Może fakt, że od zawsze mieszkałam w domku jednorodzinnym napawał mnie takim przerażeniem, gdy musiałam złożyć wizytę komuś, kto mieszkał w bloku. Tam wszystko było takie ciasne. Schody, cały korytarz, że nie wspomnę już o mieszkaniach. Tym bardziej wychodziłam zawsze z podziwu dla ludzi, którzy, jak przypadku tych, do których teraz zmierzałam, gnieździli się w dwupokojowym mieszkaniu w siedem osób. Z ósmą w drodze. Gdzie ja z rodzicami, czyli trójka, mieszkaliśmy w takim przestronnym domu.
Dlatego też nie było tutaj mowy o swobodzie. Nie mogłam sobie wchodzić do środka bez pukania, kiedy tylko chciałam. Tak jak Alex do mnie, pakując się oknem w środku nocy bez zapowiedzi. Ale cóż, rodziców i zarobków się nie wybiera.
Kiedy wcisnęłam dzwonek, spodziewałam się, że drzwi otworzy mi właśnie ona. Nie miałam takiej głowy do matematyki, żeby sobie teraz obliczyć prawdopodobieństwo, ale, o ile się nie mylę, istniało o wiele więcej możliwości, że otworzy mi ktoś inny. I tak właśnie było. W drzwiach pojawił się chłopiec z kasztanowymi lokami na głowie. Czasem miałam problemy, który jakie imię nosi, zresztą, wszyscy wyglądali jak mniejsze kopie najstarszego, ale, o ile się nie myliłam, trzeci z kolei miał na imię Krzyś. Miał sześć lat i był pierwszym bratem Alex, którego narodziny pamiętałam. Kiedy pojawiło się dwóch poprzednich, jeszcze się nie znałyśmy.
- Aga, cześć – miał naprawdę słodki uśmiech.- Aleeeeex! – wydarł się po chwili, aż zmrużyłam oczy.
- Krzysiek, nie wydzieraj się tak – w drzwiach prowadzących do kuchni pojawiła się głowa matki Aleksandry.
Spojrzała tylko na mnie przelotnie, nie racząc nawet odpowiedzieć na moje „dzień dobry”. Kompletnie mnie zignorowała i zniknęła w pokoju, zapewne wracając do malowania. Też mi artystka. Z kuchni sobie pracownię zrobiła, a gotować to nie było komu.
- Krzyś, idź się pobawić – głos Alex sprawił, że odetchnęłam z ulgą; w tym domu zawsze czułam się jak intruz. – Cześć – mruknęła jakoś tak beznamiętnie.
Chyba była w złym stanie. Czyżby Gavin jej siedział w głowie? Nie odpowiedziałam na to powitanie, tylko podeszłam do niej i po prostu przytuliłam. Dawno tego nie robiłyśmy. Pewnie dlatego, że ostatnio wszystkie te moje czułości przelewałam na Zibiego. Ale jego też już trochę nie widziałam.
- Chyba musimy pogadać, nie?
- Taaa – wymruczała, ciągnąc mnie w kierunku mniejszego pokoju.- Tomek, ewakuuj się z łaski swojej – rozkazała, gdy tylko stanęłyśmy w progu.
- Spadaj – czternastolatek nawet nie oderwał wzroku od komputera, pochłonięty grą. Kompletnie nie zwracał też uwagi na, siedzącego obok niego, młodszego brata.
Alex przewróciła tylko oczami.
- Chcesz pójść z Agą do Spodka na mecz? – spytała, a ja posłałam jej zdziwione spojrzenie.
- Chcę – odpowiedział, nadal nie odwracając głowy.- Ale i tak teraz spadaj.
Westchnęła. Ja za to próbowałam dojrzeć, w co takiego gra.
- Rżnie w Medal of Honor non stop – mruknęła, jakby wiedziała, co zaprząta teraz moją głowę.
- Mnie też nauczy! – zawołał siedzący obok starszego brata Krzyś, na co Alex kolejny raz przewróciła oczami.
Bez słowa mnie wyminęła i zajrzała do drugiego, większego pokoju, gdzie większość głosów zagłuszał ryczący naprawdę głośno telewizor. Zaraz jednak pokręciła głową.
- Wojtek sobie jakichś kolegów przyprowadził – mruknęła; fakt, oprócz telewizora dało się słyszeć jakieś przekrzykiwania chłopców, jakby bawiła się ich tam co najmniej armia, a nie ledwie kilku dziesięciolatków.- Do kuchni lepiej nie wchodzić, bo mnie zeżre za przeszkadzanie. Pozostaje nam łazienka.
I to właśnie wyjaśniało, dlaczego zawsze spotykałyśmy się u mnie. U niej nie było miejsca. Zupełnie. Szczytem luksusów był teraz kibel, bo usiadłam na zamkniętej klapie. Alex natomiast przysiadła na brzegu brodzika. Jej matka zdecydowanie powinna się wziąć za robotę, a nie malować te swoje wątpliwej jakości obrazy, podczas gdy ten jej mąż, co w świetle prawa nawet nie był mężem, zarabiał ledwie grosze, płodząc przy tym chmarę dzieciaków. Ludzie, czy wy wiecie, co to są prezerwatywy?
Tym razem mi wyrwało się westchnienie.
- To przez Gavina, prawda? – spytałam domyślnie; cóż, nawet nie wyglądała zbyt dobrze. Włosy rozczochrane, buzia, jakby nie spała od kilku dni (co w tym domu było chyba możliwe i bez większych powodów i problemów, którym był Schmitt) i jakaś stara, powyciągana koszulka. Zero stylu.
- Hm… Może – wymruczała.- To nie tak łatwo określić. Jak Zibi?
- Dzwoni codziennie – odpowiedziałam z radością, dopiero po chwili orientując się, że znowu mnie podeszła.- Ale zostaw Zibiego, co ty chcesz zrobić ze Schmittem?
- Hm… - znów wymruczała; jęki namysłu, ta?- Chyba…
- Siku, siku! – do łazienki wpadła mała postać; tutaj też nie było spokoju.
Jeszcze jeden braciszek. No naprawdę… Widać w czasach, gdy nasi rodzice byli młodzi, nie istniało coś takiego jak edukacja seksualna i dlatego do tej pory nie mają pojęcia o czymś, co się nazywa zabezpieczenie. Przeliterować? Już nie wspomnę o tym, że kolejny braciszek był w drodze… I się pojawi na świecie za jakieś trzy miesiące.
- Aga, za kiblem leży nocnik, weź podaj – mruknęła Aleksandra, rozpinając dwuletniemu Jankowi spodenki.
Posłusznie zrobiłam to, o co prosiła, a sekundę później posadziła Jasia na niebieskim nocniku z kaczuchą.
- Chyba będę go unikać – stwierdziła w końcu, gdy chwilę potem z powrotem wciągała chłopcu portki na tyłek.
- Nie powinnaś – zaprotestowałam od razu.- Musisz z nim pogadać, wytłumaczyć…
- Nie jestem w stanie, rozumiesz? – klepnęła Jaśka w tyłek, migiem wyleciał z łazienki.- Nie potrafię tak po prostu z nim porozmawiać. Chcę to wyrzucić z głowy jak najszybciej. Nie widywać go, nie myśleć o nim… Trzymać się z daleka.
- Ale nie możesz…
- Nie sądzisz, że to będzie bardziej wymowne? Skoro się nie pojawiłam, to samo przez siebie rozumie się, że nie chcę go więcej widzieć
- Ty głupia jednak jesteś – stwierdziłam. Całkowicie szczerze, nie obrażałyśmy się nigdy o takie stwierdzenia.- Czyli to pytanie do Tomka było serio? Nie idziesz jutro na mecz?
- Nie idę – potwierdziła obojętnie, choć i tak wiedziałam, że ta obojętność, udawanie jej, naprawdę dużo ją kosztowało.- Wstań, proszę, muszę to wylać – podniosła nocnik.
No tak, bo łatwiej jest ryczeć w poduszkę niż próbować walczyć. A siki dwulatka są w tym momencie najważniejsze.
- Naprawdę spotykasz się z Zibim? Jaki on jest? Myślisz, że zrobi sobie ze mną zdjęcie albo da mi autograf? – kiwałam spokojnie głową, a Tomek trajkotał jak nienormalny.
W końcu to u nich rodzinne. Tyle że on, w odróżnieniu od Aleksandry, trochę bardziej ogarniał to, co dzieje się w siatkarskim świecie. Jego genialna siostra aktualnie siedziała w tym ich prymitywnym, dwupokojowym mieszkaniu i wgapiała się w telewizor z myślą, że będzie jakiś zbliżenie na Schmitta. Nie rozumiem takich ludzi: ma vipowskie miejsce na największą siatkarską imprezę tego roku, a dobrowolnie oddaje swój bilet młodszemu bratu. Czy ona jest normalna?
- Agusia… ? – tylko jedna osoba ma taki głos. Niski, seksowny. Odwróciłam się i kilka metrów ode mnie stał ON.
Dzikim pędem ruszyłam do niego, rzucając się w zbysiowe ramiona. Miałam gdzieś jęki jego fanek, gdy nasze usta w końcu się spotkały. No nic, Spodek opuszczę chyba pod eskortą policji. Albo nie, przecież Zibi mówił, że po meczu gdzieś razem wyskoczymy, bo musimy poważnie porozmawiać, cokolwiek to znaczy. Dziewięć dni rozłąki to zdecydowanie za dużo!
- Misiaku, tęskniłam za tobą! – mruknęłam, niechętnie odrywając się od Zbysia, aby zaczerpnąć tchu.
- Ja chyba bardziej – musnął moje czoło.– Ale dzisiaj sobie odbijemy, wyskoczymy gdzieś razem, bez żadnych ogonów, co ty na to?
- Masz na myśli Alex? – uniosłam brew, a brunet kiwnął głową.– Spokojnie, siedzi w domu i buczy za Schmittem, a poza tym nie ryzykowałaby spotkania z Dzikiem – poczułam, jak Tomek kopie mnie boleśnie w kostkę. No tak, obiecałam mu zdjęcie z moim (prawie) chłopakiem.- Odnośnie Alex, poznaj jej brata, Tomka.
Młody wyszczerzył się głupio, stając oko w oko ze swoim idolem. No, niedokładnie oko w oko, bo dzieliło ich gdzieś tak trzydzieści centymetrów. Może odrobinkę mniej. Potem nadszedł czas na litanię, jaki to Zibi jest wspaniały i w ogóle jak gra, że Tomek cieszy się, że przechodzi do Rzeszowa, bo tam będzie się rozwijał.
Zaraz, zaraz. Jaki Rzeszów?
- Przecież twój kontrakt z Jastrzębskim jest ważny jeszcze przez rok!
- Ale Agata, w Rzeszowie będę mógł się rozwijać, grać na pozycji atakującego, a tu nie mam szans – próbował mi wytłumaczyć, ale nie chciałam słuchać.
- Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś, że będziemy się często spotykać, bo będziemy mieli do siebie zaledwie pięćdziesiąt kilometrów, a dzisiaj co? Odwidziało ci się?
- To nie tak – złapał mnie za ramię, ale szybko odepchnęłam jego rękę.- Pewnie, uciekaj! Obie lubicie to robić! – krzyknął za mną, ale ja nie miałam już siły się obracać.
Zniszczył wszystko, zaprzepaścił szansę na związek. Od początku intuicja podpowiadała mi, że on nie jest właściwym kandydatem na partnera, ale co miał zrobić mózg, jeśli na widok tego faceta serce biło jak oszalałe?
Bartman wpadł do szatni, w której zawodnicy koncentrowali się przed pierwszym meczem katowickiego turnieju Ligi Światowej. Każdy robił to na swój sposób. Jedni siedzieli ze słuchawkami w uszach, inni czytali książkę, a jeszcze inni po prostu rozmawiali. Zibi ściągnął z siebie bluzę i cisnął nią na ławkę, na której siedział jego przyjaciel.
- Oho, co się stało? – mruknął Dzik, mierząc Zbigniewa przeszywającym wzrokiem.
- Agata dowiedziała się o Rzeszowie – odkręcił butelkę wody, jednakże cała jej zawartość, zamiast w jamie ustnej Zbyszka, wylądowała na posadzce. Jeszcze bardziej zdenerwowany, cisnął nią w kąt pomieszczenia i opadł obok przyjaciela.
- Prędzej czy później i tak musiałbyś jej powiedzieć – Michał zaczął ściągać z siebie spodnie.
Z jego kostką było już coraz lepiej. Właściwie wszyscy zawodnicy, którzy doznali kontuzji w Kanadzie, byli już gotowi do gry. Przez te kilka dni, które spędzili w Spale, Kubiak był cały czas jakby lekko przygaszony. Zresztą, obaj byli. Tyle, że Zibi ciągle wisiał na telefonie, a on nawet nie miał jej numeru. Zresztą, po co mu numer jakiejś wariatki, która stanowi zagrożenie dla jego życia?
- Nie było jej – powiedział Zbyszek, wpatrując się w twarz przyjaciela, który nagle poczerwieniał.
- A co mnie to obchodzi? – wysyczał Misiek i zaczął wiązać buty. Ciekawe, skąd wiedział, o kogo chodzi.
- Nic. W dalszym ciągu udawaj, że nic – mruknął Bartman i wyszedł z szatni.
I jak on ma być zdrowy psychiczne, gdy otaczają go tacy ludzie?!
- O, tam jest Piter. Idę się z nim przywitać, a ty masz tu siedzieć i proszę cię, bądź grzeczny. Może załatwię ci piłkę z autografami, dobra? – młody przybił mi piątkę, po czym pognałam w kierunku, w którym Nowakowski się rozgrzewał.
Nie był tam sam, bo kręcił się tu również Jarosz, za którym średnio przepadałam, ale przecież nie wypadało przywitać się tylko z jednym zawodnikiem, prawda? Piotrek od razu mnie dostrzegł, bo odłożył odbijaną przez siebie Mikasę i podszedł bliżej.
- Cześć Chip, gdzie podziewa się Dale? – zapytał, przytulając mnie do siebie.
- Została w domu, wiesz jaka jest – przewróciłam oczami.
- Powiedzmy, że wiem – zaśmiał się. – Co to za sprzeczka przedmałżeńska ze Zbychem była, co?
- Czasem trzeba nim potrząsnąć – wyszczerzyłam się do Nowakowskiego.
To chyba z nim najbardziej się zakumplowałyśmy. O dziwo, nawet Alex weszła z nim w bliższe kontakty, mimo tego, że brzydziła się wszystkich i wszystkiego, co związane z siatkówką. O, przepraszam, wyjątkiem był oczywiście Schmitt, który swoją drogą, uśmiechał się do mnie i machał tymi długimi łapami jak nienormalny.
- O, chyba kolega Gavin cię woła. Idź, póki Zbycha nie ma, bo potem może być z tego draka – Piotrek zmierzwił mi włosy, a ja posłusznie podreptałam w stronę Kanadyjczyka.
- Gdzie Alex? – zapytał z tym swoim firmowym uśmiechem.
- Może najpierw jakieś ,,cześć”? – mruknęłam, a on wybałuszył oczy. No co? Może trochę kultury?
- Cześć, gdzie Alex? – po raz kolejny ten sam uśmiech. Mamuniu, czy on cierpi na szczękościsk czy co?
- W domu. Źle się czuła.
- Ale jak to? – wyraźnie się zdziwił. Nie chciała się z tobą widzieć, ziomuś. Łapiesz?
- Normalnie – wzruszyłam ramionami i obróciłam się. Z drugiego końca sali słyszałam znajomy głos, którym wołając ,,wiewióra”, miał najprawdopodobniej na myśli mnie.
Obróciłam się i bingo! Oskar machał do mnie, uśmiechając się szeroko. Przeprosiłam zdziwionego Schmitta i ruszyłam w kierunku statystyka.
- Gdzie twoja druga połowa? – zapytał, gdy tylko stanęłam przy stoliku statystyka.
Co oni się dzisiaj tak na nią uparli?!
- W domu, źle się czuła, czy coś – odparłam, wzruszając ramionami. Musiałam trzymać się ustalonej wczoraj wersji.
- Cholera jasna, miała mi statystyki robić! Powiedz jej, że jutro chcę ją widzieć w tym właśnie miejscu, dobra?
Pokiwałam lekko głową, nie chcąc nawet protestować i wspominać o takiej możliwości, że i tak się nie raczy pojawić.
- Jak nie przyjdzie, to osobiście jej nogi z dupy powyrywam, zrozumiano?
Znów pokiwałam głową i poczułam, jak czyjeś dłonie spoczywają na moich biodrach. Doskonale wiedziałam czyje i bardzo się z tego powodu ucieszyłam, jednak, tak bardziej dla zasady, odepchnęłam je. Zibi jednym zwinnym ruchem obrócił mnie w swoją stronę.
- Nie gniewaj się, kocie – mruknął uroczo z nieudawaną skruchą malującą się na twarzy. – Przecież w Rzeszowie też są jakieś uczelnie, moglibyśmy nawet zamieszkać razem, jeślibyś tylko chciała. Wiem, że to jeszcze za wcześnie, ale zawsze warto spróbować, a nie potem żałować przez całe życie… – mówiąc to, wpatrywał się w czubki swoich butów.
A co ja mogłam w tej sytuacji? Przecież on na swój własny, trochę pokręcony sposób właśnie wyznał mi miłość. Rzuciłam mu się w ramiona i, zapominając o całym bożym świecie, zaczęliśmy się całować, tak jak to mieliśmy w zwyczaju.
Zbyszek właśnie miał zamiar kolejny raz mnie pocałować (zresztą, cały ten spacer się zamienił w nic innego właśnie jak ciąg pocałunków), kiedy mój telefon zaczął brzęczeć. Też sobie chwilę znalazł. Nie zwykłam go jednak ignorować, więc wyplątałam się jakimś cudem z objęć Zibiego, wykopując z torebki ten cud elektroniki.
Wyświetlacz pokazywał takie duże cztery litery składające się na wyraz DALE z idiotycznym zdjęciem Bieleckiej w tle.
- Alex dzwoni – wymruczałam.
Nie musiałam nawet na niego patrzeć, wiedziałam, że przewrócił oczami.
- Nie odbieraj – poprosił.- Przeżyje chwilę bez ciebie.
- Ale coś się musiało stać – zaprotestowałam od razu, odbierając połączenie.
Rzadko do mnie dzwoniła. Z reguły na jej karcie było raczej niewiele, więc zwykle puszczała mi sygnał. A teraz dzwoniło i dzwoniło…
- No co? – mruknęłam do telefonu.
- Agata? – co? Głos nie należał do Alex.- Justyna mówi. Justyna Wojcieszyk – a skąd ona, do cholery, miała telefon Bieleckiej!? Chwilę próbowałam skojarzyć, kto to jest ta Justyna, aż przypomniałam sobie, że razem chodziłyśmy do gimnazjum.
- Co z Alex? – spytałam odrobinę ostro.
- Szczerze?
- Tylko szczerze.
- Jest tak napierdolona, że się na nogach nie trzyma - milczałam bardzo długą chwilę, przetrawiając tę informację. Do czego to doszło… Było aż tak źle, że musiała się uchlać? – Lepiej chyba, że dzwonię do ciebie, niż do jej matki, nie?
- Tak, tak – pokiwałam głową, choć nie mogła tego widzieć. Zibi cały czas patrzył na mnie pytająco.- Gdzie jesteście?
- W Zoli – momentalnie skojarzyłam klub i część miasta, w której się znajdował.- Pospiesz się, bo już nie wiem, co mam z nią zrobić.
Mruknęłam jeszcze coś w stylu „zaraz będę” i się rozłączyłam.
- No? – Zbyszek mnie ponaglił, bo długą chwilę milczałam.- Co jest?
- Nawalona w trzy dupy. Trzeba po nią jechać.
Raczej nie był zachwycony.
__
jeżeli w ostatnim czasie słabo żyjemy i ogólnie nie komentujemy, to dlatego, że rzeczywistość nas trochę przytłoczyła.
Dlatego też nie było tutaj mowy o swobodzie. Nie mogłam sobie wchodzić do środka bez pukania, kiedy tylko chciałam. Tak jak Alex do mnie, pakując się oknem w środku nocy bez zapowiedzi. Ale cóż, rodziców i zarobków się nie wybiera.
Kiedy wcisnęłam dzwonek, spodziewałam się, że drzwi otworzy mi właśnie ona. Nie miałam takiej głowy do matematyki, żeby sobie teraz obliczyć prawdopodobieństwo, ale, o ile się nie mylę, istniało o wiele więcej możliwości, że otworzy mi ktoś inny. I tak właśnie było. W drzwiach pojawił się chłopiec z kasztanowymi lokami na głowie. Czasem miałam problemy, który jakie imię nosi, zresztą, wszyscy wyglądali jak mniejsze kopie najstarszego, ale, o ile się nie myliłam, trzeci z kolei miał na imię Krzyś. Miał sześć lat i był pierwszym bratem Alex, którego narodziny pamiętałam. Kiedy pojawiło się dwóch poprzednich, jeszcze się nie znałyśmy.
- Aga, cześć – miał naprawdę słodki uśmiech.- Aleeeeex! – wydarł się po chwili, aż zmrużyłam oczy.
- Krzysiek, nie wydzieraj się tak – w drzwiach prowadzących do kuchni pojawiła się głowa matki Aleksandry.
Spojrzała tylko na mnie przelotnie, nie racząc nawet odpowiedzieć na moje „dzień dobry”. Kompletnie mnie zignorowała i zniknęła w pokoju, zapewne wracając do malowania. Też mi artystka. Z kuchni sobie pracownię zrobiła, a gotować to nie było komu.
- Krzyś, idź się pobawić – głos Alex sprawił, że odetchnęłam z ulgą; w tym domu zawsze czułam się jak intruz. – Cześć – mruknęła jakoś tak beznamiętnie.
Chyba była w złym stanie. Czyżby Gavin jej siedział w głowie? Nie odpowiedziałam na to powitanie, tylko podeszłam do niej i po prostu przytuliłam. Dawno tego nie robiłyśmy. Pewnie dlatego, że ostatnio wszystkie te moje czułości przelewałam na Zibiego. Ale jego też już trochę nie widziałam.
- Chyba musimy pogadać, nie?
- Taaa – wymruczała, ciągnąc mnie w kierunku mniejszego pokoju.- Tomek, ewakuuj się z łaski swojej – rozkazała, gdy tylko stanęłyśmy w progu.
- Spadaj – czternastolatek nawet nie oderwał wzroku od komputera, pochłonięty grą. Kompletnie nie zwracał też uwagi na, siedzącego obok niego, młodszego brata.
Alex przewróciła tylko oczami.
- Chcesz pójść z Agą do Spodka na mecz? – spytała, a ja posłałam jej zdziwione spojrzenie.
- Chcę – odpowiedział, nadal nie odwracając głowy.- Ale i tak teraz spadaj.
Westchnęła. Ja za to próbowałam dojrzeć, w co takiego gra.
- Rżnie w Medal of Honor non stop – mruknęła, jakby wiedziała, co zaprząta teraz moją głowę.
- Mnie też nauczy! – zawołał siedzący obok starszego brata Krzyś, na co Alex kolejny raz przewróciła oczami.
Bez słowa mnie wyminęła i zajrzała do drugiego, większego pokoju, gdzie większość głosów zagłuszał ryczący naprawdę głośno telewizor. Zaraz jednak pokręciła głową.
- Wojtek sobie jakichś kolegów przyprowadził – mruknęła; fakt, oprócz telewizora dało się słyszeć jakieś przekrzykiwania chłopców, jakby bawiła się ich tam co najmniej armia, a nie ledwie kilku dziesięciolatków.- Do kuchni lepiej nie wchodzić, bo mnie zeżre za przeszkadzanie. Pozostaje nam łazienka.
I to właśnie wyjaśniało, dlaczego zawsze spotykałyśmy się u mnie. U niej nie było miejsca. Zupełnie. Szczytem luksusów był teraz kibel, bo usiadłam na zamkniętej klapie. Alex natomiast przysiadła na brzegu brodzika. Jej matka zdecydowanie powinna się wziąć za robotę, a nie malować te swoje wątpliwej jakości obrazy, podczas gdy ten jej mąż, co w świetle prawa nawet nie był mężem, zarabiał ledwie grosze, płodząc przy tym chmarę dzieciaków. Ludzie, czy wy wiecie, co to są prezerwatywy?
Tym razem mi wyrwało się westchnienie.
- To przez Gavina, prawda? – spytałam domyślnie; cóż, nawet nie wyglądała zbyt dobrze. Włosy rozczochrane, buzia, jakby nie spała od kilku dni (co w tym domu było chyba możliwe i bez większych powodów i problemów, którym był Schmitt) i jakaś stara, powyciągana koszulka. Zero stylu.
- Hm… Może – wymruczała.- To nie tak łatwo określić. Jak Zibi?
- Dzwoni codziennie – odpowiedziałam z radością, dopiero po chwili orientując się, że znowu mnie podeszła.- Ale zostaw Zibiego, co ty chcesz zrobić ze Schmittem?
- Hm… - znów wymruczała; jęki namysłu, ta?- Chyba…
- Siku, siku! – do łazienki wpadła mała postać; tutaj też nie było spokoju.
Jeszcze jeden braciszek. No naprawdę… Widać w czasach, gdy nasi rodzice byli młodzi, nie istniało coś takiego jak edukacja seksualna i dlatego do tej pory nie mają pojęcia o czymś, co się nazywa zabezpieczenie. Przeliterować? Już nie wspomnę o tym, że kolejny braciszek był w drodze… I się pojawi na świecie za jakieś trzy miesiące.
- Aga, za kiblem leży nocnik, weź podaj – mruknęła Aleksandra, rozpinając dwuletniemu Jankowi spodenki.
Posłusznie zrobiłam to, o co prosiła, a sekundę później posadziła Jasia na niebieskim nocniku z kaczuchą.
- Chyba będę go unikać – stwierdziła w końcu, gdy chwilę potem z powrotem wciągała chłopcu portki na tyłek.
- Nie powinnaś – zaprotestowałam od razu.- Musisz z nim pogadać, wytłumaczyć…
- Nie jestem w stanie, rozumiesz? – klepnęła Jaśka w tyłek, migiem wyleciał z łazienki.- Nie potrafię tak po prostu z nim porozmawiać. Chcę to wyrzucić z głowy jak najszybciej. Nie widywać go, nie myśleć o nim… Trzymać się z daleka.
- Ale nie możesz…
- Nie sądzisz, że to będzie bardziej wymowne? Skoro się nie pojawiłam, to samo przez siebie rozumie się, że nie chcę go więcej widzieć
- Ty głupia jednak jesteś – stwierdziłam. Całkowicie szczerze, nie obrażałyśmy się nigdy o takie stwierdzenia.- Czyli to pytanie do Tomka było serio? Nie idziesz jutro na mecz?
- Nie idę – potwierdziła obojętnie, choć i tak wiedziałam, że ta obojętność, udawanie jej, naprawdę dużo ją kosztowało.- Wstań, proszę, muszę to wylać – podniosła nocnik.
No tak, bo łatwiej jest ryczeć w poduszkę niż próbować walczyć. A siki dwulatka są w tym momencie najważniejsze.
- Naprawdę spotykasz się z Zibim? Jaki on jest? Myślisz, że zrobi sobie ze mną zdjęcie albo da mi autograf? – kiwałam spokojnie głową, a Tomek trajkotał jak nienormalny.
W końcu to u nich rodzinne. Tyle że on, w odróżnieniu od Aleksandry, trochę bardziej ogarniał to, co dzieje się w siatkarskim świecie. Jego genialna siostra aktualnie siedziała w tym ich prymitywnym, dwupokojowym mieszkaniu i wgapiała się w telewizor z myślą, że będzie jakiś zbliżenie na Schmitta. Nie rozumiem takich ludzi: ma vipowskie miejsce na największą siatkarską imprezę tego roku, a dobrowolnie oddaje swój bilet młodszemu bratu. Czy ona jest normalna?
- Agusia… ? – tylko jedna osoba ma taki głos. Niski, seksowny. Odwróciłam się i kilka metrów ode mnie stał ON.
Dzikim pędem ruszyłam do niego, rzucając się w zbysiowe ramiona. Miałam gdzieś jęki jego fanek, gdy nasze usta w końcu się spotkały. No nic, Spodek opuszczę chyba pod eskortą policji. Albo nie, przecież Zibi mówił, że po meczu gdzieś razem wyskoczymy, bo musimy poważnie porozmawiać, cokolwiek to znaczy. Dziewięć dni rozłąki to zdecydowanie za dużo!
- Misiaku, tęskniłam za tobą! – mruknęłam, niechętnie odrywając się od Zbysia, aby zaczerpnąć tchu.
- Ja chyba bardziej – musnął moje czoło.– Ale dzisiaj sobie odbijemy, wyskoczymy gdzieś razem, bez żadnych ogonów, co ty na to?
- Masz na myśli Alex? – uniosłam brew, a brunet kiwnął głową.– Spokojnie, siedzi w domu i buczy za Schmittem, a poza tym nie ryzykowałaby spotkania z Dzikiem – poczułam, jak Tomek kopie mnie boleśnie w kostkę. No tak, obiecałam mu zdjęcie z moim (prawie) chłopakiem.- Odnośnie Alex, poznaj jej brata, Tomka.
Młody wyszczerzył się głupio, stając oko w oko ze swoim idolem. No, niedokładnie oko w oko, bo dzieliło ich gdzieś tak trzydzieści centymetrów. Może odrobinkę mniej. Potem nadszedł czas na litanię, jaki to Zibi jest wspaniały i w ogóle jak gra, że Tomek cieszy się, że przechodzi do Rzeszowa, bo tam będzie się rozwijał.
Zaraz, zaraz. Jaki Rzeszów?
- Przecież twój kontrakt z Jastrzębskim jest ważny jeszcze przez rok!
- Ale Agata, w Rzeszowie będę mógł się rozwijać, grać na pozycji atakującego, a tu nie mam szans – próbował mi wytłumaczyć, ale nie chciałam słuchać.
- Przecież jeszcze wczoraj mówiłeś, że będziemy się często spotykać, bo będziemy mieli do siebie zaledwie pięćdziesiąt kilometrów, a dzisiaj co? Odwidziało ci się?
- To nie tak – złapał mnie za ramię, ale szybko odepchnęłam jego rękę.- Pewnie, uciekaj! Obie lubicie to robić! – krzyknął za mną, ale ja nie miałam już siły się obracać.
Zniszczył wszystko, zaprzepaścił szansę na związek. Od początku intuicja podpowiadała mi, że on nie jest właściwym kandydatem na partnera, ale co miał zrobić mózg, jeśli na widok tego faceta serce biło jak oszalałe?
Bartman wpadł do szatni, w której zawodnicy koncentrowali się przed pierwszym meczem katowickiego turnieju Ligi Światowej. Każdy robił to na swój sposób. Jedni siedzieli ze słuchawkami w uszach, inni czytali książkę, a jeszcze inni po prostu rozmawiali. Zibi ściągnął z siebie bluzę i cisnął nią na ławkę, na której siedział jego przyjaciel.
- Oho, co się stało? – mruknął Dzik, mierząc Zbigniewa przeszywającym wzrokiem.
- Agata dowiedziała się o Rzeszowie – odkręcił butelkę wody, jednakże cała jej zawartość, zamiast w jamie ustnej Zbyszka, wylądowała na posadzce. Jeszcze bardziej zdenerwowany, cisnął nią w kąt pomieszczenia i opadł obok przyjaciela.
- Prędzej czy później i tak musiałbyś jej powiedzieć – Michał zaczął ściągać z siebie spodnie.
Z jego kostką było już coraz lepiej. Właściwie wszyscy zawodnicy, którzy doznali kontuzji w Kanadzie, byli już gotowi do gry. Przez te kilka dni, które spędzili w Spale, Kubiak był cały czas jakby lekko przygaszony. Zresztą, obaj byli. Tyle, że Zibi ciągle wisiał na telefonie, a on nawet nie miał jej numeru. Zresztą, po co mu numer jakiejś wariatki, która stanowi zagrożenie dla jego życia?
- Nie było jej – powiedział Zbyszek, wpatrując się w twarz przyjaciela, który nagle poczerwieniał.
- A co mnie to obchodzi? – wysyczał Misiek i zaczął wiązać buty. Ciekawe, skąd wiedział, o kogo chodzi.
- Nic. W dalszym ciągu udawaj, że nic – mruknął Bartman i wyszedł z szatni.
I jak on ma być zdrowy psychiczne, gdy otaczają go tacy ludzie?!
- O, tam jest Piter. Idę się z nim przywitać, a ty masz tu siedzieć i proszę cię, bądź grzeczny. Może załatwię ci piłkę z autografami, dobra? – młody przybił mi piątkę, po czym pognałam w kierunku, w którym Nowakowski się rozgrzewał.
Nie był tam sam, bo kręcił się tu również Jarosz, za którym średnio przepadałam, ale przecież nie wypadało przywitać się tylko z jednym zawodnikiem, prawda? Piotrek od razu mnie dostrzegł, bo odłożył odbijaną przez siebie Mikasę i podszedł bliżej.
- Cześć Chip, gdzie podziewa się Dale? – zapytał, przytulając mnie do siebie.
- Została w domu, wiesz jaka jest – przewróciłam oczami.
- Powiedzmy, że wiem – zaśmiał się. – Co to za sprzeczka przedmałżeńska ze Zbychem była, co?
- Czasem trzeba nim potrząsnąć – wyszczerzyłam się do Nowakowskiego.
To chyba z nim najbardziej się zakumplowałyśmy. O dziwo, nawet Alex weszła z nim w bliższe kontakty, mimo tego, że brzydziła się wszystkich i wszystkiego, co związane z siatkówką. O, przepraszam, wyjątkiem był oczywiście Schmitt, który swoją drogą, uśmiechał się do mnie i machał tymi długimi łapami jak nienormalny.
- O, chyba kolega Gavin cię woła. Idź, póki Zbycha nie ma, bo potem może być z tego draka – Piotrek zmierzwił mi włosy, a ja posłusznie podreptałam w stronę Kanadyjczyka.
- Gdzie Alex? – zapytał z tym swoim firmowym uśmiechem.
- Może najpierw jakieś ,,cześć”? – mruknęłam, a on wybałuszył oczy. No co? Może trochę kultury?
- Cześć, gdzie Alex? – po raz kolejny ten sam uśmiech. Mamuniu, czy on cierpi na szczękościsk czy co?
- W domu. Źle się czuła.
- Ale jak to? – wyraźnie się zdziwił. Nie chciała się z tobą widzieć, ziomuś. Łapiesz?
- Normalnie – wzruszyłam ramionami i obróciłam się. Z drugiego końca sali słyszałam znajomy głos, którym wołając ,,wiewióra”, miał najprawdopodobniej na myśli mnie.
Obróciłam się i bingo! Oskar machał do mnie, uśmiechając się szeroko. Przeprosiłam zdziwionego Schmitta i ruszyłam w kierunku statystyka.
- Gdzie twoja druga połowa? – zapytał, gdy tylko stanęłam przy stoliku statystyka.
Co oni się dzisiaj tak na nią uparli?!
- W domu, źle się czuła, czy coś – odparłam, wzruszając ramionami. Musiałam trzymać się ustalonej wczoraj wersji.
- Cholera jasna, miała mi statystyki robić! Powiedz jej, że jutro chcę ją widzieć w tym właśnie miejscu, dobra?
Pokiwałam lekko głową, nie chcąc nawet protestować i wspominać o takiej możliwości, że i tak się nie raczy pojawić.
- Jak nie przyjdzie, to osobiście jej nogi z dupy powyrywam, zrozumiano?
Znów pokiwałam głową i poczułam, jak czyjeś dłonie spoczywają na moich biodrach. Doskonale wiedziałam czyje i bardzo się z tego powodu ucieszyłam, jednak, tak bardziej dla zasady, odepchnęłam je. Zibi jednym zwinnym ruchem obrócił mnie w swoją stronę.
- Nie gniewaj się, kocie – mruknął uroczo z nieudawaną skruchą malującą się na twarzy. – Przecież w Rzeszowie też są jakieś uczelnie, moglibyśmy nawet zamieszkać razem, jeślibyś tylko chciała. Wiem, że to jeszcze za wcześnie, ale zawsze warto spróbować, a nie potem żałować przez całe życie… – mówiąc to, wpatrywał się w czubki swoich butów.
A co ja mogłam w tej sytuacji? Przecież on na swój własny, trochę pokręcony sposób właśnie wyznał mi miłość. Rzuciłam mu się w ramiona i, zapominając o całym bożym świecie, zaczęliśmy się całować, tak jak to mieliśmy w zwyczaju.
Zbyszek właśnie miał zamiar kolejny raz mnie pocałować (zresztą, cały ten spacer się zamienił w nic innego właśnie jak ciąg pocałunków), kiedy mój telefon zaczął brzęczeć. Też sobie chwilę znalazł. Nie zwykłam go jednak ignorować, więc wyplątałam się jakimś cudem z objęć Zibiego, wykopując z torebki ten cud elektroniki.
Wyświetlacz pokazywał takie duże cztery litery składające się na wyraz DALE z idiotycznym zdjęciem Bieleckiej w tle.
- Alex dzwoni – wymruczałam.
Nie musiałam nawet na niego patrzeć, wiedziałam, że przewrócił oczami.
- Nie odbieraj – poprosił.- Przeżyje chwilę bez ciebie.
- Ale coś się musiało stać – zaprotestowałam od razu, odbierając połączenie.
Rzadko do mnie dzwoniła. Z reguły na jej karcie było raczej niewiele, więc zwykle puszczała mi sygnał. A teraz dzwoniło i dzwoniło…
- No co? – mruknęłam do telefonu.
- Agata? – co? Głos nie należał do Alex.- Justyna mówi. Justyna Wojcieszyk – a skąd ona, do cholery, miała telefon Bieleckiej!? Chwilę próbowałam skojarzyć, kto to jest ta Justyna, aż przypomniałam sobie, że razem chodziłyśmy do gimnazjum.
- Co z Alex? – spytałam odrobinę ostro.
- Szczerze?
- Tylko szczerze.
- Jest tak napierdolona, że się na nogach nie trzyma - milczałam bardzo długą chwilę, przetrawiając tę informację. Do czego to doszło… Było aż tak źle, że musiała się uchlać? – Lepiej chyba, że dzwonię do ciebie, niż do jej matki, nie?
- Tak, tak – pokiwałam głową, choć nie mogła tego widzieć. Zibi cały czas patrzył na mnie pytająco.- Gdzie jesteście?
- W Zoli – momentalnie skojarzyłam klub i część miasta, w której się znajdował.- Pospiesz się, bo już nie wiem, co mam z nią zrobić.
Mruknęłam jeszcze coś w stylu „zaraz będę” i się rozłączyłam.
- No? – Zbyszek mnie ponaglił, bo długą chwilę milczałam.- Co jest?
- Nawalona w trzy dupy. Trzeba po nią jechać.
Raczej nie był zachwycony.
__
jeżeli w ostatnim czasie słabo żyjemy i ogólnie nie komentujemy, to dlatego, że rzeczywistość nas trochę przytłoczyła.
o jaaa. dlaczego Alex się tak zachlała ? :d przez Gavina? przecież ona i Dzik są dla siebie stworzeni :D
OdpowiedzUsuńZbychu nie liczy się ze zdaniem Agaty, nieładnie! Ale co tam. Ważne, że uczuciem się darzą. Alex mnie powala, żeby przez Schmitta, który zdobywa 80 punktów w meczu, iść się upić? Nie podoba mi się to.:P Jednak wydaje mi się, że to nie tylko o to chodzi. [short-volleyball-stories]
OdpowiedzUsuńGavina, to bym przez okno wywaliła ;p Misiek xD poczerwieniał nam ;p no to do następnego ! Trzymać mi się tam ! ; *
OdpowiedzUsuńKurczę, ale się Dzik i Alex bronią przed uczuciem :D ciekawe jak Dziku zachowałby się widząc Alex narąbaną :D czyżby szykował się wyjazd Agaty do Rzeszowa? Genialne opowiadanie :) czekam na następne.
OdpowiedzUsuńZapraszam na 2.część mojego bloga http://siatkowka-zyciowa-gra.blogspot.com/
UsuńPozdrawiam :)
Odcinek mimo wszystko bardzo poważny . Urzekł mnie najbardziej oczywiście Nowakowski, który faktycznie chyba jako jedyny zdobył sympatię Alex :) Ocho, czyżby Kubiak wpadł na dobre? Powinien mimo wszystko chociaż trochę się postarać i powalczyć o Bielecką, a nóż uda mu się trafić na odpowiedni moment, by spokojnie porozmawiać? Aga za to straciła całkowicie głowę dla Zbyszka...
OdpowiedzUsuńNo to nieźle się najebała ;/ Kubiak rusz te swoje cztery seksowne litery i bierz się za Alex ! :D Wykurz tego Schmitta :P
OdpowiedzUsuńOczywiście rozdział jak zwykle wybitny, nic dodać nic ująć ;D
Czekam na next i pozdrawiam :**
Dziewczyny jesteście genialne ;)) Najlepszy blog o siatkarzach jaki do tej pory czytałam ! Aż mam ochotę się z tymi wariatkami wódki napić ;)
UsuńŚwietny blog, zapraszam do siebie : http://vesperdreams.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszecie, uwielbiam czytać waszą twórczość :) Mam nadzieję, ze Alex wkrótce przejrzy oczy i dostrzeże Dzika :)
OdpowiedzUsuńMega, mega, mega!!! Zapraszam na zajrzenie na mojego http://your-love-is-my-love-volleyball.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAlex, Alex, napierdolenie się w trupa bądź w grzeczniejszym wydaniu zapijanie problemów nie jest rozwiązaniem. Może i facet (ekhm, nie każdy) jest ósmym cudem świata i aniołem z charakteru, ale czy warto przez niego upić się prawie że do nieprzytomności? A właściwie, to czemu by nie? Można zapomnieć na kilkanaście godzin, ale MOŻNA. :) A Kubiak, zamiast świecić oczami i wszystkiemu zaprzeczać, zacząłby odbudowywać przyjacielskie stosunki z Bielecką, a nie budować coraz większy mur między nimi.
OdpowiedzUsuńZbyszek ma to szczęście, że Agata nie potrafi się zbyt długo gniewać. Trzeba było poinformować Borkowską o wyjeździe do Rzeszowa, bo sama z doświadczenia wiem, że nie ma nic bardziej wkurzającego od dowiedzenia się czegoś o swoim facecie, na dodatek zgodnego z prawdą, przez usta osób trzecich. Ale co tam, ważne, że bartmanowe oczy i słowa działają jak trzeba, a już wszystko wraca do ustalonego porządku. :D
wasze opowiadanie trzymało mnie przy życiu dzisiaj na nudnym wykładzie ;p kiedy kolejny rozdział? :D
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, czy tak szybko potrafiła bym wybaczyć Zbyszkowi takie zatajenie informacji o wyjeździe do Rzeszowa... Zibson ma szczęście, bo gdyby na miejscu Agaty była Alex, to zrównała by go z ziemią, a tak, chłopak JESZCZE żyje, z naciskiem na jeszcze, bo Alex nic nie wie o tym, że w niedługim czasie jej przyjaciółkja może się przenieść do Rzeszowa ;p Kubiak udaje głupiego i nadal twierdzi, że z Agatą nic go nie łączy, nic do niej nie czuje i w ogóle do niej jest cały nastawiony na NIE... Zobaczymy jak długo ;p Alex zalana prawie w trupa, tylko z czyjej winy: Miśka, czy Gavina? Mam nadzieję, że już w kolejnym rozdziale się o tym przekonam :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
świetna. czekam na kolejny :d
OdpowiedzUsuń