3 sierpnia 2012

2. Sam jesteś alkoholik, bufonie jeden!


     - Patrz, chyba tam stoją – powiedziała Borkowska, wspinając się na palce. Podskoczyłam kilkakrotnie, dopiero po chwili dostrzegając grupkę zbitych ciasno siatkarzy.
     Ta to miała dobrze. Wystarczyło, że lekko się wychyliła, wyciągając tę swoją smukłą szyję, a już wszystko widziała. A ja mogłam sobie skakać jak jakaś… kluska. Ruszyłyśmy jednak dzikim pędem, rozpychając się przy tym niemiłosiernie. Kątem oka spojrzałam na przyjaciółkę, która w locie malowała usta malinowym błyszczykiem. Miała obsesję na punkcie swojego wyglądu. Nawet do spania używała miliona kremów nawilżających. Momentalnie przewróciłam oczami.
     Poczułam ścisk żołądka. Niemożliwe, żeby Aleksandra Bielecka denerwowała się spotkaniem z jakimiś tam siatkarzami. To Aga powinna się bardziej podniecać, pomysł ze zgłoszeniem był bardziej jej, ja tylko dołożyłam swoją cegiełkę, kompletnie wtedy nie myśląc. A przynajmniej nie trzeźwo. To ona się jarała siatkówką i ogarniała o wiele lepiej niż ja. Pokręciłam głową i przejechałam dłońmi po swojej niebieskiej koszuli w kratkę. Okropnie pogniotła mi się podczas tej zwariowanej podróży pociągiem z Katowic do Warszawy.
     - To chyba one! – ten ze słodką, misiową mordką wskazał na nas ręką i uśmiechnął się uroczo, gdy podeszłyśmy bliżej.
     - No, w końcu raczyły się zjawić… - mruknął łysy mężczyzna stojący do nas plecami.
     Ten głos wydał mi się cholernie znajomy, ale za nic w świecie nie mogłam powiedzieć, skąd go znam. Obrócił się i spojrzał na nas zirytowany.
     - Tato?! – wrzasnęłam na pół lotniska, stojąc oko w oko z moim ojcem, Aleksandrem Bieleckim.
     - Ola?! – wyglądał, jakby zobaczył ducha.
     - Nie mów do mnie Ola! – krzyknęłam wściekła.
     Nienawidziłam tego zdrobnienia. Działało na mnie jak czerwona płachta na byka. Dlatego każdy, kto mnie znał, mówił do mnie Alex. Każdy, z wyjątkiem ojca. Problem jednak o tyle był z głowy, że widywałam go rzadko. 
     Zapanowała niezręczna cisza. Ja i ojciec mierzyliśmy się spojrzeniami, a siatkarze milczeli jak zaklęci, stojąc w bezruchu. Czyżby wszystkich zatkało tak, jak nas dwoje? Jedynie Agata w końcu się ocknęła, lekko mnie odsuwając i wychodząc przede mnie.
     - Także tego, panie Bielecki… - zaczęła niemrawo; jak to dobrze, że ona czasem myśli za nas dwie! I potrafi się odnaleźć w dziwacznych sytuacjach, gdy ja nie jestem w stanie racjonalnie myśleć z wściekłości.- Wysłałyśmy sobie zgłoszenie na konkurs, wybrali nas, więc jedziemy z wami – wyszczerzyła się idiotycznie.- Nie wiedziałyśmy, że…
     - Zaraz, zaraz – przerwał jej ten z kamerą w dłoni, drugą ręką machając w niekontrolowany sposób; do cholery jasnej, ona mi musi w końcu wytłumaczyć, kto tutaj jest kim, skoro się zna, bo ja chyba zwariuję. Nie kojarzyłam nikogo oprócz trenera, który zresztą, jak na swój wiek, był całkiem całkiem… I który właśnie przepychał się między siatkarzami. Ach, no i przecież znałam jeszcze własnego tatę.- Panie recydywista, co się zwiesz Aleksander, dałeś pan córce na imię Aleksandra?
     - Ale jaja – skwitował jakiś… Hm, wysoki, a po całym towarzystwie przeszedł szmer rozbawienia.
     - Ale skąd ja miałem wiedzieć, że on ma córkę? – spytał rozpaczliwie ten z kamerą, patrząc z czymś w rodzaju skruchy na trenera, który miał dla odmiany żądzę mordu w oczach.- Chciałem tylko, żeby było zabawnie!
     - To ty o wszystkim wiedziałeś!? – oburzył się jakiś… Kolejny wysoki, a ten najwyższy i z brodą przejechał sobie dłonią po twarzy.
     - Igła, ja ciebie kiedyś zabiję – powiedzieli równocześnie trener i mój ojciec, tyle tylko, że w dwóch różnych językach.
     Znów rozszedł się pomruk śmiechu, po czym Anastasi wszystkich pogonił. Aga pociągnęła mnie za sobą. Człapałam za nią posłusznie z niezbyt wyraźną miną. Wiem, ojciec pewnie też nie był zadowolony, że będzie mnie miał gdzieś w pobliżu, ale… Wyobrażacie to sobie!? Taki piękny wyjazd zamienił się nagle w koszmar, bo Aleksander Bielecki wszędzie będzie wściubiał kinola! Zero swobody!
     I jak my teraz będziemy żyć?


     To był przecież jakiś raj na ziemi! Alex chyba jeszcze tego nie czuła, bo minę miała cokolwiek lekko obrażoną, ale, znając życie, wypłacze się i jej przejdzie. To tylko chwilowe. Ja natomiast miałam zamiar cieszyć się z tego wylotu. W końcu byłam wśród facetów, z których dokładnie każdy był ode mnie wyższy. Nie, żebym planowała od razu nie wiadomo co, po prostu fajnie było się tak poczuć, zważając na coraz bardziej malejące społeczeństwo. Bielecka z tym swoim marnym metrem sześćdziesiąt z reguły była od wszystkich niższa, nigdy więc mnie w tej kwestii nie rozumiała. A kobieta wyższa od większości facetów może czuć się źle. Zwłaszcza, że nie powinna nosić obcasów, wtedy zostałaby uznana za żyrafę.
     Poczochrałam przyjaciółce włosy, ale tylko spojrzała na mnie spode łba. Uśmiechnęłam się ponad jej głową do, stojącego za nią, Michała Kubiaka, widząc jego pytające spojrzenie. Zaraz jednak się odwróciłam, aby twarz mieć skierowaną do kierunku, w którym się poruszaliśmy. Wolno, bo wolno, ale ważne, że nie staliśmy w miejscu. Teraz dla odmiany odwrócił się stojący przede mną Kurek. Autentycznie się rozpromieniłam. Musiałam unosić głowę, by móc patrzeć mu w twarz. Mówiłam już, że to raj na ziemi? Zaraz jednak opuściłam wzrok, bo gotowy jeszcze pomyśleć, że za tym uśmiechem coś się kryje i uznać, że zachowuję się jak jakaś napalona sweet szesnastka. Jeszcze tego by brakowało!
     Całe szczęście, że jego uwagę zajęła już kobieta z obsługi, sprawdzająca paszport, bilety i wszystkie inne duperele. Z reguły takie rzeczy trwały dosyć długo, tym razem chyba pani była o tyle miła, że nie nękała nas zbyt dokładnie, bo kilka chwil później przyszła kolej na mnie, potem na Alex i nie pozostawało już nic innego jak skierować się prosto do samolotu, walizek pozbyłyśmy się już wcześniej.
     Pociągnęłam ją za sobą w odpowiednim kierunku, idąc zresztą po śladach całej zgrai facetów, z których część zniknęła już w wielkiej machinie. Zaraz też puściłam ją przodem. Taki odruch. Bo gdybym ja nagle zniknęła, dajmy na to w tłumie, ona znalazłaby mnie z łatwością. A gdybym ja ją gdzieś zgubiła, odnalezienie mniejszego człowieka automatycznie staje się trudniejsze, bo jego głowa tak jakby nie wystaje. Zamyśliłam się, a do świata żywych przywróciła mnie Bielecka, ciągnąc w stronę naszych miejsc, które już zdążyła znaleźć. Cała droga mi chyba tak jakby umknęła… Opadłam na siedzenie i kątem oka spojrzałam na przyjaciółkę. Humor diametralnie jej się pogorszył. Korciło mnie, żeby zapytać, dlaczego nie powiedziała, że jej ojciec jest fizjoterapeutą reprezentacji. I że to właśnie TEN Aleksander Bielecki jest jej ojcem.
     - Nie wiedziałam, że pracuje w reprezentacji – a ona co? Jest jakimś wampirem, że potrafi czytać w myślach? – Gdy ostatnio się widzieliśmy, pracował w jakiejś ZAKSIE – powiedziała, patrząc gdzieś w bok.
     Spojrzałam na swoje różowe paznokcie, nie wiedząc co powiedzieć. Alex unikała rozmów na temat rodziny. Mimo naszej długoletniej przyjaźni, nie znałam dobrze jej mamy i ojczyma. Zawsze spotykałyśmy się w moim domu, który był taką oazą spokoju. Moi rodzice bardzo ją lubili, więc była częstym gościem w rezydencji państwa Borkowskich. Czasami czułam się, jakby u nas mieszkała.
      - Zamień się – szepnął konspiracyjnie do, siedzącego obok mnie Nowakowskiego, Bartman. Dopiero teraz zauważyłam, że ten pierwszy jest moim sąsiadem.
     - Nigdy w życiu! Nie usiądę obok Kubiaka, bo on chrapie – zaparł się Pit i spojrzał na mnie znacząco; z oddali dało się słyszeć kubiakowe oburzone „że co?!”. – My właściwie to się nie znamy, prawda? – wyciągnął ku mnie dłoń. – Piotrek.
    - Chip, a to jest Dale – powiedziałam i poczułam, jak Alex boleśnie kopie moją kostkę.- Ale wiesz, ma dzisiaj zły dzień, więc jakbyś mógł… - zasugerowałam, mając nadzieję, że zrozumie.
     Zrozumiał, bo tylko się lekko uśmiechnął, kiwając głową. Przynajmniej jeden nie będzie się narzucał.
     - Prawie jak Brygada RR – wtrącił z opóźnieniem Bartman, wpychając swoją rozczochraną głowę między fotele. Przyjrzałam mu się z bliska i wyraźnie stracił na atrakcyjności. Zakola lecą, ciekawe od czego?
     - My jesteśmy Brygada AA – wyjaśniłam, patrząc uważniej na Alex; ona również patrzyła na mnie. Zaszklonymi oczami. O nie, tylko nie to, tylko niech nie wpada w płacz! Widać sytuacja była gorsza niż myślałam.
     - Jak anonimowi alkoholicy, taa? – dodał Zbigniew, chyba kompletnie nie zastanawiając się nad tym, co mówi.
     - Sam jesteś alkoholik, bufonie jeden! – palnęła Alex, chyba odrobinę zbyt głośno, bo zza fotela znów dało się usłyszeć Kubiaka, tylko tym razem chichoczącego.
     Skrzyżowała ręce na piersiach, zacisnęła usta i odwróciła się. Kilkakrotnie szybko zamrugała, a to oznaczało tylko jedno. Było naprawdę źle. Zresztą, usta jej drżały. To właśnie tłumaczyło idiotyzm jej wypowiedzi, normalnie uraczyłaby Bartmana jakimś bardziej wyszukanym komentarzem.
     Jego mina zresztą była bezcenna. Ocknął się dopiero po chwili i najprawdopodobniej chciał się jakoś odgryźć, nie pozwoliłam mu jednak dojść do głosu.
     - Ona ma rację – zaczęłam.- Mógłbyś tak, zadufany w sobie kolego, wrócić na swoje miejsce? Tak jakby nam przeszkadzasz – uśmiechnęłam się do niego przesłodko.
     Posłał mi nienawistnie spojrzenie, ale opadł na przydzielone mu miejsce. Co się ze mną dzieje? Przecież to właśnie dla niego chodziłam na każdy rozgrywany w katowickim Spodku mecz! Słyszałam, że jest typem hulaki, ale do końca w to nie wierzyłam. Kątem oka spojrzałam na atakującego, który naburmuszył się i nawet kubiakowe szturchania nie poprawiły mu humoru.
     - ZB9, jak podoba ci się podróż do Kanady? – no, przecież! Pan Ignaczak i jego kamera zawsze w pogotowiu.
     - No, właśnie nie podoba – mruknął Bartman. – Poziom wredności w naszym zespole sięgnął zenitu! – fuknął w moją stronę.
     - No cóż poradzić? – teatralnie wzruszyłam ramionami.- Jak to mówią, co rude to wredne! – i w ten właśnie sposób zadebiutowałam w Igłą Szyte.


     Michał z wielkim wysiłkiem hamował się przed wybuchem śmiechu. Nie ma co; ta ruda podpadła jego przyjacielowi i wyraźnie straciła uznanie w jego oczach. Zbigniew siedział obrażony na cały świat, tępo wpatrując się w fotel, na którym siedziała rudowłosa. Właściwie nie siedziała. Leżała oparta o młodą Bielecką. Kubiak uśmiechnął się pod nosem i spojrzał przez przerwę między samolotowymi fotelami. Całe szczęście, córka fizjoterapeuty nie odziedziczyła po nim urody. Bo dziewczyna była śliczna. Zresztą, obie były ładne, ale Alex miała w sobie to COŚ, co od razu przyciągnęło uwagę Dzika. 
     - Przestań, przecież nie powiedziała nic takiego – po raz tysięczny szturchnął Zbyszka ramieniem, ale atakujący zgromił go tylko spojrzeniem.– Fakt, dostałeś trochę po kalesonach, ale nie musisz od razu obrażać się na cały świat. 
     Bo jak to możliwe, żeby oparła mu się jakaś dziewczyna? Komu, jak komu, ale jemu? Nie, to jakaś abstrakcja. I jakim prawem nazwała go ,,zadufanym w sobie”? Przecież w ogóle go nie zna, więc jakim prawem mogła go osądzać? Prychnął ledwo słyszalnie i zamknął oczy, próbując zasnąć. 
     - Zbyszek, powiesz coś do kamery? Jak podobają ci się nasze nowe koleżanki? – Igła przystawił mu kamerę do twarzy i uśmiechnął się szeroko do kolegi. 
     - Ty to się akurat nie odzywaj, bo to wszystko twoja wina! – wycelował w niego palcem wskazującym. Uśmiech zszedł z twarzy Libero i natychmiast wyłączył kamerę.– To ty je wybrałeś! Jak można być tak bezmyślnym? 
     - A skąd ja mogłem wiedzieć, kim one są? – wzruszył ramionami Krzysiek.– Spojrzałem: Bielecka i mówię, żebyśmy ją wzięli, to się z łysego recydywisty pośmiejemy, że znaleźliśmy jego zaginione dziecko. Los chciał, że to naprawdę jego córka… - dodał szeptem. 
     - Ją to jeszcze przetrawię – mruknął Bartman i machnął ręką.– Ale ta druga? Ona jest jakaś psychiczna! 
     - Nie jest psychiczna – wtrącił Piotrek Nowakowski, wychylając głowę zza fotela i posłał Bartmanowi kpiący uśmiech.– Jest nawet miła. Po prostu kazała ci spadać, a ty, Zbyszku, nie potrafisz przegrywać. 
     - Nawet bym jej nie chciał – prychnął, tym razem znacznie głośniej.
     Kubiakowi wyrwało się krótkie „mhm”, ale widząc minę siedzącego obok niego Zbigniewa, zaczął oglądać swoje paznokcie, które na tę chwilę wydały mu się niezwykle interesujące.
     - I bardzo dobrze! – nie wiadomo skąd, Olek Bielecki pojawił się przy bartmanowym fotelu z opakowaniem niebieskich tabletek w ręku.– Nawet niech do głowy nie przyjdzie ci próbować, bo łapy ukręcę przy samej dupie. To przyjaciółka mojej córki, więc jest jakby pod moją opieką, zrozumiano? – spojrzał na chłopaka, a ten pokiwał powoli głową.
     - To rozumiem, że łapy precz od przyjaciółki, ale córeczkę to można obkręcać? – Kubiak zrobił minę małego koteczka na mrozie, jednak po gromiącym spojrzeniu Bieleckiego, wrócił do dalszego oglądania paznokci. Chyba najwyższy czas udać się do manikiurzystki...


     Nie mam bladego pojęcia, kiedy zasnęłam. Pamiętam tylko, że przytuliłam się wtedy do Agaty, ale teraz to jej głowa leżała na moim ramieniu. Otworzyłam oczy, mocno mrugając, by przyzwyczaiły się do jasności i próbując sobie przypomnieć, co mi się śniło Starałam się jak najdelikatniej usiąść prosto, bo odrobinę bolały mnie już plecy, a nie chciałam jej budzić. Całkiem możliwe, że łączy nas jakaś telepatyczna więź, bo nie zdążyłam nawet dobrze jej szturchnąć, a już się ocknęła. Spojrzała na mnie jeszcze trochę nieprzytomnym wzrokiem, uśmiechnęła się lekko i przeciągnęła, wyciągając przed siebie te swoje długie, zgrabne nogi. Kiedyś cholernie ich jej zazdrościłam, ale potem jakoś mi przeszło, w końcu to moja przyjaciółka. Odwróciła się w drugą stronę, gdzie budził się… No cholera, zdecydowanie musi mi zrobić całą listę z imionami, bo inaczej nie będę w stanie tutaj normalnie funkcjonować. Uśmiechnęła się do niego tym uśmiechem, od którego powinno mu co najmniej wyskoczyć serce. Bo jak Agata Borkowska serwowała jakiemuś facetowi ten swój cudny uśmiech, to on powinien się czuć zaszczycony. Nic dodać, nic ująć.
     - Dobra, ludziska! Wstawać, zaraz będziemy lądować!
     No i oto właśnie jest odpowiedź, dlaczego wszyscy zaczęli się budzić w podobnym czasie. Bo rozumiem my dwie, jesteśmy połączone, ale ten blondyn siedzący obok Agaty to już nie. Jak widać, na wszystko musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie.
     Za plecami słyszałam jakieś zaspane przekleństwa. Rozejrzałam się jakoś odruchowo, co było naprawdę głupim posunięciem. Natknęłam się na wzrok taty. Niezbyt przyjazny i niezbyt zadowolony. Nie zrobił tego, jednak oczami wyobraźni widziałam, jak przesuwa sobie palcem po szyi. No tak, jestem już martwa.
     - Gdzie masz odtwarzacz? – moją uwagę od ojca odwróciła Agata, pytając o przyziemną rzecz.
     I dobrze. Teraz trzeba się skupić na tych najważniejszych i najbardziej banalnych rzeczach. Wyciągnęłam odtwarzacz spod tyłka, oddając jej. Oszczędność energii, zazwyczaj słuchałyśmy z jednego, mając po jednej słuchawce. To są plusy takiego samego gustu muzycznego. Z ubiorem było już trochę gorzej, no ale lakiery do paznokci przecież używałyśmy takie same. Zresztą, różnice są dobre. Nawet prawdziwe bliźnięta nie powinny być identyczne.
     - Nie martw się – mruknęła jeszcze Aga, kolejny raz tego dnia czochrając mi włosy.- Jakoś sobie poradzimy. Najwyżej będziemy uciekać przed tatuśkiem, jesteśmy brygadą, mamy laserowe szminki.
     Parsknęłam śmiechem. Co jak co, ale ona akurat chyba wolała błyszczyki, mocne szminki były moja domeną. Humor jednak odrobinkę mi się poprawił. Nie tak jednak, abym nagle kochała wszystkie robaczki na świecie.


     Olek recydywista niech się cmoknie. Takie miał wewnętrzne postanowienie. Nie, żeby specjalnie chciał robić mu na złość i właśnie dlatego spróbować podejść tego małego rudzielca. Fakt, była ładna, ale w sumie nie miał tego w zamiarze. Chciał po prostu zobaczyć, co się będzie działo, czekać cierpliwie na rozwój wypadków, a niekiedy może odrobinę im pomóc… Zresztą, mogło być zabawnie.
     Póki co, chciał być tylko i wyłącznie miły. Może też zasłużyć sobie na miano dżentelmena (taa, akurat, że niby on?), dlatego najpierw zdjął z taśmy swoją torbę, a potem chwycił drugą, tę z nazwiskiem „Bielecka”. Przeczytał zresztą trzy razy jak nie więcej, chcąc mieć pewność, że czasem w tej swojej nadgorliwości nie będzie niósł walizki fizjoterapeuty.
     - A ty co? – usłyszał za sobą damski głos.- Sukienek ci się zachciało? Przykro mi, w moje nie wejdziesz.
     Odwrócił się powoli przodem do niej, mrużąc groźnie oczy. No tak, mógł najpierw zapytać, czy czasem nie potrzebuje pomocy, ale jakoś był pewien, że zaprzeczy. Spokojnie, Michale, będziemy mili. Przynajmniej na razie. Potem się zobaczy. Nie daj się sprowokować, a może na sympatię odpowie sympatią.
     - Walizka jest ciężka, więc pomyślałem, że będziesz potrzebowała pomocy.
     - To może nie myśl tyle – ucięła, równocześnie odwracając się do stojącej za nią grupki.- Słuchajcie, macie w drużynie transwestytę, do sukienek się pcha! – złudne nadzieje; teoria, że wystarczy uśmiech, by ludzie też nim odpowiedzieli, właśnie legła z gruzach.
     Odpowiedzią był szmer śmiechu, a Kubiak na chwilę zacisnął usta. Koniec tego dobrego. Huknął walizką o podłogę, stawiając ją tym samym tuż przed jej stopami.
     - Zacznij się przyzwyczajać do takiego traktowania – głos wcale nie ociekał mu jadem, przecież cały czas się uśmiechał.
     I pomyśleć, że wydawała mu się ładna… Z satysfakcją obserwował, jak ze złością podnosi torbę, lekko uginając się pod jej ciężarem. Nie śledził jej jednak wzrokiem i nie odwrócił za nią głowy, gdy odeszła szybkim krokiem, ciągnąc już swoją własność na kółkach.
     - Ma zły dzień – wytłumaczyła Agata, uśmiechając się lekko do Michała; pojawiła się zaraz za przyjaciółką, już z torbą w ręku.- Do jutro jej przejdzie i będzie złotym człowiekiem.
     - Jutro to ja będę miał zły dzień – burknął, bo zachowanie tego rudzielca odrobinę wyprowadziło go z równowagi.
     Borkowska tylko przewróciła oczami, mrucząc coś w stylu „jak dzieci”, po czym niemalże pobiegła za przyjaciółką. Nie chciała stracić jej z oczu, bo inaczej już nie będzie w stanie jej znaleźć w tym tłumie na kanadyjskim lotnisku. Trudno zresztą było nie zauważać rozpychającej się Alex. Z niewiarygodną wręcz złością potrąciła Zbyszka, ale nawet nie zwróciła na to uwagi, idąc dalej, mimo tego, że coś za nią krzyczał. Pech chciał, że był on przeszkodą również na drodze Agaty, bo to właśnie na niego wpadła, dosłownie się na nim zatrzymując.

___
Ife na Woodzie.
za tydzień będziemy już razem. <3

8 komentarzy:

  1. dobra, na razie nie ogarniam która to która, ale ja tak mam zawsze na samym początku, a potem się śmieję, jak mogłam tego nie wiedzieć :D.
    więc ojciec był rozwiedziony z matką, a ona miała ojczyma dlatego mało wiedziała o tacie... no, no nieźle wykombinowane. w sumie chyba to wszystko będzie ciekawe, no bo wiadomo że i z ojcem spędzi trochę więcej czasu (mimo wszystko zresztą), więc może ich relacje ulegną poprawie, bo na razie nie jest tak wesoło...
    co do lotu samolotem... jest i mój ulubiony Piotrek! :) mam nadzieję, że będzie on takim dobrym kumplem, a może i coś więcej...
    chrapiący Kubiak? jeeeej, sweeet ;D. a potem taka wredota, no nie ma co.
    BĘDZIE SIĘ DZIAŁO, mimo że to dopiero drugi odcinek (może jest jakaś ilość przewidziana dla tego opowiadania, czy aż się skończą genialne pomysły? :D) więc czekam na ciąg dalszy - standardowo.
    a póki co, zapraszam do siebie bo dziś piątek więc i nowa notka. oczywiście: http://nie-gorsza.blogspot.com/ :)
    pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aleksander i Aleksandra Bieleccy - haha, no rzeczywiście nieźle jest. No tak, bo ZB9 musi być bezwarunkowo wielbiony przez każdą niewiastę na Ziemi. Ta, już. Od razu wszystkie sie na niego rzucamy. Phi! I dobrze mu powiedziały! Bufon jeden. Ej, ja dopiero teraz skapowałam, iż jest Alex i Agata, czyli brygada AA, bo na początku bardziej myślałam, że chodzi o brygadę dzikow, dowodzoną przez AA. ;) bardzo fajnie przemyślany tytuł bloga, odnoszący się do dwóch "obozów". :D Kubiak, ty chrapaczu! Ja nie wiem, jak Zibi wytrzymuje z nim w jednym pokoju, ale miód na uszy to raczej nie jest,haha. ;) dziewczyny się nie czają i łatwo ich siatkarze swoją genialnośćią nie zaczarują. I bardzo dobrze. Dziewczyny, nie dajcie się zwariowac tym dwumetrowym mutantom! :D
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie love-scars. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam te dwie, i muszę przyznać, że nawet temperamentem się dobrali :D Nie wyobrażam sobie Olka Bieleckiego, w roli takiego surowego ojca :p . Wygląda mimo wszystko całkiem pogodnie, i tak nie pozornie :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi się to bardzo podoba. I już te dwie lubię. I teraz aż trochę wstyd mi się do tego przyznać, ja też pierwsze co też brygadę AA skojarzyłam z alkoholikami. :D
    pozdrawiam ;*
    [osiem-nieszczesc]

    OdpowiedzUsuń
  5. no barzoo podoboją mi się te tytułowe bohaterki . ; D te scenki i rozmowy z siatkarzami są taki naturalne i nie wymuszone. bardzoo pozytywne wrażeenie. śmiesznie tak obrażają siebie nawzajeem. ; D fajniee jest .; P podoba mi się, intryguującoo. ; P

    [uugh.blog.onet.pl]

    OdpowiedzUsuń
  6. Takie opowiadania lubię najbardziej. Nie żebym nie lubiła tych romantycznych, ale wśród tych wszystkich brakowało mi właśnie takiego z jajem, na luzie i dialogami, doprowadzającymi do bólu brzucha ze śmiechu. Tak mnie zainteresowało, że oczywiście będę śledzić koleje losów bohaterów. ;P Nr gadu już zapisałam, więc czekam na nexta. ;)

    A gdy w grę wchodzą takie "nietypowe" blogi o siatkarzach, to zapraszam do siebie, jeśli macie czas i ochotę: http://okno-w-szybie.blogspot.com/.

    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha Zbyszek oberwał po nosie;D I bardzo dobrze, nie jest pępkiem świata;P O i Kubiaczek nasz drogi coś ten tego. Oj ciekawie się zapowiada;D

    Marcy

    OdpowiedzUsuń
  8. Płaczę ze śmiechu, normalnie płaczę!

    OdpowiedzUsuń