Wyciągnęłam się na hotelowym łóżku i powoli otworzyłam oczy. Musiałam zamrugać kilkakrotnie, aby przyzwyczaić je do światła. Powoli usiadłam i spojrzałam na łóżko przyjaciółki; spała jak zabita. A to o mnie mówi, że jestem śpiochem… Jednak w tej sytuacji można usprawiedliwić Aleksandrę. W nocy kilkakrotnie budziła mnie swoim łkaniem w poduszkę.
Korzystając z okazji, zabarykadowałam się w łazience. Nie żebym była z tych, które spędzają tam całe dnie. Lubiłam dbać o siebie, miałam również pokaźną kolekcję kosmetyków. Czasem robiłyśmy sobie z Alex i moją mamą takie domowe SPA. To dziwne, ale moją mamę traktowałam jak przyjaciółkę. Może nie tak jak Alex, bo czasami zbyt bardzo przejmowała się rolą matki i stawała się nadopiekuńcza, ale fakt, byłyśmy blisko. Mama urodziła mnie stosunkowo wcześnie, bo jeszcze w liceum, więc różnica wieku nie była aż tak duża jak w normalnych rodzinach. Bo w sumie moja rodzina nie była tak do końca normalna. Ojciec, zwariowany lekarz pediatra, ulubieniec wszystkich dzieciaków, był również zapalonym kibicem sportowym. To właśnie on zaszczepił we mnie miłość do siatkówki.
Gdy po długim prysznicu weszłam do pokoju, moja przyjaciółka zdążyła już się obudzić. Uśmiechnęłam się do niej i otworzyłam szafę, którą przejrzałam trzy razy, zanim na coś się zdecydowałam.
- Może być ta niebieska sukienka, temu całemu Bartmanowi na pewno się spodoba – za ten tekst posłałam jej mordercze spojrzenie.
- Bartman może spadać na agrest – prychnęłam. Jak w ogóle on mógł mi się podobać? Bufon jeden, cham i prostak jakich mało!
- Dlaczego akurat na agrest? – Bielecka zanosiła się od śmiechu; no tak, zawsze się musi przyczepić do szczegółów.- Żeby sobie tę swoją seksowną dupę pokuł?
- Kto ma seksowną dupę? – do pokoju jak burza wpadł Ignaczak. Spojrzałam na Alex, a ona na mnie. Czyżbyśmy spały przy otwartych drzwiach?
- A nasz pokój to co; autostrada?! – wrzasnęłam, patrząc nienawistnie na Igłę.
- Spokojnie, spokojnie – wystawił ręce w geście obronnym i powoli zaczął się wycofywać.- Ja chciałem tylko powiedzieć, że za pół godziny śniadanie.
- Przyjęłyśmy do wiadomości – powiedziała Bielecka.- Jeszcze coś? – zapytała, patrząc na niego wyczekująco.
- Kto ma tą seksowną du…- nie dokończył, bo dostał ode mnie poduszką prosto w twarz, burknął coś pod nosem i wybiegł od nas jak poparzony. Chyba nie zaprzyjaźnimy się z panem Ignaczakiem, a szkoda. Liczyłam na jakiś drobny epizod w Igłą Szyte.
- Było mu powiedzieć, że on ma, skoro tak bardzo chciał wiedzieć… - mruknęła Alex, kierując się do łazienki.
Oberwała drugą poduszką. Znajcie moją wspaniałomyślność.
Nie wiem, czy duma z tego, że się nie spóźniłyśmy, jest cokolwiek warta, jednakże nadal byłam dumna, zwłaszcza z Agi. Bo mimo tego jej ociągania się i jeszcze krótkiej drzemki na siedząco, zdążyłyśmy na śniadanie. Powinni nam za to medal dać jak nic! Bo nawet nie weszłyśmy na stołówkę jako ostatnie, za nami jeszcze dreptał… Chwila, muszę pomyśleć. Kurek? Tak, Kurek, chyba dobrze zapamiętałam. I ten jego rudy kolega.
- Gdzie siadamy? – spytałam głupio, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Na dupie, tak sądzę – jakie pytanie, taka odpowiedź.
- Tutaj, w tym miejscu właśnie? – dopytałam odrobinę ironicznie.
- Nie róbmy draki, od tego są rumaki – ucięła.- To tylko miejsca, zaraz się znajdą jakieś krzesełka.
- To może chodźmy lepiej na razie do trenera… - zaproponowałam.
- Po co? Nie chcesz siedzieć obok jakichś w miarę przystojnych siatkarzy?
- Jeśli ci tak zależy, to widzę, że jedno miejsce koło tego twojego Bartmana jest wolne.
Prychnęła w odpowiedzi oburzona. Dobrze jednak wiedziałam, że to tylko zwyczajne przekomarzanie się. I podziałało tak, jak powinno, bo grzecznie podążyła za mną, gdy lawirowałam pomiędzy stolikami, kierując się do tego jednego, konkretnego, gdzie siedział nie kto inny jak Andrea Anastasi.
- Buongiorno – wyszczerzyłam się; no, samouczek języka włoskiego czasem się przydaje.
Agata za moimi plecami zachichotała. No co, to już się języków nie można uczyć? Anastasi spojrzał na nas najpierw jak na idiotki, a chwilę później, gdy siedziałyśmy już obok niego przy stoliku, patrzył pytająco.
- Czego sobie życzycie? – spytał sztywno.
- W sumie, to… - zaczęła Aga.
- Zastanawiałyśmy się, czy istnieje jakiś konkretny plan dla nas – dokończyłam, wyjaśniając.- Czy mamy być tutaj na miejscu cały czas, czy na treningach, żeby ciągle ktoś miał na nas oko, ale jesteśmy już pełnoletnie, a…
- A po drodze widziałyśmy ogromne centrum handlowe – Agata płynnie weszła mi w słowo, kończąc moją wypowiedź.
Włoch przez ułamek sekundy miał minę, jakby dziękował komuś w niebiosach za to, że może mieć nas z głowy. Skoro ma tak reagować na każde nasze pytanie, czy możemy gdzieś wyjść i będzie ucieszony, gdy znikniemy mu z oczu, to proszę, możemy to robić ciągle.
- Róbcie, co tylko chcecie – nawet się uśmiechnął, no proszę.- Nie musicie wszędzie z nami jeździć i wydaje mi się, że nie potrzebujecie kontroli.
- A mi się wydaje, że jednak potrzebują – ktoś położył mi na barkach ciężkie dłonie.
Nawet nie ktoś. Po prostu ojciec. Nawet jeśli nie poznałabym głosu, to zobaczyłabym to w spojrzeniu Agi, które od razu uniosła głowę, patrząc na ową postać ponad moją.
- Tato… - zaczęłam, jeszcze spokojnie, bo awantur i wrzasków do tej pory było już wystarczająco dużo; przy okazji, strąciłam też jego dłonie.- Chcesz za nami posłać ochroniarza?
- Nie – odpowiedział krotko.- Bo po prostu nigdzie nie pójdziecie, jedziecie z nami na trening.
- Ale ja chcę na zakupy – zajęczała Agata, tak samo zresztą, jak Anastasi.
- Chyba sobie kpisz – wyrwało mi się.- O co ci chodzi? – wstałam; jak widać, potrafię być czasem opanowana i nie wrzeszczeć od razu. No, do pewnego momentu.- Zajmij się swoją pracą i zapomnij, że tutaj jestem. Że we dwie tutaj jesteśmy. Znalazłyśmy się tutaj niezależnie od ciebie.
- Nie ma mowy – powiedział twardo.- Jedziecie z nami na trening. Skoro tu jestem, będę was pilnował, żebyście czasem nie odwaliły jakiejś szopki, której nie będzie się dało potem odkręcić.
- O ile mi wiadomo, jesteśmy pełnoletnie i odpowiadamy za siebie.
- I co z tego? – złapał mnie za ramię.- Nie będziecie latać po nieznanym, wielkim mieście i odstawiać żadnych hec.
- Tato! – podniosłam lekko głos.
- Nie słyszałaś, co powiedziałem?
- Do cholery jasnej, musisz taki być?! Zawsze jesteś! – no, skończyło się to dobre; jeśli nie da się inaczej, trzeba wrzaskami.- Nie dość, że nigdy cię nie ma, zawsze masz mnie w dupie, to jeśli już się pojawisz, udajesz świętego, zatroskanego tatusia! Nic nie wiesz, rozumiesz?! Praktycznie mnie nie znasz i nie masz żadnych praw!
- Aleksandro Bielecka! Uważaj, co mówisz!
- A co, prawda boli?
- Jeśli mam tego słuchać codziennie przez cały wyjazd, to osobiście zamorduję prezesa za ten konkurs – usłyszałam gdzieś za plecami, nie byłam jednak w stanie ustalić właściciela głosu.
- Albo Igłę za to, że akurat je dwie wybrał.
- Że co?! – oburzył się najprawdopodobniej sam wspomniany.
Ja jednak nie czekałam na odpowiedź tatusia od siedmiu boleści, którego najwyraźniej zatkało. Wyszarpnęłam rękę z uścisku i po prostu wybiegłam ze stołówki, zupełnie nie zważając na wołanie Agi.
Borkowska spojrzała z wyrzutem na Łysego Recydywistę. Po stołówce przeszedł cichy szmer i wszyscy wpatrywali się w drzwi, w których przed momentem zniknęła rudowłosa. Aga westchnęła ciężko, posłała znaczące spojrzenie fizjoterapeucie i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.
Czuła, że jej przyjaciółka zabarykadowała się gdzieś, a znalezienie jej do godziny wyjazdu na trening, będzie graniczyło z cudem. Rozejrzała się po długim korytarzu i ruszyła przed siebie. Jedynym miejscem, które przyszło jej do głowy, był ich pokój na trzecim piętrze. Pewnym krokiem podeszła do windy i wcisnęła guzik
- Poczekaj! – usłyszała za sobą i odwróciła głowę.– Pomóc ci jej szukać? – Zbigniew Bartman oferuje swoją pomoc? No, klękajcie narody! Chory on, czy co?
- Obejdzie się – mruknęła, wpatrując się w metalowe drzwi windy.
- Dlaczego taka jesteś? – podszedł bliżej i spojrzał w jej oczy. Jego głos był dziwnie opanowany, co zaniepokoiło Agatę.
- Taka…? – dopytała niepewnie.
- Taka niedostępna… - mruknął.- Zresztą, nieważne - odwrócił głowę i machnął ręka.- To jak? Pomóc ci?
Pokiwała lekko głową i kazała mu przejść się schodami. Wiedziała, że to banalne i Aleksandrę Bielecką stać na bardziej wyszukaną kryjówkę, a w tym ogromnym hotelu trzeba będzie sprawdzić każdy kąt. Gdy była już na miejscu, wpadła do pokoju, obejrzała wszystko i czekało ją tam tylko rozczarowanie.
W tym czasie na stołówce drużyna zdążyła się już wyrwać z odrętwienia, jednakże nikt nie podjął tematu awantury Olka z jego latoroślą. Każdy zajął się śniadaniem, by w żaden sposób nie narazić się fizjoterapeucie, który siedział naburmuszony i mieszał widelcem w jajecznicy. Już powoli wszyscy mieli dość tych ciągłych awantur i sprzeczek, bo jak tu skupić się na grze, jeśli w drużynie panuje napięta atmosfera?
- A tak w ogóle, to gdzie Bartman? – rzucił ni z Gruszki, ni z Kadzia, Kosok
- Przed chwilą przecież tu się plątał – mruknął Igła, popijając spokojnie kawę.
Obwiniał się, że te problemy z tymi dziewczynami to w jakiś sposób jego wina. Przecież to właśnie on się na nie uparł. Miało być zabawnie i w ogóle, a wyszło jak zwykle.
- Goni wiewiórki – zachichotał Kurek, ale widząc spojrzenie Bieleckiego, natychmiast zajął się swoją kanapką z serem.
- Idę go poszukać – westchnął Kubiak i podniósł się ciężko z miejsca.
Widział, jak poleciał za tą wyższą. Agą? Tak, chyba ma na imię Aga. Z całą pewnością coś na A. W sumie nieważne. Teraz Misiek ma inną misję, a mianowicie: Znaleźć Zbigniewa. Już! Swoją drogą, chyba naprawdę ta dziewczyna wpadła mu w oko, a to, że kompletnie go olewała, doprowadzało kubiakowego przyjaciela do rozstroju nerwowego.
Minąwszy drzwi stołówki, poczłapał powoli w kierunku windy. Stanął przy niej spokojnie i czekał, aż nadjedzie. Jednak jego uwagę przykuło jakieś ciche łkanie dochodzące zza drzwi obok. Przez myśl przeszło mu, że w schowku ktoś zamknął kota, ale usłyszał dźwięk smarkania. Przecież koty nie smarkają, prawda? Na pewno nie te, które znał Michał.
Podszedł bliżej i przyłożył głowę do drzwi. To człowiek, z pewnością. Znowu zasmarkał. Po cichutku otworzył drzwi. Płaczące kobiety z reguły, czy też właściwie zawsze, ale to dokładnie zawsze, twierdzą, że wyglądają okropnie. W końcu ten zasmarkany, czerwony nos i zapuchnięte oczy… Chyba nie widzą siebie w takich momentach. Bo siedząca na wiaderku Alex zdecydowanie nie miała zasmarkanego, czerwonego niczym Rudolf nosa, tylko lekko zaróżowione, mokre policzki i łzy na rzęsach, co wszystko razem sprawiało, że według Michała wyglądała po prostu uroczo. Kucnął przy niej i przyjrzał jej się z bliska.
- A ty tu czego? – burknęła, starając się ukryć twarz. Za nic w świecie nie chciała pokazać żadnemu facetowi, że jest słaba.
Nie w sytuacji, gdy sobie na tę słabość pozwoliła i to z, jej zdaniem, tak błahego powodu. Dosłownie była na siebie wściekła. To przecież nie była jak wielka awantura, nie powinna od razu ryczeć. A cały ten wyjazd nie był aż tak przerażający, aby szlochać też w nocy. Tyle, że wtedy przynajmniej nikt jej nie widział. Gdzie ta moc? Nie była przecież sama, miała Agatę, a z ojcem jakoś dadzą sobie radę. Tyle, że póki co, to było już powyżej jej granicy wytrzymałości. Wprawdzie każdy ma prawo do chwili zwątpienia, ale… W samotności. Nie wtedy, gdy ktoś to widzi. A już tym bardziej nie wtedy, gdy widzi to ktoś taki jak Michał Kubiak. Gdyby tak wyglądał trochę gorzej, to byłoby jej łatwiej…
- Szukam dla siebie dziewczyny. O, ta jest świetna – Kubiak chwycił mop i wyszczerzył się do Bieleckiej
Przez jej twarz również przemknął uśmiech. Na moment, ale zawsze. Michał odstawił mop i wyciągnął do niej dłoń. Niepewnie podała mu rękę i podniosła się z wiaderka. Wpatrywali się w siebie przez kilkanaście sekund bez słowa.
- Nic nie powiem, bo po co? – zaczął, ale nie czekał na odpowiedź, ciągnął dalej.- Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić w tej chwili, to przytulić cię, chcesz?
Pokiwała lekko głową i z pełną świadomością przylgnęła do torsu siatkarza, pociągając jeszcze lekko nosem, bardziej dla zasady niż z rzeczywistej potrzeby. Pochylił się, opierając brodę na czubku jej głowy.
Może chociaż odrobinę jej to pomoże.
Zabiję ją! Po raz kolejny wybrałam numer Alex i nic. Automatyczna sekretarka. A co, jeśli poszła w długą i trzeba będzie szukać jej po całej pieprzonej Kanadzie? Ona jest do tego zdolna. Borkowska, oddychaj! Przecież to nie jest dziecko. Znajdzie się. Ochłonie, przemyśli wszystko i sama przyjdzie. Tak, na pewno.
- Byłem już na każdym piętrze, nigdzie jej nie ma – Bartman wszedł do mojego pokoju bez pukania. Miałam rację; ten pokój to autostrada! Ale teraz mam ważniejsze sprawy na głowie niż opieprzanie go za to.
- Zabiję tego łysego… - ugryzłam się w język.- Dzięki za pomoc, możesz już iść, zacny rycerzu.
- Mam rozumieć, że mnie wyganiasz, chociaż ci pomogłem? – uniósł śmiesznie brew.
Miałam chęć walnąć go między oczy. Myślałam, że po akcji w samolocie mi odpuści, ale nie! Jemu naprawdę włączył się podryw, mimo tego, że ostatnio widziałam na Ciachach jego zdjęcia z jakąś panienką. Nieładnie, Zbigniewie, nieładnie.
- Aleś ty inteligentny – zironizowałam, ale on chyba nie załapał.
- Wiadomo – podszedł bliżej, stając ode mnie na odległość kilku centymetrów. Uniosłam głowę, żeby móc spojrzeć mu w oczy. Och, jak ja uwielbiam być wśród wysokich facetów! – I seksowny, przystojny, a przede wszystkim skromny – posłał mi jeden z najładniejszych zbysiowych uśmiechów.
- Tak, skromny przede wszystkim – oderwałam od niego wzrok, bo strach pomyśleć, co by stało się za chwilę.
Podeszłam do okna i wzięłam kilka głębokich oddechów. Powietrze gęstniało w zastraszającym tempie. Powinnam teraz szukać mojej najlepszej przyjaciółki, a nie zabawiać się z Bartmanem. Co, jeśli coś jej się stanie? Głupia, ona potrafi o siebie zadbać! O siebie i o mnie. W chwilach, gdy traciłam głowę, to jej włączało się racjonalne myślenie i wyciągała nas z tarapatów. Usłyszałam czyjeś kroki i obróciłam się w kierunku, z którego dochodziły.
- Patrzcie, kogo znalazłem! – Kubiak i ta jego misiowa mordka. Jak ja go uwielbiam! Ale zaraz! Kogo on tam ma?
- Gdzie byłaś, wariatko?! – wrzasnęłam. – Mało na zawał nie zeszłam i do tego rozmawiałam normalnie z Bartmanem! – kątem oka spojrzałam na atakującego, który naburmuszył się lekko. Podeszłam do przyjaciółki i przyciągnęłam ją do siebie.- Dobrze, że w końcu jesteś – szepnęłam, po czym nastąpiło nasze tulanie, jak to nazywałyśmy, a co dla obserwatora z boku z reguły wyglądało pewnie komicznie, zważywszy na różnicę wzrostu.- Zemsta? – spytałam jeszcze cicho po chwili, patrząc w jej nadal lekko zaczerwienione oczy, widać znów musiała płakać.
- Tak, zemścimy się – potwierdziła stanowczo, ale równocześnie cicho, cwanie się uśmiechając.
- Ja to wszystko słyszę – o swojej obecności przypomniał stojący za nią Kubiak.
- Ale co takiego? – spytała słodkim głosem, odwracając się do niego.
Nie odpowiedział, przewrócił tylko oczami, chyba z bezsilności nad tymi babskimi intrygami. Nie ukrywajmy; wszystkie kobiety kombinują. My nie jesteśmy wyjątkiem. Bielecka od razu poszła do łazienki, mrucząc coś o doprowadzeniu się do porządku, ja jednak nie spuszczałam z Dzika wzroku.
- Dzięki – powiedziałam w końcu.- Jakby poszła z tej rozpaczy w miasto, to jeszcze gotowa była wpaść pod jakiś samochód. Tyle, że to ten samochód nie wyszedłby cało z tego starcia.
Uśmiechnął się jedynie, co chyba miało być czymś w rodzaju „nie ma za co”, a poza tym, wyraz twarzy miał taki, jakby się z tego wszystkiego cieszył. Zresztą, widziałam, jak odprowadzał Alex wzrokiem, gdy szła do łazienki…
- Po drodze jeszcze Gumę spotkałem, za chwilę mamy być na dole – tym razem zwrócił się do, stojącego już przy drzwiach, Zbyszka.
Nie czekał na jego reakcję, po prostu wyszedł, bo skoro zaraz, to chyba zaraz, nie? Bartman chyba nie do końca jednak to jedno słowo rozumiał, bo nadal stał w tym samym miejscu, patrząc na mnie odrobinę wyczekująco. Jakby czegoś oczekiwał. Nie wiadomo tylko czego.
- A ty co? Na zmiłowanie boskie czekasz? – rzuciłam w jego stronę, co chyba było wyraźną sugestią.
Nie odpowiedział w żaden zgryźliwy sposób, jedynie przewrócił litościwie oczami i wyszedł. No, przynajmniej jest z głowy. Tylko coś mi jednak nie dawało spokoju…
- Jak myślisz, które buty ubrać? – spytała Bielecka, wychodząc z łazienki.
- Zaproponowałabym obcasy… - mruknęłam, nadal patrząc na drzwi.- Będziesz się odrobinę lepiej czuła wśród tych przerośniętych ludzi.
- Aga, jesteśmy na turnieju siatkarskim, to jest sport, po co miałabym pakować jakiekolwiek buty na obcasach? – zadała mi pytanie retoryczne, bo zdecydowanie nie oczekiwała ode mnie odpowiedzi, brzmiała jednak odrobinę ironicznie.
- To zaproponowałabym, że ci pożyczę swoje, ale…
- Taa – mruknęła; cóż, im człowiek wyższy, tym większą stopę ma, mijałyśmy się rozmiarami i to dosyć mocno.
- Weź martensy, to chociaż trzy centymetry więcej będzie – rzuciłam jeszcze, wyskakując w końcu z pokoju.
Jest! Albo jeszcze nie zdążył dojść do pokoju, albo już z niego wyszedł, nie byłam w stanie tego ocenić. Stał na drugim końcu korytarza, tyłem do mnie, a ja nie miałam bladego pojęcia, jak go zawołać. Zamiast tego, po prostu podbiegłam, co chyba wyczuł, bo odwrócił się w momencie, gdy byłam już za nim. Ledwo zdążyłam wyhamować. Nie zniosłabym chyba kolejnego zderzenia ze Zbyszkiem Bartmanem.
- Aga? – zdziwił się.
- Ja chciałam… - sapnęłam; nie, żeby ten króciutki bieg jakkolwiek mnie zmęczył, tylko… Cóż, to był pretekst, by jakoś odwlec to, co chciałam powiedzieć, bo właśnie nie miałam bladego pojęcia, co tak właściwie chcę mu przekazać, więc każda sekunda się liczyła.- W sumie nie wiem, co chciałam – dokończyłam bez ładu i składu.
Zmarszczył brwi, wzrokiem błądząc po mojej twarzy, co nie miało prawa mi umknąć.
- Dziękuję – wydusiłam w końcu.- Poświęciłeś swój czas, żeby mi pomóc… - Chryste panie, co ja wygaduję? – Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby coś jej się stało…
- Wiem – powiedział tylko, bardzo długą chwilę skupiając spojrzenie na moich ustach.- Zaczynałaś już naprawdę panikować – podniósł wzrok, patrząc mi teraz w oczy, a sekundę później uniósł też rękę, bez ostrzeżenia łapiąc kosmyk moich włosów i zakładając go za ucho. Że co, proszę?!
Jakoś tak automatycznie zesztywniałam. Nie no, panie Bartman, bez takich zagrywek, ja bardzo proszę! Jemu się wydawało, że to na mnie w jakiś sposób podziała? Że mi zakręci w głowie takim banalnym posunięciem? Cholera jasna, i to jak zadziałało!
- Tak więc, dzię… - chciałam jednak z powrotem wrócić na ziemię.
- Nie ma za co – przerwał mi.- Przyjaźń jest ważna – i znowu się uśmiechnął tym swoim zbysiowym, cudnym uśmiechem, po czym cofnął o krok, odwrócił i ruszył ku schodom, a ja stałam tam jeszcze jak głupia kilka dobrych minut, jakby mi nogi wrosły w podłogę.
Nie ma co, namącił mi w głowie. Głupek jeden.
______
przypominamy o zakładce : informator.
Ojej biedny Krzysztof poduszka zarobił;p Ale w sumie należało mu się skoro podsłuchiwał, nieładnie panie Ignaczak nieładnie;D
OdpowiedzUsuńPan Bielecki się popisał, nie ma co. Najpierw ma gdzieś Alex a tutaj nagle przypomniało mu się, że ma córkę a tym bardziej już dorosłą?? Mógł się nią wcześniej interesować a nie teraz kiedy jest pełnoletnia to chce mieć nad nią nadzór? Jego niedoczekanie.
Oj Bartman Bartman ale zakręciłeś w głowie naszej Adze;)
Buźka dziewczęta;*
Nie no Andrea mógł by być ciut milszy, a Olek przeszedł samego siebie, zgadzam się z Marcy. Kubiak z tym mopem, nie powiem ciekawe ... Widać chłopakom spodobały się nasze niedostępne i pyskate dziewczyny ; D Ej no, Igła taki biedny w tym rozdziale jakiś ... Nie róbcie mu krzywdy, proszę ;D Pozdrawiam i czekam na kolejny piątek, Milka ; **
OdpowiedzUsuńbiedny Igła który nie dowiedział się jakże ciekawej rzeczy! ale może to i lepiej, bo przecież nie musi wszystkiego wiedzieć, no! xD.
OdpowiedzUsuńpan Bielecki... dobrze - dostał za swoje! ale to pewnie i tak cząstka tego, co córeczka chciałaby mu wygarnąć. ale dobrze, z takimi tak trzeba!
czułam, że to Dziku znajdzie naszą Olę! dobry sposób na uśmiech - szukanie dziewczyny pośród mioteł. tylko chyba takie... za chude, co? :>
Bartman coś taki miły się zrobił, niech Aga uważa, bo to podejrzane cosik. no ale z drugiej strony to miłe, że pomógł szukać jej przyjaciółki.
widzę, że to wszystko się dopiero rozkręca i niech się rozkręca dalej ;).
wybaczcie za ten nieskładny komentarz dziś (zwłaszcza dziś ;) ale taki a nie inny dzień mam. no, ale pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie na nowość - 11 rozdział.
No,no.. Czyżby Zbyszek nie był Adze wcale taki obojętny ? :) Mam wrażenie, że to zaraz ona będzie na niego 'polować ' a nie odwrotnie.. Może jednak Bartman posiada jakieś ludzkie uczucia? : > Też bym się przytuliła do Kubiakowego torsu...
OdpowiedzUsuńZbysław jak flirtuje.. Łohoho. Ja też na Ciachach widziałam go z jakąś dziewczyną! Nie ma to jak dobre źródło informacji. Ale naprawdę Aga wpadła mu w oko. A on umie mącić w głowie, oj umie. ; P
OdpowiedzUsuńIgła to takie wścibskie stworzenie jest, no! Ale ja tam lubię ignaczakową ciekawość. :D Przecież pytanie o seksowną dupę było bardzo ważne, szczególnie, gdy pojawia się ono w stadzie mężczyzn. XD Może Ignaś liczył, że to do niego należy to określenie? Hahah ;D A co, dowartościowałby się chłopak! XD Pozdrawiam. [love-scars] (;
Biedny Igła, nie dowiedział się kto ma seksowną dupę :(. Ale może się jeszcze o tym dowie? :P Co jak co, ale Igła zawsze musi wszystko wiedzieć o wszystkich.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że Alex naskoczyła na swojego tatę. Należało mu się jak nic.
Kubiak z mopem? Nie, lepiej z Alex :D.
Rozdział świetny :).
Pozdrawiam, [zielonooki.blogspot.com]
Na stos ze mną, powinnam się wstydzić za brak komentarza aż od pierwszego rozdziału. Moje rozplanowanie czasu schodzi na psy.
OdpowiedzUsuńPan Bielecki chyba nie opanował książek o wychowywaniu dzieci, widać, że ciężko mu się dogadać z córką i jak na razie nic w tym temacie się nie zmieni. Najchętniej zapewne zatrudniłby dla niej stałą ochronę. ;)
Bartman zaskakuje mnie coraz bardziej. Raz zachowuje się jak kompletny bufon, raz jak pomocna dłoń. Ua, czyżby jakaś love między Zbyszkiem i Agą? Nie powiem, odpowiada mi taki obrót sytuacji. ;)
I niech się kadra cieszy, że ma takiego Kubiaczka z misiową mordką, który znajduje zguby w postaci niewiast. *-*