13 listopada 2016

31. To co, gadamy u ciebie w pokoju czy standardowo zamykamy się w schowku?

- Agata…?
- No? – mruknęłam wściekle, podnosząc głowę ze zbysiowego ramienia, które dzisiejszego wieczoru było niesamowicie wygodne. Tak wygodne, że najchętniej spędziłabym wtulona w nie caluśką noc. I następną. I kolejną. I tak do końca życia. A przynajmniej do ostatniego dnia naszego pobytu w Sofii, który swoją drogą dobiegał końca. Dochodziła już dwudziesta trzecia i doskonale wiedziałam, że za chwilę będę musiała wrócić do swojego pokoju, bo chłopaki przecież muszą się wyspać, a ja nie mogę się narazić całemu sztabowi szkoleniowemu.
          Zresztą Kubiak już spał, a głośne chrząknięcie, wydane dokładnie w tym momencie, utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, żeby poprosić Dzika o zamianę pokoju, ale oczywistym było, że będzie kazał mi spadać na drzewo i do kompletu jeszcze zwyzywa od tchórzy. Zresztą ja na jego miejscu też kazałabym sobie spadać na drzewo. Albo na szczaw, którego przecież nie znoszę.
          Bo tak właściwie miałby rację – byłam tchórzem. Bałam się konfrontacji z Aleksandrą. Pierwszy raz w życiu czegoś tak bardzo się bałam. Przecież zdarzały nam się scysje, a ich częstotliwość, odkąd zaczęłyśmy naszą siatkarską przygodę, znacznie wzrosła, jednak tym razem padło zbyt wiele bolesnych słów. I z jednej, i z drugiej strony. Obie jesteśmy tak samo winne i po raz kolejny wyszło na to, że co, jak co, ale z kombinowaniem idzie nam jak przysłowiowej panience lekkich obyczajów w deszcz. Niby stare baby, a takie głupie…
- Nic, nic. Sprawdzam czy śpisz? – szepnął i cmoknął mnie w czoło, odgarniając palcami niesforne pasmo włosów.
          Gówno prawda. Pewnie chciał poprosić mnie, żebym poszła pogadać z Bielecką, ale słysząc mój ton, automatycznie zrezygnował. W końcu był rozsądnym facetem i wiedział, czym grozi wyprowadzenie Agaty Borkowskiej z równowagi, a przecież jutro miał grać arcyważny mecz z Bułgarami, którzy dzisiaj po treningu już się odgrażali, każąc chłopakom szykować się na prawdziwą wojnę. Westchnęłam ciężko, wtulając się w niego jeszcze mocniej. W zbyszkowych ramionach czułam się bezpiecznie i właśnie tam chciałam zostać na resztę życia. A już na pewno na najbliższe kilka dni.
- Mogę spać dzisiaj u ciebie? – zapytałam, trzepocząc rzęsami, gdyż doskonale wiedziałam, że wtedy mi nie odmówi.
- No, skoro musisz… - mruknął od niechcenia Bartman, a ja poczułam się jakby trzasnął mnie w pysk. No bo jak ,,skoro musisz”?!
- Nie, to nie. Bez łaski – wyplątałam się z jego ramion i usiadłam na łóżku, czując jak dłoń siatkarza przesuwa się po moich plecach.
- Aga…
- Co Aga?! Nie chcesz mnie, to nie – wstałam z materaca i ruszyłam się w stronę drzwi. – Całuj się w dupę. Idę do siebie. No też coś… - mruknęłam wściekle.
          W momencie, gdy łapałam za klamkę, Bartman złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, a następnie wpił się w moje usta. Początkowo stawiałam opór, jednak Zibi całował tak, że ani przez chwilę nie mogłam być mu dłużna. Zachłanne pocałunki z każdą kolejną sekundą stawały się coraz bardziej delikatne, a ja pod ciepłem jego dłoni, głaszczących moje policzki, rozpływałam się jak czekoladka.
- Całować to ja będę ciebie, złośnico. Dopóki któreś z nas nie kopnie w kalendarz, bo wcześniej nie ma opcji, żebym pozwolił ci odejść – siatkarz po raz kolejny musnął moje usta, a potem spojrzał mi głęboko w oczy. – I bardzo chciałbym, żebyś spędziła ze mną tę noc i każdą kolejną noc naszego wspólnego życia, ale dzisiaj masz coś ważniejszego do załatwienia, kochanie. Obiecaj mi, że dogadasz się z tym małym diabłem. Albo przynajmniej spróbuj to zrobić. Ja widzę, że cię to męczy, że masz z tym problem i uważam, że tylko rozmowa może coś zadziałać. Milczenie nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem, kochanie. Już lepiej byłoby, gdybyście wykrzyczały sobie wszystko – wzruszył lekko ramionami. – Tylko niech ta cisza przestanie stać między wami…
          I wtedy dotarło do mnie, że mój facet, oprócz tego, że świetnie gra w siatkówkę, jest cholernie seksowny – nawet z tą swoją lekką wadą wymowy – to jest przede wszystkim mądrym i ciepłym mężczyzną, który chce dla mnie jak najlepiej. Uśmiechnęłam się lekko i stając na palcach musnęłam bartmanowe usta, szepcząc ,,dziękuję”.
          I teraz, już znacznie pewniej, nacisnęłam klamkę i wyszłam z pokoju. Zbychu ma rację – to po prostu trzeba załatwić. Przestać się mazać, wziąć głęboki oddech i porozmawiać z Alex. Przecież przyjaźnimy się od tak dawna i gdyby nasza przyjaźń miała zniszczyć się przez coś takiego, chyba pękłoby mi serce. Stanęłam przed drzwiami i, biorąc głęboki oddech, otworzyłam drzwi. Już chciałam zacząć swój monolog, który ekspresowo ułożyłam sobie w głowie, ale widząc półmrok panujący w pomieszczeniu i słysząc stłumione dźwięki muzyki, płynącej z mojego odtwarzacza leżącego obok jej głowy, dotarło do mnie, że Bielecka odpłynęła już w ramiona Morfeusza. Jeszcze przez kilka sekund obserwowałam jej sylwetkę i dałabym sobie uciąć rękę, że usłyszałam dźwięk kamienia spadającego z mojego serca.
          Może jutro będzie lepiej…? 



Ranek ma to do siebie, że kiedy człowiek otwiera oczy, nie pamięta przez kilka sekund, gdzie się znajduje, co się ważnego działo na świecie w ciągu ostatnich kilku dni ani nawet, co działo się ważnego w jego własnym życiu poprzedniego dnia. Poranek dorosłych opiera się zwykle na "no nie, znowu do pracy, tak mi się nie chce", choć tyczyło się to też uczniów, z tym, że praca zmieniała się w szkołę. Oficjalnie żadna z rudowłosych dziewcząt nie musiała się zrywać o szóstej, bo tak jakby nie były w pracy, a przynajmniej Agata nie była. Aleksandra niby coś tam miała robić, ale i tak obudziła się ze względnie czystym sumieniem i naprawdę nie docierało do niej jeszcze, że coś się zepsuło. Dzień jak co dzień, nic nowego. Pod kołdrą było ciepło, ale jak się wystawiało nogi za krawędź łóżka, to już się robiło zimno. Usiadła jednak, przeciągnęła się, wsunęła nogi w puchate kapcie, bo przecież bez nich nigdzie nie jeździła, i pomyślała sobie, że za oknem całkiem przyjemnie świeci słońce.
Sięgnęła po komputer Agaty leżący na szafce nocnej, jakby był jej własny. Zreflektowała się dopiero, kiedy Borkowska również uniosła się na łóżku i spojrzała na Bielecką szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Alex poczuła się, jakby złapano ją właśnie na gorącym uczynku. I dopiero wtedy przypomniała sobie, co takiego stało się poprzedniego dnia. A to oznaczało jedno: nie powinna bez pytania ruszać czegoś, co należało do Agi.
- No co? - palnęła głupio, trochę zmieszana.- Ach, no tak, przecież już się podobno nie przyjaźnimy - przewróciła wymownie oczami, uświadamiając sobie własną głupotę, którą błysnęła poprzedniego dnia. Miały już prawie po dwadzieścia lat, kto to widział, aby wykrzykiwać "zrywam naszą przyjaźń!"? To było skrajnie niedojrzałe.- Pogodę chciałam sprawdzić - wyjaśniła głupio, szukając pretekstu.
- Przecież widzisz za oknem - stwierdziła logicznie Agata jeszcze trochę zaspanym głosem.- Słoneczko świeci. Zapowiada się na całkiem przyjemny dzień.
- Ale w Polsce nie widzę - stwierdziła Aleksandra trochę przewrotnie.- Tam leje - komputer zdążył się już włączyć i rzeczywiście sprawdziła, jaka pogoda jest w Polsce, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie w tym momencie i jakby miała zmienić jej życie.
Cóż, życia nie zmieniało, ale pozwalało prowadzić konwersację w miarę "na poziomie" bez wracania do tego, co się stało. Tak trochę na zasadzie jak gdyby nigdy nic. Z dystansem, fakt, ale jakby się wcale śmiertelnie nie pokłóciły tylko posprzeczały o to, który kolor lakieru jest ładniejszy.
- No to smutno tam mają, skoro leje - stwierdziła filozoficznie Aga.- Mam tylko nadzieję, że jak słońce, to niezbyt mocne i wiatru nie ma, tutaj to nigdy nic nie wiadomo. Jeszcze mi kapelusz zwieje albo co...
- Przecież hale są zamknięte, nie ma tam wiatru...
- Ale w drodze!
- Jedziesz autobusem, Aga...
- Och, czepiasz się. Z Bułgarią dzisiaj gramy, nie?
- To zadziwiające, że już drugi raz ty pytasz mnie, jakbym była wiarygodnym źródłem informacji w tej kwestii... Ale tak, z Bułgarią. Siedziałam wczoraj nad tymi durnymi filmikami, chociaż kompletnie nie znam się na taktyce.
- A jak się zapowiada? Tak ogólnie?
- Hm... - Bielecka się zamyśliła. Zabawne było to, że tak naprawdę chyba nigdy wcześniej nie rozmawiały o siatkówce lub choćby o meczu w tak poważny sposób. Bo Aga się znała, coś tam zawsze mówiła, ale do Alex to kompletnie nie docierało, bo przecież nie rozumiała, co przyjaciółka mówi. A teraz nie dość, że znała pozycje, wiedziała, jak liczyć poszczególne punkty i na czyje konto one idą, to jeszcze znała taktykę drużyny, a tego nie mogła zdradzać. Wprawdzie połowy i tak nadal nie rozumiała i musiałaby pytać Agaty, co oznaczają takie a nie inne określenia, może wtedy to wszystko przestałoby być dla niej w połowie pisane kodem, ale to i tak był pewien postęp.- No tak mi się zdaje, że będą się męczyć do końca...


I rzeczywiście tak było. Mecz z Bułgarią okazał się męczarnią aż do samego końca, a ludzie przed telewizorami w Polsce najprawdopodobniej podskakiwali na kanapach, nie wiedząc, kto ostatecznie wygra.
Agata podskakiwała w pierwszym rzędzie trybun, drąc się w niebogłosy z pozostałymi kibicami z Polski. Nawet, jeśli zdawało się, że nie ma to znaczenia, bo zawodnicy i tak nie zwracają na to uwagi, to było w rzeczywistości całkowicie inaczej. Owszem, byli świadomi dopingu. Nie bez powodu kibiców nazywa się dodatkowym zawodnikiem. W każdej trudniejszej chwili, kiedy wydawało się, że to Bułgaria wygra, na ostatnią chwilę dodawali skrzydeł i sprawiali, że siatkarzom szło lepiej chociaż przez chwilę. Ale przeprawa była naprawdę trudna.
Aleksandra natomiast wyglądała na niewzruszoną i w stu procentach skupioną na pracy. Odznaczała sobie coś na kartce, czasem kompletnie nie mając pojęcia, co w ogóle liczy. Z chęcią by spytała przyjaciółki raz czy dwa, o co chodzi i jak to wpływa na taktykę, ale... Po pierwsze, powiedzmy, że nadal oficjalnie nie rozmawiały, a po drugie – siedziały przecież w dwóch różnych miejscach, bo Aga mimo wszystko była na trybunach. Zadziwiające (w raczej niezbyt pozytywny sposób) było to, że Bielecka mimo tak długiego czasu spędzonego z siatkówką i siatkarzami dosłownie pod nosem, z tymi wszystkimi emocjami, nadal nie odczuwała tego w takim stopniu jak wszyscy wokół. Bo jej zdaniem nie zmieniało to przecież w żaden sposób jej życia. Niezależnie od tego, kto by wygrał, nie miało to wpływu na koleje jej losu. Tak sobie to tłumaczyła. Uśmiechała się jednak tyle razy wcześniej i cieszyła się wraz z wszystkimi. Po ostatnim zdobytym punkcie była trochę w innym świecie i z opóźnieniem załapała, że Polska wygrała. Wszyscy wokół już podskakiwali, krzyczeli, a ona dopiero podnosiła się z krzesełka, w ręku ściskając długopis. Aga natomiast w tym czasie dosłownie przeskoczyła przez barierkę, chcąc dopaść do siatkarzy i ściskać wszystkich z radości. Nie dopuścili jej, bo Bielecki ją odciągnął, a zaraz po tym cała drużyna ustawiła się w rzędzie pod siatką, aby podziękować przeciwnikom za grę. Aby dać upust radości, Borkowska dopadła więc do przyjaciółki i uściskała ją spontanicznie, mało nie podnosząc do góry. Alex była odrobinę zaskoczona, bo zdawać się mogło, że nie zdawała sobie nadal sprawy z tego, że mecz się już skończył, ale i tak szybko odwzajemniła uścisk. A potem się zaśmiała. Tego jej brakowało, takiej beztroskiej radości i bliskości z Agatą. Tego im obu brakowało.


Mimo chwilowego zawieszenia broni, dziewczęta w autobusie usiadły osobno. Nie wyglądało to tak, jakby były pokłócone, bo tak właściwie nawet im się udało porozmawiać w drodze do autobusu i śmiały się przy tym tak, jakby cała ta przykra sytuacja z dnia poprzedniego nie miała miejsca. Na tym w końcu polega przyjaźń, na wybaczaniu sobie choćby najbardziej przykrych słów. A to, że jednak siedziały w innych miejscach... To wyszło samoistnie, w końcu nie mogły być całe życie nierozłączne i każdy potrzebował trochę niezależności.
I tym razem nie było w Aleksandrze ani odrobiny zazdrości o to, że Agata spędza czas z kimś innym, w tym wypadku z nową miłością swojego życia.
No a poza tym, wszystkim wokół ulżyło.
- Ja wiem, że wy się cieszycie, bo to trudno zdobyte zwycięstwo! - zakrzyknął Aleksander Bielecki, wyskakując z autobusu pod hotelem.- Ale nie balujcie zbyt bardzo, bądźcie odpowiedzialni, bo niedługo finał! - dodał, stając już w drzwiach.
- Ale przynudza, nie? - zagadnęła Aga do Alex.- Chociaż w sumie...
- Chociaż w sumie to wypadałoby trzymać fason i nie chlać na umór, nie? - Bielecka lekko się uśmiechnęła.- Zwłaszcza przed finałem.
- Ten finał... Ja chyba osiwieję - Borkowska pokręciła głową.- Kubiak tu idzie - zdziwiła się, w końcu pokój miał na innym piętrze, więc powinien skierować się w inną stronę, na inne schody. Wszystko było inne, a to oznaczało, że ewidentnie zmierzał w ich stronę.
- No cóż... Mam dziś względnie dobry dzień, to stawię mu czoła - Aleksandra uśmiechnęła się przy tym krzywo.
- Powodzenia - powiedziała Agata, szczerze uśmiechając się do panny Bieleckiej, która widząc zbliżającego się przyjmującego, po raz kolejny westchnęła. No nic, teraz już nie było szans na jakąkolwiek ucieczkę. Zresztą, miała takie wewnętrzne postanowienie, ażeby przed finałem oczyścić głowę. Skoro z Borkowską udało się osiągnąć porozumienie, Michał był przy tym Pieszczochem. Czy tam pikusiem.
Kiedy odwróciła głowę, Agaty już nie było. A właściwie taki miała zamiar, zniknąć jak w kreskówce, tylko że się nie udało i Aleksandra jeszcze ją dostrzegła na końcu korytarza oddalającą się spiesznym krokiem. A to zołza, zostawiła ją samą na konfrontację z Kubiakiem! A podobno się przyjaźniły!
Kiedy odwróciła się z powrotem, Michał był już tuż przed nią, więc uniosła głowę. Uśmiechał się i, niestety, uśmiech był to ładny i sprawiał, że Bielecka wyobrażała sobie różne dziwne rzeczy. Takie, o których nie powinna myśleć, bo przecież ją oficjalnie denerwował.
- To co, gadamy u ciebie w pokoju czy standardowo zamykamy się w schowku? – wypalił na wstępie, a ten cudowny uśmiech nie zszedł mu z twarzy.
No i jak mogłaby się tym razem na niego złościć?
___

Pokażcie, że jeszcze tu jesteście i czytacie! :)