10 sierpnia 2012

3. Normalnie jak pies obronny. Ratlerek jakiś!


     Goniąc Alex, po drodze z impetem uderzyłam w coś dużego i gdyby nie czyjeś ramiona, padłabym jak długa na lotniskową podłogę. Niepewnie podniosłam oczy, chcąc zobaczyć mojego wybawcę. W duchu modliłam się, żeby to był Kurek albo jakiś inny Możdżonek, ale nie! Stał przy mnie nie kto inny, jak Zbigniew Bartman, wpatrujący się we mnie z kpiącym uśmieszkiem. Borkowska, ty to masz pecha, nie ma co! 
     - Uważaj, jak chodzisz – mruknął, stawiając mnie do pionu. 
     - To ty uważaj, jak stoisz! – ryknęłam na pół lotniska. 
     Nawet Alex, którą uznałam już za zaginioną w tłumie, znalazła się przy nas błyskawicznie. Musiała nieźle popylać tymi swoimi krótkimi nóżkami, gdy usłyszała mój wrzask. Albo ma jakieś tajemne moce, że potrafi teleportować się z miejsca na miejsce. W sumie wolałabym nie wnikać, z nią to nigdy nic nie wiadomo, może rzeczywiście praktykuje czarną magię.
     - Niby jak stoję? – wpatrywał się we mnie z chęcią mordu. Nie powiem, z bliska wyglądał nawet seksownie. Nawet te zakola przestały mi przeszkadzać. 
     - Krzywo! – warknęłam. 
     Mimo swojego pociągającego wyglądu, coraz bardziej działał mi na nerwy. Kątem oka dojrzałam chichocących Kosoka i Jarosza, ale gdy zobaczyli moją minę zwinęli się szybko, ciągnąc za sobą Ignaczaka i Kurka, pałaszujących jakieś lotniskowe żarcie. 
     Bartman prychnął i przewrócił oczami. Odkąd pamiętam, cholernie mi się podobał, ale swoim zachowaniem spalił swoją pozycję od razu na starcie. No, okej, przyznaję się, chwilami i ja nie byłam w porządku. Zły humor Alex udzielił się również mi. Ale nie ma co się dziwić, łączyła nas pewna tajemna więź, której nikt nie potrafił pojąć. 
     - Chamstwo się szerzy – skwitowała Bielecka, podając mi rączkę od mojej walizki. 
     - Niby kogo nazywasz tu chamem? – Zibi przymrużył oczy i pochylił się nad Alex.   
     - Niby ciebie – wyglądali przezabawnie, mierząc się wzrokiem mogącym pozbawić życia. 
     - Patrzcie państwo, obrońca uciśnionych! – zaśmiał się Zibi.- Normalnie jak pies obronny. Ratlerek jakiś! Daj sobie spokój, mała – machnął na nią lekceważąco ręką i ostentacyjnie obrócił się do stojącego obok Winiara. 
     I tym właśnie sposobem Zbigniew Bartman rozpętał III wojnę światową. Nie, nie przesadzam. Alex miała uczulenie na wszelkie zwroty typu ,,mała”. Dziwne, że nie powiedziała mu swojego ulubionego tekstu ,,mała to jest twoja pała”. Zrobiła się czerwona na twarzy, cisnęła na podłogę swoją walizkę i z zaciśniętymi pięściami ruszyła w stronę atakującego. Musiałaby nieźle naskakać się, żeby sięgnąć twarzy Zbyszka. 
     Przewróciłam oczami i z trudem próbowałam odciągnąć ją od siatkarza. Za pierwszy razem się nie udało, bo parła na niego jak niemieckie czołgi na Warszawę, ale gdy na horyzoncie pojawił się jej ojciec, trochę się opanowała i rzucając pod nosem krótkie przekleństwo pod adresem Zbigniewa, chwyciła za swoją walizkę i pewnym krokiem ruszyła przed siebie. Jedyne co mi zostało, to lecieć za nią jak głupia.


     Szłam pomiędzy siedzeniami, chcąc wybrać jakieś dobre, strategiczne miejsce, ale to najlepsze, na końcu, zostało już zajęte. Ale to nie moja wina, że nie mogę biegać tak szybko jak niektórzy! Wszystkie pozostałe wyglądały w sumie tak samo, zatrzymałam się więc w końcu przy obojętnie których, wpuściłam Agę pierwszą, by mogła siedzieć przy oknie i sama klapnęłam na miejsce obok. Od razu położyła mi głowę na ramieniu, patrząc przed siebie w jakiś nieokreślony punkt.
     Współdziałanie i uzupełnianie się było chyba najlepszą stroną przyjaźni. Nie dzieliłyśmy się rolami, przypisując je na stałe, tylko wymieniałyśmy nimi, zależnie od potrzeb sytuacji. Kiedy ja byłam w stanie całkowitego nieogarnięcia i rozsypki, to Aga mi matkowała. A kiedy następował odwrót, to mi włączały się opiekuńcze instynkty.
     - Myślałam, że będzie fajniej – mruknęła, a ja nie przerywałam, czekając, aż doprecyzuje myśl.- Wesoło, a nie, że będziemy już na wstępie żreć się z jakimiś dupkami.
     - I że nie będziemy mieć na karku mojego ojca – który, swoją drogą, właśnie szukał mnie wzrokiem po całym pojeździe, co udało mi się przyuważyć. Jakby się bał, że się gdzieś zgubiłam. Przecież jestem już duża, potrafię sobie radzić! – Mówiłam, chamstwo się szerzy.
     - Wyobraź sobie, że on mi się zawsze podobał. Fizycznie, znaczy. W końcu jest całkiem przystojny. I wysoki… - Aga, jak wszyscy tutaj, heloł! – Ale, jak widać, to, że ktoś dobrze wygląda nie oznacza, że ma wszystko w porządku z głową.
     - Ale kto? – dopytałam w końcu, bo tych facetów było tutaj sporo, skąd mogłam wiedzieć, o kim w ogóle mówi?
     - Bartman – rzuciła krótko.
     - Ach, Bartman – powtórzyłam teatralnie, jakby nagle mnie oświeciło i wszystko stało się jasne.- Ale który to? – no, powrót na ziemię.
     Miałam wrażenie, że jedyną reakcją, na która stać było teraz Borkowską, było plaśnięcie się dłonią w twarz. No ale co ja zrobię, skąd mam wiedzieć, kto jest kto? Nikt mi tego nie wyjaśnił.
     - Bartman to ten od akcji na lotnisku, swoją drogą myślałam, że go tam pobijesz – zaśmiała się, ale widząc moje mordercze spojrzenie, westchnęła ciężko i rozejrzała się po zapełniającym się już powoli autokarze. 
     - Ci dwaj, siedzący na samym końcu – szepnęła i głową wskazała na rudzielca i jego kompana, którzy sprzeczali się o coś, gestykulując przy tym rękoma - to Kurek i Jarosz. Zawsze razem, takie dwie papużki nierozłączki, które nie potrafią bez siebie żyć, prawie jak my – uśmiechnęła się do mnie uroczo i obróciła głowę.- Tamten brunet z nieprawdopodobnie niebieskimi oczyma, to Winiar, powinnaś o nim słyszeć. 
     Może i powinnam, ale nie słyszałam. Nie lubiłam siatkówki. Unikałam jej jak ognia. Może dlatego, że ojciec był z nią związany, a ja z ojcem to już nie bardzo. 
     - Chłopak, który siedział obok mnie w samolocie, to Piotrek Nowakowski, zwany również Cichym Pitem – wskazała palcem grupkę chłopaków, którzy rozmawiali przed autokarem. – Ten najwyższy, zarośnięty, to Marcin Możdżonek, kapitan naszej drużyny, dwa metry i dwanaście centymetrów opanowania. Obok niego stoją dwie nadzieje polskiego volley’a; Wiśnia i wpieprzający banana, Konan.
     Pokiwałam głową na znak, że dotarło to do mojej wiadomości. Kurczę, jakim cudem zapamiętam ich wszystkich? A może poproszę ich, żeby nosili takie plakietki z imionami, jakie mieliśmy w przedszkolu? Nie, to chyba jednak zły pomysł... Wtedy pewnie uznaliby mnie za kompletną wariatkę… 
     - A tamten? – wskazałam głową tego o słodkiej, misiowej mordce, który atakował wcześniej moją walizkę. 
     - Michał Kubiak, inaczej Dzik, nieodłączny towarzysz niedoli Zbigniewa Bartmana, mojego wroga publicznego numer jeden – westchnęła ciężko. 
     Posłałam jej znaczące spojrzenie. Jeśli Agata Borkowska wzdycha w ten sposób, to wiedz, że coś się dzieje! Ale tym zajmę się już później. 
     - A ten biegający z kamerą? – akurat atakował wspomnianego wcześniej Zbigniewa i tego z misiową mordką. 
     Swoją drogą, kto daje w tych czasach dziecku na imię Zbyszek? Prawie jak Zbyszko z Bogdańca. Nie, nie, to czysta hipokryzja, należałoby raczej spytać, jaki Aleksander daje córce na imię Aleksandra. Ach, no przecież Kwaśniewski! Jak miło wiedzieć, że ojciec wziął przykład z prezydenta. Czyżby nie wiedział, że politycy to żaden wzór do naśladowania?
     - Krzysztof Ignaczak, trzon naszej reprezentacji – wyjaśniła spokojnie Borkowska, próbując wyszukać wzrokiem reszty zawodników. – O, a tam stoi Orzeł, Ziomek i Kosa. 
     - Można jaśniej? – uniosłam lekko brew, na co przyjaciółka przewróciła oczami. 
     - Orzeł, ten najniższy, z nosem jak klamka od zakrystii, to Michał Ruciak, ten z telefonem w ręku to Grzesiek Kosok, a do autobusu właśnie wsiada Łukasz Żygadło. Łapiesz, czy mam ci to rozrysować? 
     - Łapię, łapię – mruknęłam. 
     Chyba ten pomysł  z plakietkami nie jest aż taki zły… Ale moment! Przecież potem będą mieć koszulki z nazwiskami! A może jednak niech mi to wszystko rozrysuje na karteczce, razem z pozycjami na boisku? Przestanę się wtedy czuć jak mentalna blondynka, która nie wie też, na czym polega spalony. Ale to akurat wiem!
     - No, widzę, że odrobiłaś zadanie domowe.
     Głos zabrzmiał gdzieś nad moją głową, a kiedy ją podniosłam, zza fotela przed nami wystawała ruda głowa. Kolejna. Ludzie, to jakaś epidemia, czy co?
     Aga najpierw zaserwowała swojej twarzy piękny buraczany kolor, a potem się wyszczerzyła.
     - Żeby prezentacja była pełna, to ja się nazywam Zagumny. Już dziadek według niektórych – nie zrozumiałam, no ale pal licho; skoro przedstawił się osobiście, to przynajmniej na pewno zapamiętam.- Takich kibiców nam trzeba – uśmiechnął się jeszcze do Borkowskiej i z powrotem usiadł normalnie.
     No pięknie! Czyli zostałam już pełnoetatową idiotką! Bo jakim niby cudem wygrałam konkurs i jestem na wyjeździe z reprezentacją, skoro nie mam bladego pojęcia o siatkówce? A on o tym wie i już sobie pewnie pomyślał nie wiadomo co… Cudnie po prostu.
     

     Przydałoby nam się odrobinę spokoju. Tego biegania, wydzierania się i kłótni osobiście miałam już powyżej uszu. Wprawdzie takie wariacje i ogólny hałas były nieodłączną częścią naszego duetu, ale jak na jeden dzień zdecydowanie wystarczyło. A od myśli, potem słów aż do czynów u nas zawsze było bardzo blisko. 
     Tak więc proszę, zamiast wpychać się w największe zamieszanie przy recepcji, siedziałyśmy sobie z boku, każda na swojej walizce, patrząc obojętnie na cały ten rozgardiasz. Oni mają tak zawsze? Na każdym wyjeździe? No, ta obojętność może nie była aż tak obojętna, jak mogło by się zdawać, a przynajmniej że strony Bieleckiej, bo minę miała taką, jakby właśnie teraz, w tej chwili modliła się nie wiadomo do kogo, żeby nie było żadnego zamieszania z pokojami. Jeśli w ogóle potrafiła się modlić, z tą jej zwariowaną matką artystką to nigdy nie wiadomo, może była wyznawcą Allaha albo innego Buddy? A co, jak zaraz padnie na kolana i zacznie robić pokłony z wyciągniętymi rękami? Tylko tego ręczniczka pod nogami by jej brakowało.
     Skoro jednak przyjazd był zaklepany wcześniej, to najzwyczajniej w świecie powinni po prostu mieć jeden wolny pokój. Czy to dla nas, czy dla innej dwójki, która wygrałaby konkurs. O żadnej pomyłce nie mogło być mowy. I nie było. Przynajmniej nie wskazywała na to mina Możdżonka, kiedy przywoływał nas ręką. Od razu się poderwałam, ciągnąc za sobą niemalże teraz świętą Alex.
     - Ogólnie rzecz biorąc… - zaczął, gdy do niego dotarłyśmy; o ile chwilę wcześniej się uśmiechał, to teraz ten uśmiech tak jakby najpierw mu zmalał, a potem całkowicie zniknął.- Powinniście mieć pokój razem, tak zresztą byłoby najlepiej…
     - Ale…? – wcięłam się.
     - Ale Ola będzie mieszkać ze mną – usłyszałam za sobą nikogo innego jak pana Bieleckiego.- Muszę ją mieć na oku.
     - Że co?! – wspomniana Aleksandra właśnie została wyrwana ze swoich modlitw i niemalże podskoczyła w miejscu.- Ja ciebie prosiłam, żebyś nie mówił do mnie Ola!
     - Zaraz zaraz – mruknęłam, odruchowo łapiąc Alex za łokieć i przyciągając bliżej siebie, żeby czasem znowu nie zaczęła się wydzierać i skakać.- To ja z kim w takim razie?
     Rzuciła mi mordercze spojrzenie. No tak, ale wtopa! Przecież powinnam protestować razem z nią, a nie zachowywać się tak, jakbym już się z tym faktem pogodziła i największym moim problemem było teraz znalezienie innego współlokatora.
     - Możesz ze mną, będziesz zachwycona – usłyszałam nad uchem, a czując rękę na moim ramieniu momentalnie zesztywniałam.
     - Że co?! - Alex znów niemalże wrzasnęła; co ona, płyta jej się zacięła? – Zabieraj łapy, transwestyto! I się lepiej trzymaj od niej z daleka! – na zawołanie, Michał zabrał swoją dłoń z mojego ramienia. Czyżbym miała prywatna ochronę? Co ona, zamierza czuwać nad moją cnotą aż do ślubu? Przecież bardzo dobrze wiedziała, że już dawno jest po sprawie i nie ma czego pilnować.
     - Ola, ja ciebie proszę, nie rób…
     - Do cholery jasnej, nie mów do mnie Ola! – teraz to już naprawdę głośno się wydarła.
     Nadal stojący obok mnie Możdżonek w końcu postanowił wkroczyć do akcji. Położył jej dłonie na barkach, tym samym usadzając w miejscu, żeby już nie skakała jak rozzłoszczona wiewiórka. O dziwo, nie protestowała.
     - Olek, nie róbmy sobie jaj – czasem wystarczy, by coś powiedział tym swoim spokojnym, niskim głosem, a z miejsca wszyscy się uspokajali.- Pokoje już są ustalone, nie chcemy robić zamieszania.
     - Ale ty jej nie znasz, Marcin – zaprotestował pan Bielecki.- Nie wiesz, do czego jest zdolny ten mały diabeł – Alex prychnęła.- Do czego obie te diablice są zdolne, jakie pomysły czasem mają – teraz dla odmiany prychnęłam ja. Pff, co on sobie w ogóle myślał? Przecież nie znał mnie w ogóle. Ile razy w życiu mnie widział, można było zliczyć na palcach jednej ręki. To, że mam naturalnie rude włosy, nie oznacza, że jestem wredna. Pan Łysy wyraźnie ulega stereotypom. Ale jeśli chce, to my dopiero pokażemy mu, jak potrafimy być nieznośne. Spojrzałam na przyjaciółkę, na której twarzy pojawił się diabelski uśmieszek. Tak, panie Bielecki, zadarł pan z niewłaściwymi osobami.- Trzeba je rozdzielić.
     - To skoro Misiek wypadł z obiegu, to może ja przygarnę koleżankę, co?
     Odwróciłam się i jakoś tak odruchowo uśmiechnęłam do Bartka stojącego obok. Nie zrobił w końcu nic złego, ta propozycja to zapewne był tylko żart. A nawet jeśli nie, to i tak nie ma mowy, przecież z własnej woli nigdy nie rozstanę się z Alex, za nic w świecie.
     - Ani mi się śni – pogroziła mu, ale raczej nie sprawiał wrażenia, jakby się przeraził.
     - Olek… - zaczął Marcin.
     - A róbcie sobie wszyscy, co chcecie! – pan Bielecki zamachał rękami w niekontrolowany sposób, a potem odwrócił się na pięcie i, mając nas wszystkich już w głębokim poważaniu, gdzieś poszedł.
     Swojego uśmiechu nie widziałam, ale ten Alex wyrażał wyjątkową satysfakcję.
     

     Po tym całym zamieszaniu na dole, Alex i Aga ruszyły do pokoju, mrucząc pod nosem przekleństwa pod adresem Bieleckiego. Jakim prawem on chciał w ogóle je rozdzielić? Przecież to karygodne! Nikt od czasów podstawówki nie śmiał i nawet nie próbował tego robić. 
     - Wkurza mnie twój ojciec – mruknęła Borkowska, rzucając na łóżko swoją wielgachną walizkę.
     - No, to możemy sobie przybić piątkę – Alex podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Wzięła kilka głębokich oddechów i spojrzała na przyjaciółkę, która majstrowała coś przy swojej torbie.
     - Cholera, zacięła się! – zrzuciła ją z łóżka i z impetem kopnęła. Następnie zaklęła głośno, chwytając się za duży palec u stopy. Bielecka cicho zachichotała, ukucnęła obok walizki i jednym, zwinnym ruchem odpięła jej zamek.
     Aga przewróciła oczami i podreptała do łazienki. Jedyną rzeczą, o której marzyła, był długi, gorący prysznic. Podróż dała się jej we znaki. Krótki sen w samolocie bardziej ją zmęczył niż pozwolił zregenerować siły. Zresztą, jak mogłaby spać spokojnie, mając świadomość, że tuż za nią siedzi Zibi? Spojrzała w swoje lustrzane odbicie i przejechała dłonią po lekko rozczochranych włosach.
     Tymczasem Alex, skorzystawszy z tego, że Borkowska zamknęła się w łazience, ulokowała się na łóżku pod oknem. Od początku czuła, że ten wyjazd będzie jedną wielką klapą. W tym przeświadczeniu utwierdził ją widok ojca na lotnisku w Warszawie. Po co w ogóle uległa Adze i wysłała to głupie zgłoszenie? Teraz pewnie siedziałyby w salonie Borkowskiej i obżerały się truskawkami z bitą śmietaną, oglądając po raz tysięczny Brygadę RR. Ale nie, były teraz uwięzione w Kanadzie wśród dwumetrowych orangutanów. Tak, orangutanów! Jak oni w ogóle się zachowywali przy recepcji? Jedyne co pozostaje, to zasłonięcie tego kotarą milczenia.
     Rozmyślania Alex przerwały dzikie wrzaski dochodzące z balkonu. Szybko zerwała się na nogi i podbiegła do szklanych drzwi, próbując dojrzeć, co tam się dzieje? Na balkonie stał ten z dużym nosem, niestety w żaden sposób nie potrafiła przypomnieć sobie jego nazwiska, ubrany jedynie w bokserki w misie i białą koszulkę. Bezskutecznie próbował wejść do pokoju.
     - Ty, Aga! – Bielecka zapukała do drzwi łazienki, w której zabarykadowała się jej przyjaciółka. – Chodź tu, będą jaja!
     Na słowa „będą jaja” w głowie Agaty zapalała się zawsze czerwona lampka. Niestety, nie ostrzegawcza, ale wyłączająca wszelkie myślenie. Borkowska wybiegła jak poparzona z łazienki, zakładając na siebie w locie koszulkę z kotem Sylwestrem. 
     - Co jest? – rozejrzała się czujnie po pokoju.
     - Patrz tam – Alex kiwnęła głową w stronę balkonu i dziko zachichotało. Agata pewnym krokiem podeszła do szklanych drzwi i ujrzała to samo, co jej przyjaciółka przed kilkunastoma sekundami.
     - Myślisz o tym samym, co ja? – uniosła brew, a na jej twarzy pojawił się uśmiech jak u bajkowego Grincha, który chciał ukraść Boże Narodzenie. Przyjaciółka pokiwała powoli głową i jak burza wpadły na balkon.
     Biedny Michał Ruciak! Gdy zobaczył dwa, chichoczące niczym hieny, rudzielce, zbladł i jeszcze głośniej zaczął się wydzierać. 
     - Patrz, patrz! – zaczęła Agata, zbliżając się do siatkarza wolnym krokiem. Zdało się słyszeć, jak mężczyzna przełyka głośno ślinę.
     - Nie jest ci zimno? – zagadnęła słodko Bielecka.
     - Wy jesteście jakieś nienormalne! Ja mam żonę i dwoje dzieci! – Orzeł o mało nie skoczył z balkonu.- Chcę jeszcze pożyć! - Widok tych dwóch dziewczyn, zbliżających się do niego z cwaniackimi uśmieszkami na ustach, spowodował u niego niemalże stan przedzawałowy.
     - Co tu, do kurw…- nie dokończył wychodzący na balkon Nowakowski, bo widząc minę swojego współlokatora, ryknął głośnym śmiechem.- Nie sądziłem, że jak cię zamknę na chwilę dla hecy na balkonie w samych gatkach, to będziesz wrzeszczał jak baba – wydusił w końcu, próbując przestać się śmiać.
     - Haha, bardzo śmieszne – mruknął Rucek, nie spuszczając jednak wzroku z dziewcząt, nadal podejrzliwy.
     Piter podążył za jego wzrokiem, choć już wcześniej zdążył dostrzec, z kim będą dzielić balkon. Aga automatycznie się wyszczerzyła.
     - My jesteśmy grzeczne, wcale nie chciałyśmy Michała wypatroszyć.
    Pit znów krótko się zaśmiał, słysząc to stwierdzenie, Aleksandra też cicho zachichotała, a Rucy jedynie prychnął, nadal lekko oburzony.
     - Ja tylko chciałam pokazać, jak od zewnątrz otworzyć drzwi albo okno – wyjaśniła w końcu Bielecka, już odrobinę poważniej; w końcu lata praktyki we wchodzeniu przez okno do pokoju Agaty robiły swoje.- Swoją drogą, fajne majtasy.
     I znów, Piotr roześmiał się kolejny raz. Skoro ma takie sąsiadki, to na pewno będzie zabawnie. Rucek natomiast nie wydawał się być tym zachwycony. Pokręcił z politowaniem głową, mruknął coś w stylu „co za ludzie”, przepchnął się obok kolegi i zniknął w pokoju. Po chwili dało się jeszcze usłyszeć przytłumione, odrobinę ironiczne „dzięki za pomoc”. Ależ proszę, nie ma za co. I było od razu wrzeszczeć?
     - Mamy tu jakieś krzesełka, nie? – spytała retorycznie Bielecka, wsadzając do, już swojego, pokoju tylko głowę.
     W końcu trzeba się było czymś zająć, a siedzenie na balkoniku było całkiem dobra propozycją. Może był już wieczór, ale Kanada to ta sama, północna półkula co Polska. Tutaj również był ten ciepły maj. A do łazienki i tak aktualnie nie miała szans się dopchać, była zajęta, bo coś tak jakby słyszała szum…
     - Cholera jasna, nie zakręciłam wody! – krzyknęła Borkowska, wbiegając od razu do pokoju i w drzwiach balkonowych szturchając jeszcze lekko przyjaciółkę.
     No, z tymi swoimi wszystkimi odżywkami do włosów i balsamami to trochę tam posiedzi, tego Alex była pewna. W żaden sposób tego jednak nie skomentowała, była już raczej przyzwyczajona. Zamiast tego wystawiła sobie owo wspomniane krzesło na balkon, ze zdumieniem zauważając, że Nowakowski zrobił to samo. I miał nawet identyczne krzesło. No, trudno, żeby miał inne. W końcu byli w tym samym hotelu. Nie odezwała się słowem, stawiając swoje obok jego i usiedli ramię w ramię. No, może nie do końca, Wprawdzie obok siebie, ale te ramiona były jednak na zdecydowanie różnych wysokościach.
     - Jakbyś tylko mógł… - zaczęła odrobinkę niemrawo; czuła się głupio, bo nadal nie pamiętała imion.
     - Piotr – od razu załapał, o co chodzi.- Piter mówią.
     - Ja Alex. Ale dzisiaj słyszałam, że również Dale.
     - Tak, ja też to słyszałem – znów się roześmiał, a na twarzy Bieleckiej również pojawił się lekki uśmiech.
     - Ten drugi, to Michał, tak? – zabłysnęła, no proszę. Chciała pokazać, że zapamiętała, choć przecież ledwie chwilę wcześniej Aga wymawiała jego imię.
     W rzeczywistości było to chyba zapełnienie ciszy. Łapanie się jakichś banalnych zdań, by powiedzieć cokolwiek, a nie dopuścić do głowy myśli, które po niej dreptały i które koniecznie chciały wydostać się na zewnątrz, zamieniając w powiedziane głośno pytania.
     - Tak, zwany również Orłem – Piotrek spojrzał przed siebie, wyraźnie unikając wzroku dziewczyny. Z wewnątrz pokoju słychać było czyjeś głośne zawodzenie. Chłopak uniósł śmiesznie brew i spojrzał na siedzącą obok Alex. 
     - Olej, norma – machnęła ręką i zaśmiała się. – Zaraz zacznie śpiewać Wilki, potem prawdopodobnie Rubika, a na deser zostawi nam Ich Troje. 
     - Długo się znacie? – zapytał, patrząc na Bielecką kątem oka. 
     - Czasami mam wrażenie, że od zawsze – westchnęła. – To chyba najważniejsza osoba w moim życiu. 
     - Ciekawe – mruknął.- A o co tak naprawdę chciałaś zapytać? Bo chyba jednak imię Rucka nie było aż tak ważne?
     Odrobinę się zjeżyła, taki odruch. Widać nie był głupi. Trzeba sobie chyba lekko zmodyfikować światopogląd i przestać postrzegać facetów jako niedorozwinięte duże dzieci. Albo przynajmniej nie wszystkich.
     - Lubicie mojego ojca? – no, w końcu to powiedziała.
     A odpowiedziała jej cisza. Źle to na nią podziałało, bo od razu do głosu dochodziły myśli mówiące, że trzeba było siedzieć cicho i po co w ogóle wypytać. Trzeba przetrwać ten tydzień i tyle. Potem znowu nie zobaczy go pół roku aż do jakiegoś długiego łikendu. I będzie spokój.
     - Jest w porządku – już straciła nadzieję na odpowiedź, Piter jednak w końcu się odezwał, aż lekko podskoczyła na krzesełku, słysząc jego głos.- Wykonuje swoją pracę, jest w tym dobry. Można z nim pożartować, ale nie ma też dwudziestu pięciu lat i nie wszystkie nasze żarty go bawią.
     - Gdyby miał dwadzieścia pięć lat, nie mógłby być moim ojcem – zauważyła inteligentnie.
     - Gdyby miał dwadzieścia pięć lat, lepiej byście się dogadywali, a tak to chyba nie bardzo – Alex posłała mu mordercze spojrzenie.- Sorry, że pytam, po prostu jestem ciekaw. Z tego, co zauważyłem, nie jesteście chyba zbyt blisko. 
     - W ogóle nie jesteśmy blisko. Widuję go może dwa razy do roku – wyprostowała się i spojrzała na Nowakowskiego. – Miło było poznać, ale muszę iść się położyć. Jutro czeka nas raczej ciężka przeprawa.
     Zanim zdążył odpowiedzieć, dziewczyna zamknęła już drzwi. Ze śmiechem pokręcił głową. Czuł, że dzięki obecności tych dwóch rudych wariatek, to będzie najlepszy wyjazd w jego życiu.

____
za cztery lata też będzie Olimpiada.

10 komentarzy:

  1. ' klamka od zakrystii' i już leżę xdd. Nie mogę z tego tekstu :D Chociaż muszę po części przyznać Wam rację :D Obie dziewczyny mają na pewno dużo pomysłów,ale gdzieś tam w środku są też normalnymi dziewczynami, i to moim zdaniem ma nie bagatelne znaczenie. Jestem ciekawa,jak dalej będzie wyglądać ich znajomość z siatkarzami,bo chyba Bartman ma już nieźle na pieńku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Jak byście miały ochotę, i czas,to zapraszam na coś zupełnie nowego, co pojawi się wkrótce. the-girl-with-the-ring.blogspot.com :)

      Usuń
  2. Ciekawy rozdział, niema to jak nawiązanie do polityki ;p Ale zdziwił mnie ojciec Alex O.o można powiedzieć, że obudził się instynkt ojcowski, tylko trochę za póżno. Kurek, jak to Kurek już podłapał ;D Ciekawa scena z Ruckiem, szczerze chciałabym to zobaczyć, ale muszę zdać się jedynie na moją wyobraźnię. ;D Oj Zibi, Zibi, ja mu dam za takie traktowanie! Ktoś mu utrzeć nosa musi ... i Misiek na przegranej pozycji narazie, ale będzie walczył ;p Zgadzam się, co do ostatniej wypowiedzi Pita, będzie z pewnością wiele atrakcji i nie zapomną tego tygodnia, oj nie ... hehe Co do Olimiady, no cóż nie udało się, nikt nie jest wszechmocny, walczyli dzielnie i za 4 lata będzie lepiej, w końcu są bogatsi o doświadczenie. To się rozpisałam, czekam na kolejny, dobry na poprawę humoru z dzisiejszego dnia ... Milka ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytając, cały czas się śmiałam :D A tekst "Nawet zakola przestały mi przeszkadzać"... przebił wszystko i rozłożył mnie na łopatki :)
    Co do Olimpiady, za 4 lata powalczymy o medal. Pokażmy, że jesteśmy prawdziwymi kibicami: Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce :)
    Czekam na kolejne rozdziały :D
    Pozdrawiam serdecznie, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zawsze, bardzo fajny rozdział ;* czekam na więcej! ;D A co do Olimpiady, to szkoda mi chłopaków ale za te 4 lata pokażemy na co naprawde nas stać, wierze w to! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. fajnie. rozkręca się . ; ) śmiesznie jak zawsze. każdy fragment sprawiał, że taki mały miałam uśmieech na twarzy. no oby tak daleej. czeekam na następnee. ; d

    [uugh.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahaha, nie no, ja się z Wami wykończę ze śmiechu, wiecie? Kocham to opowiadanie. Bo mam tak samo w życiu. Ostatnio uczyłam psiapsiółę, jak siatkarzy odróżniać. Wprowadzałam ją na ciemną stronę siatkówki xD począwszy od ich nazwisk, zdjęć po ksywki, zwyczaje, Igłą Szyte i wszystkie filmiki a kończąc na tym, kto z kim, gdzie i za ile. Haha. Nie no, uczyłam ją, kto z kim w pokoju jest. A wiecie co jest najlepsze? że ja, Agata, uczyłam tego wszystkiego Aleksandrę, którą z tego miejsca pozdrawiam;*, czyli wszystko się zgadza. Ona też nie lubiła siatkówki, a teraz dzięki mnie jest ich fanka. Co prawda nie kibicuje jeszcze na poziomie hard i nie zna na pamięć ich tekstów, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. XD Orzeł z nosem jak klamka zachrystii - OMG, genialne! Muszę to Olce powiedzieć, to go lepiej zapamięta XD Piotrek z Ruckiem w jednym pokoju? Om, myslalam, że bd z Kurkiem, ale widzę, że tutaj powrót KUROSZA! Jej, jak ja uwielbiam te ich bromanse. Zbychiał też jest.;D Łysy Terrorysta przegina. No po prostu wkurzyl mnie. Czy on nie wie, że przyjaciółek się nigdy nawet nie próbuje rozdzielić?! Cóż to za zaborcze ojcostwo narodziło się w łysej głowie? Dziewczyny to jeszcze nie raz rozłożą nas, haha. ;) pozdrawiam i zapraszam do mnie na 5 na love-scars.blog.onet pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Wpadłam tu przypadkiem i zostanę do końca:D Strasznie mnie ta historia zaciekawiła:) No i uwielbiam historie pisane z humorem:D Czekam na następny:) Jeśli możecie to informujcie mnie na okulary-oknem-na-swiat.blog.onet.pl
    I nie obrażę się jeśli napiszecie też inny komentarz:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Pit na pewno nie zapomni tego wyjazdu, oj nie! :D. dziewczyny jak zwykle są genialne. szczerze? nie wiem skąd wy bierzecie takie teksty, ale są megaaaa! :D. wrzeszczący jak baba Rucek? aaaa chciałabym to widzieć. biedny, pewnie tak samo uciekałby jak i tu ;). no ale... bywa :).
    cudny motyw z przedstawianiem drużyny i nagłym pojawieniem się Gumy. hahaha co też on musiał sobie pomyśleć - serio ;). no ale określenia na siatkarzy... Rucek z nosem jak klamka z zakrystii? serio? :D. hahaha, ej ale ja tu widzę jakieś znęcanie się nad Ruckiem. a może by tak włączyć w to jakichś młodszych...? ;]. chyba, że tamte to takie wredne małpy, a starsi się młodych boją to...
    ojej ojej. moja wyobraźnia znów zaczyna działać - przepraszam, już się stąd wynoszę, by nie wprowadzać tu żadnego zamętu spowodowanego moimi głupimi myślami. więc już mnie nie ma...
    ach, zapomniałabym! nowość u mnie :). troszeczkę spóźniona, ale wiadomo... wena czasem ucieka i trzeba ją szybko gonić, jak chce się ją złapać. nie wiem czy mi się to udało, no ale zapraszam do czytania :).
    buziaki ludziaki :* :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha no ja Was kocham:D A Piotrek żeby zamykać biednego Misia w samiuteńkich gatkach na balkonie na pożarcie tych dwóch rudych hien to przesadził:D Zagumny jaka pełna kulturka;) Wszystko super pięknie a i coś mnie w kościach łamie i czuję że Piotrek może pomóc Alex naprawić relacje z ojcem:)

    Marcy

    OdpowiedzUsuń