Nigdy nie byłam tak blisko meczu. Tak blisko samego centrum. Fakt, to nie był mój pierwszy na żywo, w końcu bywałam w katowickim Spodku dosyć regularnie, ale zawsze to były trybuny w pewnym oddaleniu. Nigdy nie zdarzyło mi się siedzieć w tych najbliższych rzędach, a już tym bardziej nie było możliwości, aby stać obok trenera tuż przy boisku. Tak jak w tym momencie. Bo w końcu nadszedł czas i na mecze. Od razu na głęboką wodę, Brazylia się kłania.
Bielecka ewidentnie nie czuła powagi sytuacji. Stała obok z obojętną miną. Bo co ją obchodzi jakaś tam Brazylia. No i skąd niby miała wiedzieć, że to jakaś dobra drużyna i nie udało nam się z nimi wygrać od dziesięciu lat. I tak dalej… Czasem mam wrażenie, że ogólnie mało co ją obchodzi. Pomijając mnie. Postała chwilę, po czym poszła obczajać komputery i ogólnie całą elektronikę, organizację, wszystkie te pierdoły, podczas gdy ja, najprawdopodobniej z serduszkami w oczach, obserwowałam wszystkich zawodników rozgrzewających się już na boisku.
Ocknęłam się odrobinę dopiero w momencie, kiedy ktoś szturchnął mnie łokciem, a kiedy spojrzałam na sprawcę, ujrzałam tylko szeroki uśmiech pana Miale. Boże, on tutaj też był jednym z tych bardziej hot, szkoda tylko, że trener, bo to już trochę wiekowo wychodziło poza skalę. Kilka sekund później aż podskoczyłam, słysząc gdzieś za plecami głośny krzyk jednego z organizatorów.
- Gdzie, do cholery, są te dupki od wycierania boiska?
Jakimś dziwnym trafem obok mnie od razu znalazła się Alex. Ona to chyba nadzwyczaj lubi zamieszanie. No i ja wiedziałam, że ona się potrafi teleportować!
Facet ewidentnie był już buraczany, co mnie nadzwyczaj w tamtym momencie bawiło. Chodził w kółko, fukając na wszystkich, ale w gruncie rzeczy jakoś się nie dziwiłam. W końcu miał zobowiązania, na jego barkach spoczywała część organizacji tego turnieju, wszystko powinno grać i ogólnie być cacy, a tutaj mu ktoś nawalił. I najprawdopodobniej to on miał ponieść konsekwencje.
No nie, jeszcze mi się myślenie Matki Teresy włączało. Tylko momentami miałam coś takiego, że jednak te dobre chęci przyćmiewały wszystkie inny myśli i robiłam coś, nie zastanawiając się nad tym, co wyprawiam. Tak jak w momentach, gdy słyszałam z ust przyjaciółki „będą jaja”. Ta sama zasada. Jak na złość Giovanni jeszcze mnie popchnął w tym kierunku, domyślając się chyba, co mi chodzi po głowie.
Posłałam Alex znaczące spojrzenie. Odczytała je tak, jak powinna i, o dziwo, nie miała nic przeciwko. Co więcej, nawet mnie wyręczyła. Uśmiechnęła się i poszła do tego faceta, który najprawdopodobniej miał zaraz zacząć biegać w kółko. To naprawdę dziwne, że z taką łatwością do niego podeszła, bo z reguły wychodziła z założenia, że każdy z własnymi problemami powinien sobie radzić sam, bo jej nikt nigdy nie pomagał (pomijając naszą współpracę, w końcu jesteśmy brygadą), więc w oferowaniu pomocy również była powściągliwa. A już zwłaszcza, gdy nie wiedziała, o co chodzi, jak w tym momencie.
Nie dziwota, że wróciła z wściekłą miną, dzierżąc w dłoni dwie szmatki. Wyszczerzyłam się do niej głupio. Przecież sama chciała! A duma jej nie pozwalała się nagle wycofać, kiedy się w końcu dowiedziała, co tak naprawdę będziemy robić.
Mogła zapytać, zanim poszła. Udzieliłabym informacji. Ale nie, ona nie słucha, więc teraz ma. Będzie biegać z szmatą jak jakaś pomywaczka. Mi to nie przeszkadza, jeśli tylko dzięki temu będę jeszcze bliżej siatkarzy, a ona, cóż, ma pecha. Nic dodać, nic ująć.
- Ale zobacz, ich nie znasz, nie będą ci przeszkadzać, nie będziesz się zastanawiała, co myślą, jak sobie biegasz z tą szmatką i będziesz z daleka od naszych. A to ci lekko ciśnienie podnosi, takie mam wrażenie.
- To dobre masz – potwierdziła Aleksandra, nie mogąc przy tym powstrzymać ironii w głosie.
Czuła, że tak naprawdę nie o to w tym wszystkim chodzi. I wcale nie dlatego Agata chce ją wysłać na połowę Brazylijczyków, żeby było lepiej dla niej. Ale skąd mogła wiedzieć, że Borkowska zdecydowanie za tą drużyną nie przepada, skoro siatkówkę miała głęboko gdzieś? Bardziej prawdopodobne było, że chce się z bliższej odległości gapić na Bartmana, no ale nawet jeśli, to przecież nie będzie jej tego uniemożliwiać. Prawdą jednak była ta wersja o lekkiej antypatii do drużyny z Ameryki Południowej. Jeszcze by im tak zaczęła skakać przy linii bocznej razem z trenerem, wykrzykując jakieś niecenzuralne wyzwiska, zamiast się skupić na „pracy”. Lepiej więc dmuchać na zimne.
Bielecka wzruszyła w końcu ramionami, wędrując na połowę przeciwników i siadając sobie na podłodze po turecku tuż obok krzesełek, na których siedział drugi trener Brazylijczyków. Albo i trzeci, albo nawet ósmy, miała to gdzieś, tak naprawdę. Widziała tylko ten szeroki uśmiech na twarzy Agi, a potem te wszystkie emocje, gdy podskakiwała przy każdej akcji na boisku, przy każdym zdobytym punkcie. Jak się wydzierała razem z trenerem i złościła przy każdej nieudanej akcji i każdym niedokończonym ataku.
Ale Aleksandrę niewiele cały mecz obchodził, tak naprawdę. Jakoś nie potrafiła się przekonać.
Nie, może jednak nie. Aż taką ignorantką nie była. Nie miała nad uchem kogoś, kto tłumaczyłby jej każdą chwilę meczu, ale naprawdę starała się cokolwiek zrozumieć. Zasady znała, całość polegała na tym, aby ją gra wciągnęła. Nie wciągała, choć patrzyła. Przynajmniej nie robiła wielce obrażonych min ważniary pod tytułem „co ja tutaj w ogóle robię?”, tylko próbowała się skupić na grze. A jak ją odpowiednia osoba wybudzała z transu, pokazując palcem miejsce na boisku, które trzeba wytrzeć, to bez szemrania tam biegła.
Ale jak zawsze, istniał jakiś problem.
Z trudem, bo z trudem, ale potrafiła zrozumieć emocje towarzyszące kibicom podczas meczu. Potrafiła zrozumieć emocje pozostałych zawodników siedzących obok boiska. Potrafiłaby nawet zrozumieć podenerwowanie trenera, w końcu na niego spadały wszystkie niemiłe słowa po przegranej. Potrafiłaby, gdyby to był Andrea Anastasi, chodzący sobie spokojnie w tę i z powrotem wzdłuż linii, obserwując grę. Jak cywilizowany człowiek. Ale nie potrafiła, gdy trener, którego nazwiska zresztą nie znała, choć wszyscy inni wiedzieli, że nazywa się Rezende, skakał wzdłuż linii jak jakaś surykatka, wydzierając się przy tym, jakby go żywcem ze skóry obdzierali. Alex nie rozumiała wprawdzie, co takiego krzyczy, portugalskiego się nigdy nie uczyła, wystarczył jednak sam fakt tego, że krzyczał.
Mrużyła oczy za każdym razem, gdy do jej uszu dochodził wyższy dźwięk. Próbowała się skupić, ale tak zwyczajnie ją to rozpraszało. Dodatkowo miał jeszcze taki nadzwyczaj irytujący, drażniący głos… I pretensjonalny, a tego Aleksandra u ludzi nienawidziła. Nic dziwnego, że w końcu nie wytrzymała.
- Do kurwy nędzy, czy musi pan tak japę wydzierać? Własnych myśli nie słyszę!
Tak się wyrwało. A wszyscy dookoła raczej znali angielski. Plus też jeszcze fakt, że Bielecka to jednak głos miała dosyć mocny… Miała w tamtym momencie wrażenie, że cała sala zamilkła i wszystkie spojrzenia zwróciły się na nią, łącznie ze wzrokiem brazylijskiego trenera.
Otworzył lekko usta, wyraźnie zdziwiony. Ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Alex była już pewna – ojciec będzie wściekły. Gdzieś za plecami usłyszała wyraźny chichot, a kiedy odwróciła głowę, jej oczom ukazał się rozbawiony Piter, który ledwie chwilę wcześniej zszedł z boiska. No i, oczywiście, śmiejąca się Agata. To jej dodało odrobinę odwagi.
- Dziękuję, tak lepiej – zwróciła się do Rezende, posyłając mu jeden z tych swoich uroczych uśmiechów.
I jemu, i całej brazylijskiej kadrze. A co. Niech chociaż tyle z życia mają.
Zamknęłam oczy i jeszcze mocniej zacisnęłam kciuki. Dziesięć lat. Dziesięć długich lat, w których systematycznie dostawaliśmy po tyłku od wielkich Brazylijczyków. A dziś? Dziś to my byliśmy na fali. I pomyśleć, że spotkanie mogłoby zakończyć się nawet wynikiem 3:0. Tie-break zaczął się wręcz bajecznie. W pewnym momencie prowadziliśmy już nawet 9:3, ale nadeszło załamanie. Głupie błędy własne doprowadziły do tego, że z naszej przewagi nie zostało kompletnie nic.
Andrea zaczął nerwowo chodzić po kwadracie, licząc chyba na boską interwencję. Już dawno nie było tak blisko, już dawno zwycięstwo z Brazylią nie było wręcz na wyciągnięcie ręki! Myślę, że ten zespół miał wielkie szanse na zdobycie nie tylko złota Ligi Światowej, ale również tego najcenniejszego, olimpijskiego krążka. W końcu zaczną wierzyć w siebie, oni nie muszą mieć przed nikim kompleksów. Ba, to inni powinni się ich bać!
Jakimś cudem Winiarowi udało się przełamać tę złą passę i ponownie odzyskaliśmy prowadzenie. To chyba był jeden z jego najlepszych meczy w karierze. Ale w naszej drużynie była inna armata, która zdobyła według moich obliczeń 20 punktów. Tak, to Zibi, który grał dzisiaj jak natchniony. Miałam wrażenie, że po każdym zdobytym punkcie, patrzy w moją stronę i uśmiecha się w specyficzny dla siebie sposób, który ja tak uwielbiałam.
- Długo jeszcze będą grać? – jęknęła mi do ucha Alex, ale gdy posłałam jej nienawistne spojrzenie, przewróciła oczami i podreptała w stronę Brazylijczyków.
Jakim cudem ona mogła być córką TEGO Aleksandra Bieleckiego?! Boże, widzisz i nie grzmisz!
- Patrz, będzie ostatni! – zawołał mi do ucha Żygadło.
Miał rację. To był ostatni, złoty punkt. Punkt, który rozpoczął nową erę w polskiej siatkówce. Erę Andrei Anastasiego!
Nie wiedząc, w jaki sposób, znalazłam się na środku boiska razem z fetującymi siatkarzami. Poczułam, jak mój nos płaszczy się na klatce piersiowej Kurka, a z drugiej strony gniecie mnie Piter. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę, obrócił w swoją stronę i, zanim zdążyłam zareagować, wpił się zachłannie w moje usta. Nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, kto to.
- Udało się, Aga – szepnął Zbyszek, wpatrując się w moje oczy.
Był taki szczęśliwy. Wręcz swoją radością przypominał dziecko, które otrzymało mega wypasiony prezent pod choinkę. Ja również byłam szczęśliwa; z wygranej i z tego krótkiego pocałunku. Co mogłam w tej sytuacji zrobić? Nie powinnam nic. Najlepiej go odepchnąć i wydrzeć się, że co w ogóle sobie wyobraża. Tak, jak miałam w zwyczaju, jak robiłam to do tej pory, nie pozwalając sobie na wchodzenie w żadne bliższe kontakty, a nawet starając się jak najbardziej je zepsuć. A ten idiota ni z tego, ni z owego mi serwuje taką akcję. A najgorsze było to, że mnie to ucieszyło jak nic nigdy wcześniej, nawet sam ten wyjazd. Moja Aleksandra jak zwykle wiedziała, co się święci.
Nie pozostawało mi nic innego, jak odpowiedzieć tym samym. Potem będę myśleć o konsekwencjach. Wzbiłam się na palcach, objęłam ramieniem jego szyję i pocałowałam, rozkoszując się smakiem jego ust. Czy właśnie tak smakuje szczęście? Może to chwilowe, spontaniczne, zdecydowanie niemądre. Ale zawsze szczęście.
Siedziałam na ławce i przyglądałam się jak Bartman i Borkowska migdalą się do siebie. Od początku wiedziałam, że to się tak skończy. Fakt faktem, nadal uważałam go za bufona i cwaniaczka z PKSu, ale skoro Agata uważa go za kogoś wyjątkowego, to chyba tak musi być. Zresztą, jako przyjaciółka powinnam cieszyć się jej szczęściem i oczywiście tak było. Nie na darmo udawałam te wszystkie fochy i pseudo kłótnie. Widok szczęśliwej Agaty w ramionach równie szczęśliwego Zbyszka wynagradzał mi wszystko. A no i ploty będą stuprocentowo. Ale będą chłopcy gadać… Że już nie wspomnę o fankach. Przecież na tej stronie, co ją Aga tak lubi, to aż będzie wrzało…
Cała drużyna udała się już do szatni wziąć prysznic i przebrać się przed powrotem do hotelu. Agata mi gdzieś zniknęła; ostatni raz widziałam ją przy Oskarze, czy jak mu tam?, jak grzebali przy jakichś papierach, więc znudzona ruszyłam na spacer po kanadyjskiej hali, która do wielkich nie należała, więc raczej prędzej czy później mnie znajdą.
- Alex! – usłyszałam zza pleców i uniosłam głowę w kierunku, z którego zdało się słyszeć moje imię.
Gavin szedł korytarzem, uśmiechając się przy tym nonszalancko. Z tego, co Agata mówiła, Kanadyjczycy ograli dzisiaj Skandynawów, a Gavin zaprezentował się dość dobrze, cokolwiek to znaczy. Wyszczerzyłam się do niego i pomachałam ręką.
- Dawno się nie wiedzieliśmy – zagadnęłam i wyprostowałam się, pozując na chociaż odrobinę wyższą.
- Wiem – westchnął uroczo.– I strasznie nad tym ubolewam – szepnął, pochylając się ku mnie i musnął mój policzek.
Poczułam, jak na moją twarz wpływa rumieniec. Jeszcze chwila i eksploduję! On najzwyczajniej w świecie mnie podrywa! W życiu nie pomyślałabym, że taki facet zwróci na mnie uwagę, a tu taka miła niespodzianka. Widocznie nie jest jeszcze ze mną tak źle.
- Wiesz, że osiągnęłam dzisiaj wielki sukces? Agata i Zibi, no wiesz który, ten z dziewiątką, oni chyba będą razem! Nie powiem, dzięki mnie, bo maczałam w tym palce i wiesz… - w chwilach zdenerwowania włączał mi się słowotok, którego w żaden sposób nie potrafiłam opanować. Gadałam od rzeczy i bardzo dobrze o tym wiedziałam.– I on ją pocałował. No i w ogóle, jestem taka szczęśliwa, bo wiesz!, oni od początku mieli się ku sobie, ale żadne nie chciało się przyznać… - co ja, do kurwy nędzy, wyprawiam?!
- Widziałem – zaśmiał się Schmitt i położył mi rękę na ramieniu. – Widziałem też jak nieźle objechałaś tego starego wariata, Rezende. Nie powiem, zaimponowałaś mi tym. Twarda jesteś, a ja takie lubię – uśmiechnął się w specyficzny dla siebie sposób i pochylił się.
Wiedziałam już, co to oznacza…
- Stary, nie pomyślałbym, że ty i wiewióra… No, no! – Kubiak poklepał z uznaniem przyjaciela, który od momentu pocałunku z Agatą jakby unosił się pół metra nad ziemią.
- Teraz tylko na ciebie kolej – szturchnął go ramieniem i poruszył znacząco brwiami.
Wiedział, że Alex spodobała się Michałowi od momentu, w którym ujrzał ją po raz pierwszy. Widział, jak zawsze odprowadza ją wzrokiem, jak uśmiecha się, gdy Bielecka wchodzi do hotelowej stołówki. Wiedział również, że Misiek będzie wolał do końca wyjazdu katować się, zamiast na spokojnie porozmawiać z rudowłosą i powiedzieć jej, co czuje. On wykonał już pierwszy, a może nawet drugi krok w stosunku do Agi, więc teraz przyszła kolej na jego przyjaciela.
- Nawet nie mam kiedy z nią pogadać – mruknął Dzik i zarzucił sobie swoją torbę na ramię.
Nigdy nie należał do zbyt odważnych osób, jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie. Co innego na boisku, na którym był prawdziwym wojownikiem. Ale życie to nie gra, tam panują inne zasady. Czuł, że Zibi teraz, gdy poderwał Agatę, nie odpuści mu i prędzej czy później, będzie musiał porozmawiać z Alex. Szczerze mówiąc, wolał później, ale…
- Teraz będziesz miał okazję – Zibi uśmiechnął się cwaniacko i, zanim Michał zdążył zareagować, jego przyjaciel pchnął go na stojącą przy ścianie Bielecką, która, gdyby nie Schmitt, wylądowałaby jak długa (akurat!) na podłodze.
- Kubiak, zapierdolę cię za to, zobaczysz! – wrzasnęła ledwie ułamek sekundy później, stojąc już prosto przed nim.
Kompletnie niezrażona tym, że znów robi wokół siebie szum, że się wydziera, a mina Gavina należy do tych zdecydowanie zdezorientowanych. Cóż, miał właśnie przyjemność podziwiać Bielecką w akcji. I nie miał zamiaru jej powstrzymywać, a zdezorientowanie zmieniło się zaraz w rozbawienie. Co z tego, że nie rozumiał, co krzyczy? Złość i tak z niej emanowała. Nawet nie był zły, że mu przeszkodzono w tak jakby dwuznacznej sytuacji, kiedy już coś zamierzał…
- A co to w ogóle za schadzki z wrogiem?! – czyżby Kubiak potrafił być równie głośny jak Bielecka? Widocznie tak, gdyż dziewczyna skrzywiła się na moment.
- Co cię to obchodzi?! – wbiła palec wskazujący w jego klatkę piersiową, zadzierając głowę do góry, by w ogóle móc patrzeć mu w twarz. – Czy ja się interesuję tym, z kim ty się spotykasz? Zajmij się swoim życiem, jeżeli w ogóle takie posiadasz! Od samego początku zatruwasz mi pobyt w Kandzie!
- Ja?! – zaśmiał się ironicznie.– To ty za mną latasz!
- Jeszcze żeby było za kim… - prychnęła.– Burak!
- Wariatka! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, psycholko!
- I bardzo dobrze! Wyjdź mi lepiej z pola widzenia, bo nie ręczę za siebie! – z rozmachem wskazała rękę odpowiedni kierunek, w którym, w domyśle, Michał miał się ewakuować.
Przysłuchujący się całemu zajściu Zbyszek stanął między naburmuszonym Kubiakiem i Alex skaczącą jak rozzłoszczona wiewiórka. Był pewien, że jeszcze moment i pobiliby się.
Ale co począć, jeśli twój najlepszy przyjaciel i przyjaciółka twojej przyszłej dziewczyny najchętniej by się pozabijali? Może ten pomysł z wpychaniem go na nią nie był wcale taki fajny, jak mu się w pierwszym momencie wydawało… Takie rzeczy to się w przedszkolu chyba robi. I ciągnie za kucyki. Tak, coś w ten deseń.
- Misiek, Misiek, już, dosyć – zamachał rękami w jakiś niekontrolowany sposób, popychając przyjaciele w kierunku wyjścia.
Oczywiście, że protestował. Że chciał protestować, tak dokładnie. Jeszcze chciał coś powiedzieć, coś dodać, pokrzyczeć sobie, jakoś Bieleckiej dogadać, bo z jakiej racji to ona miała mieć ostatnie słowo? Ale siła, jaką Zibi włożył w to, by go powstrzymać i jakoś stamtąd odciągnąć mu na to nie pozwoliła.
- Już się nie złość, marchewko. I zajmij kolegą, bo chyba dobrze wam szło – rzucił jeszcze w kierunku Aleksandry, szczerząc się przy tym idiotycznie.
- Ty mnie lepiej już nie wkurwiaj, bo ci ten uśmieszek zaraz zetrę z uroczej buźki – pogroziła, więc Bartman czym prędzej zniknął jej z oczu, drąc się jeszcze po drodze na Dzika.
Nie tak to miało wyjść przecież! Nie mieli się kłócić, tylko pogadać i z tego miało się urodzić coś innego, no!
- Na czym to skończyliśmy… - mruknęła Alex, dopiero po chwili orientując się, że przecież mówi po polsku.
Ale przecież i tak nie mogła czegoś takiego powiedzieć serio, to byłoby takie… Natarczywe w jej mniemaniu. A porządna dziewczyna nie powinna być natarczywa. Nie powinna się narzucać, pozwalając się zdobywać, tak po prostu. Kiedy jednak podniosła głowę, widok wyraźnego rozbawienia na twarzy Gavina utwierdził ją w przekonaniu, że dzisiaj już nic z tego. Przeklęty Kubiak! Taką okazję jej zepsuł!
- Tak, śmiej się dalej, śmiej… - wymruczała, już po angielsku, opuszczając przy tym głowę.
- Po prostu jesteś urocza, kiedy się złościsz – wsunął palce pod jej brodę i pchnął lekko do góry, by móc patrzeć w jej oczy.- Chyba za nim nie przepadasz.
- Nie przepadam – potwierdziła.- Zawsze mi coś psuje.
- Ale kiedyś ci się w końcu to coś uda i on ci nie przeszkodzi.
Dlaczego pod wpływem tego uśmiechu dosłownie uginały jej się kolana? Zadziwiające, nigdy jakoś tak z wszystkimi wcześniejszymi chłopakami nie rozmawiała o ludziach. Nie żaliła się, nie obgadywała, bo oni nie byli od tego. Takie swobodne pogaduchy i pocieszanie to była domena brygady, nikt inny po prostu nie był odpowiedni, a może też po prostu Alex bała się komukolwiek cokolwiek mówić. A tym razem jakoś tak samo wyszło. Pierwszy raz powiedziała komuś innemu niż Agacie, co takiego jest nie tak. Bez złości. A co gorsza (albo na szczęście) facetowi, który jej się podobał.
- Może – stwierdziła bez przekonania w głosie.
- Ale nie dziś – dokończył Gavin, ewidentnie mając na myśli to, do czego prawie doszło. Prawie, niestety.
Więc złość w Bieleckiej obudziła się na nowo. Jak nic, Kubiak wieczorem będzie martwy.
Odsunęła się od Schmitta z niezbyt zadowolona miną, zaraz jednak pomyślała o tym, że to nie jego wina przecież i nie powinna go teraz traktować w taki sposób. Wyżywać się. Z powrotem zrobiła krok w jego stronę, chcąc się już pożegnać, oczywiście muśnięciem jego policzka. Ale w momencie, gdy wspięła się już na palce, poczuła się jak idiotka. Żeby to w ogóle cokolwiek dawało. Gavin okazał się jednak o tyle domyślnym facetem, że po prostu się schylił, od razu zamykając Alex w uścisku, a sekundę później podnosząc nawet do góry. Zaśmiała się, a kiedy z powrotem dotknęła stopami podłogi, obdarzyła go jednym z tych swoich w miarę ładnych (bo przecież nie tak ładnych jak Agi, tak myślała) uśmiechów.
- Jutro się zobaczymy. Może na tej fali szczęścia też wygramy z Brazylią.
- Może – potwierdziła lakonicznie, bo przecież siatkówka, to ją tam nie bardzo.
Zanim pobiegła w kierunku drzwi, jeszcze jej zmierzwił włosy. Trochę jak starszy brat, którego nigdy nie miała. I to jej się tak nie do końca spodobało. Ale pluć się już nie będzie. Trzeba oszczędzać siły na kogo innego. Ten dupek w końcu zrozumie, że trzynastka na jego koszulce naprawdę jest pechowa.
____
łuhu, miłość wszędzie wokół nas ;D
Bielecka ewidentnie nie czuła powagi sytuacji. Stała obok z obojętną miną. Bo co ją obchodzi jakaś tam Brazylia. No i skąd niby miała wiedzieć, że to jakaś dobra drużyna i nie udało nam się z nimi wygrać od dziesięciu lat. I tak dalej… Czasem mam wrażenie, że ogólnie mało co ją obchodzi. Pomijając mnie. Postała chwilę, po czym poszła obczajać komputery i ogólnie całą elektronikę, organizację, wszystkie te pierdoły, podczas gdy ja, najprawdopodobniej z serduszkami w oczach, obserwowałam wszystkich zawodników rozgrzewających się już na boisku.
Ocknęłam się odrobinę dopiero w momencie, kiedy ktoś szturchnął mnie łokciem, a kiedy spojrzałam na sprawcę, ujrzałam tylko szeroki uśmiech pana Miale. Boże, on tutaj też był jednym z tych bardziej hot, szkoda tylko, że trener, bo to już trochę wiekowo wychodziło poza skalę. Kilka sekund później aż podskoczyłam, słysząc gdzieś za plecami głośny krzyk jednego z organizatorów.
- Gdzie, do cholery, są te dupki od wycierania boiska?
Jakimś dziwnym trafem obok mnie od razu znalazła się Alex. Ona to chyba nadzwyczaj lubi zamieszanie. No i ja wiedziałam, że ona się potrafi teleportować!
Facet ewidentnie był już buraczany, co mnie nadzwyczaj w tamtym momencie bawiło. Chodził w kółko, fukając na wszystkich, ale w gruncie rzeczy jakoś się nie dziwiłam. W końcu miał zobowiązania, na jego barkach spoczywała część organizacji tego turnieju, wszystko powinno grać i ogólnie być cacy, a tutaj mu ktoś nawalił. I najprawdopodobniej to on miał ponieść konsekwencje.
No nie, jeszcze mi się myślenie Matki Teresy włączało. Tylko momentami miałam coś takiego, że jednak te dobre chęci przyćmiewały wszystkie inny myśli i robiłam coś, nie zastanawiając się nad tym, co wyprawiam. Tak jak w momentach, gdy słyszałam z ust przyjaciółki „będą jaja”. Ta sama zasada. Jak na złość Giovanni jeszcze mnie popchnął w tym kierunku, domyślając się chyba, co mi chodzi po głowie.
Posłałam Alex znaczące spojrzenie. Odczytała je tak, jak powinna i, o dziwo, nie miała nic przeciwko. Co więcej, nawet mnie wyręczyła. Uśmiechnęła się i poszła do tego faceta, który najprawdopodobniej miał zaraz zacząć biegać w kółko. To naprawdę dziwne, że z taką łatwością do niego podeszła, bo z reguły wychodziła z założenia, że każdy z własnymi problemami powinien sobie radzić sam, bo jej nikt nigdy nie pomagał (pomijając naszą współpracę, w końcu jesteśmy brygadą), więc w oferowaniu pomocy również była powściągliwa. A już zwłaszcza, gdy nie wiedziała, o co chodzi, jak w tym momencie.
Nie dziwota, że wróciła z wściekłą miną, dzierżąc w dłoni dwie szmatki. Wyszczerzyłam się do niej głupio. Przecież sama chciała! A duma jej nie pozwalała się nagle wycofać, kiedy się w końcu dowiedziała, co tak naprawdę będziemy robić.
Mogła zapytać, zanim poszła. Udzieliłabym informacji. Ale nie, ona nie słucha, więc teraz ma. Będzie biegać z szmatą jak jakaś pomywaczka. Mi to nie przeszkadza, jeśli tylko dzięki temu będę jeszcze bliżej siatkarzy, a ona, cóż, ma pecha. Nic dodać, nic ująć.
- Ale zobacz, ich nie znasz, nie będą ci przeszkadzać, nie będziesz się zastanawiała, co myślą, jak sobie biegasz z tą szmatką i będziesz z daleka od naszych. A to ci lekko ciśnienie podnosi, takie mam wrażenie.
- To dobre masz – potwierdziła Aleksandra, nie mogąc przy tym powstrzymać ironii w głosie.
Czuła, że tak naprawdę nie o to w tym wszystkim chodzi. I wcale nie dlatego Agata chce ją wysłać na połowę Brazylijczyków, żeby było lepiej dla niej. Ale skąd mogła wiedzieć, że Borkowska zdecydowanie za tą drużyną nie przepada, skoro siatkówkę miała głęboko gdzieś? Bardziej prawdopodobne było, że chce się z bliższej odległości gapić na Bartmana, no ale nawet jeśli, to przecież nie będzie jej tego uniemożliwiać. Prawdą jednak była ta wersja o lekkiej antypatii do drużyny z Ameryki Południowej. Jeszcze by im tak zaczęła skakać przy linii bocznej razem z trenerem, wykrzykując jakieś niecenzuralne wyzwiska, zamiast się skupić na „pracy”. Lepiej więc dmuchać na zimne.
Bielecka wzruszyła w końcu ramionami, wędrując na połowę przeciwników i siadając sobie na podłodze po turecku tuż obok krzesełek, na których siedział drugi trener Brazylijczyków. Albo i trzeci, albo nawet ósmy, miała to gdzieś, tak naprawdę. Widziała tylko ten szeroki uśmiech na twarzy Agi, a potem te wszystkie emocje, gdy podskakiwała przy każdej akcji na boisku, przy każdym zdobytym punkcie. Jak się wydzierała razem z trenerem i złościła przy każdej nieudanej akcji i każdym niedokończonym ataku.
Ale Aleksandrę niewiele cały mecz obchodził, tak naprawdę. Jakoś nie potrafiła się przekonać.
Nie, może jednak nie. Aż taką ignorantką nie była. Nie miała nad uchem kogoś, kto tłumaczyłby jej każdą chwilę meczu, ale naprawdę starała się cokolwiek zrozumieć. Zasady znała, całość polegała na tym, aby ją gra wciągnęła. Nie wciągała, choć patrzyła. Przynajmniej nie robiła wielce obrażonych min ważniary pod tytułem „co ja tutaj w ogóle robię?”, tylko próbowała się skupić na grze. A jak ją odpowiednia osoba wybudzała z transu, pokazując palcem miejsce na boisku, które trzeba wytrzeć, to bez szemrania tam biegła.
Ale jak zawsze, istniał jakiś problem.
Z trudem, bo z trudem, ale potrafiła zrozumieć emocje towarzyszące kibicom podczas meczu. Potrafiła zrozumieć emocje pozostałych zawodników siedzących obok boiska. Potrafiłaby nawet zrozumieć podenerwowanie trenera, w końcu na niego spadały wszystkie niemiłe słowa po przegranej. Potrafiłaby, gdyby to był Andrea Anastasi, chodzący sobie spokojnie w tę i z powrotem wzdłuż linii, obserwując grę. Jak cywilizowany człowiek. Ale nie potrafiła, gdy trener, którego nazwiska zresztą nie znała, choć wszyscy inni wiedzieli, że nazywa się Rezende, skakał wzdłuż linii jak jakaś surykatka, wydzierając się przy tym, jakby go żywcem ze skóry obdzierali. Alex nie rozumiała wprawdzie, co takiego krzyczy, portugalskiego się nigdy nie uczyła, wystarczył jednak sam fakt tego, że krzyczał.
Mrużyła oczy za każdym razem, gdy do jej uszu dochodził wyższy dźwięk. Próbowała się skupić, ale tak zwyczajnie ją to rozpraszało. Dodatkowo miał jeszcze taki nadzwyczaj irytujący, drażniący głos… I pretensjonalny, a tego Aleksandra u ludzi nienawidziła. Nic dziwnego, że w końcu nie wytrzymała.
- Do kurwy nędzy, czy musi pan tak japę wydzierać? Własnych myśli nie słyszę!
Tak się wyrwało. A wszyscy dookoła raczej znali angielski. Plus też jeszcze fakt, że Bielecka to jednak głos miała dosyć mocny… Miała w tamtym momencie wrażenie, że cała sala zamilkła i wszystkie spojrzenia zwróciły się na nią, łącznie ze wzrokiem brazylijskiego trenera.
Otworzył lekko usta, wyraźnie zdziwiony. Ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Alex była już pewna – ojciec będzie wściekły. Gdzieś za plecami usłyszała wyraźny chichot, a kiedy odwróciła głowę, jej oczom ukazał się rozbawiony Piter, który ledwie chwilę wcześniej zszedł z boiska. No i, oczywiście, śmiejąca się Agata. To jej dodało odrobinę odwagi.
- Dziękuję, tak lepiej – zwróciła się do Rezende, posyłając mu jeden z tych swoich uroczych uśmiechów.
I jemu, i całej brazylijskiej kadrze. A co. Niech chociaż tyle z życia mają.
Zamknęłam oczy i jeszcze mocniej zacisnęłam kciuki. Dziesięć lat. Dziesięć długich lat, w których systematycznie dostawaliśmy po tyłku od wielkich Brazylijczyków. A dziś? Dziś to my byliśmy na fali. I pomyśleć, że spotkanie mogłoby zakończyć się nawet wynikiem 3:0. Tie-break zaczął się wręcz bajecznie. W pewnym momencie prowadziliśmy już nawet 9:3, ale nadeszło załamanie. Głupie błędy własne doprowadziły do tego, że z naszej przewagi nie zostało kompletnie nic.
Andrea zaczął nerwowo chodzić po kwadracie, licząc chyba na boską interwencję. Już dawno nie było tak blisko, już dawno zwycięstwo z Brazylią nie było wręcz na wyciągnięcie ręki! Myślę, że ten zespół miał wielkie szanse na zdobycie nie tylko złota Ligi Światowej, ale również tego najcenniejszego, olimpijskiego krążka. W końcu zaczną wierzyć w siebie, oni nie muszą mieć przed nikim kompleksów. Ba, to inni powinni się ich bać!
Jakimś cudem Winiarowi udało się przełamać tę złą passę i ponownie odzyskaliśmy prowadzenie. To chyba był jeden z jego najlepszych meczy w karierze. Ale w naszej drużynie była inna armata, która zdobyła według moich obliczeń 20 punktów. Tak, to Zibi, który grał dzisiaj jak natchniony. Miałam wrażenie, że po każdym zdobytym punkcie, patrzy w moją stronę i uśmiecha się w specyficzny dla siebie sposób, który ja tak uwielbiałam.
- Długo jeszcze będą grać? – jęknęła mi do ucha Alex, ale gdy posłałam jej nienawistne spojrzenie, przewróciła oczami i podreptała w stronę Brazylijczyków.
Jakim cudem ona mogła być córką TEGO Aleksandra Bieleckiego?! Boże, widzisz i nie grzmisz!
- Patrz, będzie ostatni! – zawołał mi do ucha Żygadło.
Miał rację. To był ostatni, złoty punkt. Punkt, który rozpoczął nową erę w polskiej siatkówce. Erę Andrei Anastasiego!
Nie wiedząc, w jaki sposób, znalazłam się na środku boiska razem z fetującymi siatkarzami. Poczułam, jak mój nos płaszczy się na klatce piersiowej Kurka, a z drugiej strony gniecie mnie Piter. W pewnym momencie ktoś złapał mnie za rękę, obrócił w swoją stronę i, zanim zdążyłam zareagować, wpił się zachłannie w moje usta. Nie musiałam otwierać oczu, żeby wiedzieć, kto to.
- Udało się, Aga – szepnął Zbyszek, wpatrując się w moje oczy.
Był taki szczęśliwy. Wręcz swoją radością przypominał dziecko, które otrzymało mega wypasiony prezent pod choinkę. Ja również byłam szczęśliwa; z wygranej i z tego krótkiego pocałunku. Co mogłam w tej sytuacji zrobić? Nie powinnam nic. Najlepiej go odepchnąć i wydrzeć się, że co w ogóle sobie wyobraża. Tak, jak miałam w zwyczaju, jak robiłam to do tej pory, nie pozwalając sobie na wchodzenie w żadne bliższe kontakty, a nawet starając się jak najbardziej je zepsuć. A ten idiota ni z tego, ni z owego mi serwuje taką akcję. A najgorsze było to, że mnie to ucieszyło jak nic nigdy wcześniej, nawet sam ten wyjazd. Moja Aleksandra jak zwykle wiedziała, co się święci.
Nie pozostawało mi nic innego, jak odpowiedzieć tym samym. Potem będę myśleć o konsekwencjach. Wzbiłam się na palcach, objęłam ramieniem jego szyję i pocałowałam, rozkoszując się smakiem jego ust. Czy właśnie tak smakuje szczęście? Może to chwilowe, spontaniczne, zdecydowanie niemądre. Ale zawsze szczęście.
Siedziałam na ławce i przyglądałam się jak Bartman i Borkowska migdalą się do siebie. Od początku wiedziałam, że to się tak skończy. Fakt faktem, nadal uważałam go za bufona i cwaniaczka z PKSu, ale skoro Agata uważa go za kogoś wyjątkowego, to chyba tak musi być. Zresztą, jako przyjaciółka powinnam cieszyć się jej szczęściem i oczywiście tak było. Nie na darmo udawałam te wszystkie fochy i pseudo kłótnie. Widok szczęśliwej Agaty w ramionach równie szczęśliwego Zbyszka wynagradzał mi wszystko. A no i ploty będą stuprocentowo. Ale będą chłopcy gadać… Że już nie wspomnę o fankach. Przecież na tej stronie, co ją Aga tak lubi, to aż będzie wrzało…
Cała drużyna udała się już do szatni wziąć prysznic i przebrać się przed powrotem do hotelu. Agata mi gdzieś zniknęła; ostatni raz widziałam ją przy Oskarze, czy jak mu tam?, jak grzebali przy jakichś papierach, więc znudzona ruszyłam na spacer po kanadyjskiej hali, która do wielkich nie należała, więc raczej prędzej czy później mnie znajdą.
- Alex! – usłyszałam zza pleców i uniosłam głowę w kierunku, z którego zdało się słyszeć moje imię.
Gavin szedł korytarzem, uśmiechając się przy tym nonszalancko. Z tego, co Agata mówiła, Kanadyjczycy ograli dzisiaj Skandynawów, a Gavin zaprezentował się dość dobrze, cokolwiek to znaczy. Wyszczerzyłam się do niego i pomachałam ręką.
- Dawno się nie wiedzieliśmy – zagadnęłam i wyprostowałam się, pozując na chociaż odrobinę wyższą.
- Wiem – westchnął uroczo.– I strasznie nad tym ubolewam – szepnął, pochylając się ku mnie i musnął mój policzek.
Poczułam, jak na moją twarz wpływa rumieniec. Jeszcze chwila i eksploduję! On najzwyczajniej w świecie mnie podrywa! W życiu nie pomyślałabym, że taki facet zwróci na mnie uwagę, a tu taka miła niespodzianka. Widocznie nie jest jeszcze ze mną tak źle.
- Wiesz, że osiągnęłam dzisiaj wielki sukces? Agata i Zibi, no wiesz który, ten z dziewiątką, oni chyba będą razem! Nie powiem, dzięki mnie, bo maczałam w tym palce i wiesz… - w chwilach zdenerwowania włączał mi się słowotok, którego w żaden sposób nie potrafiłam opanować. Gadałam od rzeczy i bardzo dobrze o tym wiedziałam.– I on ją pocałował. No i w ogóle, jestem taka szczęśliwa, bo wiesz!, oni od początku mieli się ku sobie, ale żadne nie chciało się przyznać… - co ja, do kurwy nędzy, wyprawiam?!
- Widziałem – zaśmiał się Schmitt i położył mi rękę na ramieniu. – Widziałem też jak nieźle objechałaś tego starego wariata, Rezende. Nie powiem, zaimponowałaś mi tym. Twarda jesteś, a ja takie lubię – uśmiechnął się w specyficzny dla siebie sposób i pochylił się.
Wiedziałam już, co to oznacza…
- Stary, nie pomyślałbym, że ty i wiewióra… No, no! – Kubiak poklepał z uznaniem przyjaciela, który od momentu pocałunku z Agatą jakby unosił się pół metra nad ziemią.
- Teraz tylko na ciebie kolej – szturchnął go ramieniem i poruszył znacząco brwiami.
Wiedział, że Alex spodobała się Michałowi od momentu, w którym ujrzał ją po raz pierwszy. Widział, jak zawsze odprowadza ją wzrokiem, jak uśmiecha się, gdy Bielecka wchodzi do hotelowej stołówki. Wiedział również, że Misiek będzie wolał do końca wyjazdu katować się, zamiast na spokojnie porozmawiać z rudowłosą i powiedzieć jej, co czuje. On wykonał już pierwszy, a może nawet drugi krok w stosunku do Agi, więc teraz przyszła kolej na jego przyjaciela.
- Nawet nie mam kiedy z nią pogadać – mruknął Dzik i zarzucił sobie swoją torbę na ramię.
Nigdy nie należał do zbyt odważnych osób, jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie. Co innego na boisku, na którym był prawdziwym wojownikiem. Ale życie to nie gra, tam panują inne zasady. Czuł, że Zibi teraz, gdy poderwał Agatę, nie odpuści mu i prędzej czy później, będzie musiał porozmawiać z Alex. Szczerze mówiąc, wolał później, ale…
- Teraz będziesz miał okazję – Zibi uśmiechnął się cwaniacko i, zanim Michał zdążył zareagować, jego przyjaciel pchnął go na stojącą przy ścianie Bielecką, która, gdyby nie Schmitt, wylądowałaby jak długa (akurat!) na podłodze.
- Kubiak, zapierdolę cię za to, zobaczysz! – wrzasnęła ledwie ułamek sekundy później, stojąc już prosto przed nim.
Kompletnie niezrażona tym, że znów robi wokół siebie szum, że się wydziera, a mina Gavina należy do tych zdecydowanie zdezorientowanych. Cóż, miał właśnie przyjemność podziwiać Bielecką w akcji. I nie miał zamiaru jej powstrzymywać, a zdezorientowanie zmieniło się zaraz w rozbawienie. Co z tego, że nie rozumiał, co krzyczy? Złość i tak z niej emanowała. Nawet nie był zły, że mu przeszkodzono w tak jakby dwuznacznej sytuacji, kiedy już coś zamierzał…
- A co to w ogóle za schadzki z wrogiem?! – czyżby Kubiak potrafił być równie głośny jak Bielecka? Widocznie tak, gdyż dziewczyna skrzywiła się na moment.
- Co cię to obchodzi?! – wbiła palec wskazujący w jego klatkę piersiową, zadzierając głowę do góry, by w ogóle móc patrzeć mu w twarz. – Czy ja się interesuję tym, z kim ty się spotykasz? Zajmij się swoim życiem, jeżeli w ogóle takie posiadasz! Od samego początku zatruwasz mi pobyt w Kandzie!
- Ja?! – zaśmiał się ironicznie.– To ty za mną latasz!
- Jeszcze żeby było za kim… - prychnęła.– Burak!
- Wariatka! Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, psycholko!
- I bardzo dobrze! Wyjdź mi lepiej z pola widzenia, bo nie ręczę za siebie! – z rozmachem wskazała rękę odpowiedni kierunek, w którym, w domyśle, Michał miał się ewakuować.
Przysłuchujący się całemu zajściu Zbyszek stanął między naburmuszonym Kubiakiem i Alex skaczącą jak rozzłoszczona wiewiórka. Był pewien, że jeszcze moment i pobiliby się.
Ale co począć, jeśli twój najlepszy przyjaciel i przyjaciółka twojej przyszłej dziewczyny najchętniej by się pozabijali? Może ten pomysł z wpychaniem go na nią nie był wcale taki fajny, jak mu się w pierwszym momencie wydawało… Takie rzeczy to się w przedszkolu chyba robi. I ciągnie za kucyki. Tak, coś w ten deseń.
- Misiek, Misiek, już, dosyć – zamachał rękami w jakiś niekontrolowany sposób, popychając przyjaciele w kierunku wyjścia.
Oczywiście, że protestował. Że chciał protestować, tak dokładnie. Jeszcze chciał coś powiedzieć, coś dodać, pokrzyczeć sobie, jakoś Bieleckiej dogadać, bo z jakiej racji to ona miała mieć ostatnie słowo? Ale siła, jaką Zibi włożył w to, by go powstrzymać i jakoś stamtąd odciągnąć mu na to nie pozwoliła.
- Już się nie złość, marchewko. I zajmij kolegą, bo chyba dobrze wam szło – rzucił jeszcze w kierunku Aleksandry, szczerząc się przy tym idiotycznie.
- Ty mnie lepiej już nie wkurwiaj, bo ci ten uśmieszek zaraz zetrę z uroczej buźki – pogroziła, więc Bartman czym prędzej zniknął jej z oczu, drąc się jeszcze po drodze na Dzika.
Nie tak to miało wyjść przecież! Nie mieli się kłócić, tylko pogadać i z tego miało się urodzić coś innego, no!
- Na czym to skończyliśmy… - mruknęła Alex, dopiero po chwili orientując się, że przecież mówi po polsku.
Ale przecież i tak nie mogła czegoś takiego powiedzieć serio, to byłoby takie… Natarczywe w jej mniemaniu. A porządna dziewczyna nie powinna być natarczywa. Nie powinna się narzucać, pozwalając się zdobywać, tak po prostu. Kiedy jednak podniosła głowę, widok wyraźnego rozbawienia na twarzy Gavina utwierdził ją w przekonaniu, że dzisiaj już nic z tego. Przeklęty Kubiak! Taką okazję jej zepsuł!
- Tak, śmiej się dalej, śmiej… - wymruczała, już po angielsku, opuszczając przy tym głowę.
- Po prostu jesteś urocza, kiedy się złościsz – wsunął palce pod jej brodę i pchnął lekko do góry, by móc patrzeć w jej oczy.- Chyba za nim nie przepadasz.
- Nie przepadam – potwierdziła.- Zawsze mi coś psuje.
- Ale kiedyś ci się w końcu to coś uda i on ci nie przeszkodzi.
Dlaczego pod wpływem tego uśmiechu dosłownie uginały jej się kolana? Zadziwiające, nigdy jakoś tak z wszystkimi wcześniejszymi chłopakami nie rozmawiała o ludziach. Nie żaliła się, nie obgadywała, bo oni nie byli od tego. Takie swobodne pogaduchy i pocieszanie to była domena brygady, nikt inny po prostu nie był odpowiedni, a może też po prostu Alex bała się komukolwiek cokolwiek mówić. A tym razem jakoś tak samo wyszło. Pierwszy raz powiedziała komuś innemu niż Agacie, co takiego jest nie tak. Bez złości. A co gorsza (albo na szczęście) facetowi, który jej się podobał.
- Może – stwierdziła bez przekonania w głosie.
- Ale nie dziś – dokończył Gavin, ewidentnie mając na myśli to, do czego prawie doszło. Prawie, niestety.
Więc złość w Bieleckiej obudziła się na nowo. Jak nic, Kubiak wieczorem będzie martwy.
Odsunęła się od Schmitta z niezbyt zadowolona miną, zaraz jednak pomyślała o tym, że to nie jego wina przecież i nie powinna go teraz traktować w taki sposób. Wyżywać się. Z powrotem zrobiła krok w jego stronę, chcąc się już pożegnać, oczywiście muśnięciem jego policzka. Ale w momencie, gdy wspięła się już na palce, poczuła się jak idiotka. Żeby to w ogóle cokolwiek dawało. Gavin okazał się jednak o tyle domyślnym facetem, że po prostu się schylił, od razu zamykając Alex w uścisku, a sekundę później podnosząc nawet do góry. Zaśmiała się, a kiedy z powrotem dotknęła stopami podłogi, obdarzyła go jednym z tych swoich w miarę ładnych (bo przecież nie tak ładnych jak Agi, tak myślała) uśmiechów.
- Jutro się zobaczymy. Może na tej fali szczęścia też wygramy z Brazylią.
- Może – potwierdziła lakonicznie, bo przecież siatkówka, to ją tam nie bardzo.
Zanim pobiegła w kierunku drzwi, jeszcze jej zmierzwił włosy. Trochę jak starszy brat, którego nigdy nie miała. I to jej się tak nie do końca spodobało. Ale pluć się już nie będzie. Trzeba oszczędzać siły na kogo innego. Ten dupek w końcu zrozumie, że trzynastka na jego koszulce naprawdę jest pechowa.
____
łuhu, miłość wszędzie wokół nas ;D
Chyba dla Kubiaka ta miłość nie do końca będzie taka szczęśliwa :D Oboje z Alex mają takie same charaktery, i jestem ciekawa, które z nich pierwsze da za wygraną :p. Muszę przyznać, że scena z Rezende mnie rozwaliła xd. Jednak sama mam dokładnie tako same zdanie na temat jego biegania wzdłuż linii :D
OdpowiedzUsuńNie no, pomysłowa ta nasza Aga :D Ale wiadomo, co mi się najbardziej podobało ^^ Alex też nie da sobie krzyczeć jakiemuś tam trenerowi ! ;p Nie powiem, sytuacja A. vs Kubiak, to suprajs i tyle :p A Gavin to niech zajmie się lepiej zbieraniem gruszek, a nie !
OdpowiedzUsuńDo następnego ;***
Sytuacja z trenerem Rezende była po prostu boska :). Och, aż zapragnęłam sobie, żeby ta sytuacja naprawdę miała miejsce :). Może w końcu Rezende przestałby tak wybuchowo reagować na każdą piłkę ;).
OdpowiedzUsuńOj, a o jakich konsekwencjach mówi Agata? Przecież to było piękne. W końcu i tak by doszło do tego pocałunku :D. Kubiak vs. Alex... Kurczę, Misiek chce pogadać, a Alex na niego naskakuje :(. Ten Gavin mnie trochę denerwuje... Tak jakby zwodzi Alex.
No cóż :). Pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział :).
Pozdrawiam :)
Alex ma tak wybuchowy charakter, że boję się o zdrowie Kubiaka, żeby w końcu nie zarobił w dziób :D a co do Rezende to powiem tak : " Ty się tak nie poruszaj,bo się zaparzysz" , słowa mojego nauczyciela :D
OdpowiedzUsuńno i Zbyszek jest na dobrej drodze do związku z Agatą ; )
okej Zbyś z Agatą już jest, teraz czas na Michała i Alex, ale tu chyba będzie ciężko... może jednak w końcu się uda?
OdpowiedzUsuńczuję, że ten Gavin serio ją traktuje jak siostrę... a taka fajna ona jest ;).
biedny Rezende hahah chciałabym zobaczyć jego minę ;). i Brazylijczyków w sumie też.
i też chciałabym polatać ze szmatkami, a co! :D. hahaha.
okej, czekam na nexta i zapraszam do siebie na 15 ;).
pozdrawiam :*
Akcja z Rezende... rewelacyjna :D Już widzę, jak skacze jak małpka przy linii i wkurzony wyrywa słuchawkę z ucha :D Aga i Zibi w końcu pokazali, że jednak nie są sobie obojętni :) Zibi, ta twoja akcja z Kubiakiem dosłownie jak w przedszkolu ;) Gavin, chłopie, uważaj do kogo zarywasz, bo jak się Olek wkurzy, to nie będzie ciekawie ;p Swoją drogą, Alex i Misiek mogli by chociaż raz normalnie ze sobą pogadać, bez wydzierania mordek ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny :)
nulka :*
Oooo ale Alex pojechała i to komu, samemu Rezende;D Haha chciałabym widzieć jego minę jak i wszystkich w tym momencie;D Nono jak ja czekałam na ten pocałunek i się w końcu doczekałam:) Heh kto się czubi ten się lubi czyt. kłótnia Agi i Miśka;)
OdpowiedzUsuńNiezła akcja z tym Rezende! :) a Zibi zalicza kolejne miłosne podboje :) czekam na kolejny :) I jeśli masz ochotę to zapraszam na mojego bloga: http://zycie-bywa-przewrotne.blog.pl/ Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - ojacieżpierdzielę, chrupałabym wasz piękny nagłówek! *-*
OdpowiedzUsuńDobra, wracamy do tekstu. Aleksandro Bielecka, kocham panią! Za stłamszenie emocji Rezende w najlepszy możliwy sposób! *-* Kanarkowy od zawsze działał mi na nerwy, więc poskromienie jego hulania jest miodem na moje serce. :D
Awwwhgkg, Zbigniew, dopiąłeś swego. Jak tak oczami wyobraźni widzę wymianę DNA pomiędzy Borkowską a Bartmanem to mam zapewne równie rozbiegane spojrzenie jak po zażyciu dragów. *-* Ale jedno trzeba przyznać - swatki z zielonookiego raczej nie będzie. :D
Miśku mój kochany, z taką taktyką to najprawdopodobniej zagościsz pod powierzchnią ziemi, zamiast w sercu Alex. :) Byle tylko 'naprawił' metodę w dość ekspresowym tempie, zanim Gavin na dobre zaczaruje Bielecką. :)