Przemyłam twarz lodowatą wodą i wytarłam ją miękkim, niebieskim ręcznikiem z wyhaftowanym słoneczkiem. Spojrzałam w swoje lustrzane odbicie i gdy upewniłam się, że nie straszę zaczerwienionymi oczami, podeszłam do drzwi i przez moment wahałam się, czy je otworzyć. Bielecka, idiotko! Przecież nie spędzisz całej nocy w łazience tylko dlatego, że na łóżku obok śpi ten pieprzony Kubiak. Dotknęłam zimnej, metalowej klamki i po wzięciu trzech głębokich oddechów w końcu ją nacisnęłam.
W pokoju panował mrok, gdzieniegdzie przebijało się jedynie mleczne światło księżyca i dopiero ostre światło padające z łazienkowych jarzeniówek pomogło mi dostrzec, że Michał nie leży już na podłodze, tylko na łóżku, które miało należeć do Agaty. Do tego ubrany był jedynie w bokserki ze Sponge Bobem Kanciastoportym. Leżał na plecach i oddychał miarowo, a jego klatka piersiowa rytmicznie się podnosiła. Oczarowana usiadłam na swoim łóżku i wpatrywałam się w wysportowaną sylwetkę siatkarza, z wielkim trudem opanowując chęć dotknięcia jego ciała.
Przez moment chciałam obudzić go i poinformować, że łazienka jest już wolna, jednak gdy spał, wyglądał tak słodko, że nie miałam serca wyrywać go ze snu. Najciszej jak potrafiłam podniosłam się ze swojego posłania i przykryłam go kołdrą Agaty, rozkopaną tuż u jego stóp. Naciągając na niego nakrycie, niechcący dotknęłam jego ramienia, a on niespokojnie się poruszył. Odetchnęłam z ulgą, gdy zamiast otworzyć oczy, przekręcił się na bok tak, że mogłabym podziwiać go całą noc. Podziwiać? Co ja do cholery gadam? Już całkiem pojebało mnie przez ten upał…
Niemniej jednak, musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę uroczo. Przynajmniej nie darł japy, nie machał łapami, tylko wypuszczając ustami powietrze robił słodkie dzióbki. Był idealny, musiałam to w końcu przed sobą przyznać. Miał wszystko, czego potrzebowałam w facecie. Może momentalnie zbyt dziecinny, ale mimo wszystko najwspanialszy na świecie. I przede wszystkim zależało mu na mnie. Przecież już kilkakrotnie mi to oznajmił. A ja wciąż wmawiałam sobie te brednie o Gavinie, który nawet nie całował w jednej setnej tak jak Misiek.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważny… - wyszeptałam i przytuliłam głowę do poduszki, zamykając oczy, by śnić o chłopaku leżącym na łóżku obok.
- Poczekaj tu chwilę, zajrzę do środka i sprawdzę, czy aby przypadkiem się nie pozabijali – mruknęłam do Zbyszka i zrobiłam krok w stronę pokoju, który teoretycznie zajmowałam z Aleksandrą, ale Bartman jak zwykle chwycił mnie za rękę, przyciągnął do siebie i zachłannie wpił się w moje usta, mimo tego, że ostatni raz całowaliśmy się cztery minuty temu. Mimowolnie wplątałam dłoń w jego czarne włosy i pociągnęłam go tyłu, a on zjechał ustami na moją szyję, zostawiając językiem mokry ślad.
Gdy jego ręka, dotychczas błądząca po moich plecach, zatrzymała się na pośladku, musiałam zareagować. W innym razie zrobilibyśmy w tył zwrot i powtórka z rozrywki. Odepchnęłam go lekko do siebie, a on naburmuszył się i mruknął pod nosem coś niezrozumiałego. Przewróciłam jedynie oczami i jak kultura nakazuje, zapukałam lekko w drzwi, które dosłownie sekundę później otworzyły się i ukazała się w nich Bielecka.
- No, w końcu jesteście. Pomożecie mi – szepnęła konspiracyjnie i rozejrzała się po opustoszałym korytarzu.
- Ale z czym pomożemy? – zapytał Zbyszek, pochylając się nad nią.
- Z ciałem Kubiaka, a z czym, idioto? – zapewne musieliśmy wyglądać kretyńsko, bo wychodzący z łazienki Misiek ryknął śmiechem na całe piętro.
- Ducha żeście zobaczyli czy co? – zapytał, w dalszym ciągu się uśmiechając.
- Mały szatan – mruknęłam, przewracając oczami, co spotkało się z chichotem Alex.
Rozejrzałam się po całym pokoju; nie było widać żadnych śladów walki. Wszędzie panował względny porządek. Względny, bo bardzo dobrze znałam możliwości mojej przyjaciółki, która raczej do pedantów nie należała.
- Na śniadanie szliśmy i postanowiliśmy po was zajść – powiedział Zibi, chwytając mnie za dłoń. – To idziemy w końcu czy nie?
Chyba ta ich nocna integracja była bardzo wyczerpująca, bo Kubiak prędko ruszył w stronę windy, nawet na nas nie czekając. Ciekawe po czym on aż taki głodny? W sumie lepiej nie wnikać. Poczłapaliśmy powoli za Miśkiem i wcisnęłam przycisk z zerem. Podróż z czwartego piętra minęła dość spokojnie. Kubiak rzucił jakiegoś suchara, po którym Bielecka nazwała go idiotą, Bartman złapał mnie za tyłek, za co dostał w łeb. Ogólnie bez żadnych komplikacji zjechaliśmy na parter i całą czwórką ruszyliśmy w stronę jadalni, w której chłopaki objadali się już w najlepsze.
Zasiadłam przy jednym ze stolików i obserwowałam jak Winiar soli Ruciakowi płatki, gdy ktoś niezwykle delikatnie puknął mnie z łokcia w plecy. Odwróciłam się i już miałam posłać szczerzącemu się od jednego odstającego ucha do drugiego równie odstającego ucha Kurkowi dość pokaźną wiązankę, gdy z ust siedzącego obok niego Jarosza, wydostały się słowa, które wręcz spowodowały to, że mnie dosłownie zatkało.
- Nie wiedziałem, że ty jesteś taka pobożna, całą noc tylko ,,o Jezu, o Jezu” – powiedział, uśmiechając się cwaniacko, a cała jadalnia ryknęła śmiechem.
Poczułam jak moją twarz oblewa soczysty rumieniec i spuściłam głowę w dół. Zatkało mnie! Pierwszy raz w życiu zatkało mnie. No naprawdę.
- Widocznie Zibi jest tak słaby, że potrzebna tu jest boska interwencja – rzucił ktoś z przeciwległej strony, Wiśnia chyba, ale nie jestem pewna.
- Zazdrościcie, szarpidruty. Ale w sumie wam się nie dziwię, cały sezon reprezentacyjny na ręcznym robi swoje – Alex zawsze wie, co powiedzieć w danej chwili. Boże, jak ja ją kocham.
Przez jadalnię przeszedł cichy pomruk, a potem wszyscy wrócili do jedzenia. Chyba bali się jeszcze gorszej riposty. Posłałam jej spojrzenie w rodzaju dziękuję za ten twój niewyparzony język i zajęłam się kanapką z serem i pomidorem.
- Ale zczaj to; małe Bartmaniątka z charakterem Borkowskiej, przecież to byłaby jakaś masa…
- Siurak, słyszę to – powiedział Zibi, złowieszczym tonem.
- Spokojnie, Zbysiu. Wypij sobie meliskę – wyszczerzył się do niego. – Zastanawiamy się tylko z Kubusiem, kiedy na świat przyjdzie wasze potomstwo.
- Za dziewięć miesięcy, idioto, to będzie lipiec, sierpień… - liczył na palcach Jarosz. – Luty! Oby nie urodziło się tylko dwudziestego dziewiątego, bo będzie miało urodziny co cztery lata…
- Ja bym chciał tylko zauważyć, Kubusiu, że w 2013 to nie ma dwudziestego dziewiątego lutego… - odezwał się nieśmiało Kurek.
Miałam taką wielką, ale to naprawdę wielką, ogromną chęć pacnąć sobie dłonią w twarz. Alex zresztą miała podobną minę. Taką pełną politowania. No ale Bartek przecież miał rację, nie?
- A skąd ja mam wiedzieć? Kalkulator mam w głowie czy jak? – oburzył się Jarski.
- Pewnie nie, bo głupotą trącisz – odezwał się niespodziewanie Kubiak takim niezwykle zjadliwym tonem; czyżby jakieś spięcie między nimi wcześniej było? – Ale ja to bym proponował ci zakup jakiegoś kalendarzyka, żebyś się zabrał za robienie takich małych rudych wrednych, skoro się ożeniłeś w końcu…
Zibi zachichotał pod nosem, Alex przewróciła oczami, Kurek mruknął coś o tym, że chciałby zostać chrzestnym, a mi pozostało nic innego, jak tylko sobie westchnąć z politowaniem.
Oskar posłał mi spojrzenie z rodzaju tych, które gdyby mogły, to zabiły. I nie rozumiem, dlaczego. Chciałam mu tylko pomóc. I fakt, objawiało się to tym, że wisiałam mu nad głową tak właściwie dyktując wyniki sumujące, choć sam równie dobrze mógłby to policzyć za pomocą Excela, co zresztą pewnie i tak by zrobił. Ale ja to przecież w głowie robiłam szybciej! Jak mu pomogę, to przecież szybciej skończy i będzie mógł świętować razem z resztą, bo cała drużyna właśnie tańcowała na boisku, ciesząc się z kolejnego wygranego meczu. Znów z Finlandią. Ja rozumiem, pierwszy, ale któryś tam z rzędu wygrany i to jeszcze z drużyną, która nie sprawiała żadnego problemu? No ale dobra, każde zwycięstwo buduje i takie tam.
Spojrzenie Kaczmarczyka nic a nic mnie nie ruszyło, więc już, już otwierał usta, pewnie po to, by mi powiedzieć coś niezbyt miłego (czyli zwyczajnie mnie pogonić, nic nowego), ale przerwał mu mój własny ojciec.
- Olu… - aż podskoczyłam, słysząc własne imię tuż za sobą. Natychmiast się odwróciłam, chcąc też od razu go upomnieć, żeby przestał, do cholery jasnej, tak mówić. A już tym bardziej takim dziwnym, oficjalnym tonem, jakby się coś stało.- Przepraszam. Aleksandro – podkreślił tym razem imię.- Kończysz dzisiaj dziewiętnaście lat, wiesz?
Dosłownie wywaliłam na niego gały. Że co!?
- Nie rób sobie jaj, proszę cię – mruknęłam jedynie, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie mówię do własnego ojca.
Miałam tylko nadzieję, że Jarząbek nie słyszał. A nawet jeśli usłyszał, to nie zareaguje. Tylko, że posiadanie jakiejkolwiek nadziei w tym towarzystwie tak naprawdę było całkowicie bez sensu. Bo oni i tak zawsze zrobią na złość.
- Ja ciebie proszę, żebyś czasem hamowała język, okej? – zwrócił mi uwagę i, trzeba to przyznać głośno, miał rację. Cóż poradzić… - Miły chciałem być, ale okej, przyjąłem do wiadomości, że nie lubisz urodzin. Nie wystarczyło powiedzieć? Ja bym palnął „wszystkiego najlepszego”, ty „dziękuję” i spokój.
Ludzie, co za litania… Ale cóż, muszę się powtórzyć: miał rację. A ja zdaję sobie sprawę z tego. Ale to nie moja wina, że tak się zachowuję. Już po prostu tak mam.
- Dobrze, dobrze – spasowałam, żeby nie było, że to ja zawsze wywołuję kłótnie.- Cieszę się, że pamiętałeś. Dziękuję.
Urodziny, kto to w ogóle wymyślił? Bzdura jakaś. Najlepiej udać, że się tego nie ma i święty spokój. Nawet prezenty mi niepotrzebne, nie przepadam za nimi. Zresztą, tak właściwie i tak nigdy ich nie dostawałam.
- Jeszcze Agacie możesz złożyć, bo też ma dzisiaj – zanim zdążyłam się ugryźć w język, jakiś złośliwy diabeł kazał mi to powiedzieć. I powiedziałam.
- Co ma dzisiaj? – nie wiadomo skąd, obok nas znalazł się Igła przeskakujący z nogi na nogę.
- Urodziny ma dzisiaj – mruknęłam znudzona.
- Borkowska ma dzisiaj urodziny!? – dosłownie ryknął.
Nie dziwota, że wszystkie spojrzenia skierowały się na nas. Łącznie z tym wzrokiem Agaty, sekundę wcześniej rozmawiającej z Możdżonkiem, jak zauważyłam. I to był ten wzrok z rodzaju tych, po których już dawno powinnam leżeć trupem. No co?
- Zibi, słyszałeś!? – nie no, naprawdę, czy on nie może wydzierać się ciszej? – Wszyscy słyszeli!? Pijemy dzisiaj!
Tato jedynie pokręcił głową z politowaniem, Andrea stał nieco zdezorientowany razem z drugim Andreą u boku, ale do nich zaraz doskoczył Winiar, zapewne chcąc opowiedzieć im jakąś bajeczkę na temat tego, co tu się teraz wyprawia, ja za to chciałam jeszcze pomóc Jarząbkowi, ale on kompletnie był niezainteresowany tym, co się dzieje i za to przeogromnie skupiony na robocie. Do tego stopnia, że mnie zwyczajnie odgonił.
Całą drużyna poleciała zaraz do szatni. Tak się rozwrzeszczeli normalnie… Trybuny opróżniły się już wcześniej, więc aktualnie na hali zostałam tylko ja, tato i Aga.
- Także tego… - zaczął niemrawo, gdy Borkowska stanęła obok mnie.- Wszystkiego najlepszego, Agatko. Cieszę się, że się przyjaźnicie.
I zwiał. Jakby się kurzyło.
Fakt, słowa były miłe. Przez ułamek sekundy widziałam nawet zadowolenie na twarzy Agi, w końcu raczej nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego z ust mojego ojca. Ja też się zresztą nie spodziewałam. Nic, tylko się cieszyć, ze odpowiadają mu ludzie, z którymi się spotykam. Bo jakby jednak nie akceptował Agi, to już nie byłoby tak fajnie, nie? Tylko wieczne darcie kotów.
Ale to jej zadowolenie i jakaś tam radość pokazały się tylko właśnie na tę króciutką, króciuteńką chwilę, bo kiedy wielki Aleksander Bielecki pobiegł do szatni (jakby się normalnie Borkowskiej bał), spojrzała na mnie znów tym przerażającym wzrokiem. No nie, tatusiu, czemu zostawiłeś mnie z nią samą?! Ja teraz zginę! Umrę! Ratunku!
Przecież to było oczywiste, że Aga się wygada. Że nie weźmie wszystkiego na siebie, tylko niby przypadkiem wypapla, że owszem, ma urodziny, a tak właściwie, to obie mają, razem. I że to jest takie urocze dzięki temu. Tak samo oczywiste było to, że nawet jedlina początku była zła i się opierała, to w końcu i tak się poddała, bawiąc ze wszystkimi i momentami wrzeszcząc jeszcze głośniej niż na przykład Igła, który ogólnie był w tym przodownikiem. Olek Bielecki udawał, że nic o „imprezie” nie wie, Andrea Gardini rzeczywiście nic nie wiedział, Andrea Anastasi czegoś się domyślał, jednak postanowił tego nie sprawdzać, natomiast Giovanni Miale nie robił nic innego, jak po prostu bawił się razem z całą drużyną.
Alex aż nazbyt dobrze wiedziała, że Aga się uchleje. I rano będzie jęczeć. Właściwie, to wiedziała, że wszyscy będą rano jęczeć. No, może wykluczając Zagumnego i Możdżonka, bo oni to jednak mieli coś w tych głowach. Ale reszta? No dobra, najwyraźniej teraz była ich kolej. Poprzednim razem ona wypiła za dużo, trzeba było ją zbierać z chodnika, a potem rano miała ciekawe przeżycia. Cóż, każdemu wolno. Tylko, że ona wtedy nie grała następnego dnia rano meczu z wielką Brazylią. Ale co ją to obchodzi, nie będzie przecież robić za niańkę i ich ganić za to, że sobie piją, że oblewają czyjeś urodziny (ale czemu akurat jej?) i przy okazji też zwycięstwo z Finlandią. Jeśli przegrają, to oni będą zwiedzeni, nie ona.
Inna rzecz, że trochę się czuła ignorowana.
Prychnęła tylko pod nosem, gdy Zbyszek porwał Agatę na środek pokoju i po chwili zaczęli się bujać w rytm jakiejś durnej piosenki disco polo. Tańca to raczej nie przypominało, w sumie było nie wiadomo czym. Uśmiechnęłaby się nawet, widząc to, gdyby była w odrobinę innym humorze. Zwłaszcza, gdy po kilku sekundach dołączyła do nich druga para składająca się z Ignaczaka i Żygadły. Fakt, zabawne to było, ale naprawdę coś jej nie szło uśmiechanie się.
Zignorowała odrobinę natrętnego Kurka, potem nagadała Kubiakowi nie wiadomo nawet za co, a koniec końców wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Tylko i tak nikt nie zwrócił na to uwagi.
Wykrakała za to przegraną.
Już nie będzie fetowania, cieszyć się będą Brazylijczycy.
___
trochę dupa się ruszyła, więc macie ten nowy rozdział.
tylko proszę, bez takich pretensjonalnych komentarzy. naprawdę, nie jesteśmy robotami, mamy rzeczywiste życie, którym aktualnie na gwałt trzeba się zająć. więc kolejny też nie pojawi się raczej zbyt prędko.
ale i tak Was uwielbiamy, Misiaczki.
W pokoju panował mrok, gdzieniegdzie przebijało się jedynie mleczne światło księżyca i dopiero ostre światło padające z łazienkowych jarzeniówek pomogło mi dostrzec, że Michał nie leży już na podłodze, tylko na łóżku, które miało należeć do Agaty. Do tego ubrany był jedynie w bokserki ze Sponge Bobem Kanciastoportym. Leżał na plecach i oddychał miarowo, a jego klatka piersiowa rytmicznie się podnosiła. Oczarowana usiadłam na swoim łóżku i wpatrywałam się w wysportowaną sylwetkę siatkarza, z wielkim trudem opanowując chęć dotknięcia jego ciała.
Przez moment chciałam obudzić go i poinformować, że łazienka jest już wolna, jednak gdy spał, wyglądał tak słodko, że nie miałam serca wyrywać go ze snu. Najciszej jak potrafiłam podniosłam się ze swojego posłania i przykryłam go kołdrą Agaty, rozkopaną tuż u jego stóp. Naciągając na niego nakrycie, niechcący dotknęłam jego ramienia, a on niespokojnie się poruszył. Odetchnęłam z ulgą, gdy zamiast otworzyć oczy, przekręcił się na bok tak, że mogłabym podziwiać go całą noc. Podziwiać? Co ja do cholery gadam? Już całkiem pojebało mnie przez ten upał…
Niemniej jednak, musiałam przyznać, że wyglądał naprawdę uroczo. Przynajmniej nie darł japy, nie machał łapami, tylko wypuszczając ustami powietrze robił słodkie dzióbki. Był idealny, musiałam to w końcu przed sobą przyznać. Miał wszystko, czego potrzebowałam w facecie. Może momentalnie zbyt dziecinny, ale mimo wszystko najwspanialszy na świecie. I przede wszystkim zależało mu na mnie. Przecież już kilkakrotnie mi to oznajmił. A ja wciąż wmawiałam sobie te brednie o Gavinie, który nawet nie całował w jednej setnej tak jak Misiek.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważny… - wyszeptałam i przytuliłam głowę do poduszki, zamykając oczy, by śnić o chłopaku leżącym na łóżku obok.
- Poczekaj tu chwilę, zajrzę do środka i sprawdzę, czy aby przypadkiem się nie pozabijali – mruknęłam do Zbyszka i zrobiłam krok w stronę pokoju, który teoretycznie zajmowałam z Aleksandrą, ale Bartman jak zwykle chwycił mnie za rękę, przyciągnął do siebie i zachłannie wpił się w moje usta, mimo tego, że ostatni raz całowaliśmy się cztery minuty temu. Mimowolnie wplątałam dłoń w jego czarne włosy i pociągnęłam go tyłu, a on zjechał ustami na moją szyję, zostawiając językiem mokry ślad.
Gdy jego ręka, dotychczas błądząca po moich plecach, zatrzymała się na pośladku, musiałam zareagować. W innym razie zrobilibyśmy w tył zwrot i powtórka z rozrywki. Odepchnęłam go lekko do siebie, a on naburmuszył się i mruknął pod nosem coś niezrozumiałego. Przewróciłam jedynie oczami i jak kultura nakazuje, zapukałam lekko w drzwi, które dosłownie sekundę później otworzyły się i ukazała się w nich Bielecka.
- No, w końcu jesteście. Pomożecie mi – szepnęła konspiracyjnie i rozejrzała się po opustoszałym korytarzu.
- Ale z czym pomożemy? – zapytał Zbyszek, pochylając się nad nią.
- Z ciałem Kubiaka, a z czym, idioto? – zapewne musieliśmy wyglądać kretyńsko, bo wychodzący z łazienki Misiek ryknął śmiechem na całe piętro.
- Ducha żeście zobaczyli czy co? – zapytał, w dalszym ciągu się uśmiechając.
- Mały szatan – mruknęłam, przewracając oczami, co spotkało się z chichotem Alex.
Rozejrzałam się po całym pokoju; nie było widać żadnych śladów walki. Wszędzie panował względny porządek. Względny, bo bardzo dobrze znałam możliwości mojej przyjaciółki, która raczej do pedantów nie należała.
- Na śniadanie szliśmy i postanowiliśmy po was zajść – powiedział Zibi, chwytając mnie za dłoń. – To idziemy w końcu czy nie?
Chyba ta ich nocna integracja była bardzo wyczerpująca, bo Kubiak prędko ruszył w stronę windy, nawet na nas nie czekając. Ciekawe po czym on aż taki głodny? W sumie lepiej nie wnikać. Poczłapaliśmy powoli za Miśkiem i wcisnęłam przycisk z zerem. Podróż z czwartego piętra minęła dość spokojnie. Kubiak rzucił jakiegoś suchara, po którym Bielecka nazwała go idiotą, Bartman złapał mnie za tyłek, za co dostał w łeb. Ogólnie bez żadnych komplikacji zjechaliśmy na parter i całą czwórką ruszyliśmy w stronę jadalni, w której chłopaki objadali się już w najlepsze.
Zasiadłam przy jednym ze stolików i obserwowałam jak Winiar soli Ruciakowi płatki, gdy ktoś niezwykle delikatnie puknął mnie z łokcia w plecy. Odwróciłam się i już miałam posłać szczerzącemu się od jednego odstającego ucha do drugiego równie odstającego ucha Kurkowi dość pokaźną wiązankę, gdy z ust siedzącego obok niego Jarosza, wydostały się słowa, które wręcz spowodowały to, że mnie dosłownie zatkało.
- Nie wiedziałem, że ty jesteś taka pobożna, całą noc tylko ,,o Jezu, o Jezu” – powiedział, uśmiechając się cwaniacko, a cała jadalnia ryknęła śmiechem.
Poczułam jak moją twarz oblewa soczysty rumieniec i spuściłam głowę w dół. Zatkało mnie! Pierwszy raz w życiu zatkało mnie. No naprawdę.
- Widocznie Zibi jest tak słaby, że potrzebna tu jest boska interwencja – rzucił ktoś z przeciwległej strony, Wiśnia chyba, ale nie jestem pewna.
- Zazdrościcie, szarpidruty. Ale w sumie wam się nie dziwię, cały sezon reprezentacyjny na ręcznym robi swoje – Alex zawsze wie, co powiedzieć w danej chwili. Boże, jak ja ją kocham.
Przez jadalnię przeszedł cichy pomruk, a potem wszyscy wrócili do jedzenia. Chyba bali się jeszcze gorszej riposty. Posłałam jej spojrzenie w rodzaju dziękuję za ten twój niewyparzony język i zajęłam się kanapką z serem i pomidorem.
- Ale zczaj to; małe Bartmaniątka z charakterem Borkowskiej, przecież to byłaby jakaś masa…
- Siurak, słyszę to – powiedział Zibi, złowieszczym tonem.
- Spokojnie, Zbysiu. Wypij sobie meliskę – wyszczerzył się do niego. – Zastanawiamy się tylko z Kubusiem, kiedy na świat przyjdzie wasze potomstwo.
- Za dziewięć miesięcy, idioto, to będzie lipiec, sierpień… - liczył na palcach Jarosz. – Luty! Oby nie urodziło się tylko dwudziestego dziewiątego, bo będzie miało urodziny co cztery lata…
- Ja bym chciał tylko zauważyć, Kubusiu, że w 2013 to nie ma dwudziestego dziewiątego lutego… - odezwał się nieśmiało Kurek.
Miałam taką wielką, ale to naprawdę wielką, ogromną chęć pacnąć sobie dłonią w twarz. Alex zresztą miała podobną minę. Taką pełną politowania. No ale Bartek przecież miał rację, nie?
- A skąd ja mam wiedzieć? Kalkulator mam w głowie czy jak? – oburzył się Jarski.
- Pewnie nie, bo głupotą trącisz – odezwał się niespodziewanie Kubiak takim niezwykle zjadliwym tonem; czyżby jakieś spięcie między nimi wcześniej było? – Ale ja to bym proponował ci zakup jakiegoś kalendarzyka, żebyś się zabrał za robienie takich małych rudych wrednych, skoro się ożeniłeś w końcu…
Zibi zachichotał pod nosem, Alex przewróciła oczami, Kurek mruknął coś o tym, że chciałby zostać chrzestnym, a mi pozostało nic innego, jak tylko sobie westchnąć z politowaniem.
Oskar posłał mi spojrzenie z rodzaju tych, które gdyby mogły, to zabiły. I nie rozumiem, dlaczego. Chciałam mu tylko pomóc. I fakt, objawiało się to tym, że wisiałam mu nad głową tak właściwie dyktując wyniki sumujące, choć sam równie dobrze mógłby to policzyć za pomocą Excela, co zresztą pewnie i tak by zrobił. Ale ja to przecież w głowie robiłam szybciej! Jak mu pomogę, to przecież szybciej skończy i będzie mógł świętować razem z resztą, bo cała drużyna właśnie tańcowała na boisku, ciesząc się z kolejnego wygranego meczu. Znów z Finlandią. Ja rozumiem, pierwszy, ale któryś tam z rzędu wygrany i to jeszcze z drużyną, która nie sprawiała żadnego problemu? No ale dobra, każde zwycięstwo buduje i takie tam.
Spojrzenie Kaczmarczyka nic a nic mnie nie ruszyło, więc już, już otwierał usta, pewnie po to, by mi powiedzieć coś niezbyt miłego (czyli zwyczajnie mnie pogonić, nic nowego), ale przerwał mu mój własny ojciec.
- Olu… - aż podskoczyłam, słysząc własne imię tuż za sobą. Natychmiast się odwróciłam, chcąc też od razu go upomnieć, żeby przestał, do cholery jasnej, tak mówić. A już tym bardziej takim dziwnym, oficjalnym tonem, jakby się coś stało.- Przepraszam. Aleksandro – podkreślił tym razem imię.- Kończysz dzisiaj dziewiętnaście lat, wiesz?
Dosłownie wywaliłam na niego gały. Że co!?
- Nie rób sobie jaj, proszę cię – mruknęłam jedynie, zupełnie nie przejmując się tym, że właśnie mówię do własnego ojca.
Miałam tylko nadzieję, że Jarząbek nie słyszał. A nawet jeśli usłyszał, to nie zareaguje. Tylko, że posiadanie jakiejkolwiek nadziei w tym towarzystwie tak naprawdę było całkowicie bez sensu. Bo oni i tak zawsze zrobią na złość.
- Ja ciebie proszę, żebyś czasem hamowała język, okej? – zwrócił mi uwagę i, trzeba to przyznać głośno, miał rację. Cóż poradzić… - Miły chciałem być, ale okej, przyjąłem do wiadomości, że nie lubisz urodzin. Nie wystarczyło powiedzieć? Ja bym palnął „wszystkiego najlepszego”, ty „dziękuję” i spokój.
Ludzie, co za litania… Ale cóż, muszę się powtórzyć: miał rację. A ja zdaję sobie sprawę z tego. Ale to nie moja wina, że tak się zachowuję. Już po prostu tak mam.
- Dobrze, dobrze – spasowałam, żeby nie było, że to ja zawsze wywołuję kłótnie.- Cieszę się, że pamiętałeś. Dziękuję.
Urodziny, kto to w ogóle wymyślił? Bzdura jakaś. Najlepiej udać, że się tego nie ma i święty spokój. Nawet prezenty mi niepotrzebne, nie przepadam za nimi. Zresztą, tak właściwie i tak nigdy ich nie dostawałam.
- Jeszcze Agacie możesz złożyć, bo też ma dzisiaj – zanim zdążyłam się ugryźć w język, jakiś złośliwy diabeł kazał mi to powiedzieć. I powiedziałam.
- Co ma dzisiaj? – nie wiadomo skąd, obok nas znalazł się Igła przeskakujący z nogi na nogę.
- Urodziny ma dzisiaj – mruknęłam znudzona.
- Borkowska ma dzisiaj urodziny!? – dosłownie ryknął.
Nie dziwota, że wszystkie spojrzenia skierowały się na nas. Łącznie z tym wzrokiem Agaty, sekundę wcześniej rozmawiającej z Możdżonkiem, jak zauważyłam. I to był ten wzrok z rodzaju tych, po których już dawno powinnam leżeć trupem. No co?
- Zibi, słyszałeś!? – nie no, naprawdę, czy on nie może wydzierać się ciszej? – Wszyscy słyszeli!? Pijemy dzisiaj!
Tato jedynie pokręcił głową z politowaniem, Andrea stał nieco zdezorientowany razem z drugim Andreą u boku, ale do nich zaraz doskoczył Winiar, zapewne chcąc opowiedzieć im jakąś bajeczkę na temat tego, co tu się teraz wyprawia, ja za to chciałam jeszcze pomóc Jarząbkowi, ale on kompletnie był niezainteresowany tym, co się dzieje i za to przeogromnie skupiony na robocie. Do tego stopnia, że mnie zwyczajnie odgonił.
Całą drużyna poleciała zaraz do szatni. Tak się rozwrzeszczeli normalnie… Trybuny opróżniły się już wcześniej, więc aktualnie na hali zostałam tylko ja, tato i Aga.
- Także tego… - zaczął niemrawo, gdy Borkowska stanęła obok mnie.- Wszystkiego najlepszego, Agatko. Cieszę się, że się przyjaźnicie.
I zwiał. Jakby się kurzyło.
Fakt, słowa były miłe. Przez ułamek sekundy widziałam nawet zadowolenie na twarzy Agi, w końcu raczej nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego z ust mojego ojca. Ja też się zresztą nie spodziewałam. Nic, tylko się cieszyć, ze odpowiadają mu ludzie, z którymi się spotykam. Bo jakby jednak nie akceptował Agi, to już nie byłoby tak fajnie, nie? Tylko wieczne darcie kotów.
Ale to jej zadowolenie i jakaś tam radość pokazały się tylko właśnie na tę króciutką, króciuteńką chwilę, bo kiedy wielki Aleksander Bielecki pobiegł do szatni (jakby się normalnie Borkowskiej bał), spojrzała na mnie znów tym przerażającym wzrokiem. No nie, tatusiu, czemu zostawiłeś mnie z nią samą?! Ja teraz zginę! Umrę! Ratunku!
Przecież to było oczywiste, że Aga się wygada. Że nie weźmie wszystkiego na siebie, tylko niby przypadkiem wypapla, że owszem, ma urodziny, a tak właściwie, to obie mają, razem. I że to jest takie urocze dzięki temu. Tak samo oczywiste było to, że nawet jedlina początku była zła i się opierała, to w końcu i tak się poddała, bawiąc ze wszystkimi i momentami wrzeszcząc jeszcze głośniej niż na przykład Igła, który ogólnie był w tym przodownikiem. Olek Bielecki udawał, że nic o „imprezie” nie wie, Andrea Gardini rzeczywiście nic nie wiedział, Andrea Anastasi czegoś się domyślał, jednak postanowił tego nie sprawdzać, natomiast Giovanni Miale nie robił nic innego, jak po prostu bawił się razem z całą drużyną.
Alex aż nazbyt dobrze wiedziała, że Aga się uchleje. I rano będzie jęczeć. Właściwie, to wiedziała, że wszyscy będą rano jęczeć. No, może wykluczając Zagumnego i Możdżonka, bo oni to jednak mieli coś w tych głowach. Ale reszta? No dobra, najwyraźniej teraz była ich kolej. Poprzednim razem ona wypiła za dużo, trzeba było ją zbierać z chodnika, a potem rano miała ciekawe przeżycia. Cóż, każdemu wolno. Tylko, że ona wtedy nie grała następnego dnia rano meczu z wielką Brazylią. Ale co ją to obchodzi, nie będzie przecież robić za niańkę i ich ganić za to, że sobie piją, że oblewają czyjeś urodziny (ale czemu akurat jej?) i przy okazji też zwycięstwo z Finlandią. Jeśli przegrają, to oni będą zwiedzeni, nie ona.
Inna rzecz, że trochę się czuła ignorowana.
Prychnęła tylko pod nosem, gdy Zbyszek porwał Agatę na środek pokoju i po chwili zaczęli się bujać w rytm jakiejś durnej piosenki disco polo. Tańca to raczej nie przypominało, w sumie było nie wiadomo czym. Uśmiechnęłaby się nawet, widząc to, gdyby była w odrobinę innym humorze. Zwłaszcza, gdy po kilku sekundach dołączyła do nich druga para składająca się z Ignaczaka i Żygadły. Fakt, zabawne to było, ale naprawdę coś jej nie szło uśmiechanie się.
Zignorowała odrobinę natrętnego Kurka, potem nagadała Kubiakowi nie wiadomo nawet za co, a koniec końców wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Tylko i tak nikt nie zwrócił na to uwagi.
Wykrakała za to przegraną.
Już nie będzie fetowania, cieszyć się będą Brazylijczycy.
___
trochę dupa się ruszyła, więc macie ten nowy rozdział.
tylko proszę, bez takich pretensjonalnych komentarzy. naprawdę, nie jesteśmy robotami, mamy rzeczywiste życie, którym aktualnie na gwałt trzeba się zająć. więc kolejny też nie pojawi się raczej zbyt prędko.
ale i tak Was uwielbiamy, Misiaczki.
Super rozdział , ale wiecie .... możecie już przybliżyć Alex i Kubiaka ; D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny ; *
Nie martwcie się, i tak Was uwielbiam :) Nie pozbędziecie się mnie tak szybko, bo przyzwyczaiłam się do Alex , która unika Kubiaka, i do Zbyszka, który nie może się powstrzymać od czułości w stosunku do Agaty :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No dobrze my rozumiemy,że każdy ma swoje problemy i rzeczywiste życie, ale wy nie bądźcie takie obojętne, bo człowiek to istota ciekawska i dlatego tak się pieklimy do tych nowych postów!:)
OdpowiedzUsuńRozdział, jak każdy inny-świetny. Chciałabym aby Alex była z Kubiakiem, ale z drugiej strony nie chcę zeby to opowiadanie się tak szybko skończyło.
Życzę wam dziewczynki dużo weny do pisania i przede wszystkim samych pozytywów w rzeczywistym świecie:D
kolejny świetny rozdział, który czyta się z przyjemnością:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com
oh no my tez was uwielbiamy przeciez! :D
OdpowiedzUsuńanula
Uff już myślałam ze się nie doczekam ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny,mam nadzieje ze rozwinie się coś miedzy Alex i Kubiakiem.Czekam na następny.Powodzenia w pisaniu,pozdrawiam :)
Świetne *.*
OdpowiedzUsuńPisz dalej :>
Zapraszam do mnie : http://ty-i-ja-i-siatkowka.blogspot.com/
My też Was uwielbiamy! <3
OdpowiedzUsuńI czekam, co się wydarzy dalej. :>
Świetnie :) czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńPs.Też Was uwielbiam :*
Poniekąd doskonale rozumiem waszą sytuację, bo ja aktualnie mam to samo. ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że popuszczę ze śmiechu, kiedy Jarski wyjechał z tą pobożną. Ludzie, czy oni naprawdę nie mają nic innego do roboty niż komentowanie czyjegoś życia erotycznego? Ewidentnie brakuje im bab na zgrupowaniu.
Picie tak na dzień przed meczem? Może i okazja jest, ale czy muszą ją wykorzystać? Można się napierdolić po spotkaniu. :D
jakoś trzeba było wytłumaczyć tę przegraną z Brazylią ;D
Usuń//Ife.
Hej!
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Versatile Blogger Award :D
http://przygoda-z-thewanted.blogspot.com/2013/02/the-versatile-blogger-award.html
Hej :D Zostałaś nominowana prze zemnie do Liebster Award , więcej informacji na http://polskasiatkowkamezczyzn.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :P
wkońcu !!!!!! :D
OdpowiedzUsuńKiedy następny ? ;>
Zapraszam do mnie http://milosc-mimo-wszystko.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńA co do bloga to super ;)
Uwielbiam wasze opowiadanie . Jest takie prawdziwe . Jak to czytam mam wrażenie jakbym tam była . Jesteście genialne . Oby tak dalej ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :D od niedawna zaczęłam go śledzić i w jeden dzień nadrobiłam 19 rozdziałów :DD było warto ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;]
pozdrawiam ;P
Nadrobiłam wszystkie rozdziały i mogę śmiało stwierdzić, ze masz kolejnego wiernego czytelnika!
OdpowiedzUsuńRuda = wredne, rude = słodkie!
Twój blog został nominowany przeze mnie do zabawy Liebster Award :) zapraszam na http://siatkowka-w-rytmie-rock-n-rolla.blogspot.com/ - tam też pojawił jest 11 rozdział
oraz zapraszam na coś innego w moim wykonaniu na http://prawda-czy-klamstwo.blogspot.com/
Super rozdział! :D haha. Naśmiałam się jak nie wiem z Kurka i Kuby :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział . Ale kiedy następny ? , bo ten dodałaś trzy tygodnie temu. Nie żeby coś , ale jak ty to pisałaś masz życie prywatne itd. , ale inne blogerki przecież są takimi samymi ludźmi jak ty , i dodają co trzy dni , co pięć dni , tylko nieliczne dodają tak jak ty co trzy tygodnie. :P . Jeszcze raz rozdział świetny. ;) . Pozdrawiam/ Diana
OdpowiedzUsuńWiadomo kiedy, mniej więcej będzie nowy rozdział ?
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział-znowu :D czekam na kolejny ! :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam to opowiadanie raz, drugi i nie mogę przestać się śmiać. Piszecie genialnie. Czekam na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńOMG to jest opowiadanie na miarę Oscara! xd
OdpowiedzUsuńKiedy next? x
Dziewczęta dodajcie następny, tak ładnie Was proszę...:)
OdpowiedzUsuńKiedy nowy rozdział ????
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana : http://zycie-z-siatkowka.blogspot.com/p/the-versatile-blogger-liebster-award.html
OdpowiedzUsuń