Aleksander Bielecki to jednak słowny człowiek jest. Tak, jak obiecał córce, cała hałastra dostała darmowe wejściówki na mecz z Brazylią. Bilet dostała również matka szalonej piątki, jednak wykręciła się nagłym przypływem weny. Akurat. Pewnie wolała nie oglądać swojej pierwszej miłości, której owoc akurat ustawiał Bogu ducha winnego Kaczmarczyka.
- Ale tu dużo ludzi! – zawołał Krzyś, rozglądając się dookoła.
- Dobra, siadamy na miejsca – zarządziła Borkowska, usadzając chłopców na miejscach wskazanych na biletach. Brawa dla Łysego Terrorysty! Z tego sektora będzie wszystko dobrze widać.- Alex siedzi przy statystykach, więc ja mam ten zaszczyt się wami zająć. Tylko niech żaden nie waży mi się dać dyla, bo jak go dorwę, to zrobię mu takie kamikadze, że na zawsze popamięta, jasne? – zmierzyła każdego z nich przeszywającym wzrokiem, na co każdy skinął głową.
- Aga, na rąsie! – zawołała kruszynka siedząca na kolanach najstarszego z braci Zajączkowskich.
Jaś, ubrany w koszulkę ze Smerfami, wyciągnął do niej swoje króciutkie łapki, uśmiechając się przy tym rozbrajająco. Na jej twarz również wpłynął uśmiech, gdy to maleństwo przytuliło się do niej z całej siły. Przez moment przeszło jej przez głowę, jakim Zbyszek byłby ojcem, jednak od razu odrzuciła tą myśl. Borkowska, ty nie myśl tyle. Dobrze, że od myślenia nie zachodzi się w ciążę.
A właśnie! Przecież miała spotkać się z nim przed rozpoczęciem meczu. Wytężyła wzrok w poszukiwaniu atakującego. Kubiak już się rozgrzewał, więc Zibi musiał być gdzieś blisko. Bingo! Stał przy trybunach i rozdawał autografy, szczerząc się do aparatów napalonych fanek. Powinna przyzwyczaić się do tego widoku, jednak mimo wszystko coś ją zakuło. Zazdrość? Możliwe. Chociaż bardzo dobrze wiedziała, że Zbyszek jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Dzisiaj rano dał tego dowód.
- Tomek, weź no ich chwilę przypilnuj. Muszę przywitać się ze Zbyszkiem – próbowała przekazać w jego dłonie Jaśka, ale ten za nic w świecie nie chciał się od niej oderwać. No nic, będzie musiała paradować przez cały Spodek z dwulatkiem na ręku. Najwyżej fanki Zbigniewa pomyślą, że mają nieślubne dziecko. Może to je odstraszy?
I tak lawirując z najmłodszym Zajączkowskim na rękach, Agata zeszła na dół, dosłownie chamsko przepychając się przez tłum fanek Zbigniewa, które za to najchętniej ukamienowałyby rudowłosą. Po jej minie widać było, że raczej sobie nic z tego nie robi. Przecież miała swojego rycerza, który by ją obronił.
- Ciao, bejbe – rzuciła, wpijając się w jego usta.
- Od kiedy mamy dziecko? – zapytał chwilę później lekko zdziwiony.
- To Alex – rzuciła.
- To ona ma dziecko?! – zdziwił się jeszcze bardziej.- Boże, kto jest tym pechowcem?
- Głupiś. To jej brat – wyjaśniła, przewracając oczyma. – Aleksandra jest zielona w tych sprawach. Ona czeka na tego jedynego – gdyby nie dziecko, które trzymała na rękach, nakreśliłaby palcami cudzysłów.
- Szkoda, że wy jesteście tacy doświadczeni – jak na zawołanie obok nich pojawiła się wcześniej wspomniana Bielecka, przypatrując się parze uważnie. Teleportowała się, jak nic. Dokładnie widziała to ukradkowe spojrzenie Bartmana, skierowane na Agatę. – O nie! Seksiliście się! Jasieńku, chodź tu do mnie, oni cię zdemoralizują! – wyrwała Borkowskiej brata z dłoni. – Wujek Zbyszek bałamuci naszą Agatkę!
- Powiedz, że zazdrościsz – Bartman objął Agatę ramieniem, uśmiechając się przy tym cwaniacko. – Jak chcesz, to mogę ci załatwić pewnego przystojnego kawalera, który, swoją drogą, nie miałby chyba nic przeciwko.
Już miała odpowiedzieć, jednakże gdzieś w oddali usłyszała swoje nazwisko. No tak, miała iść do nich tylko na minutę. Ponownie wsadziła chłopca w dłonie Agaty, posłała Zbyszkowi nienawistne spojrzenie i ruszyła do Kaczmarczyka, machającego do niej gniewnie jakimiś kartkami. Kompletnie nie wiedziała, za co mu płacą.
Maluch ponownie objął Agę, przytulając się do niej całym ciałem. Przez głowę Zibiemu przeszło, jak ona cudownie wygląda z dzieckiem na ręku. I ten uśmiech, który pojawił się na jej twarzy za każdym razem, kiedy ten maluch dotykał jej włosów. Wyobraził sobie ją z małą dziewczynką, która miała zielone, przeszywające oczy. Tak, chciałby, żeby Borkowska była matką jego dzieci. Oczywiście nie teraz, bo przecież jeszcze na to za wcześnie. Ale za kilka lat, kto wie?
- Potrzymaj go, torebka mi dzwoni – nim się zorientował, co do niego mówi, w jego ramionach, znalazł się Jaś wpatrujący się w niego ze strachem. Próbował zrobić jakoś śmieszną minę, ale stanęło na tym, że młody się rozpłakał.
Zibi rozejrzał się bezradnie, oczekując skądś pomocy. Agata zajęta rozmową, Piter i Guma gadają z trenerem. Nawet ten durny Kuraś rozdaje autografy. Ale zaraz! Nie może być tak, że Kosa popyla sobie beztrosko w momencie, gdy bębenki Bartmana są na skraju wytrzymania.
- Kosok, Kosok, zaklaskaj uszami! – wrzasnął Bartman, nie zważając na to, że trzyma na rękach Janka, który oczywiście rozwył się jeszcze bardziej.
- Odwal się od moich uszu, mówiłem ci już – Grzesiek przewrócił oczami. – Skąd masz dziecko? Ukradłeś komuś?
- Taa, lepiej byś mi pomógł, bo zadrze się na śmierć – w pośpiechu przekazał malucha w ramiona środkowego, a dziecko uspokoiło się momentalnie. Atak furii przeszedł mu jak ręką odjął. Zbyszek zamrugał zdziwiony; przecież przed momentem ten mały odwalił tu niezły koncert. – Ty, Kosok, nie myślałeś, żeby rodzinę założyć? Dobrze ci idzie.
- Wujek Kokos, na barana! – zawołał wesoło Jaś, wdrapując się na środkowego.
No nie. Widać cała rodzina tej rudej czarownicy lubi wszystkich wokół, tylko nie jego, Zbigniewa. Może naprawdę powinien spróbować jakoś to zmienić?
Bez słowa skierował się w kierunku Bieleckiej. Zostawił Grześka z dzieckiem, Agatę rozmawiającą przez telefon. Teraz miał inną misję.
- Co z tobą jest nie tak? - wypalił, zanim zdążył się powstrzymać. A przecież to miało inaczej wyglądać, ta rozmowa. Inaczej miał ja zacząć i inaczej miała się toczyć. Przyjaźniej?
Aleksandra powoli podniosła głowę, odrywając wzrok od komputera. Brwi powędrowały do góry, gdy zobaczyła przed sobą Zbyszka. A kultura gdzie? By się jako tako przywitał, spytał, czy może mu chwilkę poświęcić, a nie od razu z pretensjami.
- Ze mną? – powtórzyła z odrobiną ironii w głosie, a sekundę później wstała, choć to na niewiele się zdało, ale sama kultura wymagała, by nie siedzieć, gdy druga osoba stoi i się z nią rozmawia.- Posłuchaj, Zibi… - zaczęła w miarę łagodnie; siedzący obok Kaczmarczyk posłał im kontrolne spojrzenie, czy aby nie rozpęta się tu zaraz trzecia wojna światowa (albo nawet czwarta), ale zaraz wrócił wzrokiem do swojej roboty.- Czy ty zauważyłeś, że największy problem z tym wszystkim masz właśnie ty?
- A jak mam nie mieć problemu, skoro się z tego trójkąt zrobił, co? – zarzucił jej odrobinę opryskliwie.
- A czy ja to robię specjalnie? My uwielbiamy, po prostu kochamy ze sobą przebywać, nie jest nam łatwo z tego zrezygnować, a raz to zrobiłam właśnie dla ciebie. Nigdy, ale to przenigdy nie przestaniemy się widywać. Musisz zaakceptować moją obecność. A jak wam czasem przeszkadzam, to mi cos podszepnij, od razu zniknę – a najlepiej to jeszcze znajdź kogoś, kim będę mogła się zająć, to nie będę się wpieprzać wam, dodała sobie w myślach, ale przecież na głos za nic w świecie by tego nie powiedziała.- Do łóżka wam przecież nie włażę, nie? – Jarząbek gdzieś obok zachichotał, a Zibi jedynie przewrócił oczami.
Ułamek sekundy później westchnął. Ona nie była głupia, wiedziała, o co mu chodzi. Bez zastanowienia złapał ją za ramię, wyciągnął zza stolika niemalże siłą i pociągnął za sobą w najbardziej odległy kąt hali, w którym dało się porozmawiać. O dziwo, nie opierała się.
- Co proponujesz? – spytał cicho, jakby właśnie składał propozycję przyjęcia łapówki czy ogólnie czegoś w ten deseń.
- Są trzy rozwiązania – już teraz uśmiechnęła się triumfalnie.- Albo dajesz sobie z nią spokój, to nie będziesz miał problemów…
- Nie wchodzi w grę – wtrącił.
- Tak myślałam. Możesz jeszcze cały czas drzeć ze mną koty, co koniec końców doprowadzi do tego, że to Agata ciebie zostawi, bo ze mnie nie zrezygnuje – głos jej odrobinę zadrżał, bo śmiała zwątpić w swoje ostatnie słowa; bo co, jeśli wybierze chłopaka a nie przyjaciółkę? – Ale możemy się też zakumplować i nie przeszkadzać sobie wzajemnie, nie?
Zmarszczył brwi. Ogólnie brzmiało to w miarę mądrze. I z chęcią by to zrobił, ale Bielecka… Wiedział, że przekonanie się do niej naprawdę sprawi mu wiele trudu. Ale może wcale nie jest taka zła? Może trzeba spróbować? Przecież Aga ją lubi…
- Hm, no dobra. Umowa stoi, tak? – wyciągnął do niej rękę.
- Stoi – potwierdziła, ściskając jego dłoń i uśmiechając się przy tym; tak prawdziwie, szczerze.- No, to ile razy zrobiliście to w nocy?
O, Chryste!
- Ciszeeeej – rozejrzał się kontrolnie na boki, czy nikt tego nie słyszał.- Trzy – uśmiechnął się.
Skoro proponowała taką grę, to czemu miałby jej nie podjąć? Mają się lubić i czuć swobodnie, to powinni zacząć już od teraz.
- A rano? – dopytała, nadal się szczerząc.
- Też.
- No brawo! – klepnęła go w ramię.- Zdałeś test!
Że co!?
Zaśmiała się jeszcze głośno, widząc jego minę. A potem tak sobie pogawędzili dosyć długo… I swobodnie… Póki Kaczmarczyk nie zaczął się wydzierać na pół hali. A to oznaczało kres tego wstępnego „zaprzyjaźniania się”. Wszystko rokowało jednak nadzwyczaj dobrze.
Szedł samotnie przez korytarz, uśmiechając się do siebie. To był naprawdę dobry mecz. Do tego komplet punktów zdobyty w katowickim turnieju Ligi Światowej był naprawdę zadowalający. Utarli nosa tym całym Brazylijczykom po raz drugi – to się nazywa coś!
Jednakże bardziej cieszyło go to, że wśród polskiego sztabu znajdowała się rudowłosa rzucająca mu niby przypadkowe spojrzenia. Mimo tego, że w momencie, w którym ich spojrzenia się skrzyżowały, na twarz Aleksandry wpłynął soczysty rumieniec, wiedział, że szuka go wzrokiem. Czuł, jak lustruje jego sylwetkę.
- Michaś! – słysząc swoje imię, odwrócił się gwałtownie, widząc pędzącą w jego kierunku Monikę. Momentalnie przewrócił oczami i ponownie ruszył w stronę szatni.
Jeszcze tylko jej tu brakowało. Miał nadzieję, że wczorajszego poranka wyraźnie dał jej odczuć, że wszystko jest między nimi skończone. Maturę miała za sobą, studia również, ale nie potrafiła zrozumieć najprostszego przekazu. To nie to, co Alex… Ona potrafiła powiedzieć tak, że każdemu, nawet Zbyszkowi, szło w pięty…
- Nie mamy o czym rozmawiać – rzucił, nie raczywszy nawet na nią spojrzeć. – Prosiłem, żebyś się spakowała i wyniosła z mojego mieszkania do mojego powrotu z Ligi. Rodzice mówili, że twoje rzeczy jeszcze tam są, więc jeśli w najbliższych dniach się nie wyprowadzisz, to się zrobi naprawdę nieprzyjemnie.
- Ale Michał, ja nie dam ci odejść – złapała jego dłoń, przy okazji wbijając w nią paznokcie. – Nie pozwolę!
- Monika, to już wszystko jest skończone – miał ochotę ją od siebie odepchnąć, ale, mimo wszystko, była kobietą. Udało mu się jednak jakoś zręcznie wyswobodzić dłoń i posłał jej nienawistne spojrzenie. – Zibi miał rację, od początku byłaś moją życiową pomyłką. Ciągnęłaś ze mnie kasę jak rolnik mleko z krowy. Już nie jestem tak głupi i mam kogoś, kto kocha mnie za to, jaki jestem, a nie kim jestem…
Naprawdę nie chciała podsłuchiwać; po prostu chciała iść do chłopaków i pogratulować im wygranego meczu. Przecież tam był Pit, Kosa i jej nowy best friend forever, Zibi. Z tego co widziała, pognała tam też Aga. Z ojcem już nagadała się za wszystkie czasy, więc wolała spędzić trochę czasu z kimś, kto był wiekiem zbliżony do niej.
- Niby mam ci w to uwierzyć? – Monika oparła dłonie na biodrach. Jej ten głosu brzmiał odrobinę prześmiewczo, co nie wiedzieć czemu, zezłościło Alex. – Ciekawe kto chciałby być z tobą, siatkarzyno?
Bielecką chyba w tym momencie zadziwił fakt, jak wiele emocji przeleciało przez jej głowę. Najpierw to napięcie, który spadło z niej całkowicie nagle, gdy uświadomiła sobie, że to przedstawienie wczoraj to jednak nie wyglądało naprawdę tak, jak myślała. Trzeba było chwilę poczekać i dać rozwinąć się sytuacji, a nie od razu wybiegać, kiedy tylko usłyszała wyrażenie „moja dziewczyna”. Ale przecież wcale nie była wtedy zazdrosna, nic a nic. Potem ta chwilowa radość, bo skoro to nie tak, to ta Monika to już przeszłość i po prostu… Po prostu… No nic w sumie, niby to żadnego dla niej znaczenia mieć nie powinno, ale tak czy siak ta radość się pojawiła. Chwilowa, bo ledwie sekundę później w głowie zapaliła się lampka i chęć, by strzelić owej Monice między oczy. Kim w ogóle była, by mówić takie rzeczy? I nawet jeśli samą Aleksandrę Michał w pewnych momentach okropnie irytował, że się pluła do niego o błahostki, czepiała nie wiadomo o co, to przynajmniej robiła to otwarcie. A nie sekundę wcześniej słodziutko się uśmiechając i niemalże przed nim płaszcząc. Hipokrytka jedna.
I to przesądziło o tym, że postanowiła zainterweniować i wyjść zza rogu.
- Ja – powiedziała pewnie, a brunetka odwróciła się gwałtownie. – Nie wiem, co Misiek widział w tobie – głos ani przez moment jej nie zadrżał. Szła pewnie przez korytarz, uśmiechając się przy tym cynicznie. – Ani nie jesteś ładna, ani specjalnie mądra – widziała minę Kubiaka, ale bawiła się tak dobrze, że nie zamierzała przestać.
- I niby ty, dziewczynko, jesteś ładna i mądra? – prychnęła Monika, stając oko w oko z Bielecką.
Mierzyły się zawistnymi spojrzeniami do momentu, w którym Michał nie otrząsnął się z szoku, wywołanego tym nagłym wystąpieniem Bieleckiej. Jeszcze moment i złapałyby się za włosy, tarmosząc przez cały korytarz.
- Jest najpiękniejszą i najmądrzejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Posłała mu autentycznie zdziwione spojrzenie. Fakt, wcześniej krył ją przed ojcem, więc teraz chciała się, powiedzmy, odwdzięczyć i też odstawić przedstawienie. Nie miał innego wyboru, jak włączyć się do tej gry, ale po co mówił takie rzeczy?
Tylko właśnie powiedział to szczerze, wpatrując się w duże oczy Alex. Przecież była dla niego najcudowniejszą istotą pod słońcem, mimo tego, że momentami wydawała się zbyt arogancka, zbyt głośna i zbyt niedostępna. Ale wiedział, że to tylko przykrywka. Wewnątrz była przecież delikatna i wrażliwa. Wiedział to od momentu, gdy ujrzał ją zapłakaną w schowku na miotły w kanadyjskim hotelu. Wiedział też, że zakochał się w niej bez pamięci.
Ośmielony zrobił krok w kierunku Bieleckiej i chwycił ją za dłoń. Dokładnie obserwowała jego twarz, widziała blask oczu. Były naprawdę ładne, jedne z ładniejszych jakie kiedykolwiek widziała. I ten zarost; zawsze wydawał jej się obrzydliwy, jednak Michałowi dodawał męskości.
Posłała Monice triumfalne spojrzenie, nie mając pojęcia, dlaczego to daje jej taką satysfakcję. A gdy sekundę później poczuła dłoń Miśka na swojej talii, odrobinę zdziwiony wzrok skierowała już na niego.
Złapał dłonią jej brodę i pochylił się, patrząc, jak dziewczyna zamyka oczy. Najpierw delikatnie musnął jej usta, a gdy rozchyliła je szerzej, wzmocnił pocałunek, lekko skubiąc jej dolną wargę. Odruchowo wspięła się na palce, by zniwelować choć odrobinę różnicę wzrostu. Poczuł, jak jej ręka przesuwa się na jego kark, głaszcząc go przy tym. Nawet nie zauważyli, gdy brunetka pośpiesznie wyszła z korytarza, rzucając przy tym wiązankę niewybrednych przekleństw.
Przyciągnął Aleksandrę do siebie i całował tak długo i mocno, aż oboju zabrakło tchu. Oderwała się od niego po naprawdę długiej chwili i dopiero wtedy dotarło do niej, co przed momentem robili. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą uśmiechniętą twarz Michała.
Zamachnęła się, a ułamek sekundy później jej dłoń odcisnęła się na policzku siatkarza.
- Nigdy więcej tego nie rób… - wysyczała i ruszyła biegiem w stronę hali, ukrywając płacz.
Wpadł do szatni z nadzieją, że już wszyscy załatwili to, co mieli i nikogo w niej nie zastanie. Ale w życiu, jak to w życiu, nigdy nie może być tak, jak się chce, aby było, a nadzieja jest chyba tylko po to, aby na końcu zawsze zawieść. Połowicznie jednak odetchnął z ulgą, bo w pomieszczeniu siedział jedynie Piter. On to ujdzie, nigdy nie wściubiał nosa tam, gdzie nie powinien, więc Michał był spokojny.
Praktycznie nie zwrócił na niego uwagi, miotając się po całej szatni. To szukał spodni, to wody, to czegoś tam, w sumie nie miał nawet pojęcia, co właściwie robi, bo przecież głowę zaprzątało mu całkowicie co innego. Nie zauważył też, że Nowakowski cały czas wodzi za nim wzrokiem, dokładnie obserwując.
- Dziku? – odezwał się w końcu.
- Czego? – burknął.
- Dostałeś w mordę.
- Taaa… - potwierdził bezmyślnie.- Że co? – fuknął po chwili, dopiero orientując się, co takiego Piotr powiedział i w końcu racząc w ogóle na niego spojrzeć.
- Dostałeś w mordę. Od małego Dale’a – powtórzył Pit nadzwyczaj pewnie, bo to było wręcz oczywiste, choć samego zdarzenia nie widział.
- Dale’a? – chwila zastanowienia.- Aaaaa, od tej małej rudej zołzy.
- Co jej zrobiłeś?
- Oj nic, tylko pocałowałem – tak to teraz banalnie brzmiało, a przecież wcale nie było takie banalne.
- No jak jaskiniowiec normalnie… - pokręcił głową.- To się wcale nie dziwię.
- Ale co ty chcesz? Zibi z Agatą to samo zrobił, z zaskoczenia, i nie oberwał.
Piotr jedynie westchnął. Nie był żadnym specem w tych sprawach, raczej wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, że Aleksandrę Bielecką trudno było rozpracować. Niby wiedział, jak się zachowuje i co może zrobić za chwilę, ale nigdy nie mógł zrozumieć, jakie ma motywy takiego a nie innego zachowania, co nią kieruje i do czego przez to wszystko zmierza. Zdawała się za to wiedzieć wszystko o innych wokół niej i postępować tak, by nimi równocześnie kierować.
- Miej na uwadze to, że one niby są podobne, ale jednak całkowicie różne… - odezwał się po chwili, a to zdanie wydało mu się najbezpieczniejsze.
- No ale po co najpierw odpowiada tak chętnie, a potem mówi, że nigdy więcej mam tego nie robić, przy okazji jeszcze fundując piękny ślad na gębie, co? – nie udało się Michałowi w żaden sposób ukryć tej irytacji, która była teraz wyraźnie słyszalna w jego głosie.
Bingo! Nowakowski się uśmiechnął. To już był jakiś punkt zaczepienia, konkretna reakcja na posunięcie Kubiaka. Tak bardzo pasujące do określenia „chciałabym, ale się boję”. Może o to właśnie chodziło?
- I co się szczerzysz, kretynie?
Piotrek przewrócił oczami. Właśni tu się zastanawia, jak mu pomóc, a ten go jeszcze od kretynów wyzywa…
- Myślę, to się szczerzę. Ciebie to chyba nie dotyczy, nie?
Kubiak prychnął. Ta dyskusja chyba prowadziła donikąd.
- Nie pomagasz – mruknął jeszcze, nadal ze złością w głosie.
Zgarnął bluzę od dresu i już miał zamiar wyjść z szatni, ale kiedy otworzył drzwi, dłoń Nowakowskiego z powrotem je zatrzasnęła.
- Wiem, że one wszystkie się zachowują, jakby były chore psychicznie – zaczął od razu, nie czekając, aż Michał zdąży się odezwać, bo najprawdopodobniej nie byłoby to nic miłego.- Ale wiem też, że nawet jeśli teraz jesteś wściekły, na nią zwłaszcza, to i tak ci zależy, nie? – tego było stuprocentowo pewien; jak nigdy niczego.- Ona najprawdopodobniej też czegoś chce, ale z nieznanych powodów się przed tym broni. Może się boi, może coś jej to przypomina, może się zaparła dla zasady, a może ma w głowie jeszcze tego Schmitta, cholera wie. Ale nie możesz teraz odpuścić, Misiek. To też jest swego rodzaju prowokacja. Żebyś walczył, nawet jeśli wysyła całkowicie inne sygnały – aż sam się sobie dziwił, że brzmi tak mądrze.- To jak? Będziesz próbował dalej?
Kubiak pokiwał lekko głową, bo w sumie to, co Piotrek mówił, nie było takie głupie… Zresztą, jak mógłby sobie odpuścić robienie jej nadal na złość?
- Baby – westchnął jeszcze.
No tak, baby. Z nimi nigdy nic nie wiadomo. Wariatki. Wszystkie, co do jednej.
- Ale tu dużo ludzi! – zawołał Krzyś, rozglądając się dookoła.
- Dobra, siadamy na miejsca – zarządziła Borkowska, usadzając chłopców na miejscach wskazanych na biletach. Brawa dla Łysego Terrorysty! Z tego sektora będzie wszystko dobrze widać.- Alex siedzi przy statystykach, więc ja mam ten zaszczyt się wami zająć. Tylko niech żaden nie waży mi się dać dyla, bo jak go dorwę, to zrobię mu takie kamikadze, że na zawsze popamięta, jasne? – zmierzyła każdego z nich przeszywającym wzrokiem, na co każdy skinął głową.
- Aga, na rąsie! – zawołała kruszynka siedząca na kolanach najstarszego z braci Zajączkowskich.
Jaś, ubrany w koszulkę ze Smerfami, wyciągnął do niej swoje króciutkie łapki, uśmiechając się przy tym rozbrajająco. Na jej twarz również wpłynął uśmiech, gdy to maleństwo przytuliło się do niej z całej siły. Przez moment przeszło jej przez głowę, jakim Zbyszek byłby ojcem, jednak od razu odrzuciła tą myśl. Borkowska, ty nie myśl tyle. Dobrze, że od myślenia nie zachodzi się w ciążę.
A właśnie! Przecież miała spotkać się z nim przed rozpoczęciem meczu. Wytężyła wzrok w poszukiwaniu atakującego. Kubiak już się rozgrzewał, więc Zibi musiał być gdzieś blisko. Bingo! Stał przy trybunach i rozdawał autografy, szczerząc się do aparatów napalonych fanek. Powinna przyzwyczaić się do tego widoku, jednak mimo wszystko coś ją zakuło. Zazdrość? Możliwe. Chociaż bardzo dobrze wiedziała, że Zbyszek jest w nią wpatrzony jak w obrazek. Dzisiaj rano dał tego dowód.
- Tomek, weź no ich chwilę przypilnuj. Muszę przywitać się ze Zbyszkiem – próbowała przekazać w jego dłonie Jaśka, ale ten za nic w świecie nie chciał się od niej oderwać. No nic, będzie musiała paradować przez cały Spodek z dwulatkiem na ręku. Najwyżej fanki Zbigniewa pomyślą, że mają nieślubne dziecko. Może to je odstraszy?
I tak lawirując z najmłodszym Zajączkowskim na rękach, Agata zeszła na dół, dosłownie chamsko przepychając się przez tłum fanek Zbigniewa, które za to najchętniej ukamienowałyby rudowłosą. Po jej minie widać było, że raczej sobie nic z tego nie robi. Przecież miała swojego rycerza, który by ją obronił.
- Ciao, bejbe – rzuciła, wpijając się w jego usta.
- Od kiedy mamy dziecko? – zapytał chwilę później lekko zdziwiony.
- To Alex – rzuciła.
- To ona ma dziecko?! – zdziwił się jeszcze bardziej.- Boże, kto jest tym pechowcem?
- Głupiś. To jej brat – wyjaśniła, przewracając oczyma. – Aleksandra jest zielona w tych sprawach. Ona czeka na tego jedynego – gdyby nie dziecko, które trzymała na rękach, nakreśliłaby palcami cudzysłów.
- Szkoda, że wy jesteście tacy doświadczeni – jak na zawołanie obok nich pojawiła się wcześniej wspomniana Bielecka, przypatrując się parze uważnie. Teleportowała się, jak nic. Dokładnie widziała to ukradkowe spojrzenie Bartmana, skierowane na Agatę. – O nie! Seksiliście się! Jasieńku, chodź tu do mnie, oni cię zdemoralizują! – wyrwała Borkowskiej brata z dłoni. – Wujek Zbyszek bałamuci naszą Agatkę!
- Powiedz, że zazdrościsz – Bartman objął Agatę ramieniem, uśmiechając się przy tym cwaniacko. – Jak chcesz, to mogę ci załatwić pewnego przystojnego kawalera, który, swoją drogą, nie miałby chyba nic przeciwko.
Już miała odpowiedzieć, jednakże gdzieś w oddali usłyszała swoje nazwisko. No tak, miała iść do nich tylko na minutę. Ponownie wsadziła chłopca w dłonie Agaty, posłała Zbyszkowi nienawistne spojrzenie i ruszyła do Kaczmarczyka, machającego do niej gniewnie jakimiś kartkami. Kompletnie nie wiedziała, za co mu płacą.
Maluch ponownie objął Agę, przytulając się do niej całym ciałem. Przez głowę Zibiemu przeszło, jak ona cudownie wygląda z dzieckiem na ręku. I ten uśmiech, który pojawił się na jej twarzy za każdym razem, kiedy ten maluch dotykał jej włosów. Wyobraził sobie ją z małą dziewczynką, która miała zielone, przeszywające oczy. Tak, chciałby, żeby Borkowska była matką jego dzieci. Oczywiście nie teraz, bo przecież jeszcze na to za wcześnie. Ale za kilka lat, kto wie?
- Potrzymaj go, torebka mi dzwoni – nim się zorientował, co do niego mówi, w jego ramionach, znalazł się Jaś wpatrujący się w niego ze strachem. Próbował zrobić jakoś śmieszną minę, ale stanęło na tym, że młody się rozpłakał.
Zibi rozejrzał się bezradnie, oczekując skądś pomocy. Agata zajęta rozmową, Piter i Guma gadają z trenerem. Nawet ten durny Kuraś rozdaje autografy. Ale zaraz! Nie może być tak, że Kosa popyla sobie beztrosko w momencie, gdy bębenki Bartmana są na skraju wytrzymania.
- Kosok, Kosok, zaklaskaj uszami! – wrzasnął Bartman, nie zważając na to, że trzyma na rękach Janka, który oczywiście rozwył się jeszcze bardziej.
- Odwal się od moich uszu, mówiłem ci już – Grzesiek przewrócił oczami. – Skąd masz dziecko? Ukradłeś komuś?
- Taa, lepiej byś mi pomógł, bo zadrze się na śmierć – w pośpiechu przekazał malucha w ramiona środkowego, a dziecko uspokoiło się momentalnie. Atak furii przeszedł mu jak ręką odjął. Zbyszek zamrugał zdziwiony; przecież przed momentem ten mały odwalił tu niezły koncert. – Ty, Kosok, nie myślałeś, żeby rodzinę założyć? Dobrze ci idzie.
- Wujek Kokos, na barana! – zawołał wesoło Jaś, wdrapując się na środkowego.
No nie. Widać cała rodzina tej rudej czarownicy lubi wszystkich wokół, tylko nie jego, Zbigniewa. Może naprawdę powinien spróbować jakoś to zmienić?
Bez słowa skierował się w kierunku Bieleckiej. Zostawił Grześka z dzieckiem, Agatę rozmawiającą przez telefon. Teraz miał inną misję.
- Co z tobą jest nie tak? - wypalił, zanim zdążył się powstrzymać. A przecież to miało inaczej wyglądać, ta rozmowa. Inaczej miał ja zacząć i inaczej miała się toczyć. Przyjaźniej?
Aleksandra powoli podniosła głowę, odrywając wzrok od komputera. Brwi powędrowały do góry, gdy zobaczyła przed sobą Zbyszka. A kultura gdzie? By się jako tako przywitał, spytał, czy może mu chwilkę poświęcić, a nie od razu z pretensjami.
- Ze mną? – powtórzyła z odrobiną ironii w głosie, a sekundę później wstała, choć to na niewiele się zdało, ale sama kultura wymagała, by nie siedzieć, gdy druga osoba stoi i się z nią rozmawia.- Posłuchaj, Zibi… - zaczęła w miarę łagodnie; siedzący obok Kaczmarczyk posłał im kontrolne spojrzenie, czy aby nie rozpęta się tu zaraz trzecia wojna światowa (albo nawet czwarta), ale zaraz wrócił wzrokiem do swojej roboty.- Czy ty zauważyłeś, że największy problem z tym wszystkim masz właśnie ty?
- A jak mam nie mieć problemu, skoro się z tego trójkąt zrobił, co? – zarzucił jej odrobinę opryskliwie.
- A czy ja to robię specjalnie? My uwielbiamy, po prostu kochamy ze sobą przebywać, nie jest nam łatwo z tego zrezygnować, a raz to zrobiłam właśnie dla ciebie. Nigdy, ale to przenigdy nie przestaniemy się widywać. Musisz zaakceptować moją obecność. A jak wam czasem przeszkadzam, to mi cos podszepnij, od razu zniknę – a najlepiej to jeszcze znajdź kogoś, kim będę mogła się zająć, to nie będę się wpieprzać wam, dodała sobie w myślach, ale przecież na głos za nic w świecie by tego nie powiedziała.- Do łóżka wam przecież nie włażę, nie? – Jarząbek gdzieś obok zachichotał, a Zibi jedynie przewrócił oczami.
Ułamek sekundy później westchnął. Ona nie była głupia, wiedziała, o co mu chodzi. Bez zastanowienia złapał ją za ramię, wyciągnął zza stolika niemalże siłą i pociągnął za sobą w najbardziej odległy kąt hali, w którym dało się porozmawiać. O dziwo, nie opierała się.
- Co proponujesz? – spytał cicho, jakby właśnie składał propozycję przyjęcia łapówki czy ogólnie czegoś w ten deseń.
- Są trzy rozwiązania – już teraz uśmiechnęła się triumfalnie.- Albo dajesz sobie z nią spokój, to nie będziesz miał problemów…
- Nie wchodzi w grę – wtrącił.
- Tak myślałam. Możesz jeszcze cały czas drzeć ze mną koty, co koniec końców doprowadzi do tego, że to Agata ciebie zostawi, bo ze mnie nie zrezygnuje – głos jej odrobinę zadrżał, bo śmiała zwątpić w swoje ostatnie słowa; bo co, jeśli wybierze chłopaka a nie przyjaciółkę? – Ale możemy się też zakumplować i nie przeszkadzać sobie wzajemnie, nie?
Zmarszczył brwi. Ogólnie brzmiało to w miarę mądrze. I z chęcią by to zrobił, ale Bielecka… Wiedział, że przekonanie się do niej naprawdę sprawi mu wiele trudu. Ale może wcale nie jest taka zła? Może trzeba spróbować? Przecież Aga ją lubi…
- Hm, no dobra. Umowa stoi, tak? – wyciągnął do niej rękę.
- Stoi – potwierdziła, ściskając jego dłoń i uśmiechając się przy tym; tak prawdziwie, szczerze.- No, to ile razy zrobiliście to w nocy?
O, Chryste!
- Ciszeeeej – rozejrzał się kontrolnie na boki, czy nikt tego nie słyszał.- Trzy – uśmiechnął się.
Skoro proponowała taką grę, to czemu miałby jej nie podjąć? Mają się lubić i czuć swobodnie, to powinni zacząć już od teraz.
- A rano? – dopytała, nadal się szczerząc.
- Też.
- No brawo! – klepnęła go w ramię.- Zdałeś test!
Że co!?
Zaśmiała się jeszcze głośno, widząc jego minę. A potem tak sobie pogawędzili dosyć długo… I swobodnie… Póki Kaczmarczyk nie zaczął się wydzierać na pół hali. A to oznaczało kres tego wstępnego „zaprzyjaźniania się”. Wszystko rokowało jednak nadzwyczaj dobrze.
Szedł samotnie przez korytarz, uśmiechając się do siebie. To był naprawdę dobry mecz. Do tego komplet punktów zdobyty w katowickim turnieju Ligi Światowej był naprawdę zadowalający. Utarli nosa tym całym Brazylijczykom po raz drugi – to się nazywa coś!
Jednakże bardziej cieszyło go to, że wśród polskiego sztabu znajdowała się rudowłosa rzucająca mu niby przypadkowe spojrzenia. Mimo tego, że w momencie, w którym ich spojrzenia się skrzyżowały, na twarz Aleksandry wpłynął soczysty rumieniec, wiedział, że szuka go wzrokiem. Czuł, jak lustruje jego sylwetkę.
- Michaś! – słysząc swoje imię, odwrócił się gwałtownie, widząc pędzącą w jego kierunku Monikę. Momentalnie przewrócił oczami i ponownie ruszył w stronę szatni.
Jeszcze tylko jej tu brakowało. Miał nadzieję, że wczorajszego poranka wyraźnie dał jej odczuć, że wszystko jest między nimi skończone. Maturę miała za sobą, studia również, ale nie potrafiła zrozumieć najprostszego przekazu. To nie to, co Alex… Ona potrafiła powiedzieć tak, że każdemu, nawet Zbyszkowi, szło w pięty…
- Nie mamy o czym rozmawiać – rzucił, nie raczywszy nawet na nią spojrzeć. – Prosiłem, żebyś się spakowała i wyniosła z mojego mieszkania do mojego powrotu z Ligi. Rodzice mówili, że twoje rzeczy jeszcze tam są, więc jeśli w najbliższych dniach się nie wyprowadzisz, to się zrobi naprawdę nieprzyjemnie.
- Ale Michał, ja nie dam ci odejść – złapała jego dłoń, przy okazji wbijając w nią paznokcie. – Nie pozwolę!
- Monika, to już wszystko jest skończone – miał ochotę ją od siebie odepchnąć, ale, mimo wszystko, była kobietą. Udało mu się jednak jakoś zręcznie wyswobodzić dłoń i posłał jej nienawistne spojrzenie. – Zibi miał rację, od początku byłaś moją życiową pomyłką. Ciągnęłaś ze mnie kasę jak rolnik mleko z krowy. Już nie jestem tak głupi i mam kogoś, kto kocha mnie za to, jaki jestem, a nie kim jestem…
Naprawdę nie chciała podsłuchiwać; po prostu chciała iść do chłopaków i pogratulować im wygranego meczu. Przecież tam był Pit, Kosa i jej nowy best friend forever, Zibi. Z tego co widziała, pognała tam też Aga. Z ojcem już nagadała się za wszystkie czasy, więc wolała spędzić trochę czasu z kimś, kto był wiekiem zbliżony do niej.
- Niby mam ci w to uwierzyć? – Monika oparła dłonie na biodrach. Jej ten głosu brzmiał odrobinę prześmiewczo, co nie wiedzieć czemu, zezłościło Alex. – Ciekawe kto chciałby być z tobą, siatkarzyno?
Bielecką chyba w tym momencie zadziwił fakt, jak wiele emocji przeleciało przez jej głowę. Najpierw to napięcie, który spadło z niej całkowicie nagle, gdy uświadomiła sobie, że to przedstawienie wczoraj to jednak nie wyglądało naprawdę tak, jak myślała. Trzeba było chwilę poczekać i dać rozwinąć się sytuacji, a nie od razu wybiegać, kiedy tylko usłyszała wyrażenie „moja dziewczyna”. Ale przecież wcale nie była wtedy zazdrosna, nic a nic. Potem ta chwilowa radość, bo skoro to nie tak, to ta Monika to już przeszłość i po prostu… Po prostu… No nic w sumie, niby to żadnego dla niej znaczenia mieć nie powinno, ale tak czy siak ta radość się pojawiła. Chwilowa, bo ledwie sekundę później w głowie zapaliła się lampka i chęć, by strzelić owej Monice między oczy. Kim w ogóle była, by mówić takie rzeczy? I nawet jeśli samą Aleksandrę Michał w pewnych momentach okropnie irytował, że się pluła do niego o błahostki, czepiała nie wiadomo o co, to przynajmniej robiła to otwarcie. A nie sekundę wcześniej słodziutko się uśmiechając i niemalże przed nim płaszcząc. Hipokrytka jedna.
I to przesądziło o tym, że postanowiła zainterweniować i wyjść zza rogu.
- Ja – powiedziała pewnie, a brunetka odwróciła się gwałtownie. – Nie wiem, co Misiek widział w tobie – głos ani przez moment jej nie zadrżał. Szła pewnie przez korytarz, uśmiechając się przy tym cynicznie. – Ani nie jesteś ładna, ani specjalnie mądra – widziała minę Kubiaka, ale bawiła się tak dobrze, że nie zamierzała przestać.
- I niby ty, dziewczynko, jesteś ładna i mądra? – prychnęła Monika, stając oko w oko z Bielecką.
Mierzyły się zawistnymi spojrzeniami do momentu, w którym Michał nie otrząsnął się z szoku, wywołanego tym nagłym wystąpieniem Bieleckiej. Jeszcze moment i złapałyby się za włosy, tarmosząc przez cały korytarz.
- Jest najpiękniejszą i najmądrzejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem.
Posłała mu autentycznie zdziwione spojrzenie. Fakt, wcześniej krył ją przed ojcem, więc teraz chciała się, powiedzmy, odwdzięczyć i też odstawić przedstawienie. Nie miał innego wyboru, jak włączyć się do tej gry, ale po co mówił takie rzeczy?
Tylko właśnie powiedział to szczerze, wpatrując się w duże oczy Alex. Przecież była dla niego najcudowniejszą istotą pod słońcem, mimo tego, że momentami wydawała się zbyt arogancka, zbyt głośna i zbyt niedostępna. Ale wiedział, że to tylko przykrywka. Wewnątrz była przecież delikatna i wrażliwa. Wiedział to od momentu, gdy ujrzał ją zapłakaną w schowku na miotły w kanadyjskim hotelu. Wiedział też, że zakochał się w niej bez pamięci.
Ośmielony zrobił krok w kierunku Bieleckiej i chwycił ją za dłoń. Dokładnie obserwowała jego twarz, widziała blask oczu. Były naprawdę ładne, jedne z ładniejszych jakie kiedykolwiek widziała. I ten zarost; zawsze wydawał jej się obrzydliwy, jednak Michałowi dodawał męskości.
Posłała Monice triumfalne spojrzenie, nie mając pojęcia, dlaczego to daje jej taką satysfakcję. A gdy sekundę później poczuła dłoń Miśka na swojej talii, odrobinę zdziwiony wzrok skierowała już na niego.
Złapał dłonią jej brodę i pochylił się, patrząc, jak dziewczyna zamyka oczy. Najpierw delikatnie musnął jej usta, a gdy rozchyliła je szerzej, wzmocnił pocałunek, lekko skubiąc jej dolną wargę. Odruchowo wspięła się na palce, by zniwelować choć odrobinę różnicę wzrostu. Poczuł, jak jej ręka przesuwa się na jego kark, głaszcząc go przy tym. Nawet nie zauważyli, gdy brunetka pośpiesznie wyszła z korytarza, rzucając przy tym wiązankę niewybrednych przekleństw.
Przyciągnął Aleksandrę do siebie i całował tak długo i mocno, aż oboju zabrakło tchu. Oderwała się od niego po naprawdę długiej chwili i dopiero wtedy dotarło do niej, co przed momentem robili. Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą uśmiechniętą twarz Michała.
Zamachnęła się, a ułamek sekundy później jej dłoń odcisnęła się na policzku siatkarza.
- Nigdy więcej tego nie rób… - wysyczała i ruszyła biegiem w stronę hali, ukrywając płacz.
Wpadł do szatni z nadzieją, że już wszyscy załatwili to, co mieli i nikogo w niej nie zastanie. Ale w życiu, jak to w życiu, nigdy nie może być tak, jak się chce, aby było, a nadzieja jest chyba tylko po to, aby na końcu zawsze zawieść. Połowicznie jednak odetchnął z ulgą, bo w pomieszczeniu siedział jedynie Piter. On to ujdzie, nigdy nie wściubiał nosa tam, gdzie nie powinien, więc Michał był spokojny.
Praktycznie nie zwrócił na niego uwagi, miotając się po całej szatni. To szukał spodni, to wody, to czegoś tam, w sumie nie miał nawet pojęcia, co właściwie robi, bo przecież głowę zaprzątało mu całkowicie co innego. Nie zauważył też, że Nowakowski cały czas wodzi za nim wzrokiem, dokładnie obserwując.
- Dziku? – odezwał się w końcu.
- Czego? – burknął.
- Dostałeś w mordę.
- Taaa… - potwierdził bezmyślnie.- Że co? – fuknął po chwili, dopiero orientując się, co takiego Piotr powiedział i w końcu racząc w ogóle na niego spojrzeć.
- Dostałeś w mordę. Od małego Dale’a – powtórzył Pit nadzwyczaj pewnie, bo to było wręcz oczywiste, choć samego zdarzenia nie widział.
- Dale’a? – chwila zastanowienia.- Aaaaa, od tej małej rudej zołzy.
- Co jej zrobiłeś?
- Oj nic, tylko pocałowałem – tak to teraz banalnie brzmiało, a przecież wcale nie było takie banalne.
- No jak jaskiniowiec normalnie… - pokręcił głową.- To się wcale nie dziwię.
- Ale co ty chcesz? Zibi z Agatą to samo zrobił, z zaskoczenia, i nie oberwał.
Piotr jedynie westchnął. Nie był żadnym specem w tych sprawach, raczej wręcz przeciwnie. Zwłaszcza, że Aleksandrę Bielecką trudno było rozpracować. Niby wiedział, jak się zachowuje i co może zrobić za chwilę, ale nigdy nie mógł zrozumieć, jakie ma motywy takiego a nie innego zachowania, co nią kieruje i do czego przez to wszystko zmierza. Zdawała się za to wiedzieć wszystko o innych wokół niej i postępować tak, by nimi równocześnie kierować.
- Miej na uwadze to, że one niby są podobne, ale jednak całkowicie różne… - odezwał się po chwili, a to zdanie wydało mu się najbezpieczniejsze.
- No ale po co najpierw odpowiada tak chętnie, a potem mówi, że nigdy więcej mam tego nie robić, przy okazji jeszcze fundując piękny ślad na gębie, co? – nie udało się Michałowi w żaden sposób ukryć tej irytacji, która była teraz wyraźnie słyszalna w jego głosie.
Bingo! Nowakowski się uśmiechnął. To już był jakiś punkt zaczepienia, konkretna reakcja na posunięcie Kubiaka. Tak bardzo pasujące do określenia „chciałabym, ale się boję”. Może o to właśnie chodziło?
- I co się szczerzysz, kretynie?
Piotrek przewrócił oczami. Właśni tu się zastanawia, jak mu pomóc, a ten go jeszcze od kretynów wyzywa…
- Myślę, to się szczerzę. Ciebie to chyba nie dotyczy, nie?
Kubiak prychnął. Ta dyskusja chyba prowadziła donikąd.
- Nie pomagasz – mruknął jeszcze, nadal ze złością w głosie.
Zgarnął bluzę od dresu i już miał zamiar wyjść z szatni, ale kiedy otworzył drzwi, dłoń Nowakowskiego z powrotem je zatrzasnęła.
- Wiem, że one wszystkie się zachowują, jakby były chore psychicznie – zaczął od razu, nie czekając, aż Michał zdąży się odezwać, bo najprawdopodobniej nie byłoby to nic miłego.- Ale wiem też, że nawet jeśli teraz jesteś wściekły, na nią zwłaszcza, to i tak ci zależy, nie? – tego było stuprocentowo pewien; jak nigdy niczego.- Ona najprawdopodobniej też czegoś chce, ale z nieznanych powodów się przed tym broni. Może się boi, może coś jej to przypomina, może się zaparła dla zasady, a może ma w głowie jeszcze tego Schmitta, cholera wie. Ale nie możesz teraz odpuścić, Misiek. To też jest swego rodzaju prowokacja. Żebyś walczył, nawet jeśli wysyła całkowicie inne sygnały – aż sam się sobie dziwił, że brzmi tak mądrze.- To jak? Będziesz próbował dalej?
Kubiak pokiwał lekko głową, bo w sumie to, co Piotrek mówił, nie było takie głupie… Zresztą, jak mógłby sobie odpuścić robienie jej nadal na złość?
- Baby – westchnął jeszcze.
No tak, baby. Z nimi nigdy nic nie wiadomo. Wariatki. Wszystkie, co do jednej.
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :D
http://jeden-dzien-moze-zmienic-wszystko.blogspot.com/
Myślę, że Kubiak dał się ponieść chwili,ale dobrze, że tak zrobił :D Myślę, że i Bieleckiej się podobało,tylko nie chciała się do tego przyznać :p. Jestem ciekawa,jak będzie się prezentować jej "przyjaźń " ze Zbyszkiem.. Na pewno,jest osoba, która ich łączy i być może to właśnie będzie powodem ich dobrych relacji...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Kosok, Kosok, zaklaskaj uszami! - cudowne ;d
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział i zdecydowanie na tą chwilę jest moim ulubionym. Mądry Piotruś, miły Zbyś i jakże uroczo wredny Michaś - i więcej nic nie chcę :)
VE.
jak zawsze interesująco się wszystko rozwija ;)
OdpowiedzUsuńZbyszek, do, nie robić głupich min i nie odzywać się na siłę, bo wtedy się je straszy, a skutkiem takiego spotkania może być popękanie bębenków w uszach połowy ludzi znajdujących się w tym wspaniałym obiekcie ;p do dzieci trzeba spokojnie podejść... Nie masz wprawy chłopie ;p Tylko co na to Aga :D
OdpowiedzUsuńA już było tak pięknie i tak wspaniale mogło zostać na dłużej, to Alex musiała zafundować Kubiakowi mordobicie... Ale chłopaka wzięło, jestem w szoku! Zakochał się jak nic... Ale to dobrze, wyjdzie na ludzi :D Jaki wspaniały psycholog z tego Pita :D Tak więc Misiek, słuchaj się, bo chłopak ma rację :D
Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
– Wujek Zbyszek bałamuci naszą Agatkę! <3
OdpowiedzUsuńRewelacja, jak zwykle. Piszecie z wspaniałym poczuciem humoru i świetnym językiem. Nareszcie coś zaczęło się dziać między Dzikiem i Alex, strasznie się ciesze :)
Pozdrawiam,
G.
'Wujek Kokos, na barana!' rozłożyło mnie na cząstki elementarne. :D Zbyszek aktualnie raczej nie nadaje na tych samych falach z maluchami. Głupie miny w kierunku takich berbeci raczej nie są odpowiednie, mama zawsze mi wypomina, że jako kurdupel też tak reagowałam. :)
OdpowiedzUsuńAlex i Zbyś jako best friends forever? Jeśli ten 'związek' wytrzyma, postawię im pomnik! No, ale przynajmniej Bielecka ma pewność, że z libido kolegi wszystko w porządku. :)
Już tak się cieszyłam po tym pocałunku, a tu bam!, cały czar prysł. Alex chyba jeszcze nie jest gotowa na nowe miziolenie, zapewne leczy jeszcze serce i duszę po Davidzie. Tylko niech Kubiak nie składa broni! Piotrek ma rację, musi walczyć, pomimo sprzecznych sygnałów. :)
W sumie to piszę opowiadania o piłkarzach i bez opamiętania ślęczę nad tymi meczami, ale z moją mamą i starszym bratem nie da się nie zauważać też siatkarzy. Także podsumowując sporty wszelakie uwielbiam wręcz maniakalnie :D
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu podczytuję wasze opko i nie powiem, kilka razy miałam problemy z za bardzo rozjechanym bananem na twarzy. (Dobrze, że nie stosuje liftingu). Zaprosiłabym do siebie, ale wiem że dwie płaszczyzny jakim są nożna i siatkówka nie zawsze się nachodzą i łączą.
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie no zaciesz teraz przez was mam! Za co dziękuję, zawsze dobry na taką pogodę za oknem. Przyjaźń Alex - Zibi? Ciekawe na jak długo :D Jak ona mu mogła w mordkę dać? No nie, wiedziałam, że za sielankowo było. Piter to się chyba z tymi mądrościami w milorda zamienia ;p Ale co, dobrze mówi! Kubiak powalczy, a skorupa Alex zmięknie. Ja to wiem! xD
OdpowiedzUsuńDo kolejnego ;*
Zibson rozmawiał normalnie z Alex? I się nie pozabijali? Nie wierzę :O Jestem w wielkim szoku. Nawet normalnie rozmawiają i są dla siebie mili :)
OdpowiedzUsuńPomiędzy Zbyszkiem i Agatą się jakoś w miarę układa. Misiek chciał brać przykład z przyjaciela, ale niekoniecznie musiał zrobić to w dosłowny sposób :) Alex to nie Agata :P Wszystko powinno być dobrze, tylko musi walczyć o dziewczynę :D
Wasze teksty mnie rozwalają na łopatki :D
Pozdrawiam :***
Kiedy nastepnyyy? Nie mozemy się doczekać :]
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne,
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
Oj Kubiaka poniesły emocje :P Za to dostał w ten jego śliczny pyszczek, ale niech próbuje to może w końcu Alex zdobędzie :D
OdpowiedzUsuńSzkoda że ten malutki szkrab to nie dziecko Agaty i Zbyszka.. Pewnie to był ładny obrazek :)
Zapraszam do mnie na XI rozdział jestemy-sobie-przeznaczeni.blogspot.com
Pozdrawiam J :)
Jak ja uwielbiam to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńMomentami aż uśmiecham się do monitora :D
zapraszam as-prosto-w-serce.blogspot.com :)
zapomniałyście! :(
OdpowiedzUsuńG
Co z Wami dziewczyny? Kiedy nowy rozdział? :c
OdpowiedzUsuńKIEDY NOWY ROZDZIAŁ????????????????????????
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać.
nowy proszę :(
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne, dzięki wam i ja postanowiłam coś napisać. Czekam na następny rozdział , troszeczkę o nas zapomniałyście , a ja już nie mogę sie doczekać kolejnego .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam dziewczyny ;)
Link do mnie ;)
http://siatkowka-pasja-milka.blogspot.com/