Środa. Dwa dni od niedzieli minęły jak z bicza strzelił. Czy jak to się tam mówi. I fakt był niezaprzeczalny, nikomu nie chciało się wstawać wcześnie i gnać na warszawskie Okęcie, ale jak mus to mus. Tym razem było o tyle milej, że nie musiały tam jechać same, bo ktoś okazał się na tyle wspaniałomyślny, by je obie odwieźć, pożegnanie umilając, czy też właściwie utrudniając.
Aleksandra uściskała Tomasza. Niby te pięć lat młodszy, ale już ją zdążył przerosnąć, choć ogólnie do zbyt wysokich chłopców nie należał jeszcze. I pewnie nie będzie należał. No, ale miał jeszcze trochę czasu, pewnie kilka centymetrów uda mu się uczknąć. Kątem oka obserwowała pana Borkowskiego ściskającego dłoń Zbigniewa. Z ciekawą miną, należałoby dodać. Agata za to sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała parsknąć śmiechem z powodu tego widoku, dzielnie się jednak powstrzymywała, nie chcąc upuścić Jasia.
Tak naprawdę jednak czuła niewyobrażalną ulgę, że ojciec odpuścił sobie przesłuchanie. Uśmiechnął się jeszcze do niej w taki typowo ojcowski sposób, po czym zmierzwił jej włosy. Następnie to samo zrobił z fryzurą Bieleckiej.
- Bawcie się dobrze – powiedział jeszcze.- Miło było poznać – rzucił w stronę Bartmana.
Zibi kiwnął jedynie głową, uśmiechając się nikle. Sekundę później ściskał jeszcze dłoń Tomasza. Agata w tym samym momencie miała już oddawać Jasia w ręce pana Borkowskiego, ale malec za nic w świecie nie chciał się od niej odkleić.
- Aaaaaa! – wydał z siebie dziwny, typowo dziecięcy dźwięk, wyciągając ręce w niesprecyzowanym kierunku.
Alex automatycznie odwróciła się w tamtym kierunku, ale jej oczom ukazał się tylko Grzegorz pędzący nie wiadomo gdzie i ciągnący za sobą walizkę. Czyżby się spóźnił?
- Wuj Kokos!
Bartman i Bielecka równocześnie zachichotali, a biedny Kosok rzucił w ich kierunku przerażone spojrzenie i przyspieszył, jakby chciał jak najprędzej stamtąd zwiać. A biedny Jaś się rozryczał. Przestał sekundę później, gdy wylądował w ramionach starszej siostry.
- No, dawaj pyska, nicponiu – wymruczała i faktycznie, zaraz dostała buziaka.
Zbyszek obserwował tę dwójkę przez chwilę i całość wydała mu się w jakiś sposób… Hm, urocza? Zapaliła mu się w głowie jakaś dziwna lampeczka i od razu spojrzał na Agatę. A gdyby tak…?
- Jak sobie zrobimy niedługo bobasa, to zatrudnimy Kosoka jako niańkę, nie?
Aleksandra parsknęła śmiechem, Tomasz również cicho się zaśmiał, za to oboje Borkowscy wyglądali, jakby im ktoś przyłożył patelnią w twarz. Aga ocknęła się chwilę później. Z gromiącą miną chwyciła Zibiego za rękę i pociągnęła za sobą, kierując się w kierunku całej grupki siatkarzy.
- No co? – spytał jeszcze Bartman niedomyślnie, wprawiając tym samym Bielecką w jeszcze większą wesołość.
- Do zobaczenia – rzuciła.
Wepchnęła Jaśka w ręce pana Borkowskiego, cmoknęła jeszcze Tomka policzek i pognała za niedoszłym państwem Bartmanów. Rozchichotane myśli jej głowę wypełniały, przez co nieopatrznie na kogoś wpadła. Głupiutka sytuacja, niemalże książkowa, ale jak zawsze, musiała jej się taka trafić.
- Cześć – usłyszała nad głową niezwykle radosny głos.
A kiedy spojrzała do góry, by upewnić się co do właściciela, po rozbawieniu sprzed chwili nie został nawet ślad. Mina jej zrzedła momentalnie. Michał wprawdzie tego właśnie się spodziewał, nie oznaczało to jednak, że go to cieszy. Tak samo jak to, że po chwili go odepchnęła, nie zaszczycając ani jednym słowem, a teraz również już spojrzeniem. Odprowadził ją jedynie wzrokiem, jak leciała w stronę Agaty.
- Dasz radę – mruknął Piotr akurat przechodzący obok.
Taaa… Oczywiście, jakżeby inaczej. Tylko jeszcze chwilę wcześniej miała uśmiech na twarzy, a kiedy tylko go zobaczyła, od razu zniknął. To miał być dobry objaw? Nie omieszkała tego zauważyć również Agata.
- Ojej, cóż tak nagle z ciebie entuzjazm zszedł, co? – spytała ironicznie, odrobinę zła na Aleksandrę.
No bo jak mogła się śmiać, słysząc słowa Zbyszka? Powinna raczej być po jej stronie i go od razu zbesztać, powiedzieć kilka słów tak, jak tylko ona potrafiła. Więc teraz Borkowska chciała być złośliwa, ale kiedy odruchowo spojrzała w kierunku, który Alex wskazała kciukiem za swoimi plecami, od razu spoważniała.
- Coś się stało? – spytała, chwilę obserwując Kubiaka.
- Tak.
- Poważnego?
- Tak.
- Co?
- Nic – burknęła Bielecka, co już Agę zdziwiło.
Wyminęła ją i pognała w kierunku Kaczmarczyka. Coś było na rzeczy, a Agata nie wiedziała co. Dziwiło ją to, bo nigdy niczego przed sobą nie ukrywały, zawsze wszystkim się dzieliły, a teraz… Spojrzała na Zbyszka, szukając pocieszenia, może też wyjaśnienia sytuacji, ale on tylko wzruszył ramionami.
Coś zdecydowanie było nie tak.
Zastanawiam się momentami, czy nie przesadzamy trochę oboje z tym klejeniem się ze Zbyszkiem do siebie, bo to pewnie dla wszystkich wokół może być irytujące. I trochę krzywdzące dla niektórych, bo znowu siedzę w samolocie obok niego, jeszcze tak ostentacyjnie splatając swoje palce z jego i opierając głowę na jego ramieniu. Pocieszam się jednak myślą, że to nam potem przejdzie, bo to teraz taki początek, kiedy niemalże na siłę chcemy się sobą nacieszyć, a potem to już się tak trochę przyzwyczaimy do siebie. A jak ta chemia zmaleje? Jak nie będzie takie stymulującego napięcia?
Chryste, Borkowska, uspokój się. Nie panikuj na zapas, zajmij się lepiej teraz innymi sprawami. Na przykład tym, co się dzieje z twoją przyjaciółką, bo jakaś dziwna się wydaje. I już nawet nie jest dziwne to, że obgaduje właśnie coś z Zatorskim, jeszcze z nim grając na tablecie w te jakieś ptaszki. Bardziej to, jak zachowała się na lotnisku. O czym ja znowu nie wiem? Ona zawsze wiedziała o wszystkim, co się ze mną działo, ale jak przychodziło co do czego, to z niej trzeba było siłą niemalże informacje wyciągać. Co też wcale nie oznaczało, że je jakoś specjalnie ukrywała.
- Martwisz się czymś, prawda? – usłyszałam tuż nad głową, sekundę później czując, jak Zbyszek całuje mnie we włosy.
Podciągnęłam się odrobinę w fotelu, bo zdążyłam już zjechać, siedząc praktycznie na plecach. Wskazałam też niemalże od razu na przerwę między fotelami przed nami, w której widać było dwie głowy pochylające się nad tabletem.
- No Zator już tak ma, że wszystkich musi pomęczyć tymi Angry Birdsami.
- Nie o to chodzi – niemalże przewróciłam oczami.
- No to Misiek co chwilę zerka w jej kierunku, fakt, jeśli o to ci chodzi…
- Ciiiszej – syknęłam, bo zdecydowanie mówił zbyt głośno.
Jak za zawołanie, Alex odwróciła głowę, posyłając mi przez tę szczelinę ostrzegawcze spojrzenie. Ono wystarczyło, bo już sobie wyobraziłam, jak przesuwa palcem po szyi, sygnalizując w ten sposób, że wszystko słyszała i kiedy tylko dolecimy, zaraz mnie ukatrupi. A po tym posłała Pawłowi uroczy uśmiech i podniosła się z fotela. Kiedy przechodziła obok mojego, kierując się najprawdopodobniej do toalety, kolejny raz spojrzała na mnie w ten mrożący krew w żyłach sposób.
- Spójrz lepiej tam – nie wiedziałam, gdzie jest to „tam”, o którym mówił Zbyszek, jedynie podniosłam głowę.
Nad podłokietnikami foteli wystawały dwie głowy. Kubiaka i Nowakowskiego siedzącego na miejscu przed nim. Ewidentnie odprowadzali Bielecką wzrokiem. Aż się uśmiechnęłam. Kretyni.
- Misiek, nie mówiłeś przed chwilą, że chce ci się sikać? – odezwał się po chwili Piter, a Zibi parsknął cichym śmiechem.
Ja jeszcze się jakoś trzymałam. A Michał spojrzał na Pita jak na idiotę. Albo kosmitę, który jest idiotą.
- No sikać chciałeś – powtórzył Piotrek.- Do kibla idź – poruszył sugestywnie brwiami.
Misiek tylko mruknął wszystko rozumiejące „aaaaa” i podniósł się z fotela. Odrobinę się ociągał, podreptał jednak wolnym krokiem w kierunku toalety.
- Ach, przecież ja też chciałem! – wykrzyknął niespodziewanie Kosok, niemal podrywając się z siedzenia.
Usłyszałam tylko jeszcze plaśnięcie, ewidentnie odgłos jego dłoni na czole, zostało to jednak zagłuszone przez mój chichot. No nieźli są, naprawdę nieźli. Kombinują jak chłopcy w przedszkolu, jak tu koleżankę za kucyka pociągnąć. Byłam jednak pewna, że zaraz wywiną coś jeszcze, wychyliłam się więc, by móc wszystko obserwować.
Grześ pognał za Michałem, który stał już pod drzwiami toalety, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. A kiedy drzwi leciutko się uchyliły, Kosa teatralnie się potknął, wpadając na Miśka i dosłownie wpychając go do środka. Ułamek sekundy później zatrzasnął drzwi, a w jego kierunku biegł już Piter z gaśnicą, którą wziął nie wiadomo nawet skąd. Podstawili ją pod klamką, w ten sposób ją blokując. A miny mieli przy tym nadzwyczaj zadowolone.
Wszyscy mogli usłyszeć zaskoczony wrzask Alex, nikt jednak nie raczył zwrócić na niego uwagi.
Mamuniu, z kim ja się zadaję… Siatkarze, uch.
Nie myśl o nim. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl.
Nawet gdybym chciała, nie potrafię przestać myśleć o tym pechowcu. Powoli zaczynałam przyznawać się przed sobą, czego może być to przyczyną, jednak w dalszym ciągu odpychałam od siebie tę myśl. Każdy, ale nie Michał Kubiak! Osoba, która nadepnęła mi na odcisk już przy pierwszym spotkaniu. Ktoś, kogo najchętniej zadusiłabym gołymi rękoma i utopiła w Wiśle.
Z drugiej strony, gdyby był mi obojętny, nie wściekłabym się tak na jego widok. I nie poczułabym tego dziwnego ukłucia, które się pojawiło przy spotkaniu na lotnisku. Nie wspominając już o akcji w Spodku. Do tego czeka mnie jeszcze pewnie przeprawa z Agą, która wyczuła, że coś jest nie tak. O dziwo, to całe zakochanie nie wyżarło jej mózgu do końca, czego szczerze zaczynałam żałować. Poza tym, jeśli to prawda, co przed sekundą mówił Zbyszek? Zerkał na mnie co chwilę? No właśnie, i jak tu niby mam o nim nie myśleć ciągle?
Skończyłam w końcu nadgorliwie szorować ręce i już miałam wychodzić z toalety, kiedy drzwi z hukiem same się otworzyły. Odskoczyłam w ostatniej chwili, inaczej ewidentnie zostałabym zgnieciona. A krzyk z gardła wyrwał się sam, kiedy zorientowałam się, kto właśnie mnie zaatakował. Przyciągnęłam go tu myślami czy co?
Michał chwilę szarpał się z drzwiami, chyba tak samo zaskoczony całą sytuacją jak ja. Dziwne, ale nie chciały się otworzyć. O ile się nie mylę, zamyka się je od środka przecież… Przylgnęłam plecami do przeciwległej ściany, chcąc być jak najdalej od niego, na niewiele się to jednak zdało, bo pomieszczenie było tak małe, że nie dzielił nas nawet jeden normalny krok. Choć to zależy, czyj krok, moje były raczej mniejsze od tych jego, przykładowo.
- A co ty tak długo te rączki myłaś? – spytał w miarę neutralnym tonem, najprawdopodobniej dostrzegając, że ciągle mam jeszcze mokre dłonie.
Spojrzałam w stronę lustra, nie chcąc na niego patrzeć, ale to była głupota. Ujrzałam w odbiciu jego uśmiechniętą twarz. Przez moment miałam chęć odpowiedzieć tym samym, jednak z trudem się powstrzymałam. Jak to by w ogóle wyglądało? Powinnam opieprzyć go od góry do dołu za to, że nie mogę nawet się spokojnie wysikać, bo wszędzie za mną lata, jednak nie potrafiłam wykrztusić ani słowa. Wzruszyłam jedynie ramionami i odwróciłam się w jego stronę, krzyżując ręce na piersiach. Postawa zamknięta, tak to się chyba nazywa w psychologii.
- Cieszę się, że jedziesz – wyszeptał.
- A ja z każdą chwilą zaczynam coraz bardziej tego żałować – odrobinkę się do niego zbliżyłam, taką maleńką odrobinkę. – Mógłbyś się przesunąć? Chciałabym stąd wyjść.
- Nie wypuszczę cię dopóki normalnie nie porozmawiamy – zaparł się, skubany. Przegryzł dolną wargę i zmierzył mnie przeszywającym wzrokiem.- Oni zresztą chyba też, zablokowali drzwi.
- Nie mamy chyba o czym – Bielecka, cholera jasna! Co się z tobą dzieje?! Powinnaś wrzeszczeć, gryźć, drapać, a nie stać spokojnie i rozmawiać z tym pajacem. Potrzebujesz psychiatry. Najlepiej od teraz. – Mógłbyś się odsunąć trochę? Tak jakby naruszasz moją przestrzeń osobistą.
Przesunął się o kilka centymetrów w bok, co tak właściwie i tak nie zmieniło odległości między nami. Widać nie chciał się kłócić i odpowiadać opryskliwym „niby gdzie?”, tylko zrobił to, o co poprosiłam dla świętego spokoju. A że efekt nie był taki, jakiego bym chciała… Cóż, wina tej przeklętej, ciasnej toalety. W dalszym ciągu wpatrując się we mnie tym swoim spojrzeniem. Niebieskie oczy w świetle samolotowych żarówek nabrały morskiej barwy. Do tego ten zarost. Krótszy niż ostatnio, na meczu w Katowicach, ale w dalszym ciągu widoczny. Michał był przystojny. Cholernie przystojny. Widziałam te wszystkie fanki, które biegały za nim, prosząc o autograf. Widziałam te spojrzenia kobiet, gdy wybiegał na boisko. I ta świadomość, że mógłby być mój…
- Olu… - zaczął, ale posłałam mu nienawistne spojrzenie. – Przepraszam, Alex – poprawił się szybko. – Ja… cholera jasna! – walnął dłonią w drzwi od kibla, a ja przeraziłam się. Posłał mi skruszone spojrzenie i ponownie zaczął swój monolog. – Chodzi o to, że nie mam siły się z tobą kłócić – spojrzał w punkt nad moją głową. – Już mam tego dość. Nie rozumiesz, że zależy mi na tobie i chcę czegoś więcej? – złapał mnie za ramiona i nawet jeśli chciałam się wyswobodzić i cofnąć krok do tyłu, uderzyłam tylko plecami o ścianę.
- Daj spokój – odepchnęłam go od siebie. – Jesteś chory? Byłeś z tym u lekarza? My nie potrafimy nawet normalnie rozmawiać, a tobie lofka się włączyła? Człowieku, daj sobie spokój… - nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak go zaatakowałam. Może to tak naprawdę była tylko obrona przed samą sobą, by nie dopuścić do siebie pewnych myśli i pragnień. No tak, niby o tym wiem, ale robię swoje…Błędne koło. Potrzebuję młotka, koniecznie. Teraz. Żeby sobie przyrżnąć w łeb.
- Zawsze musisz być taka? – nie ukrywajmy, dostrzegłam, że go to teraz w jakiś sposób zabolało. Tak już mam, że ranię ludzi.
- Taka…? To znaczy? – dopytałam niepewnie.
- Taka zimna. Zresztą, nieważne – nachylił się nade mną, przez co wstrzymałam oddech. Wsunął palec pod moją brodę i lekko pchnął ją do góry, przez co musiałam unieść głowę a co za tym idzie, również wzrok. Nie byłam w stanie się zaprzeć, odtrącić jego ręki i jeszcze go zbesztać za to, co właśnie robił. Nie wiem, dlaczego nie potrafiłam. Może dlatego, że tak naprawdę, podświadomie tego pragnęłam? Odruchowo przymknęłam oczy i po chwili poczułam, że musnął delikatnie moje usta. – I tak będę o ciebie walczył. Czy ci się to podoba czy nie.
Otworzyłam oczy, słysząc tę swego rodzaju groźbę. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, dokładnie studiując moją twarz, aż w końcu zastukał w drzwi trzy razy, otworzył je i poszedł sobie. Dupek jeden. A mętlik w mojej głowie sam się poukłada, tak?
- Ja pierdolę, jaki ukrop. Jak w piekle jakimś normalnie – Kurek jak zwykle sypał inteligentnymi tekstami, do których powinnam się już w sumie przyzwyczaić. Ale fakt, było chyba z trzydzieści pięć stopni. Jak nie więcej! Po minach chłopaków widać było, iż nie do końca im to się podoba. Mi również powoli wyłączało się myślenie.
O dziwo, tym razem obyło się bez żadnych zagubień; wszyscy dreptali spokojnie do naszego pięknego, klimatyzowanego autokaru zaparkowanego tuż przed wyjściem z lotniska. Stojąc w kolejce do wejścia gdzieś przed nosem przemknęła mi Bielecka z nietęgą miną. Spojrzała na mnie kątem oka, ale widząc mnie, obróciła się ostentacyjnie i o mało nie staranowała biednego Ruciaka. Przez myśl przeszło mi nawet, żeby w autokarze usiąść obok niej i wypytać, cóż zaszło między nią a Kubiakiem w przestronnej, samolotowej toalecie, aczkolwiek widząc jej minę, zrezygnowałam. Zresztą to nie była rozmowa do przeprowadzenia przy całym tym towarzystwie. Potrzebowałyśmy ciszy i spokoju. Najwyżej później wyślę Zbyszka na zwiady. Może jemu uda się wyciągnąć coś z Kubiaka?
Niemniej jednak, na pewno coś między nimi zaszło! Widziałam ten błysk w oku Michała, gdy maszerował między siedzeniami w samolocie. Najgorsze było to, że ja nie miałam o niczym pojęcia. Nienawidziłam uczucia niewiedzy. Ale spokojnie, Agatko! Przemaglujemy ją dzisiaj wieczorem w hotelu, na spokojnie wyciągniemy wszystkie informacje, zbierzemy je do kupy i wyciągniemy wnioski. Tak, i niech nawet sobie nie myśli, że się wykręci.
- Daleko do tego hotelu? – zapytałam Bieleckiego, wchodząc do autobusu.
- Przy dobrych wiatrach jakieś czterdzieści pięć minut – odpowiedział, a przez środek lokomocji przeszła fala jęku. Najgłośniej jęczał oczywiście Winiarski, uwieszony między fotelami, jak mała małpka. Wyglądał przy tym tak uroczo.
- Nie przesadzajcie; przynamniej jest klima – kocham tę racjonalność Gumy.
Każdy pokiwał jedynie głową i nikt nie zamierzał drążyć tematu. Zasiadłam już tradycyjnie obok Zbyszka, którego dłoń automatycznie znalazła moją i splotła palce. Uśmiechnęłam się do niego, a on skradł mi całusa. Potem jeszcze jednego. I kolejnego.
- Ileż można?! – między naszymi fotelami wyłoniła się ruda głowa Jarskiego i moment później pstryknęłam mu palcami w ten wielki, krzywy nochal, a on mruknął coś i usiadł spokojnie na swoje miejsce.
- Zbysiu, porozmawiasz z Michałem o Alex? – wyszeptałam mu do ucha.
- Nie wiem czy będzie chciał; jakiś taki dziwny jest ostatnio. Prawie nie jak on – wzruszył lekko ramionami. On również nie poznawał swojego przyjaciela i zaczynał się o niego martwić.
- Zakochał się po prostu – odparłam, wzruszając lekko ramionami i odszukałam go wzrokiem.
Siedział obok Wiśniewskiego z nosem przyklejonym do szyby. Bóg jeden wie, co działo się w tej jego pustej głowie. To, że leci na Bielecką wiedziałam już od dawna. To, że on również nie jest jej obojętny, też. Tylko, do cholery jasnej, dlaczego te dwie pały w końcu się nie zejdą?! Przecież byłoby to z korzyścią dla całej drużyny, bo zakończyłyby się wieczne przepychanki, a i w jej mrocznym serduszku wreszcie zapanowałaby wiosna.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo z przodu rozległ się huk i padło jakże polskie kurwa mać z ust nikogo innego jak naszego wspaniałego trenera. Uniosłam głowę i zobaczyłam, jak Bielecki chwyta się za swój łysy łeb, pan kierowca wybiega przed autokar, a boski Giovanni panikuje.
- Gumę chyba złapaliśmy – rzucił Możdżonek, wyciągając swą długą szyję ponad siedzeniami. No, żyrafa normalnie!
- Już dawno go złapaliśmy i nie możemy się go teraz pozbyć – wyszczerzył się Ignaczak, klepiąc Zagumnego po ramieniu, co spotkało się z jednym wielkim fejspalmem wśród całego towarzystwa. Niemniej jednak, wszyscy wygramoliliśmy się przed autokar, zobaczyć co się tak naprawdę stało. Nie tyle złapaliśmy gumę, ile przednie koło całkiem odpadło i żyło sobie własnym życiem.
Przystanęłam obok Bieleckiej, mającej niezły ubaw z naszego brazylijskiego kierowcy i również zaniosłam się śmiechem. Mężczyzna biegał wokół autokaru i wykrzykiwał jakieś portugalskie słowa. Znając życie, były one niecenzuralne, bo chłopcy podchwycili i chwilę później każdy powtarzał to, co mówił nasz kierowca.
- Wiesz, że musimy porozmawiać – szepnęłam do ucha przyjaciółki, a ona skinęła jedynie głową i wróciła do opustoszałego autobusu.
- I tym razem los spłatał nam figla, bo podczas jazdy naszym super wypasionym autokarem odpadło nam… koło. Prawdopodobnie była to próba zamachu na nasze życie zorganizowana przez Brazylijską Federację Piłki Siatkowej po ich słabych wynikach na turniejach w Kanadzie i Polsce – niezawodny Igła i jego kamera zawsze w pogotowiu.
Swoją drogą, dziwię się, że jeszcze nie skonfiskowali mu tej kamery i nie utopili w kiblu. Sama miałam ochotę zrobić to nie raz, szczególnie gdy wparowywał z nią o nieludzkiej porze do naszego pokoju. Jedyną myślą, która powstrzymywała mnie przed tym, było to, że z mojego kieszonkowego na taką kamerę musiałabym zbierać ze trzy lata.
- Ale, że do bagażnika…? – usłyszałam za sobą głos należący do Ziomka i kątem oka zobaczyłam, jak Winiarski kiwa głową z cwaniackim uśmieszkiem. Wolałam nie wiedzieć, co kombinują. Jak to mówią: im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
- Aga, pożycz mi, no tej chustki, co ją masz na szyi – Michał stuknął mnie lekko w plecy.
- To apaszka jest, mośku – rzekłam, odplątując materiał z szyi. No i teraz wszyscy zobaczą, jaki z mojego Zbigniewa odkurzacz.
Misiek machnął jedynie ręką, wziął ode mnie apaszkę i swymi kocimi ruchami ruszył w kierunku zamieszania panującego przy przednim kole. Jednym zgrabnym ruchem zakrył nią oczy Ignaczakowi i łapiąc tak, by nie mógł się wyrwać, przy pomocy Żygadły zamknął dziada w bagażniku, zanim ten zdążył zorientować się, że coś jest nie tak.
- Jak tam, Krzysiu? Dobrze się bawisz? – Rucy zapukał w klapę od bagażnika.
- Wypuśćcie mnie, będę już grzeczny – zdało się słyszeć z wnętrza autokaru, ale nikt nic sobie z tego nie robił; w dalszym ciągu mieliśmy niezły ubaw. I chwilę względnego spokoju.
Największą radochę miał chyba sam Anastasi, bo chechrolił tak głośno, że słychać było go chyba w całej Brazylii. Zamiast martwić się o jednego z podstawowych zawodników, gratulował właśnie Winiarskiemu genialnego pomysłu. A Igła w dalszy ciągu darł się w niebogłosy…
- Ej, długo jeszcze? – Wiśnia wyszedł z autobusu.
- Jeszcze chwila. Dokręcają koło – wyjaśnił Bielecki, nie oderwawszy wzroku od dzielnych panów drogowców, których przybycie najwyraźniej przeoczyłam.
- No to dobrze, bo klimatyzacja się chyba właśnie zjebała…
Aleksandra uściskała Tomasza. Niby te pięć lat młodszy, ale już ją zdążył przerosnąć, choć ogólnie do zbyt wysokich chłopców nie należał jeszcze. I pewnie nie będzie należał. No, ale miał jeszcze trochę czasu, pewnie kilka centymetrów uda mu się uczknąć. Kątem oka obserwowała pana Borkowskiego ściskającego dłoń Zbigniewa. Z ciekawą miną, należałoby dodać. Agata za to sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała parsknąć śmiechem z powodu tego widoku, dzielnie się jednak powstrzymywała, nie chcąc upuścić Jasia.
Tak naprawdę jednak czuła niewyobrażalną ulgę, że ojciec odpuścił sobie przesłuchanie. Uśmiechnął się jeszcze do niej w taki typowo ojcowski sposób, po czym zmierzwił jej włosy. Następnie to samo zrobił z fryzurą Bieleckiej.
- Bawcie się dobrze – powiedział jeszcze.- Miło było poznać – rzucił w stronę Bartmana.
Zibi kiwnął jedynie głową, uśmiechając się nikle. Sekundę później ściskał jeszcze dłoń Tomasza. Agata w tym samym momencie miała już oddawać Jasia w ręce pana Borkowskiego, ale malec za nic w świecie nie chciał się od niej odkleić.
- Aaaaaa! – wydał z siebie dziwny, typowo dziecięcy dźwięk, wyciągając ręce w niesprecyzowanym kierunku.
Alex automatycznie odwróciła się w tamtym kierunku, ale jej oczom ukazał się tylko Grzegorz pędzący nie wiadomo gdzie i ciągnący za sobą walizkę. Czyżby się spóźnił?
- Wuj Kokos!
Bartman i Bielecka równocześnie zachichotali, a biedny Kosok rzucił w ich kierunku przerażone spojrzenie i przyspieszył, jakby chciał jak najprędzej stamtąd zwiać. A biedny Jaś się rozryczał. Przestał sekundę później, gdy wylądował w ramionach starszej siostry.
- No, dawaj pyska, nicponiu – wymruczała i faktycznie, zaraz dostała buziaka.
Zbyszek obserwował tę dwójkę przez chwilę i całość wydała mu się w jakiś sposób… Hm, urocza? Zapaliła mu się w głowie jakaś dziwna lampeczka i od razu spojrzał na Agatę. A gdyby tak…?
- Jak sobie zrobimy niedługo bobasa, to zatrudnimy Kosoka jako niańkę, nie?
Aleksandra parsknęła śmiechem, Tomasz również cicho się zaśmiał, za to oboje Borkowscy wyglądali, jakby im ktoś przyłożył patelnią w twarz. Aga ocknęła się chwilę później. Z gromiącą miną chwyciła Zibiego za rękę i pociągnęła za sobą, kierując się w kierunku całej grupki siatkarzy.
- No co? – spytał jeszcze Bartman niedomyślnie, wprawiając tym samym Bielecką w jeszcze większą wesołość.
- Do zobaczenia – rzuciła.
Wepchnęła Jaśka w ręce pana Borkowskiego, cmoknęła jeszcze Tomka policzek i pognała za niedoszłym państwem Bartmanów. Rozchichotane myśli jej głowę wypełniały, przez co nieopatrznie na kogoś wpadła. Głupiutka sytuacja, niemalże książkowa, ale jak zawsze, musiała jej się taka trafić.
- Cześć – usłyszała nad głową niezwykle radosny głos.
A kiedy spojrzała do góry, by upewnić się co do właściciela, po rozbawieniu sprzed chwili nie został nawet ślad. Mina jej zrzedła momentalnie. Michał wprawdzie tego właśnie się spodziewał, nie oznaczało to jednak, że go to cieszy. Tak samo jak to, że po chwili go odepchnęła, nie zaszczycając ani jednym słowem, a teraz również już spojrzeniem. Odprowadził ją jedynie wzrokiem, jak leciała w stronę Agaty.
- Dasz radę – mruknął Piotr akurat przechodzący obok.
Taaa… Oczywiście, jakżeby inaczej. Tylko jeszcze chwilę wcześniej miała uśmiech na twarzy, a kiedy tylko go zobaczyła, od razu zniknął. To miał być dobry objaw? Nie omieszkała tego zauważyć również Agata.
- Ojej, cóż tak nagle z ciebie entuzjazm zszedł, co? – spytała ironicznie, odrobinę zła na Aleksandrę.
No bo jak mogła się śmiać, słysząc słowa Zbyszka? Powinna raczej być po jej stronie i go od razu zbesztać, powiedzieć kilka słów tak, jak tylko ona potrafiła. Więc teraz Borkowska chciała być złośliwa, ale kiedy odruchowo spojrzała w kierunku, który Alex wskazała kciukiem za swoimi plecami, od razu spoważniała.
- Coś się stało? – spytała, chwilę obserwując Kubiaka.
- Tak.
- Poważnego?
- Tak.
- Co?
- Nic – burknęła Bielecka, co już Agę zdziwiło.
Wyminęła ją i pognała w kierunku Kaczmarczyka. Coś było na rzeczy, a Agata nie wiedziała co. Dziwiło ją to, bo nigdy niczego przed sobą nie ukrywały, zawsze wszystkim się dzieliły, a teraz… Spojrzała na Zbyszka, szukając pocieszenia, może też wyjaśnienia sytuacji, ale on tylko wzruszył ramionami.
Coś zdecydowanie było nie tak.
Zastanawiam się momentami, czy nie przesadzamy trochę oboje z tym klejeniem się ze Zbyszkiem do siebie, bo to pewnie dla wszystkich wokół może być irytujące. I trochę krzywdzące dla niektórych, bo znowu siedzę w samolocie obok niego, jeszcze tak ostentacyjnie splatając swoje palce z jego i opierając głowę na jego ramieniu. Pocieszam się jednak myślą, że to nam potem przejdzie, bo to teraz taki początek, kiedy niemalże na siłę chcemy się sobą nacieszyć, a potem to już się tak trochę przyzwyczaimy do siebie. A jak ta chemia zmaleje? Jak nie będzie takie stymulującego napięcia?
Chryste, Borkowska, uspokój się. Nie panikuj na zapas, zajmij się lepiej teraz innymi sprawami. Na przykład tym, co się dzieje z twoją przyjaciółką, bo jakaś dziwna się wydaje. I już nawet nie jest dziwne to, że obgaduje właśnie coś z Zatorskim, jeszcze z nim grając na tablecie w te jakieś ptaszki. Bardziej to, jak zachowała się na lotnisku. O czym ja znowu nie wiem? Ona zawsze wiedziała o wszystkim, co się ze mną działo, ale jak przychodziło co do czego, to z niej trzeba było siłą niemalże informacje wyciągać. Co też wcale nie oznaczało, że je jakoś specjalnie ukrywała.
- Martwisz się czymś, prawda? – usłyszałam tuż nad głową, sekundę później czując, jak Zbyszek całuje mnie we włosy.
Podciągnęłam się odrobinę w fotelu, bo zdążyłam już zjechać, siedząc praktycznie na plecach. Wskazałam też niemalże od razu na przerwę między fotelami przed nami, w której widać było dwie głowy pochylające się nad tabletem.
- No Zator już tak ma, że wszystkich musi pomęczyć tymi Angry Birdsami.
- Nie o to chodzi – niemalże przewróciłam oczami.
- No to Misiek co chwilę zerka w jej kierunku, fakt, jeśli o to ci chodzi…
- Ciiiszej – syknęłam, bo zdecydowanie mówił zbyt głośno.
Jak za zawołanie, Alex odwróciła głowę, posyłając mi przez tę szczelinę ostrzegawcze spojrzenie. Ono wystarczyło, bo już sobie wyobraziłam, jak przesuwa palcem po szyi, sygnalizując w ten sposób, że wszystko słyszała i kiedy tylko dolecimy, zaraz mnie ukatrupi. A po tym posłała Pawłowi uroczy uśmiech i podniosła się z fotela. Kiedy przechodziła obok mojego, kierując się najprawdopodobniej do toalety, kolejny raz spojrzała na mnie w ten mrożący krew w żyłach sposób.
- Spójrz lepiej tam – nie wiedziałam, gdzie jest to „tam”, o którym mówił Zbyszek, jedynie podniosłam głowę.
Nad podłokietnikami foteli wystawały dwie głowy. Kubiaka i Nowakowskiego siedzącego na miejscu przed nim. Ewidentnie odprowadzali Bielecką wzrokiem. Aż się uśmiechnęłam. Kretyni.
- Misiek, nie mówiłeś przed chwilą, że chce ci się sikać? – odezwał się po chwili Piter, a Zibi parsknął cichym śmiechem.
Ja jeszcze się jakoś trzymałam. A Michał spojrzał na Pita jak na idiotę. Albo kosmitę, który jest idiotą.
- No sikać chciałeś – powtórzył Piotrek.- Do kibla idź – poruszył sugestywnie brwiami.
Misiek tylko mruknął wszystko rozumiejące „aaaaa” i podniósł się z fotela. Odrobinę się ociągał, podreptał jednak wolnym krokiem w kierunku toalety.
- Ach, przecież ja też chciałem! – wykrzyknął niespodziewanie Kosok, niemal podrywając się z siedzenia.
Usłyszałam tylko jeszcze plaśnięcie, ewidentnie odgłos jego dłoni na czole, zostało to jednak zagłuszone przez mój chichot. No nieźli są, naprawdę nieźli. Kombinują jak chłopcy w przedszkolu, jak tu koleżankę za kucyka pociągnąć. Byłam jednak pewna, że zaraz wywiną coś jeszcze, wychyliłam się więc, by móc wszystko obserwować.
Grześ pognał za Michałem, który stał już pod drzwiami toalety, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. A kiedy drzwi leciutko się uchyliły, Kosa teatralnie się potknął, wpadając na Miśka i dosłownie wpychając go do środka. Ułamek sekundy później zatrzasnął drzwi, a w jego kierunku biegł już Piter z gaśnicą, którą wziął nie wiadomo nawet skąd. Podstawili ją pod klamką, w ten sposób ją blokując. A miny mieli przy tym nadzwyczaj zadowolone.
Wszyscy mogli usłyszeć zaskoczony wrzask Alex, nikt jednak nie raczył zwrócić na niego uwagi.
Mamuniu, z kim ja się zadaję… Siatkarze, uch.
Nie myśl o nim. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl.
Nawet gdybym chciała, nie potrafię przestać myśleć o tym pechowcu. Powoli zaczynałam przyznawać się przed sobą, czego może być to przyczyną, jednak w dalszym ciągu odpychałam od siebie tę myśl. Każdy, ale nie Michał Kubiak! Osoba, która nadepnęła mi na odcisk już przy pierwszym spotkaniu. Ktoś, kogo najchętniej zadusiłabym gołymi rękoma i utopiła w Wiśle.
Z drugiej strony, gdyby był mi obojętny, nie wściekłabym się tak na jego widok. I nie poczułabym tego dziwnego ukłucia, które się pojawiło przy spotkaniu na lotnisku. Nie wspominając już o akcji w Spodku. Do tego czeka mnie jeszcze pewnie przeprawa z Agą, która wyczuła, że coś jest nie tak. O dziwo, to całe zakochanie nie wyżarło jej mózgu do końca, czego szczerze zaczynałam żałować. Poza tym, jeśli to prawda, co przed sekundą mówił Zbyszek? Zerkał na mnie co chwilę? No właśnie, i jak tu niby mam o nim nie myśleć ciągle?
Skończyłam w końcu nadgorliwie szorować ręce i już miałam wychodzić z toalety, kiedy drzwi z hukiem same się otworzyły. Odskoczyłam w ostatniej chwili, inaczej ewidentnie zostałabym zgnieciona. A krzyk z gardła wyrwał się sam, kiedy zorientowałam się, kto właśnie mnie zaatakował. Przyciągnęłam go tu myślami czy co?
Michał chwilę szarpał się z drzwiami, chyba tak samo zaskoczony całą sytuacją jak ja. Dziwne, ale nie chciały się otworzyć. O ile się nie mylę, zamyka się je od środka przecież… Przylgnęłam plecami do przeciwległej ściany, chcąc być jak najdalej od niego, na niewiele się to jednak zdało, bo pomieszczenie było tak małe, że nie dzielił nas nawet jeden normalny krok. Choć to zależy, czyj krok, moje były raczej mniejsze od tych jego, przykładowo.
- A co ty tak długo te rączki myłaś? – spytał w miarę neutralnym tonem, najprawdopodobniej dostrzegając, że ciągle mam jeszcze mokre dłonie.
Spojrzałam w stronę lustra, nie chcąc na niego patrzeć, ale to była głupota. Ujrzałam w odbiciu jego uśmiechniętą twarz. Przez moment miałam chęć odpowiedzieć tym samym, jednak z trudem się powstrzymałam. Jak to by w ogóle wyglądało? Powinnam opieprzyć go od góry do dołu za to, że nie mogę nawet się spokojnie wysikać, bo wszędzie za mną lata, jednak nie potrafiłam wykrztusić ani słowa. Wzruszyłam jedynie ramionami i odwróciłam się w jego stronę, krzyżując ręce na piersiach. Postawa zamknięta, tak to się chyba nazywa w psychologii.
- Cieszę się, że jedziesz – wyszeptał.
- A ja z każdą chwilą zaczynam coraz bardziej tego żałować – odrobinkę się do niego zbliżyłam, taką maleńką odrobinkę. – Mógłbyś się przesunąć? Chciałabym stąd wyjść.
- Nie wypuszczę cię dopóki normalnie nie porozmawiamy – zaparł się, skubany. Przegryzł dolną wargę i zmierzył mnie przeszywającym wzrokiem.- Oni zresztą chyba też, zablokowali drzwi.
- Nie mamy chyba o czym – Bielecka, cholera jasna! Co się z tobą dzieje?! Powinnaś wrzeszczeć, gryźć, drapać, a nie stać spokojnie i rozmawiać z tym pajacem. Potrzebujesz psychiatry. Najlepiej od teraz. – Mógłbyś się odsunąć trochę? Tak jakby naruszasz moją przestrzeń osobistą.
Przesunął się o kilka centymetrów w bok, co tak właściwie i tak nie zmieniło odległości między nami. Widać nie chciał się kłócić i odpowiadać opryskliwym „niby gdzie?”, tylko zrobił to, o co poprosiłam dla świętego spokoju. A że efekt nie był taki, jakiego bym chciała… Cóż, wina tej przeklętej, ciasnej toalety. W dalszym ciągu wpatrując się we mnie tym swoim spojrzeniem. Niebieskie oczy w świetle samolotowych żarówek nabrały morskiej barwy. Do tego ten zarost. Krótszy niż ostatnio, na meczu w Katowicach, ale w dalszym ciągu widoczny. Michał był przystojny. Cholernie przystojny. Widziałam te wszystkie fanki, które biegały za nim, prosząc o autograf. Widziałam te spojrzenia kobiet, gdy wybiegał na boisko. I ta świadomość, że mógłby być mój…
- Olu… - zaczął, ale posłałam mu nienawistne spojrzenie. – Przepraszam, Alex – poprawił się szybko. – Ja… cholera jasna! – walnął dłonią w drzwi od kibla, a ja przeraziłam się. Posłał mi skruszone spojrzenie i ponownie zaczął swój monolog. – Chodzi o to, że nie mam siły się z tobą kłócić – spojrzał w punkt nad moją głową. – Już mam tego dość. Nie rozumiesz, że zależy mi na tobie i chcę czegoś więcej? – złapał mnie za ramiona i nawet jeśli chciałam się wyswobodzić i cofnąć krok do tyłu, uderzyłam tylko plecami o ścianę.
- Daj spokój – odepchnęłam go od siebie. – Jesteś chory? Byłeś z tym u lekarza? My nie potrafimy nawet normalnie rozmawiać, a tobie lofka się włączyła? Człowieku, daj sobie spokój… - nie mam bladego pojęcia, dlaczego tak go zaatakowałam. Może to tak naprawdę była tylko obrona przed samą sobą, by nie dopuścić do siebie pewnych myśli i pragnień. No tak, niby o tym wiem, ale robię swoje…Błędne koło. Potrzebuję młotka, koniecznie. Teraz. Żeby sobie przyrżnąć w łeb.
- Zawsze musisz być taka? – nie ukrywajmy, dostrzegłam, że go to teraz w jakiś sposób zabolało. Tak już mam, że ranię ludzi.
- Taka…? To znaczy? – dopytałam niepewnie.
- Taka zimna. Zresztą, nieważne – nachylił się nade mną, przez co wstrzymałam oddech. Wsunął palec pod moją brodę i lekko pchnął ją do góry, przez co musiałam unieść głowę a co za tym idzie, również wzrok. Nie byłam w stanie się zaprzeć, odtrącić jego ręki i jeszcze go zbesztać za to, co właśnie robił. Nie wiem, dlaczego nie potrafiłam. Może dlatego, że tak naprawdę, podświadomie tego pragnęłam? Odruchowo przymknęłam oczy i po chwili poczułam, że musnął delikatnie moje usta. – I tak będę o ciebie walczył. Czy ci się to podoba czy nie.
Otworzyłam oczy, słysząc tę swego rodzaju groźbę. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, dokładnie studiując moją twarz, aż w końcu zastukał w drzwi trzy razy, otworzył je i poszedł sobie. Dupek jeden. A mętlik w mojej głowie sam się poukłada, tak?
- Ja pierdolę, jaki ukrop. Jak w piekle jakimś normalnie – Kurek jak zwykle sypał inteligentnymi tekstami, do których powinnam się już w sumie przyzwyczaić. Ale fakt, było chyba z trzydzieści pięć stopni. Jak nie więcej! Po minach chłopaków widać było, iż nie do końca im to się podoba. Mi również powoli wyłączało się myślenie.
O dziwo, tym razem obyło się bez żadnych zagubień; wszyscy dreptali spokojnie do naszego pięknego, klimatyzowanego autokaru zaparkowanego tuż przed wyjściem z lotniska. Stojąc w kolejce do wejścia gdzieś przed nosem przemknęła mi Bielecka z nietęgą miną. Spojrzała na mnie kątem oka, ale widząc mnie, obróciła się ostentacyjnie i o mało nie staranowała biednego Ruciaka. Przez myśl przeszło mi nawet, żeby w autokarze usiąść obok niej i wypytać, cóż zaszło między nią a Kubiakiem w przestronnej, samolotowej toalecie, aczkolwiek widząc jej minę, zrezygnowałam. Zresztą to nie była rozmowa do przeprowadzenia przy całym tym towarzystwie. Potrzebowałyśmy ciszy i spokoju. Najwyżej później wyślę Zbyszka na zwiady. Może jemu uda się wyciągnąć coś z Kubiaka?
Niemniej jednak, na pewno coś między nimi zaszło! Widziałam ten błysk w oku Michała, gdy maszerował między siedzeniami w samolocie. Najgorsze było to, że ja nie miałam o niczym pojęcia. Nienawidziłam uczucia niewiedzy. Ale spokojnie, Agatko! Przemaglujemy ją dzisiaj wieczorem w hotelu, na spokojnie wyciągniemy wszystkie informacje, zbierzemy je do kupy i wyciągniemy wnioski. Tak, i niech nawet sobie nie myśli, że się wykręci.
- Daleko do tego hotelu? – zapytałam Bieleckiego, wchodząc do autobusu.
- Przy dobrych wiatrach jakieś czterdzieści pięć minut – odpowiedział, a przez środek lokomocji przeszła fala jęku. Najgłośniej jęczał oczywiście Winiarski, uwieszony między fotelami, jak mała małpka. Wyglądał przy tym tak uroczo.
- Nie przesadzajcie; przynamniej jest klima – kocham tę racjonalność Gumy.
Każdy pokiwał jedynie głową i nikt nie zamierzał drążyć tematu. Zasiadłam już tradycyjnie obok Zbyszka, którego dłoń automatycznie znalazła moją i splotła palce. Uśmiechnęłam się do niego, a on skradł mi całusa. Potem jeszcze jednego. I kolejnego.
- Ileż można?! – między naszymi fotelami wyłoniła się ruda głowa Jarskiego i moment później pstryknęłam mu palcami w ten wielki, krzywy nochal, a on mruknął coś i usiadł spokojnie na swoje miejsce.
- Zbysiu, porozmawiasz z Michałem o Alex? – wyszeptałam mu do ucha.
- Nie wiem czy będzie chciał; jakiś taki dziwny jest ostatnio. Prawie nie jak on – wzruszył lekko ramionami. On również nie poznawał swojego przyjaciela i zaczynał się o niego martwić.
- Zakochał się po prostu – odparłam, wzruszając lekko ramionami i odszukałam go wzrokiem.
Siedział obok Wiśniewskiego z nosem przyklejonym do szyby. Bóg jeden wie, co działo się w tej jego pustej głowie. To, że leci na Bielecką wiedziałam już od dawna. To, że on również nie jest jej obojętny, też. Tylko, do cholery jasnej, dlaczego te dwie pały w końcu się nie zejdą?! Przecież byłoby to z korzyścią dla całej drużyny, bo zakończyłyby się wieczne przepychanki, a i w jej mrocznym serduszku wreszcie zapanowałaby wiosna.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo z przodu rozległ się huk i padło jakże polskie kurwa mać z ust nikogo innego jak naszego wspaniałego trenera. Uniosłam głowę i zobaczyłam, jak Bielecki chwyta się za swój łysy łeb, pan kierowca wybiega przed autokar, a boski Giovanni panikuje.
- Gumę chyba złapaliśmy – rzucił Możdżonek, wyciągając swą długą szyję ponad siedzeniami. No, żyrafa normalnie!
- Już dawno go złapaliśmy i nie możemy się go teraz pozbyć – wyszczerzył się Ignaczak, klepiąc Zagumnego po ramieniu, co spotkało się z jednym wielkim fejspalmem wśród całego towarzystwa. Niemniej jednak, wszyscy wygramoliliśmy się przed autokar, zobaczyć co się tak naprawdę stało. Nie tyle złapaliśmy gumę, ile przednie koło całkiem odpadło i żyło sobie własnym życiem.
Przystanęłam obok Bieleckiej, mającej niezły ubaw z naszego brazylijskiego kierowcy i również zaniosłam się śmiechem. Mężczyzna biegał wokół autokaru i wykrzykiwał jakieś portugalskie słowa. Znając życie, były one niecenzuralne, bo chłopcy podchwycili i chwilę później każdy powtarzał to, co mówił nasz kierowca.
- Wiesz, że musimy porozmawiać – szepnęłam do ucha przyjaciółki, a ona skinęła jedynie głową i wróciła do opustoszałego autobusu.
- I tym razem los spłatał nam figla, bo podczas jazdy naszym super wypasionym autokarem odpadło nam… koło. Prawdopodobnie była to próba zamachu na nasze życie zorganizowana przez Brazylijską Federację Piłki Siatkowej po ich słabych wynikach na turniejach w Kanadzie i Polsce – niezawodny Igła i jego kamera zawsze w pogotowiu.
Swoją drogą, dziwię się, że jeszcze nie skonfiskowali mu tej kamery i nie utopili w kiblu. Sama miałam ochotę zrobić to nie raz, szczególnie gdy wparowywał z nią o nieludzkiej porze do naszego pokoju. Jedyną myślą, która powstrzymywała mnie przed tym, było to, że z mojego kieszonkowego na taką kamerę musiałabym zbierać ze trzy lata.
- Ale, że do bagażnika…? – usłyszałam za sobą głos należący do Ziomka i kątem oka zobaczyłam, jak Winiarski kiwa głową z cwaniackim uśmieszkiem. Wolałam nie wiedzieć, co kombinują. Jak to mówią: im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
- Aga, pożycz mi, no tej chustki, co ją masz na szyi – Michał stuknął mnie lekko w plecy.
- To apaszka jest, mośku – rzekłam, odplątując materiał z szyi. No i teraz wszyscy zobaczą, jaki z mojego Zbigniewa odkurzacz.
Misiek machnął jedynie ręką, wziął ode mnie apaszkę i swymi kocimi ruchami ruszył w kierunku zamieszania panującego przy przednim kole. Jednym zgrabnym ruchem zakrył nią oczy Ignaczakowi i łapiąc tak, by nie mógł się wyrwać, przy pomocy Żygadły zamknął dziada w bagażniku, zanim ten zdążył zorientować się, że coś jest nie tak.
- Jak tam, Krzysiu? Dobrze się bawisz? – Rucy zapukał w klapę od bagażnika.
- Wypuśćcie mnie, będę już grzeczny – zdało się słyszeć z wnętrza autokaru, ale nikt nic sobie z tego nie robił; w dalszym ciągu mieliśmy niezły ubaw. I chwilę względnego spokoju.
Największą radochę miał chyba sam Anastasi, bo chechrolił tak głośno, że słychać było go chyba w całej Brazylii. Zamiast martwić się o jednego z podstawowych zawodników, gratulował właśnie Winiarskiemu genialnego pomysłu. A Igła w dalszy ciągu darł się w niebogłosy…
- Ej, długo jeszcze? – Wiśnia wyszedł z autobusu.
- Jeszcze chwila. Dokręcają koło – wyjaśnił Bielecki, nie oderwawszy wzroku od dzielnych panów drogowców, których przybycie najwyraźniej przeoczyłam.
- No to dobrze, bo klimatyzacja się chyba właśnie zjebała…
Dawno się tak nie uśmiałam :D Pomysł z zamknięciem Igły w bagażniku mnie rozwalił totalnie na łopatki :) Chyba tylko Winiarski mógł na to wpaść :D Cieszę się, że Kubiak nie odpuszcza.. Myślę, że swoim zaangażowaniem przekona do siebie Bielecką :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Jesteście rewelacyjne w poprawianiu humoru :) Mam nadzieję, że Miśkowi w końcu uda się coś ogarnąć, bo strasznie mi go szkoda :) Nie zostawiajcie nas na tak długo już :(
OdpowiedzUsuńp,
G
rewelacyjny, genialny, przeżenialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że na kolejny nie karzecie nam długo czekać ;p
Hahahah! Scena w samolocie rewelacja! :D Plany i ich realizacja w wykonaniu chłopaków - bomba :D.
OdpowiedzUsuń[ i-do-not-know-what-i-want.blogspot.com/ ]
Rozdział genialny :D Pit i Kosa rządzą! Akcja przednia w ich wykonaniu :D Alex i Kubiak w jednej kabinie i się nie pozabijali... Jestem w szoku, że ich relacje posunęły się o krok do przodu :D Alex nie wrzeszczała i dała się cmoknąć Miśkowi :D Winiar rozpierniczył system zamykając Igłę w bagażniku, tylko teraz ta klima, co ją Guma chwalił...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, nulka :*
super , czekam na następny. Czemu oni nie będą razem , przecież obojgu im zależy? A Zibi i Agata + dziecko . Fajnie by było ;D
OdpowiedzUsuńTo jest genialne! A zamknięcie Igły w bagażniku jeszcze bardziej :D
OdpowiedzUsuńVE.
Zibi, Agata i dziecko ? Nieee, nie teraz :D
OdpowiedzUsuńAkcja w kiblu wymiata ! W końcu Kubiak powiedział coś sensownego i zasmakował jej ust. Oby było jeszcze lepiej i tylko lepiej. Ładna by była z nich para to po pierwsze a po drugie to przecież obojgu zależy im na sobie , więc to szczera miłość :)
Winiarskiemu podziękujemy za genialny pomysł uwięzienia Igły w bagażniku :D
I końcówka najlepsza ! A mianowicie :
- Ej, długo jeszcze? – Wiśnia wyszedł z autobusu.
- Jeszcze chwila. Dokręcają koło – wyjaśnił Bielecki, nie oderwawszy wzroku od dzielnych panów drogowców, których przybycie najwyraźniej przeoczyłam.
- No to dobrze, bo klimatyzacja się chyba właśnie zjebała…
Pozdrawiam :*
Opisujecie Igłę, jakby był jakimś wrzodem na dupie.
OdpowiedzUsuńJak dzieci, normalnie jak dzieci. Czy Alex i Michał nie mogą powiedzieć wprost o swoich uczuciach, a nie udają tępoty? Kubiak to chociaż jeszcze się stara, ale Bielecka? Tragedia. Z takim podejściem zostanie starą panną, może i ładną, ale z kotem przy boku zamiast faceta. :)
OdpowiedzUsuńJuż widzę małe Bartmaniątko i niańczącego je wuja Kokosa. :D Stwierdzam, iż jest to widok niezwykle uroczy. :D
Złośliwość rzeczy martwych, zepsuta klimatyzacja i brak koła, pff, nie ma czego zazdrościć. :)
Zibi to jak palnie ;> nie mógł się przy rodzicach nawet powstrzymać? ;p Niom, co do Kubiaka i Alex, to młodej serducho mięknie, a ja widzę w tym światełko w tunelu i to zapewne po rozmowie z Agą. Oj te słynne żarty Winiara, bezcenne. Hmm, zastanawiam się, czy na czas drogi, to go tam nie zostawili. W końcu, kto to ich tam wie? A wujek Kokos, to się chyba za dobrze spisał, bo 5 bieg włączył xD
OdpowiedzUsuńhaaha dobre.. zamkneli igłe w bagazniku.. to mnie powalilo. ;D nie to ci to maja pomysly..; D
OdpowiedzUsuńhahahahahahaha, dobreeeeee :D
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak zwykle płaczę ze śmiechu :) Jesteście niemożliwie rewelacyjne :) Opisujecie relacje między zgrają siatkarzy tak, że mam czasami wrażenie, że to scenariusz jakiegoś kabaretu. Jesteście mega pozytywne :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Bielecka i Kubiak nie pozabijali się w tej łazience. Ale ile swatek mamy w tej ekipie. Oczywiście dwie główne, czyli Zbyszek i Agata, ale Piter i Kosa też są baaardzo pomocni w swataniu :)
Pozdrawiam :*
ZAPOMNIAŁYŚCIE! :(
OdpowiedzUsuńG
Na miejscu Alex już dawno byłabym w łóżku z Miśkiem! Ale to bardzo słodkie jak Michał o nią walczy. Z każdym opowiadaniem co raz bardziej mi się podoba! Oby tak dalej ;D
OdpowiedzUsuńZdecydowałam się napisać komentarz, jeśli chodzi o wasze opowiadanie to jest znakomite. Widać że piszecie to z wielką swobodą i że sprawia wam to górę śmiechu. Każdy rozdział czyta się mega szybko, dlatego ubolewam że dodajecie tylko co piątek, ale jest to zrozumiała każdy ma swoje obowiązki. Tylko ostatnio się trochę opóźnienia... Wszyscy czekamy :( A jeszcze coś, Alex na bank będzie z Miśkiem, ale pewnie to trochę przeciągniecie, coś mi się wydaje, że się jeszcze Schmit pojawi, chociaż wolałabym nie. A co do Agaty i Zibiego to super że im się tak układa, ale czekam też na jakieś problemy w ich związku, oczywiście z końcowym, happy endem. :)))
OdpowiedzUsuńK :*
Z utęsknieniem czekam na cd. :D
OdpowiedzUsuńTeż tęsknię...
OdpowiedzUsuńdziewczyny, proszę dodajcie coś wreszcie :(
OdpowiedzUsuńZacytuję Wiśnie: "-Ej, długo jeszcze? "
OdpowiedzUsuńpodpisuję się do komentarzy powyżej :((( Tęsknimy!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam wasz blog dlatego pytam : Dlaczego nie ma nowych rozdziałów ?;((((
OdpowiedzUsuńCzemu nic nie dodajecie? : ( K.
OdpowiedzUsuńWtfigo?!
OdpowiedzUsuńDlaczego tak długo musimy czekać? Zapomniałyście o nas? :((
jeszcze 3 dni i miesiąc minie od ostatniego odcinka :( a ja się tak dałam wkręcić w to opko, że codziennie zaglądam po kilka razy, czy nie ma nexta. dziewczyny dajcie chociaż znać, co z Wami, proszę
OdpowiedzUsuńdziewczyny proszę :((((
OdpowiedzUsuńEj chyba nie chcecie nas tak teraz zostawić bez złowa pożegnania.. :/
OdpowiedzUsuńCo z Wami? Tęsknimy!
Teskinimy coraz bardziej : /
OdpowiedzUsuń: ( codziennie wchodze tu po kilka razy z nadzieja ze cos dod. : ( tesknimyy.
OdpowiedzUsuńHahahahaha. Padłam przy zamykaniu Igły w bagażniku. Na ich miejscu też bym tak zrobiła.
OdpowiedzUsuńZapraszam na siatkowkowe-story.blogspot.com/
Hej, kiedy nowy rozdział?
OdpowiedzUsuń