31 sierpnia 2012

6. Ja tam swojej Agaty pilnuję!

     - Jeśli sobie nie kupię czegoś na naprawdę porządnych obcasach, to mnie tutaj kurwica weźmie – wymruczałam, pozornie ze złością, ale to było tylko takie mruczenie.- Patrzą na mnie z góry, dupki jedne, a to oni powinni być pod obstrzałem jak zwierzątka w zoo. Przerośnięte orangutany.
     Agata tylko się zaśmiała, nie komentując w żaden sposób moich słów. Zamiast tego sięgnęła po jakiegoś buta stojącego na stercie pudełek i zamachała nim w moją stronę. Udało się. Udało się w końcu wyrwać, bo siedzenie na treningu i gapienie się w przestrzeń jest całkowicie bez sensu. Dobrze, że chociaż słuchawki miałam tamtym razem. I żeby jeszcze było na kogo popatrzeć. Ale nie było. Więc w końcu, sposobem, bo sposobem, udało nam się wyjść na te upragnione zakupy. Nie, żebym pałała do nich jakąś wielką miłością, w końcu co może być aż tak fajnego w łażeniu po sklepach, no ale to Kanada, a nie Polska. A buty na obcasach były potrzebne przy okazji na gwałt.
     - Niezłe – pokiwałam z aprobatą głową.
     - Na oko piętnaście centymetrów – wyciągnęła go na odległość ręki, przyglądając się fachowym okiem.
     - Jest trzydzieści siedem?
     Schyliła się, patrząc po naklejkach na pudełkach.
     - Neee maaa – zrobiła smutną minkę.
     - Cholera – wyrwało mi się.
     Sekundę później posłałam szeroki wyszczerz gapiącej się na mnie ekspedientce. Co, nie zna polskiego? Czy my jesteśmy czymś tak godnym uwagi, bo mówimy w innym języku?
     - Ja sobie te spróbuję – wymruczała Aga po chwili, więc spojrzałam w jej stronę. I znów pokiwałam aprobująco.- Na ciebie też będą, sprawdź sobie – rzuciła mi najpierw jednego, a potem drugiego i jakimś cudem udało mi się je nawet złapać.
     Ubrałam buciki, nawet utrzymałam równowagę. Całkiem niezłe w sumie. Tak stwierdzam po wpatrywaniu się w nie przez kilka dobrych minut. Niezłe, ale…
     - Alex, cześć!
     Na dźwięk męskiego głosu, który zabrzmiał ponad moją głową całkowicie nagle i niespodziewanie, lekko podskoczyłam i zachwiałam się, co zresztą spowodowane było owymi piętnastocentymetrowymi obcasami. Silna ręka mnie jednak podtrzymała, dzięki czemu nie spotkałam się czołowo (lub twarzowo) z podłożem. Uff.
     - Gavin – wykrztusiłam, zdecydowanie zdziwiona, kiedy tylko podniosłam głowę do góry.- Co ty tu…
     - Podszedłem po treningu do was, ale cię nie było – ojej, szukał mnie? Nie, wcale nie jestem podjarana, skąd! – Spytałem więc tego takiego… - zawahał się.- Tego, co gra z trzynastką, ale jakiś zły był i tylko mi odburknął – za plecami usłyszałam chichot Agaty; że co niby, że Kubiak zły, to trzeba się śmiać? Może był zły, bo mu któryś przyrżnął piłką prosto w czoło, a nie.- Igła za to powiedział, że poszłaś na zakupy, więc chciałem cię poszukać – tak zabawnie powiedział „Igła”, że aż się uśmiechnęłam.- Właściwie to poszłyście – spojrzał na coś ponad moją głową. A raczej na kogoś.
     - A, tak… - natychmiast się obudziłam.- To moja przyjaciółka, Aga.
    Odwróciłam się w jej stronę, posyłając groźne spojrzenie, żeby czasem nie zrobiła ze mnie idiotki. Z siebie może, niech nie robi ze mnie. Nie podeszła nawet bliżej, żeby się przywitać czy coś, tylko się wyszczerzyła. I nie dała mu dojść do słowa, tylko od razu zaczęła mówić. Boże, jak nic nas weźmie za jakieś psychiczne.
     - Ta wariatka myśli, że ją zaczną nazywać hobbitem, więc chce kupić jakieś wysokie buty – a co go to obchodzi? Przecież faceci nie znoszą zakupów.
     - Aga… - mruknęłam ostrzegawczo.
    Inna kwestia, że one naprawdę się przydawały. Choćby w tym momencie. Bo mi się punkt widzenia zmienił i nie musiałam aż tak bardzo zadzierać głowy. Ale jemu to chyba w sumie różnicy nie robiło. Pewnie ważniejsze były cycki. No tak, cycki! Zapomniałam je poprawić! No ale skąd mogłam wiedzieć, że on się tutaj pojawi?
     - No co? W sumie to nie takie głupie. Całkiem hobbita przypominasz…
     - Aga…
     - Taki  żarcik – i znów ten jej uśmiech; nie uśmiechaj się tak do niego, bo jeszcze o mnie zaraz zapomni!
     - Żarcik kosmonaucik – wyrwało mi się odruchowo po polsku.
     Parsknęła śmiechem.
     - Nie moja wina, że on jak taki słup telegraficzny koło ciebie wygląda.
     Teraz ja się zaśmiałam. Jak dobrze, że tego nie rozumiał. Nie zmieniało to jednak faktu, że przenosił lekko zdezorientowany wzrok ze mnie na Borkowską i z powrotem.
     - Dlaczego mam wrażenie, że robicie sobie ze mnie jaja?
     O nie, o nie. Jeśli jest zadufany w sobie, to się obrazi i pójdzie, a ja wtedy będę rozpaczać, choć nie powinnam, bo na co mi taki facet. A jeśli jest w porządku, to… Tylko się uśmiechnie, co właśnie zrobił. Dziękujmy niebiosom!
     - Ależ skąd – zaprzeczyła Borkowska, w końcu podchodząc bliżej.- Aga jestem – wyciągnęła rękę, stając koło mnie.
     - Gavin – uścisnął jej dłoń, nadal uśmiechając się w ten zabójczy sposób.
     O matko z ojcem! Kisiel w majtkach mam jak nic!
     - Tam były takie jeszcze jedne świetne buty… To je sobie obejrzę – och, jaka ona domyślna! – Spokojnie, Myszata – lekko się pochyliła i mruknęła mi cicho do ucha.- Ja wiem, że byś go z chęcią zaciągnęła do łóżka i tydzień nie wypuszczała, ale nie daj tego po sobie poznać.
     Miałam ochotę plasnąć sobie dłonią w twarz. Ale ta tylko się uśmiechała i bez słowa sobie poszła, a ja odprowadzałam ją wzrokiem.
     - Więc… - zaczęłam inteligentnie, zapewne mając równie inteligentny wyraz twarz.
     - Więc co? – dopytał uprzejmie, nadal z tym swoim uśmiechem.- Dlaczego się denerwujesz? – wyciągnął rękę i złapał kosmyk moich włosów, przesuwając go sobie między palcami. Na tym też skupił wzrok.
     - Wcale się nie denerwuję – zaprotestowałam od razu, co, oczywiście, było kłamstwem, zważywszy na to, że głos mi zadrżał w tym momencie.
     - Dziewczyny w sumie są urocze, gdy się tak denerwują – puścił moje włosy i zabrał rękę. Nie! Rób tak dalej, no rób! – Zawsze jesteście takie stuknięte? – podniósł wzrok i ponad moją głową czegoś szukał, najprawdopodobniej postaci Agaty.
     - Hm, możliwe… - wymruczałam, a to było jedyne, na co było mnie w tym momencie stać. Żadnych innych inteligentnych myśli, w głowie pustka.
     Cofnęłam się o krok, kierując spojrzenie w dół na te nieszczęsne buty, jakby teraz były najciekawszą rzeczą na Ziemi. A może to magia podłogi, może to ona jest tak interesująca?
     - Nie podobają mi się te buty – stwierdził nagle, a ja podniosłam głowę, patrząc ze zdziwieniem w oczach.
     - Ach, tak… - znów mruknięcie.
     Tym razem jednak nakazałam sobie w głowie zrobić coś więcej. W tym wypadku stanąć na jednej nodze, chcąc z drugiej ściągnąć buta. Co w gruncie rzeczy nie było chyba zbyt mądrym posunięciem, mając na uwadze moje wszelakie problemy z równowagą i ogólnie koordynacją ruchową, w końcu od sportu to z daleka. Znów się zachwiałam i tym razem również mnie podtrzymał. Tyle, że niżej. W talii konkretnie.    
     Co ty wyprawiasz, kretynie!? Chcesz, żebym zeszła na zawał? Albo żeby co najmniej mi serce wyskoczyło? Nie dotykaj mnie, bo jak Borkowską kocham, zaraz się tutaj na kogoś rzucę z pragnienia!
     - Nie musisz żadnych kupować – odezwał się chwilę później, kiedy trzymałam już szpilki w dłoni, chcąc je odstawić na odpowiednie miejsce.- Raczej nie przypominasz hobbita. Raczej na pewno – znów wyciągnął rękę, tym razem odgarniając mi jakiś niesforny kosmyk z twarzy i zakładając go za ucho.- Nadal będziesz śliczna, nieważne, czy miarka wskazuje metr sześćdziesiąt, czy metr dziewięćdziesiąt.
     No ja pierdolę. Gdzie on był całe te dziewiętnaście lat, no?


     - Tym razem prezes się postarał i mamy nawet ławkę! – Igła tym razem zabrał się za kręcenie otoczenia hotelu, w którym mieszkali siatkarze.
     Zawodnicy mieli już dość tego jego ciągłego biegania po hotelu i, pod groźbą zamknięcia w schowku, wygonili go na zewnątrz. Przynajmniej będą mieli chwilę spokoju od libero, który nazbyt przejął się rolą kronikarza.
     - Można na niej usiąść. Misiek, zademonstruj państwu!
     Towarzyszący mu Winiar dygnął, jak przystało na prawdziwą damę i zasiadł na ławce, rozkładając się praktycznie na jej całej powierzchni.
      - Całkiem wygodna, chociaż przydała by się jakaś poduszka pod tyłek – mruknął i wystawił twarz do słońca, które tego dnia grzało przyjemnie.
     - Tak więc, jak zabalujesz albo będziesz chrapał i Guma wywali cię z pokoju, będziesz miał gdzie spać – zarechotał Igła i wyłączył kamerę.- Na razie wystarczy, jeszcze tylko poobcinać i będzie jak znalazł – opadł ciężko obok kolegi.- To jak? Myślisz, że już mnie wpuszczą?
     - A cholera wie – Winiar wzruszył ramionami.- Zbychowi to się lepiej nie pokazuj, warczy dzisiaj na wszystkich jak opętany. Strach pomyśleć, co będzie jutro nad tym wodospadem.
     Igła zamyślił się nad słowami kolegi. Faktycznie, atakujący ostatnio stał się nieznośny. Najzwyklejsza rzecz potrafiła wytrącić go z równowagi, ba!, nawet krzywe spojrzenie wywoływało u niego atak furii. Tak jak dzisiaj na treningu; Ignaczak ledwo uchylał się przed jego atakami. Nie wspominając o tym, że nawrzeszczał na bogu ducha winnego Wiśnię za to, że źle mu wystawił. Trener musiał interweniować, bo nie wiadomo jak to wszystko by się skończyło. Przez te kilka lat ich znajomości nigdy nie widział Zbigniewa w takim stanie. Zawsze był niepokorny, to prawda, ale teraz pobijał wszelkie swoje rekordy.
     - A to kto? – Michał zerwał się z ławki i przymrużył oczy, aby zobaczyć lepiej sylwetki osób przechadzających się chodnikiem obok, zamieszkiwanego przez kadrę, hotelu.- To nasze wiewiórki?
     - Ale jaja! Patrz, z kim idą – zarechotał libero.- To Schmitt! To dlatego dzisiaj pytał o młodą Bielecką. Widać, że całkiem dobrze się znają – Igła poruszał znacząco brwiami.
     - Myślisz o tym samym, co ja? – Winiarski spojrzał na kumpla z cwaniackim uśmieszkiem malującym mu się na twarzy.
     - Wątpię, żebyś był aż tak inteligentny jak ja, ale chyba tak!
     Siatkarze podeszli bliżej, aby lepiej słyszeć o czym rozmawiają dziewczyny z kanadyjskim atakującym. Ignaczak szybko włączył kamerę, aby mieć wszystko udokumentowane na taśmie. Rozmawiali jeszcze chwilę, po czym siatkarz zamknął w uścisku Borkowską, a następnie Bielecką. Widać było, że w ten ostatni uścisk włożył bardzo dużo serca.
     - Dziku będzie zły – znów zarechotał Ignaczak, patrząc na oddalającego się Schmitta i wskazał głową na swoją kamerę z diabolicznym uśmieszkiem.
     - Dzik jest dziki, dzik jest zły! – zarecytował Michał i pociągnął kolegę za kaptur.- Zaraz kolacja. Ja to zjadłbym zacierek…

    
     Miałam piękny sen o wiewiórkach. Sen, który został przerwany przez dziwny, nieregularny odgłos tudzież hałas o niesprecyzowanym źródle. Kiedy podniosłam głowę, rozglądając się po pokoju jeszcze odrobinę nieprzytomnie, Aga na swoją naciągała poduszkę. Śpioch jeden. No ale co, trzeba korzystać, skoro nie musimy lecieć na głupi trening.
     - Wstawać! – usłyszałam zza drzwi lekko przytłumiony glos, który od razu spróbowałam przypasować do konkretnej osoby. Ten biegający z kamerą… Igła, no przecież. Numer szesnasty.- Jedziemy zaraz na wycieczkę!
     - Jaką, kuźwa, znowu wycieczkę - wystękała Agata, naciągając teraz również na głowę kołdrę.
     - Niagara wam coś mówi?! – wątpię, aby za drzwiami słyszał, co my tutaj mruczymy, ale odpowiedział, jakby słyszał.
     - Taaa, spadaj! – krzyknęła Borkowska, najwyraźniej nie mając zamiaru się podnosić.
     Cóż, ją ściągnąć z łóżka mógł tylko naprawdę głośny huk (czyli w tym momencie zerwać, jak ja ostatnio, wpadając przez okno) albo bezpośredni atak, a poprzez „atak” rozumie się tutaj, być może, skok... Ja natomiast budziłam się przy każdym, choćby najcichszym szmerze i jakoś nigdy nie miałam problemów ze wstawaniem. Tak jak i teraz, po od razu usiadłam na łóżku, ledwie sekundę później opuszczając stopy na podłogę. Gdzieś tam powinny leżeć te tandetne laczki…
     - Słyszałyście, wiewióry!? Wstawać, do cholery! Nie będziemy na was czekać! – tym razem głos był już inny, kolejna osoba podjęła się tego, by nas wyciągnąć pokoju.
     Jak to dobrze, że w końcu postanowiłyśmy go zamknąć, bo to naprawdę jakiś kosmos, żeby sobie tak każdy właził, kiedy chciał. I żeby nam tak rzeczywiście zależało na tym, aby oni na nas czekali… Spojrzałam jeszcze kontrolnie w stronę balkonowych drzwi, upewniając się co do ich zamknięcia, bo jeszcze gotowi napierać na nas i z tej strony. Na razie wystarczyło mi ciągłe walenie w drzwi i jakieś krótkie okrzyki należące do tego drugiego głosu, który jakoś trudno mi było zidentyfikować.
     - Czy my mamy jakiegoś pieska, który stęka pod drzwiami, bo potrzebuje iść na dwór na siusiu? – spytałam, raczej nie oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, bo, znając życie, Aga zdążyła już zapaść w szybką, czujną drzemkę.
     - Ta, Bartman się nazywa – wymruczała spod kołdry; no, czyli jednak nie przysnęła.
     - No to idź do niego – stwierdziłam, leniwie się przeciągając.
     - Po co? – spytała podejrzliwie, przez szparę między kołdrą a poduszką wystawiając tylko oczy.
     - To twój Pieszczoch przecież.
     Jej spojrzenie zmieniło się w to z gatunku morderczych. No co?


     - Ja tak sobie myślę, po jaką cholerę jedziemy w ogóle nad jakiś głupi wodospad? – Kosok przewracał oczami, wchodząc do reprezentacyjnego autobusu.
     - Nie martw się, Grzesiu, jak coś, to mam dla ciebie motylki do pływania – rzucił Guma i klapnął obok, siedzącego przed nami, Kaczmarczyka. Na słowa Pawła cały autobus ryknął śmiechem.
     Właściwie nie cały, bo ja i Alex kompletnie nie wiedziałyśmy, o co chodzi. Dopiero Piter, widząc nasze miny, wyjaśnił nam, że kolega Kosa nie bardzo przepada za wodą, a pływać umie jedynie pieskiem.
     Podróż mijała dość spokojnie. Oczywiście, do pewnego momentu. Siedzący na końcu DJ Winiar, rozkręcił imprezę karaoke. Po chwili cały autobus śpiewał jakąś durna piosenkę, której słów lepiej nie przytaczać. Grunt, że nie była to ta pioseneczka z Gumisiów albo coś w tym rodzaju, bo to już byłby wstyd na całej linii. O dziwo, nawet milcząca od rozmowy z ojcem Alex, zaczęła się uśmiechać. Chciałam wypytać ją, o czym rozmawiała z ojcem, choć wcześniej, choćby na zakupach, było ku temu mnóstwo okazji, ale mruknęła krótkie ,,potem”, więc nie drążyłam tematu.
     Obróciłam się i wzrokiem starałam się odnaleźć Zbyszka. Nie widziałam go od przedwczorajszego treningu. Siedział naburmuszony na przedostatnim miejscu z wielkimi słuchawkami na uszach. Gdy jego wzrok napotkał mój, uśmiechnęłam się do niego promiennie, a on tylko prychnął i spojrzał przez okno. Siedzący obok niego Kubiak również miał nietęgą minę. To jakaś epidemia, czy co?
     Opadłam na miejsce i zaczęłam stukać paznokciami w szybę. W dalszym ciągu różowymi. Z uśmiechem na ustach wspominałam szalony galop na miejsce zbiórki. Jedna myśl nie dawała mi spokoju; czy przyczyną złego humoru ZB9 był ten niewinny buziak, pozostawiony na policzku Bartka? Nie, przecież to niedorzeczne. Znamy się zaledwie od czterech dni, z czego większość czasu spędziliśmy na przekomarzaniu się. Oj, Zibi, mieszasz mi w głowie.
     - O czym myślisz? – zagadnęła Alex, patrząc na mnie uważnie.
     - O niczym specjalnym - wzruszyłam ramionami i wpatrywałam się tępo w przelatujący za oknem krajobraz.
     - Spokojnie, Aga. Damy radę, sama w to nie wierzę, ale damy – poklepała mnie dłonią po ramieniu i wróciła do czytania jakiejś gazety, którą ukradła siedzącemu za nami Możdżonkowi.
     Przymknęłam oczy i oparłam się o ramię przyjaciółki. Próbowałam choć na chwilę zasnąć, ale krzyki z tyłu autobusu umiejętnie mi to uniemożliwiały. Wyprostowałam się i przejechałam dłonią po mojej ognistej czuprynie.
     - Daleko jeszcze? Chce mi się siku! – krzyknął z końca Jarosz.
     - Jeszcze kawałek – odpowiedział mu Bielecki, odrywając się na moment od jakiejś książki.
     - Ale mi się bardzo chce i jak nie staniemy, to przysięgam, osikam zaraz Siuraka! – jęczał Kuba, wystawiając swoją rudą głowę między siedzeniami Ruciaka i Żygadły.
     Na szczęście, chwilę potem byliśmy już na miejscu i zanim autobus zdążył dobrze zaparkować, Pawian wyskoczył z niego jak poparzony, biegnąc w bliżej nieokreślonym kierunku. Po chwili wszyscy zawodnicy zaczęli wysiadać, rozpychając się przy tym niemiłosiernie. Z politowaniem popatrzyłyśmy na nich, siedząc spokojnie na swoich miejscach do momentu, aż cały autobus nie opustoszał.
     Przed naszym środkiem lokomocji czekała już kobieta mająca pełnić rolę naszego przewodnika. Oczywiście, największy pies na baby - Zbigniew Bartman, już przy niej stał, głupkowato się do niej uśmiechając. Przewróciłam oczami i stanęłam obok, majstrującej przy odtwarzaczu, Alex.
     - Wszyscy już są? – zwróciła się do Bieleckiego, który szybko przeliczył nas i pokiwał głową. W tym czasie Jarząbek rozdawał nam jakieś śmieszne, niebieskie peleryny, które kompletnie nie masowały mi do czerwonych Conversów. No, nic. Będę wyglądać jak jakiś klaun.


     Wśród całej tej bieganiny z aparatami i kamerami nikt nie zauważył, że jeden z zawodników zapodział się gdzieś, uwiedziony urokami wodospadu Niagara. A właśnie to jego nieobecność powinni zauważyć, bo on należał do tych, którzy zawsze w drużynie siali największy popłoch.
     Otóż Zbigniew Bartman, nasz najlepszy atakujący, stał przy barierce, rozmyślając nad sensem życia. Rzadko włączało mu się takie filozoficzne myślenie, bo rzadko bywał on w rozsypce. Tym razem sam nie potrafił pojąć, dlaczego zachowuje się w taki, a nie inny sposób? Bo to niemożliwe, żeby jakaś dziewczyna mogła wodzić go za nos! O nie!
     Reszta wycieczkowiczów grzecznie dreptała za panią przewodnik. Oczywiście, męska i wolna część gapiła się na nią z wywieszonymi jęzorami. Alex i Aga, lekko się ociągając, rozmawiały z Nowakowskim na temat pogody, Ignaczak biegał z kamerą, a Kurek z aparatem, robiąc miliony jednakowych zdjęć.
     - Kiedy wracamy? – Jarosz uwiesił się na, idącym przed nim, Kosokiem.- Głodny jestem!
     - Jak nie urok, to sraczka – mruknął, przechodząc obok niego, Kubiak.
     Jemu również nie uśmiechała się wycieczka nad ten cały wodospad. Wolałby teraz siedzieć w pokoju i grać ze Zbyszkiem w karty. Rozejrzał się w około. No, właśnie! A gdzie jest Zbyszek? Podbiegł do trenera zaczytanego w podróżniku o miejscowych atrakcjach.
     - Zgubiliśmy Bartmana! – wrzasnął.
     - Co?! Jak to: zgubiliśmy? – Anastasi rozejrzał się  dookoła. Przecież dwumetrowy facet nie mógł zgubić się jak jakaś rzecz.- Gdzie go ostatnio widziałeś?
     - Jezus, nie wiem! – Michał zaczął się cały trząść.
     - Ogłaszam akcję ,,Ktokolwiek widział?, ktokolwiek wie? Bartmana” – powiedział Ignaczak i zaczął rozglądać się wśród tłumu zwiedzających.
     - ,,Ktokolwiek wie Bartmana?” – Borkowska spojrzała na niego z politowaniem. – Trenerze, nie ma się o co martwić – poklepała mężczyznę po ramieniu.- Jak go ktoś porwał, to odda za pięć minut i jeszcze dopłaci – wyszczerzyła się, ale widząc mordercze spojrzenie trenera, natychmiast spoważniała.
     - Trzeba się rozdzielić – Bielecki podrapał się po swojej łysej głowie.- Sprawdźmy, czy tylko jego brakuje – wzrokiem starał się ogarnąć wszystkich zawodników.- Następnym razem będziemy musieli założyć wam na głowy jakieś kolorowe chusteczki jak dzieciom na kolonii.
     - Wtedy będzie widać ich z daleka – zaśmiała się Alex, ale widząc minę ojca, przestała rechotać.
     Anastasi podzielił ich na kilka grup. Na nieszczęście Kubiaka, musiał być razem z Brygadą AA. Mruknął tylko przekleństwo pod adresem trenera i ruszył na poszukiwania przyjaciela. Przecież Zbyszek jest ważniejszy niż jakaś tam głupia Alex i nie warto unosić się dumą, jeśli chodzi tu o najlepszego przyjaciela.
     - Gdzie on może być? – Agata przewracała oczami.
     Nie bardzo uśmiechało jej się ganianie za Bartmanem. Bo za kim, jak za kim; ale żeby za tym bucem? Pewnie się zagapił na jakąś paniusię i nie mógł  potem ich dogonić.
     - A skąd ja mam wiedzieć? – mruknął poirytowany Dzik.
     - Przecież to twój przyjaciel! – wrzasnęła Bielecka.- Ja tam swojej Agaty pilnuję!
     Kubiak pokręcił głową ze rezygnowaniem i ruszył przed siebie. Dlaczego trener nie wysłał go z kimś normalnym?! Mógł być nawet Kurek i Jarosz, ale nie one! One są przecież nieprzystosowane do życia w społeczeństwie. Przyciągają nieszczęścia!
     - Gdzie go ostatnio widziałeś? – mruknęła Agata.
     - Nie pamiętam – wzniósł oczy ku górze.
     - A ty, Aga, gdzie go widziałaś ostatni raz? – Bielecka spojrzała na przyjaciółkę z cwaniackim uśmieszkiem.
     - A co on mnie obchodzi? – prychnęła Borkowska i zaczęła nerwowo wyłamywać palce. Oj, pani Agatko, czyżbyśmy stawali na kruchym lodzie?
     - Przecież to twój Pieszczoch! – Alex sprzedała jej sójkę w bok, dzięki czemu została obdarzona morderczym spojrzeniem panny Borkowskiej i pytającym Kubiaka, który kompletnie nie wiedział, o co im chodzi.
     - Kto to jest Pieszczoch? – męski, niski głos przywrócił ich na ziemię.
     Za nimi stał nie kto inny, jak Zbigniew Bartman, rzucając im pytające spojrzenia. Jakim cudem jego przyjaciel spaceruje spokojnie z tymi dwoma diabłami? Agata wpatrywała się w niego chwilę bez słowa, a następnie rzuciła się na niego, okładając siatkarza pięściami po klatce piersiowej. Z trudem złapał ją za nadgarstki i spojrzał w zielone oczy dziewczyny.
     - Martwiłam się, idioto – mruknęła, a jej oczy zaszkliły się.
     Uśmiechnął się lekko i przyciągnął do siebie drobne ciało dziewczyny, zamykając je w ciasnym uścisku. Martwiła się? Widać coś tam w tej głowie miała. Tak, to pewnie ta ich strategia, skomplikowane myślenie kobiet. Ciągle złośliwe, choć chyba na pokaz, a jak się je wytrąci z równowagi, to i proszę, można się ciekawych rzeczy dowiedzieć. No i bardzo ładnie pachniała, co Zbyszek mógł zauważyć, trzymając Agę tak blisko siebie.
     - Że co?! – Michał spojrzał pytająco na źródło głosu, stojące zresztą obok niego, odrywając tym samym wzrok od ściskającej się pary.- Martwiłaś się o niego!? Ty chora jesteś? Byłaś z tym u lekarza?
     - Alex… - zaczęła Borkowska, odsuwając się od Bartmana.
     - Zdrajca! – Bielecka jednak nie dała jej dojść do słowa; Kubiak zaczął się powoli wycofywać, bo jak kobiety się kłócą… Nic, tylko lepiej uciekać, żeby czasem nie oberwać przy okazji; zresztą, ktoś musiał poinformować innych o tym, że znaleźli Zibiego.- Nie odzywaj się do mnie! – usłyszał jeszcze za plecami.- Idę do jedynej porządnej kobiety, jaka tutaj pozostała!
     Sekundę później Michał widział już tylko przed sobą plecy dziewczyny i włosy podskakujące przy każdym energicznym kroku. Odwrócił się, napotykając pytający wzrok Zbyszka, zapewne taki sam jak jego. A potem obaj spojrzeli na Agatę.
     Wzruszyła ramionami z głupim uśmiechem. Przecież nie mogła pokazać, że się przejęła. Chociaż, fakt, przejęła się. I to jak cholera.
__
osobiście ode mnie (Ife.): ponadrabiam czytanie i komentowanie u Was za jakiś czas, trochę zabiegana jestem.

10 komentarzy:

  1. Chyba najbardziej spodobał mi się tekst z jednej z moich ulubionych reklam :D ' Pieszczoch ' :D Obie są tak pozytywne, i zwariowane, że ani trochę się nie dziwię chłopakom, że ich ciągnie w kierunku dziewczyn.. Zazdrosny ten Kubiak, oj, zazdrosny :) Jednak ta obojętność do Zbyszka nie pasuje :p . Może jednak to , przyciągnie do niego Agatę? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Martwiłam się idioto" płakałam ze śmiechu :D Po raz kolejny potwierdza się przysłowie: kto się czubi, ten się lubi :D:D:D Pieszczoch... :D W reklamie był kudłaty, malutki, a ten tutaj wcale nie jest malutki no i kiedyś był łysy, ale to nic ;) dziś Zibson stał się Pieszczochem ;p;p Misiek się wkurza, ale przynajmniej widać, że Alex nie jest mu obojętna :)
    Pozdrawiam, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Pogubiłam się w tym, nie wiem kto z kim :D Ale rozdział fajny i ten tekst "Martwiłam się idioto" hehhe ;p
    Zapraszam na V rozdział http://jestesmy-sobie-przeznaczeni.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. "Pieszczoch" xD Ale z tym "Martwiłam się" to Aga mnie zaskoczyła nie powiem. Alex z Miśkiem to już oboje siebie warci ;p Nie mogę, że Igła nagrywał rozmowę dziewczyn z Gavinem ;D Czekam na kolejny i pozdrawiam ; *

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, uwielbiam tych wariatów! Jak dzieci, ale takie kochane dzieci. ;D Pieszczoch rządzi! Ej, no Aga się martwiła? O ludzie.. Co to się dzieje? Tego to ja się nie spodziewałam.. No i ogólnie Igła mnie w tym opowiadania powala całkowicie i uwielbiam człowieka, no. ;D Czekam na kolejny, pozdrawiam [love-scars].

    OdpowiedzUsuń
  6. yaaaaaaaaaay! tu się ciągle coś dzieje, nie można się nudzić no! najpierw znika jedna z AA, potem Zbyś ma rozmyśleń czas... co to się z tymi ludźmi dzieje?
    ej, ej... podoba mi się motyw z Gavinem! zostawić mi go tu proszę, nawet jak robi na złość naszym siatkarzom, a co! :D trza ich trochę podenerwować, może będą lepiej grali, o!
    rozmiar 37? ojej ale mała stópka... w sumie te 38 lepiej brzmi, nie?
    Pieszczoch najlepszy! hahahhaha. aż mi się serce z rozumem przypomnieli, genialna reklama echh :D:D
    jej i na sam koniec kłótnia brygady... - a to bardzo źle. bo przez kogo?! przez Bartmana? no ludzie, tak nie wolno...
    proszę mi tu ładnie je pogodzić, o! albo chociaż... jakby było śmiesznie, to niech się kłócą hahaha :D. kobiety w akcji wśród siatkarzy, to jest to! ;).
    pozdrawiam i zapraszam do siebie na pechową 13 :D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha uwielbiam Was;D Oj Gavin, Gavin i ten kisiel w majtkach Alex mnie powalił;D Pieszczocha uwielbiam tak samo jak tą reklamę TP:P Nie spodziewałam się,że Aga będzie martwiła się o Zbyszka, że to po sobie okaże a jednak:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj ten Gavin :D lubię jak on się pojawia bo Alex wtedy szaleje :P
    Ten tekst z pieszczochem mnie totalnie rozwalił :D Kocham ten tekst :P

    OdpowiedzUsuń
  9. I znowu nie skomentowałam jednego rozdziału, cóż za ironia. Mam nadzieję, że w końcu nadejdzie ten błogi czas, kiedy będę zostawiać po sobie słowną opinię fragment za fragmentem. ;)
    Ach, Gavin. Ubóstwiam cię, ale wiem, że takich szans jak Alex u ciebie nie mam. Byle tylko Borkowska cię nie odstraszyła anegdotkami bądź Kubiak nie przyfasolił w przegrodę nosową, a wszystko będzie cacy.
    Zbigniew Pieszczoch Bartman jak francuski piesek. Kompletnie nie kminię postawy tego faceta w tym opowiadaniu, raz prycha i parska na 'zaloty' i uśmieszki Agaty, następnym razem szczerzy się jak głupi i miażdży jej płuca w szczelnym uścisku. Koledzy z reprezentacji za bardzo panikują, Zbysiu wcale się nie zapodział ani nie poleciał za wyeksponowaną panienką, po prostu potrzebował chwili spokoju, poświęconej na życiowe rozterki. Tak się teraz zastanawiam, czy to w ogóle możliwe. On i jego perwersyjny oraz buńczuczny charakter i rozmyślanie nad światem? A w sumie czemu nie, każdy ma moment na nawrócenie. :D
    Borkowska zadziwia mnie coraz bardziej. Czyżby jakaś love między nią a zielonookim? Prawa natury mówią, że kobieta nie martwi się o faceta, jeśli nic do niego nie czuje bądź pała oddaniem jego ciała do natychmiastowej kremacji. A z drugiej strony, o swojego Pieszczocha w końcu trzeba się troszczyć. :D



    OdpowiedzUsuń
  10. Czy mnie się wydaje czy Gavin S. ma zrobiony makijaż permanentny oczu???
    Pieszczoch Zbigniew - szczerze mówiąc jestem w stanie sobie to wyobrazić:)

    OdpowiedzUsuń