28 września 2012

10. Odezwała się zrównoważona!


     Kiedy weszłam do pokoju (nie trzeba chyba mówić, dlaczego tak późno), Alex siedziała na łóżku w tej swojej piżamie ze smerfami, z ręcznikiem na głowie i moim laptopem na kolanach. Wcisnęła pauzę, gdy zamknęłam za sobą drzwi. Czyli coś oglądała. Zapewne Brygadę RR. Chciałam spytać, który odcinek i zacząć recytować dialogi z pamięci, a potem długo się z nią śmiać. Ale przecież miałam teatralnie obrażoną minę, w końcu gadała o mnie z Zibim za moimi plecami, więc nie mogłam jej tego puścić płazem. Nie odezwałam się więc ani słowem, ona również miała kamienny wyraz twarzy, i poszłam do łazienki. Zrobiłam to samo, co każdego wieczoru, szybka (jak na mnie) toaleta, takie tam kremy na noc, sratatata, a kiedy wychodziłam z łazienki, również z ręcznikiem na głowie, Alex trwała w niezmienionej pozycji. Jedyną różnicą było to, że ręcznik wisiał teraz na krzesełku, a jej mokre włosy opadały na ramiona. Znów nacisnęła pauzę, ale się nie ruszyła, wpatrując w ekran. Po dźwiękach, zanim zatrzymała kreskówkę, poznałam, że to nie bajka o wiewiórkach, tylko o myszach. Pinky i Mózg. Tak, do tego też pasowałyśmy. Znaczy, wzrostem. Bo to wcale nie jest tak, że ja, jako ta wyższa i teoretycznie lepiej wyglądająca (z czym nie do końca się zgadzam zresztą) robię za tą głupią, a ona, ta mniejsza, jako jedyna w tym duecie myśli i planuje jeszcze, jak tu przejąć władzę nad światem.
     - No i jak tam, moja zakochana połóweczko Brygady? – odezwała się w końcu, zamykając komputer i odkładając go na bok.
     Prychnęłam, udając śmiertelnie obrażoną, choć pewnie nie wychodziło mi to tak dobrze, jak jej i przejrzała mnie, zanim zdążyłam zamknąć porządnie drzwi od naszego pokoju. Miała zbyt logiczny umysł, zbyt szybko kojarzyła fakty, ogólnie zbyt często była zbyt. Zbyt głośna, zbyt mała, zbyt porywcza i zbyt inteligentna dla niektórych, choć ja bym tego akurat za wadę nie uznała.
     - Oj no, co się foszysz? Nie udawaj, że jesteś zła, bo i tak wiem, że aż się palisz, aby poopowiadać, jaka jesteś podjarana – do cholerki, dlaczego znów musiała mnie przejrzeć, dlaczego zawsze przychodziło jej to z taką łatwością? No tak, zbyt dobrze mnie znała.- Chciałam ci tylko pomóc. Wyszło, nie sądzisz?
     - Sądzę – mruknęłam po chwili ciszy, tak jakby udobruchana.
     I się uśmiechnęłam. Odpowiedziała również uśmiechem, wstając i przetransportowując ten swój seksowny, okrągły tyłek na moje łóżko.
     - Więc mów – rzuciła, siadając po turecku tuż obok mnie.
     - On jest…
     Tak, tutaj właśnie nastąpiła litania, jaki to Zibi jest. Jak świetnie mi się z nim gada, jak świetnie całuje, jak świetnie… Robi coś tam jeszcze i jakie ma oczy. I całą resztę oprócz nich. Bielecka kiwała w tym czasie głową, zadając w pewnych momentach bardziej szczegółowe pytania, na które zresztą odpowiadałam z chęcią. Chyba zbyt dużą.
     - Cieszę się – stwierdziła na końcu.
     A ja wiedziałam, że tak jest naprawdę. Że nie mówi tego, by sprawić mi przyjemność, by być dobrą przyjaciółką, tylko dlatego, że naprawdę się cieszy. No ale bez wielkich planów i entuzjazmu, zobaczymy, co to będzie dalej.
     - A ty jak? – spytałam ogólnie.
     W końcu widziałam, jak prawie cały czas mecz wisiała nad głową Oskarowi, biedaczek. Pewnie już była wprowadzona w tajniki liczenia tych wszystkich bzdur, o których ja nie miałam pojęcia, no ale udawałam mądra choć trochę, przeglądając dziś jego papiery z jakże inteligentną miną.
     - Ja normalnie – wzruszyła ramionami.
     Ale w tym geście było coś tak dziwnego, innego, niepodobnego do niej, więc czułam, że coś jest nie tak.
     - Jutro gramy z Kanadą – nie wiem, dlaczego to powiedziałam. To chyba miała być prowokacja właśnie.
     - Wiem – mruknęła.- I źle się z tym czuję.
     A niby czemu?
     - Wiem, że nasza drużyna, to nasza drużyna, ale jakoś niespecjalnie mi na kimś z niej zależy, więc bym wolała, żeby to Gavin miał później uśmiech zwycięzcy…
     Ach, no tak… Ten Schmitt, który teraz w sumie tylko wadził.
     - Zdajesz sobie sprawę, że…
     - Wiem! – przerwała mi, a głos jej drżał przy tym jednym słowie.
     No i pięknie. Zawsze była zbyt emocjonalna. Właśnie dlatego tak często reagowała krzykiem, nadmierną złością, ale też nadzwyczaj łatwo przychodził jej płacz. Nie mówię, że to źle, zawsze lepiej jest się oczyścić, ale momentami to zdarzało się zbyt często. Cóż, w taki sposób się wyładowywała, nie mi to oceniać. Ważne, że nigdy przed publicznością, odstawiając szopkę, tylko w samotności, najczęściej w poduszkę. Albo przy mnie czasem, kiedy poruszałam temat, który owy płacz wywoływał.
     - On jest stąd, a gra w jakiejś Korei czy innej Rosji – chyba czytała ciotkę wikipedię.- My pojutrze wracamy do domu, to przecież nie wyjdzie. Dlaczego mi nigdy nie wychodzi, co? – i oto, proszę, łza pociekła jej po policzku.- Dlaczego znowu wplątałam się w coś, co od samego początku nie miało szansy na przetrwanie? Czemu żaden normalny i osiągalny się nie pojawi, dlaczego mają mnie gdzieś? Co jest ze mną nie tak? – wyrzucała z siebie słowa jak jakiś kałasznikow, teraz już zwyczajnie łkając.
     - Wszystko jest z tobą w porządku, kochanie – powiedziałam łagodnie, przyciągając ją do siebie i przytulając, a chwilę później dosłownie zmusiłam ją, aby położyła głowę na moich kolanach.
     - Nie jest – zaprotestowała, prawie dławiąc się łzami.- Nikt mnie nie chce. Nawet nie jestem ładna.
     - Jesteś – powiedziałam od razu.
     - Nie jestem. I tak wszyscy zawsze patrzą na ciebie.
     - To nie o to chodzi…
     - A o co?
     Westchnęłam cicho. Lepiej jej było tego nie tłumaczyć, bo jeszcze gotowa znowu wpaść w złość. Teraz najlepszym wyjściem było po prostu dać się jej wypłakać. Nic nie mówiąc.
     - O nic takiego… - wymruczałam usypiająco, przeczesując jej włosy.
     Nie liczyłam czasu, nie miałam więc pojęcia, ile minęło. Szlochała coraz ciszej i ciszej, aż w końcu zasnęła. Z jakiegokolwiek powodu by nie płakała, zawsze wyglądała wtedy uroczo. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy zaczęłam się zastanawiać, co teraz zrobić. Bo tak jakby było już późno i też chciałabym położyć się spać…
     - Aga, gdzie jest… - do pokoju, zdecydowanie hałasując, wpadł Kurek.
     Całkowicie bez zapowiedzi. Autostrada jak nic! Znowu zapomniałam zamknąć drzwi na klucz. Za nim pojawił się też Kubiak. A ten tu czego? Kolejną awanturę wywoływać? Ma szczęście, że Aleksandra już spała.
     - Ciszej – zganiłam ich na wstępie.
     - O, przepraszam – Bartek uniósł ręce do góry, cofając się o krok i tym samym wpadając na Michała.- Ja wiedziałem, że z wami coś nie tak jest – stwierdził po upływie ledwie ułamka sekundy, patrząc na mnie i na Bielecką.- Ten Zibi to tylko tak dla picu, a w rzeczywistości i tak kochacie tylko siebie nawzajem.
     - Bartek, proszę… - jęknęłam. Też głupotę wymyślił.
     - Dobra, dobra, już znikam – i tyle go widzieli.
     Wyleciał z pokoju, jakby go jakiś potwór gonił. Ale nadal w drzwiach stał Dzik.
     - Co chciałeś? – spytałam odrobinkę ostro.
     - Zibiego nie ma w pokoju – wyjaśnił obojętnie, udając, że wcale nie patrzy na śpiącą na moich kolanach Aleksandrę.- Nie wiemy, gdzie jest. Pomyślałem, że siedzi u ciebie, w sumie wcale bym się nie zdziwił…
     - Nie ma go tutaj – powiedziałam to chyba odrobinę zbyt głośno, bo Alex lekko się poruszyła.
     Od razu spojrzałam w dół. Zmarszczyła nos, pewnie pod wpływem snu. Z reguły nikt tego nie widział, zawsze próbowała to ukryć, pod pudrem przykładowo, równocześnie starając się nie zrobić sobie na twarzy skorupy, jak to miały te niektóry odpicowane panienki, a ja zawsze się zastanawiałam, dlaczego, ale ten nos usiany był piegami.
     - Na pewno? – dopytał Michał.
     - Jest śliczna – mruknęłam jak w transie, głaszcząc ją po policzku.- Szkoda, że nie potrafi w to uwierzyć.
     - Taaa – doszło to do moich uszu od strony drzwi, a brzmiało ironicznie, więc w końcu podniosłam głowę.- Nie ma go w łazience? W szafie?
     - Nie wszedłby do szafy, jest za mała – przewróciłam oczami.
     - Pod łóżkiem?
     - A po co miałabym go tutaj przechowywać w ogóle?
     - Dobra, dobra – uniósł ręce do góry tak, jak Bartek chwilę wcześniej.- Poszukam gdzie indziej.
     Wyszedł. Zawracając jeszcze, by zamknąć drzwi. No jak nie autostrada, to jakby w Tesco mieszkali. Kultury brak całkowity.
     Alex mocniej się do mnie przytuliła. Tamtej nocy spałyśmy w jednym łóżku.


     Nuda. W ogóle nie rozumiem jak można ekscytować się tą całą siatkówką? Dwunastu facetów biega za jakąś piłką tylko po to, żeby przerzucić ją na drugą stronę. Dobrze, że chociaż Jarząbek pozwolił mi pogrzebać coś przy komputerze, bo inaczej umarłabym z nudów. Agata, w dalszym ciągu wgapiona w Bartmana jak w obrazek, siedziała obok rezerwowych, co jakiś czas rzucając uwagi w kierunku rozgrzewających się zawodników, więc żaden był z niej pożytek.
     Mimo wszystko, ten cały Bartman to burak. Prawie taki sam jak ten jego, pożal się Boże!, przyjaciel. O, właśnie. Gdzie on się podziewa? Dawno tej zakazanej mordy nie widziałam. Przeczesałam wzrokiem naszych zawodników i rzuciła mi się w oczy ta pechowa trzynastka. Nie ma co, ten numer pasował do niego jak żaden inny!
     - No, przelicz to teraz na procenty! – dopiero głos Oskara przywołał mnie do porządku i w tym momencie dotarło do mnie, że przez kilka ostatnich minut, gapiłam się na tego całego Kubiaka.
     Przecież on nawet przystojny nie jest! Fakt, ma słodką mordę. A te nogi... Ale mimo wszystko traci przy bliższym poznaniu. Nie to, co Gavin, który wręcz czarował swoim uśmiechem.
     Przewróciłam jedynie oczami, ale zrobiłam to, co kazał mi Kaczmarczyk. Swoją drogą, całkiem fajny z niego gość. Wszyscy, oczywiście prócz Kubiaka, byli tutaj znośni. Nawet mój ojciec trochę wyluzował i częściej się uśmiechał, nie wspominając już o rzucaniu sucharami
     - Teraz trzeba spiąć dupska, zaraz gramy tie-break! – wrzasnął Igła.
     I w takich momentach nasuwa się pytanie; co to, do jasnej ciasnej, jest ten cały tie-break? Tego pytania wolałam głośno nie wypowiadać, bo pewnie zostałabym zmieszana z błotem przez sztab i zawodników. No i jeszcze Agatę. Chociaż nie; aktualnie do niej nic nie dochodziło. Szczerzyła się do Bartmana jak głupi do sera. Czy ona jest normalna?!
     Znowu zaczęli grać, a ja, zajęta swoją robotą, nawet nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się na boisku. Jednakże moją uwagę przykuło zamieszanie panujące przy ławce dla naszych rezerwowych. Dopiero sekundę później dojrzałam, że przecież gra została wstrzymana, a z boiska, kuśtykając, schodzi zawodnik w biało-czerwonej koszulce z trzynastką. Nie mam bladego pojęcia, co mi w tamtym momencie odbiło. W głowie zawyła jakaś syrena alarmowa, poderwałam się z miejsca i, całkowicie ignorując wołania Kaczmarczyka, poleciałam w tamtą stronę na złamanie karku, po drodze się jeszcze potykając.
     Kubiak siedział na ławce, trzymając się za nogę, a mój ojciec i doktor już się nim zajęli. Opadłam z impetem na krzesło obok niego. Dłonie mi się trzęsły, chyba z powodu jakiegoś przerażenia, ale nie jestem pewna… Bo niby czego miałabym się wystraszyć? Dobra, Bielecka, nie wypieraj się. Skrzywiona mina Michała to wywołała. I myśl, że cokolwiek mogło mu się stać..
     - Co się stało? Bardzo cię boli? – zapytałam troskliwe, wpatrując się w michałowe oczy. Dopiero teraz zobaczyłam jak ładną mają barwę. Jakoś odruchowo poszukałam też jego dłoni swoją.
     Uniósł brwi, zdziwiony. No co, zapytać nie można?
     - Czy ty się dobrze czujesz? Od kiedy cię to interesuje?
     - Ja… - nie potrafiłam odpowiedzieć w tamtym momencie. Zatkało mnie, mówiąc kolokwialnie.
     Głupek! No mówiłam, że jest głupkiem! Ja się zmartwiłam, a on jest niemiły!
     - Widać, że jednak obchodzę cię trochę! – uśmiechnął się złośliwie.
     No, tego było już za wiele! Puściłam jego dłoń i poderwałam się na równe nogi.
     - Pff, chciałbyś! – oburzyłam się.– Po porostu jak umrzesz, nie będę miała nad kim się znęcać! – powiedziałam i obróciłam się na pięcie, wracając na miejsce obok, zdziwionego moim zachowaniem, statystyka.


     - Ja się na tym nie znam, ale i tak dobrze grałeś – nie wiedziałam, co powiedzieć, więc powiedziałam właśnie to. Zresztą, to ja tu byłam teraz w gorszej sytuacji niż Gavin, bo to ja jestem z Polski, to my właśnie z nimi wygraliśmy, a on miał taką zawiedzioną minę. Nie pozostawało mi nic innego, jak po prostu powiedzieć coś tak idiotycznego i przytulić się do jego pleców, jakby to miało mu wszystko wynagrodzić.- No i wygraliście przecież wczoraj z Brazylią…
     - Alex… - wymruczał tylko, odrywając delikatnie moje ręce od siebie, by sekundę później obrócić się do mnie przodem.
     Powtórka z rozrywki? Teraz to nie Aga stała na boisku z siatkarzem w tak jakby dwuznacznej sytuacji, tylko ja. Różnica jednak polegała na tym, że my nie przeszliśmy od razu do wymiany płynów z jamy ustnej i najprawdopodobniej wcale do tego nie dojdzie. No bo... Och, no bo jak to sobie wyobrazić? Teraz takie coś, a my już jutro rano wylatujemy z powrotem do Polski i nie zobaczę go przez dwa tygodnie… I w co ja się wplątałam, do cholery?
     - Hm? – mało inteligentne, ale na nic innego nie było mnie w tym momencie stać.
     Nie odpowiedział. Zamiast tego zgarnął mi z twarzy palcami kosmyk włosów, zakładając go za ucho. Wyjątkowo często to robił. Jakiś jego fetysz, czy co? Albo raczej gra wstępna, bo zaraz już się pochylał. W wiadomym celu. Tak bardzo tego chciałam jeszcze dwa dni temu, a teraz… Teraz po prostu nie potrafiłam. Odwróciłam głowę.
     Zawahał się i zatrzymał. A kiedy znów na niego spojrzałam, w oczach czaiło mu się pytanie. No tak, nic dziwnego. Właśnie uciekłam przed pocałunkiem.
     - Nie mogę – powiedziałam cicho. Nie mogę, bo co? No racjonalne argumenty, Bielecka! Nie możesz mu ot tak mówić, że nie, bo nie i oczekiwać, że będzie czekał jak jakiś idiota.- Ja mam dopiero dziewiętnaście lat…
     - I co z tego? – spytał spokojnie.
     No właśnie, i co z tego? Co z tego, że on ma dwadzieścia sześć?
     - Ty sobie jeździsz po świecie i grasz, a ja zostanę w tej szarej Polsce. Nie zrezygnujesz z tego, a ja się nie zdecyduję wyjechać na stałe… - no właśnie. To brzmiało aż tak okropnie, jak mi się zdawało?
     - Masz rację – westchnął. I co, i tyle? Już po wszystkim? Tak łatwo się poddaje? – Nie jestem fanem przelotnych romansów i lubię cię, ale też jakoś nie pomyślałem, że to raczej nie ma szansy – że co?! Kretynie, powinieneś mnie teraz pocieszać i mówić, że jakoś to można rozwiązać, a nie, kuźwa, że to nie ma szans! – Wydaje mi się jednak, że nie będę potrafił ot tak po prostu zapomnieć, że cię spotkałem…
     No, masz szczęście!
     - Więc co chcesz zrobić? – czemu mówiłam tak cicho i tak niepewnie? Ja, która się zawsze najgłośniej wydzieram? Aż dziw, że mnie matka nigdy nie zaprowadziła do szkoły muzycznej, żebym mogła wyć bez przeszkód.
     - Poczekać. Jeśli coś ci się tutaj zagnieździło – dotknął palcem mojej skroni.- I też nie będziesz potrafiła zapomnieć, to wtedy zaczniemy myśleć i kombinować, jak to rozwiązać, okej?
     - Okej – mam nadzieję, że nie usłyszał, jak zadrżał mi głos.
     - Zobaczymy się w czerwcu u was. Wtedy się okaże, czy to było tylko takie chwilowe zauroczenie, czy coś więcej. Przerwa dobrze zrobi.
     Pokiwałam głową. Jakiś wewnętrzny głos brzmiący łudząco podobnie do głosu Borkowskiej powtarzał mi w głowie, żebym jak najszybciej stamtąd spieprzała, bo jeszcze się zaraz rozryczę. I miał rację, niestety. Chyba tylko cudem to powstrzymałam i tak samo cudem zmusiłam się to wspięcia na palce w wiadomym raczej celu. I Gavin kolejny raz mi pomógł, pochylając się, bym mogła musnąć jego policzek.
     A potem zwiałam stamtąd tak szybko, że aż się za mną kurzyło.


     Jak to mówią; wszystko dobre, co się dobrze kończy. Właściwie dobrze skończyło się tylko dla Agaty, bo w Kanadzie znalazła swoją wielką (bo prawie dwumetrową) miłość. Ciekawe tylko, na jak długo? Nie to, że mam coś przeciwko, ale kto ich tam wie? Siedząc na wielkiej walizce, rozmyślałam na temat tych kilku dni, które spędziłam w towarzystwie tych zwariowanych siatkarzy i mojego szurniętego ojca, z którym koniec końców, doszłam do jakiegoś tam porozumienia i, mam nadzieję, że nie jest to tylko chwilowe.
     I Gavin. Mój największy problem. Mam nadzieję, że przez te kilka dni rozłąki opanuję to szaleństwo w mojej głowie i zacznę myśleć racjonalnie. To w ogóle ma jakiś sens? Bo jak to, on zagranicą, ja w Polsce. I nie wiem, czy byłabym zdolna zostawić tu Agatę i wyjechać na drugi koniec świata za jakimś siatkarzyną.
     No i jeszcze ta zaraza, Kubiak. Nie powiem, przejęłam się tą jego kontuzją czy czymś tam. Chociaż przyciąga nieszczęścia, nie chciałam, żeby coś mu się stało. Wciąż pamiętałam, jak otworzył drzwi tego hotelowego schowka na narzędzia i przyciągnął mnie do siebie. Ładnie pachniał, nawet jak na Dzika. Wiem, że momentami i ja nie zachowywałam się w porządku, no ale przecież tam, gdzie jest Alex Bielecka, nie może być zbyt spokojnie.
     - Kogo brakuje, niech podniesie rękę! – krzyknął głupkowato Kaczmarczyk i przeliczył wszystkich.
     Tym razem również sam trener pilnował, czy aby przypadkiem nikogo (w domyśle: mnie i Agaty) nie brakuje. Ale tym razem obyło się bez ekscesów, bo ona szła z Zibim za łapkę, a ja dreptałam spokojnie za nimi, ciągnąc wielką walizkę. Grześ Kosok proponował, że mi pomoże, ale ja samodzielna dziewczyna jestem i zapewniłam go, że dam sobie radę.
     Problemy jednak w dalszym ciągu mnie nie opuszczały. Gdy siedziałam sobie spokojnie na moim miejscu, obok pojawił się pewien znienawidzony przeze mnie osobnik, szczerzący się jak głupi do sera. Doskonale wiedział, że jest ostatnią osobą, którą chciałabym mieć obok siebie, wracając do domu, ale nic sobie z tego nie robił.
     - Co ty tu robisz? – mruknęłam do Kubiaka, który zdążył w najlepsze rozwalić się na miejscu obok.
     - Siedzę? – odpowiedział i głupkowato się uśmiechnął.
     - Wynocha mi stąd, transwestyto! – wrzasnęłam niezrażona tym, że oczy wszystkich ludzi wpatrzone są we mnie. No co? – Ja chciałam siedzieć z Agą! A ty Agą nie jesteś, kretynie!
     - Przykro mi, ale ona siedzi ze Zbychem – odparł i zabrał się za jedzenie jakichś żelków.
     Uniosłam głowę; faktycznie, siedziała obok Zibiego i miziali się jak jakaś napalona para nastolatków. Że też im się to jeszcze nie znudziło! Przewróciłam oczami i spojrzałam nienawistnie na Kubiaka. Ten, zajęty opychaniem się, nie zwrócił nawet na mnie uwagi, więc znacząco odchrząknęłam.
     - No co? Nie będę się przesiadać, bo masz takie widzimisię! – powiedział z pełną buzią.
     - Nie będę siedzieć obok ciebie, bo jesteś niezrównoważony, rozumiesz?
     - Odezwała się zrównoważona! – fuknął i zaczął zbierać swoje rzeczy.- Pit, zamień się! Nie będę siedział obok tej psycholki! Olka – psycholka!
     Bardziej niż psycholka (to takie dziecinne przecież), rozdrażniło mnie Olka! Rzuciłam się więc na niego i wbiłam mu paznokcie w ramię. Ten zaczął piszczeć normalnie jak jakaś baba na widok myszy! Już miałam się zamachnąć i ponownie wbić paznokcie w jego ciało, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się, podniosłam głowę i spojrzałam ojca, który gromił nas wzrokiem.
     - Kubiak, siadaj na miejsce Kurka, a ty, młoda damo, jak się nie uspokoisz, będziesz siedzieć obok mnie, zrozumiano? – co było począć? Kiwnęłam jedynie głową, z kieszeni wyciągnęłam odtwarzacz i zatopiłam się w kojących dźwiękach, odrywając się od całego świata.


     - Gdzie wy teraz w ogóle jedziecie? – najprawdopodobniej w powodu właśnie tego pytania ojciec nagle się zatrzymał, a ja, do tej pory go goniąc, teraz wpadłam na niego i odbiłam się, chyba tylko cudem utrzymując równowagę i nie lądując na podłodze.
     Spojrzał na mnie jak na wariatkę. Dobra, ja wiem, że nią jestem, ale czy musi mi to jeszcze potwierdzać? Co dziwnego było w tym pytaniu? Całkiem logiczne mi się wydawało. Skoro zawitaliśmy na Okęcie, to zapytanie o to, co dalej, chyba było na miejscu, nie?
     - Do domu, a gdzie? Każdy sobie jedzie do domu, mają wolne – odpowiedział po dłuższej chwili, tak całkowicie normalnie, bez ironii.
     Wydałam z siebie tylko inteligentne mruknięcie, pokazując w ten sposób, że przyjęłam to do wiadomości.
     - Pojedziecie ze mną, prawda? Wezmę was ze sobą, tak będzie lepiej. Daj tę walizkę – zanim zdążyłam zareagować, już mi ja odebrał i ruszył w kierunku wyjścia.
     Hm… Od kiedy on taki uczynny? Nie no, nie bądźmy złośliwi. W końcu nie mógł nas tak po prostu tutaj zostawić, skazując na powrotną podróż pociągiem do domu, skoro miał inny transport w tym samym kierunku… To teraz trzeba tylko znaleźć Agę i przekazać jej tę nowinę. Też raczej nie pałała zbyt wielkim entuzjazmem do pociągu. Chociaż teraz to pewnie jeszcze jest spokojnie, w wakacje to dopiero będzie…
     Rozejrzałam się, szukając jej wzrokiem, w pole mojego widzenia wpakował się jednak jedynie Piotr.
     - Trzymaj się, Dale – zmierzwił mi włosy, uśmiechając się.
     Ja mu dam Dale! Ale nie tym razem, teraz to się tylko uśmiechnęłam w odpowiedzi.
     - Alex! Alex, do cholery! – Agata już pędziła w moją stronę, ciągnąc za sobą ogon w postaci Zbyszka.
     - Co się drzesz? Mordują kogoś?
     - Bądź poważna – żachnęła się.- Wiesz, o której mamy ten pociąg? Bo jeszcze pomyślałam, ze mogłybyśmy…
     Nadawała jeszcze przez chwilę, ale treść jej słów nie bardzo do mnie docierała. Bardziej skupiłam się na wyrazie jej twarzy, palcach splecionych z palcami Bartmana i ogólnie na tym, że w jakiś sposób promieniała. Zobaczymy na jak długo. Nie, żebym jej źle życzyła albo już na wstępie spodziewała się najgorszego, po prostu lepiej podchodzić sceptycznie do wszystkiego, żeby się potem nie zawieść.
     - Jedziemy z tatą – przerwałam jej w końcu.- Teraz – czyli bez ociągania się i kombinowania.
     - Och… - wyrwało jej się.- To poczekaj chwilę.
     Wspaniałomyślnie się odwróciłam, chcąc im dać odrobinkę prywatności, jeśli coś takiego w ogóle było możliwe, stojąc na środku terminalu, gdzie non stop kręciło się mnóstwo ludzi.
     - I co teraz? – spytała.
     - Nic. Odpocznij sobie ode mnie. Zobaczymy się w Spodku na meczach. Będę dzwonił.
     Po tych słowach nastąpiła chwila ciszy, podczas której domyślałam się, co się działo. Dosyć długo, aż się naprawdę mocno zamyśliłam, myśląc o jakichś bzdurach. Obudziłam się dopiero, gdy Borkowska gwałtownie pociągnęła mnie za ramię, w drugiej ręce trzymając uchwyt walizki i ciągnąc ją, jak również mnie, w kierunku wyjścia. W połowie drogi nagle się zatrzymała i, jestem pewna, gdyby nie to, że obie dłonie miała zajęte, jedna plasnęłaby sobie w twarz. Taką miała minę.
     - Nie powiedziałam mu nawet, że my w Katowicach mieszkamy! I nie będziemy z nimi w hotelu, bo do domu blisko!
     Czasem się zastanawiam, czy ona aby na pewno myśli? Przecież nie miała czegoś takiego jak godzina policyjna ustalona przez rodziców, przed którą musiała koniecznie być w domu i leżeć w łóżeczku. No i była już pełnoletnia. Więc w czym problem? Aga, ogarnij się, to zauroczenie wyżera ci mózg.

   ____
taka okrągła dziesiąteczka.

10 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to kolejnych dobrych rozdziałów życzę z okazji 10 rozdziału :D No dziewczyny spisałyście się ;p No to Kubiak odpalił, Alex do niego z sercem, a on ... eh ;p I Zibi z Agą <3 No to do następnego ! : D ; *
    Pozdrawiam Milka

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne :) Zapraszam do siebie ;) http://podrozjakzmarzen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak Wy genialnie piszecie! Te teksty są rozbrajające! Trochę żal mi Dzika... tak ciągle na niego ta Alex naskakuje :D kto się czubi, ten się lubi :D
    Jeśli miałybyście czas, zapraszam do mnie, dopiero zaczęłam: http://siatkowka-zyciowa-gra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Obie są zwariowane, chociaż obecnie ,to Aga wydaje się spokojniejsza, no,i zakochana... Kubiak ma jednak ciężko. Na każdym kroku zostaje skarcony przez Alex, chociaż sytuacja, gdzie doznaje kontuzji,daje dużo do myślenia :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Alex i Kubiak są ZBYT wybuchowi. Gdyby nie to, sytuacja z kontuzją skończyłaby się inaczej. Lepiej.
    Żal mi Bieleckiej. Rozumiem jej decyzję o tym, aby nie angażować się w związek z Gavinem. Jednocześnie mam nadzieję, że zbliży się do Michała :).
    Widzę, że miłość kwitnie :). Aga jest naprawdę szczęśliwa ze Zbychem. Oby tak dalej :D!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Aga i Zibson mnie zaskakują :D Takie czułe pożegnanie :D Alex i Misiek są oboje siebie warci... ja jedno jest miłe, to drugie wrzeszczy, warczy i prawie gryzie, i na odwrót ;p Mam nadzieję, że w końcu się dogadają :)
    Pozdrawiam, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdecydowanie nie lubię Alex w wersji smutasa i rozkminiacza życiowego! Czemu ta dziewczyna tak się przejmuje? Piękna jest (myślałam, że chwycę za łopatę i trzasnę w głowę, kiedy powiedziała, że się za taką nie uważa), niezwykle żywiołowa i wojownicza. Takie kobiety faceci lubią. Przecież nie musi szukać swojej drugiej połówki wśród wielkoludów bądź Kanadyjczyków. Mimo wszystko, serce Bieleckiej jest rozdarte pomiędzy Kubiakiem, co udowodniła akcją na parkiecie, a zesłanym z nieba Gavinem. *-*
    A co do Zbyszka i Agi - serduszka latają mi po oczach. *.* Miziolenie - level up! Byle tylko Bartman nie wywinął jej jakiegoś świństwa. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak genialnego bloga nie czytałam: język - jest świetny, fabuła - bardzo ciekawa i niebanalna, długość - IDEALNA (na żadnym blogu jeszcze takiej nie spotkałam). Oraz przecudownie potraficie się wczuć w bohatera (a jest to trudne zadanie, bo wybrałyście narracje z kilku perspektyw :)). GRATULACJE! Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super jak zawsze ;)
    Nie mogę się doczekać do następnego :D Oj, Zbychu się rozstaje z ukochaną .. ;/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń