rodziców z wakacji we Włoszech (ach, ten Mediolan…). Fakt faktem, w walizce został balsam, krem pod oczy i peeling o zapachu kiwi, ale ich brak akurat mogła przeżyć. Przecież w Finlandii na pewno są jakieś drogerie, w których będzie mogła się zaopatrzyć. Na karcie coś tam jeszcze jest, więc może sobie pozwolić na małe zakupy, a co!<br />
Ustawiła się grzecznie między Aleksandrą, maltretującą jej odtwarzacz a Kosokiem, po którego minie można było wywnioskować, że jedyną rzeczą o jakiej marzy, to hotelowe łóżko ze świeżutką, pachnącą pościelą i bez większego entuzjazmu wpatrywała się w menedżera, tłumaczącego łamanym angielskim recepcjonistce, dlaczego pojawili się z kilkugodzinnym opóźnieniem. Bartman był gdzieś z tyłu; słyszała, jak przekomarza się z Igłą, czuła zapach jego perfum, ale nie była w stanie spojrzeć w jego stronę. Wciąż była wściekła na niego za to, co powiedział w samolocie i w żadnym razie nie mogła przyznać, że miał w pewnym sensie rację. Była kobietą, a w jej mniemaniu kobiety zawsze, nawet gdy nie miały racji, nie mogły się do tego przyznać. Ot, taka natura.<br />
- Jak tam, Chip? Twój bagaż też zaginął, nie? – rzucił Ruciak, stając obok niej.<br />
- Ja pierdzielę, nie gadaj, że twój też? – przyjmujący uniósł lekko lewą brew i skinął głową.<br />
- Taaak, i co w związku z tym? – zapytał, odrobinę zdziwiony zainteresowaniem Agi jego bagażem.<br />
- A bo liczyłam, że pożyczysz mi te bokserki w misie. No, wiesz, te z Kanady – wyszczerzyła się głupio, poruszając znacząco brwiami, a stojący z tyłu Piter, przywołując w pamięci ich pierwsze spotkanie na balkonie, automatycznie zachichotał.<br />
Michał plasnął sobie dłonią w czoło, zastanawiając się, dlaczego właściwie nie ma normalnych znajomych i rozejrzał się, by znaleźć kogoś, komu mógłby się wyżalić. Doprawdy, Agata Borkowska nie była w pełni normalną osobą i od tej pory postanowił unikać jej. Ten cały związek z Bartmanem naprawdę źle na nią wpływał, bo przecież na początku była w miarę normalna.<br />
- Zbysiaczek?! – w holu rozniósł się pisk i zanim zdążyła obrócić się, burza blond kołtunów leciała w stronę atakującego z dzikim piskiem.<br />
Zielone oczy Borkowskiej wyglądały, jakby za sekundę miały wyskoczyć z orbit, a rozdziawione przy tym usta sprawiały, że, zazwyczaj śliczna twarz, wyglądała teraz co najmniej idiotycznie. Przypatrywała się, jak ta dziwna istota przypominająca trolla, wskakuje w aktualnym momencie na JEJ chłopaka i składa tuziny pocałunków na jego twarzy. Wszystko odbywało się jakby w zwolnionym tempie; czuła się, jakby wpatrywała się w tą scenę od kilkunastu minut, chociaż minęło raptem kilkadziesiąt sekund.<br />
- Dominika? Co ty tutaj robisz? – Zbigniew postawił ją na nogi i cofnął się o krok. W dalszym ciągu uśmiechał się do blondynki, jakby to, że Aga stała raptem kilka metrów dalej, kompletnie go nie obchodziło.<br />
- Pracuję – odpowiedziała, jakby nigdy nic.- Mam praktyki właśnie dzięki temu, że jest liga światowa, a że padło akurat na Finlandię… - no tak, Zibi automatycznie sobie przypomniał, że przecież stojąca przed nim dziewczyna studiowała jeszcze fizjoterapię, kiedy ostatni raz się widzieli.- No a jak się dowiedziałam, że przyjedziecie, to posprawdzałam kilka rzeczy i naprawdę liczyłam na to, że się spotkamy… - uśmiechnęła się w sposób wyraźnie sugestywny.<br />
- Kto to, do cholery, jest? – Agata za plecami usłyszała głos przyjaciółki, nawet w jakiś sposób oburzony i kiedy już zaczęła trzeźwo myśleć, to dotarło do niej, że pewnie obie myślą o tym samym, jak to dwie rude głowy miały już w zwyczaju.<br />
I taka była prawda. Obie właśnie myślały o tym, ze niezależnie od tego, z kim Bartman właśnie rozmawiał, powinien tego kogoś Borkowskiej przedstawić. Zwłaszcza, ze ewidentnie się znali wcześniej. I nie miało tu znaczenia nawet to, że kilka godzin wcześniej odrobinę się pokłócili. Ale tego nie zrobił i to się właśnie Adze nie podobało. Aleksandrze również, ale to przecież nie jej sprawa.<br />
Ale nikt nie raczył odpowiedzieć też na pytanie zadane przez Bielecką, więc niczego się nie dowiedziały.<br />
- Zaskoczyłaś mnie – odezwał się po chwili Zbyszek i Aga już się ucieszyła, że teraz sobie o niej przypomni i wszystko będzie w porządku.<br />
- To przecież dobrze – zauważyła Dominika.- Gdybyś wiedział, że tu będę, to pewnie byś próbował za wszelką cenę mnie unikać, a teraz nie możesz i… - nie dopowiedziała nic więcej, Aga nie dowiedziała się, co miało nastąpić po „i”, bo po wypowiedzeniu tej jednej samogłoski blondyna przysunęła się ekspresowo do atakującego, wspięła na palce i przykleiła do jego ust.<br />
A najgorsze było to, że Zbyszek jej nie odepchnął. I że Agata nie mogła nic zrobić, nawet się ruszyć, choć powinna od razu tam podbiec i zacząć wrzeszczeć, a dłoń Aleksandry na jej łokciu, która miała ją zatrzymać w miejscu, tak naprawdę była zbędna, bo Borkowska po prostu wrosła w podłogę z zaskoczenia.<br />
Czyli jednak mogło być gorzej.<br />
___</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>tak się zastanawiałyśmy...</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>chcecie, abyśmy odpowiadały na pytania w komentarzach, jeśli je zadacie w swoich? czy może odpowiadać na końcu kolejnej notki? albo może utworzyć specjalną zakładkę do zadawania pytań?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>(osobiście myślimy, że trzecia opcja jest najlepsza, ale od Was to zależy.)</i></div>
</div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com29tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-22658393029676793562013-04-21T18:22:00.000+02:002013-04-21T23:33:16.221+02:0021. Mistrz drugiego planu, bez jaj.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: justify;">
Łukasz Wiśniewski z reguły do niczego się nie wtrącał, siedział cicho, często gdzieś z boku i w aktualnym momencie właśnie on wydał się Aleksandrze najlepszym towarzystwem. Usiadła więc koło niego pod ścianą na podłodze, nie przejmując się brakiem krzesełek. I chwilę przypatrywała się Ignaczakowi, jak latał z tą kamerą, jeszcze do tego z uśmiechem na twarzy, jakby do niego kompletnie powaga sytuacji nie docierała. Jakby to rzeczywiście było takie zabawne. Zagumnemu się takie nie wydawało, na pewno nie, ale on, według obserwacji panienki Bieleckiej, był wyjątkowo nerwowym człowiekiem. I teraz właśnie beształ bogu ducha winnego pracownika lotniska, wyrzucając z siebie słowa po angielsku z zawrotną prędkością, przez co sensu jego wypowiedzi nie zrozumiała kompletnie. Kierownik powinien się tak pieklić, nie rozgrywający, no kto to widział… Przecież to nie wina tego faceta, że właśnie im samolot odlatuje, on tu był tylko szarym pracownikiem… Sekundę później przeniosła wzrok na przyjaciółkę, by chwilę przypatrywać się temu, jak sobie spaceruje cztery kroki w jedną stronę, potem zawraca, znów robi cztery kroki… I tak kilka razy, w całkowitym skupieniu, pod czujnym spojrzeniem Zbigniewa, jakby ją dosłownie pilnował, żeby się czasem zbyt daleko nie oddaliła. Podniosła głowę, gdy Krzysztof wycelował w nią kamerę i uśmiechnęła się tym swoim uśmiechem, od którego facetom powinno się z miejsca robić ciasno w spodniach. Niektórym pewnie się robiło. A chwilę później roześmiała się, spoglądając na Zatorskiego, puszczającego buziaczki do kamery.<br />
No bo czym się tutaj przejmować, no czym?<br />
One obie nie bardzo, tak naprawdę, rozumiały powagę sytuacji. To przecież był pierwszy tego typu wyjazd, nie znosiły jakoś wybitnie źle zmian czasu, grać nie musiały, a co za tym idzie: to nie one musiały być w formie. Nigdzie im się nie spieszyło, to nie na ich głowie była organizacja, podsumowując: zero stresu. Za to większości reprezentacji zaczynał dokuczać owy stres i przy tym też zmęczenie. A przecież co jak co, ale oni powinni spać jednak odpowiednią liczbę godzin i być potem w formie, aby rozegrać dobry mecz. Jeszcze jak się doda do tego ostatnią noc, to trzeba było zdecydowanie nadrobić spanie i różne inne takie.<br />
- Co za cyrk – mruknął Łukasz, a Alex obróciła się w jego stronę.- Co roku są takie niespodzianki, dasz wiarę?<br />
- Serio? – autentycznie się zdziwiła.<br />
- Serio, serio. Nam się w sumie pierwszy raz trafia, ale inni zawsze opowiadają, gdy się widzimy, jakie przygody mieli…<br />
- Uroczo – westchnęła tylko, wyciągając przed siebie nogi.<br />
Słysząc śmiech Agi, znów podniosła głowę, patrząc w jej kierunku. Wiśnia zresztą zrobił to samo. Nic dziwnego, Borkowska zawsze przyciągała spojrzenia, a już szczególnie męskie. Całą sobą. Alex nigdy jej tego nie zazdrościła, boże broń, choć w głębi duszy zawsze chciała, aby jej też się udawało, tak zakręcić w głowie jakiemuś raz czy drugi… A tutaj nigdy nic. Nawet teraz, kiedy już chciała, aby było dobrze, kiedy zdecydowała się, aby chociaż spróbować odwzajemnić zainteresowanie, które okazała jej jedna osoba, ten jeden, konkretny mężczyzna, to…<br />
Trzeba to było wyrzucić z głowy. Szło odrobinę opornie, zwłaszcza, że jeszcze przez chwilę patrzyła, jak Zbyszek przyciąga Agatę do siebie, aby usiadła obok, potem jak się miziają… Całkowicie bez zazdrości, naprawdę. Wręcz przeciwnie, już sobie naprawdę zaczęła planować, jak to fajnie będzie zostać druhną… Pogapiła się jeszcze tak chwilę, patrząc, jak Zibiemu zamykają się oczy, w znaczeniu dosłownym. Zagadała o coś do Łukasza, dziwiąc się po cichu temu, że usiadł w takim miejscu i że nadal tu siedzi, zamiast się przenieść gdzieś, gdzie byłoby wygodniej, jak to zrobiła reszta, rozchodząc się we wszystkie strony. Ale nie spytała o to, rozmawiali zamiast tego o grach komputerowych, o których miała dosyć dobre pojęcie, choć tylko i wyłącznie dzięki młodszemu bratu. Jak widać, na coś się czasem przydawał. Po upływie pół godziny jednak Wiśnia zaczął ziewać, najpierw dyskretnie, potem coraz bardziej wyraźnie, choć o ostentację go nie podejrzewała ani trochę. Po prostu był zmęczony, nie miała mu tego za złe i kiedy kilka minut później ułożył się wygodniej na własnym, dosyć dużym plecaku i zaczął drzemać, nie budziła go złośliwie i nie przeszkadzała mu w tym. Odruchowo sprawdziła tylko telefon, czy nic nie przyszło, choć oczywistym było, że nic, bo kto by się skusił na to, by płacić nie wiadomo jak wysoki rachunek za połączenia między Polską a Francją? Na pewno nie jej matka. A jedyna osoba, która regularnie wysyłała do Bieleckiej esemesy, siedziała zaledwie kilka metrów dalej. Schowała elektroniczne cudo z powrotem do kieszeni, po czym uświadomiła sobie, że nie zarejestrowała, która jest godzina, choć patrzyła na cyferki układające się w zegarek. Wyjęła go z powrotem, stwierdzając, że i tak zostało im tak samo dużo czasu do następnego samolotu, jak te czterdzieści parę minut wcześniej i ani odrobinę nie zmniejszyły one tego dystansu.<br />
No po prostu… Nudy na pudy, żyć nie umierać. Chyba się powinna oprzeć o Łukasza i też odrobinę zdrzemnąć.<br />
<br />
<br />
Zibi chrapnął po raz enty, a ja ze zrezygnowaniem przewróciłam oczyma, starając się dostrzec coś, co mogłoby na dłużej przykuć moją uwagę. Na kolejny lot do Finlandii musieliśmy sobie trochę poczekać, więc mój mężczyzna po długiej i wyczerpującej nocy, musiał odespać. Ja nie wiem, jak to jest możliwe, ale on potrafi spać dłużej ode mnie, co jest nie lada wyczynem. I tak, przegryzając dolną wargę, z wielkim zaangażowaniem szukałam kogoś, kogo mogłabym przez jakiś czas pomęczyć. Nowakowski miał mnie już dość, o biednym Konarskim nie wspomnę, więc pomęczę… O, Bielecka chyba się nudzi, bo Wiśnia przydusił komara. A mamy przecież tyle do obgadania…<br />
- Ej, Alex! – wyrwało mi się odrobinę za głośno, bo Zibi poruszył się gwałtownie, a następnie uroczo mlasnął. Delikatnie zdjęłam jego głowę ze swoich kolan i podłożyłam pod nią plecak mojego mężczyzny. Pogłaskałam go jeszcze czule po policzku, myśląc, jak słodko wygląda, kiedy śpi i ponownie zwróciłam się do przyjaciółki. – Chodź, przypudrujemy nosek.<br />
Chyba nie podłapała aluzji, bo zaczęła grzebać w swojej ogromnej torbie, by sekundę później wyciągnąć z niej puder w kompakcie zakupiony w Rossmanie za jedyne 10,99. Plasnęłam sobie dłonią w czoło, a następnie spojrzałam na nią z politowaniem. Chyba dopiero teraz do tego rudego łba dotarło, że to był tajny kod, bo zerwała się na równe nogi i pognała w moją stronę.<br />
- No, i co? – powiedziałam, zamykając za sobą metalowe drzwi toalety.<br />
- Z czym? – zapytała niedomyślnie, wpatrując się we mnie tymi swoimi pięknymi ślepiami.<br />
- Z Kubiakiem, mośku. Co to wczoraj za manewry były w tym autobusie, co? – założyłam dłonie na biodra, a ona wzruszyła ramionami, choć widziałam, że za chwilę wybuchnie i zacznie ryczeć rzewnymi łzami.<br />
- Bo on… - no i pięknie! Cały makijaż momentalnie spłynął jej aż do brody, więc jedyną rzeczą jaką przyszło mi zrobić, było wzięcie tej małej, zaryczanej istoty w ramiona, nie zważając na moją koszulkę barwy letniego, bezchmurnego nieba. Po prostu przyciągnęłam ją do siebie, nie zawracając uwagi nawet na przyglądające się nam z zaciekawieniem kobiety. Ona mnie potrzebowała, a ja w tym momencie musiałam zapewnić jej bliskość.<br />
Toaleta była jedynym miejscem, do którego żaden z naszych panów nawet nie próbował wejść, dlatego miałyśmy chwilę względnego spokoju. Jednym szarpnięciem otworzyłam drzwi kabiny i, w dalszym ciągu obejmując Bielecką, wręcz wpadłyśmy do jej wnętrza. Posadziłam ją na zamkniętej klapie urządzenia sanitarnego i z torebki wyciągnęłam paczkę rumiankowych chusteczek higienicznych, by sekundę później wytrzeć jej twarz.<br />
- Cicho, kochanie – wyszeptałam, zaciskając palce na jej nosie, a ona, podchwytując, o co mi chodzi, głośno się w nią wysmarkała. – Spokojnie, jeśli nie chcesz, to nie musisz mi teraz o tym mówić…<br />
- Bo jak ja… ja się zastanowiłam… - po raz kolejny zaniosła się od łez – to jemu się odwidziało!<br />
- Oj, Bielecka, ty i on to takie Never Ending Story – wymruczałam, kucając przed nią.<br />
- Nie pomagasz – posłała mi groźne spojrzenie, te z serii mogącej zabić, więc uniosłam ręce w geście poddaństwa i wolałam pozwolić jej powiedzieć to, co leży jej na sercu. – Ja przemyślałam wszystko i doszłam do wniosku, że można spróbować, bo to wszystko zaczęło mnie męczyć, a on tak po prostu mnie olał, wyobrażasz to sobie?! – nie wiedziałam, czy bardziej było jej przykro, czy też może była na niego wściekła. Nawet ja nie miałam pojęcia, co siedziało w głowie mojej najlepszej przyjaciółki, którą przecież znałam jak nikt na świecie. – Chciałam, żeby usiadł ze mną w autobusie, a on najnormalniej w świecie poszedł sobie do Możdżonka, robiąc przy tym ze mnie idiotkę przed całą reprezentacją. <br />
- Zauważ, że ty robiłaś z nim podobnie – zanim zdążyłam ugryźć się w język, te słowa wydostały się z mojego gardła, a oczy Alex momentalnie zrobiły się wielkości pięciozłotówek.<br />
- Być może… - no, przynajmniej potrafiła przyznać się do błędu. Przełknęła spływające łzy i wróciła do wcześniejszego wywodu. - Ale miałam zamiar z tym skończyć i zacząć naszą znajomość jakby od początku.<br />
- To może pogadaj z nim – złapałam ją za dłonie i zmusiłam, by spojrzała mi w oczy. – Ale tak na spokojnie, bez żadnych awantur. Powiedź, co leży ci na sercu. Tylko wprost; to facet, inaczej nie zrozumie – wstałam na równe nogi i podałam jej opakowanie chusteczek. – A teraz popraw pyszczek i uderzaj do niego, co by ci żadna lafirynda sprzed nosa go nie porwała – szturchnęłam ją lekko ramieniem. – No, uśmiechnij się, bo jak jesteś naburmuszona, to strasznie przypominasz ojca.<br />
- Bardzo zabawne.<br />
<br />
<br />
<br />
Poleciałam jak na piątym biegu do aleksandrowej torby, wygrzebałam z niej kosmetyczkę, którą moment później zaniosłam jej do tej nieszczęsnej toalety, dając jej dosłownie kilka minut na ogarnięcie systemu. Powinna się zdecydowanie doprowadzić do porządku, bo zaczerwienione oczy to niespecjalnie ogólnie wyglądają, a jak jeszcze do tego dojdzie ten jej perfekcjonizm (w stylu: muszę przykryć te pieprzone piegi pudrem, nikt nie może ich widzieć!), to zdecydowanie nie chciałaby się tak pokazać nikomu, musiała sobie buźkę „poprawić”. Zostawiłam ją tam samą, żeby nie sterczeć jej nad głową i nie marudzić. Zresztą, jeszcze by potem na mnie zwaliła, że sobie źle przez to rzęsy pomalowała albo coś. Chociaż rzęs to chyba nie malowała… Cholera ją wie w sumie, za dużo tych swoich sztuczek miała i magii za często używała, zdecydowanie. Kiedy wróciłam, dojrzałam jedynie Ignaczaka biegającego tym razem nie z kamerą, a z aparatem. Pochylił się, jakby na złość, nad śpiącym Zbyszkiem, a gdy pstryknął zdjęcie, zaczął je komentować ze stojącym obok Kosokiem.<br />
- Ale patrz na Rudego Kojota w tle, no mistrz drugiego planu, bez jaj… - Grzegorz postukał palcem w ekranik.<br />
- Ja to muszę wrzucić na stronę, koniecznie – stwierdził za to Krzyś.<br />
- Co musisz wrzucić? – spytałam, wspinając się na palce, aby zajrzeć mu przez ramię.<br />
Obaj podskoczyli z zaskoczenia.<br />
- Weź się tak nie skradaj, co? – mruknął Grzesiek z wyrzutem.<br />
- Ale ja się wcale nie skradałam – prychnęłam.- No, co tam macie? – Igła chyba specjalnie zasłonił lustrzankę, żebym nie dojrzała, więc musiałam go dźgnąć w żebra, żeby pokazał.<br />
Zbysiaczek (tak, idiotycznie to brzmi, ale akurat taka forma zdrobnienia akurat w tym momencie najbardziej pasowała) wyglądał, no cóż, uroczo, o ile w ogóle facet może wyglądać uroczo. Mój najwyraźniej może. Za to Jakub faktycznie robił za mistrzowskie tło, a widząc go, zwyczajnie się roześmiałam. Wystarczyło zresztą podnieść głowę i spojrzeć kawałek dalej, aby zobaczyć to na żywo, bo przecież pozycji nie zmienili, śpiąc. Więc jeszcze dodatkowo zaniosłam się śmiechem, ledwo utrzymując równowagę, ale Grześ, na szczęście, mnie podtrzymał. Krzysztof popukał się w czoło, aczkolwiek i tak miał na twarzy banana. Cóż, trudno się było nie śmiać, patrząc na dwójkę atakujących, jak sobie drzemią w trybie koczowniczym. A jakby teraz któryś nagle spadł, to chyba byśmy się z Grzesiem z tego śmiechu posikali, tak podejrzewam. Ale lepiej sobie takie sytuacji nie wyobrażać.<br />
Zmęczenie jednak dawało się we znaki, a czekało nas jeszcze mnóstwo czasu przeznaczonego na bezczynność, więc faktycznie trzeba się było zdrzemnąć, aby potem nie spać w samolocie i móc zasnąć w hotelu. Uspokajając się, usiadłam koło Zbyszka, klepiąc go lekko w tyłek, aby raczył go przesunąć i, być może, pozwolił mi też się jakoś ułożyć i zdrzemnąć.<br />
- No, bo patrz, to polega na tym… - głosy przycichły, gdy Igła i Kosa oddalili się, rozmawiając o czymś.<br />
- Aga, nie teraz, weź się ułóż na czymś innym – odezwał się nagle Zibi, machnąwszy dodatkowo ręką, kiedy mościłam się na siedzisku, chcąc znaleźć wygodną pozycję.<br />
Prychnęłam jedynie. Też coś. Odgania mnie. No ale jak nie chce, to nie. Odsunęłam się odrobinę, mimochodem spoglądając w stronę dyskutującej dwójki, która odeszła około dziesięciu kroków i zawróciła, nadal rozmawiając. Odchyliłam głowę do tyłu, na chwilę zamykając oczy, ale kiedy głosy były coraz bliżej, z powrotem ją podniosłam, z zaskoczeniem zauważając, że Kosa siada koło mnie. Jakoś tak samoistnie włączyłam się do rozmowy, która potem zeszła na temat <i>„co będziemy robić w życiu?”</i>. O ile w jego przypadku było to raczej oczywiste, to w moim jeszcze nie bardzo, więc tym samym naraziłam się na tysiące ciekawskich pytań, a co za tym idzie, tłumaczenie, dlaczego chcę rysować i jakim cudem mi to wychodzi, bo Grześ tak nie umie. Nadawaliśmy i nadawaliśmy, póki mnie Zbyszek nie szturchnął, mrucząc coś o tym, abyśmy w końcu zamknęli jadaczki. Przeurocze, doprawdy. Grzesiek jedynie się zaśmiał.<br />
Bardziej trafnego życzenia Zbyszek w aktualnym momencie mieć nie mógł. Zamarzyła mu się cisza do spania, a zamiast niej otrzymał całkowicie nagły, niemalże dziki krzyk dochodzący od strony toalet. Głos, którego nie mogłabym nie rozpoznać, bo przecież słyszałam go codziennie. I słowa, których znaczenia nie zrozumiałam, tak dziwnie brzmiały. Kosa dosłownie podskoczył na siedzeniu, Zibi zaklął pod nosem, dodając coś o tym, ze kretyni mu spać nie dają, a ja od razu zerwałam się z miejsca i pognałam w tamtym kierunku.<br />
<br />
<br />
Jakaś ciemnowłosa kobieta przypatrywała się Aleksandrze, kiedy ta stała w łazience przed lustrem i wklepywała odrobinę podkładu pod oczy, aby nie było widać zaczerwienienia. Miała ochotę odwrócić się w jej stronę i wystawić język, ale to byłoby dziecinne. Aczkolwiek, mogłaby się tak nie gapić, bo panienka Bielecka się peszyła. Co to, nie mogła kilka minut wcześniej ryczeć w jednej z kabin? Każdemu wolno. To całkiem logiczne, że teraz chciała się doprowadzić do porządku, aby jakoś w ogóle wyglądać, a nie jak wypłosz. Agata nakazała, trzeba wykonać. Rzęsy faktycznie sobie odpuściła, bo, znając życie, jeszcze zdąży zasnąć gdzieś po drodze, czy to zaraz na lotnisku, czy w samolocie, a wtedy wszystko by się rozkruszyło i tylko z powrotem miałaby cienie pod oczami. Tak tam babskie sprawy, jakby zacząć tłumaczyć facetowi, na czym polegają tajniki makijażu…<br />
Tak czy siak, dokładnie siedem minut i dwadzieścia trzy sekundy później wyglądała już w miarę dobrze, zgarnęła wszystkie swoje rzeczy do srebrnej kosmetyczki, chwyciła ją w dłoń i ruszyła do drzwi. Ale zanim je otworzyła, odwróciła się jeszcze i jednak pokazała temu babsku język. A co! Dzięki temu nawet się lekko do siebie uśmiechnęła, przez co buźka jej się rozjaśniła. Bo nie wiedziała jeszcze, że sekundę później kubeł zimnej wody wyląduje na jej głowie.<br />
Pech albo szczęście, zależy jak na to spojrzeć, chciało, aby dokładnie w tym samym momencie nie kto inny, jak dokładnie Michał Kubiak, wychodził z męskiej toalety, do której wejście znajdowało się drzwi w drzwi z wejściem do toalety damskiej.<br />
O ile Michała to jakoś kompletnie nie zaskoczyło, wyraz twarzy miał dosłownie kamienny, to Aleksandrze wyrwało się dosyć głośne „och” i to takie odruchowe, bo w rzeczywistości zabrakło jej języka w gębie, co przecież nie zdarzało się często. W głowie jednak usłyszała głos Agaty i to tak stanowcze „masz z nim pogadać!”. I już, już zrobił krok, aby jednak odejść, ale Bieleckiej udało się wtedy wziąć w garść.<br />
- Michał, ja… - odrobinkę się zacięła, ale przynajmniej zwróciła jego uwagę. No, wariatko, gdzie twoja zwyczajna odwaga? – Porozmawiać chciałam.<br />
Kubiakowe brwi powędrowały do góry i spojrzał na nią w sposób odrobinkę powątpiewający i może też troszkę litościwy. Cóż, sympatycznie to raczej nie wyglądało.<br />
- Rozmawiaj – wzruszył ramionami.<br />
To tak jakby nie był ten sam Michał, co wcześniej, i zdecydowanie to Aleksandrę zdziwiło. Dopiero co przecież deklarował się, że będzie „walczył”, odstawiał jakieś szopki ze Schmittem, a teraz, kiedy w końcu istniała realna szansa, aby wszystko się ułożyło, on był po prostu niemiły. Starała się jednak nie zwracać teraz na to uwagi, myśląc, ze robi to po prostu specjalnie, aby ukarać ją za wcześniejsze zachowanie. Tak, powinna się z tego wytłumaczyć.<br />
- Właściwie, to chciałam… - zaczęła i urwała. Mamuniu, jakie to trudne. Bo przecież ona nigdy się z niczego nie tłumaczyła i nie przejmowała się tym, ze komuś dokuczyła.- Chciałam…<br />
- A mogłabyś się streszczać z tym twoim chceniem? Bo ja to też bym chciał, ale się kimnąć w końcu.<br />
Otworzyła szerzej oczy, jeszcze bardziej zdziwiona. A sekundę później chciała już odparować coś złośliwego, ale jakimś cudem się powstrzymała i jedynie sapnęła, odrobinkę zirytowana.<br />
- Chciałam przeprosić, że tak non stop na ciebie najeżdżałam, choć tak naprawdę nie dałeś mi ku temu powodów, raczej wręcz przeciwnie – powiedziała nadal spokojnym, choć już odrobinę napiętym głosem.<br />
- Chciałaś przeprosić? – też był zdziwiony, widziała to. Na kilka sekund stracił ten swój animusz i już myślała, że od tej chwili wszystko się ułoży, że zaraz mu wyjaśni, że mogą w końcu coś razem spróbować, a gdyby ta chwila teraz trwała dłużej, to zdążyłaby jeszcze sobie wymarzyć, jak fajnie będzie, ale zaraz jednak z powrotem wróciła na ziemię. W bolesny sposób.- Coś jeszcze? – i znów ten oschły ton.<br />
- Tak – potwierdziła od razu.- Doszłam do wniosku, że fakt, niespecjalnie dobrze się zachowywałam i ciągle cię odpychałam, nie wiem dlaczego, ale doszłam w końcu do tego wniosku przecież, że to głupie było i nie mogę pozwolić, aby mi coś przeszło koło nosa. I chciałam już wszystko naprawić… Tam w autokarze też.<br />
- A nie sądzisz, że już trochę za późno? – pytanie zawisło, jakby oczekiwał odpowiedzi, ale kiedy otworzyła usta, by jej udzielić, nie pozwolił jej dojść do głosu.- Nie jestem aż takim kretynem, aby dawać sobą pomiatać i wiecznie za tobą ganiać z nadzieją, że panienka kiedyś raczy być miła i zwrócić na mnie uwagę poważnie.<br />
- Ale…<br />
- Nie ma ale. Cały czas się zastanawiam, co mi w ogóle odbiło i co jest ze mną nie tak, bo dlaczego spodobał mi się ktoś, kto tak naprawdę traktuje ludzi jak śmieci, a mnie w pierwszej kolejności, na każdym kroku ich obraża i tak właściwie jest totalną egoistką, myśli zawsze tylko o sobie. Wyjaśnisz mi to?<br />
W Bieleckiej z każdym słowem Kubiaka gotowało się coraz bardziej. Tak naprawdę nie docierał do niej jeszcze sens jego słów. Myślała w tym momencie tylko o tym, że ona w końcu się przemogła, przyszła, była spokojna i się nie rzucała o nic, a on na nią naskoczył.<br />
- A to wszystko powiedział ktoś, komu podobno zależało – wycedziła przez zaciśnięte zęby.<br />
- Zależało – potwierdził.- Ale jeśli coś nie odnosi skutków, to nie można tego ciągnąć w nieskończoność. Najwyraźniej w końcu przejrzałem na oczy i zobaczyłem, że nie warto latać za kimś, kto nigdy tego nie doceni. W pewnym momencie po prostu przegięłaś.<br />
Zniosła to. Z dumną miną nawet. Zdecydowała się, ale on już nie chciał. Wcześniej to ona nie chciała. Cóż, zdarza się. Zawód jest wpisany w życie ludzkie i mogła teraz jedynie przyjąć to do siebie z godnością, a nie wpadać w histerię, jak to robiła tyle razy wcześniej. Jeśli jej zależy, to zawsze może próbować, tak, jak Michał próbował wcześniej. Wtedy, gdy zbyt silne emocje opadną i oboje będą myśleli chłodno, a nie z nabuzowaną krwi, przez co każda wymiana zdań mogła kończyć się wybuchem.<br />
- Skoro nie było warto… - powtórzyła tylko część jego słów, przez co jeszcze bardziej do niej dotarły i zabolały. Cicho, ale jednak na tyle głośno, by to usłyszał.<br />
Nie dopowiedziała już nic więcej, bo nie było dobrych słów na tę chwilę. Zacisnęła jedynie palce mocniej na kosmetyczce, co było dowodem na to, co się w niej rozpętało. Ale nie mogła teraz tego pokazać i dać mu satysfakcji. Odwróciła się z zamiarem odejścia, uniosła nawet brodę odrobinę wyżej i zrobiła kilka kroków.<br />
- Zaliczyłaś Schmitta, więc ci się znudził, to teraz trzeba zaliczyć mnie i odhaczyć na swojej liście, tak?<br />
Zatrzymała się i dosłownie zamarła. To była szpila wbita idealnie w serce, a do tego doszedł natrętny głosik mówiący „właśnie nazwał cię dziwką”. Nie mogła teraz postąpić inaczej, więc zawróciła i bez słowa się zamachnęła, by ułamki sekundy później plasnąć Michała dłonią w policzek. Już drugi raz, od kiedy się poznali.<br />
- Jak mogłeś… - szepnęła tylko wyraźnie drżącym głosem.<br />
Odruchowo przyłożył własną dłoń do policzka, patrząc teraz na jej plecy, kiedy odchodziła drugi raz.<br />
- A co, prawda w oczy kole, nieprawdaż?<br />
Nie wiedział, że tymi słowami dosłownie rozpętał burzę.<br />
- Ty chuju jebany! – znów się odwróciła, tym razem jednak nie podeszłą bliżej, jedynie wywrzeszczała te, jakże wykwintne, słowa, a sekundę później od jego klatki piersiowej odbiła się kosmetyczka, którą w niego rzuciła.- Jak mogłeś!? – zanim zdążył się zorientować, co w ogóle się dzieje, już podbiegła, a dłonie zwinięte w pięści, choć niewielkie, uderzały gdzie popadnie z niewiarygodną wręcz siłą.- Jak. W ogóle. Mogłeś!?<br />
Próbował się zasłonić, jakoś zablokować każdy kolejny atak, ale wpadła w taką furię, że niewiele w aktualnej sytuacji miał do powiedzenia. Okładała go z każdej możliwej strony i nawet, jeśli niespecjalnie bolało, i tak nie potrafił jej powstrzymać. Ratunek nadszedł dopiero kilkadziesiąt sekund później.<br />
- Piter, weź ją odciągnij! – i właśnie w tym momencie wszystko ustało, a szamoczącą się i teraz piszczącą Alex przytrzymywał Piotr, odciągając ją coraz dalej.<br />
Za to przed Michałem pojawiła się Agata.<br />
- Co jej powiedziałeś? – spytała groźnie.<br />
Milczał.<br />
- Co jej powiedziałeś? – powtórzyła pytanie trochę głośniej.<br />
- Nazwał mnie dziwką! – dotarło gdzieś z tyłu przy wtórze jęku Nowakowskiego, który niechcąco oberwał łokciem w brzuch.<br />
Takiego zawodu, jak teraz w tych zielonych oczach Borkowskiej, to Michał nigdy wcześniej nie widział.<br />
<br />
______<br />
<i>od spamów służy zakładka <b>SPAM</b>.</i><br />
<i>prosimy o zostawianie adresów właśnie w tej zakładce.</i></div>
</div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-9350936364351827142013-03-10T22:59:00.002+01:002013-04-21T16:48:51.204+02:0020. No chyba nie lałeś...<div style="text-align: justify;">
- To co? Jeszcze po maluchu? – nie wiadomo skąd Kosa wyciągnął kolejną, litrową butelkę wódki, jednak nie byłam w stanie powiedzieć, która z kolei była to flaszka. Rachubę straciłam tak gdzieś po siódmej, czyli jakieś dwie godziny temu. Siedziałam za to obok drzemiącego Zbigniewa, wtulona w jego ramię i dokładnie obserwowałam całe towarzystwo, które do najtrzeźwiejszych z całą pewnością nie należało. No, ale jak się bawić, to się bawić; drzwi wyjebać, okna wstawić! Martwić będziemy się jutro…</div>
<div style="text-align: justify;">
Dla Jarosza, Wiśni i Rucka impreza skończyła się już ponad godzinę temu i zapewne spali już grzecznie w swoich łóżeczkach, wcześniej obrzygując przy okazji wszystko dookoła. Tak to jest, jak się nie potrafi pić i siada z dorosłymi. Ale to nie jest mój problem, to ich współlokatorzy będą się z nimi męczyć, a nie ja. Chciałam po prostu świętować swoje, a właściwie nasze, gdyż nie wolno zapominać o sączącej właśnie drinka Aleksandrze, dziewiętnaste urodziny, w towarzystwie ważnych dla mnie osób. Nie powiem, ja też miałam już ładnie w czubie; właściwie już w tej chwili wyobrażałam sobie mojego jutrzejszego kaca stąd do wieczności, ale mimo wszystko jakoś się trzymałam; przynajmniej nie śpiewałam pieśni patriotycznych, jak Winiar i Kurek, którzy aktualnie siedzieli w bardzo romantycznym uścisku. Swoją drogą nie chciałabym wiedzieć, co powie na to żona Winiarskiego…</div>
<div style="text-align: justify;">
- No, to pod tą Ligę Światową! Oby nam się… – mruknął Kubiak i przechylił kieliszek, a następnie uroczo wykrzywił usta, co spowodowane było zapewne smakiem alkoholu.</div>
<div style="text-align: justify;">
Dokładnie mu się przyjrzałam; pił bez przerwy i, o dziwo!, jeszcze się nie zezgonił, a Zbigniew przed imprezą ostrzegał mnie, że może być z nim problem. Prawdę powiedziawszy, Kruszyna wyglądał sto razy lepiej niż mój Zibi, który właśnie chrapnął mi do ucha, za co został zdzielony po głowie. Przebudził się dosłownie sekundę później i spojrzał na mnie błędnym wzrokiem, jakby nie wiedział, gdzie właściwie się znajduje. Pogłaskałam go czule po policzku, a on oparł swoją głowę o moje ramię i po raz kolejny przymknął oczy, układając przy tym usta w słodki dzióbek.</div>
<div style="text-align: justify;">
Oczywiście, reszta podchwyciła temat i po raz kolejny wypiliśmy toast za przyszłe zwycięstwo chłopaków w Lidze, a fakt, że był to chyba z dziesiąty kieliszek, musiał wywróżyć nam to zwycięstwo. Prawdę powiedziawszy, nie chciałam myśleć o finale w Bułgarii, na który miałyśmy nie jechać. Już teraz wizja rozstania ze Zbyszkiem mnie przytłaczała. Dlatego zaczęłam coraz częściej zastanawiać się nad moim wyjazdem do Rzeszowa. Zaczynałam mieć pewność, że Zibi jest jednak tym jedynym. Tak, wiem jak to brzmi, szczególnie dopiero po miesiącu znajomości, ale daję sobie łeb ogolić, że jest miłością mojego życia.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ej, a może zrobimy jakieś karaoke? - zaproponował Igła, co nie spotkało się z ogólnym entuzjazmem. Bo kto mądry drze mordę na cały hotel w środku nocy?</div>
<div style="text-align: justify;">
- O trzeciej czterdzieści trzy w nocy? – wybełkotał Piter, spoglądając na niego z politowaniem, a przy tym ewidentnie chwiejąc się na krześle. Swoją drogą, dopóki nie przemówił, wyglądał na całkiem trzeźwego. Jak widać, pozory mylą. – No chyba nie lałeś…</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lałem, wyobraź sobie. Ostatni raz lałem… - zaczął swój wywód, ale Aleksandra o czasie wkroczyła do akcji.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Lałeś, rozumiemy – przerwała mu i pogłaskała Ignaczaka po jego rozczochranej głowie. – Może już koniec tych brewerii i wszyscy ładnie udacie się do swoich pokoików i pójdziecie spać? Nie chcę być niemiła, ale za kilkanaście godzin gracie mecz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie chcesz być niemiła? Coś nowego… - prychnął Michał, a oczy Bieleckiej o mało nie wyskoczyły na wierzch.</div>
<div style="text-align: justify;">
Już wcześniej wychodziła, trzaskając drzwiami, oburzona tym, jak się zachowują. Potem jednak wróciła, jakby sobie obiecała, że wszystkich nas przypilnuje. A teraz widziałam, jak powstrzymuje ochotę, by wylać zawartość własnej szklanki na głowę Michała, a potem wyjść drugi raz, łupiąc tymi nieszczęsnymi drzwiami jeszcze mocniej. Chyba się tylko cudem powstrzymała. Brawa dla niej, to był naprawdę niewiarygodny wyczyn jej woli.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie wiedziała tylko, ze zaraz i tak to zrobi, kiedy Dzik odezwał się znowu, rzucając jeszcze kilka niewybrednych, dogryzających jej uwag. I pierdolnęła tymi drzwiami naprawdę nieźle. Choć tego soczku mu na głowę nie wylała. Jedynie się okropnie czerwona na twarzy zrobiła.</div>
<div style="text-align: justify;">
No ale serio, trochę przesadził.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Mówiłam? Mówiłam. Rację miałam. Było nie chlać. Ale nie, wy musicie, bo jakieś głupie urodziny. A taka zła byłaś na początku. Ciesz się, że przynajmniej nie rzygasz. Najwyraźniej masz mniej wrażliwy żołądek ode mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ciiiiiszej.</div>
<div style="text-align: justify;">
Na żadną inną odpowiedź nie było Agi stać w obecnym momencie. I bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, ze tym samym naraża się na dalszy kpiący monolog Aleksandry, do tego przepełniony aż po brzegi satysfakcją. Bo przecież miała rację, jest z tego bardzo, ale to bardzo zadowolona i nie omieszka o tym wspomnieć jeszcze kilkanaście razy w trakcie swojej wypowiedzi. A jakże. Już na tyle ją znała, aby wiedzieć, jak się w takich sytuacjach zachowuje.</div>
<div style="text-align: justify;">
Ale Bielecka, o dziwo, jedynie prychnęła, a potem opadła na łóżko, już nie odzywając się ani jednym słowem więcej. Agata więc, ewidentnie zdziwiona, odsunęła poduszkę od twarzy i spojrzała na przyjaciółkę. Minę miała jakąś niemrawą. Coś się stało? Fakt, nie miały czasu wczoraj pogadać, a powinny, zwłaszcza po tym, jak musiała, bidna, spędzić noc w pokoju z Kubiakiem. Mecz, a potem ta „impreza”… Dzisiaj to samo, od rana wszyscy zabiegani, do tego jeszcze w niezbyt dobrej kondycji, czego efektem był przegrany mecz z Brazylią i wisielcze humory wszystkich. Cóż, tu była racja, trzeba było tyle nie pić. A teraz wszyscy znów biegali, pakując się, a chwili na rozmowę nadal nie było. Choć może właśnie się taka napatoczyła… O ile się Aga zorientowała, Alex je obie już spakowała, najwyraźniej dobrze zdając sobie sprawę ze stanu przyjaciółki i jej możliwości w aktualnym momencie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Co jest? – odezwała się po chwili, nie słysząc już pod swoim adresem żadnych oskarżeń.- Coś ci zrobił w nocy? Mam mu nogi z dupy powyrywać? Wykastrować? – nie wiedziała, w co uderzyć, więc odruchowo pytała o to, z przeczuciem, że ta mina musi, po prostu MUSI być w jakiś sposób powiązana z Michałem Kubiakiem, bo z kim innym. I normalnie, ból głowy przeszedł, jakby ktoś machnął różdżką. Magia albo coś, niewiarygodne.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zrobił – potwierdziła.- Bo ja już myślałam, już się zdecydowałam… A on se poszedł spać, świnia.</div>
<div style="text-align: justify;">
Borkowska dyskretnie się uśmiechnęła, w końcu siadając na łóżku.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba dzik – mruknęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ta, guziec od razu – prychnęła Bielecka.- I widziałaś, jak się wczoraj zachowywał? Normalnie, tak mu się dowcip wyostrzył! Nie trzeba żyletek kupować.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Chyba trochę zbyt surowo to wszystko oceniasz… - Aga odważyła się to powiedzieć, choć wiedziała, że może to wywołać coś w rodzaju furii.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A jak mam? – uff, do wybuchu jeszcze daleko, nie zanosiło się, na szczęście.- Takie rzeczy mówił, a teraz co? Na złośliwości mu się zebrało… Jakby nie wiedział, że to raczej odstrasza a nie przyciąga.</div>
<div style="text-align: justify;">
Agata jedynie westchnęła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A może on ma rację? Może to ze mną jest coś nie tak? – zaczęła niepewnie Alex, wpatrując się w swoje dłonie. Bo problem musiał leżeć w niej, skoro przez tyle czasu nie mogli się normalnie dogadać. Michał niejednokrotnie wyciągał jako pierwszy rękę, a ona tak po prostu go odpychała, nie dając szansy na dalszy rozwój sytuacji; zawsze znalazło się coś, co im przeszkadzało. A to Gavin, a to jakieś głupie gierki. Nie mogło być normalnie. Albo przynajmniej w miarę normalnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Kochanie, z tobą jest wszystko w porządku. To on ma jakiś defekt – Aga wzruszyła lekko ramionami, przy okazji marszcząc nos w specyficzny dla siebie sposób. – No wiesz, takie obciążenie genetyczne, jak u większości facetów.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Zibi jakoś nie ma – wymruczała Bielecka, będąc coraz bardziej rozdrażniona.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taa, chrapie jak parowóz, nie opuszcza deski, zostawia skarpetki obok łóżka – wymieniła Borkowska, wyliczając na placach. – Oni są po prostu facetami, a pamiętaj, że mężczyźni są opóźnieni w rozwoju.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Więc co mam zrobić? – jeszcze bardziej zmarkotniała, już kompletnie zdezorientowana.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Bądź miła…? Dasz radę, wierzę, że czasem potrafisz.</div>
<div style="text-align: justify;">
Za to ostatnie zdanie Aga oberwała poduszką. A jeszcze przed chwilą tak bardzo bolała ją głowa…</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
I w końcu nadszedł dzień pożegnania z upalną Brazylią, choć upał i tak był tutaj dla mnie najmniejszym problemem. Bilans dla reprezentacji Polski w siatkówce: dwa do jednego. Mecz z Canarinhos był jak walka z wiatrakami, w dodatku zważywszy na kaca większości zawodników, który zaczynał się tutaj, a kończył na wieczności. Bilans dla Aleksandry Bieleckiej: jeden do zera. Oczywiście jeden dla Michała Kubiaka, bo jakżeby inaczej? Foszasty kretyn, któremu od tego gorąca się w tej tępej główce poprzestawiało.</div>
<div style="text-align: justify;">
Zajęłam strategiczne miejsce na środku autokaru i wpatrywałam się przez okno na zamieszanie panujące przed autokarem, co nie było dla mnie żadną nowością. Jednemu schowali walizkę, innemu torba rozpięła się na środku chodnika, co poskutkowało rozsypanymi ubraniami, jeszcze inni zaczepiali przechodzące obok Brazylijki. Cyrk na kółkach, którego po powrocie z Finlandii naprawdę będzie mi brakowało. Tak samo, jak będzie brakowało mi mojego ojca, reszty tej szalonej brygady i oczywiście JEGO. Ale dlaczego tak późno zdałam sobie z tego sprawę?</div>
<div style="text-align: justify;">
Uniosłam lekko głowę i zobaczyłam, jak Agata i Zbychu zajmują miejsca na samym przodzie. Borkowska pomachała mi przyjacielsko i posłała skruszone spojrzenie. Doskonale wiedziałam, że usiądzie z Bartmanem i zdziwiłabym się, gdyby nie zajęła miejsca koło niego. Ja rozumiem, że to dopiero początek związku i muszą na siłę się sobą nacieszyć, ale mimo wszystko, tęsknię za moją wiewiórą, za spędzaniem całych dni razem i rozmawianiem w naszym języku, którego nikt niepowołany nie miał prawa poznać. Ale to nie zmienia faktu, że cholernie cieszę się z jej szczęścia. Może odrobinę zazdroszczę tego szczęśliwego zakochania, ale i tak się cieszę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Autobus powoli się zapełnił i zewsząd można było słyszeć jakieś rozmowy i śmiechy. Niby przypadkiem na miejscu obok mnie znalazła się moja dość sporych rozmiarów torba z naszywkami ulubionych punkrockowych zespołów. Po to, by żaden Nowakowski albo inny Kosok nie wtranżolił tej swojej seksownej dupy. To miejsce było zarezerwowane tylko i wyłącznie dla jednej, specjalnej osoby. Osoby, która akurat weszła do naszego środka lokomocji i bacznym wzrokiem przeczesała cały teren w poszukiwaniu wolnego miejsca. Chciałam niepewnie skinąć głową na miejsce obok mnie, ale umiejętnie udawał, że mnie nie widzi. Kiedy, przechodząc między fotelami, znalazł się na wysokości mojego siedzenia, wzięłam szybko głęboki oddech i mój głos jakimś cudem wydobył się z mojego gardła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Michał, zajęłam ci – może to, że zwróciłam się do niego po imieniu albo, że powiedziałam to zwyczajnym, spokojnym tonem, takim jaki mówi się, że dzisiaj jest ładna pogoda, zadziałało w taki sposób, że spojrzał na mnie jak na idiotkę, wyraźnie lekko podenerwowany.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Dzięki, ale wolę siedzieć z Marcinem – bąknął i ponownie ruszył do przodu, a przez autokar przeszedł cichy szmer. </div>
<div style="text-align: justify;">
Że co!? </div>
<div style="text-align: justify;">
Każdy wiedział, jaka jest sytuacja między mną a Kubiakiem i nikt z zebranych wolał się nie wtrącać między wódkę a zakąskę, wiedząc, że to może skończyć się rozlewem krwi. Ale zamiast się oburzać, tylko dwie słone krople napłynęły mi do oczu i musiałam bardzo mocno postarać się, by nie wydostały się na zewnątrz. Nie mogłam rozkleić się przy nich wszystkich, a na pewno nie przy moim ojcu, bo gdyby dowiedział się, że Kubiak maczał w tym palce, zrobiłby mu takie kamikadze, że chłopina nie zagrałby do igrzysk, które, swoją drogą, zbliżają się już wielkimi krokami.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Cóż cię sprowadza, Michale? O czym chcesz porozmawiać? – uwielbiam Magneto i ten jego spokojny głos. On jako jeden z niewielu w tej drużynie naprawdę ma coś w głowie.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Taa, nie masz w tym swoim ,,Łowcu polskim" czegoś o dzikach? – odpowiedział Kubiak, a autobus zaczął trząść się ze śmiechu. Może chociaż to odwróci ich uwagę od moich zaszklonych oczu?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale Justynko, ja cię kocham, to był tylko wypadek przy pracy...</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nasze dziecko nazywasz wypadkiem przy pracy!?</div>
<div style="text-align: justify;">
Alex pochwyciła znaczące spojrzenie Wiśniewskiego, siedzącego na krzesełkach naprzeciwko niej samej. Czyżby naprawdę tam słyszał wszystko to, co ona słyszała, siedząc tak blisko Ruciaka? A wszystkie te słowy dobywały się z jego telefonu i to do niego również mówił. Mógłby sobie zmienić ustawienia, bo dźwięki były naprawdę głośne, a naprawdę nie miała jakiejś wielkiej ochoty słuchać kłótni małżeńskiej. Łukasz najwyraźniej też nie, bo zwyczajnie się skrzywił, zapewne myśląc o tym, że w najbliższym czasie zwyczajnie nie planuje się żenić. Biedny Jarosz, co on najlepszego właśnie zrobił?</div>
<div style="text-align: justify;">
- Ale to naprawdę nie jest tak, kochanie, ja pamiętałem, tylko jakoś nie było okazji i…</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak na komendę, oboje się podnieśli. Niech sobie dyskutuje z żoną, przecież nie muszą tego słuchać. Zresztą, to nawet było całkiem kulturalne, po prostu sobie pójść i nie krępować Michała. Stuknęli się jeszcze nawet ramionami, przechodząc między krzesełkami, choć to ramię Aleksandry to raczej było na wysokości łokcia Łukasza. Nieważne. Ważne, że sens zrozumiały. Jeszcze kontrolne spojrzenia, czy Rucek aby na pewno żyje i nie został zabity telefonicznie przez własną żonę, potem krótkie uśmiechy i każde mogło się zająć własnymi sprawami.</div>
<div style="text-align: justify;">
Wiśnia popędził do Zatiego, najprawdopodobniej po to, aby pograć w Angry Birds. Alex natomiast rozejrzała się, odruchowo szukając Agaty, ale jakoś nigdzie jej nie dojrzała. Pewnie się zajęła mizianiem ze Zbyszkiem, nic nowego. Nawet jej już przestał przeszkadzać. Gdy chciała, mogła z nim całkiem normalnie porozmawiać. Nie wiedzieć czemu, kolejnym obiektem, który odszukała wzrokiem, był Michał Kubiak. Nic zaskakującego, prawda? Przykleił się do tego Możdżonka całkiem tak, jakby chciał brać z nim ślub, tak apropo wcześniejszych rozmyślań. Zaglądał mu przez ramię, co takiego czyta, a biedny Marcin udawał, że wcale go to nie denerwuje i zupełnie Miśka nie zauważa. Żeby jeszcze rzeczywiście interesował go temat polowań i jakby naprawdę szukał w tej gazecie czegoś o dzikach…</div>
<div style="text-align: justify;">
Koniec końców, poleciała do Gumy, nie wiedząc nawet o tym, ze podświadomie uważa go tutaj za najbardziej inteligentną osobę. No, może jeszcze Możdżonka, z nim tez pewnie by mogła pogadać o gospodarce Kanady i innych takich, ale jakoś padło na Zagumnego. Patrząc na cel podróży, jakoś tak zagaiła o fińskim systemie edukacji i rozmowa poleciała…</div>
<div style="text-align: justify;">
Aż się nawet wpakowała na siedzenie obok niego w samolocie, bo w sumie czemu nie. Wolno jej, nie mieli żadnych przypisanych. Coś tam jeszcze Kurek zagadywał, chcąc udawać inteligentnego, trochę się pośmiali z siebie nawzajem, a jeszcze później z siedzenia przed nim wychyliła się głowa Ignaczaka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Rucek chciał pożyczyć gazetę, powinien siedzieć koło Kosy, podajcie, co?</div>
<div style="text-align: justify;">
Siedzący obok Bartka Piter coś tam mruknął pod nosem, po czym chwycił pliczek makulatury i podał go Żygadle, siedzącym za nim.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Do Rucka – mruknął.</div>
<div style="text-align: justify;">
Łukasz podał gazetę Agacie, Agata Jaroszowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Podaj Ruckowi – mruknął Jarski do Kosoka.</div>
<div style="text-align: justify;">
- A widzisz go koło mnie? Nie ma go – odparł Grzegorz.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma Rucka – poinformował Jakub Borkowską.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma Rucka – powiedziała Aga Ziomkowi.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma Rucka – Ziomek wręczył gazetę Nowakowskiemu.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma Rucka – zawołał Pit do Igły, dopiero po chwili orientując się, co powiedział.</div>
<div style="text-align: justify;">
Równocześnie z Krzysztofem spojrzeli na zegarki, a ich miny zmieniły się w te z gatunku tych przerażonych.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Nie ma Rucka! – krzyknął Igła.</div>
<div style="text-align: justify;">
- Że co!? – z fotela gdzieś na przodzie wyskoczył kierownik.- Zatrzymać samolot! – wrzasnął nie wiadomo do kogo.- Brakuje nam zawodnika!</div>
<div style="text-align: justify;">
Rozgardiasz, który po tym zapanował, był zwyczajnie nie do opisania. Lot faktycznie został chwilowo wstrzymany, wszyscy dosłownie biegali w tę i z powrotem, szukając Ruciaka albo zwyczajnie robiąc sztuczny tłok. Sam Anastasi jedynie złapał się za głowę, a minę miał taką, jakby zaraz miał paść na zawał. Nieliczne, inteligentne wyjątki siedziały cicho w swoich fotelach, nie chcąc robić jeszcze większego zamieszania. Wystarczyła jedna osoba biegająca i wrzeszcząca oraz Bielecki próbujący uspokoić resztę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy kilkanaście minut później kierownik znów wpadł pomiędzy siedzenia z krzykiem „na lotnisku też nigdzie go nie ma! Nikt go nie widział!”, wszyscy dosłownie zamarli. Zapanowała niemalże idealna cisza i najprawdopodobniej dałoby się słyszeć bzyczenie muchy, gdyby jakakolwiek miała możliwość latania po samolocie, ale to było jednak, na szczęście, poza zasięgiem tych okropnych owadów. Zamiast muszki albo innego trzmiela dało się natomiast usłyszeć jakieś krzyki dochodzące z samolotowej toalety. Prawie wszystkie spojrzenia (pomijając Zatorskiego, którego wzrok był skupiony na tablecie i latających ptaszkach w nim) skierowały się w tamtą stronę. Ktoś ewidentnie się z kimś kłócił, a że miejsca na dwie osoby tam raczej nie było…</div>
<div style="text-align: justify;">
Gardini powoli, jakby na palcach, podszedł do drzwi i lekko w nie zastukał. Krzyki natychmiast umilkły. Drzwiczki powoli się uchyliły, najpierw ukazała się dłoń z telefonem, a potem… </div>
<div style="text-align: justify;">
- Was też po tym obiedzie tak przycisnęło?</div>
<div style="text-align: justify;">
Michał Ruciak. Zguba się znalazła.</div>
<div style="text-align: justify;">
___</div>
<div style="text-align: justify;">
<i>z reguły nie odpisujemy w komentarzach, bo nie mamy pewności, że to
zostanie odczytane, więc skoro nie tam. to korzystając z okazji, że
dodajemy nowy rozdział, mamy dla Was orędzie, które zważywszy na naszą
gadatliwość, nie koniecznie będzie krótkie;</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>raz -> jesteśmy
dwie, piszemy razem; niejednokrotnie o tym wspominałyśmy,
podpisywałyśmy się jako Agg i Ife, ale w dalszym ciągu niektórzy
zwracają się do nas jako do jednej osoby; dlatego powtarzamy po raz
39027326498081840: JESTEŚMY DWIE. jesteśmy Brygadą.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>z tego wynika
dwa -> czasem trudno nam się zgrać czasowo; wiemy, że zajęcia
w gimnazjach/liceach/technikach czy gdzie tam chodzicie, trwają od 8 do
14, niestety na studiach bywa tak, że są od 7 do 20 i gdy wraca się do
domu marzy się tylko o kąpieli i łóżku, a nie o siedzeniu przed
komputerem i tworzeniu. ludzie, nie jesteśmy robotami! czasy wakacji,
gdy obie miałyśmy czas i mogłyśmy pisać po kilka godzin, minęły
bezpowrotnie, a przynajmniej do lipca.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>i trzy -> czy inne
autorki mają studia? czy może jeszcze sobie siedzą na garnuszku u
rodziców, nie musząc i studiować, i pracować równocześnie?</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>tak więc: męczy nas nagabywanie. ale nie tyczy się to wszystkich i dziękujemy tym czytelniczkom, które nas rozumieją.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>jeśli komuś wydałyśmy się niemiłe - przykro nam bardzo. życie. </i></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-10041577340171773712013-02-01T16:25:00.000+01:002013-02-01T18:06:08.263+01:0019. Cały sezon na ręcznym robi swoje.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Przemyłam twarz lodowatą wodą i wytarłam ją miękkim, niebieskim ręcznikiem z wyhaftowanym słoneczkiem. Spojrzałam w swoje lustrzane odbicie i gdy upewniłam się, że nie straszę zaczerwienionymi oczami, podeszłam do drzwi i przez moment wahałam się, czy je otworzyć. Bielecka, idiotko! Przecież nie spędzisz całej nocy w łazience tylko dlatego, że na łóżku obok śpi ten pieprzony Kubiak. Dotknęłam zimnej, metalowej klamki i po wzięciu trzech głębokich oddechów w końcu ją nacisnęłam.<br />
W pokoju panował mrok, gdzieniegdzie przebijało się jedynie mleczne światło księżyca i dopiero ostre światło padające z łazienkowych jarzeniówek pomogło mi dostrzec, że Michał nie leży już na podłodze, tylko na łóżku, które miało należeć do Agaty. Do tego ubrany był jedynie w bokserki ze Sponge Bobem Kanciastoportym. Leżał na plecach i oddychał miarowo, a jego klatka piersiowa rytmicznie się podnosiła. Oczarowana usiadłam na swoim łóżku i wpatrywałam się w wysportowaną sylwetkę siatkarza, z wielkim trudem opanowując chęć dotknięcia jego ciała.<br />
Przez moment chciałam obudzić go i poinformować, że łazienka jest już wolna, jednak gdy spał, wyglądał tak słodko, że nie miałam serca wyrywać go ze snu. Najciszej jak potrafiłam podniosłam się ze swojego posłania i przykryłam go kołdrą Agaty, rozkopaną tuż u jego stóp. Naciągając na niego nakrycie, niechcący dotknęłam jego ramienia, a on niespokojnie się poruszył. Odetchnęłam z ulgą, gdy zamiast otworzyć oczy, przekręcił się na bok tak, że mogłabym podziwiać go całą noc. Podziwiać? Co ja do cholery gadam? Już całkiem pojebało mnie przez ten upał… <br />
Niemniej jednak, musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę uroczo. Przynajmniej nie darł japy, nie machał łapami, tylko wypuszczając ustami powietrze robił słodkie dzióbki. Był idealny, musiałam to w końcu przed sobą przyznać. Miał wszystko, czego potrzebowałam w facecie. Może momentalnie zbyt dziecinny, ale mimo wszystko najwspanialszy na świecie. I przede wszystkim zależało mu na mnie. Przecież już kilkakrotnie mi to oznajmił. A ja wciąż wmawiałam sobie te brednie o Gavinie, który nawet nie całował w jednej setnej tak jak Misiek.<br />
- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważny… - wyszeptałam i przytuliłam głowę do poduszki, zamykając oczy, by śnić o chłopaku leżącym na łóżku obok.<br />
<br />
<br />
- Poczekaj tu chwilę, zajrzę do środka i sprawdzę, czy aby przypadkiem się nie pozabijali – mruknęłam do Zbyszka i zrobiłam krok w stronę pokoju, który teoretycznie zajmowałam z Aleksandrą, ale Bartman jak zwykle chwycił mnie za rękę, przyciągnął do siebie i zachłannie wpił się w moje usta, mimo tego, że ostatni raz całowaliśmy się cztery minuty temu. Mimowolnie wplątałam dłoń w jego czarne włosy i pociągnęłam go tyłu, a on zjechał ustami na moją szyję, zostawiając językiem mokry ślad.<br />
Gdy jego ręka, dotychczas błądząca po moich plecach, zatrzymała się na pośladku, musiałam zareagować. W innym razie zrobilibyśmy w tył zwrot i powtórka z rozrywki. Odepchnęłam go lekko do siebie, a on naburmuszył się i mruknął pod nosem coś niezrozumiałego. Przewróciłam jedynie oczami i jak kultura nakazuje, zapukałam lekko w drzwi, które dosłownie sekundę później otworzyły się i ukazała się w nich Bielecka.<br />
- No, w końcu jesteście. Pomożecie mi – szepnęła konspiracyjnie i rozejrzała się po opustoszałym korytarzu.<br />
- Ale z czym pomożemy? – zapytał Zbyszek, pochylając się nad nią.<br />
- Z ciałem Kubiaka, a z czym, idioto? – zapewne musieliśmy wyglądać kretyńsko, bo wychodzący z łazienki Misiek ryknął śmiechem na całe piętro.<br />
- Ducha żeście zobaczyli czy co? – zapytał, w dalszym ciągu się uśmiechając.<br />
- Mały szatan – mruknęłam, przewracając oczami, co spotkało się z chichotem Alex.<br />
Rozejrzałam się po całym pokoju; nie było widać żadnych śladów walki. Wszędzie panował względny porządek. Względny, bo bardzo dobrze znałam możliwości mojej przyjaciółki, która raczej do pedantów nie należała.<br />
- Na śniadanie szliśmy i postanowiliśmy po was zajść – powiedział Zibi, chwytając mnie za dłoń. – To idziemy w końcu czy nie?<br />
Chyba ta ich nocna integracja była bardzo wyczerpująca, bo Kubiak prędko ruszył w stronę windy, nawet na nas nie czekając. Ciekawe po czym on aż taki głodny? W sumie lepiej nie wnikać. Poczłapaliśmy powoli za Miśkiem i wcisnęłam przycisk z zerem. Podróż z czwartego piętra minęła dość spokojnie. Kubiak rzucił jakiegoś suchara, po którym Bielecka nazwała go idiotą, Bartman złapał mnie za tyłek, za co dostał w łeb. Ogólnie bez żadnych komplikacji zjechaliśmy na parter i całą czwórką ruszyliśmy w stronę jadalni, w której chłopaki objadali się już w najlepsze. <br />
Zasiadłam przy jednym ze stolików i obserwowałam jak Winiar soli Ruciakowi płatki, gdy ktoś niezwykle delikatnie puknął mnie z łokcia w plecy. Odwróciłam się i już miałam posłać szczerzącemu się od jednego odstającego ucha do drugiego równie odstającego ucha Kurkowi dość pokaźną wiązankę, gdy z ust siedzącego obok niego Jarosza, wydostały się słowa, które wręcz spowodowały to, że mnie dosłownie zatkało.<br />
- Nie wiedziałem, że ty jesteś taka pobożna, całą noc tylko ,,o Jezu, o Jezu” – powiedział, uśmiechając się cwaniacko, a cała jadalnia ryknęła śmiechem.<br />
Poczułam jak moją twarz oblewa soczysty rumieniec i spuściłam głowę w dół. Zatkało mnie! Pierwszy raz w życiu zatkało mnie. No naprawdę.<br />
- Widocznie Zibi jest tak słaby, że potrzebna tu jest boska interwencja – rzucił ktoś z przeciwległej strony, Wiśnia chyba, ale nie jestem pewna.<br />
- Zazdrościcie, szarpidruty. Ale w sumie wam się nie dziwię, cały sezon reprezentacyjny na ręcznym robi swoje – Alex zawsze wie, co powiedzieć w danej chwili. Boże, jak ja ją kocham.<br />
Przez jadalnię przeszedł cichy pomruk, a potem wszyscy wrócili do jedzenia. Chyba bali się jeszcze gorszej riposty. Posłałam jej spojrzenie w rodzaju dziękuję za ten twój niewyparzony język i zajęłam się kanapką z serem i pomidorem.<br />
- Ale zczaj to; małe Bartmaniątka z charakterem Borkowskiej, przecież to byłaby jakaś masa…<br />
- Siurak, słyszę to – powiedział Zibi, złowieszczym tonem.<br />
- Spokojnie, Zbysiu. Wypij sobie meliskę – wyszczerzył się do niego. – Zastanawiamy się tylko z Kubusiem, kiedy na świat przyjdzie wasze potomstwo.<br />
- Za dziewięć miesięcy, idioto, to będzie lipiec, sierpień… - liczył na palcach Jarosz. – Luty! Oby nie urodziło się tylko dwudziestego dziewiątego, bo będzie miało urodziny co cztery lata…<br />
- Ja bym chciał tylko zauważyć, Kubusiu, że w 2013 to nie ma dwudziestego dziewiątego lutego… - odezwał się nieśmiało Kurek.<br />
Miałam taką wielką, ale to naprawdę wielką, ogromną chęć pacnąć sobie dłonią w twarz. Alex zresztą miała podobną minę. Taką pełną politowania. No ale Bartek przecież miał rację, nie? <br />
- A skąd ja mam wiedzieć? Kalkulator mam w głowie czy jak? – oburzył się Jarski.<br />
- Pewnie nie, bo głupotą trącisz – odezwał się niespodziewanie Kubiak takim niezwykle zjadliwym tonem; czyżby jakieś spięcie między nimi wcześniej było? – Ale ja to bym proponował ci zakup jakiegoś kalendarzyka, żebyś się zabrał za robienie takich małych rudych wrednych, skoro się ożeniłeś w końcu…<br />
Zibi zachichotał pod nosem, Alex przewróciła oczami, Kurek mruknął coś o tym, że chciałby zostać chrzestnym, a mi pozostało nic innego, jak tylko sobie westchnąć z politowaniem.<br />
<br />
<br />
Oskar posłał mi spojrzenie z rodzaju tych, które gdyby mogły, to zabiły. I nie rozumiem, dlaczego. Chciałam mu tylko pomóc. I fakt, objawiało się to tym, że wisiałam mu nad głową tak właściwie dyktując wyniki sumujące, choć sam równie dobrze mógłby to policzyć za pomocą Excela, co zresztą pewnie i tak by zrobił. Ale ja to przecież w głowie robiłam szybciej! Jak mu pomogę, to przecież szybciej skończy i będzie mógł świętować razem z resztą, bo cała drużyna właśnie tańcowała na boisku, ciesząc się z kolejnego wygranego meczu. Znów z Finlandią. Ja rozumiem, pierwszy, ale któryś tam z rzędu wygrany i to jeszcze z drużyną, która nie sprawiała żadnego problemu? No ale dobra, każde zwycięstwo buduje i takie tam.<br />
Spojrzenie Kaczmarczyka nic a nic mnie nie ruszyło, więc już, już otwierał usta, pewnie po to, by mi powiedzieć coś niezbyt miłego (czyli zwyczajnie mnie pogonić, nic nowego), ale przerwał mu mój własny ojciec.<br />
- Olu… - aż podskoczyłam, słysząc własne imię tuż za sobą. Natychmiast się odwróciłam, chcąc też od razu go upomnieć, żeby przestał, do cholery jasnej, tak mówić. A już tym bardziej takim dziwnym, oficjalnym tonem, jakby się coś stało.- Przepraszam. Aleksandro – podkreślił tym razem imię.- Kończysz dzisiaj dziewiętnaście lat, wiesz?<br />
Dosłownie wywaliłam na niego gały. Że co!?<br />
- Nie rób sobie jaj, proszę cię – mruknęłam jedynie, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie mówię do własnego ojca.<br />
Miałam tylko nadzieję, że Jarząbek nie słyszał. A nawet jeśli usłyszał, to nie zareaguje. Tylko, że posiadanie jakiejkolwiek nadziei w tym towarzystwie tak naprawdę było całkowicie bez sensu. Bo oni i tak zawsze zrobią na złość.<br />
- Ja ciebie proszę, żebyś czasem hamowała język, okej? – zwrócił mi uwagę i, trzeba to przyznać głośno, miał rację. Cóż poradzić… - Miły chciałem być, ale okej, przyjąłem do wiadomości, że nie lubisz urodzin. Nie wystarczyło powiedzieć? Ja bym palnął „wszystkiego najlepszego”, ty „dziękuję” i spokój.<br />
Ludzie, co za litania… Ale cóż, muszę się powtórzyć: miał rację. A ja zdaję sobie sprawę z tego. Ale to nie moja wina, że tak się zachowuję. Już po prostu tak mam.<br />
- Dobrze, dobrze – spasowałam, żeby nie było, że to ja zawsze wywołuję kłótnie.- Cieszę się, że pamiętałeś. Dziękuję.<br />
Urodziny, kto to w ogóle wymyślił? Bzdura jakaś. Najlepiej udać, że się tego nie ma i święty spokój. Nawet prezenty mi niepotrzebne, nie przepadam za nimi. Zresztą, tak właściwie i tak nigdy ich nie dostawałam.<br />
- Jeszcze Agacie możesz złożyć, bo też ma dzisiaj – zanim zdążyłam się ugryźć w język, jakiś złośliwy diabeł kazał mi to powiedzieć. I powiedziałam.<br />
- Co ma dzisiaj? – nie wiadomo skąd, obok nas znalazł się Igła przeskakujący z nogi na nogę.<br />
- Urodziny ma dzisiaj – mruknęłam znudzona.<br />
- Borkowska ma dzisiaj urodziny!? – dosłownie ryknął.<br />
Nie dziwota, że wszystkie spojrzenia skierowały się na nas. Łącznie z tym wzrokiem Agaty, sekundę wcześniej rozmawiającej z Możdżonkiem, jak zauważyłam. I to był ten wzrok z rodzaju tych, po których już dawno powinnam leżeć trupem. No co?<br />
- Zibi, słyszałeś!? – nie no, naprawdę, czy on nie może wydzierać się ciszej? – Wszyscy słyszeli!? Pijemy dzisiaj!<br />
Tato jedynie pokręcił głową z politowaniem, Andrea stał nieco zdezorientowany razem z drugim Andreą u boku, ale do nich zaraz doskoczył Winiar, zapewne chcąc opowiedzieć im jakąś bajeczkę na temat tego, co tu się teraz wyprawia, ja za to chciałam jeszcze pomóc Jarząbkowi, ale on kompletnie był niezainteresowany tym, co się dzieje i za to przeogromnie skupiony na robocie. Do tego stopnia, że mnie zwyczajnie odgonił.<br />
Całą drużyna poleciała zaraz do szatni. Tak się rozwrzeszczeli normalnie… Trybuny opróżniły się już wcześniej, więc aktualnie na hali zostałam tylko ja, tato i Aga.<br />
- Także tego… - zaczął niemrawo, gdy Borkowska stanęła obok mnie.- Wszystkiego najlepszego, Agatko. Cieszę się, że się przyjaźnicie.<br />
I zwiał. Jakby się kurzyło.<br />
Fakt, słowa były miłe. Przez ułamek sekundy widziałam nawet zadowolenie na twarzy Agi, w końcu raczej nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego z ust mojego ojca. Ja też się zresztą nie spodziewałam. Nic, tylko się cieszyć, ze odpowiadają mu ludzie, z którymi się spotykam. Bo jakby jednak nie akceptował Agi, to już nie byłoby tak fajnie, nie? Tylko wieczne darcie kotów.<br />
Ale to jej zadowolenie i jakaś tam radość pokazały się tylko właśnie na tę króciutką, króciuteńką chwilę, bo kiedy wielki Aleksander Bielecki pobiegł do szatni (jakby się normalnie Borkowskiej bał), spojrzała na mnie znów tym przerażającym wzrokiem. No nie, tatusiu, czemu zostawiłeś mnie z nią samą?! Ja teraz zginę! Umrę! Ratunku!<br />
<br />
<br />
Przecież to było oczywiste, że Aga się wygada. Że nie weźmie wszystkiego na siebie, tylko niby przypadkiem wypapla, że owszem, ma urodziny, a tak właściwie, to obie mają, razem. I że to jest takie urocze dzięki temu. Tak samo oczywiste było to, że nawet jedlina początku była zła i się opierała, to w końcu i tak się poddała, bawiąc ze wszystkimi i momentami wrzeszcząc jeszcze głośniej niż na przykład Igła, który ogólnie był w tym przodownikiem. Olek Bielecki udawał, że nic o „imprezie” nie wie, Andrea Gardini rzeczywiście nic nie wiedział, Andrea Anastasi czegoś się domyślał, jednak postanowił tego nie sprawdzać, natomiast Giovanni Miale nie robił nic innego, jak po prostu bawił się razem z całą drużyną.<br />
Alex aż nazbyt dobrze wiedziała, że Aga się uchleje. I rano będzie jęczeć. Właściwie, to wiedziała, że wszyscy będą rano jęczeć. No, może wykluczając Zagumnego i Możdżonka, bo oni to jednak mieli coś w tych głowach. Ale reszta? No dobra, najwyraźniej teraz była ich kolej. Poprzednim razem ona wypiła za dużo, trzeba było ją zbierać z chodnika, a potem rano miała ciekawe przeżycia. Cóż, każdemu wolno. Tylko, że ona wtedy nie grała następnego dnia rano meczu z wielką Brazylią. Ale co ją to obchodzi, nie będzie przecież robić za niańkę i ich ganić za to, że sobie piją, że oblewają czyjeś urodziny (ale czemu akurat jej?) i przy okazji też zwycięstwo z Finlandią. Jeśli przegrają, to oni będą zwiedzeni, nie ona.<br />
Inna rzecz, że trochę się czuła ignorowana.<br />
Prychnęła tylko pod nosem, gdy Zbyszek porwał Agatę na środek pokoju i po chwili zaczęli się bujać w rytm jakiejś durnej piosenki disco polo. Tańca to raczej nie przypominało, w sumie było nie wiadomo czym. Uśmiechnęłaby się nawet, widząc to, gdyby była w odrobinę innym humorze. Zwłaszcza, gdy po kilku sekundach dołączyła do nich druga para składająca się z Ignaczaka i Żygadły. Fakt, zabawne to było, ale naprawdę coś jej nie szło uśmiechanie się.<br />
Zignorowała odrobinę natrętnego Kurka, potem nagadała Kubiakowi nie wiadomo nawet za co, a koniec końców wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Tylko i tak nikt nie zwrócił na to uwagi.<br />
Wykrakała za to przegraną. <br />
Już nie będzie fetowania, cieszyć się będą Brazylijczycy.<br />
___<br />
<i>trochę dupa się ruszyła, więc macie ten nowy rozdział.</i><br />
<i>tylko proszę, bez takich pretensjonalnych komentarzy. naprawdę, nie jesteśmy robotami, mamy rzeczywiste życie, którym aktualnie na gwałt trzeba się zająć. więc kolejny też nie pojawi się raczej zbyt prędko.</i><br />
<i>ale i tak Was uwielbiamy, Misiaczki.</i></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com27tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-38672746530563233302012-12-31T15:17:00.003+01:002012-12-31T15:17:36.500+01:0018. Żadnego ślubu przed seksem.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Niby był skupiony na grze i meczu, bo w sumie teraz robił za tak jakby kibica, stojąc w kwadracie, ale i tak wzrok co chwilę uciekał mu w inne miejsce. Powinien się skupić, wyłapywać błędy Kanadyjczyków, obserwować, by potem móc wykorzystać to i owo, kiedy już wejdzie na boisko, ale i tak był całkowicie rozproszony. I poniekąd chyba lekko podirytowany. Patrzył co sekundę na nikogo innego jak na Aleksandrę Bielecką. Niby siedziała koło Kaczmarczyka, niby powinna coś robić, ale zdążył zauważyć, że tylko raz na jakiś czas zaznacza coś na kartce, a praktycznie cały czas opiera brodę na dłoniach, w coś się wpatrując. Albo raczej w kogoś.<br /> - Wygląda, jakby się zakochała, nie, Dziku? – za uchem usłyszał głos Jarosza.- Szkoda ci, że nie w tobie? – odwrócił głowę i posłał mu gromiące spojrzenie. Chciał być złośliwy? Jak zwykle.- Bo ewidentnie cały czas wodzi wzrokiem za Schmittem. W sumie nie dziwota, nawet ich wczoraj widziałem razem po naszym treningu. W dosyć ciekawej sytuacji w sumie.<br /> Teraz Michał zmrużył oczy. O czym on znowu bredził? Zresztą, co się dziwić, tutaj wszyscy bredzą i gadają o jakichś bzdurach, nie ma się czym przejmować. Problem w tym, że ziarenko niepokoju zostało zasiane. I przejmował się, nie wiadomo czym w sumie. Przeskakiwał z nogi na nogę, a kiedy zobaczył, jak Igła na sekundę schodzi z boiska przy zagrywce Możdżonka, momentalnie znalazł się przy nim.<br /> - Hm? – wymruczał Krzysztof, gdy Michał go szturchnął, aby zasygnalizować, że owszem, posłucha, ale nie wymagajcie od niego, aby w ogóle oderwał wzrok od boiska, co to, to nie.<br /> - Tam spójrz – szturchnął go jeszcze raz, teraz przy okazji bezczelnie wskazując palcem Alex, a kiedy nie doczekał się reakcji, szturchnął Ignaczaka jeszcze raz.<br /> - No widzę. Codziennie ją widzę przecież.<br /> - I tam – teraz wskazał na Schmitta skaczącego właśnie do bloku.<br /> - No trzeba go w końcu porządnie zablokować, bo nam wbija punkty normalnie bezkarnie.<br /> - Igła, proszę… - jęknął.<br /> - Ale co ty chcesz? Tak, całowali się wczoraj po treningu, nawet nagrałem, a teraz sory memory, muszę wracać – i poleciał na boisko.<br /> A Kubiak czuł się, jakby ktoś najpierw przyłożył mu patelnią w twarz, a potem jeszcze dał kopa, tyle tylko, że tego z rodzaju motywujących, takich „na szczęście”. Ewentualnie wsypał mu pcheł za koszulkę, bo dosłownie zaczął podskakiwać. Z powodu jakiejś dziwnej złości, która się w nim rozlała. I to nie złości na Bielecką, która, gdyby to w odpowiedni sposób zinterpretować, robiła mu na złość, bo przecież powiedział jej, co czuje, wiedziała, że mu zależy. To była irracjonalna złość na bogu ducha winnego Gavina.<br /> Poleciał do Anastasiego i truł mu głowę tak długo (będąc nawet gotowym paść na kolana i jęczeć), aż zgodził się wpuścić go na boisko. Udało się. I wpadł tam tak właściwie nie myśląc jakoś wybitnie racjonalnie, ale z wewnętrznym przekonaniem, że nie zepsuje żadnej akcji i wszystko będzie mu wychodziło bezbłędnie. Wychodziło, a jakże. I nic, zupełnie nic sugestywnego nie było w tym, że każdy, wyjątkowo silny atak kierował w Schmitta. Nawet, jeśli ktoś coś zauważył, to nic nie powiedział. A sam Michał, przy każdym zdobytym przez to punkcie, cieszył się dosłownie jak wariat. Choć to dopiero początek. Potem to mu dopiero pokaże!<br /><br /><br /> Miotał się z kąta w kąt, do momentu, aż sędzia nie odgwizdał końca meczu. Nawet nie ucieszyła go tak wysoka wygrana, dzięki której pozycja lidera była już niemalże zapewniona. Odkąd Jarosz obwieścił mu tę radosną nowinę, był wściekły. Wręcz gotowało się w nim i musiał nad sobą panować, żeby nie wbiec na stronę Kanadyjczyków i nie nakopać temu dupkowi. Ustawiając się w kolejkę pod siatką, nawrzeszczał na Bogu ducha winnego Nowakowskiego, zdeptał Ignaczaka i o mało nie przyłożył Kurkowi, bo ten ,,krzywo na niego spojrzał”. <br /> - Powaliło cię, stary? – Bartman szturchnął go ramieniem, a ten burknął coś w stylu ,,odczep się”, mówiąc cenzuralnie.<br /> Przez moment zawahał się czy uścisnąć dłoń Schmitta, jednak stojący za nim Kosok, pchnął go do przodu, a ten jakby od niechcenia złapał dłoń Gavina. Odsunął się na bok i patrzył, jak jego koledzy odtańcowują na środku parkietu dziki taniec zwycięstwa. Potem obserwował, jak Bartman mknie do Borkowskiej i, śmiejąc się, wpija namiętnie w jej usta. Poczuł dziwne ukłucie. Zazdrość? Być może. Tylko czego zazdrości przyjacielowi? Tego, że przełamał się i razem z rudą tworzył tak świetną parę. A on? On był sam. Jak zwykle.<br /> Ruszył pewnym krokiem do ławki Kanadyjczyków i odszukał wzrokiem dwunastkę. Pił wodę z butelki, a strumienie cieczy spływały z kącików jego ust. Przez chwilę Kubiak życzył mu, żeby się tą wodą udławił, jednak szybko się opamiętał. Tortury, które dla niego przygotował były znacznie cięższe. Udławienie przy tym to pikuś.<br /> - Pogadamy? – zaczął po angielsku, a Schmitt spojrzał na niego spod uniesionej brwi, zdziwiony widokiem polskiego siatkarza. Skinął jedynie głową i przesunął się na ławce. – Wolałbym na osobności – bo na osobności żaden z twoich koleżków nie zareaguje, gdy będę rozkwaszał ci mordę, dodał w myślach.<br /> Gavin wzruszył lekko ramionami i niechętnie poderwał się z miejsca, zarzucając sobie na ramiona ręcznik. Głową wskazał drzwi korytarza do szatni i zaprosił Polaka do środka. Reszta sprawdzała protokół, więc powinni mieć kilka minut względnego spokoju. Wiedział, po co tu przyszedł i o czym, a właściwie o kim, będą rozmawiać.<br /> Od początku czuł, że miedzy Kubiakiem a Bielecką coś będzie, jednak wydawała mu się tak urocza, że nie potrafił się jej oprzeć. Mimo wszystko, widział jak wodzi oczami za trzynastką. Widział jak uśmiecha się na jego widok, czego nie mógł powiedzieć o sobie. W sumie spotykanie się z nią i tak byłoby czymś niewykonalnym; ona w Polsce, on w Rosji, a w sezonie reprezentacyjnym w Kanadzie. Zresztą związki na odległość nie były tym czymś, czego chciał. <br /> - Więc, co cię… - nie dokończył, bo jego śliczny nosek spotkał się z pięścią Kubiaka. Taki mały, a taki silny.<br /> - Dlaczego się z nią całowałeś?! – wrzasnął Dzik. – W co ty sobie pogrywasz, człowieku? Nie widzisz, że robisz jej krzywdę? – zamachnął się po raz kolejny, ale Schmitt złapał jego dłoń, mknącą w stronę jego twarzy jak strzała Robin Hooda. Przytrzymał ją przez moment, posyłając Kubiakowi znaczące spojrzenie. <br /> - Spokojnie, to był eksperyment – wyjaśnił spokojnie Gavin, a Michał posłał mu zdziwione spojrzenie.<br /> - Że co?! Traktujesz ją jako królika doświadczalnego – złość po raz kolejny ogarnęła Kubiaka, a Schmitt z trudem uniknął kolejnego ciosu.<br /> - Spokojnie, stary – w geście obronnym podniósł ręce do góry. – Chodzi o to, że między mną a nią nic nie ma. Kompletnie nic. Ona…<br /> - Co ona…? – dopytał niepewnie Michał.<br /> - Ona chce ciebie, nie mnie. Na pewno.<br /> Kubiak zbaraniał. Wpatrywał się w niego przez kilkanaście sekund z rozdziawionymi ustami. Bo jak to: chce jego? Przecież gdyby chciała, nie całowałaby się z tym siatkarzykiem przed dzisiejszym meczem. Przez ostatnie dni nie traktowałaby Michała jak powietrze, tylko szczerze z nim porozmawiała. A coś w głowie musiała mieć, na pewno.<br /> - Nie spieprz tego, to naprawdę fajna dziewczyna – Gavin wyciągnął do niego rękę, a Misiek zamrugał kilkakrotnie oczyma. – Życzę wam szczęścia – uścisnął dłoń Polaka i pomknął do szatni, pogwizdując pod nosem jakąś melodię zasłyszaną w brazylijskim radiu.<br /><br /><br /> Wpadła do pokoju z numerem dwieście na drzwiach trochę na bezczelnego. Bez pukania, jak huragan, mocno zatrzaskując za sobą drzwi. I zdawała sobie sprawę, że sama to by się na takiego intruza darła, krzycząc coś o tym, że jej pokój nie jest autostradą, no ale tak to już z ludźmi bywa, że najbardziej irytują ich zachowania podobne do własnych. A Zbyszek z powodu hałasu aż podskoczył, upuszczając w tym samym momencie stosik koszulek na podłogę.<br /> - Wiedziałem, że przyjdziesz – powiedział cicho, uśmiechając się znacząco, po czym schylił się po ubrania.<br /> A to Agatę dosłownie rozjuszyło. Choć owa złość była taka chwilowa, aby sobie powrzeszczeć, wyżyć się, zrugać Bartmana, a potem grzecznie się przytulić i powiedzieć, że jednak kocha.<br /> - Ach tak? – rzuciła ironicznie.- Więc wiesz też pewnie, po co, nie?<br /> - Domyślam się – odpowiedział zdawkowo.<br /> - Co wam w ogóle odbiło? Co to ma być za omawianie takich spraw przy wszystkich? Ja rozumiem, żarty, ale żeby ona strzeliła tekstem „rżniecie się w nocy osiem razy”, a żebyś ty nie zareagował, tylko się śmiał!<br /> Uniósł jeden kącik ust do góry, co miało być uśmiechem. Wiedział, że tak naprawdę nie jest zła, bo inaczej już dawno beształaby Bielecką, a odpuściła jej właściwie całkowicie. Słyszał tylko jakieś „zabiję cię, kurwa, za tę akcję”, ale nic poza tym.<br /> - Obojgu wam odbiło. Jak się wcześniej żarli, tak teraz wielka miłość. Pojebało was do reszty?<br /> - Może – mruknął, powstrzymując się przez wzruszeniem ramionami.<br /> Podreptał spokojnie do łazienki, by złapać szczoteczkę Kubiaka i wrócić, triumfalnie dzierżąc ją w dłoni. Czuł na sobie czujne spojrzenie Agaty, gdy kręcił się po pokoju. Sięgnął do torby przyjaciela i wyjął z niej bokserki. I wtedy właśnie Borkowska zrozumiała, o co chodzi. Tak właściwie, to nie było nawet co rozumieć, oboje wiedzieli, jak skończy się ta jej wizyta jeszcze zanim się zaczęła. Położył te dwie rzeczy na szafce przy drzwiach, potem przekręcił w nich kluczyk i w końcu spojrzał na swoją własną, prywatną dziewczynę (a może już narzeczoną po dzisiejszej dyskusji?), stojącą teraz przy oknie.<br /> - Ty z tym ślubem to na poważnie tak? – odezwała się po dłuższej chwili, już spokojnie, bez złości w głosie.<br /> - A bo co? Czemu pytasz?<br /> - Bo nie lubię takich tradycjonalistycznych rzeczy. Dwadzieścia lat i za mąż to w PRLu, nie teraz.<br /> - No to może trzeba się było w PRLu urodzić – powiedział to nadzwyczaj cicho, ale i tak usłyszała.<br /> - O nie nie nie, za młoda jestem. Poza tym, żadnego ślubu przed seksem!<br /> Uniósł brwi, przez chwilę patrząc na nią jak na wariatkę i trawiąc to, co powiedziała. Chyba się przejęzyczyła. Na pewno.<br /> - Żadnego seksu przed ślubem znaczy się, tak? To ty się zdecyduj, skoro tego ślubu nie chcesz!<br /> - Kretyn – rzuciła.- Dobrze powiedziałam. Żadnego ślubu przed seksem.<br /> Aaaaach, no teraz to już zrozumiał. Cwana bestyjka, najpierw go chciała zdenerwować, żeby było fajniej, bardziej pikantnie. No nie dał się, bywa. Ale i bez tego potrafił pokazać, na co go stać.<br /> I pokazał. <br /> W międzyczasie doszedł do wniosku, że jeśli przyjdzie im mieszkać razem, to najlepiej w domku jednorodzinnym. Bo jeśli trafi się blok to jak nic trzeba będzie wytłumić sypialnię, by sąsiedzi nie słyszeli jęków Agaty Borkowskiej wywołanych przez Zbigniewa Bartmana.<br />
<br />
<br />
<br /> Zapukał raz. Potem kolejny. I jeszcze jeden. Nic, kompletnie nic. Szarpnął za klamkę i po raz kolejny czekało go rozczarowanie. Przyłożył głowę do drzwi i bardzo tego pożałował. Westchnął tylko, przewracając oczami i usiadł na podłodze. Jak nic spędzi noc na korytarzu, a rano będzie tak połamany, że nawet nie będzie w stanie się ruszyć.<br /> Mogliby chociaż dać mu szczoteczkę do zębów. I jakąś czystą bieliznę. Ale nie, przecież Bartman ma gdzieś swojego jedynego, prawdziwego przyjaciela i skazuje go na spędzenie nocy na zimnej, hotelowej posadzce. Tak się szanuje prawdziwych przyjaciół w tych czasach…<br /> - Masz i spierdalaj. Potem ci wynagrodzę – wymruczał Zibi, a następnie rzucił w niego zmiętymi bokserkami i ową, tak pożądaną, szczoteczką a drzwi ponownie zamknęły się. Z tą różnicą, że pojawiła się na nich zawieszka z jakimś portugalskim wyrazem, znacząca prawdopodobnie tyle, co ,,nie przeszkadzać”.<br /> Borkowska tą noc spędzi w jego pokoju, a on ma się tułać gdzieś po korytarzach w momencie, gdy jej łóżko jest wolne? Niedoczekanie! A jeśli Bieleckiej nie będzie coś pasowało, niech wyciągnie swoją przyjaciółkę za włosy z dwusetki, a jemu pozwoli spać w przydzielonym mu łóżku. Tak, właśnie tak zrobi. Skończyło się pomiatanie Kubiakiem! On w końcu musi zrobić z nimi wszystkimi porządek.<br /> Poczłapał do końca korytarza i chwilę zawahał się zanim nacisnął klamkę. Wziął głęboki oddech i wszedł do pokoju, w którym panowała ciemność. Przez uchylone łazienkowe drzwi, przebijało się trochę światła i zdało się słyszeć, że ruda nuci pod nosem jakąś niezidentyfikowaną melodię. Drzwi zamknęły się z charakterystycznym dźwiękiem, Michał wcisnął włącznik, a cały pokój zalało ciepło stuwatowej żarówki.<br /> - Co tak szybko? Myślałam, że dłużej ci zejdzie – wychodząc z łazienki i widząc Kubiaka, Alex o mało nie wyrżnęła orła, potykając się o własne nogi. – Co? Znowu rżną się jak norki, a ty, biedaku, nie masz gdzie spać?<br /> Skinął jedynie głową; przecież to, co powiedziała, było zgodne z prawdą.<br /> - To nie jest noclegownia dla bezdomnych, szukaj szczęścia dalej – podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. Michał jednym ruchem zamknął je i spojrzał wymownie na rudowłosą.<br /> - Twoja przyjaciółka śpi w MOIM pokoju, przez co ja nie mam gdzie spać. Więc albo ją stamtąd zabierzesz, ale chyba ani Aga, ani Zibi nie będą z tego zadowoleni, poza tym, gdy ktoś się dowie o tym, co oni tam wyprawiają, mogą oboje stąd wylecieć, albo po prostu, bez żadnych awantur, pozwolisz mi przespać się na jej łóżku – oparł się o drzwi, co świadczyło o tym, że pokoju numer dwieście siedemnaście raczej nie opuści.<br /> Machnęła jedynie lekceważąco dłonią i usiadła na łóżku, biorąc laptopa przyjaciółki na kolana. Usiadł na drugim łóżku, ściągając w locie buty, z których każdy znalazł się w innej części pomieszczenia. Oparł się na ramionach i odchylił głowę do tyłu, oddychając głęboko. Czuł, że dziewczyna wpatruje się w niego znad ekranu komputera, a gdy podniósł głowę, zmieszana odwróciła wzrok.<br /> - Co robisz? – zapytał niby od niechcenia, tak, żeby w końcu przerwać tą niezręczną ciszę.<br /> - Statystyki przeglądam, Oskar kazał – wzruszyła lekko ramionami, nie oderwawszy wzroku od ekranu.<br /> - Lubisz to?<br /> - Lubię liczby ogólnie. Ścisłowiec ze mnie – powtórzyła gest. – Za to z resztą przedmiotów byłam na bakier. Polski, historia, to nie dla mnie.<br /> - Myślałaś, żeby coś dalej z tym zrobić? – usiadł prosto. – W sensie na jakie studia? Matematyka jakaś czy coś? – doprecyzował myśl.<br /> - Matematyka stosowna. Ewentualnie coś z informatyką. W sumie mam jeszcze czas.<br /> Pokiwał głową ze zrozumieniem. Gdyby nie siatkówka, kończyłby teraz studia prawnicze, bo o tym marzyli jego rodzice. On nieszczególnie, nigdy nie widział siebie w garniturze, todze i z teczką pod pachą. On chciał być sportowcem, najlepszym w swojej dyscyplinie. Dlatego przez tyle lat tak intensywnie trenował. By udowodnić wszystkim, że ze sportu można wyżyć.<br /> - Jak się tak zamyślisz, to wyglądasz w miarę inteligentnie – głos Bieleckiej przywrócił go na ziemię, posłał jej nieprzytomne spojrzenie. – A nie, nadal wyglądasz jak idiota – zachichotała.<br /> - Ach, tak? – zmrużył gniewnie oczy i ruszył w jej stronę.<br /> Odłożyła laptopa i poderwała się z miejsca, przeskakując przez łóżko. Niestety, nie zauważyła buta Kubiaka i wyrżnęła orła. Michał, potknąwszy się o jej stopy, runął na nią jak długi. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Miał świadomość tego, że prawie dwumetrowy facet swoje waży, więc jednym zgrabnym ruchem obrócił się tak, że Aleksandra leżała na nim.<br /> - Michał… - szepnęła, wpatrując się w jego usta. Przejechała potem palcem po jego dolnej wardze, czując jak napięcie między nimi rośnie z każdą sekundą.– Pierwsza zajmuję łazienkę!<br /> Poderwała się z miejsca i zabarykadowała w łazience. Oparła się o drzwi i poczuła, jak po jej policzku spływają łzy. Łzy bezsilności.<br /></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com32tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-21857191109511421912012-12-18T13:10:00.001+01:002012-12-18T13:10:08.173+01:0017. Schmitt nie ściana, da się przestawić.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Poukładała buty równiutko przy ścianie. Potem przepakowała torbę. Obejrzała na komputerze odcinek jakiegoś serialu. Pokusiła się nawet o to, by poustawiać w łazience na półce wszystkie kosmetyki, a dosyć sporo ich ze sobą wzięła. Patrząc wtedy w lustro, we własne odbicie. Była Agatą Borkowską, aktualnie połowicznie szczęśliwą kobietą. Połowicznie, bo w jednej kwestii wszystko się układało, a z drugą był problem. I teraz z nudów nie miała już co ze sobą zrobić, czekając na przyjaciółkę. Chciała z nią pogadać, wyciągnąć jakieś informacje, a ta jak zwykle się pod ziemię zapadła. Zbyszka uprosiła, żeby pogadał z Michałem, więc go właśnie maglował, a sama siedziała, znudzona, bo już zupełnie nie wiedziała, gdzie Alex szukać w tym hotelu.<br /> Mogłaby spytać Igły, on przecież zawsze wszystko wie. Kto z kim i za ile. Zamiast tego poczłapała na balkon z zamiarem zastukania do drugich drzwi, to może sobie z Piterem pogada… Tak już była przyzwyczajona do tego, że siedzi się tam z nim i rozmawia, że mało jej oczy nie wyskoczyły, kiedy w drzwiach pojawił się Żygadło.<br /> - Pit gdzie? – spytała w końcu.<br /> - Pokój dalej, pomyliłaś się – odpowiedział jej rozgrywający, również odrobinę zdziwiony; wychylił od razu głowę, i rozejrzał się po balkonie.- Ten następny balkon. A co chciałaś?<br /> Spojrzała w tamtym kierunku, zastanawiając się, czy przechodzić przez barierki, czy iść od drzwi, czy może zacząć rzucać butami w szybę, może usłyszy. Ale najłatwiej chyba było po prostu spytać, o co chciała.<br /> - Alex szukam. I myślałam, że może będzie wiedział, gdzie jest…<br /> Łukasz lekko zmarszczył brwi.<br /> - Jak ostatnim razem byłem u Gumy, to tam siedziała. I z tego, co się orientuję, porównywali gospodarkę Ameryki Południowej do gospodarki Ameryki Łacińskiej, a potem przeszli na politykę zagraniczną.<br /> Borkowska była bliska złapania się za głowę. Z kim ona się zadawała, no z kim? Minę więc musiała mieć dosyć ciekawą.<br /> - Jeśli chcesz, to mogę tam pójść… Powiem, że koniecznie potrzebuję Pawła, a ciebie w pokoju nie ma, wiec może spokojnie wracać…<br /> - Naprawdę, mógłbyś?<br /> Uśmiechnął się z rozbawieniem widocznym w oczach. Odpowiedziała takim samym uśmiechem. Zastanawiając się przy tym, czy wszyscy tutaj wiedzą, że coś jest nie tak, bo skąd on niby miał wiedzieć, że Bielecka jej tak jakby unika? A kiedy poszedł, wróciła do pokoju. Usiadła na łóżku, próbując w głowie nakazać sobie cierpliwość. Nigdy nie była dobra w czekaniu. Poderwała się jeszcze chwilę później i podleciała do drzwi, by zamknąć je od środka. Przecież miało jej nie być, nie? A kiedy z powrotem opadała na łóżku, klamka się poruszyła. Sekundę później słychać było zgrzytanie klucza w zamku i drzwi się otworzyły.<br /> Aleksandra wkroczyła do pokoju wyjątkowo pewnie, spodziewając się tego, że będzie pusty, a co za tym idzie, mogłaby zachowywać się swobodnie, nienarażona na natarczywe pytania. A potem szybko się umyć i położyć spać. A jeśli nie zdążyłaby zasnąć, to zawsze mogłaby udawać, gdy Agata wróci. Raczej by jej wtedy nie budziła specjalnie. Jakież więc było jej zdziwienie, gdy zamknęła za sobą drzwi i się odwróciła, a jej oczom ukazała się Borkowska.<br /> - Wariatko, co ci znowu odbija? Czemu przede mną uciekasz? – zaatakowała od razu Aga; tak trzeba było, inaczej Alex gotowa była jeszcze wystrzelić z pokoju i zwiać.<br /> Stała chwilę przy drzwiach z głupią miną.<br /> - Ciastko bym zjadła – wypaliła w końcu.<br /> Aga przewróciła jedynie oczami z bezsilności, choć o wiele większą ochotę miała na to, by plasnąć sobie dłonią w czoło i przejechać nią po całej twarzy.<br /> - Ciastko to za tobą lata jedno. A nawet dwa ciacha. Ale ty się jak idiotka zachowujesz. Pojebało cię do reszty już? Co ty w ogóle wyprawiasz?<br /> - Ale o co ci chodzi? – spytała naiwnie, w końcu ruszając się z miejsca i siadając na drugim łóżku w ten sposób, że były naprzeciw siebie, a co za tym idzie, dokładnie się widziały. Bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że tym pytaniem jeszcze bardziej zirytuje przyjaciółkę.<br /> - Dobrze wiesz, o co. Czy po ostatnim meczu w Katowicach stało się coś, o czym nie wiem? Miałaś przyjść do szatni i nie dotarłaś. I się zachowujesz dziwnie od tamtej pory.<br /> Długą, naprawdę długą chwilę patrzyła uważnie na Borkowską. Miała ochotę powiedzieć jej, że ją kocha. Właśnie za to, że zauważa takie rzeczy, choć pozornie nic się nie stało. Że pyta i się interesuje, że odczytuje sygnały zachowań niby normalnych. Ale na tym chyba polega przyjaźń, prawda?<br /> - Misiek mnie pocałował – powiedziała w końcu.<br /> Agata na ułamek sekundy przestała oddychać, potem jej znów mało oczy nie wylazły, choć jeszcze bardziej niż chwilę wcześniej. I z początku nie była nawet w stanie się odezwać.<br /> - A ty co? – wykrztusiła w końcu.<br /> - Jak to co? Strzeliłam go w gębę – Aleksandra wzruszyła ramionami.<br /> - Naprawdę cię pojebało, idiotko! Ty nie widzisz, jak on za tobą wzrokiem wodzi? I cały czas się kręci gdzieś obok? I ogólnie…<br /> Bielecka uniosła odrobinę brwi.<br /> - Naprawdę? Nie widziałam… Cały czas mi dokuczał, tylko się żarliśmy, a jak chciałam być w miarę miła, to też był złośliwy. I wszystko mi psuł ciągle. Z Gavinem też…<br /> - Proszę cię… - Borkowska jęknęła.- Nawet sobie wziął twój portret, który narysowałam… - to przecież oczywiste, że zauważyła brak rysunku w szkicowniku, a potem Zibi coś napomknął, że ładnie rysuje, to i proszę, drogą dedukcji doszła do tego, gdzie owy portret się podziewa.<br /> - Że co?! – Alex aż podskoczyła na łóżku.- Rysowałaś mnie?!<br /> - Oj, nie denerwuj się, no… - Aga uśmiechnęła się uroczo, co w jakiś sposób udobruchało Aleksandrę.- Lepiej mi powiedz, jak było w kiblu, bo padliście ofiarą jakiejś intrygi normalnie. Żebyś ty widziała, co oni wyprawiali…<br /> - Więc on tam nie wleciał specjalnie…?<br /> - Wepchnęli go – doprecyzowała Agata.<br /> - Matko, z kim my tutaj w ogóle przebywamy. Gorzej niż baby, niż te plotkary na straganie… A faceci podobno.<br /> - Ty, ty, nie zmieniaj tematu – zganiła ją Borkowska.- Co tam robiliście?<br /> - A co się w kiblu robi? Sikałam sobie spokojnie, a ten mi tu wpada!<br /> - Naprawdę?<br /> - Oczywiście, że nie. Rączki sobie myłam.<br /> - Jezu, no mów, co potem, a nie.<br /> - No to samo zrobił, co wcześniej.<br /> - Pocałował cię!?<br /> - Tak – Bielecka spuściła wzrok na samo wspomnienie; dobrze, że się teraz nie zaczerwieniła przynajmniej. Ale tak jej wtedy serducho do gardła podskoczyło… Nie ze strachu, z powodu jakiegoś dziwnego, niesprecyzowanego uczucia, które powodowało również jakiś taki ucisk w żołądku.- I powiedział, że będzie walczył, czy mi się to podoba, czy nie. Ale mi się teraz nie podoba, bo Gavin…<br /> Agata jęknęła. Głośno.<br /> - Myślałam, że już dałaś sobie z nim spokój.<br /> - No niby dałam, ale… W sumie wypadałoby jednak pogadać, nie? Zresztą, ja mam dosyć facetów, mącą mi w głowie teraz tylko.<br /> - No to wio, gadać. Jutro masz to zrobić. I pozbądź się go, a potem się zajmiemy tym, czym trzeba.<br /> - Czyli planowaniem twojego ślubu? – spytała Alex tym samym niewinnym tonem, co wcześniej.<br /> - Co? – Aga spojrzała na nią jak na wariatkę, którą, niestety, najprawdopodobniej była.- Chryste, z kim ja się przyjaźnię – mruknęła po chwili, podnosząc się i idąc do łazienki. Odprowadził ją śmiech przyjaciółki.<br /> Jak widać, całkiem bezstresowo przeżyła tę rozmowę.<br /><br /><br /> Podobno siedzenie na urządzeniu sanitarnym sprzyja myśleniu. Przeczytał w jakimś mądrym czasopiśmie, że najwięksi wodzowie właśnie w wychodkach obmyślali plany najważniejszych wojen w historii świata. Na pewno nie było tak w przypadku Michała Kubiaka, gdyż siedział na nim już od kilkudziesięciu minut, a wciąż wiedział niewiele więcej niż przed tym, zanim zasiadł na tym zaszczytnym miejscu.<br /> Chyba to jednak był zły pomysł, bo tyłek tak jakby zmarzł mu. I niewygodnie było strasznie, co z pewnością nie pomagało w myśleniu. A tym bardziej w planowaniu swojego dalszego życia. Jednak w takich chwilach człowiek chwyta się każdego rozwiązania.<br /> - Wyleziesz w końcu z tego kibla czy mam cię stamtąd za ten twój pusty łeb wyciągnąć? – głos Zbigniewa przywołał go ponownie na ziemię. Zmarszczył brwi i dopiero teraz dotarło do niego, że blokuje toaletę od niemalże godziny. Niechętnie wciągnął zrolowane u stóp bokserski na tyłek, spuścił wodę nie wiadomo po co i wyszedł z pomieszczenia, posyłając przyjacielowi gromiące spojrzenie.<br /> - Nawet się załatwić spokojnie nie dasz – rzucił, przechodząc obok bruneta i położył się na łóżku, rozkładając się na całej jego długości.<br /> - Coś ostatnio za bardzo te kible lubisz – podał mu puszkę Red Bulla, a następnie otworzył swoją po kilkukrotnym popukaniu w wieczko.– No, to teraz opowiadaj wujkowi Zbyszkowi, coście dzisiaj za pantomimę odstawiali w samolocie z tym sikaniem?<br /> - To nie mówiłem ci? – uniósł głowę i spojrzał na niego, a Bartman pokręcił przecząco głową.<br /> - Ostatnio w ogóle mało gadamy – zasiadł obok przyjaciela i wziął głęboki oddech.– Wiem, że trochę w tym mojej winy, bo ciągle latam z Agatą, ale chcę, żebyś wiedział, że strasznie mi brakuje tych naszych rozmów. Kompletnie nie wiem, co się u ciebie dzieje – westchnął ciężko.<br /> Kubiak pokiwał lekko głową. Fakt, ostatnio rozmawiali jakby mniej. Ale rozumiał Zbyszka; przecież się zakochał i żył tylko spotkaniami z rudą. Michał pewnie zachowywałby się tak samo, gdyby w końcu udało się okiełznać Bielecką, więc nie mógł być zazdrosny o dziewczynę przyjaciela. Cieszył się jego szczęściem i trzymał mocno kciuki za tą zwariowaną parę. Mimo wszystko, brakowało mu tych czasów, w których byli tylko we dwóch. Biegali po klubach i zakładali się, który poderwie więcej lasek na jednej imprezie. Teraz chciałby, żeby obaj biegali na randki. Ale chcieć nie znaczy móc.<br /> Podrapał się po głowie i westchnął. Wiedział, że Bartman nie odpuści i będzie musiał mu w końcu opowiedzieć, co tam właściwie zaszło. A jeśli nie dowiedziałby się od niego, to Aga zapewne wyciągnie wszystko od Bieleckiej, a on będzie miał przechlapane u kumpla za to, że ma przed nim tajemnice.<br /> - Pocałowałem ją, a potem powiedziałem jej, że będę o nią walczył… - wyznał w końcu, a atakujący o mało nie zakrztusił się napojem.<br /> - Co powiedziałeś?!<br /> - No, że będę o nią walczył. Czy jej się to podoba, czy nie – uśmiechnął się do siebie na wspomnienie smaku jej ust. Dałby sobie uciąć rękę, że jej błyszczyk był malinowy. I mroził. Tak samo jak jej spojrzenie. Mimo wszystko, mógłby przysiąc, że coraz częściej widzi w tych szarych oczach przyjemne ogniki, które przebijałby się przez tę granicę powierzchowności.<br /> Bartman pokiwał jedynie głową. Wzięło go, jak nic! Dawno nie wiedział Michała z taki wyrazem twarzy. Przez moment przemknęło mu przez myśl, że wygląda idiotycznie, a nie słodko, jak to powiedziała dzisiaj Aga w autokarze. Widział już zakochanego Kubiaka, jednak tym razem wyglądał kompletnie inaczej. Być może dlatego, że jego wybranka nie podzielała jego uczuć?<br /> - A co jeśli ona – Zibi przełknął ślinę; wiedział, że mówiąc to, co zamierzał, może wyprowadzić kumpla z równowagi – jednak nie będzie zainteresowana? Pamiętasz tę całą szopkę z tym Schmittem. Jeśli on znowu zacznie coś odwalać...?<br /> - Schmitt nie ściana, da się przestawić – rzucił Michał i obaj wybuchnęli śmiechem.<br /> Właśnie za takim Michałem tęsknił Zibi.<br /><br /> Tak mi się zachciało nagle kawy, że aż popędziłam do automatu stojącego w korytarzu. Co za tym szło, byłam odrobinę w tyle, dlatego gdy stanęłam w drzwiach hali, cała drużyna już się rozgrzewała. Nie wiem, czy do drużyny można zaliczyć też Alex, ale biegła właśnie przez całe trybuny jak głupia. Co, też się rozgrzewa? Przecież ona na stojąco pod siatką przechodzi. No dobra, przesadziłam, aż tak to z nią źle nie jest.<br /> - Zibi, Zibi! – no i jeszcze zaczęła się wydzierać. Ja rozumiem, oni to teraz normalnie pałają do siebie wielką, przyjacielską miłością, ale co ona znowu od niego chce? To aż dziwne, że tak często gadają.<br /> Najprawdopodobniej była całkowicie nieświadoma tego, jakim spojrzeniem obrzucił ją w tamtym momencie jej własny ojciec. Do spółki z samym Anastasim. Cóż się dziwić, mój szczypiorku, odrywała właśnie od rozgrzewki praktycznie podstawowego gracza.<br /> - No? – odwrócił się w jej stronę, choć jeszcze nie dobiegła do niego na tyle blisko.<br /> No ja mu dam! Na moje prośby nie reaguje tak szybko, a ta go tylko zawoła, a on już leci pytać, o co chodzi! Ale oberwie, ale oberwie!<br /> - Gadałam wczoraj wieczorem z Agą, wiesz – no i czemu ona się tak wydziera, żeby ją wszyscy słyszeli? – I mi obiecała, że będę mogła wam ślub zorganizować – że co!? Co ona gada?! I to jeszcze jak głośno! – Zaraz po tym, jak wrócimy, bo to wiesz, nie można czekać. Jeszcze to wszystko dzisiaj z nią obgadam, zobaczysz.<br /> Zbigniew miał ciekawą minę, nie można zaprzeczyć. Trochę jak postać z kreskówki, taką idiotyczną, jakby kompletnie nie ogarniał, co ona w ogóle do niego nie mówi, a trochę taką, jakby ogólnie miał problem z głową i szeroko pojętym rozwojem umysłowo-psychicznym. Natomiast rozciągający się obok Winiar i Kosa aż zaprzestali ćwiczeń i teraz dosłownie zwijali się ze śmiechu. Ja za to już leciałam w ich kierunku, żeby najlepiej to jej zatkać usta dłonią i odciągnąć do Zbyszka, bo jak zaraz zacznie jeszcze coś wygadywać… Na żarty jej się zebrało, też coś.<br /> - No co masz taką minę? Chyba już czas, nie? Skoro się rżniecie po nocach po osiem razy jak nie więcej, to wypadałoby to odrobinkę jakoś zalegalizować, bo to tak nie po bożemu przecież!<br /> Zatkało mnie dosłownie. I wryło w podłoże do tego stopnia, że stanęłam w miejscu i już nie byłam w stanie iść w ich stronę, żeby jej zatkać tę niewyparzoną gębę, bo i tak nie wiedziałabym jak ją zrugać z powodu braku słów w mojej głowie. A wokół było tak mnóstwo innych, ciekawych reakcji, czyli Kurek teraz już leżący na parkiecie i chichoczący. A do tego jeszcze dochodziła ta Zbyszkowi mina. Nadal nierozgarnięta przez dosyć długą chwilę zresztą, a potem… Tak po prostu wesoło się roześmiał. No, bo już myślałam, że znowu zaczną się sobie do gardeł rzucać. To ich best friends forever chyba naprawdę zaczynało wchodzić w życie. Co nie zmieniało faktu, że to jego rozbawienie jeszcze bardziej mnie zdziwiło.<br /> - Okej, zgadzam się – że co? On chory jakiś jest? W konszachty z małym diabłem będzie wchodził? Ale zaraz, zaraz, zgadza się? Czyli co, będzie się oświadczał? O nieeee, ja za młoda jeszcze jestem! - Ale druhną też będziesz, nie? – Alex kiwnęła głową.- To tylko jeden warunek, a potem możesz sobie wyrabiać z tym ślubem i weselem wszystko do woli. Zgoda?<br /> - Zależy, jaki warunek – odpowiedziała ostrożnie. Ja już nie wiedziałam kompletnie, czy oni to traktują poważnie, czy jako żarty. Bo brzmieli tak, jakby rzeczywiście teraz dobijali targu i zawiązywali jakiś pakt, ale wszystko razem brzmiało przecież niedorzecznie.<br /> - Oj, po prostu wybiorę jakiegoś fajnego drużbę, wiesz, takiego naprawdę fajnego i będziesz musiała tańczyć z nim całą noc. A tak, to będziesz się mogła rządzić. Umowa stoi?<br /> - Stoi – uścisnęli sobie dłonie.<br /> A ja zachodziłam w głowę, czy ona na ten moment przestała myśleć. Przecież to oczywiste, kogo by Zibi wybrał, jeśli cała ta umowa byłaby tak serio „naprawdę”. A ona bardzo dobrze też wiedziała, a przynajmniej powinna się domyślać, o kogo może chodzić, a mimo to dała się tak wykiwać. Co z nią nie tak?<br /> - No, to jak on się nazywa? – dopytała.<br /> - Kto?<br /> - Drużba, kretynie! Już mi teraz powiedz, to się przygotuję psychicznie.<br /> Zibi przewrócił oczami. A sekundę później rozejrzał się po hali, ewidentnie szukając kogoś wzrokiem.<br /> - Misieeek! – wydarł się w końcu, zwracając tym samym na siebie uwagę Kubiaka.- Chodź tutaj i się wbijaj w garniak, będziesz drużbą.<br /> Tym razem to mina Aleksandry Bieleckiej była bezcenna.<br /> <br /><br /> - Ja ciebie, kurwa, zabiję. Co to była za szopka?<br /> - Ale jaka? – jak to zwykle miałam w zwyczaju, udawałam idiotkę, nadając głosowi niewinny ton i próbując również patrzeć z taką samą niewinnością. Bo jaka szopka niby? Ja o niczym nie wiem. Chciałam tylko być miła, zasugerować im, że jak już się bzykają, to żeby ślub wzięli, bo to jednak tak nie po katolicku…<br /> Ale gdybym powiedziała dosłownie to na głos, to chyba by mnie wyśmiali. Właśnie. Więc trzeba było trochę inaczej.<br /> - Ja pierdolę, kiedyś cię w nocy uduszę, zobaczysz – zagroziła mi.<br /> - Nie byłabyś w stanie – wyszczerzyłam się.- Za bardzo mnie kochasz – o, a skąd we mnie taka pewność tego?<br /> - Taaa – wymruczała, przewracając oczami.- Rżniecie się w nocy po osiem razy? Pojebało cię? Teraz cała drużyna się nabija. A co, jeśli Zibi to weźmie na poważnie i zacznie jakieś sugestie robić? – rozejrzała się, chyba chcąc zobaczyć, czy ktoś się na nas gapi, bo wedle jej słów, przecież się nabijali, ale raczej wszyscy już się zwinęli do szatni, a salę powoli zaczynali okupować Kanadyjczycy.<br /> - Och, daj spokój, jemu też raczej się nie spieszy do stawania przed ołtarzem. Młodzi jesteście, macie czas.<br /> - Jaka ty mądra jesteś dzisiaj – rzuciła złośliwie.- Tylko się swoimi sprawami zająć nie potrafisz. Gadałaś ze Schmittem?<br /> Westchnęło mi się. Wiedziałam, że nie odpuści i w końcu zacznie ten temat. Ale to może dobrze, bo gdyby mnie tak nie goniła i nie suszyła głowy, to najprawdopodobniej nic bym nie zrobiła. Tylko buczała w poduszkę albo coś. W Polsce, oczywiście, obżerając się nutellą i masłem orzechowym. A potem by mi w boczki poszło i byłabym w efekcie taką beczusią, którą łatwiej przeskoczyć niż obejść, a wtedy to już by mnie żaden nie chciał.<br /> - Nie gadałam, kiedy niby miałam to zrobić?<br /> - Teraz masz okazję – powiedziała te trzy słowa z zawrotną szybkością, pchnęła mnie mocno i zwiała.<br /> A ja za to straciłam równowagę i wpadłam na coś dużego. W sumie nie na coś a na kogoś i aż nazbyt dobrze wiedziałam wtedy, że tym kimś jest Gavin nawet mimo tego, że nie zdążyłam jeszcze podnieść głowy. I nie zaprzeczę, to całkiem miłe uczucie, znaleźć się znów w jego ramionach, kiedy mnie podtrzymał, żeby jednak nie wylądowała twarzą na podłodze.<br /> - Zabiję ją, kurwa – wymruczałam, niby zła, ale w sumie chyba nie aż tak bardzo. Inaczej bym się nie ruszyła, żeby z nim pogadać, a tak, to przynajmniej Aga mnie do tego zmusiła.<br /> - Co? – usłyszałam nad głową, gdy stawiał mnie do pionu. No tak, standard, jak zwykle sobie klęłam po polsku, no ale przecież myślę po polsku, to jak mam mówić odruchowo inaczej?<br /> - Zabiję ją – powtórzyłam tak, aby zrozumiał.- Kurwa – nie mogłam tego ominąć, no nie mogłam, problem w tym, że tak naprawdę nie istniało żadne dobre tłumaczenie, które wyjaśniłoby moc tego jednego słówka.<br /> - Kufa? – powtórzył, odrobinę pytająco.<br /> - Nie ucz się polskich przekleństw – no jeszcze by tego brakowało, żeby jedyna rzecz, która mu po mnie pozostanie, to cudne polskie słówka.<br /> Uśmiechnął się jedynie. A ja się czułam tak dziwnie rozluźniona, kompletnie bez stresu, jakby zupełnie do mnie nie docierało, że powinnam z nim teraz w miarę poważnie porozmawiać i doprowadzić do jednego wniosku: dajemy sobie spokój. Zresztą, tak naprawdę to nic się nawet nie zaczęło. Trochę mi się pomąciło z początku w głowie, ale to tylko dlatego, że nigdy nie miałam jakiegoś wybitnego powodzenia i jarałam się dosłownie każdym facetem, który raczył na mnie zwrócić uwagę. Cóż, trzeba chyba zacząć robić selekcję. Co ma szansę a co nie i w to drugie się nigdy nie pakować.<br /> - Powinniśmy chyba pogadać, nie? – zagadnął w końcu.<br /> - Taaa – potwierdziłam mruknięciem.- Przepraszam, że cię unikałam, ale po prostu… - zacięłam się. No już chciałam trochę skruchy okazać i wziąć winę na siebie, ale jak zwykle nie umiałam.<br /> - Miałaś trochę mętlik w głowie, tak? – podsunął.<br /> Co to za facet, do cholery? Normalnie jak nie facet. Oni się przecież nigdy niczego nie domyślają, wiecznie marudzą i mają pretensje. A tu jakiś ideał po prostu. Problem w tym, że ideały są nudne.<br /> - Taaak - potwierdziłam cicho.- I obawiam się, że to wszystko nie ma sensu, bo nie ma przyszłości – matko, gadam jak jakaś… No, po prosu za mądrze jak na mnie.<br /> - Rozumiem – chwilę świdrował mnie spojrzeniem.- I w sumie szkoda, ale masz rację – podniósł rękę i zrobił to, co kilka razy wcześniej: złapał kosmyk moich włosów i przesunął po nim palcami.- Warto walczyć, ale w tym przypadku byłoby to chyba za trudne. Pozwól mi tylko… - pozwól co? Nie dokończył, ja nie zdążyłam dopytać, bo po prostu się pochylił i mnie pocałował.<br /> Dosyć mocno. A ja nie zaprotestowałam. Nie dlatego, że nagle zaczęły mi w brzuchu latać motylki, tylko dlatego, by upewnić się, że tak naprawdę… Nic nie poczułam. Że ten pocałunek był bez znaczenia, nic nie zmienił w moim nastawieniu, nadal uważałam, że to nie ma sensu i w momencie, gdy się odsunęłam od Gavina, patrząc na niego odrobię oszołomionym wzrokiem, stwierdziłam sobie w duchu, że wolałabym, aby na jego miejscu był ktoś inny. Konkretna osoba. I chciałabym sobie wyobrazić, że właśnie on przede mną stoi i zrobił przed chwilą to, co zrobił Gavin.<br /> - Dziękuję – uśmiechnął się w ten uroczy sposób, w który tylko on potrafił.- Choć wiem, że to i tak nie miało dla ciebie znaczenia. Mam nadzieję, że wam się ułoży.<br /> Uniosłam brwi, co chyba było wystarczającym wyrażeniem pytania. A w ogóle… Powinnam go strzelić za to wszystko w gębę? Powinnam, nie? A jakoś tego nie zrobiłam. Co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to nie miało znaczenia, było niczym do tego stopnia, że nie warto było sobie psuć nerwów.<br /> - Wiesz, o co mi chodzi, prawda? – podniósł rękę i zmierzwił mi włosy; uch, jak ja tego nie cierpię! – Trzynastka, która na boisku mierzyła mnie takim wzrokiem, że gdyby mógł zabijać, to już leżałbym martwy – zapewne dodałby coś jeszcze, gdyby nie to, że ktoś go zawołał.- Nie zapomnę, że cię spotkałem, miło było poznać. Może kiedyś się jeszcze zobaczymy, może zaprosicie mnie na ślub – i znowu się wyszczerzył.- Trzymaj się.<br /> Z chęcią bym mu starła z twarzy ten uśmieszek, ale zdążył zwiać.<br />
____<br />
<i>czeeeeeść, Pysiaki!</i><br />
<i>przepraszamy. życie przytłacza.</i><br />
<i>(jak się teraz podpiszecie <u>wszystkie</u>, które czytacie, to będziemy szczęśliwe.)</i></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com53tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-25763942881524774382012-11-18T17:39:00.000+01:002012-11-18T17:39:50.952+01:0016. No sikać chciałeś.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Środa. Dwa dni od niedzieli minęły jak z bicza strzelił. Czy jak to się tam mówi. I fakt był niezaprzeczalny, nikomu nie chciało się wstawać wcześnie i gnać na warszawskie Okęcie, ale jak mus to mus. Tym razem było o tyle milej, że nie musiały tam jechać same, bo ktoś okazał się na tyle wspaniałomyślny, by je obie odwieźć, pożegnanie umilając, czy też właściwie utrudniając. <br /> Aleksandra uściskała Tomasza. Niby te pięć lat młodszy, ale już ją zdążył przerosnąć, choć ogólnie do zbyt wysokich chłopców nie należał jeszcze. I pewnie nie będzie należał. No, ale miał jeszcze trochę czasu, pewnie kilka centymetrów uda mu się uczknąć. Kątem oka obserwowała pana Borkowskiego ściskającego dłoń Zbigniewa. Z ciekawą miną, należałoby dodać. Agata za to sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała parsknąć śmiechem z powodu tego widoku, dzielnie się jednak powstrzymywała, nie chcąc upuścić Jasia.<br /> Tak naprawdę jednak czuła niewyobrażalną ulgę, że ojciec odpuścił sobie przesłuchanie. Uśmiechnął się jeszcze do niej w taki typowo ojcowski sposób, po czym zmierzwił jej włosy. Następnie to samo zrobił z fryzurą Bieleckiej.<br /> - Bawcie się dobrze – powiedział jeszcze.- Miło było poznać – rzucił w stronę Bartmana.<br /> Zibi kiwnął jedynie głową, uśmiechając się nikle. Sekundę później ściskał jeszcze dłoń Tomasza. Agata w tym samym momencie miała już oddawać Jasia w ręce pana Borkowskiego, ale malec za nic w świecie nie chciał się od niej odkleić.<br /> - Aaaaaa! – wydał z siebie dziwny, typowo dziecięcy dźwięk, wyciągając ręce w niesprecyzowanym kierunku.<br /> Alex automatycznie odwróciła się w tamtym kierunku, ale jej oczom ukazał się tylko Grzegorz pędzący nie wiadomo gdzie i ciągnący za sobą walizkę. Czyżby się spóźnił?<br /> - Wuj Kokos!<br /> Bartman i Bielecka równocześnie zachichotali, a biedny Kosok rzucił w ich kierunku przerażone spojrzenie i przyspieszył, jakby chciał jak najprędzej stamtąd zwiać. A biedny Jaś się rozryczał. Przestał sekundę później, gdy wylądował w ramionach starszej siostry.<br /> - No, dawaj pyska, nicponiu – wymruczała i faktycznie, zaraz dostała buziaka.<br /> Zbyszek obserwował tę dwójkę przez chwilę i całość wydała mu się w jakiś sposób… Hm, urocza? Zapaliła mu się w głowie jakaś dziwna lampeczka i od razu spojrzał na Agatę. A gdyby tak…?<br /> - Jak sobie zrobimy niedługo bobasa, to zatrudnimy Kosoka jako niańkę, nie?<br /> Aleksandra parsknęła śmiechem, Tomasz również cicho się zaśmiał, za to oboje Borkowscy wyglądali, jakby im ktoś przyłożył patelnią w twarz. Aga ocknęła się chwilę później. Z gromiącą miną chwyciła Zibiego za rękę i pociągnęła za sobą, kierując się w kierunku całej grupki siatkarzy.<br /> - No co? – spytał jeszcze Bartman niedomyślnie, wprawiając tym samym Bielecką w jeszcze większą wesołość.<br /> - Do zobaczenia – rzuciła.<br /> Wepchnęła Jaśka w ręce pana Borkowskiego, cmoknęła jeszcze Tomka policzek i pognała za niedoszłym państwem Bartmanów. Rozchichotane myśli jej głowę wypełniały, przez co nieopatrznie na kogoś wpadła. Głupiutka sytuacja, niemalże książkowa, ale jak zawsze, musiała jej się taka trafić.<br /> - Cześć – usłyszała nad głową niezwykle radosny głos.<br /> A kiedy spojrzała do góry, by upewnić się co do właściciela, po rozbawieniu sprzed chwili nie został nawet ślad. Mina jej zrzedła momentalnie. Michał wprawdzie tego właśnie się spodziewał, nie oznaczało to jednak, że go to cieszy. Tak samo jak to, że po chwili go odepchnęła, nie zaszczycając ani jednym słowem, a teraz również już spojrzeniem. Odprowadził ją jedynie wzrokiem, jak leciała w stronę Agaty.<br /> - Dasz radę – mruknął Piotr akurat przechodzący obok.<br /> Taaa… Oczywiście, jakżeby inaczej. Tylko jeszcze chwilę wcześniej miała uśmiech na twarzy, a kiedy tylko go zobaczyła, od razu zniknął. To miał być dobry objaw? Nie omieszkała tego zauważyć również Agata.<br /> - Ojej, cóż tak nagle z ciebie entuzjazm zszedł, co? – spytała ironicznie, odrobinę zła na Aleksandrę.<br /> No bo jak mogła się śmiać, słysząc słowa Zbyszka? Powinna raczej być po jej stronie i go od razu zbesztać, powiedzieć kilka słów tak, jak tylko ona potrafiła. Więc teraz Borkowska chciała być złośliwa, ale kiedy odruchowo spojrzała w kierunku, który Alex wskazała kciukiem za swoimi plecami, od razu spoważniała.<br /> - Coś się stało? – spytała, chwilę obserwując Kubiaka.<br /> - Tak.<br /> - Poważnego?<br /> - Tak.<br /> - Co?<br /> - Nic – burknęła Bielecka, co już Agę zdziwiło.<br /> Wyminęła ją i pognała w kierunku Kaczmarczyka. Coś było na rzeczy, a Agata nie wiedziała co. Dziwiło ją to, bo nigdy niczego przed sobą nie ukrywały, zawsze wszystkim się dzieliły, a teraz… Spojrzała na Zbyszka, szukając pocieszenia, może też wyjaśnienia sytuacji, ale on tylko wzruszył ramionami.<br /> Coś zdecydowanie było nie tak.<br /><br /> <br /> Zastanawiam się momentami, czy nie przesadzamy trochę oboje z tym klejeniem się ze Zbyszkiem do siebie, bo to pewnie dla wszystkich wokół może być irytujące. I trochę krzywdzące dla niektórych, bo znowu siedzę w samolocie obok niego, jeszcze tak ostentacyjnie splatając swoje palce z jego i opierając głowę na jego ramieniu. Pocieszam się jednak myślą, że to nam potem przejdzie, bo to teraz taki początek, kiedy niemalże na siłę chcemy się sobą nacieszyć, a potem to już się tak trochę przyzwyczaimy do siebie. A jak ta chemia zmaleje? Jak nie będzie takie stymulującego napięcia?<br /> Chryste, Borkowska, uspokój się. Nie panikuj na zapas, zajmij się lepiej teraz innymi sprawami. Na przykład tym, co się dzieje z twoją przyjaciółką, bo jakaś dziwna się wydaje. I już nawet nie jest dziwne to, że obgaduje właśnie coś z Zatorskim, jeszcze z nim grając na tablecie w te jakieś ptaszki. Bardziej to, jak zachowała się na lotnisku. O czym ja znowu nie wiem? Ona zawsze wiedziała o wszystkim, co się ze mną działo, ale jak przychodziło co do czego, to z niej trzeba było siłą niemalże informacje wyciągać. Co też wcale nie oznaczało, że je jakoś specjalnie ukrywała.<br /> - Martwisz się czymś, prawda? – usłyszałam tuż nad głową, sekundę później czując, jak Zbyszek całuje mnie we włosy.<br /> Podciągnęłam się odrobinę w fotelu, bo zdążyłam już zjechać, siedząc praktycznie na plecach. Wskazałam też niemalże od razu na przerwę między fotelami przed nami, w której widać było dwie głowy pochylające się nad tabletem.<br /> - No Zator już tak ma, że wszystkich musi pomęczyć tymi Angry Birdsami.<br /> - Nie o to chodzi – niemalże przewróciłam oczami.<br /> - No to Misiek co chwilę zerka w jej kierunku, fakt, jeśli o to ci chodzi…<br /> - Ciiiszej – syknęłam, bo zdecydowanie mówił zbyt głośno.<br /> Jak za zawołanie, Alex odwróciła głowę, posyłając mi przez tę szczelinę ostrzegawcze spojrzenie. Ono wystarczyło, bo już sobie wyobraziłam, jak przesuwa palcem po szyi, sygnalizując w ten sposób, że wszystko słyszała i kiedy tylko dolecimy, zaraz mnie ukatrupi. A po tym posłała Pawłowi uroczy uśmiech i podniosła się z fotela. Kiedy przechodziła obok mojego, kierując się najprawdopodobniej do toalety, kolejny raz spojrzała na mnie w ten mrożący krew w żyłach sposób.<br /> - Spójrz lepiej tam – nie wiedziałam, gdzie jest to „tam”, o którym mówił Zbyszek, jedynie podniosłam głowę.<br /> Nad podłokietnikami foteli wystawały dwie głowy. Kubiaka i Nowakowskiego siedzącego na miejscu przed nim. Ewidentnie odprowadzali Bielecką wzrokiem. Aż się uśmiechnęłam. Kretyni.<br /> - Misiek, nie mówiłeś przed chwilą, że chce ci się sikać? – odezwał się po chwili Piter, a Zibi parsknął cichym śmiechem. <br /> Ja jeszcze się jakoś trzymałam. A Michał spojrzał na Pita jak na idiotę. Albo kosmitę, który jest idiotą.<br /> - No sikać chciałeś – powtórzył Piotrek.- Do kibla idź – poruszył sugestywnie brwiami.<br /> Misiek tylko mruknął wszystko rozumiejące „aaaaa” i podniósł się z fotela. Odrobinę się ociągał, podreptał jednak wolnym krokiem w kierunku toalety.<br /> - Ach, przecież ja też chciałem! – wykrzyknął niespodziewanie Kosok, niemal podrywając się z siedzenia.<br /> Usłyszałam tylko jeszcze plaśnięcie, ewidentnie odgłos jego dłoni na czole, zostało to jednak zagłuszone przez mój chichot. No nieźli są, naprawdę nieźli. Kombinują jak chłopcy w przedszkolu, jak tu koleżankę za kucyka pociągnąć. Byłam jednak pewna, że zaraz wywiną coś jeszcze, wychyliłam się więc, by móc wszystko obserwować.<br /> Grześ pognał za Michałem, który stał już pod drzwiami toalety, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. A kiedy drzwi leciutko się uchyliły, Kosa teatralnie się potknął, wpadając na Miśka i dosłownie wpychając go do środka. Ułamek sekundy później zatrzasnął drzwi, a w jego kierunku biegł już Piter z gaśnicą, którą wziął nie wiadomo nawet skąd. Podstawili ją pod klamką, w ten sposób ją blokując. A miny mieli przy tym nadzwyczaj zadowolone.<br /> Wszyscy mogli usłyszeć zaskoczony wrzask Alex, nikt jednak nie raczył zwrócić na niego uwagi.<br /> Mamuniu, z kim ja się zadaję… Siatkarze, uch.<br /><br /><br /> Nie myśl o nim. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. <br /> Nawet gdybym chciała, nie potrafię przestać myśleć o tym pechowcu. Powoli zaczynałam przyznawać się przed sobą, czego może być to przyczyną, jednak w dalszym ciągu odpychałam od siebie tę myśl. Każdy, ale nie Michał Kubiak! Osoba, która nadepnęła mi na odcisk już przy pierwszym spotkaniu. Ktoś, kogo najchętniej zadusiłabym gołymi rękoma i utopiła w Wiśle.<br /> Z drugiej strony, gdyby był mi obojętny, nie wściekłabym się tak na jego widok. I nie poczułabym tego dziwnego ukłucia, które się pojawiło przy spotkaniu na lotnisku. Nie wspominając już o akcji w Spodku. Do tego czeka mnie jeszcze pewnie przeprawa z Agą, która wyczuła, że coś jest nie tak. O dziwo, to całe zakochanie nie wyżarło jej mózgu do końca, czego szczerze zaczynałam żałować. Poza tym, jeśli to prawda, co przed sekundą mówił Zbyszek? Zerkał na mnie co chwilę? No właśnie, i jak tu niby mam o nim nie myśleć ciągle?<br /> Skończyłam w końcu nadgorliwie szorować ręce i już miałam wychodzić z toalety, kiedy drzwi z hukiem same się otworzyły. Odskoczyłam w ostatniej chwili, inaczej ewidentnie zostałabym zgnieciona. A krzyk z gardła wyrwał się sam, kiedy zorientowałam się, kto właśnie mnie zaatakował. Przyciągnęłam go tu myślami czy co?<br /> Michał chwilę szarpał się z drzwiami, chyba tak samo zaskoczony całą sytuacją jak ja. Dziwne, ale nie chciały się otworzyć. O ile się nie mylę, zamyka się je od środka przecież… Przylgnęłam plecami do przeciwległej ściany, chcąc być jak najdalej od niego, na niewiele się to jednak zdało, bo pomieszczenie było tak małe, że nie dzielił nas nawet jeden normalny krok. Choć to zależy, czyj krok, moje były raczej mniejsze od tych jego, przykładowo.<br /> - A co ty tak długo te rączki myłaś? – spytał w miarę neutralnym tonem, najprawdopodobniej dostrzegając, że ciągle mam jeszcze mokre dłonie.<br /> Spojrzałam w stronę lustra, nie chcąc na niego patrzeć, ale to była głupota. Ujrzałam w odbiciu jego uśmiechniętą twarz. Przez moment miałam chęć odpowiedzieć tym samym, jednak z trudem się powstrzymałam. Jak to by w ogóle wyglądało? Powinnam opieprzyć go od góry do dołu za to, że nie mogę nawet się spokojnie wysikać, bo wszędzie za mną lata, jednak nie potrafiłam wykrztusić ani słowa. Wzruszyłam jedynie ramionami i odwróciłam się w jego stronę, krzyżując ręce na piersiach. Postawa zamknięta, tak to się chyba nazywa w psychologii.<br /> - Cieszę się, że jedziesz – wyszeptał.<br /> - A ja z każdą chwilą zaczynam coraz bardziej tego żałować – odrobinkę się do niego zbliżyłam, taką maleńką odrobinkę. – Mógłbyś się przesunąć? Chciałabym stąd wyjść.<br /> - Nie wypuszczę cię dopóki normalnie nie porozmawiamy – zaparł się, skubany. Przegryzł dolną wargę i zmierzył mnie przeszywającym wzrokiem.- Oni zresztą chyba też, zablokowali drzwi.<br /> - Nie mamy chyba o czym – Bielecka, cholera jasna! Co się z tobą dzieje?! Powinnaś wrzeszczeć, gryźć, drapać, a nie stać spokojnie i rozmawiać z tym pajacem. Potrzebujesz psychiatry. Najlepiej od teraz. – Mógłbyś się odsunąć trochę? Tak jakby naruszasz moją przestrzeń osobistą.<br /> Przesunął się o kilka centymetrów w bok, co tak właściwie i tak nie zmieniło odległości między nami. Widać nie chciał się kłócić i odpowiadać opryskliwym „niby gdzie?”, tylko zrobił to, o co poprosiłam dla świętego spokoju. A że efekt nie był taki, jakiego bym chciała… Cóż, wina tej przeklętej, ciasnej toalety. W dalszym ciągu wpatrując się we mnie tym swoim spojrzeniem. Niebieskie oczy w świetle samolotowych żarówek nabrały morskiej barwy. Do tego ten zarost. Krótszy niż ostatnio, na meczu w Katowicach, ale w dalszym ciągu widoczny. Michał był przystojny. Cholernie przystojny. Widziałam te wszystkie fanki, które biegały za nim, prosząc o autograf. Widziałam te spojrzenia kobiet, gdy wybiegał na boisko. I ta świadomość, że mógłby być mój…<br /> - Olu… - zaczął, ale posłałam mu nienawistne spojrzenie. – Przepraszam, Alex – poprawił się szybko. – Ja… cholera jasna! – walnął dłonią w drzwi od kibla, a ja przeraziłam się. Posłał mi skruszone spojrzenie i ponownie zaczął swój monolog. – Chodzi o to, że nie mam siły się z tobą kłócić – spojrzał w punkt nad moją głową. – Już mam tego dość. Nie rozumiesz, że zależy mi na tobie i chcę czegoś więcej? – złapał mnie za ramiona i nawet jeśli chciałam się wyswobodzić i cofnąć krok do tyłu, uderzyłam tylko plecami o ścianę.<br /> - Daj spokój – odepchnęłam go od siebie. – Jesteś chory? Byłeś z tym u lekarza? My nie potrafimy nawet normalnie rozmawiać, a tobie lofka się włączyła? Człowieku, daj sobie spokój… - nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak go zaatakowałam. Może to tak naprawdę była tylko obrona przed samą sobą, by nie dopuścić do siebie pewnych myśli i pragnień. No tak, niby o tym wiem, ale robię swoje…Błędne koło. Potrzebuję młotka, koniecznie. Teraz. Żeby sobie przyrżnąć w łeb.<br /> - Zawsze musisz być taka? – nie ukrywajmy, dostrzegłam, że go to teraz w jakiś sposób zabolało. Tak już mam, że ranię ludzi.<br /> - Taka…? To znaczy? – dopytałam niepewnie.<br /> - Taka zimna. Zresztą, nieważne – nachylił się nade mną, przez co wstrzymałam oddech. Wsunął palec pod moją brodę i lekko pchnął ją do góry, przez co musiałam unieść głowę a co za tym idzie, również wzrok. Nie byłam w stanie się zaprzeć, odtrącić jego ręki i jeszcze go zbesztać za to, co właśnie robił. Nie wiem, dlaczego nie potrafiłam. Może dlatego, że tak naprawdę, podświadomie tego pragnęłam? Odruchowo przymknęłam oczy i po chwili poczułam, że musnął delikatnie moje usta. – I tak będę o ciebie walczył. Czy ci się to podoba czy nie.<br /> Otworzyłam oczy, słysząc tę swego rodzaju groźbę. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, dokładnie studiując moją twarz, aż w końcu zastukał w drzwi trzy razy, otworzył je i poszedł sobie. Dupek jeden. A mętlik w mojej głowie sam się poukłada, tak?<br /><br /><br /> - Ja pierdolę, jaki ukrop. Jak w piekle jakimś normalnie – Kurek jak zwykle sypał inteligentnymi tekstami, do których powinnam się już w sumie przyzwyczaić. Ale fakt, było chyba z trzydzieści pięć stopni. Jak nie więcej! Po minach chłopaków widać było, iż nie do końca im to się podoba. Mi również powoli wyłączało się myślenie.<br /> O dziwo, tym razem obyło się bez żadnych zagubień; wszyscy dreptali spokojnie do naszego pięknego, klimatyzowanego autokaru zaparkowanego tuż przed wyjściem z lotniska. Stojąc w kolejce do wejścia gdzieś przed nosem przemknęła mi Bielecka z nietęgą miną. Spojrzała na mnie kątem oka, ale widząc mnie, obróciła się ostentacyjnie i o mało nie staranowała biednego Ruciaka. Przez myśl przeszło mi nawet, żeby w autokarze usiąść obok niej i wypytać, cóż zaszło między nią a Kubiakiem w przestronnej, samolotowej toalecie, aczkolwiek widząc jej minę, zrezygnowałam. Zresztą to nie była rozmowa do przeprowadzenia przy całym tym towarzystwie. Potrzebowałyśmy ciszy i spokoju. Najwyżej później wyślę Zbyszka na zwiady. Może jemu uda się wyciągnąć coś z Kubiaka?<br /> Niemniej jednak, na pewno coś między nimi zaszło! Widziałam ten błysk w oku Michała, gdy maszerował między siedzeniami w samolocie. Najgorsze było to, że ja nie miałam o niczym pojęcia. Nienawidziłam uczucia niewiedzy. Ale spokojnie, Agatko! Przemaglujemy ją dzisiaj wieczorem w hotelu, na spokojnie wyciągniemy wszystkie informacje, zbierzemy je do kupy i wyciągniemy wnioski. Tak, i niech nawet sobie nie myśli, że się wykręci.<br /> - Daleko do tego hotelu? – zapytałam Bieleckiego, wchodząc do autobusu.<br /> - Przy dobrych wiatrach jakieś czterdzieści pięć minut – odpowiedział, a przez środek lokomocji przeszła fala jęku. Najgłośniej jęczał oczywiście Winiarski, uwieszony między fotelami, jak mała małpka. Wyglądał przy tym tak uroczo.<br /> - Nie przesadzajcie; przynamniej jest klima – kocham tę racjonalność Gumy.<br /> Każdy pokiwał jedynie głową i nikt nie zamierzał drążyć tematu. Zasiadłam już tradycyjnie obok Zbyszka, którego dłoń automatycznie znalazła moją i splotła palce. Uśmiechnęłam się do niego, a on skradł mi całusa. Potem jeszcze jednego. I kolejnego.<br /> - Ileż można?! – między naszymi fotelami wyłoniła się ruda głowa Jarskiego i moment później pstryknęłam mu palcami w ten wielki, krzywy nochal, a on mruknął coś i usiadł spokojnie na swoje miejsce.<br /> - Zbysiu, porozmawiasz z Michałem o Alex? – wyszeptałam mu do ucha.<br /> - Nie wiem czy będzie chciał; jakiś taki dziwny jest ostatnio. Prawie nie jak on – wzruszył lekko ramionami. On również nie poznawał swojego przyjaciela i zaczynał się o niego martwić.<br /> - Zakochał się po prostu – odparłam, wzruszając lekko ramionami i odszukałam go wzrokiem.<br /> Siedział obok Wiśniewskiego z nosem przyklejonym do szyby. Bóg jeden wie, co działo się w tej jego pustej głowie. To, że leci na Bielecką wiedziałam już od dawna. To, że on również nie jest jej obojętny, też. Tylko, do cholery jasnej, dlaczego te dwie pały w końcu się nie zejdą?! Przecież byłoby to z korzyścią dla całej drużyny, bo zakończyłyby się wieczne przepychanki, a i w jej mrocznym serduszku wreszcie zapanowałaby wiosna. <br /> Nie zdążył odpowiedzieć, bo z przodu rozległ się huk i padło jakże polskie kurwa mać z ust nikogo innego jak naszego wspaniałego trenera. Uniosłam głowę i zobaczyłam, jak Bielecki chwyta się za swój łysy łeb, pan kierowca wybiega przed autokar, a boski Giovanni panikuje.<br /> - Gumę chyba złapaliśmy – rzucił Możdżonek, wyciągając swą długą szyję ponad siedzeniami. No, żyrafa normalnie!<br /> - Już dawno go złapaliśmy i nie możemy się go teraz pozbyć – wyszczerzył się Ignaczak, klepiąc Zagumnego po ramieniu, co spotkało się z jednym wielkim fejspalmem wśród całego towarzystwa. Niemniej jednak, wszyscy wygramoliliśmy się przed autokar, zobaczyć co się tak naprawdę stało. Nie tyle złapaliśmy gumę, ile przednie koło całkiem odpadło i żyło sobie własnym życiem.<br /> Przystanęłam obok Bieleckiej, mającej niezły ubaw z naszego brazylijskiego kierowcy i również zaniosłam się śmiechem. Mężczyzna biegał wokół autokaru i wykrzykiwał jakieś portugalskie słowa. Znając życie, były one niecenzuralne, bo chłopcy podchwycili i chwilę później każdy powtarzał to, co mówił nasz kierowca.<br /> - Wiesz, że musimy porozmawiać – szepnęłam do ucha przyjaciółki, a ona skinęła jedynie głową i wróciła do opustoszałego autobusu.<br /> - I tym razem los spłatał nam figla, bo podczas jazdy naszym super wypasionym autokarem odpadło nam… koło. Prawdopodobnie była to próba zamachu na nasze życie zorganizowana przez Brazylijską Federację Piłki Siatkowej po ich słabych wynikach na turniejach w Kanadzie i Polsce – niezawodny Igła i jego kamera zawsze w pogotowiu.<br /> Swoją drogą, dziwię się, że jeszcze nie skonfiskowali mu tej kamery i nie utopili w kiblu. Sama miałam ochotę zrobić to nie raz, szczególnie gdy wparowywał z nią o nieludzkiej porze do naszego pokoju. Jedyną myślą, która powstrzymywała mnie przed tym, było to, że z mojego kieszonkowego na taką kamerę musiałabym zbierać ze trzy lata. <br /> - Ale, że do bagażnika…? – usłyszałam za sobą głos należący do Ziomka i kątem oka zobaczyłam, jak Winiarski kiwa głową z cwaniackim uśmieszkiem. Wolałam nie wiedzieć, co kombinują. Jak to mówią: im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.<br /> - Aga, pożycz mi, no tej chustki, co ją masz na szyi – Michał stuknął mnie lekko w plecy.<br /> - To apaszka jest, mośku – rzekłam, odplątując materiał z szyi. No i teraz wszyscy zobaczą, jaki z mojego Zbigniewa odkurzacz. <br /> Misiek machnął jedynie ręką, wziął ode mnie apaszkę i swymi kocimi ruchami ruszył w kierunku zamieszania panującego przy przednim kole. Jednym zgrabnym ruchem zakrył nią oczy Ignaczakowi i łapiąc tak, by nie mógł się wyrwać, przy pomocy Żygadły zamknął dziada w bagażniku, zanim ten zdążył zorientować się, że coś jest nie tak.<br /> - Jak tam, Krzysiu? Dobrze się bawisz? – Rucy zapukał w klapę od bagażnika.<br /> - Wypuśćcie mnie, będę już grzeczny – zdało się słyszeć z wnętrza autokaru, ale nikt nic sobie z tego nie robił; w dalszym ciągu mieliśmy niezły ubaw. I chwilę względnego spokoju.<br /> Największą radochę miał chyba sam Anastasi, bo chechrolił tak głośno, że słychać było go chyba w całej Brazylii. Zamiast martwić się o jednego z podstawowych zawodników, gratulował właśnie Winiarskiemu genialnego pomysłu. A Igła w dalszy ciągu darł się w niebogłosy…<br /> - Ej, długo jeszcze? – Wiśnia wyszedł z autobusu.<br /> - Jeszcze chwila. Dokręcają koło – wyjaśnił Bielecki, nie oderwawszy wzroku od dzielnych panów drogowców, których przybycie najwyraźniej przeoczyłam.<br /> - No to dobrze, bo klimatyzacja się chyba właśnie zjebała…<br /></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-82886013214499887762012-11-04T19:19:00.002+01:002012-11-04T19:19:27.002+01:0015. Wujek Kokos, na barana!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Aleksander Bielecki to jednak słowny człowiek jest. Tak, jak obiecał córce, cała hałastra dostała darmowe wejściówki na mecz z Brazylią. Bilet dostała również matka szalonej piątki, jednak wykręciła się nagłym przypływem weny. Akurat. Pewnie wolała nie oglądać swojej pierwszej miłości, której owoc akurat ustawiał Bogu ducha winnego Kaczmarczyka.<br /> - Ale tu dużo ludzi! – zawołał Krzyś, rozglądając się dookoła.<br /> - Dobra, siadamy na miejsca – zarządziła Borkowska, usadzając chłopców na miejscach wskazanych na biletach. Brawa dla Łysego Terrorysty! Z tego sektora będzie wszystko dobrze widać.- Alex siedzi przy statystykach, więc ja mam ten zaszczyt się wami zająć. Tylko niech żaden nie waży mi się dać dyla, bo jak go dorwę, to zrobię mu takie kamikadze, że na zawsze popamięta, jasne? – zmierzyła każdego z nich przeszywającym wzrokiem, na co każdy skinął głową.<br /> - Aga, na rąsie! – zawołała kruszynka siedząca na kolanach najstarszego z braci Zajączkowskich. <br /> Jaś, ubrany w koszulkę ze Smerfami, wyciągnął do niej swoje króciutkie łapki, uśmiechając się przy tym rozbrajająco. Na jej twarz również wpłynął uśmiech, gdy to maleństwo przytuliło się do niej z całej siły. Przez moment przeszło jej przez głowę, jakim Zbyszek byłby ojcem, jednak od razu odrzuciła tą myśl. Borkowska, ty nie myśl tyle. Dobrze, że od myślenia nie zachodzi się w ciążę.<br /> A właśnie! Przecież miała spotkać się z nim przed rozpoczęciem meczu. Wytężyła wzrok w poszukiwaniu atakującego. Kubiak już się rozgrzewał, więc Zibi musiał być gdzieś blisko. Bingo! Stał przy trybunach i rozdawał autografy, szczerząc się do aparatów napalonych fanek. Powinna przyzwyczaić się do tego widoku, jednak mimo wszystko coś ją zakuło. Zazdrość? Możliwe. Chociaż bardzo dobrze wiedziała, że Zbyszek jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Dzisiaj rano dał tego dowód.<br /> - Tomek, weź no ich chwilę przypilnuj. Muszę przywitać się ze Zbyszkiem – próbowała przekazać w jego dłonie Jaśka, ale ten za nic w świecie nie chciał się od niej oderwać. No nic, będzie musiała paradować przez cały Spodek z dwulatkiem na ręku. Najwyżej fanki Zbigniewa pomyślą, że mają nieślubne dziecko. Może to je odstraszy?<br /> I tak lawirując z najmłodszym Zajączkowskim na rękach, Agata zeszła na dół, dosłownie chamsko przepychając się przez tłum fanek Zbigniewa, które za to najchętniej ukamienowałyby rudowłosą. Po jej minie widać było, że raczej sobie nic z tego nie robi. Przecież miała swojego rycerza, który by ją obronił.<br /> - Ciao, bejbe – rzuciła, wpijając się w jego usta.<br /> - Od kiedy mamy dziecko? – zapytał chwilę później lekko zdziwiony.<br /> - To Alex – rzuciła.<br /> - To ona ma dziecko?! – zdziwił się jeszcze bardziej.- Boże, kto jest tym pechowcem?<br /> - Głupiś. To jej brat – wyjaśniła, przewracając oczyma. – Aleksandra jest zielona w tych sprawach. Ona czeka na tego jedynego – gdyby nie dziecko, które trzymała na rękach, nakreśliłaby palcami cudzysłów.<br /> - Szkoda, że wy jesteście tacy doświadczeni – jak na zawołanie obok nich pojawiła się wcześniej wspomniana Bielecka, przypatrując się parze uważnie. Teleportowała się, jak nic. Dokładnie widziała to ukradkowe spojrzenie Bartmana, skierowane na Agatę. – O nie! Seksiliście się! Jasieńku, chodź tu do mnie, oni cię zdemoralizują! – wyrwała Borkowskiej brata z dłoni. – Wujek Zbyszek bałamuci naszą Agatkę! <br /> - Powiedz, że zazdrościsz – Bartman objął Agatę ramieniem, uśmiechając się przy tym cwaniacko. – Jak chcesz, to mogę ci załatwić pewnego przystojnego kawalera, który, swoją drogą, nie miałby chyba nic przeciwko.<br /> Już miała odpowiedzieć, jednakże gdzieś w oddali usłyszała swoje nazwisko. No tak, miała iść do nich tylko na minutę. Ponownie wsadziła chłopca w dłonie Agaty, posłała Zbyszkowi nienawistne spojrzenie i ruszyła do Kaczmarczyka, machającego do niej gniewnie jakimiś kartkami. Kompletnie nie wiedziała, za co mu płacą.<br /> Maluch ponownie objął Agę, przytulając się do niej całym ciałem. Przez głowę Zibiemu przeszło, jak ona cudownie wygląda z dzieckiem na ręku. I ten uśmiech, który pojawił się na jej twarzy za każdym razem, kiedy ten maluch dotykał jej włosów. Wyobraził sobie ją z małą dziewczynką, która miała zielone, przeszywające oczy. Tak, chciałby, żeby Borkowska była matką jego dzieci. Oczywiście nie teraz, bo przecież jeszcze na to za wcześnie. Ale za kilka lat, kto wie?<br /> - Potrzymaj go, torebka mi dzwoni – nim się zorientował, co do niego mówi, w jego ramionach, znalazł się Jaś wpatrujący się w niego ze strachem. Próbował zrobić jakoś śmieszną minę, ale stanęło na tym, że młody się rozpłakał.<br /> Zibi rozejrzał się bezradnie, oczekując skądś pomocy. Agata zajęta rozmową, Piter i Guma gadają z trenerem. Nawet ten durny Kuraś rozdaje autografy. Ale zaraz! Nie może być tak, że Kosa popyla sobie beztrosko w momencie, gdy bębenki Bartmana są na skraju wytrzymania.<br /> - Kosok, Kosok, zaklaskaj uszami! – wrzasnął Bartman, nie zważając na to, że trzyma na rękach Janka, który oczywiście rozwył się jeszcze bardziej.<br /> - Odwal się od moich uszu, mówiłem ci już – Grzesiek przewrócił oczami. – Skąd masz dziecko? Ukradłeś komuś?<br /> - Taa, lepiej byś mi pomógł, bo zadrze się na śmierć – w pośpiechu przekazał malucha w ramiona środkowego, a dziecko uspokoiło się momentalnie. Atak furii przeszedł mu jak ręką odjął. Zbyszek zamrugał zdziwiony; przecież przed momentem ten mały odwalił tu niezły koncert. – Ty, Kosok, nie myślałeś, żeby rodzinę założyć? Dobrze ci idzie.<br /> - Wujek Kokos, na barana! – zawołał wesoło Jaś, wdrapując się na środkowego.<br /> No nie. Widać cała rodzina tej rudej czarownicy lubi wszystkich wokół, tylko nie jego, Zbigniewa. Może naprawdę powinien spróbować jakoś to zmienić?<br /> Bez słowa skierował się w kierunku Bieleckiej. Zostawił Grześka z dzieckiem, Agatę rozmawiającą przez telefon. Teraz miał inną misję.<br /> - Co z tobą jest nie tak? - wypalił, zanim zdążył się powstrzymać. A przecież to miało inaczej wyglądać, ta rozmowa. Inaczej miał ja zacząć i inaczej miała się toczyć. Przyjaźniej?<br /> Aleksandra powoli podniosła głowę, odrywając wzrok od komputera. Brwi powędrowały do góry, gdy zobaczyła przed sobą Zbyszka. A kultura gdzie? By się jako tako przywitał, spytał, czy może mu chwilkę poświęcić, a nie od razu z pretensjami.<br /> - Ze mną? – powtórzyła z odrobiną ironii w głosie, a sekundę później wstała, choć to na niewiele się zdało, ale sama kultura wymagała, by nie siedzieć, gdy druga osoba stoi i się z nią rozmawia.- Posłuchaj, Zibi… - zaczęła w miarę łagodnie; siedzący obok Kaczmarczyk posłał im kontrolne spojrzenie, czy aby nie rozpęta się tu zaraz trzecia wojna światowa (albo nawet czwarta), ale zaraz wrócił wzrokiem do swojej roboty.- Czy ty zauważyłeś, że największy problem z tym wszystkim masz właśnie ty?<br /> - A jak mam nie mieć problemu, skoro się z tego trójkąt zrobił, co? – zarzucił jej odrobinę opryskliwie.<br /> - A czy ja to robię specjalnie? My uwielbiamy, po prostu kochamy ze sobą przebywać, nie jest nam łatwo z tego zrezygnować, a raz to zrobiłam właśnie dla ciebie. Nigdy, ale to przenigdy nie przestaniemy się widywać. Musisz zaakceptować moją obecność. A jak wam czasem przeszkadzam, to mi cos podszepnij, od razu zniknę – a najlepiej to jeszcze znajdź kogoś, kim będę mogła się zająć, to nie będę się wpieprzać wam, dodała sobie w myślach, ale przecież na głos za nic w świecie by tego nie powiedziała.- Do łóżka wam przecież nie włażę, nie? – Jarząbek gdzieś obok zachichotał, a Zibi jedynie przewrócił oczami.<br /> Ułamek sekundy później westchnął. Ona nie była głupia, wiedziała, o co mu chodzi. Bez zastanowienia złapał ją za ramię, wyciągnął zza stolika niemalże siłą i pociągnął za sobą w najbardziej odległy kąt hali, w którym dało się porozmawiać. O dziwo, nie opierała się.<br /> - Co proponujesz? – spytał cicho, jakby właśnie składał propozycję przyjęcia łapówki czy ogólnie czegoś w ten deseń.<br /> - Są trzy rozwiązania – już teraz uśmiechnęła się triumfalnie.- Albo dajesz sobie z nią spokój, to nie będziesz miał problemów…<br /> - Nie wchodzi w grę – wtrącił.<br /> - Tak myślałam. Możesz jeszcze cały czas drzeć ze mną koty, co koniec końców doprowadzi do tego, że to Agata ciebie zostawi, bo ze mnie nie zrezygnuje – głos jej odrobinę zadrżał, bo śmiała zwątpić w swoje ostatnie słowa; bo co, jeśli wybierze chłopaka a nie przyjaciółkę? – Ale możemy się też zakumplować i nie przeszkadzać sobie wzajemnie, nie?<br /> Zmarszczył brwi. Ogólnie brzmiało to w miarę mądrze. I z chęcią by to zrobił, ale Bielecka… Wiedział, że przekonanie się do niej naprawdę sprawi mu wiele trudu. Ale może wcale nie jest taka zła? Może trzeba spróbować? Przecież Aga ją lubi…<br /> - Hm, no dobra. Umowa stoi, tak? – wyciągnął do niej rękę.<br /> - Stoi – potwierdziła, ściskając jego dłoń i uśmiechając się przy tym; tak prawdziwie, szczerze.- No, to ile razy zrobiliście to w nocy?<br /> O, Chryste!<br /> - Ciszeeeej – rozejrzał się kontrolnie na boki, czy nikt tego nie słyszał.- Trzy – uśmiechnął się.<br /> Skoro proponowała taką grę, to czemu miałby jej nie podjąć? Mają się lubić i czuć swobodnie, to powinni zacząć już od teraz.<br /> - A rano? – dopytała, nadal się szczerząc.<br /> - Też.<br /> - No brawo! – klepnęła go w ramię.- Zdałeś test!<br /> Że co!?<br /> Zaśmiała się jeszcze głośno, widząc jego minę. A potem tak sobie pogawędzili dosyć długo… I swobodnie… Póki Kaczmarczyk nie zaczął się wydzierać na pół hali. A to oznaczało kres tego wstępnego „zaprzyjaźniania się”. Wszystko rokowało jednak nadzwyczaj dobrze.<br /><br /> Szedł samotnie przez korytarz, uśmiechając się do siebie. To był naprawdę dobry mecz. Do tego komplet punktów zdobyty w katowickim turnieju Ligi Światowej był naprawdę zadowalający. Utarli nosa tym całym Brazylijczykom po raz drugi – to się nazywa coś!<br /> Jednakże bardziej cieszyło go to, że wśród polskiego sztabu znajdowała się rudowłosa rzucająca mu niby przypadkowe spojrzenia. Mimo tego, że w momencie, w którym ich spojrzenia się skrzyżowały, na twarz Aleksandry wpłynął soczysty rumieniec, wiedział, że szuka go wzrokiem. Czuł, jak lustruje jego sylwetkę.<br /> - Michaś! – słysząc swoje imię, odwrócił się gwałtownie, widząc pędzącą w jego kierunku Monikę. Momentalnie przewrócił oczami i ponownie ruszył w stronę szatni.<br /> Jeszcze tylko jej tu brakowało. Miał nadzieję, że wczorajszego poranka wyraźnie dał jej odczuć, że wszystko jest między nimi skończone. Maturę miała za sobą, studia również, ale nie potrafiła zrozumieć najprostszego przekazu. To nie to, co Alex… Ona potrafiła powiedzieć tak, że każdemu, nawet Zbyszkowi, szło w pięty…<br /> - Nie mamy o czym rozmawiać – rzucił, nie raczywszy nawet na nią spojrzeć. – Prosiłem, żebyś się spakowała i wyniosła z mojego mieszkania do mojego powrotu z Ligi. Rodzice mówili, że twoje rzeczy jeszcze tam są, więc jeśli w najbliższych dniach się nie wyprowadzisz, to się zrobi naprawdę nieprzyjemnie.<br /> - Ale Michał, ja nie dam ci odejść – złapała jego dłoń, przy okazji wbijając w nią paznokcie. – Nie pozwolę!<br /> - Monika, to już wszystko jest skończone – miał ochotę ją od siebie odepchnąć, ale, mimo wszystko, była kobietą. Udało mu się jednak jakoś zręcznie wyswobodzić dłoń i posłał jej nienawistne spojrzenie. – Zibi miał rację, od początku byłaś moją życiową pomyłką. Ciągnęłaś ze mnie kasę jak rolnik mleko z krowy. Już nie jestem tak głupi i mam kogoś, kto kocha mnie za to, jaki jestem, a nie kim jestem…<br /> Naprawdę nie chciała podsłuchiwać; po prostu chciała iść do chłopaków i pogratulować im wygranego meczu. Przecież tam był Pit, Kosa i jej nowy best friend forever, Zibi. Z tego co widziała, pognała tam też Aga. Z ojcem już nagadała się za wszystkie czasy, więc wolała spędzić trochę czasu z kimś, kto był wiekiem zbliżony do niej.<br /> - Niby mam ci w to uwierzyć? – Monika oparła dłonie na biodrach. Jej ten głosu brzmiał odrobinę prześmiewczo, co nie wiedzieć czemu, zezłościło Alex. – Ciekawe kto chciałby być z tobą, siatkarzyno?<br /> Bielecką chyba w tym momencie zadziwił fakt, jak wiele emocji przeleciało przez jej głowę. Najpierw to napięcie, który spadło z niej całkowicie nagle, gdy uświadomiła sobie, że to przedstawienie wczoraj to jednak nie wyglądało naprawdę tak, jak myślała. Trzeba było chwilę poczekać i dać rozwinąć się sytuacji, a nie od razu wybiegać, kiedy tylko usłyszała wyrażenie „moja dziewczyna”. Ale przecież wcale nie była wtedy zazdrosna, nic a nic. Potem ta chwilowa radość, bo skoro to nie tak, to ta Monika to już przeszłość i po prostu… Po prostu… No nic w sumie, niby to żadnego dla niej znaczenia mieć nie powinno, ale tak czy siak ta radość się pojawiła. Chwilowa, bo ledwie sekundę później w głowie zapaliła się lampka i chęć, by strzelić owej Monice między oczy. Kim w ogóle była, by mówić takie rzeczy? I nawet jeśli samą Aleksandrę Michał w pewnych momentach okropnie irytował, że się pluła do niego o błahostki, czepiała nie wiadomo o co, to przynajmniej robiła to otwarcie. A nie sekundę wcześniej słodziutko się uśmiechając i niemalże przed nim płaszcząc. Hipokrytka jedna.<br /> I to przesądziło o tym, że postanowiła zainterweniować i wyjść zza rogu.<br /> - Ja – powiedziała pewnie, a brunetka odwróciła się gwałtownie. – Nie wiem, co Misiek widział w tobie – głos ani przez moment jej nie zadrżał. Szła pewnie przez korytarz, uśmiechając się przy tym cynicznie. – Ani nie jesteś ładna, ani specjalnie mądra – widziała minę Kubiaka, ale bawiła się tak dobrze, że nie zamierzała przestać.<br /> - I niby ty, dziewczynko, jesteś ładna i mądra? – prychnęła Monika, stając oko w oko z Bielecką.<br /> Mierzyły się zawistnymi spojrzeniami do momentu, w którym Michał nie otrząsnął się z szoku, wywołanego tym nagłym wystąpieniem Bieleckiej. Jeszcze moment i złapałyby się za włosy, tarmosząc przez cały korytarz.<br /> - Jest najpiękniejszą i najmądrzejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem.<br /> Posłała mu autentycznie zdziwione spojrzenie. Fakt, wcześniej krył ją przed ojcem, więc teraz chciała się, powiedzmy, odwdzięczyć i też odstawić przedstawienie. Nie miał innego wyboru, jak włączyć się do tej gry, ale po co mówił takie rzeczy?<br /> Tylko właśnie powiedział to szczerze, wpatrując się w duże oczy Alex. Przecież była dla niego najcudowniejszą istotą pod słońcem, mimo tego, że momentami wydawała się zbyt arogancka, zbyt głośna i zbyt niedostępna. Ale wiedział, że to tylko przykrywka. Wewnątrz była przecież delikatna i wrażliwa. Wiedział to od momentu, gdy ujrzał ją zapłakaną w schowku na miotły w kanadyjskim hotelu. Wiedział też, że zakochał się w niej bez pamięci.<br /> Ośmielony zrobił krok w kierunku Bieleckiej i chwycił ją za dłoń. Dokładnie obserwowała jego twarz, widziała blask oczu. Były naprawdę ładne, jedne z ładniejszych jakie kiedykolwiek widziała. I ten zarost; zawsze wydawał jej się obrzydliwy, jednak Michałowi dodawał męskości.<br /> Posłała Monice triumfalne spojrzenie, nie mając pojęcia, dlaczego to daje jej taką satysfakcję. A gdy sekundę później poczuła dłoń Miśka na swojej talii, odrobinę zdziwiony wzrok skierowała już na niego.<br /> Złapał dłonią jej brodę i pochylił się, patrząc, jak dziewczyna zamyka oczy. Najpierw delikatnie musnął jej usta, a gdy rozchyliła je szerzej, wzmocnił pocałunek, lekko skubiąc jej dolną wargę. Odruchowo wspięła się na palce, by zniwelować choć odrobinę różnicę wzrostu. Poczuł, jak jej ręka przesuwa się na jego kark, głaszcząc go przy tym. Nawet nie zauważyli, gdy brunetka pośpiesznie wyszła z korytarza, rzucając przy tym wiązankę niewybrednych przekleństw.<br /> Przyciągnął Aleksandrę do siebie i całował tak długo i mocno, aż oboju zabrakło tchu. Oderwała się od niego po naprawdę długiej chwili i dopiero wtedy dotarło do niej, co przed momentem robili. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą uśmiechniętą twarz Michała.<br /> Zamachnęła się, a ułamek sekundy później jej dłoń odcisnęła się na policzku siatkarza.<br /> - Nigdy więcej tego nie rób… - wysyczała i ruszyła biegiem w stronę hali, ukrywając płacz.<br /> <br /><br /> Wpadł do szatni z nadzieją, że już wszyscy załatwili to, co mieli i nikogo w niej nie zastanie. Ale w życiu, jak to w życiu, nigdy nie może być tak, jak się chce, aby było, a nadzieja jest chyba tylko po to, aby na końcu zawsze zawieść. Połowicznie jednak odetchnął z ulgą, bo w pomieszczeniu siedział jedynie Piter. On to ujdzie, nigdy nie wściubiał nosa tam, gdzie nie powinien, więc Michał był spokojny.<br /> Praktycznie nie zwrócił na niego uwagi, miotając się po całej szatni. To szukał spodni, to wody, to czegoś tam, w sumie nie miał nawet pojęcia, co właściwie robi, bo przecież głowę zaprzątało mu całkowicie co innego. Nie zauważył też, że Nowakowski cały czas wodzi za nim wzrokiem, dokładnie obserwując.<br /> - Dziku? – odezwał się w końcu.<br /> - Czego? – burknął.<br /> - Dostałeś w mordę.<br /> - Taaa… - potwierdził bezmyślnie.- Że co? – fuknął po chwili, dopiero orientując się, co takiego Piotr powiedział i w końcu racząc w ogóle na niego spojrzeć.<br /> - Dostałeś w mordę. Od małego Dale’a – powtórzył Pit nadzwyczaj pewnie, bo to było wręcz oczywiste, choć samego zdarzenia nie widział. <br /> - Dale’a? – chwila zastanowienia.- Aaaaa, od tej małej rudej zołzy.<br /> - Co jej zrobiłeś?<br /> - Oj nic, tylko pocałowałem – tak to teraz banalnie brzmiało, a przecież wcale nie było takie banalne.<br /> - No jak jaskiniowiec normalnie… - pokręcił głową.- To się wcale nie dziwię.<br /> - Ale co ty chcesz? Zibi z Agatą to samo zrobił, z zaskoczenia, i nie oberwał.<br /> Piotr jedynie westchnął. Nie był żadnym specem w tych sprawach, raczej wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, że Aleksandrę Bielecką trudno było rozpracować. Niby wiedział, jak się zachowuje i co może zrobić za chwilę, ale nigdy nie mógł zrozumieć, jakie ma motywy takiego a nie innego zachowania, co nią kieruje i do czego przez to wszystko zmierza. Zdawała się za to wiedzieć wszystko o innych wokół niej i postępować tak, by nimi równocześnie kierować.<br /> - Miej na uwadze to, że one niby są podobne, ale jednak całkowicie różne… - odezwał się po chwili, a to zdanie wydało mu się najbezpieczniejsze.<br /> - No ale po co najpierw odpowiada tak chętnie, a potem mówi, że nigdy więcej mam tego nie robić, przy okazji jeszcze fundując piękny ślad na gębie, co? – nie udało się Michałowi w żaden sposób ukryć tej irytacji, która była teraz wyraźnie słyszalna w jego głosie.<br /> Bingo! Nowakowski się uśmiechnął. To już był jakiś punkt zaczepienia, konkretna reakcja na posunięcie Kubiaka. Tak bardzo pasujące do określenia „chciałabym, ale się boję”. Może o to właśnie chodziło?<br /> - I co się szczerzysz, kretynie?<br /> Piotrek przewrócił oczami. Właśni tu się zastanawia, jak mu pomóc, a ten go jeszcze od kretynów wyzywa…<br /> - Myślę, to się szczerzę. Ciebie to chyba nie dotyczy, nie?<br /> Kubiak prychnął. Ta dyskusja chyba prowadziła donikąd.<br /> - Nie pomagasz – mruknął jeszcze, nadal ze złością w głosie.<br /> Zgarnął bluzę od dresu i już miał zamiar wyjść z szatni, ale kiedy otworzył drzwi, dłoń Nowakowskiego z powrotem je zatrzasnęła.<br /> - Wiem, że one wszystkie się zachowują, jakby były chore psychicznie – zaczął od razu, nie czekając, aż Michał zdąży się odezwać, bo najprawdopodobniej nie byłoby to nic miłego.- Ale wiem też, że nawet jeśli teraz jesteś wściekły, na nią zwłaszcza, to i tak ci zależy, nie? – tego było stuprocentowo pewien; jak nigdy niczego.- Ona najprawdopodobniej też czegoś chce, ale z nieznanych powodów się przed tym broni. Może się boi, może coś jej to przypomina, może się zaparła dla zasady, a może ma w głowie jeszcze tego Schmitta, cholera wie. Ale nie możesz teraz odpuścić, Misiek. To też jest swego rodzaju prowokacja. Żebyś walczył, nawet jeśli wysyła całkowicie inne sygnały – aż sam się sobie dziwił, że brzmi tak mądrze.- To jak? Będziesz próbował dalej?<br /> Kubiak pokiwał lekko głową, bo w sumie to, co Piotrek mówił, nie było takie głupie… Zresztą, jak mógłby sobie odpuścić robienie jej nadal na złość?<br /> - Baby – westchnął jeszcze.<br /> No tak, baby. Z nimi nigdy nic nie wiadomo. Wariatki. Wszystkie, co do jednej.<br /></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com19tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-15347214737609406502012-10-28T16:03:00.000+01:002012-10-28T16:52:38.648+01:0014. Całkiem ładny mają ten parking.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Miałam prawo być totalnie, ale to totalnie zaskoczona tym, kto stał za drzwiami, które otworzył nie kto inny jak Tomasz. Nie tak bardzo jednak, jak moja własna matka, która standardowo z kuchni, co to niby miała być jej „pracownią”, wychylała samą głowę.<br />
- Olek? – ledwo to z siebie wykrztusiła.<br />
- Amelio – ojciec dla odmiany się wyszczerzył.- Przyszedłem do Aleksandry. Mógłbym wejść?<br />
Niemrawo pokiwała głowa, a Tomek odsunął się odrobinę w bok, by go przepuścić.<br />
Do mnie? W sumie nie dziwota, że od mnie, nie miał czego tutaj szukać oprócz mnie. Ale nigdy w życiu (ani moim, ani swoim) tutaj nie był, więc jaka to sprawa go tutaj ściągnęła?<br />
Kiwnęłam lekko głos, sygnalizując w ten sposób, że zrozumiałam. I że powinien iść za mną, bo ułamek sekundy później zniknęłam już w pokoju. Nie powiem, czyim, bo nie mieliśmy w domu takich podziałów. Fakt jednak był faktem, że na moim łóżku leżała sterta klocków i samochodzików, które zgarnęłam na podłogę jednym ruchem ręki, aby facet, którego nazwisko noszę, w ogóle mógł sobie usiąść. Zamknął za sobą dokładnie drzwi (i tak byłam pewna, że ktoś za nimi będzie stał z przyklejonym uchem) i spoczął na miejscu, które wskazałam. Ja natomiast usiadłam na obrotowym krześle od biurka, uprzednio zdejmując z niego jakaś koszulkę z Bobem Budowniczym i bokserki chłopięce, raczej niewielkich rozmiarów.<br />
- Oskar bardzo narzekał, że cię nie ma – zaczął takim dziwnie oficjalnym tonem.<br />
Zmarszczyłam lekko brwi. Oskar, Oskar… Jaki Oskar? A, ten Oskar!<br />
- Kaczmarczyk? – upewniłam się i tylko kiwnął głową dla potwierdzenia.- Ale po co ja mu tam? – spytałam zaraz, bo nie uwierzę, żeby się stęsknił.<br />
Nie wierzę, aby ktokolwiek tam się za mną stęsknił. Raczej wręcz przeciwnie. Świętowali, że mnie nie ma.<br />
- Mówił, że bardzo mu pomagasz.<br />
- Akurat – wyrwało mi się.<br />
- Aleksandro Bielecka, zastanów się odrobinę nad tą sytuacją. Ja ci właśnie pokrętnie próbuję zaproponować dalsze wyjazdy z reprezentacją w roli drugiego statystyka i analizatora, jak to powiedział prezes, a ty na mnie prychasz.<br />
Zatkało mnie. Nie ukrywajmy, zatkało mnie na całej linii i kilka dobrych minut nie mogłam wykrztusić z siebie choćby jednego słowa. Ale… Ale jak to? No dobra, może mu tam coś podliczałam, szybko mi szło, ale to tylko dlatego, że po prostu lubię cyferki. Może też robiłam jakieś uwagi odnośnie taktyki, skoro już zdążyłam się wdrożyć w zasady gry, ale to też tylko i wyłącznie dlatego, że lubiłam obserwować ludzi (a zwłaszcza Agatę, ją było łatwo rozpracować) i na tej podstawie wyciągać wniosku. Bo na przykład pan Rezende, jak zdążyłam się już dowiedzieć odnośnie nazwiska, ten taki wrzeszczący, to bardzo łatwy człowiek do rozczytania jest. No ale żeby od razu mnie pakować w jakieś wyjazdy?<br />
- A Agata? – spytałam w końcu.<br />
- Agata też.<br />
- Też? – zdziwiłam się kolejny raz tego dnia.<br />
Kiwnął głową znów, a ja skupiłam się już na szmerach dochodzących zza drzwi. Podniosłam się z miejsca, szybko do nich podeszłam i zamaszyście je otworzyłam. Nie można się było chyba spodziewać niczego innego jak tego, że z powodu zaskoczenia podsłuchujący z hukiem wpadną do pokoju. Tak więc oto u moich stóp leżała panienka Borkowska (a kiedy ona przyszła?), na niej natomiast najstarszy pan Zajączkowski. Przewróciłam oczami, ignorując ich wspólny, chóralny jęk, a moją uwagę zwrócił biegnący przez przedpokój z piskiem najmłodszy pan Zajączkowski. Bez zastanowienia rzucił się na leżącą dwójkę z nadzwyczajną radością. Dwuletnie dzieci to jednak w czubie mają czasem chyba. Entuzjazm tego posunięcia był nikły, dosłyszałam jedynie kilka przekleństw Agi.<br />
- Jak mi załatwisz bilety na jutrzejszy mecz dla całej tej rozwydrzonej gromady, to pojadę – zwróciłam się do ojca.<br />
Uśmiechnął się jedynie. Nie wiem, czy z zadowolenia moja decyzją, czy z rozbawienia zaistniałą sytuacją. No nie, co za rodzina. Dom wariatów. Wspaniałomyślnie podniosłam Jasia, uwalniając od niego Agatę i Tomka, którzy sekundę później już się podnieśli.<br />
A kolejną sekundę potem nastąpiło zbiorowe tulanie i ściskanie mnie. Choć pewnie każde z innego powodu to robiło. Biedna ja. I biedny Jasiek na moich rękach.<br />
<br />
<br />
Wparował do hotelowego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi i mrucząc pod nosem wiązankę niewybrednych przekleństw. Był zły. Zły na siebie. Niepotrzebnie wybuchnął przy całej hali. Powinni porozmawiać na osobności, wyjaśnić sobie wszystko na spokojnie. Ale z drugiej strony, miał już dość bycia ,,tym drugim” i ciągłej rywalizacji o Borkowską, będąc i tak na spalonej pozycji.<br />
Michał spojrzał jedynie, czy znowu nikogo za sobą nie przyciągnął, jak poprzedniej nocy i wrócił do gapienia się na portret Bieleckiej. Taka ona piękna, gdy się nie odzywa… Oczy, usta, te kilka piegów zdobiących jej nosek. A gdy się uśmiecha…<br />
- Co ty tam tak zawzięcie oglądasz? – spytał podejrzliwe Bartman, ściągając z nóg buty i rzucając je w różne części pokoju.<br />
No tak, cały Zibi. Jak on ma mieć porządek w życiu, skoro w pokoju nie potrafi utrzymać ładu? Ale tego już mu nie powiedział. Przecież gdyby wymknęło mu się coś na temat bałaganiarstwa Zbigniewa, z pewnością skończyłby na OIOMie. Dokładnie widział jego kłótnię z Agatą, więc wolał nie ryzykować.<br />
- Nic - mruknął Michał, chowając w popłochu kartkę. <br />
Nadaremnie. Zibi był szybszy i wyrwał mu ją z dłoni, przyglądając się okiem eksperta. <br />
- Ty, Bielecka jest… ładna! – zawołał zdziwiony. Ale odkrycie. Przecież Michał wiedział to już od dawna. Wiedział to od tego cholernego lotu do Kanady, podczas którego nazwała go transwestytą. – A tak w ogóle, to skąd to masz? – spojrzał na niego podejrzliwie, widząc rumieniec wpływający na twarz przyjmującego.<br />
- Agata narysowała – bąknął, siadając na skraju łóżka.<br />
Aga potrafi rysować? Nigdy przecież o tym nie wspominała. W ogóle mało o niej wiedział. Raz przebąknęła jedynie, że prawdopodobnie zostaje w Katowicach, by móc tu studiować. A on głupi nie zapytał nawet, co. Jakim trzeba być baranem, żeby nie wiedzieć co chce w życiu robić jego (chyba jeszcze?, bo po dzisiejszym wystąpieniu Zbigniewa w Spodku, nic nie wiadomo) dziewczyna?<br />
- Ty, Misiek! Myślisz, że w Rzeszowie jest ASP? – zapytał, nie oderwawszy wzroku od kartki.<br />
- A skąd ja mam wiedzieć? Co ja tam byłem? – przewrócił oczami Kubiak, wyrywając mu z dłoni portret Aleksandry, który swoją drogą był niesamowity. <br />
Tak perfekcyjnie wykończony, te wszystkie cienie… Widział nawet wzorek na bransoletce dziewczyny. Michał obiecał sobie, że po powrocie do domu oprawi go sobie w ramkę i postawi obok łóżka. Albo nie, lepiej powiesi na ścianie. Obok zdjęć z wakacji. Żeby wszyscy go widzieli. Właśnie tak.<br />
- Nie, wcale! Z Resovią nie grałeś – Zbyszek spojrzał na niego z politowaniem.<br />
- A co ja tam widziałem? Podpromie i szatnię – wzruszył ramionami Dzik. <br />
- O parkingu nie zapominaj! – upomniał Zbigniew.<br />
- No tak, parking! – plasnął dłonią w czoło.- Swoją drogą, całkiem ładny mają ten parking – pokiwali głowami z uznaniem.- Wracając do tego ASP… Igły zapytaj. Ten plociuch wszystko wie. Łącznie z uczelniami wyższymi i wszystkim przychodniami lekarskimi w całym obrębie województwa podkarpackiego – wahał się przez moment i wziął głęboki oddech.- Ty na poważnie o niej myślisz, nie?<br />
Bartman kiwnął lekko głową. Czy poważnie? Chyba tak. Taka dziewczyna jak Agata nie trafia się przecież dwa razy. Mimo, że czasami cholernie go denerwowała, szczególnie wtedy, gdy musiał ustępować Bieleckiej, i tak czuł, że uzależnia się od niej coraz bardziej. Agata miała w sobie to coś, czego szukał w tak wielu kobietach, które przewinęły się przez jego życie. W końcu była mądra. I ładna. I miała te niemożliwie długie i zgrabne nogi. I kochała siatkówkę, więc czego chcieć więcej?<br />
- No, myślę… - wydukał w końcu.<br />
- To co tu jeszcze robisz? Leć do niej, żeby ci żaden Oivanen czy drugi Oivanen nie porwał – bo potem będziesz pluł sobie w brodę tak jak ja, dodał w myślach.<br />
- Może masz rację – Zbyszek zamyślił się na chwilę i potarł brodę. – Na pewno masz. Pójdę do niej i na spokojnie z nią porozmawiam. Chyba dosyć już dzisiaj narozrabiałem – podniósł się z miejsca i chwycił bluzę.<br />
Michał uśmiechnął się do siebie. Wreszcie przemówił mu do rozumu. Pomógł ratować coś tak ważnego dla swojego przyjaciela. Kto wie? Może Borkowska to akurat ta jedyna? Chociaż, znając tę dwójkę, prędzej się pozabijają niż spłodzą potomka…<br />
- Jeszcze jedno, Misiek. Teraz twoja kolej. Ogarnij się w końcu, bo ktoś sprzątnie ci ją sprzed nosa i będzie po jabłkach – rzucił Bartman na odchodne i zostawił przyjaciela z największą życiową rozterką.<br />
<br />
<br />
Nie jestem zła. Wcale się nie przejmuję tym, że nie raczył do mnie przyjść i przeprosić. Kompletnie to olewam. A to, że rysuję akurat smoka z jego twarzą jest czystym przypadkiem. I to, że ciągle zerkam na leżącą obok komórkę, też nie jest zamierzone. Nie, w ogóle.<br />
Siedzę sobie w mojej grocie, ze sprzętu lecą kojące, punkowe dźwięki i rysuję sobie po kartce. Stos papierów porozrzucanych po całym pokoju też jest przypadkowy. Jak dobrze, że rodzice wybyli gdzieś tego wieczora. Zaraz pewnie zaczął by się wywiad środowiskowy. A tak siedzę sobie samiuteńka, popijam zimnego Red Bulla i rozkoszuję się ciszą. Do czasu…<br />
- Ja pierdolę! – i głośne jebut zaburzyły mój błogostan.<br />
Podniosłam głowę znad sterty rysunków i ujrzałam nikogo innego jak Zbigniewa Bartman, siedzącego na środku mojej podłogi w momencie, gdy masował się po tej swojej zgrabnej dupie. To się chyba nazywa wejście smoka, nie?<br />
- Jakim prawem wchodzisz do mojego pokoju drogą Alex, się pytam?! – wrzasnęłam, chowając w pośpiechu wszystkie malunki.<br />
- Pewnie! Wszystko jej! Z tego co wiem, to wolny kraj i mogę sobie wchodzić oknem, jeśli tylko chcę – prychnął jeszcze i usiadł na moim łóżku. Tym samym, z którego spadł dzisiejszego poranka.<br />
Fuknęłam jedynie na niego i podeszłam do okna, żeby je zamknąć. Strach pomyśleć, kto czaił się jeszcze pod moim oknem. Andrea? Bielecki? A może Kurek z Jaroszem? Odkąd poznałam siatkarzy, nic nie jest w stanie mnie zdziwić.<br />
- Chciałeś coś? Bo tak jakby czasu nie mam… - tak jak ty nie miałeś dla mnie po meczu, dodałam w myślach, chociaż miałam chęć wykrzyczeć mu to prosto w twarz.<br />
- W sumie to… - urwał i zaczął wpatrywać się w swoje ręce.<br />
- To…? - dopytałam niepewnie.<br />
- Przeprosić chciałem – mruknął w końcu i raczył spojrzeć na mnie.- Ale zrozum mnie, mi też jest ciężko. Chciałbym spędzić z tobą jak najwięcej czasu, tym bardziej teraz, bo w przyszłym tygodniu Brazylia i nie będziemy się widzieć, ale nie mam jak, bo koło nas ciągle kręci się ta mała, rozwrzeszczana wiewióra…<br />
- Zbysiaczku… - mruknęłam, gramoląc mu się na kolana. Wyglądał tak uroczo z tą zatroskaną miną. – Zrozum, ona jest dla mnie naprawdę ważna. Właściwie jest dla mnie jak siostra. <br />
- Ja rozumiem, Michał też jest dla mnie kimś ważnym, ale nie ważniejszym od ciebie… - westchnął ciężko.- Chciałem się pogodzić przed tym wyjazdem, bo nie potrafiłbym grać tam ze świadomością, że ty jesteś na mnie zła. Poza tym tęskniłbym okropnie.<br />
Widząc jego zbolałą minę, roześmiałam się na całe gardło. Spojrzał na mnie jak na idiotkę. Widocznie nie został jeszcze poinformowany, że jedziemy razem z nimi. Ale w tym momencie dotarło do mnie coś innego. Jemu zależy na mnie. Zbigniew Bartman ma ludzkie uczucia i potrafi je okazywać. Oczywiście na swój sposób, ale zawsze.<br />
- Czyli ty jeszcze nie wiesz? – zapytałam, dławiąc się łzami. Wciąż wpatrywał się we mnie z tą samą miną. Chociaż nie. Na jego twarzy malowało się coraz większe „wtf?”.<br />
- Niby o czym?<br />
- Jedziemy z wami – powiedziałam, rzucając mu się na szyję.<br />
A reszta? Reszta niech będzie tajemnicą. Dobrze tylko, że rodziców nie było w domu.<br />
<br />
<br />
Jedno oko, drugie oko. Ale sufit był jakby trochę inny niż powinien. Inny niż hotelowy. Automatycznie więc Zbyszek przypomniał sobie, gdzie tak właściwie jest i co robił przez pół nocy. Uśmiechnął się do własnych myśli i przeciągnął, tym samym uświadamiając sobie, że leży w łóżku sam. A pod kołdrą jest kompletnie nagi. To już było najmniej ważne w sumie, bo sekundę później wciągnął na tyłek bokserki. Ważniejsze było, gdzie Agata. Zaraz jednak się uspokoił, słysząc w łazience szum wody. Podrapał się po głowie jakoś tak odruchowo, nie wiedząc nawet po co. Coś tam wieczorem wspominała, że rodziców nie ma, więc… Więc nie myślał zbyt długo, po prostu się podniósł i wyszedł z pokoju. Do łazienki jej przecież właził nie będzie, poszuka drugiej. Zszedł więc po schodach i niemal od razu trafił tam, gdzie powinien. Załatwił potrzebę, potem otworzył szafkę nad umywalką, bezczelnie szukając jakiejś czystej szczoteczki. Była. Nawet jeszcze w opakowaniu. Wyjął ją i długo mył zęby, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze i rozpamiętując minioną noc. Robił to w dalszym ciągu, wracając po schodach na górę. I uśmiechał się jakoś tak samoistnie… A uśmiech się poszerzył, gdy wszedł do pokoju Agaty a zza drzwi łazienki usłyszał jej podśpiewujący coś głos. Widać była w dobrym humorze. Bo jak ktoś jest zły, to raczej nie śpiewa tak radośnie, prawda?<br />
Na chwile przytknął ucho do drzwi, chcąc dosłyszeć jakiekolwiek słowa i ze zdumieniem stwierdził, że woda już nie leci. A słowa za to odróżniał wręcz perfekcyjnie. Zmarszczył brwi. Że co?<br />
- To jakaś sugestia jest? – palnął, zamaszyście otwierając drzwi.<br />
Borowska aż podskoczyła z zaskoczenia. Chwilę wcześniej wyszła spod prysznica i nawet jeśli zdążyła owinąć się ręcznikiem, leżał teraz u jej stóp, bo zwyczajnie wypuściła go z dłoni.<br />
- Ale co? – spytała tylko, rzucając Zbyszkowi spojrzenie pełne dezaprobaty. <br />
Mógł chociaż uprzedzić, że wparuje jej do łazienki tak nagle! Przygotowałaby się psychicznie. Nie, żeby się w jakikolwiek sposób wstydziła, chociaż fakt faktem, od razu schyliła się, by ręcznik podnieść i jakoś się zasłonić. Ale Bartman jej na to nie pozwolił. Doskoczył do dziewczyny w ułamku sekundy i niemalże wyrwał jej z rąk ten kawałek materiału.<br />
- Jeśli chcesz być ze mną, musisz dogadać się z moimi przyjaciółkami* – zacytował, wpatrując się uważnie w jej twarz.<br />
Zrobiła obojętną minę, krzyżując ręce na piersiach. Chciała sprawiać wrażenie swobodnej, jakby wcale nie czuła się skrępowana tym, że stoi przed nim naga. I rozmawiają sobie jak gdyby nigdy nic.<br />
- Alex lubi tę piosenkę po prostu – poinformowała, wzruszając lekko ramionami.- A ja sobie śpiewam. Tylko ona ma lepszy głos, lepiej jej wychodzi.<br />
Poczuł się, jakby mu ktoś przyłożył patelnią w tył głowy a potem poprawił od przodu. Znowu o niej mówiła. Znowu ta przeklęta Bielecka! Czy ona nawet na sekundę nie może przestać o niej myśleć? Czy pląta się po myślach Borkowskiej nawet podczas seksu!? Nie, chyba nie… A skoro to był jedyny sposób, żeby wypchnąć ją z głowy Agaty i zająć ją tylko sobą, to…<br />
- Cholera jasna – wymruczał tylko, od razu przyciągając ją do siebie.<br />
Położył dłoń na karku dziewczyny i pocałował ją. Mocno. Napierając na jej wargi, aż nie pozostało jej nic innego, jak rozchylić usta, tym samym przyzwalając na to, by wdarł się do środka, musnął językiem podniebienie, tak dla podrażnienia się i splótł go z jej własnym. W głowie jej się zakręciło, trzeba to powiedzieć szczerze. Za każdym razem jej się zresztą kręciło, gdy tylko Zibi całował ją w ten sposób. Podniosła ręce i ułamek sekundy później poczuł je na swojej szyi. Swoje dłonie natomiast zsunął niżej, na te dwie tylne półkule, a kolejny ułamek sekundy później lekko ją podniósł. Skrzyżowała nogi za jego plecami ani na chwilę nie przerywając pocałunku. Czuł jej uda przyciśnięte do boków, to, jak skóra ociera się o skórę i chyba to całkowicie zajmowało jego myśli. Do tego stopnia, że oboje zupełnie nie wiedzieli, jakim cudem nagle znaleźli się na łóżku.<br />
Zsunął usta na jej szyję, delikatnie skubiąc ją wargami. W międzyczasie zdążyła się nadzwyczaj szybko uporać z jego bokserkami, które wylądowały gdzieś z boku. Ciche westchnienia tylko go motywowały, by wykazać się jeszcze bardziej. Pokusił się o to, by pójść jeszcze dalej, niżej. Pieścił ustami jej piersi w sposób gdzieś na pograniczu delikatności. Zdolność racjonalnego myślenia Agata straciła już w łazience, teraz poddawała się temu, co robił Zbyszek każdym swoim zmysłem, każdym nerwem obecnym w ciele. Próbowała jedynie nie krzyczeć, ale i tego nie potrafiła powstrzymać w momencie, gdy ich ciała się połączyły. Wbiła mu jedynie paznokcie w plecy, nie mogąc już znieść całego tego napięcia, które ogarniało jej ciało. Ten ból należał jednak do tych z gatunku przyjemnych.<br />
I kolejny raz wlał w nią część siebie. Byli jednością. Chociaż na chwilę.<br />
__<br />
*Spice Girl - Wannabe ;D<br />
<br />
nie zapomniałyśmy, G. ;)<br />
musiałyśmy po prostu ustalić sobie kilka rzeczy. za opóźnienie w takim razie przepraszamy.</div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-24010920154520012122012-10-20T19:53:00.002+02:002012-10-20T19:53:14.427+02:0013. W takim razie może jeszcze się z nią ożenisz? <div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<div style="text-align: right;">
<a href="http://www.youtube.com/watch?v=9rWCRX36qkE" target="_blank"><i>Florence and the Machine - Breath Of life</i></a></div>
<br />
W ciągu ostatniego pół roku nie byłam w tym miejscu tyle razy, ile podczas tego łikendu. I to nawet niecałego, bo przecież to dopiero sobota.<br /> Tym razem drzwi otworzył mi Tomek.<br /> - Dzisiaj też mogę iść z tobą? – spytał, odrobinę zdziwiony, odrobinę z nadzieją, a odrobinę rozpromieniony.<br /> - Nie – odpowiedziałam treściwie.<br /> Prychnął jedynie.<br /> - Alex śpi – poinformował tylko, już z całą obojętnością na jaką było go stać.<br /> - W łazience, w brodziku? – dopytałam; to pytanie mogło się wydawać idiotyczne, ale u nich w domu wszystko było możliwe, nie zdziwiłabym się, gdybym faktycznie znalazła ją w łazience.<br /> - Nie, dziś akurat wybrała pokój – mruknął jeszcze najstarszy z jej braci i machnął ręką w odpowiednim kierunku.<br /> Od razu się tam skierowałam, a kiedy stanęłam w progu, potwierdziły się słowa Tomka. Na łóżku w rogu leżała Aleksandra. Oczy miała zamknięte, włosy rozczochrane, a w uszach słuchawki. Obok niej, śpiący i wtulony w jej ramię, leżał Jaś. Cóż, domyślam się, że ona po takiej nocy i z kacem, a potem również z powodu tak zaskakującego przebudzenia, musiała odespać. Ale żeby już rozpijać młodszego brata, żeby potem z nią odsypiał? Nieładnie!<br /> Ale kiedy usiadłam na brzegu łóżka, od razu otworzyła oczy. Czyli jednak nie przebywała gdzieś w krainie snów.<br /> - Ruszaj dupę – mruknęłam, szturchając ją.<br /> Byłam pewna, że zrozumiała, nawet mimo słuchawek w uszach. Czytała z ruchu warg czy coś tam. Akurat słowo „dupa” jest aż nazbyt proste do zrozumienia, nawet, gdy się nie słyszy. Tak samo, jak „kurwa”. Nieodmienny wyraz pomocniczy.<br /> - Nie idę – powiedziała tylko cicho, z powrotem zamykając oczy.<br /> No nie. Znowu fochy?<br /> - Proszę, nie wygłupiaj się – jęknęłam, odrobinę prosząco, znów ją szturchając. Może chociaż taki ton na nią podziała, bo rozkazy to nie bardzo, jakoś nigdy nie przynosiły skutku. Cóż poradzić, ktoś taki jak ona często specjalnie na złość robił odwrotnie, nie chcąc słuchać poleceń. Duma i takie tam…<br /> - Nie chcę ich widzieć – ponownie otworzyła oczy i chyba przeraziła mnie ta pustka widoczna w nich.<br /> - Ich, czyli kogo? – dopytałam.<br /> - Wszystkich.<br /> - Czy pod słowem „wszystkich” kryje się Michał Kubiak?<br /> - Spadaj – fuknęła.<br /> Aha, czyli tak.<br /> Wyciągnęłam ręce i, zanim zdążyła zareagować, zdjęłam jej słuchawki. Cały ten nastrój i jej zachowanie stuprocentowo było spowodowane tym czymś, co w nich grało, więc od razu wetknęłam je sobie na głowę, chcąc się przekonać, czego ona znowu słucha. Widziałam, że od razu chciała mi je wyrwać, bo nawet poderwała się do pozycji siedzącej, ale moja mina ją najprawdopodobniej zatrzymała.<br /> Przez jej gwałtowny ruch Jasiek się poruszył, więc jak przez mgłę obserwowałam, jak przyciąga go bliżej siebie i przytula przez ułamek sekundy, uspokajając jakimiś cichymi słowami, których i tak pewnie nie rozumiał i nie słyszał, śpiąc. Nie wiem sama, bo piosenka w słuchawkach autentycznie mnie zahipnotyzowała. Znałam ją wcześniej, fakt, ale jakoś nigdy nie podziałała w ten sposób. Może dlatego, że tym razem odniosłam ją do aktualnej sytuacji, przypisałam sobie tekst do odpowiednich zdarzeń… I chyba dlatego zrozumiałam, chociaż połowicznie, co może chodzić po tej rudej głowie Bieleckiej.<br /> - Jesteś głupia – stwierdziłam, powoli zsuwając słuchawki na szyję; wzruszyła jedynie ramionami, uciekając gdzieś wzrokiem.- Nie powinnaś się tak chować i wycofywać, tylko iść, wpakować się w największą awanturę i wyjaśnić w końcu wszystkie nieścisłości.<br /> Czyli się rozmówić z nimi obydwoma i do czegoś dojść, ale już to widzę, jak z nimi normalnie rozmawia. Nie ona.<br /> Nie zareagowała. Przygryzła jedynie wargę, patrząc w jakiś nieokreślony punkt. Tak dziwnie zamyślona i jakby nieobecna. I zapewne nie zdawała sobie też sprawy, jak ładnie w takich momentach wyglądała. Nawet mimo tego rozgardiaszu na głowie, który, tak naprawdę, był po prostu uroczy.<br /> Czyli miałam rację. Woli uciekać. Ależ proszę, róbta co chceta.<br /><br /><br /> Wiedziała, że tak będzie. Oczywiście, jej przyjaciółka, zamiast siedzieć z nią teraz na hali, wolała kwitnąć w domu wśród stert brudnych pieluch, zabawek i dzieciaków. Agata wyciągnęła z torby swój wielki szkicownik z wiewiórami na okładce, który otrzymała od przyjaciółki na Mikołajki. <br /> - Ta moja siostra to jest jednak głupia – mruknął Tomasz, a Borkowska przeniosła na niego wzrok. – Żeby oddać bilety na Ligę Światową trzeba być chorym psychiczne. <br /> Kiwnęła jedynie głową, bo w pełni podzielała zdanie nastolatka. Lepiej siedzieć w domu ze słuchawkami w uszach, będąc obrażoną na cały świat, niż obserwować tak ważne widowisko sportowe. Jedynie Aleksandra Bielecka jest do tego zdolna. Biedna, wszyscy mieli ją za wariatkę. A gdyby tak zechciała zabrać któreś z nich na wykłady z informatyki i programowania, twierdząc, że to takie ważne, to też nie chcieliby pójść. Cóż, każdy ma swoje priorytety.<br /> Borkowska chwyciła do ręki ołówek i zaczęła szkicować. Miała talent, to trzeba przyznać. Od tego roku miała rozpocząć studia na katowickiej Akademii Sztuk Pięknych, taki był właściwie wstępny plan, bo to nigdy nic nie wiadomo, cały czas się nad sobą i swoim życiem zastanawiała. A już zwłaszcza teraz, bo odkąd poznała Bartmana, plany uległy trochę zmianie. Nawet nie trochę, bo gotowa była pojechać za nim do Rzeszowa. Jeszcze nie wiedziała, co na to rodzice, ale jakoś zbytnio się tym nie przejmowała. Pomarudzą, a potem przestaną. Jak zawsze. <br /> Z każdą sekundą na białej kartce papieru pojawiało się coraz więcej linii powoli tworzących obraz przyjaciółki, którą zastała, wchodząc do jej maleńkiego mieszkania. Zamyślona, wpatrzona w bliżej nieokreślony punkt, tak nieobecna. Jeszcze tylko kilka cieni i będzie idealnie. <br /> Siatkarze opuścili już szatnię, kierując się w stronę hali. Michał od tej całej akcji z Moniką miał dość nietęgą minę; nawet żarty Winiara nie były w stanie go rozśmieszyć. Bo to wszystko w ogóle nie miało być tak! Schmitta miało nie być, Moniki miało nie być, tych wszystkich kłótni miało nie być! Dlaczego między nimi nie mogło być tak jak między Agatą a Zbyszkiem? Z czasem i Michał polubił dziewczynę, już nie wydawała mu się aż tak wredna. <br /> Podniósł wzrok i przeczesał dokładnie trybuny. Nie, wcale nie szukał Bieleckiej. Ależ skąd! Po prostu chciał zobaczyć, czy jest ktoś znajomy. I przeczesując ową publiczność, rzuciła mu się w oczy ognista czupryna, kreśląca coś zawzięcie w jakimś dużym zeszycie, bo skąd taki laik jak Kubiak miał wiedzieć, że to nazywa się szkicownik? Niemiej jednak, szturchnął ramieniem rozciągającego się obok przyjaciela. <br /> - Patrz, twoja luba tam siedzi i rysuje laurkę dla ciebie – kiwnął głową w kierunku dziewczyny, a Bartman momentalnie odszukał ją wzrokiem. <br /> Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę rudowłosej. Z tym skupieniem na twarzy wyglądała przepięknie. Zresztą, dla niego zawsze wyglądała pięknie. Szczególnie dzisiejszego poranka, ubrana w piżamę z wiewiórkami i rozczochranymi włosami. W końcu mógł się nią nacieszyć, bez kwękolenia tej jej przyjaciółki, która coraz bardziej działała mu na nerwy, bo przez nią dodatkowo musiał martwić się o Miśka. <br /> Mrugnął porozumiewawczo do Tomka, który od razu załapał, o co chodzi siatkarzowi i nie poinformował Borkowskiej o tym, że atakujący zbliża się w ich kierunku. Pochylił się nad Agatą i przyjrzał się obrazowi, który powstawał rysowany ręką dziewczyny. Jak to się mówi: nie chwal dnia… Już miał nadzieję, że pozbyli się ogona, ale to było tylko złudne wrażenie.<br /> - No nie – wyrwało mu się, jeszcze spokojnie. <br /> Aga od razu podniosła głowę, patrząc na niego chwilę niewidzącym wzrokiem. Zwyczajnie skupiała się na rysunku.<br /> - Co? – spytała bezwiednie.<br /> - To – wskazał palcem na rysunek.- O nią mi chodzi.<br /> - Nie rozumiem – mruknęła, tak naprawdę całkowicie go ignorując, bo najważniejsze w tym momencie było dokończenie tego portretu.<br /> I chyba to tak naprawdę go rozjuszyło. Bo ten mały rudzielec znów był ważniejszy od niego. <br /> - Czy ty zawsze musisz o niej myśleć?! – już wrzasnął, wściekły. – Dlaczego ona musi być cały czas obecna w twoim życiu? <br /> Kolejny raz nieprzytomnie podniosła wzrok i spojrzała na rozzłoszczonego siatkarza. Jeszcze nigdy nie widziała go aż tak wściekłego. Co tym razem? Robił z igły widły, zdecydowanie.<br /> - Co ty powiedziałeś?! – oderwała rękę od kartki i wymierzyła w niego ołówkiem. <br /> - Czasem mam wrażenie, że żyjemy w trójkącie. Ty, ja i oczywiście ona! – wskazał ręką na szkicownik. – Zastanów się, co jest dla ciebie ważne, bo z tego co widzę, to właśnie ona! – to, że oczy całego Spodka były skierowane właśnie na niego, w ogóle go nie obchodziło. <br /> - Ty chyba nienormalny jesteś! – wstała z miejsca, przeszywając go nienawistnym spojrzeniem.- Ją znam praktycznie od zawsze, a ciebie zaledwie dwa tygodnie i ty każesz mi wybierać?! Masz coś z głową? <br /> - W takim razie może jeszcze się z nią ożenisz? <br /> - A żebyś wiedział! – krzyknęła, na co Bartman prychnął.- Lecimy na Islandię i bierzemy ślub, a ty możesz się cmoknąć w tą swoją zgrabną dupę! Leć do fanek, będą zachwycone! – trzasnęła szkicownikiem i wybiegła z sektora. <br /> Nie poszedł, trener wołał. Jak w ogóle mogła… Pierwszy raz zaczął się poważnie zastanawiać, czy cała ta sytuacja, doprowadzenie do niej nie była takim naprawdę głupim posunięciem. Chciał jedną, miał drugą gratis. No i przecież w przyszłym tygodniu lecą do Brazylii, a tam one już nie będą im towarzyszyć. Może to dobrze?<br /> <i>Zwariowałeś, idioto?!</i><br /> Fuknął na Kurka, który o coś go pytał i poczłapał w najdalszy kąt boiska.<br /> Kosok przyglądał się całej tej sytuacji. Minę miał raczej obojętną, w sumie niespecjalnie go obchodziły przedmałżeńskie sprzeczki, wtrącać się nie miał zamiaru. O wiele bardziej interesowało go co innego, a mianowicie szkicownik, który Borkowska zostawiła na krzesełku.<br /> - Piter, pst – zawołał kolegę, udając wielką konspirację.<br /> Nowakowski natychmiast do niego podszedł z pytaniem wręcz wypisanym na twarzy. Grzegorz nic nie tłumaczył, po prostu sięgnął po zeszyt i od razu go otworzył. Obaj zapatrzyli się w jedyną zapełnioną w nim kartkę.<br /> - O cholerka… - wyrwało się Grzesiowi.<br /> - Masz rację, to jest niezłe – przytaknął Piotr.<br /> - Niezłe? Niezłe!? Zwariowałeś!? To jest zajebiste!<br /> - Co jest zajebiste? – spytał zaciekawiony Dzik, podchodząc do nich. Cóż, przyciągnęły go ich bynajmniej ciekawe miny, kiedy tak wpatrywali się w jakiś zeszycik, bo wyglądali jak idioci, szczerze mówiąc. Ale zdążył się do tego przyzwyczaić; przecież nie znał ich od dziś. - Co tam macie?<br /> Żaden nie raczył mu odpowiedzieć, więc zmuszony był po prostu odchylić zeszyt w dłoni Kosoka w swoją stronę, aby móc spojrzeć w jego zawartość. I w tym momencie dosłownie zamarł. Przecież to było istne cudo sztuki. Bielecka wydawała się być tam tak piękna, tak cudowna, że Michałowi aż zaparło dech w piersiach. Ale co jej portret robi w rękach środkowych? Jakim prawem wpatrują się w jej obraz?!<br /> - Skąd to macie? – spytał ostro, choć wcale nie miał takiego zamiaru; nie ich wina przecież, że to trafiło w ich ręce. Ale mimo wszystko Michała to zezłościło. Dlaczego? Sam nie wiedział…<br /> I że było… No, że było tym, czym było. Czyli Bielecką. Tak cudowną na tym portrecie… I nie wydzierała się na niego, mógł na nią bezkarnie patrzeć bez ograniczeń, bez obawy o swoje kostki. <br /> Żaden nie raczył odpowiedzieć, więc w końcu wyrwał szkicownik z dłoni Grześka, a sekundę później, kompletnie się nad tym nie zastanawiając, wyrwał również z niego tę jedną kartkę, po czym z powrotem wetknął zeszyt, tym razem w ręce Pitera.<br /> No pięknie… Chyba ma już coś nie tak z głową.<br /> <br /><br /> - Agata, do cholery jasnej!<br /> Aż podskoczyłam, słysząc ten głos, a rozniósł się po hali całkiem donośnie. Akustyka była tutaj przecież dobra, a przy tym ani żywej duszy. Tomek też poleciał do domu, wcześniej zbierając autografy wszystkich naszych siatkarzy ucieszonych udanym rewanżem z Finlandią zresztą. Obiecałam mu wczoraj, to trzeba było się wywiązać. Tylko ja się plątałam po hali całkowicie sama, chyba z głupią nadzieją, że taki tam jeden facet wyjdzie w końcu z szatni ze skruszoną miną i przeprosi za tę awanturę sprzed meczu, mówiąc, że nie miał racji i obecność Alex naprawdę mu nie przeszkadza. Gdyby nie ta nadzieja, już dawno by mnie tu nie było, bo wracałabym z Tomaszem do domu. Jak w ogóle mógł się o to przyczepić, no jak? Nie zdaje sobie sprawy, że przyjaciół się nie rozdziela? Że są nieodłączną częścią życia? Może sam czegoś takiego nie przeżył, ale ja nie miałam zamiaru rezygnować z przyjaźni dla niego. Jeśli tego nie zrozumie, to będzie miał problem.<br /> Ale ten głos nie należał do niego. Należał do Oskara Kaczmarczyka idącego teraz w moim kierunku z niezbyt przyjazną , a wręcz groźną miną.<br /> - Gdzie jest ta mała ruda wiedźma!? Czy ja się wczoraj niezbyt jasno wyraziłem!?<br /> Rozłożyłam bezradnie ręce. Jego podniesiony głos zupełnie na mnie nie działał.<br /> - Masz ją tutaj jutro przywlec za włosy, jasne?!<br /> - Jeśli ona nie chce czegoś zrobić, to tego nie zrobi - poinformowałam go spokojnie.<br /> Zaklął sobie. Tak naprawdę ładnie. Raz… I drugi. A w drzwiach prowadzących na korytarz pojawił się pan Bielecki we własnej osobie.<br /> - Ty powariowałeś? Co tak mordę wydzierasz?<br /> - Olek! Wołaj Andreę! Natychmiast!<br /> Łysy tylko prychnął. Cóż, widać to po nim córka odziedziczyła niechęć do wykonywania poleceń. A potem się wścieka na nią. Choć taki sam jest. Po chwili jednak zdecydował się zawołać trenera i dwie minuty później obaj stali już obok statystyka ze zdezorientowanymi minami.<br /> Nie dziwię się, bo ja też nie miałam pojęcia, o co mu chodziło.<br /> Otworzył usta raz. Zamknął je. Ponownie otworzył. I znów zamknął. No zaraz go strzelę w czapę, jak nic. Anastasi chyba też miał na to chrapkę, bo pogonił go kilkoma słowami po włosku, których Jarząbek pewnie i tak nie zrozumiał, tak jak ja zresztą, no ale groźna mina trenera mówiła wszystko.<br /> - No mówże w końcu! – pogonił go wielki pan Łysy.<br /> - Bo ja tutaj właśnie – zaczął niemrawo i spojrzał na zegarek.- No, o to chodzi. Zakopany jestem w tych statystykach po uszy, nie wiem, w co mam ręce wsadzić i się nie wyrabiam. A jakby twoja córka tutaj była – zwrócił się tutaj do Bieleckiego.- Już dawno miałbym wszystko podliczone, wnioski wyciągnięte i mógłbym się wylegiwać.<br /> Andrea sapnął.<br /> - Tutaj każdy normalnie myśli o tym, jak tu się najszybciej zwinąć i jak najmniej narobić – stwierdził, w czym nie było, moim zdaniem, nic odkrywczego. Witamy w Polsce.<br /> - Nie to miałem na myśli – speszył się Oskar.- Chciałem raczej pokazać coś w stylu, że ona jest mi tutaj bardzo przydatna. Właściwie to niezbędna.<br /> Teraz chrząknął pan Aleksander, tak jakby w zamyśleniu. A ja zachodziłam w głowę, do czego on zmierza. Że niby potrzebna? Najwięcej zamieszania robiła, wszystkich rozpraszała, a ten tutaj mówi, że potrzebna jest. Chyba, że ja o czymś nie wiem i Jarząbek wszedł w konszachty z rudym szatanem, a owy szatan mi nic o nich nie wspomniał. Zapewnie nie wyglądałam zbyt mądrze z głupią miną wyrażająca intensywne myślenie i zmarszczonymi brwiami.<br /> - Do czego zmierzasz? – zapytał racjonalnie trener.<br /> - Że fajnie by było, jakby przyszła na jutrzejszy mecz.<br /> - Nie da się namówić – wtrąciłam i naprawdę byłam tego pewna. <br /> - To na początek. A potem… O ile mi wiadomo, dalej z nami nie jedziecie, więc… Ona by mi się naprawdę przydała w Brazylii – spojrzał błagalnie na trenera.- I w Finlandii też.<br /> Poczułam się, jakby mi ktoś młotkiem w głowę przyłożył. Też wpadł na pomysł! Nie powiem, mi by się podobał, bo nie musiałabym się rozstawać ze Zbyszkiem (no, teraz wyszło szydło z worka, przecież się do niego nie odzywam!), tylko miałabym go pod ręką, a to się równia pełni szczęścia, przynajmniej na razie, no ale to było nierealne. Zaczynałam się przyzwyczajać do myśli, że w środę sobie polecą do tej Ameryki Południowej, a my zostaniemy tutaj, w Katowicach, a Alex będzie mnie tydzień pocieszała, podtykając lody i truskawki, aż spęcznieję, będę dwa razy taka, jak jestem teraz, a gdy Zibi wróci, nie będzie już mnie chciał takiej brzydkiej. Źle mi było z tą myślą, no ale wszystko idzie przeżyć. A możliwości, aby Bielecka zgodziła się jechać po prostu NIE BYŁO. Kaczmarczyk słabo ją znał.<br /> Gdyby Anastasi nosił okulary, najprawdopodobniej by je teraz zdjął, przetarł i założył z powrotem, żeby lepiej widzieć Oskara, na którego teraz patrzył z niedowierzaniem. Zaraz jednak mina mu się zmieniła na… Bardziej aprobującą? No nie, powariowali!<br /> - Skoro tak twierdzisz…<br /> - Ty nawet nie wiesz, jakie ona rzeczy zauważa, oglądając przeciwne drużyny!<br /> - Ty na pewno mówisz o Oli? – spytał Łysy.<br /> - O Alex – poprawiłam go.<br /> - Uch, o Alex. Przecież ona nie ma pojęcia o siatkówce.<br /> - Zdziwiłbyś się. Zdążyła się nauczyć.<br /> - Okej, ale to i tak nie zależy od nas. Wypadałoby spytać prezesa – Anastasi sprowadził ich na ziemię.<br /> - O ile mi wiadomo, był na meczu. Powinien się gdzieś jeszcze kręcić – poinformował nas fizjoterapeuta.<br /> A ja wytrzeszczyłam oczy. Że niby on nie ma z tym problemu i jeszcze jest za tym pomysłem? Pewnie za, a nawet przeciw. Teraz mu niby gra, w potem będzie się pluł, że mu przeszkadza albo coś jeszcze.<br /> - Hm… - wymruczał Włoch.- W takim razie zaraz z nim porozmawiam. Oskar, pójdziesz ze mną i mu pokażesz ten swój wielkie entuzjazm, że niby to odkryłeś wielki talent.<br /> - No bez przesady – prychnął terrorysta.<br /> Przenosiłam przez chwilę wzrok z jednego na drugiego, potem na trzeciego i z powrotem. Co oni sobie umyślili znowu? Wysłać ją do Brazylii z reprezentacją Polski w piłce siatkowej? Chyba nie przewidzieli, że najmniej z tego zadowoloną osobą będzie ona sama.<br /> - Nie pojedzie beze mnie – odezwałam się nagle, nadzwyczaj pewna swego.<br /> Ale taka prawda. Nie chodziło o to, że byłam zła, bo o niej pomyśleli, a o mnie zapomnieli i w domyśle mam zostać w Polsce. Jeśli Aleksandra by się zgodziła jechać beze mnie, to proszę bardzo, nie miałabym nic przeciwko. Kwestia w tym, że nie zgodziłaby się. To była jej lojalność właśnie. Nigdzie nie chciałyśmy wyjeżdżać osobno, chyba że byłyśmy do tego zmuszone.<br /> Trzy spojrzenia skierowały się na mnie.<br /> - To fakt – potwierdził Bielecki. O ja, zgodził się ze mną! Święto lasu! Ale widać myślał racjonalnie i zdążył zaobserwować, jak się zachowujemy.<br /> - Hm… - wymruczał w odpowiedzi na to Anastasi.<br /> Już, już myślałam, że to przesądzi sprawę i dadzą spokój biednej Aleksandrze, że jednak zostaniemy w domu, a ten jednak mnie dosłownie zastrzelił.<br /> - Ja się zajmę prezesem. Pogadam z nim i na pewno się zgodzi. A wy mi za ten czas wymyślcie jakiś pretekst, dla którego Agata również powinna jechać.<br /> Byłam zbyt zajęta opuszczaniem kopary w dół, by uśmiechnąć się z powodu tego, jak wypowiedział moje imię.<br /> - Co ty ciekawego umiesz? – spytał mnie Kaczmarczyk, ale w pierwszym momencie byłam zbyt oszołomiona, aby w ogóle usłyszeć jego pytanie; dopiero po chwili potrząsnęłam głową, odwracając ją w jego stronę.<br /> - Rysować umie – odpowiedział za mnie Bielecki, zanim w ogóle zdążyłam otworzyć usta.<br /> Zaraz, zaraz… Skąd on to wie!? Ale znów nie zdążyłam zareagować, bo do głosu doszedł już trener.<br /> - O, to niegłupie. Coś z tym wymyślę, trzymajcie kciuki – nie czekał na jakąkolwiek reakcję, po prostu się odwrócił i odszedł w kierunku wyjścia, najprawdopodobniej w poszukiwaniu prezesa.<br /> - Ale Alex… - jęknęłam w końcu, bo tylko na tyle było mnie stać.<br /> - Zajmę się nią – zadeklarował się od razu Łysy.- Spokojna głowa, zgodzi się – że co? A od kiedy on taki chętny? – Oskar, chodź – sekundę później pociągnął statystyka za łokieć i odeszli, zostawiając mnie samą.<br /> Cyrk na kółkach. A Zbyszek się nie pojawił. Dupek jeden.<br /><br /></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-79040836630481825122012-10-12T11:30:00.001+02:002012-10-12T11:30:19.440+02:0012. Pamiętajcie, żeby się zabezpieczać. - Nie wiedziałem, że wiążąc się z tobą, dostanę w pakiecie również ją – mruknął Zbyszek, odrobinę zły, kiedy naciskałam guzik z odpowiednią cyferką.- Będzie rzygać?<br />
Wyraźnie słychać było obawę w jego głosie. Teraz mu się przypomniało? Jakoś nie pytał o to w taksówce ani kiedy zbieraliśmy ją z chodnika. No ale tak, gdyby teraz jej się zachciało tego typu ekscesów, to całą zawartość jej żołądka miałby na swojej koszulce. Ale co mnie to. Ważne, że był ze mną, przynajmniej mógł robić za tragarza, bo sama bym jej nie dotargała do swojego domu. <br />
- Nie – uspokoiłam go.- Jeśli już, to rano. Zawsze.<br />
I to była prawda. Za ewentualne zatrucie alkoholem zawsze odpowiadała rano, spędzając czas w pozycji kibel=mój najlepszy przyjaciel. Zbysiowa koszulka była w tym momencie bezpieczna.<br />
- Nie mogliśmy jej zanieść do ciebie?<br />
- Rodzice – rzuciłam krótko, co miało wszystko tłumaczyć.- Z nią bym nie wlazła inną drogą, z tobą wejdę.<br />
- Czyli idziemy zaraz do ciebie? – oczywiście, że dostrzegłam ten błysk w oku.<br />
Faceci. O jednym tylko myślą. Winda się zatrzymała, wyszłam z niej pierwsza, wcześniej wyciągając z kieszeni zbyszkowych spodni kartę do pokoju.<br />
- Trzysta czternaście – szedł za mną, niosąc Bielecką.<br />
Wyjątkowo szybko odnalazłam drzwi z odpowiednim numerem i otworzyłam je. Zapaliłam światło, nie bardzo przejmując się tym, że mogę obudzić Kubiaka. Ma pecha. Ta sytuacja wymagała wyrzeczeń. Ale najwyraźniej nic a nic go to nie ruszało, bo nawet nie wystawił głowy, cały był zawinięty w kołdrę. Czyli Zibi dobrze mówił. Bombę rzucić, a go nie ruszy.<br />
Wyminął mnie i położył Bielecką na swoim łóżku, po czym przeszedł przez pokój. Pochylił się nad Michałem i szturchnął go. Potem jeszcze raz. I jeszcze jeden. Dzik jednak ani drgnął, mruknął jedynie ,,jeszcze piętnaście minut, mamusiu” i przekręcił się na drugi bok. Mój (chyba już oficjalny) chłopak, spojrzał na mnie i wzruszył ramionami. <br />
- Mówiłem, że nic go nie obudzi – westchnął zrezygnowany. <br />
- Zabierz mu kołdrę. Mnie tak zawsze mama budziła do szkoły. <br />
- Nie mam mowy – pokręcił głową i oparł ręce na piersiach.– On sypia nago, a ja nie pozwolę, żebyś oglądała go w całej okazałości. <br />
- Głupek – skwitowałam i spojrzałam na zwłoki przyjaciółki. <br />
Nie ma co, ładnie się ululała. Jeszcze nie widziałam jej w takim stanie. Nawet po zakończeniu w miarę się trzymała i była w stanie dojść do mojej łazienki. No nic, rano będzie ciekawie. Ale to już nie mój problem.<br />
<br />
<br />
Śniło mi się, że Alex się narąbała. I razem ze Zbyszkiem musieliśmy ją eskortować do hotelu, bo w domu matka by ją rozszarpała. A potem poszliśmy do mnie… I zasnęłam wtulona w niego, a nad ranem chuchał mi w szyję…<br />
Zaraz, zaraz… Czy ktoś właśnie tego nie robi? Otworzyłam oczy, ale widziałam tylko sufit. Wzrok mi jednak nie był potrzebny do tego, by czuć na szyi oddech osobnika leżącego obok i słyszeć jego posapywanie. Poza tym, obejmował mnie w talii… Tylko z Alex sypiałam w tym łóżku. Ale ona nie ma takich dużych rąk.<br />
- To nie ja naniosłem błota do przedpokoju, mamo…<br />
Że co!? Czyli to jednak prawda. Wszystko to, co mi się śniło, stało się naprawdę. Koło mnie spokojnie spał Zbyszek. I gadał przez sen jakieś bzdury. No pięknie.<br />
Właśnie w tym momencie zachciało mu się obracać. Złapał moją dłoń, jakby za nic w świecie nie chciał stracić tej styczności cielesnej, i obrócił się na drugą stronę. A że łóżko mam jednoosobowe, to w pięknym stylu zleciał na podłogę. Co gorsza, ciągnąc mnie za sobą, więc koniec końców z jękiem wylądowałam na nim.<br />
Wszystko to wywołało niemały huk i dziękowałam wtedy tylko, że rodzice już poszli do pracy, bo inaczej któreś na pewno zaczęłoby się dobijać do drzwi. A że sama nie mogłam zrobić takiego hałasu, to litania brzmiałaby jakoś w stylu „Agusiu, to znowu Mała Ala? Prosiłam, żebyś mówiła, że będzie nocować. Dałabym wam materac”. Moja matka była jedyną osobą na świecie, która do Bieleckiej nie zwracała się ani Alex, ani Ola, ani nawet tak oficjalnie Aleksandra, konsekwentnie nazywając ją Małą Alą. A mnie Dużą Agusią. Tak, żadna z nas nie była tym zachwycona. Pal licho, gdyby rzeczywiście spała u mnie Alex, ale w momencie, gdy był to Zibi i jeszcze na nim leżałam, zdecydowanie bardziej wskazana była nieobecność moich rodziców w domu.<br />
- Kurwa – wyrwało mu się; no tak, prawdziwy Polak.- Coś wąskie to łóżko masz – mówił całkiem przytomnie.<br />
- Alex jakoś nigdy nie narzekała – odparłam, próbując się wyplątać z kołdry. Opornie mi szło, szczerze mówiąc.<br />
- Ona ma metr pięćdziesiąt w kapeluszu, porównujesz ją do mnie?<br />
- Ależ skąd. Jesteś jedyny w swoim rodzaju – zapewniłam go.- Próbuję sobie teraz tylko wytłumaczyć w miarę mądrze, dlaczego zostawiliśmy ją z Michałem w pokoju. Przecież on zejdzie na zawał. A potem ona go zabije. Podwójna śmierć, to możliwe? – no właśnie, kto wpadł na tak idiotyczny pomysł, no kto?<br />
Hm… Chyba ja… Przecież Mama, widząc ją nachlaną, też nie byłaby zachwycona, a przez okno bym z nią nie weszła…<br />
- I dobrze. Jeśli jeszcze sama siebie zabije, to będę zadowolony – stwierdził.- Ja chcę mieć ciebie, a nie ciągle ciebie z nią.<br />
- Ale… - nie dał mi dokończyć protestu, bo tylko przyciągnął do siebie i zamknął usta pocałunkiem.<br />
Jak tak dalej pójdzie, to raczej jeszcze długo z tej podłogi nie wstaniemy. Zresztą, po co, skoro było tak przyjemnie…<br />
<br />
<br />
Misiek otworzył jedno oko, potem drugie i jak szybko to zrobił, tak szybo tego pożałował. Bo słońce świeciło mu prosto w twarz. Kątem oka spojrzał na łóżko obok. Myślał, że zaspał na poranny trening, ale skoro Zibi jeszcze był w łóżku, to niemożliwe. Co jak co, ale w tych sprawach jego przyjaciel był obowiązkowy. <br />
Dzik wstał z łóżka, przeciągnął się kilkakrotnie, naciągnął leżące obok miejsca spoczynku, bokserki i, korzystając z okazji, zabarykadował się w łazience. W końcu będzie mógł wykąpać się spokojnie, a nie przez to, że Zbyszek w łazience spędza więcej czasu niż niejedna baba, brać kilkuminutowego prysznicu. <br />
Już miał wchodzić do brodzika, gdy jego współlokator zaczął dobijać się do drzwi. No nie, on jest jakiś niepoważny! Owinął się ręcznikiem i przekręcił zamek. <br />
- Właź! – mruknął. <br />
Drzwi, jak na zawołanie, otworzyły się, a do łazienki wpadła rudowłosa, zatykająca sobie usta. <br />
- Co ty tu, do kurwy nędzy, robisz?! – wrzasnął Michał, jednak po chwili się opamiętał. <br />
Co by było, gdyby ktoś tu przyszedł i zobaczył go z Bielecką?! Jeszcze, nie daj Boże, pomyśleliby sobie, że coś go z nią łączy! <br />
- Można ciszej? – mruknęła znad muszli dziewczyna i rozpoczęła dalszy koncert. <br />
Przez to, w jakim znajdowała się aktualnie stanie, wyłączyło jej się myślenie. Inaczej pewnie darłaby się wniebogłosy, widząc Kubiaka zawiniętego jedynie w biały hotelowy ręcznik. Spojrzał na nią, wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. Z głową w muszli bez wątpienia nie prezentowała się najatrakcyjniej. Rude włosy wyglądały, jakby były czesane prądem. Pochylił się nad nią, delikatnie odgarnął włosy i przytrzymał jej głowę. To był impuls, którego w żaden sposób nie potrafił wytłumaczyć. <br />
- Długo jeszcze będziesz rzygać? Muszę się wykąpać – mruknął Michał, gdy Aleksandra opadła obok muszli, opierając głowę o lodowate płytki.<br />
- Zamknij japę i przynieś mi wodę – rzekła, mierząc go wzrokiem i po raz kolejny nastąpił atak torsji.<br />
Kubiak przewrócił jedynie oczami i wrócił do pokoju po wodę. Właściwie, dlaczego on jej w ogóle pomaga?! Przecież była dla niego okropna, ciągle szukała jakiejś zaczepki i robiła z niego błazna na każdym kroku. Powinien złapać ją za te rude kudły i utopić w brodziku. Tak, taka zemsta byłaby słodka! Albo powinien przywiązać ją do kaloryfera i ogolić na łyso, a niech ma, ruda małpa!<br />
- No, masz tę wodę, mośku bez szkoły? – i jeszcze ma czelność przerywać jego psychopatyczne wizje, no co za dziewucha!<br />
Gdy wrócił ponownie do pomieszczenia, dzierżąc w dłoniach dwulitrową Nałęczowiankę, jego oczom ukazał się tragiczny obraz. Alex nie dość, że nadal leżała na podłodze, to teraz jeszcze ciężko dyszała. Sekundę później zwinęła się w kłębek. Jak to mówią: kac-morderca, nie ma serca. Momentalnie chęć jej zabicia zeszła na drugi plan. Podszedł bliżej, zamknął kibel, butelkę postawił obok i lekko ją szturchnął. Nie zareagowała. Pokusił się więc o to, by złapać ją za ramię i podciągnąć do pozycji siedzącej. A mógł ją złapać za włosy… Za późno na to wpadł. Otworzyła oczy, patrząc na niego raczej nieprzytomnie, więc wymruczał coś pod nosem, w duchu się rozgrzeszając, i podniósł ją, sadzając na kiblu. Podał jej butelkę, którą od razu chwyciła. Chwilę męczyła się z zakrętką, aż w końcu spojrzała na Michała błagalnie. Co? Aleksandra Bielecka prosząca go o coś? Święto. Bez słowa wyjął butelkę z jej dłoni i z łatwością odkręcił korek, a chwilę później patrzył, jak opróżnia ją w rekordowym tempie.<br />
- Dzięki – mruknęła i przymknęła oczy.<br />
- Weź prysznic, pożyczę ci jakąś koszulkę, bo ta, którą masz na sobie, raczej już nie nadaje się do użytku – Aleksandra spojrzała na swoje odzienie; faktycznie, po jej śnieżnobiałej bluzce zostało jedynie wspomnienie.- Będziemy musieli się stąd ewakuować, bo jak ktoś nas tu zobaczy, będzie skapa. Za dziesięć minut masz być żywa. <br />
Michał już zamierzał opuścić łazienkę, dając dziewczynie kilka minut na ogarnięcie się, jednak zahaczył swoim bielutkim ręcznikiem o klamkę od drzwi i nawet nie poczuł, gdy okrycie spłynęło do jego kostek.<br />
- Misiek? – zaczęła niepewnie Alex.<br />
- Hmm? – mruknął, obracając się w stronę rudowłosej, a co za tym szło, paradując w stroju Adama.<br />
- Całkiem ładne masz pośladki. I nie tylko.<br />
<br />
<br />
- Nie gap się tak na mnie – nie byłam w stanie powstrzymać tego atakującego tonu, więc te słowa przeze mnie wypowiedziane nie brzmiały zbyt miło.<br />
Ale na tej słodkiej misiowej mordzie nadal tkwił szeroki uśmiech. Dopiero po chwili raczył odwrócić wzrok i skupić go na tym, na czym ja skupiałam swój. Na cyferkach ponad drzwiami windy zmieniających się w coraz mniejsze, aż w końcu stanęła ona na parterze. Drzwi się rozsunęły, a osoba, która za nimi stała, najprawdopodobniej wywołała u mnie dwuminutowe wstrzymanie działania pikawy. Takie miałam wrażenie. Jakby mi się serce zatrzymało na kilka minut, wokół zrobiła całkowita cisza, a ciśnienie w głowie wzrosło o tysiąc hektopaskali.<br />
To jakaś kpina, prawda? Nie byłam w stanie w tamtym momencie policzyć w pamięci rachunku podobieństwa, ale było naprawdę mnóstwo innych ludzi, którzy mogliby się tam pojawić. Ale nie, przecież coś tam u góry lubi mnie nękać, lubi, gdy cierpię! Bo przecież moim oczom musiał się ukazać nie kto inny jak sam Gavin Schmitt! <br />
Na chwilę przymknęłam oczy, opierając się o ścianę windy. Nie dam rady. Po prostu nie byłam w stanie się ruszyć i spokojnie przejść obok niego. Przecież nie mogłam udawać, że go nie widzę i po prostu ot tak sobie pójść… A może to jednak dobry pomysł?<br />
Kubiak, pewnie już zniecierpliwiony, szturchnął mnie, żebym się ruszyła. Spróbowałam w ciągu tych kilku sekund unormować oddech, aż w końcu oderwałam się od ściany, stanęłam prosto, uniosłam brodę odrobinę wyżej niż powinnam i wyszłam z windy. Posłałam Gavinowi w miarę ładny uśmiech, po czym minęłam go na trzęsących się nogach, tylko dzięki jakiejś wewnętrznej sile (pewnie to była moc przesłana telepatycznie przez Agę) zmusiłam się, by iść normalnie i nie ruszyć biegiem, gdy tylko go minę.<br />
- Co się tak gapisz? – usłyszałam za plecami głos Kubiaka.- Na kacu jest, dlatego wygląda jak wiedźma – no wielkie dzięki! – Tak się wczoraj nawaliła, że mi dziś rano całą łazienkę zarzygała… - nie wiem, jak się powstrzymałam od zawrócenia i walnięcia mu prosto między oczy; też mi reklamę robił! – Chyba nie może o tobie zapomnieć i dlatego… - dodał jeszcze konspiracyjnie.<br />
Że co kurwa!?<br />
- Ach tak… - wymruczał Gavin, nie bez ironii.- Pewnie dzięki temu kacowi jeszcze żyjesz, bo nie wątpię, że z chęcią by cię ukatrupiła.<br />
Do moich uszu dotarło jeszcze prychnięcie Michała, a potem charakterystyczny dźwięk zamykających się drzwi od windy. I jego kroki coraz bliżej i bliżej, aż się ze mną zrównał.<br />
- On jest jakiś…<br />
- Zamknij się – nie pozwoliłam mu dokończyć.- Po prostu się zamknij, kretynie.<br />
- Chryste, dziewczyno, z czym ty masz znowu problem? Z tobą naprawdę jest coś nie tak, z psychiką konkretnie.<br />
- Powiedziałam ci, żebyś się zamknął – gwałtownie się zatrzymałam i jakoś odruchowo zrobił to samo.- Inaczej…<br />
- Inaczej co? – podpuszczał mnie, a jakże. <br />
A ja się dawałam. I już otwierałam usta, by mu pogrozić, gdy na horyzoncie pojawił się wtedy mój ojciec.<br />
- Aleksandro! – no, przynajmniej nie mówił już Ola.- Co ty tutaj robisz tak wcześnie? – spytał, stając przy nas i przenosząc wzrok ze mnie na Kubiaka. I z powrotem. I tak cały czas.<br />
- Ja… - szybko, szybko, jakieś kłamstwo! – Trochę zabalowałyśmy wczoraj z Agą… Nie wzięłam klucza i nie chciałam już mamy potem budzić. No i Jaś…<br />
- No tak, te dzieciaki… - wymruczał tylko, patrząc podejrzliwie na Kubiaka.<br />
- Ja nic o tym nie wiedziałem! – uniósł ręce do góry.- Zibi je przyprowadził. Spałem z nim, rozumiesz to? Nawet nie wiesz, jak on się rozpycha…<br />
No, ma szczęście. Już myślałam, że mnie wyda. Ale wtedy momentalnie stałby się kastratem. I nici ze zdolności spłodzenia potomstwa, jeśli ewentualnie kiedyś by chciał. A w sumie byłoby szkoda… W końcu w portkach całkiem niezły sprzęt nosił, coś już o tym wiem.<br />
- Zabawne, on po tych lotach samolotem zawsze twierdzi, że to ty się rozpychasz. I chrapiesz. A wy mogłyście powiedzieć, załatwiłbym wam jeden dodatkowy pokój, a nie gnietliście się dwójkami – zwrócił się do mnie.<br />
- Naprawdę było późno… - pokiwałam nawet nadgorliwie głową dla potwierdzenia.<br />
Domyślam się, że decyzja, którą Agata podjęła, była słuszna i naprawdę nie nadawałam się do oglądania… Ani przez ojca, ani przez matkę.<br />
- A Agata i Zbyszek gdzie w takim razie są? – spytał podejrzliwie.<br />
- Poszli na śniadanie wcześniej – wzruszyłam lekko ramionami, po co o to w ogóle pytał?<br />
- A to ciekawe, bo właśnie wracam ze stołówki i jakoś ich tam nie widziałem…<br />
Ups, wpadka.<br />
- Oj, Olek, wiesz, jak to jest… Pewnie po drodze skręcili w jakiś boczny korytarzyk i się zajęli sobą. Albo to oni blokują tę drugą windę, w ogóle nie chce jeździć… - Michał zabłysnął sprawnym kłamstewkiem. Dzięki ci, człowieku! Chociaż raz zrobiłeś coś dla mnie bez kłótni!<br />
- Tak, wiem, jak to jest… - mruknął ojciec, nie spuszczając jednak ze mnie wzroku; brudna jestem gdzieś, czy co? Na Kubiaka nawet nie spojrzał.- Powiedz mi jeszcze, młoda damo, dlaczego masz na sobie męską koszulę?<br />
O cholerka. Kompletnie o niej zapomniałam już. Zresztą, tak ładnie pachniała, że wcale nie miałam ochoty jej oddawać… Bielecka, ogarnij się! O czym ty myślisz?!<br />
- To moja – wtrącił Michał. Ciekawe, dlaczego ratował mi dupę już drugi raz, zamiast po prostu wszystko wygadać. Mógł być pewien, że tym zdecydowanie by mi dopiekł i wpakował w niezłe bagno. Ale mnie krył.<br />
- Domyślam się, że twoja – mruknął poważnie Aleksander Bielecki tym takim ważnym tonem.- Tylko co ona robi na niej? – zmarszczył brwi.- Czy wy coś może razem…?<br />
- Że co!? – wrzasnęliśmy równocześnie.<br />
No, chociaż w tym się zgadzamy.<br />
- Powariowałeś, tato, do reszty? – popukałam się w czoło.<br />
- No wiecie, kto się czubi, ten się lubi…<br />
- Tato, proszę cię… - jęknęłam.<br />
- Wypadek tylko mały był, coś musiała ubrać… - wyjaśnił jeszcze Kubiak, cokolwiek się kryło pod słowem „wypadek”.<br />
- Jasne – wymruczał nieprzekonany tato, przeciskając się pomiędzy nami.- Pamiętajcie, żeby się zabezpieczać.<br />
Zanim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, już zniknął w windzie. Ale usta miałam chyba otwarte przez dobrą minutę, patrząc cały czas na miejsce, w którym zniknął.<br />
- To są jakieś jaja, nie? – usłyszałam po chwili.- Ukryta kamera, prawda? Jakieś „Mamy cię” albo coś. Weź mi to wyjaśnij, bo już chyba kompletnie nie wiem, o co chodzi. Dlaczego zawsze, gdy jestem w pobliżu ciebie, spotykają mnie takie dziwaczne sytuacje? Dlaczego zawsze mnie ośmieszasz, robisz ze mnie kretyna i wyzy…<br />
- Jęczysz jak baba – przerwałam mu.<br />
Nie będę tego słuchać, nie ma mowy. Jakieś tu zarzuty mi będzie wysnuwał, jakby sam był święty i nigdy mi nic nie zrobił. Obróciłam się z zamiarem pomaszerowania do stołówki (choć nie wiem w sumie po co), ale zdążyłam zrobić kilka kroków, kiedy złapał mnie za ramię. I ścisnął. Mocno.<br />
- Nigdzie nie pójdziesz – chyba pierwszy raz jego głos brzmiał tak stanowczo.- Póki nie wysłuchasz tego, co mam do powiedzenia. Póki sam nie usłyszę choćby głupiego „dziękuję”.<br />
Podniosłam głowę. I mierzyliśmy się tak wzrokiem kilka minut, a podczas nich tylko jeden, jedyny raz przemknęło mi przez głowę, że ma ładne oczy. Nie zmieniało to jednak faktu, że był kretynem.<br />
- A co to, polubiliście się nagle? – glos Agaty wyrwał nas z odrętwienia.<br />
Jak zwykle, pojawiła się w dobrym momencie!<br />
- Mówiłem, że wspólnie spędzona noc sprzyja integracji – za nią pojawił się Zibi.<br />
I na wstępie zasłużył na uduszenie.<br />
<br />
<br />
- Tam są – pociągnęłam Zbyszka za rękę, widząc w oddali korytarza rude włosy.<br />
To był ich plus. Naturalne nie były zbyt częste, więc się wyróżniały i łatwo było je zauważyć. Ale kiedy znalazłam się już bliżej, zmarszczyłam brwi. Wiedziałam, że idący pół kroku za mną Zibi również zastanawia się, o co chodzi w tej sytuacji. Bo to przecież niemożliwe, aby dwójka akurat tych ludzi stała tak blisko siebie, nie chcąc się zabić. Że też jeszcze nie doszło do rękoczynów… Co więcej, Michał pochylał się nad Alex, patrząc prosto w jej oczy… Co jest grane?!<br />
- A co to, polubiliście się nagle? – spytałam, stając tuż przy nich.<br />
Obie głowy w tempie ekspresowym odwróciły się w moją stronę.<br />
- Mówiłem, że wspólnie spędzona noc sprzyja integracji – koło mnie stanął Zbyszek, automatycznie kładąc mi też dłoń na biodrze. Uwielbiam, gdy mnie dotyka…<br />
- Niedoczekanie - Michał od razu odsunął się od Aleksandry, czy też właściwie raczej odskoczył, a ona roztarła sobie ramię drugą ręką.- Was powaliło? Czemu mnie z nią zostawiliście samego? Żeby się nade mną znęcała?<br />
- A znęcała się? – spytałam niewinnie.<br />
- Tak!<br />
- Ja ci już dzisiaj mówiłam: zamknij japę i się nie odzywaj, bo jak ci takiego hadouken zasadzę, że się nie podniesiesz…<br />
- Hadouken? Co to jest? – spytał zaciekawiony Zibi.<br />
Alex ostentacyjnie przewróciła oczami. No tak, jak można być takim ignorantem i nie wiedzieć, co to jest hadouken? Skandal! Poszukałam jego dłoni swoją i od razu lekko ją ścisnęłam.<br />
- Taki cios jakiejś postaci z gry na konsolę – wytłumaczyłam mu szeptem, lekko się uśmiechając.<br />
Zapewne nie miałabym o tym pojęcia, Bielecka zresztą również, gdyby nie to, że tak jakby miała czterech młodszych braci. W tym jednego non stop grającego na komputerze w te strzelanki i bijatyki, co zresztą mogłam dopiero co podziwiać.<br />
Dziku tylko prychnął, co chyba miało być wyrazem lekceważenia, tak mi się zdaje. Nie zdążył jednak powiedzieć ani słowa, w żaden sposób się odgryźć, bo za moimi plecami rozległ się głośny i wysoki dźwięk<br />
- Michaaasiuuuu!<br />
Aż podskoczyłam.<br />
- O kurwa - wyrwało się Zibiemu tuż ponad moją głową; widocznie rozpoznał głos.<br />
Sekundę później obok mnie przemknęło coś z ciemnymi włosami, rzucając się Kubiakowi na szyję. Alex od razu cofnęła się kilka kroków do tyłu, a zaraz przysunęła do mnie, jakby to mogło jej w jakiś sposób pomóc. Za to zdezorientowana mina Dzika – bezcenna.<br />
- Monika? – wykrztusił, zdecydowanie zdziwiony.<br />
Dziewczyna odsunęła się od niego, potem jednak znowu się przysunęła, uścisnęła jeszcze raz i dopiero wtedy stanęła obok swobodnie, już w żaden sposób go nie dotykając.<br />
- No ja – uśmiechnęła się szeroko.- Stęskniłam się. Ty też?<br />
- Ale co ty tu…<br />
- Człowieku, trochę kultury. Byś przedstawił koleżankę – wtrąciła się Alex.<br />
Zibi westchnął. Ona chyba nie wiedziała, co robi. Chciała być złośliwa, a pewnie wyjdzie, jak zawsze.<br />
- Tia – mruknął Dziku.- To jest Monika, moja by…<br />
- Dziewczyna – wcięła mu się, praktycznie go zagłuszając. I cały czas się uśmiechała w ten idiotyczny pomysł.<br />
Kubiak posłał jej gromiące spojrzenie.<br />
- Co za kobieta – szepnął do mnie Zibi.- Była dziewczyna. Ale widać nie może się z tym pogodzić.<br />
Ale Bielecka tego nie słyszała. I w tamtym momencie miała minę, jakby jej ktoś przyłożył patelnią w twarz. Niby zdziwiona, ale w gruncie rzeczy bardziej wściekła. Możliwe, że gdyby miała coś w ręce, właśnie w tym momencie huknęłaby tym o podłogę z całą siłą, na jaką byłoby ją stać. Mogła jeszcze tupnąć nogą… Ale nie zrobiła tego. Przepchnęła się za to miedzy mną a Zbyszkiem, rozdzielając nas w ten sposób i pognała w stronę wyjścia.<br />
Szlag ją trafił. Zazdrośnica. Ale za to właśnie ją kocham.<br />
<br />
<br />
__<br />
a co powiecie na całą sagę brygad? ;DBrygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-33192672444167247542012-10-05T09:52:00.001+02:002012-10-05T09:52:37.165+02:0011. Jest tak napierdolona, że się na nogach nie trzyma.<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
Może fakt, że od zawsze mieszkałam w domku jednorodzinnym napawał mnie takim przerażeniem, gdy musiałam złożyć wizytę komuś, kto mieszkał w bloku. Tam wszystko było takie ciasne. Schody, cały korytarz, że nie wspomnę już o mieszkaniach. Tym bardziej wychodziłam zawsze z podziwu dla ludzi, którzy, jak przypadku tych, do których teraz zmierzałam, gnieździli się w dwupokojowym mieszkaniu w siedem osób. Z ósmą w drodze. Gdzie ja z rodzicami, czyli trójka, mieszkaliśmy w takim przestronnym domu.<br />
Dlatego też nie było tutaj mowy o swobodzie. Nie mogłam sobie wchodzić do środka bez pukania, kiedy tylko chciałam. Tak jak Alex do mnie, pakując się oknem w środku nocy bez zapowiedzi. Ale cóż, rodziców i zarobków się nie wybiera.<br />
Kiedy wcisnęłam dzwonek, spodziewałam się, że drzwi otworzy mi właśnie ona. Nie miałam takiej głowy do matematyki, żeby sobie teraz obliczyć prawdopodobieństwo, ale, o ile się nie mylę, istniało o wiele więcej możliwości, że otworzy mi ktoś inny. I tak właśnie było. W drzwiach pojawił się chłopiec z kasztanowymi lokami na głowie. Czasem miałam problemy, który jakie imię nosi, zresztą, wszyscy wyglądali jak mniejsze kopie najstarszego, ale, o ile się nie myliłam, trzeci z kolei miał na imię Krzyś. Miał sześć lat i był pierwszym bratem Alex, którego narodziny pamiętałam. Kiedy pojawiło się dwóch poprzednich, jeszcze się nie znałyśmy.<br />
- Aga, cześć – miał naprawdę słodki uśmiech.- Aleeeeex! – wydarł się po chwili, aż zmrużyłam oczy.<br />
- Krzysiek, nie wydzieraj się tak – w drzwiach prowadzących do kuchni pojawiła się głowa matki Aleksandry.<br />
Spojrzała tylko na mnie przelotnie, nie racząc nawet odpowiedzieć na moje „dzień dobry”. Kompletnie mnie zignorowała i zniknęła w pokoju, zapewne wracając do malowania. Też mi artystka. Z kuchni sobie pracownię zrobiła, a gotować to nie było komu.<br />
- Krzyś, idź się pobawić – głos Alex sprawił, że odetchnęłam z ulgą; w tym domu zawsze czułam się jak intruz. – Cześć – mruknęła jakoś tak beznamiętnie.<br />
Chyba była w złym stanie. Czyżby Gavin jej siedział w głowie? Nie odpowiedziałam na to powitanie, tylko podeszłam do niej i po prostu przytuliłam. Dawno tego nie robiłyśmy. Pewnie dlatego, że ostatnio wszystkie te moje czułości przelewałam na Zibiego. Ale jego też już trochę nie widziałam.<br />
- Chyba musimy pogadać, nie?<br />
- Taaa – wymruczała, ciągnąc mnie w kierunku mniejszego pokoju.- Tomek, ewakuuj się z łaski swojej – rozkazała, gdy tylko stanęłyśmy w progu.<br />
- Spadaj – czternastolatek nawet nie oderwał wzroku od komputera, pochłonięty grą. Kompletnie nie zwracał też uwagi na, siedzącego obok niego, młodszego brata.<br />
Alex przewróciła tylko oczami.<br />
- Chcesz pójść z Agą do Spodka na mecz? – spytała, a ja posłałam jej zdziwione spojrzenie.<br />
- Chcę – odpowiedział, nadal nie odwracając głowy.- Ale i tak teraz spadaj.<br />
Westchnęła. Ja za to próbowałam dojrzeć, w co takiego gra.<br />
- Rżnie w Medal of Honor non stop – mruknęła, jakby wiedziała, co zaprząta teraz moją głowę.<br />
- Mnie też nauczy! – zawołał siedzący obok starszego brata Krzyś, na co Alex kolejny raz przewróciła oczami.<br />
Bez słowa mnie wyminęła i zajrzała do drugiego, większego pokoju, gdzie większość głosów zagłuszał ryczący naprawdę głośno telewizor. Zaraz jednak pokręciła głową.<br />
- Wojtek sobie jakichś kolegów przyprowadził – mruknęła; fakt, oprócz telewizora dało się słyszeć jakieś przekrzykiwania chłopców, jakby bawiła się ich tam co najmniej armia, a nie ledwie kilku dziesięciolatków.- Do kuchni lepiej nie wchodzić, bo mnie zeżre za przeszkadzanie. Pozostaje nam łazienka.<br />
I to właśnie wyjaśniało, dlaczego zawsze spotykałyśmy się u mnie. U niej nie było miejsca. Zupełnie. Szczytem luksusów był teraz kibel, bo usiadłam na zamkniętej klapie. Alex natomiast przysiadła na brzegu brodzika. Jej matka zdecydowanie powinna się wziąć za robotę, a nie malować te swoje wątpliwej jakości obrazy, podczas gdy ten jej mąż, co w świetle prawa nawet nie był mężem, zarabiał ledwie grosze, płodząc przy tym chmarę dzieciaków. Ludzie, czy wy wiecie, co to są prezerwatywy?<br />
Tym razem mi wyrwało się westchnienie.<br />
- To przez Gavina, prawda? – spytałam domyślnie; cóż, nawet nie wyglądała zbyt dobrze. Włosy rozczochrane, buzia, jakby nie spała od kilku dni (co w tym domu było chyba możliwe i bez większych powodów i problemów, którym był Schmitt) i jakaś stara, powyciągana koszulka. Zero stylu.<br />
- Hm… Może – wymruczała.- To nie tak łatwo określić. Jak Zibi?<br />
- Dzwoni codziennie – odpowiedziałam z radością, dopiero po chwili orientując się, że znowu mnie podeszła.- Ale zostaw Zibiego, co ty chcesz zrobić ze Schmittem?<br />
- Hm… - znów wymruczała; jęki namysłu, ta?- Chyba…<br />
- Siku, siku! – do łazienki wpadła mała postać; tutaj też nie było spokoju.<br />
Jeszcze jeden braciszek. No naprawdę… Widać w czasach, gdy nasi rodzice byli młodzi, nie istniało coś takiego jak edukacja seksualna i dlatego do tej pory nie mają pojęcia o czymś, co się nazywa zabezpieczenie. Przeliterować? Już nie wspomnę o tym, że kolejny braciszek był w drodze… I się pojawi na świecie za jakieś trzy miesiące.<br />
- Aga, za kiblem leży nocnik, weź podaj – mruknęła Aleksandra, rozpinając dwuletniemu Jankowi spodenki.<br />
Posłusznie zrobiłam to, o co prosiła, a sekundę później posadziła Jasia na niebieskim nocniku z kaczuchą.<br />
- Chyba będę go unikać – stwierdziła w końcu, gdy chwilę potem z powrotem wciągała chłopcu portki na tyłek.<br />
- Nie powinnaś – zaprotestowałam od razu.- Musisz z nim pogadać, wytłumaczyć…<br />
- Nie jestem w stanie, rozumiesz? – klepnęła Jaśka w tyłek, migiem wyleciał z łazienki.- Nie potrafię tak po prostu z nim porozmawiać. Chcę to wyrzucić z głowy jak najszybciej. Nie widywać go, nie myśleć o nim… Trzymać się z daleka.<br />
- Ale nie możesz…<br />
- Nie sądzisz, że to będzie bardziej wymowne? Skoro się nie pojawiłam, to samo przez siebie rozumie się, że nie chcę go więcej widzieć<br />
- Ty głupia jednak jesteś – stwierdziłam. Całkowicie szczerze, nie obrażałyśmy się nigdy o takie stwierdzenia.- Czyli to pytanie do Tomka było serio? Nie idziesz jutro na mecz?<br />
- Nie idę – potwierdziła obojętnie, choć i tak wiedziałam, że ta obojętność, udawanie jej, naprawdę dużo ją kosztowało.- Wstań, proszę, muszę to wylać – podniosła nocnik.<br />
No tak, bo łatwiej jest ryczeć w poduszkę niż próbować walczyć. A siki dwulatka są w tym momencie najważniejsze.<br />
<br />
<br />
- Naprawdę spotykasz się z Zibim? Jaki on jest? Myślisz, że zrobi sobie ze mną zdjęcie albo da mi autograf? – kiwałam spokojnie głową, a Tomek trajkotał jak nienormalny. <br />
W końcu to u nich rodzinne. Tyle że on, w odróżnieniu od Aleksandry, trochę bardziej ogarniał to, co dzieje się w siatkarskim świecie. Jego genialna siostra aktualnie siedziała w tym ich prymitywnym, dwupokojowym mieszkaniu i wgapiała się w telewizor z myślą, że będzie jakiś zbliżenie na Schmitta. Nie rozumiem takich ludzi: ma vipowskie miejsce na największą siatkarską imprezę tego roku, a dobrowolnie oddaje swój bilet młodszemu bratu. Czy ona jest normalna?<br />
- Agusia… ? – tylko jedna osoba ma taki głos. Niski, seksowny. Odwróciłam się i kilka metrów ode mnie stał ON. <br />
Dzikim pędem ruszyłam do niego, rzucając się w zbysiowe ramiona. Miałam gdzieś jęki jego fanek, gdy nasze usta w końcu się spotkały. No nic, Spodek opuszczę chyba pod eskortą policji. Albo nie, przecież Zibi mówił, że po meczu gdzieś razem wyskoczymy, bo musimy poważnie porozmawiać, cokolwiek to znaczy. Dziewięć dni rozłąki to zdecydowanie za dużo!<br />
- Misiaku, tęskniłam za tobą! – mruknęłam, niechętnie odrywając się od Zbysia, aby zaczerpnąć tchu.<br />
- Ja chyba bardziej – musnął moje czoło.– Ale dzisiaj sobie odbijemy, wyskoczymy gdzieś razem, bez żadnych ogonów, co ty na to?<br />
- Masz na myśli Alex? – uniosłam brew, a brunet kiwnął głową.– Spokojnie, siedzi w domu i buczy za Schmittem, a poza tym nie ryzykowałaby spotkania z Dzikiem – poczułam, jak Tomek kopie mnie boleśnie w kostkę. No tak, obiecałam mu zdjęcie z moim (prawie) chłopakiem.- Odnośnie Alex, poznaj jej brata, Tomka.<br />
Młody wyszczerzył się głupio, stając oko w oko ze swoim idolem. No, niedokładnie oko w oko, bo dzieliło ich gdzieś tak trzydzieści centymetrów. Może odrobinkę mniej. Potem nadszedł czas na litanię, jaki to Zibi jest wspaniały i w ogóle jak gra, że Tomek cieszy się, że przechodzi do Rzeszowa, bo tam będzie się rozwijał. <br />
Zaraz, zaraz. Jaki Rzeszów?<br />
- Przecież twój kontrakt z Jastrzębskim jest ważny jeszcze przez rok!<br />
- Ale Agata, w Rzeszowie będę mógł się rozwijać, grać na pozycji atakującego, a tu nie mam szans – próbował mi wytłumaczyć, ale nie chciałam słuchać.<br />
- Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś, że będziemy się często spotykać, bo będziemy mieli do siebie zaledwie pięćdziesiąt kilometrów, a dzisiaj co? Odwidziało ci się?<br />
- To nie tak – złapał mnie za ramię, ale szybko odepchnęłam jego rękę.- Pewnie, uciekaj! Obie lubicie to robić! – krzyknął za mną, ale ja nie miałam już siły się obracać. <br />
Zniszczył wszystko, zaprzepaścił szansę na związek. Od początku intuicja podpowiadała mi, że on nie jest właściwym kandydatem na partnera, ale co miał zrobić mózg, jeśli na widok tego faceta serce biło jak oszalałe?<br />
<br />
<br />
Bartman wpadł do szatni, w której zawodnicy koncentrowali się przed pierwszym meczem katowickiego turnieju Ligi Światowej. Każdy robił to na swój sposób. Jedni siedzieli ze słuchawkami w uszach, inni czytali książkę, a jeszcze inni po prostu rozmawiali. Zibi ściągnął z siebie bluzę i cisnął nią na ławkę, na której siedział jego przyjaciel.<br />
- Oho, co się stało? – mruknął Dzik, mierząc Zbigniewa przeszywającym wzrokiem.<br />
- Agata dowiedziała się o Rzeszowie – odkręcił butelkę wody, jednakże cała jej zawartość, zamiast w jamie ustnej Zbyszka, wylądowała na posadzce. Jeszcze bardziej zdenerwowany, cisnął nią w kąt pomieszczenia i opadł obok przyjaciela.<br />
- Prędzej czy później i tak musiałbyś jej powiedzieć – Michał zaczął ściągać z siebie spodnie.<br />
Z jego kostką było już coraz lepiej. Właściwie wszyscy zawodnicy, którzy doznali kontuzji w Kanadzie, byli już gotowi do gry. Przez te kilka dni, które spędzili w Spale, Kubiak był cały czas jakby lekko przygaszony. Zresztą, obaj byli. Tyle, że Zibi ciągle wisiał na telefonie, a on nawet nie miał jej numeru. Zresztą, po co mu numer jakiejś wariatki, która stanowi zagrożenie dla jego życia?<br />
- Nie było jej – powiedział Zbyszek, wpatrując się w twarz przyjaciela, który nagle poczerwieniał. <br />
- A co mnie to obchodzi? – wysyczał Misiek i zaczął wiązać buty. Ciekawe, skąd wiedział, o kogo chodzi.<br />
- Nic. W dalszym ciągu udawaj, że nic – mruknął Bartman i wyszedł z szatni.<br />
I jak on ma być zdrowy psychiczne, gdy otaczają go tacy ludzie?!<br />
<br />
<br />
- O, tam jest Piter. Idę się z nim przywitać, a ty masz tu siedzieć i proszę cię, bądź grzeczny. Może załatwię ci piłkę z autografami, dobra? – młody przybił mi piątkę, po czym pognałam w kierunku, w którym Nowakowski się rozgrzewał.<br />
Nie był tam sam, bo kręcił się tu również Jarosz, za którym średnio przepadałam, ale przecież nie wypadało przywitać się tylko z jednym zawodnikiem, prawda? Piotrek od razu mnie dostrzegł, bo odłożył odbijaną przez siebie Mikasę i podszedł bliżej.<br />
- Cześć Chip, gdzie podziewa się Dale? – zapytał, przytulając mnie do siebie.<br />
- Została w domu, wiesz jaka jest – przewróciłam oczami.<br />
- Powiedzmy, że wiem – zaśmiał się. – Co to za sprzeczka przedmałżeńska ze Zbychem była, co? <br />
- Czasem trzeba nim potrząsnąć – wyszczerzyłam się do Nowakowskiego.<br />
To chyba z nim najbardziej się zakumplowałyśmy. O dziwo, nawet Alex weszła z nim w bliższe kontakty, mimo tego, że brzydziła się wszystkich i wszystkiego, co związane z siatkówką. O, przepraszam, wyjątkiem był oczywiście Schmitt, który swoją drogą, uśmiechał się do mnie i machał tymi długimi łapami jak nienormalny.<br />
- O, chyba kolega Gavin cię woła. Idź, póki Zbycha nie ma, bo potem może być z tego draka – Piotrek zmierzwił mi włosy, a ja posłusznie podreptałam w stronę Kanadyjczyka.<br />
- Gdzie Alex? – zapytał z tym swoim firmowym uśmiechem.<br />
- Może najpierw jakieś ,,cześć”? – mruknęłam, a on wybałuszył oczy. No co? Może trochę kultury? <br />
- Cześć, gdzie Alex? – po raz kolejny ten sam uśmiech. Mamuniu, czy on cierpi na szczękościsk czy co?<br />
- W domu. Źle się czuła.<br />
- Ale jak to? – wyraźnie się zdziwił. Nie chciała się z tobą widzieć, ziomuś. Łapiesz?<br />
- Normalnie – wzruszyłam ramionami i obróciłam się. Z drugiego końca sali słyszałam znajomy głos, którym wołając ,,wiewióra”, miał najprawdopodobniej na myśli mnie.<br />
Obróciłam się i bingo! Oskar machał do mnie, uśmiechając się szeroko. Przeprosiłam zdziwionego Schmitta i ruszyłam w kierunku statystyka.<br />
- Gdzie twoja druga połowa? – zapytał, gdy tylko stanęłam przy stoliku statystyka.<br />
Co oni się dzisiaj tak na nią uparli?!<br />
- W domu, źle się czuła, czy coś – odparłam, wzruszając ramionami. Musiałam trzymać się ustalonej wczoraj wersji.<br />
- Cholera jasna, miała mi statystyki robić! Powiedz jej, że jutro chcę ją widzieć w tym właśnie miejscu, dobra?<br />
Pokiwałam lekko głową, nie chcąc nawet protestować i wspominać o takiej możliwości, że i tak się nie raczy pojawić.<br />
- Jak nie przyjdzie, to osobiście jej nogi z dupy powyrywam, zrozumiano?<br />
Znów pokiwałam głową i poczułam, jak czyjeś dłonie spoczywają na moich biodrach. Doskonale wiedziałam czyje i bardzo się z tego powodu ucieszyłam, jednak, tak bardziej dla zasady, odepchnęłam je. Zibi jednym zwinnym ruchem obrócił mnie w swoją stronę.<br />
- Nie gniewaj się, kocie – mruknął uroczo z nieudawaną skruchą malującą się na twarzy. – Przecież w Rzeszowie też są jakieś uczelnie, moglibyśmy nawet zamieszkać razem, jeślibyś tylko chciała. Wiem, że to jeszcze za wcześnie, ale zawsze warto spróbować, a nie potem żałować przez całe życie… – mówiąc to, wpatrywał się w czubki swoich butów.<br />
A co ja mogłam w tej sytuacji? Przecież on na swój własny, trochę pokręcony sposób właśnie wyznał mi miłość. Rzuciłam mu się w ramiona i, zapominając o całym bożym świecie, zaczęliśmy się całować, tak jak to mieliśmy w zwyczaju.<br />
<br />
<br />
Zbyszek właśnie miał zamiar kolejny raz mnie pocałować (zresztą, cały ten spacer się zamienił w nic innego właśnie jak ciąg pocałunków), kiedy mój telefon zaczął brzęczeć. Też sobie chwilę znalazł. Nie zwykłam go jednak ignorować, więc wyplątałam się jakimś cudem z objęć Zibiego, wykopując z torebki ten cud elektroniki.<br />
Wyświetlacz pokazywał takie duże cztery litery składające się na wyraz DALE z idiotycznym zdjęciem Bieleckiej w tle.<br />
- Alex dzwoni – wymruczałam.<br />
Nie musiałam nawet na niego patrzeć, wiedziałam, że przewrócił oczami.<br />
- Nie odbieraj – poprosił.- Przeżyje chwilę bez ciebie.<br />
- Ale coś się musiało stać – zaprotestowałam od razu, odbierając połączenie.<br />
Rzadko do mnie dzwoniła. Z reguły na jej karcie było raczej niewiele, więc zwykle puszczała mi sygnał. A teraz dzwoniło i dzwoniło…<br />
- No co? – mruknęłam do telefonu.<br />
- Agata? – co? Głos nie należał do Alex.- Justyna mówi. Justyna Wojcieszyk – a skąd ona, do cholery, miała telefon Bieleckiej!? Chwilę próbowałam skojarzyć, kto to jest ta Justyna, aż przypomniałam sobie, że razem chodziłyśmy do gimnazjum.<br />
- Co z Alex? – spytałam odrobinę ostro.<br />
- Szczerze?<br />
- Tylko szczerze.<br />
- Jest tak napierdolona, że się na nogach nie trzyma - milczałam bardzo długą chwilę, przetrawiając tę informację. Do czego to doszło… Było aż tak źle, że musiała się uchlać? – Lepiej chyba, że dzwonię do ciebie, niż do jej matki, nie?<br />
- Tak, tak – pokiwałam głową, choć nie mogła tego widzieć. Zibi cały czas patrzył na mnie pytająco.- Gdzie jesteście?<br />
- W <i>Zoli</i> – momentalnie skojarzyłam klub i część miasta, w której się znajdował.- Pospiesz się, bo już nie wiem, co mam z nią zrobić.<br />
Mruknęłam jeszcze coś w stylu „zaraz będę” i się rozłączyłam.<br />
- No? – Zbyszek mnie ponaglił, bo długą chwilę milczałam.- Co jest?<br />
- Nawalona w trzy dupy. Trzeba po nią jechać.<br />
Raczej nie był zachwycony.<br />
<br />
__<br />
jeżeli w ostatnim czasie słabo żyjemy i ogólnie nie komentujemy, to dlatego, że rzeczywistość nas trochę przytłoczyła.</div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-31154340503003971972012-09-28T20:17:00.001+02:002012-09-28T20:17:28.313+02:0010. Odezwała się zrównoważona!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<br />
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Kiedy weszłam do pokoju (nie trzeba chyba
mówić, dlaczego tak późno), Alex siedziała na łóżku w tej swojej piżamie ze
smerfami, z ręcznikiem na głowie i moim laptopem na kolanach. Wcisnęła pauzę,
gdy zamknęłam za sobą drzwi. Czyli coś oglądała. Zapewne Brygadę RR. Chciałam
spytać, który odcinek i zacząć recytować dialogi z pamięci, a potem długo się z
nią śmiać. Ale przecież miałam teatralnie obrażoną minę, w końcu gadała o mnie
z Zibim za moimi plecami, więc nie mogłam jej tego puścić płazem. Nie odezwałam się
więc ani słowem, ona również miała kamienny wyraz twarzy, i poszłam do
łazienki. Zrobiłam to samo, co każdego wieczoru, szybka (jak na mnie) toaleta,
takie tam kremy na noc, sratatata, a kiedy wychodziłam z łazienki, również z
ręcznikiem na głowie, Alex trwała w niezmienionej pozycji. Jedyną różnicą było
to, że ręcznik wisiał teraz na krzesełku, a jej mokre włosy opadały na ramiona.
Znów nacisnęła pauzę, ale się nie ruszyła, wpatrując w ekran. Po dźwiękach,
zanim zatrzymała kreskówkę, poznałam, że to nie bajka o wiewiórkach, tylko o
myszach. Pinky i Mózg. Tak, do tego też pasowałyśmy. Znaczy, wzrostem. Bo to
wcale nie jest tak, że ja, jako ta wyższa i teoretycznie lepiej wyglądająca (z
czym nie do końca się zgadzam zresztą) robię za tą głupią, a ona, ta mniejsza,
jako jedyna w tym duecie myśli i planuje jeszcze, jak tu przejąć władzę nad
światem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - No i jak tam, moja zakochana połóweczko
Brygady? – odezwała się w końcu, zamykając komputer i odkładając go na bok.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Prychnęłam, udając śmiertelnie obrażoną,
choć pewnie nie wychodziło mi to tak dobrze, jak jej i przejrzała mnie, zanim
zdążyłam zamknąć porządnie drzwi od naszego pokoju. Miała zbyt logiczny umysł,
zbyt szybko kojarzyła fakty, ogólnie zbyt często była <i>zbyt. </i>Zbyt głośna, zbyt mała, zbyt porywcza i zbyt inteligentna dla
niektórych, choć ja bym tego akurat za wadę nie uznała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Oj no, co się foszysz? Nie udawaj, że
jesteś zła, bo i tak wiem, że aż się palisz, aby poopowiadać, jaka jesteś
podjarana – do cholerki, dlaczego znów musiała mnie przejrzeć, dlaczego zawsze
przychodziło jej to z taką łatwością? No tak, zbyt dobrze mnie znała.- Chciałam
ci tylko pomóc. Wyszło, nie sądzisz?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Sądzę – mruknęłam po chwili ciszy, tak
jakby udobruchana.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> I się uśmiechnęłam. Odpowiedziała również
uśmiechem, wstając i przetransportowując ten swój seksowny, okrągły tyłek na
moje łóżko.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Więc mów – rzuciła, siadając po turecku
tuż obok mnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - On jest…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Tak, tutaj właśnie nastąpiła litania, jaki
to Zibi jest. Jak świetnie mi się z nim gada, jak świetnie całuje, jak świetnie…
Robi coś tam jeszcze i jakie ma oczy. I całą resztę oprócz nich. Bielecka
kiwała w tym czasie głową, zadając w pewnych momentach bardziej szczegółowe
pytania, na które zresztą odpowiadałam z chęcią. Chyba zbyt dużą.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Cieszę się – stwierdziła na końcu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> A ja wiedziałam, że tak jest naprawdę. Że
nie mówi tego, by sprawić mi przyjemność, by być dobrą przyjaciółką, tylko
dlatego, że naprawdę się cieszy. No ale bez wielkich planów i entuzjazmu,
zobaczymy, co to będzie dalej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - A ty jak? – spytałam ogólnie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> W końcu widziałam, jak prawie cały czas
mecz wisiała nad głową Oskarowi, biedaczek. Pewnie już była wprowadzona w
tajniki liczenia tych wszystkich bzdur, o których ja nie miałam pojęcia, no ale
udawałam mądra choć trochę, przeglądając dziś jego papiery z jakże inteligentną
miną.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Ja normalnie – wzruszyła ramionami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Ale w tym geście było coś tak dziwnego,
innego, niepodobnego do niej, więc czułam, że coś jest nie tak.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Jutro gramy z Kanadą – nie wiem,
dlaczego to powiedziałam. To chyba miała być prowokacja właśnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Wiem – mruknęła.- I źle się z tym czuję.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> A niby czemu?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Wiem, że nasza drużyna, to nasza
drużyna, ale jakoś niespecjalnie mi na kimś z niej zależy, więc bym wolała,
żeby to Gavin miał później uśmiech zwycięzcy…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Ach, no tak… Ten Schmitt, który teraz w
sumie tylko wadził.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Zdajesz sobie sprawę, że…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Wiem! – przerwała mi, a głos jej drżał
przy tym jednym słowie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> No i pięknie. Zawsze była zbyt
emocjonalna. Właśnie dlatego tak często reagowała krzykiem, nadmierną złością,
ale też nadzwyczaj łatwo przychodził jej płacz. Nie mówię, że to źle, zawsze
lepiej jest się oczyścić, ale momentami to zdarzało się zbyt często. Cóż, w
taki sposób się wyładowywała, nie mi to oceniać. Ważne, że nigdy przed
publicznością, odstawiając szopkę, tylko w samotności, najczęściej w poduszkę.
Albo przy mnie czasem, kiedy poruszałam temat, który owy płacz wywoływał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - On jest stąd, a gra w jakiejś Korei czy
innej Rosji – chyba czytała ciotkę wikipedię.- My pojutrze wracamy do domu, to
przecież nie wyjdzie. Dlaczego mi nigdy nie wychodzi, co? – i oto, proszę, łza
pociekła jej po policzku.- Dlaczego znowu wplątałam się w coś, co od samego
początku nie miało szansy na przetrwanie? Czemu żaden normalny i osiągalny się
nie pojawi, dlaczego mają mnie gdzieś? Co jest ze mną nie tak? – wyrzucała z
siebie słowa jak jakiś kałasznikow, teraz już zwyczajnie łkając.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Wszystko jest z tobą w porządku,
kochanie – powiedziałam łagodnie, przyciągając ją do siebie i przytulając, a
chwilę później dosłownie zmusiłam ją, aby położyła głowę na moich kolanach.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Nie jest – zaprotestowała, prawie
dławiąc się łzami.- Nikt mnie nie chce. Nawet nie jestem ładna.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Jesteś – powiedziałam od razu.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Nie jestem. I tak wszyscy zawsze patrzą
na ciebie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - To nie o to chodzi…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - A o co?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Westchnęłam cicho. Lepiej jej było tego
nie tłumaczyć, bo jeszcze gotowa znowu wpaść w złość. Teraz najlepszym wyjściem
było po prostu dać się jej wypłakać. Nic nie mówiąc.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - O nic takiego… - wymruczałam usypiająco,
przeczesując jej włosy.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Nie liczyłam czasu, nie miałam więc
pojęcia, ile minęło. Szlochała coraz ciszej i ciszej, aż w końcu zasnęła. Z
jakiegokolwiek powodu by nie płakała, zawsze wyglądała wtedy uroczo. Problem
pojawił się dopiero wtedy, gdy zaczęłam się zastanawiać, co teraz zrobić. Bo
tak jakby było już późno i też chciałabym położyć się spać…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Aga, gdzie jest… - do pokoju,
zdecydowanie hałasując, wpadł Kurek. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Całkowicie bez zapowiedzi. Autostrada jak
nic! Znowu zapomniałam zamknąć drzwi na klucz. Za nim pojawił się też Kubiak. A
ten tu czego? Kolejną awanturę wywoływać? Ma szczęście, że Aleksandra już
spała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Ciszej – zganiłam ich na wstępie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - O, przepraszam – Bartek uniósł ręce do
góry, cofając się o krok i tym samym wpadając na Michała.- Ja wiedziałem, że z
wami coś nie tak jest – stwierdził po upływie ledwie ułamka sekundy, patrząc na
mnie i na Bielecką.- Ten Zibi to tylko tak dla picu, a w rzeczywistości i tak
kochacie tylko siebie nawzajem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Bartek, proszę… - jęknęłam. Też głupotę
wymyślił.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Dobra, dobra, już znikam – i tyle go
widzieli.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Wyleciał z pokoju, jakby go jakiś potwór
gonił. Ale nadal w drzwiach stał Dzik.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Co chciałeś? – spytałam odrobinkę ostro.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Zibiego nie ma w pokoju – wyjaśnił
obojętnie, udając, że wcale nie patrzy na śpiącą na moich kolanach Aleksandrę.-
Nie wiemy, gdzie jest. Pomyślałem, że siedzi u ciebie, w sumie wcale bym się
nie zdziwił…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Nie ma go tutaj – powiedziałam to chyba
odrobinę zbyt głośno, bo Alex lekko się poruszyła.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Od razu spojrzałam w dół. Zmarszczyła nos,
pewnie pod wpływem snu. Z reguły nikt tego nie widział, zawsze próbowała to
ukryć, pod pudrem przykładowo, równocześnie starając się nie zrobić sobie na
twarzy skorupy, jak to miały te niektóry odpicowane panienki, a ja zawsze się
zastanawiałam, dlaczego, ale ten nos usiany był piegami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Na pewno? – dopytał Michał.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Jest śliczna – mruknęłam jak w transie,
głaszcząc ją po policzku.- Szkoda, że nie potrafi w to uwierzyć.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Taaa – doszło to do moich uszu od strony
drzwi, a brzmiało ironicznie, więc w końcu podniosłam głowę.- Nie ma go w
łazience? W szafie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Nie wszedłby do szafy, jest za mała –
przewróciłam oczami.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Pod łóżkiem?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - A po co miałabym go tutaj przechowywać w
ogóle?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Dobra, dobra – uniósł ręce do góry tak,
jak Bartek chwilę wcześniej.- Poszukam gdzie indziej.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Wyszedł. Zawracając jeszcze, by zamknąć
drzwi. No jak nie autostrada, to jakby w Tesco mieszkali. Kultury brak
całkowity.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Alex mocniej się do mnie przytuliła.
Tamtej nocy spałyśmy w jednym łóżku.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Nuda.
W ogóle nie rozumiem jak można ekscytować się tą całą siatkówką? Dwunastu
facetów biega za jakąś piłką tylko po to, żeby przerzucić ją na drugą stronę.
Dobrze, że chociaż Jarząbek pozwolił mi pogrzebać coś przy komputerze, bo
inaczej umarłabym z nudów. Agata, w dalszym ciągu wgapiona w Bartmana jak w
obrazek, siedziała obok rezerwowych, co jakiś czas rzucając uwagi w kierunku
rozgrzewających się zawodników, więc żaden był z niej pożytek.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Mimo
wszystko, ten cały Bartman to burak. Prawie taki sam jak ten jego, pożal się
Boże!, przyjaciel. O, właśnie. Gdzie on się podziewa? Dawno tej zakazanej mordy
nie widziałam. Przeczesałam wzrokiem naszych zawodników i rzuciła mi się w oczy
ta pechowa trzynastka. Nie ma co, ten numer pasował do niego jak żaden inny! <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - No, przelicz to teraz na procenty! –
dopiero głos Oskara przywołał mnie do porządku i w tym momencie dotarło do
mnie, że przez kilka ostatnich minut, gapiłam się na tego całego Kubiaka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Przecież on nawet przystojny nie jest!
Fakt, ma słodką mordę. A te nogi... Ale mimo wszystko traci przy bliższym poznaniu. Nie to,
co Gavin, który wręcz czarował swoim uśmiechem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Przewróciłam
jedynie oczami, ale zrobiłam to, co kazał mi Kaczmarczyk. Swoją drogą, całkiem
fajny z niego gość. Wszyscy, oczywiście prócz Kubiaka, byli tutaj znośni. Nawet
mój ojciec trochę wyluzował i częściej się uśmiechał, nie wspominając już o rzucaniu sucharami<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Teraz trzeba spiąć dupska, zaraz gramy
tie-break! – wrzasnął Igła. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> I
w takich momentach nasuwa się pytanie; co to, do jasnej ciasnej, jest ten cały
tie-break? Tego pytania wolałam głośno nie wypowiadać, bo pewnie zostałabym
zmieszana z błotem przez sztab i zawodników. No i jeszcze Agatę. Chociaż nie;
aktualnie do niej nic nie dochodziło. Szczerzyła się do Bartmana jak głupi do
sera. Czy ona jest normalna?!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Znowu
zaczęli grać, a ja, zajęta swoją robotą, nawet nie zwracałam uwagi na to, co
dzieje się na boisku. Jednakże moją uwagę przykuło zamieszanie panujące przy ławce
dla naszych rezerwowych. Dopiero sekundę później dojrzałam, że przecież gra
została wstrzymana, a z boiska, kuśtykając, schodzi zawodnik w biało-czerwonej
koszulce z trzynastką. Nie mam bladego pojęcia, co mi w tamtym momencie odbiło.
W głowie zawyła jakaś syrena alarmowa, poderwałam się z miejsca i, całkowicie
ignorując wołania Kaczmarczyka, poleciałam w tamtą stronę na złamanie karku, po
drodze się jeszcze potykając.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Kubiak
siedział na ławce, trzymając się za nogę, a mój ojciec i doktor już się nim
zajęli. Opadłam z impetem na krzesło obok niego. Dłonie mi się trzęsły, chyba z
powodu jakiegoś przerażenia, ale nie jestem pewna… Bo niby czego miałabym się
wystraszyć? Dobra, Bielecka, nie wypieraj się. Skrzywiona mina Michała to
wywołała. I myśl, że cokolwiek mogło mu się stać.. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Co się stało? Bardzo cię boli? – zapytałam
troskliwe, wpatrując się w michałowe oczy. Dopiero teraz zobaczyłam jak ładną
mają barwę. Jakoś odruchowo poszukałam też jego dłoni swoją.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Uniósł brwi, zdziwiony. No co, zapytać nie
można?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Czy ty się dobrze czujesz? Od kiedy cię
to interesuje?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Ja… - nie potrafiłam odpowiedzieć w
tamtym momencie. Zatkało mnie, mówiąc kolokwialnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Głupek! No mówiłam, że jest głupkiem! Ja
się zmartwiłam, a on jest niemiły!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Widać, że jednak obchodzę cię trochę! –
uśmiechnął się złośliwie. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> No,
tego było już za wiele! Puściłam jego dłoń i poderwałam się na równe nogi. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Pff, chciałbyś! – oburzyłam się.– Po
porostu jak umrzesz, nie będę miała nad kim się znęcać! – powiedziałam i
obróciłam się na pięcie, wracając na miejsce obok, zdziwionego moim
zachowaniem, statystyka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Ja się na tym nie znam, ale i tak dobrze
grałeś – nie wiedziałam, co powiedzieć, więc powiedziałam właśnie to. Zresztą,
to ja tu byłam teraz w gorszej sytuacji niż Gavin, bo to ja jestem z Polski, to
my właśnie z nimi wygraliśmy, a on miał taką zawiedzioną minę. Nie pozostawało
mi nic innego, jak po prostu powiedzieć coś tak idiotycznego i przytulić się do
jego pleców, jakby to miało mu wszystko wynagrodzić.- No i wygraliście przecież
wczoraj z Brazylią…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Alex… - wymruczał tylko, odrywając
delikatnie moje ręce od siebie, by sekundę później obrócić się do mnie przodem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Powtórka z rozrywki? Teraz to nie Aga
stała na boisku z siatkarzem w tak jakby dwuznacznej sytuacji, tylko ja.
Różnica jednak polegała na tym, że my nie przeszliśmy od razu do wymiany płynów
z jamy ustnej i najprawdopodobniej wcale do tego nie dojdzie. No bo... Och, no
bo jak to sobie wyobrazić? Teraz takie coś, a my już jutro rano wylatujemy z
powrotem do Polski i nie zobaczę go przez dwa tygodnie… I w co ja się
wplątałam, do cholery?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Hm? – mało inteligentne, ale na nic
innego nie było mnie w tym momencie stać.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Nie odpowiedział. Zamiast tego zgarnął mi
z twarzy palcami kosmyk włosów, zakładając go za ucho. Wyjątkowo często to
robił. Jakiś jego fetysz, czy co? Albo raczej gra wstępna, bo zaraz już się
pochylał. W wiadomym celu. Tak bardzo tego chciałam jeszcze dwa dni temu, a
teraz… Teraz po prostu nie potrafiłam. Odwróciłam głowę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Zawahał się i zatrzymał. A kiedy znów na
niego spojrzałam, w oczach czaiło mu się pytanie. No tak, nic dziwnego. Właśnie
uciekłam przed pocałunkiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Nie mogę – powiedziałam cicho. Nie mogę,
bo co? No racjonalne argumenty, Bielecka! Nie możesz mu ot tak mówić, że nie,
bo nie i oczekiwać, że będzie czekał jak jakiś idiota.- Ja mam dopiero
dziewiętnaście lat…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - I co z tego? – spytał spokojnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> No właśnie, i co z tego? Co z tego, że on
ma dwadzieścia sześć?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Ty
sobie jeździsz po świecie i grasz, a ja zostanę w tej szarej Polsce. Nie
zrezygnujesz z tego, a ja się nie zdecyduję wyjechać na stałe… - no właśnie. To
brzmiało aż tak okropnie, jak mi się zdawało?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Masz rację – westchnął. I co, i tyle?
Już po wszystkim? Tak łatwo się poddaje? – Nie jestem fanem przelotnych
romansów i lubię cię, ale też jakoś nie pomyślałem, że to raczej nie ma szansy
– że co?! Kretynie, powinieneś mnie teraz pocieszać i mówić, że jakoś to można
rozwiązać, a nie, kuźwa, że to nie ma szans! – Wydaje mi się jednak, że nie
będę potrafił ot tak po prostu zapomnieć, że cię spotkałem…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> No, masz szczęście!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Więc co chcesz zrobić? – czemu mówiłam
tak cicho i tak niepewnie? Ja, która się zawsze najgłośniej wydzieram? Aż dziw,
że mnie matka nigdy nie zaprowadziła do szkoły muzycznej, żebym mogła wyć bez
przeszkód.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Poczekać. Jeśli coś ci się tutaj
zagnieździło – dotknął palcem mojej skroni.- I też nie będziesz potrafiła
zapomnieć, to wtedy zaczniemy myśleć i kombinować, jak to rozwiązać, okej?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Okej – mam nadzieję, że nie usłyszał,
jak zadrżał mi głos.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Zobaczymy się w czerwcu u was. Wtedy się
okaże, czy to było tylko takie chwilowe zauroczenie, czy coś więcej. Przerwa
dobrze zrobi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Pokiwałam głową. Jakiś wewnętrzny głos
brzmiący łudząco podobnie do głosu Borkowskiej powtarzał mi w głowie, żebym jak
najszybciej stamtąd spieprzała, bo jeszcze się zaraz rozryczę. I miał rację,
niestety. Chyba tylko cudem to powstrzymałam i tak samo cudem zmusiłam się to
wspięcia na palce w wiadomym raczej celu. I Gavin kolejny raz mi pomógł,
pochylając się, bym mogła musnąć jego policzek.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> A potem zwiałam stamtąd tak szybko, że aż
się za mną kurzyło.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Jak to mówią; wszystko dobre, co się
dobrze kończy. Właściwie dobrze skończyło się tylko dla Agaty, bo w Kanadzie
znalazła swoją wielką (bo prawie dwumetrową) miłość. Ciekawe tylko, na jak
długo? Nie to, że mam coś przeciwko, ale kto ich tam wie? Siedząc na wielkiej walizce, rozmyślałam na temat tych kilku dni, które
spędziłam w towarzystwie tych zwariowanych siatkarzy i mojego szurniętego ojca,
z którym koniec końców, doszłam do jakiegoś tam porozumienia i, mam nadzieję, że nie jest to tylko chwilowe.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> I Gavin. Mój największy problem. Mam
nadzieję, że przez te kilka dni rozłąki opanuję to szaleństwo w mojej głowie i
zacznę myśleć racjonalnie. To w ogóle ma jakiś sens? Bo jak to, on zagranicą,
ja w Polsce. I nie wiem, czy byłabym zdolna zostawić tu Agatę i wyjechać na
drugi koniec świata za jakimś siatkarzyną. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> No i jeszcze ta zaraza, Kubiak. Nie
powiem, przejęłam się tą jego kontuzją czy czymś tam. Chociaż przyciąga
nieszczęścia, nie chciałam, żeby coś mu się stało. Wciąż pamiętałam, jak
otworzył drzwi tego hotelowego schowka na narzędzia i przyciągnął mnie do
siebie. Ładnie pachniał, nawet jak na Dzika. Wiem, że momentami i ja nie
zachowywałam się w porządku, no ale przecież tam, gdzie jest Alex Bielecka, nie
może być zbyt spokojnie.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> -
Kogo brakuje, niech podniesie rękę! – krzyknął głupkowato Kaczmarczyk i
przeliczył wszystkich. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Tym razem również sam trener pilnował, czy
aby przypadkiem nikogo (w domyśle: mnie i Agaty) nie brakuje. Ale tym razem
obyło się bez ekscesów, bo ona szła z Zibim za łapkę, a ja dreptałam spokojnie
za nimi, ciągnąc wielką walizkę. Grześ Kosok proponował, że mi pomoże, ale ja
samodzielna dziewczyna jestem i zapewniłam go, że dam sobie radę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Problemy jednak w dalszym ciągu mnie nie
opuszczały. Gdy siedziałam sobie spokojnie na moim miejscu, obok pojawił się
pewien znienawidzony przeze mnie osobnik, szczerzący się jak głupi do sera. Doskonale
wiedział, że jest ostatnią osobą, którą chciałabym mieć obok siebie, wracając
do domu, ale nic sobie z tego nie robił.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Co
ty tu robisz? – mruknęłam do Kubiaka, który zdążył w najlepsze rozwalić się na
miejscu obok.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> -
Siedzę? – odpowiedział i głupkowato się uśmiechnął.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> -
Wynocha mi stąd, transwestyto! – wrzasnęłam niezrażona tym, że oczy wszystkich
ludzi wpatrzone są we mnie. No co? – Ja chciałam siedzieć z Agą! A ty Agą nie
jesteś, kretynie!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> -
Przykro mi, ale ona siedzi ze Zbychem – odparł i zabrał się za jedzenie jakichś
żelków.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Uniosłam głowę; faktycznie, siedziała obok
Zibiego i miziali się jak jakaś napalona para nastolatków. Że też im się to
jeszcze nie znudziło! Przewróciłam oczami i spojrzałam nienawistnie na Kubiaka.
Ten, zajęty opychaniem się, nie zwrócił nawet na mnie uwagi, więc znacząco
odchrząknęłam.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - No
co? Nie będę się przesiadać, bo masz takie widzimisię! – powiedział z pełną
buzią.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> -
Nie będę siedzieć obok ciebie, bo jesteś niezrównoważony, rozumiesz?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> -
Odezwała się zrównoważona! – fuknął i zaczął zbierać swoje rzeczy.- Pit, zamień
się! Nie będę siedział obok tej psycholki! Olka – psycholka!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Bardziej niż psycholka (to takie dziecinne
przecież), rozdrażniło mnie Olka! Rzuciłam się więc na niego i wbiłam mu
paznokcie w ramię. Ten zaczął piszczeć normalnie jak jakaś baba na widok myszy!
Już miałam się zamachnąć i ponownie wbić paznokcie w jego ciało, ale w
ostatniej chwili powstrzymałam się, podniosłam głowę i spojrzałam ojca, który
gromił nas wzrokiem.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> -
Kubiak, siadaj na miejsce Kurka, a ty, młoda damo, jak się nie uspokoisz,
będziesz siedzieć obok mnie, zrozumiano? – co było począć? Kiwnęłam jedynie
głową, z kieszeni wyciągnęłam odtwarzacz i zatopiłam się w kojących dźwiękach,
odrywając się od całego świata.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Gdzie wy teraz w ogóle jedziecie? –
najprawdopodobniej w powodu właśnie tego pytania ojciec nagle się zatrzymał, a
ja, do tej pory go goniąc, teraz wpadłam na niego i odbiłam się, chyba tylko
cudem utrzymując równowagę i nie lądując na podłodze.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Dobra,
ja wiem, że nią jestem, ale czy musi mi to jeszcze potwierdzać? Co dziwnego
było w tym pytaniu? Całkiem logiczne mi się wydawało. Skoro zawitaliśmy na
Okęcie, to zapytanie o to, co dalej, chyba było na miejscu, nie?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Do domu, a gdzie? Każdy sobie jedzie do
domu, mają wolne – odpowiedział po dłuższej chwili, tak całkowicie normalnie,
bez ironii.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Wydałam z siebie tylko inteligentne
mruknięcie, pokazując w ten sposób, że przyjęłam to do wiadomości.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Pojedziecie ze mną, prawda? Wezmę was ze
sobą, tak będzie lepiej. Daj tę walizkę – zanim zdążyłam zareagować, już mi ja
odebrał i ruszył w kierunku wyjścia.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Hm… Od kiedy on taki uczynny? Nie no, nie
bądźmy złośliwi. W końcu nie mógł nas tak po prostu tutaj zostawić, skazując na
powrotną podróż pociągiem do domu, skoro miał inny transport w tym samym
kierunku… To teraz trzeba tylko znaleźć Agę i przekazać jej tę nowinę. Też
raczej nie pałała zbyt wielkim entuzjazmem do pociągu. Chociaż teraz to pewnie
jeszcze jest spokojnie, w wakacje to dopiero będzie…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Rozejrzałam się, szukając jej wzrokiem, w
pole mojego widzenia wpakował się jednak jedynie Piotr.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Trzymaj się, Dale – zmierzwił mi włosy,
uśmiechając się.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Ja mu dam Dale! Ale nie tym razem, teraz
to się tylko uśmiechnęłam w odpowiedzi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Alex! Alex, do cholery! – Agata już
pędziła w moją stronę, ciągnąc za sobą ogon w postaci Zbyszka.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Co się drzesz? Mordują kogoś?<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Bądź poważna – żachnęła się.- Wiesz, o
której mamy ten pociąg? Bo jeszcze pomyślałam, ze mogłybyśmy…<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Nadawała jeszcze przez chwilę, ale treść
jej słów nie bardzo do mnie docierała. Bardziej skupiłam się na wyrazie jej
twarzy, palcach splecionych z palcami Bartmana i ogólnie na tym, że w jakiś
sposób promieniała. Zobaczymy na jak długo. Nie, żebym jej źle życzyła albo już
na wstępie spodziewała się najgorszego, po prostu lepiej podchodzić sceptycznie
do wszystkiego, żeby się potem nie zawieść.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Jedziemy z tatą – przerwałam jej w
końcu.- Teraz – czyli bez ociągania się i kombinowania.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Och… - wyrwało jej się.- To poczekaj
chwilę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Wspaniałomyślnie się odwróciłam, chcąc im
dać odrobinkę prywatności, jeśli coś takiego w ogóle było możliwe, stojąc na
środku terminalu, gdzie non stop kręciło się mnóstwo ludzi.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - I co teraz? – spytała.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Nic. Odpocznij sobie ode mnie. Zobaczymy
się w Spodku na meczach. Będę dzwonił.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Po tych słowach nastąpiła chwila ciszy,
podczas której domyślałam się, co się działo. Dosyć długo, aż się naprawdę
mocno zamyśliłam, myśląc o jakichś bzdurach. Obudziłam się dopiero, gdy
Borkowska gwałtownie pociągnęła mnie za ramię, w drugiej ręce trzymając uchwyt
walizki i ciągnąc ją, jak również mnie, w kierunku wyjścia. W połowie drogi
nagle się zatrzymała i, jestem pewna, gdyby nie to, że obie dłonie miała
zajęte, jedna plasnęłaby sobie w twarz. Taką miała minę.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> - Nie powiedziałam mu nawet, że my w
Katowicach mieszkamy! I nie będziemy z nimi w hotelu, bo do domu blisko!<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> Czasem się zastanawiam, czy ona aby na
pewno myśli? Przecież nie miała czegoś takiego jak godzina policyjna ustalona
przez rodziców, przed którą musiała koniecznie być w domu i leżeć w łóżeczku.
No i była już pełnoletnia. Więc w czym problem? Aga, ogarnij się, to zauroczenie
wyżera ci mózg.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"><br /></span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;"> ____</span></div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: 11.0pt;">taka okrągła dziesiąteczka.</span></div>
</div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-2255513945334890678.post-32402870287114097982012-09-21T21:05:00.001+02:002012-09-21T21:05:13.912+02:009. Się nie śmiej, ja też takie mam!<div dir="ltr" style="text-align: left;" trbidi="on">
<i>Nici z siedzenia razem. Muszę pilnować Dzika, a Ty lepiej pilnuj Alex. Potem pogadamy. </i><br /> Przeczytałam wiadomość po raz setny i w dalszym ciągu nic nie rozumiałam. To po cholerę wychodziłam wcześniej z szatni, żeby zająć nam najlepsze miejsca? Na szczęście, na odpowiedź nie musiałam czekać zbyt długo, bo do zaparkowanego przed halą autobusu wpadła jak burza Alex. Cała trzęsła się ze złości. Czyżby znowu jakaś miła rozmowa z tatusiem? <br /> - Ja pierdolę, pójdę siedzieć za morderstwo! – wrzasnęła, opadając obok mnie. <br /> - Jezu, co się stało?! Zabiłaś kogoś? <br /> - Jeszcze nie, ale jak ciebie kocham!, ukręcę Kubiakowi ten jego pusty łeb przy samej dupie! <br /> Ach, czyli o to chodziło Zibiemu w tej wiadomości. Panna Bielecka i Michaś od początku mieli ze sobą na pieńku. Już na lotnisku wyzwała go przecież od transwestytów. Chociaż myślałam, że po tej akcji z zaginięciem Aleksandry wszystko w końcu się uspokoi. Jak widać, myliłam się. <br /> - Co on tym razem zrobił? – wiedziałam, że tylko czekała na to pytanie. <br /> - Gdy Gavin prawie mnie pocałował, on raczył sobie na mnie wpaść! Wyobrażasz to sobie?! <br /> Widząc minę wchodzącego do autokaru Kubiaka, wyobraziłam sobie. Za nim człapał Zibi, który posłał mi tylko błagalne spojrzenie. Wynikało z tego, że on drogę powrotną wolałby spędzić w moim towarzystwie. Puściłam mu oczko, a on odpłacił się firmowym uśmiechem. <br /> - Romans kwitnie, widzę – zaśmiał się, przechodzący obok naszych siedzeń, Kosok, ale po moim gromiącym spojrzeniu, mruknął coś w stylu ,,zażartować już nie można?” i opadł obok Konarskiego. <br /> - Nudzi mi się, masz coś do czytania? – Alex szturchnęła mnie ramieniem. <br /> - Nie mam, nie licząc pustej torebki po żelkach Haribo, reflektujesz? – nie reflektowała. Za to podniosła głowę, przeczesując spojrzeniem wszystkich kadrowiczów. <br /> - Tam jest Pit, on ma moją książkę! – poderwała się z miejsca i zaczęła przeć między siedzeniami. Taaak, ona i te jej skandynawskie kryminały…<br /> Wszystko byłoby dobrze, gdyby w momencie, w którym Alex przechodziła obok siedzeń zajmowanych przez Zbyszka i Michała, nie potknęła się o nogę tego drugiego. Oho, zaraz się zacznie...<br /> - Chcesz mnie zabić, idioto!? – wrzasnęła, a wszyscy jak na zawołanie poderwali się z siedzeń i obserwowali, co aktualnie dzieje się przy drugim fotelu. Mina siedzącego przede mną Wiśniewskiego mówiła: no, w końcu jakaś rozrywka. Fakt, w taj sprawie na Alex i Kubiaka, jak również mnie i Zibiego, ale to już chyba przeszłość, zawsze można było liczyć.<br /> - O niczym innym nie marzę – wysyczał Kubiak przez zęby. <br /> - Znowu zaczynacie? – przewrócił oczami Zibi. <br /> Tak jak ja, miał nadzieję, że nasze nastroje udzielą się również im i chociaż na chwilę zakopią ten topór wojenny. Jak widać, nadzieja matką głupich. <br /> - Zamknij się! – wrzasnęli oboje jak na zawołanie. <br /> Zbyszek w geście poddania podniósł ręce i wolał się już nie narażać. W sumie, widząc Bielecką i Dzika z chęcią mordu w oczach, ja też bym się wycofała. Bo wiadomo, co tej dwójce może przyjść do głów? <br /> - Ola, Michał; proszę was, nie róbcie scen – Łysy Terrorysta najwyraźniej postanowił interweniować. <br /> Strach pomyśleć jak by się to mogło skończyć! Znając Alex, rzuciłaby się pewnie z łapami na biednego Dzika i zmasakrowałaby mu tą słodką, misiową mordkę i wtedy nie byłby już taki hot. Posłała ojcu tylko gniewne spojrzenie, ale, o dziwo!, posłuchała. Wróciła na miejsce obok mnie, miotając ciche przekleństwa. Przyłożyłam rękę do jej czoła, sprawdzając, czy aby przypadkiem nie ma gorączki. Nie, czoło zimne jak lód. Ale i tak coś mi tu nie grało. Bo jak to możliwe, żeby Aleksandra Bielecka posłuchała swojego ojca?!<br /><br /><br /> Czy oni czasem nie powinni już grzecznie nynać w łóżeczkach?<br /> Taka myśl latała gdzieś po głowie Alex od momentu, w którym spojrzała na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić, która godzina. Starała się zrozumieć ich radość, w końcu Agata mniej więcej jej wytłumaczyła, że Brazylia to naprawdę trudny przeciwnik i wygrana z nią to ogromny, ale to naprawdę ogromny powód do radości, zwłaszcza po dziesięciu latach porażek, no ale tak jakby następnego dnia też był mecz, nie? Jak tak dalej pójdzie, to wcale rano nie wstaną z braku sił. Tak jakoś Bielecka podejrzewała.<br /> Dziwiła się w sumie Anastasiemu, że jeszcze nie rozgonił fetującego towarzystwa, no ale to przecież nie jej sprawa, się wtrącać nie będzie. Jeszcze by wyszła na jakąś cnotkę niewydymkę, co się bawić nie potrafi. A jak się pobudzą z kacami, to przynajmniej będzie się z czego ponabijać.<br /> Z takim właśnie postanowieniem wyszła sobie na balkon, aby się, tak banalnie, pogapić na światełka. Miasta pogrążonego w ciemności, w końcu był już praktycznie środek nocy. Nie miała nawet pojęcia, czyj to jest balkon, w czyim pokoju była sekundę wcześniej, bo średnio co piętnaście minut jakoś tak samoistnie się wszyscy przenosili z jednego do drugiego. Owczy pęd.<br /> Oparła się o barierkę i westchnęła ciężko. To wszystko zaczynało ją już męczyć. Cały ten wyjazd.<br /> - Podobno w Polsce też jest pięknie. Tylko jakoś nie potrafię tego zauważyć – lekko drgnęła, słysząc nad głową niezidentyfikowany głos.<br /> No mogliby się tak nie skradać! I gdzie ten patriotyzm, no gdzie?<br /> - A ty się już mnie nie boisz? – spytała raczej dla żartu, bo przecież nie tak dosłownie poważnie, widząc obok siebie Ruciaka; oparł się o barierkę w taki sam sposób.<br /> - A dlaczego miałby się bać takiego maleństwa? – drugi głos z drugiej strony; co z nimi, teleportują się?<br /> Odwróciła głowę i chwilę jej zajęło, zanim skojarzyła, że ten drugi, po jej lewej stronie, również teraz opierający się o barierkę, to Winiarski. Tańcowały dwa Michały… Czy jakoś tak.<br /> - Mamy z nimi balkon – poinformował Rucek, jakby to właśnie miało wszystko wyjaśniać.<br /> - No i go Piter raz zamknął w samych gaciach – pospieszyła z wyjaśnieniami Alex, jak zawsze uprzejma.- Jak nas zobaczył, to zaczął się tak drzeć falsetem, jakby go kastrowali – nadal ją to bawiło, samo wspomnienie, kiedy sobie tę scenę przywoływała z pamięci i wyświetlała przed oczami.<br /> A kiedy Winiar się zaśmiał, dołączyła do niego, również się śmiejąc. Rucek również, co ją odrobinę zdziwiło, ale nie dała tego po dobie poznać.<br /> - Ale żebyś widział, jakie miał śmieszne gacie w misie! – przypomniało jej się po chwili.<br /> - Ej, ej, ej! Się nie śmiej, ja też takie mam!<br /> Nie śmiej się, nie śmiej, ale koniec końców, cała trójka rechotała jak głupia dosyć długą chwilę. Śmiech ten przerwał dźwięk otwierających się balkonowych drzwi.<br /> - Nie widzieliście może… - Zibi zamilkł, zatrzymując się w progu.<br /> - Nie – odpowiedział mu krótko Winiarski, choć przecież nie miał pojęcia, czego dotyczyło pytanie.<br /> - Jak dobrze, że się sam napatoczyłeś – Aleksandra uśmiechnęła się uroczo w jego kierunku.- My sobie pogadamy teraz.<br /> - Ale…<br /> - Nie ma ale, nawet nie próbuj protestować, bo nie wyjdziesz z tego cało.<br /> Reakcję zagłuszył nagły śmiech Ruciaka. Zdecydowanie brzmiało to idiotycznie, w końcu jak prawie dwumetrowy facet miałby nie wyjść cało ze starcia z kimś zdecydowanie mniejszym? Ale Rucek wierzył, że to możliwe, dlatego właśnie się rozśmiał. A jeszcze bardziej rozbawiło go ostrzegawcze spojrzenie Zibiego.<br /> - Nie patrz tak na mnie, ona wie, co mówi – naprawdę był o tym przekonany, więc musiał przekonać też Zbyszka.<br /> Nie dodał nic więcej, pociągnął tylko za sobą odrobinę zdezorientowanego Winiarskiego, znikając po sekundzie w pokoju.<br /> - No co się gapisz? Bierz krzesełko i siadaj – ponagliła Zbigniewa Bielecka tym swoim tonem, który nie pozwalał na jakikolwiek protest.<br /> Sama już to zrobiła, ustawiła sobie w odpowiednim miejscu to krzesełko, takie samo jak na jej balkonie, dzięki czemu była już z nim w dobrej komitywie i swobodnie na nim usiadła, czekając, aż Bartman zrobi to samo.<br /> - Co zamierzasz? – spytała tak ogólnie, mając nadzieję, że się domyśli, o co może pytać, przecież wyglądał całkiem inteligentnie…<br /> - Ale o co pytasz?<br /> A jednak tylko wyglądał, nic poza tym. Westchnęła ciężko.<br /> - O Agatę, głąbie. Co zamierzasz? Ona cię lubi, podobasz jej się od zawsze, sama mi się przyznała jakiś czas temu, ale dzisiaj jest w euforii, nie myśli racjonalnie. Jutro zacznie i nie licz wtedy na taryfę ulgową.<br /> - Chryste, kobieto… O co ci chodzi?<br /> Siedząca przed nim Aleksandra była chyba tą bardziej szurniętą połówką Brygady AA. Tak mu właśnie przyszło do głowy. Z Borkowską jeszcze szło się dogadać, choć też miała swoje odchyły, ale ta to już przechodziła ludzkie pojęcie. Będzie go tutaj o zamiary wypytywać.<br /> - O co mi chodzi? – prychnęła.- Człowieku, my mamy po dziewiętnaście lat. A ty ile masz? Ogarniasz tę różnicę? Już mi tu nawet nie chodzi o rozwój umysłowy, bo w tym to ona zdecydowanie cię przewyższa, tylko o fakt, że całe życie jest teraz przed nami. Jakieś studia, milion perspektyw i jeszcze żadnej decyzji. Nie twierdzę przy tym, że jest niedojrzała i cię będzie ograniczać, całą tę inicjację seksualną ma już dawno za sobą, to duża dziewczynka jest, ale ty jej teraz zepsujesz plany.<br /> - Miło mnie podsumowałaś – mruknął, już nawet nie komentując tego jej słowotoku; momentami naprawdę zbyt dużo mówiła.<br /> Przewróciła oczami. Nie widział, jakiego są koloru. Agaty były zielone. Zresztą, ona ogólnie była ładniejsza od Alex, co sobie Zbyszek właśnie stwierdził, patrząc na Bielecką. Włosy kilka tonów jaśniejsze w tej rudości i uśmiech… Wargi może węższe od tych przyjaciółki, ale rozciągające się w uśmiechu, który potrafiłby go chyba zwalić z nóg, gdyby tylko był zaadresowany tylko i wyłącznie do niego. No i te nogi… Nogi, których Aleksandra właśnie kiedyś jej zazdrościła, ale o tym Zibi nie mógł mieć pojęcia. Nie, żeby patrzył tylko na wygląd… Ale co jak co, zdecydowanie był w tym momencie plusem. W końcu, który facet nie marzył o wysokiej, zgrabnej dziewczynie i to z takim uśmiechem, i takimi nogami, no który?<br /> - Ona jest wrażliwa – te aż nazbyt pełne usta Bieleckiej wyrażały dezaprobatę.- Jeśli się zakocha – a zrobi to na pewno, tego Alex była już od dawna pewna.- A ty jej coś zrobisz i będzie potem ryczeć, to uroczyście ci obiecuję, że wyląduję w pierdlu za znęcanie się nad tobą – psychiczne, oczywiście, przecież to fizyczne zostawiała dla Kubiaka, jeśli tylko się pojawi w zasięgu jej wzroku. I rąk.<br /> - Haha, zabawne – wymruczał, starając się nie podchodzić do całej tej rozmowy aż nazbyt poważnie.<br /> Choć chyba powinien…<br /> - Lubię ją. Naprawdę. Choć czasem bywa upierdliwa. Jak wy obie zresztą – Alex przewróciła oczami.- Nie wiem, co z tego wyjdzie. Zobaczymy jutro. Zobaczymy, jak ona będzie się zachowywać.<br /> - Będzie cię unikać – Aleksandra była pewna tego, co mówi i miała zresztą rację, już zbyt dobrze znała własną przyjaciółkę.<br /> - Skąd wiesz?<br /> - Po prostu wiem.<br /> Teraz to Zbyszek westchnął.<br /> - Chcę ją poznać. Jeśli coś będzie nie tak, od razu odpuszczę, żeby nikogo nie ranić. Dobra? Umowa stoi? – wyciągnął rękę.<br /> - Stoi – dziewczyna ją uścisnęła.- Tylko tego nie spiernicz. Nie po to wam pomogłam, żebyś teraz wszystko zepsuł.<br /> Uniósł brwi. O czym ona znowu mówiła? Wariatka jak nic. I nawet nie była ładna. Niska. I zbyt wrzaskliwa. Cóż, chyba będzie trzeba wybić ją Miśkowi z głowy na dobre. Niech się kłócą. Tak będzie lepiej. Dla wszystkich.<br /> No a ona przecież woli Schmitta…<br /><br /><br /> Finlandia. Lubię tę wódkę. Właściwie dzięki niej tutaj jesteśmy, bo tej pamiętnej nocy, podczas której wysłałyśmy to zgłoszenie, piłyśmy właśnie Finlandię. Żurawinową, bodajże. Zresztą, teraz jest już to nieważne. Mam inny problem na głowie. Otóż owy problem stoi kilka metrów ode mnie i wykonuje ćwiczenia na rozruchu. Próbował zagadywać dzisiaj przy śniadaniu, ale szybko go zbyłam i uciekłam do swojego pokoju. Dlaczego? Nie wiem sama… <br /> Alex siedziała obok Giovanniego i żywo nad czymś dyskutowali. Nawet nie starałam się podsłuchać, o czym. Myślałam, że ten pocałunek coś zmieni, bo to jakby taki kolejny krok, ale ja jestem tak głupia, że zamiast porozmawiać z nim jak człowiek, uciekam. No cóż, taka już jestem. Zawsze miałam problemy w stosunkach damsko-męskich. Mój problem polegał na tym, że za bardzo się angażowałam, a potem cierpiałam. Tym razem nie chcę cierpieć. Agata Borkowska nie jest aż tak twarda, jaką gra przez całe życie. <br /> - Siedzimy? - zagadnął głupkowato Igła, siadając obok mnie. Obrzuciłam go litościwym spojrzeniem i wróciłam do dalszego oglądania treningu.- Mam prośbę. Mogłabyś zrobić kilka zdjęć? Fani się domagają – wyszczerzył się i, zanim zdążyłam odpowiedzieć, wsadził mi w dłonie swoją lustrzankę. <br /> - Będę umiała obsłużyć? – mruknęłam, dokładnie oglądając wypasiony sprzęt libero. <br /> - Spokojnie, będziesz – uśmiechnął się i wrócił do ćwiczących kolegów. <br /> Odłożyłam sprzęt na ławkę i ponownie zaczęłam wgapiać się w Zibiego. On chyba poczuł na sobie mój wzrok, bo odwrócił się i spojrzał na mnie przez moment, ale potem wrócił do dalszych ćwiczeń. Westchnęłam zrezygnowana i chwyciłam aparat Krzyśka, następnie machnęłam kilka fotografii. <br /> I, jak Bielecką kocham!, kompletnie nie wiem, dlaczego na każdym ze zdjęć był Zibi! <br /> - Agata! – z letargu wyrwał mnie głos trenera.– W ramach treningu rozgrywamy taki mały mecz między sobą. Chcesz sędziować? Przecież zasady znasz jak mało kto – uśmiechnął się do mnie ciepło.<br /> Chyba czuł, że jestem w nienajlepszej kondycji, dlatego chciał oderwać mnie od zadręczania się. Nie był przecież głupi, widział, co dzieje się w jego drużynie. Wczorajszą akcję po meczu też widział. Od początku czuł, co się święci. Tak samo jak Alex.<br /> Skinęłam lekko głową i chwilę później siedziałam już na miejscu sędziego. Cholera, nigdy nie myślałam, że jest tu aż tak fajnie! Człowiek góruje nad tymi gigantami i z tak bliska może oglądać swój ukochany sport. To po prostu raj na ziemi! Chyba na poważnie będę musiała zastanowić się nad studiami w tym kierunku.<br /> - Ja się nie zgadzam! – ni z Gruszki, ni z Kadzia, wrzasnął Jarski, będący w drużynie z Kurasiem, Kosą, Gumą, Zatim i Konanem.- Sędzia jest stronniczy! <br /> - Niby czemu?! – zmrużyłam oczy i posłałam nienawistne spojrzenie Kubie. <br /> - Niby temu, że tam jest Bartman!<br /> - Co do tego ma Bartman?! – wrzasnęłam, niemalże zeskakując z siedziska sędziego. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy. Siedemnaście centymetrów to nie jest tak dużo. Więcej dzieli mnie i Bielecką, więc w końcu wiem, jak ona się czuje, patrząc na mnie. Chociaż odrobinę.– Sugerujesz coś? <br /> - Wszyscy wczoraj widzieli – powiedział z cynicznym uśmiechem rudzielec. <br /> Spojrzałam na Zbyszka, który stał z założonymi rękami po drugiej stronie siatki i badawczo mi się przyglądał. W żaden sposób nie zareagował. A moim skromnym zdaniem powinien. To oznaczało jedno - teraz to może się wypchać! Fuknęłam głośno w jego stronę i cisnęłam gwizdkiem w halową posadzę, a następnie, z wysoko podniesionym czołem, wyszłam z hali.<br /><br /><br /> No i przegraliśmy. Przegraliśmy z Finlandią, cholera jasna! Skopać tyłek Brazylii, zostać skopanym przez Finów – polecam, Reprezentacja Polski! Jak można było w ogóle doprowadzić do czegoś takiego, no jak? Dziś nie było ściskania się na środku boiska, okrzyków radości, tylko każdy schodził z parkietu z nisko zawieszoną głową. Obserwowałam ich twarze; zmęczone, zasmucone, zdziwione, jakby nie wierzyli, że dali ograć się Finom. <br /> Siedziałam na krzesełkach, czekając na chłopaków. Tym razem nie spieszyło mi się do autobusu. Oskar zostawił jakieś statystyki, więc spokojnie je sobie przeglądałam dla zabicia czasu. Bielecka gdzieś zaginęła w akcji; pewnie gania biednego Dzika. Po tej dwójce przecież wszystkiego można było się spodziewać! A to ona powinna je przeglądać, w końcu wisiała Kaczmarczykowi nad głową cały mecz, wypytując o szczegóły.<br /> Usłyszałam czyjeś kroki i podniosłam głowę w kierunku, z którego dochodziły. Zibi wpatrywał się we mnie wyczekująco. Spojrzałam na niego jak na idiotę i ponownie przeniosłam wzrok na stertę papierzysk zostawioną przez naszego statystyka. <br /> - Po przegranym to już buziaka nie ma?! – powiedział w końcu wielce zbulwersowanym tonem. <br /> - A zasłużyłeś? – prychnęłam w jego stronę.<br /> Nie odpowiedział. A ja nawet nie podniosłam głowy, wpatrzona w cyferki. Nie chciałam widzieć jego reakcji, tak jakby się jej bałam. Najlepiej by zrobił, gdyby teraz zawrócił i sobie poszedł. Ja przynajmniej byłabym spokojna.<br /> - Ty masz jednak mądrą przyjaciółkę – usłyszałam tuż nad głową i, zanim zdążyłam się zorientować, co w ogóle się dzieje, pochylał się już nade mną, rękoma opierając o krzesełka po obu moich stronach.- Mówiła mi, że tak będzie, a ja nie chciałem jej wierzyć.<br /> Przecież ja wiem, z kim się zadaję, wiem, że Alex zdecydowanie coś w tej swojej rudej głowie ma. Ale zaraz, zaraz, on z nią gadał za moimi plecami? Albo raczej to ona z nim. Już ja ją ukatrupię, jak tylko mi się napatoczy.<br /> Otworzyłam usta, chcąc mu się jakoś odgryźć, czyli najlepiej zbesztać za gadanie o mnie po kryjomu, ale żadne słowo nie przeszło mi przez gardło. Był tak blisko… Wpatrywał się prosto w moje oczy, a chwilę później przeniósł wzrok na usta. Zaraz jednak z powrotem wrócił do oczu, powalając tą zielenią.<br /> - A ja nie mam zamiaru pozwolić, abyś uciekała – podniósł rękę, lekko przesuwając kciukiem po moim policzku, a potem odgarniając kosmyk moich włosów, który chyba specjalnie znalazł się teraz tam, gdzie nie powinien, właśnie po to, by Zbyszek mógł się nim zająć.<br /> Na moją reakcję, jakąkolwiek odpowiedź nie czekał. Przesunął dłoń na mój kark, najprawdopodobniej po to, bym nie mogła mu uciec, odsunąć się, pochylił się jeszcze bardziej i w końcu jego wargi dotknęły moich.<br /> Najpierw delikatnie, jakby się jeszcze obawiał, czy go czasem od razu nie odepchnę i jeszcze w promocji nie przyłożę w mordę, zaraz jednak jego usta stały się bardziej natarczywe, nie tracąc przy tym nic z subtelności. To był inny pocałunek. Całkowicie inny od tego poprzedniego, z wczoraj. Bardziej emocjonalny i jeszcze jakiś… Magiczny. Już kompletnie traciłam głowę, nie myśląc racjonalnie, po prostu się poddając. Pozwoliłabym mu w tamtym momencie na wszystko, ale wcale tego nie wykorzystał, poprzestając tylko na pocałunku. Kusząc mnie i chyba świadomie próbując nim zawrócić w głowie.<br /> Cholera, Bartman, ty chyba nie wiesz, jak na mnie działasz.<br />___<br />
<span style="font-family: Arial,Helvetica,sans-serif;">cudem się dziś dodał, o.</span></div>
Brygada AAhttp://www.blogger.com/profile/18143253321857408967noreply@blogger.com9