16 maja 2014

27. Ta szarlotka mnie przekonała.

     - Nie jest szkoda zostawiać ci tego…? – Agata usiadła na dywanie, dzierżąc w dłoniach ogromny kubek z herbatą o smaku słodkiej gruszki, osłodzonej standardową łyżeczką cukru. Te kilka wolnych dni między meczami Ligi Światowej a Final Six postanowili spędzić w jastrzębskim mieszkaniu Zbigniewa i rozkoszować się swoją obecnością bez żadnych wrzeszczących siatkarzy i nafoszonych, małych rudzielców, udających, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Kryzys w związku związany z pojawieniem się blond Dominisi na szczęście został już na dobre zażegnany i oboje tonęli w morzu miłości, snując plany na przyszłość. Wspólną przyszłość. – W sensie mieszkania, kumpli i przede wszystkim tego kretyna, Miśka? – doprecyzowała myśl, widząc ściągnięte brwi atakującego.
     - Będzie. I to bardzo – powiedział w końcu, wrzucając do walizki stos uprasowanych przez Agatę, koszulek. – Ale przecież taka jest moja praca. W Jastrzębiu nie było mi tak dobrze, abym mógł pozostać tu przez jeszcze jeden sezon – wzruszył lekko ramionami i usiadł obok rudowłosej, oplatając ją ramieniem. – Tobie pewnie też będzie trudno rozstać się z tym małym, okropnym rudzielcem, nie?
     Westchnęła tylko, a w jej oczach momentalnie zebrały się dwie słone krople, które, spływając po policzkach, torowały drogę kolejnym. Czy będzie trudno…? To mało powiedziane. Sama myśl o tym, że wkrótce będą musiały się rozstać, nie pozwalała Borkowskiej normalnie funkcjonować. Samo to, że teraz nie będą widywały się codziennie, nie będą mogły rozmawiać się sobą twarzą w twarz czy nie będzie mogła wypłakać jej się w ramionach albo razem z nią celebrować każdy, nawet najmniejszy sukces, sprawiało, że zaczęła mieć wątpliwości czy zrobiła dobrze, decydując się na ten cholerny Rzeszów. Ale przecież to z Zibim chce iść przez życie, to z Bartmanem chciałaby kiedyś założyć rodzinę i to właśnie przy nim obiecała sobie być najszczęśliwszą kobietą pod Słońcem. Tylko co z tego, skoro na samą myśl o tym, że Aleksandra zostanie w Katowicach, pęka jej serce?
     - O nie, nie, nie. Błagam, nie płacz – wyciągnął z jej dłoni porcelanowe naczynie i odstawił je na szklany stolik, następnie ujmując jej drobną twarz. – Przecież Rzeszów to nie koniec świata; wystarczy kilka godzin w pociągu albo w aucie i znowu będziecie mogły paść sobie w ramiona i obgadać cały świat. No już, nie płacz – scałował z jej twarzy dwa słone potoki. – Wujek Zibi zajmie się tobą, obiecuję – tym razem musnął jej usta bez żadnego skrępowania, wkładając dłoń pod t-shirt Borkowskiej i rozpoczynając walkę z niechcącym współpracować biustonoszem.
     - Tobie to tylko jedno w głowie! – fuknęła, bezskutecznie starając się uwolnić z silnych ramion Zbigniewa. – Czasami jesteś taki monotematyczny, no naprawdę – zdążyła jeszcze wymruczeć, zanim jego gorące wargi odnalazły jej usta. Całował ją mocno, z ogromną pasją, starając się za wszelką cenę odciągnąć jej myśli od Bieleckiej.
     I to całe odciąganie od Aleksandry chyba odniosło zamierzony skutek, bo już sekundę później siedziała na nim okrakiem, jednocześnie ściągając z siatkarza podkoszulek, który sekundę później wylądował w bliżej nieznanym kierunku. Palce dziewczyny przesuwały po jego wyrzeźbionej klatce piersiowej, w dalszym ciągu wzbudzając ogromy zachwyt. Bo Zbigniew był dla niej ideałem mężczyzny; wysoki, przystojny, czarujący, a przede wszystkim dobry i z wielkim sercem, do którego znalazła już klucz.
     Pocałunki z każdą chwilą stawały się coraz bardziej zachłanne, aż do momentu, gdy obojgu brakło tchu. Jedno porozumiewawcze spojrzenie w oczy wystarczyło. Sekundę później Zibi majstrował przy zamku spodenek Agaty, wyklinając w myślach projektanta odzienia. Rozpalona rudowłosa, widząc, że jej wybranek nie radzi sobie z ubraniem, przejęła inicjatywę, ściągając z siebie wszystkie ubrania.
     To był szybki seks; pełen namiętności, głośnych jęków i zadrapań pozostawionych na zbyszkowych plecach.
     - To było coś – mruknął Bartman, rozkładając się na miękkim dywanie i pocałował Agatę w czoło. – Strasznie cię kocham, wiesz? Może nieczęsto to mówię i czasem robię coś źle, czego potem cholernie żałuję, ale musisz wiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejszą kobietą na świecie – jego głos brzmiał tak szczerze, jak nigdy dotąd. – I wiem, że będzie nam dobrze, dlatego błagam cię, żebyś nie pozwoliła mi tego spieprzyć.


     Otępienie. To było najlepsze słowo na to, jak czuła się Aleksandra Bielecka przez cały lot z Finlandii do Polski, a potem na lotnisku, kiedy to obserwowała wszystkim żegnających się ze sobą. Chociaż w perspektywie i tak mieli ponowne spotkanie i to już za tydzień. Nawet nie zdążą się stęsknić.
     Ten dziwny stan trwał też w drodze z Warszawy do Katowic. Rejestrowała całą treść rozmowy toczącej się między Agatą a jej własnym ojcem na przednich siedzeniach samochodu. Odpowiadała grzecznie na zadawane jej całkowicie nagle pytania. Trawiła nawet podświadomie sens wypowiadanych słów, informacji, z których wynikało, że Borkowska tylko na jeden dzień jedzie z nimi do Katowic, a następnego dnia rano i tak wybywa. Do Jastrzębia, tak? Coś tam Aleksandrze w głowie świtało, ale i tak nie miała pojęcia, z czym to się wiąże. Na przekór, powtarzała sobie w głowie, że ją to nawet nie obchodzi. Żeby poczuć odrobinę złośliwości, ale też, żeby sobie to wmówić.
     Tak więc, pomijając odpowiedzi na wszystkie zadane jej w samochodzie pytania, sama z siebie nie powiedziała ani słowa. Jedynie „dziękuję, do widzenia, cześć”, kiedy wysadzili ją przed blokiem. Nic ponad to.
     Po prostu godziła się w myślach z całą tą sytuacją.
     Po wejściu do domu i rozpakowaniu zawartości walizki, od razu zadzwoniła do Magdy, o której wspominała Agacie ledwie trzy dni wcześniej. Siedziała na podłodze między kupkami ubrań, co chwilę znajdując coś, co wcale nie należało do niej, a do drugiej rudej połówki, co tylko sprawiało, że było jej zwyczajnie trudniej. Trudniej nawet wymówić jakieś sensowne słowo do koleżanki. Ta wydawała się jednak w jakiś sposób coś rozumieć i przejęła na siebie ciężar rozmowy, o ile można było to nazwać rozmową, a nie monologiem, w którym zawierały się wszystkie najważniejsze informacje odnośnie jutrzejszej pracy Alex.
     Szczyt marzeń raczej to nie był, ale tak naprawdę, żeby jakoś przetrwać i mieć możliwość wyniesienia się z tego zapchanego mieszkania, musiała łapać się wszystkiego. Wewnętrzna duma podszeptywała gdzieś w głowie, że to wstyd. Zmusić się jednak trzeba było i stać na środku chodnika, wpychając ludziom ulotki, których wcale nie chcieli brać. Na domiar złego, było jeszcze okropnie zimno, choć to przecież lato. A przez to wszystko tylko czuła się coraz gorzej. Trochę wiało, irytowała ją więc uciekająca chusteczka. Miała grzecznie leżeć, owinięta wokół szyi, taki stajl przecież, a tu nici. Włosy też wiatr psuł, fryzurę, której i tak nigdy przecież nie miała ułożonej. A tu właśnie szedł taki przystojny chłopak! Już, już chciała wcisnąć mu do ręki ulotkę, ale przypomniała sobie, że to wstyd przecież, tak rozdawać reklamy. A do tego, że i tak w tym momencie nie wygląda. Uśmiechnęła się wiec jedynie niemrawo, kiedy na nią spojrzał, ale nie wyciągnęła ręki z kolorową karteczką. No i dobrze, bo wzrok miał pełen politowania. No wstyd jak nic! Nic dziwnego, ze tak ludzie reagują! Postarała się jednak uśmiechnąć do kobiety koło czterdziestki i, na szczęście, owa pani ulotkę wzięła. Chociaż tyle.
     Kiedy wciskała kolejną do ręki jakiemuś staruszkowi, w kieszeni poczuła wibracje telefonu. Nie powinna się zapewne odrywać od pracy, ale w obecnej chwili było to dosłownie wybawienie. Wybawienie od nudy. Wyciągnęła więc elektroniczne cudeńko, a kiedy na ekranie dojrzała nieznajomy numer, jedynie zmarszczyła brwi. Urody to nie przydawało, niestety. Ale wiadomość otworzyła, bo czemu by nie?
     „Nie wiem, co ze mną zrobiłaś. Myślę o Tobie cały czas.”
     No też coś! Ładne jaja sobie ktoś urządza. Albo to po prostu jakaś pomyłka. Pomyłka, przez którą jakaś panienka nie dostanie, jak by nie patrzeć, cudownego w jakiś sposób esemesa, a co za tym idzie, nie dowie się o uczuciach chłopaka. Ale jakoś nie było Aleksandrze jej szkoda. Najprawdopodobniej dlatego, że sama w tej kwestii szczęśliwa nie była i zazdrościła poniekąd tym, którzy szczęśliwi są. Ale ci państwo nie będą. Bo nawet nie zamierzała się fatygować, żeby odpisać, ze to pomyłka. Zresztą, nie miała nic na koncie, standard, więc od razu wrzuciła telefon z powrotem do kieszeni. A chwilę później wepchnęła ulotki grupce dziewcząt, gdzieś tak koło dwunastu lat. Chociaż kto to tam wie, w dzisiejszych czasach… Nigdy nic nie wiadomo. Dwunastoletnie dziewczynki mogą wyglądać na osiemnastolatki niekiedy. Zajęła się myśleniem o tym, przez co prawie zapomniała, co w ogóle powinna robić. Z tych myśli jednak wyrwał ją telefon. Znowu. A niech to tylko będzie ten numer nieznajomy, to… To… To na pewno nie odbierze, o!
     Numer jednak był znajomy. Na wyświetlaczu wyświetlał się napis „Tato”.
     Westchnęła ciężko. Nie bardzo było wiadomo dlaczego ogarnęła ją nagle taka niechęć do rozmowy z ojcem. Być może dlatego, że, póki co, nie chciała mieć nic wspólnego z tą całą siatkówką, a Aleksander Bielecki samym sobą po prostu o tym wszystkim przypominał. O niektórych osobach na przykład. Ale, kurczę pieczone, jeśli nie odbierze, to znowu będzie, ze się obraziła i utrudnia mu kontakty.
     - Cześć, tato. Nie bardzo mogę teraz rozmawiać, pracuję – poinformowała od razu, odbierając połączenie. Nie dała mu się nawet przywitać, tylko od razu powiedziała swoje i miała zamiar się rozłączyć.
     - Ale czekaj, Oleńko, mam sprawę!
     Niemalże zazgrzytała zębami. Powstrzymała się jednak przed powiedzeniem czegoś na temat tego, ab nie mówił do niej „Oleńko”. Ładna forma, nie zaprzeczajmy, ale jakoś tak… Jakby mówił do dziecka. Przecież Aleksandra Bielecka nie była już takim znowu dzieckiem.
     - No mów – burknęła jedynie. Niezbyt przyjemnie, ale nie potrafiła się zmusić, aby mówić miło.
     - Powiedz mi, co ty teraz robisz… To znaczy, czym chcesz się zająć przed studiami, bo wiesz, głupio by było siedzieć trzy miesiące i nic nie robić.
     Miał rację. Miał cholerną rację. Nie mogła siedzieć na dupie tak długo i nie zarabiać, bo inaczej na stałe utknęłaby z rodziną, a tego sobie zdecydowanie nie życzyła.
     - Przecież ci powiedziałam, pracuję właśnie.
     - Ach, faktycznie… - wymruczał, jakby odrobinkę zawiedziony.- A co robisz dokładnie?
     Że też musiał o to zapytać… A tak jej było wstyd się przyznać!
     - Ulotki rozdaję – odpowiedziała zgryźliwie.
     - Ulotki? – zaskoczenie było wyraźne, rozczarowanie też tam gdzieś w głosie ojca przebijało, aż się poczuła głupio.- Ulotki, ach tak… - wymruczał, jakby do siebie.- I uważasz, że to jest szczyt twoich możliwości?
     - Co? – zdziwiła się.- Nie, oczywiście, że nie! A myślisz, że z radością to robię? Sam se znajdź jakąś lepszą pracę, ważne, że w ogóle coś robię, a nie żeruję na rodzicach! – wybuchła, co się dziwić, aż przechodząca obok parka spojrzała na nią dziwnie.- Wszyscy tacy mądrzy, ale tylko gadać potrafią, bo zrobić to nic nigdy nikt!
     Bieleckiego na chwilę zamurowało. Dosłownie.
     - Hej, hej, spokojnie! – odezwał się w końcu.- Księżniczko moja, ja właśnie w tej sprawie, bo chciałem ci pomóc z tą pracą. Znalazłem całkiem fajną dla ciebie i myślę, że ci się spodoba.
     W tym momencie Aleksandrze zrobiło się jeszcze bardziej głupio. To był taki inny rodzaj wstydu. No naskoczyła na ojca tak bez powodu w sumie, zamiast posłuchać, co w ogóle ma do powiedzenia.
     - Przepraszam – powiedziała w końcu, co również Olka zaskoczyło. Bo ona przecież zawsze taka wygadana i dumna była, usłyszeć z jej ust „przepraszam” to po prostu święto jakieś. Czy powinien to sobie zapisać w kalendarzu? Nie dopowiedziała nic więcej, więc uznał, że może już mówić.
     - Małe Jarzębiątko już się urodziło – poinformował.
     - O, fajne – poniekąd była wdzięczna za zmianę tematu.
     - No i właśnie w związku z tym…
     - Co, będziesz chrzestnym? – zaśmiała się.
     - Nie, na pewno nie – nie wiedziała o tym, ale również uśmiechnął się pod nosem.- Po prostu przez to nie może jechać z nami do Sofii, bo wiesz, głupio by było. Trzeba mu dać trochę czasu, żeby się nacieszył, a nie ciągnąć od razu gdzieś na drugi koniec Europy.
     - Aha… - tak palnęła, bo nie wiedziała co.- A to chłopiec czy dziewczynka?
     - Chłopiec, chłopiec…
     - Może też statystykiem będzie za dwadzieścia lat – nawet się cicho zaśmiała.
     - No właśnie! – Bielecki postanowił wykorzystać okazję.- Bo on nie może i brakuje nam statystyka przez to, a Mieszko nie da rady sam ze wszystkim.
     - A to mało macie tych statystyków tam? Pewnie ktoś będzie chętny, bo kto by nie chciał do Sofii pojechać…
     - I myślisz, że to tak łatwo kogoś we wszystko wdrożyć i wytłumaczyć na trzy dni przed wyjazdem? Żeby poznał przeciwników i wszystkie dane ich dotyczące?
     - No okej, pewnie nie, ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? – zadała w końcu to zasadnicze pytanie.
     - No bo ty to wszystko ogarniasz przecież, zajmowałaś się tym z nimi…
     - No i…? – udała, że nie rozumie, co tacie chodzi po głowie i co próbuje jej zasugerować.
     - No i może pojechałabyś z nami? Pomogłabyś Mieszkowi i na pewno poradziłabyś sobie lepiej niż ktoś całkowicie nowy.
     - Co!? – o nie nie nie, miałaby teraz znowu pakować się w to całe towarzystwo, słuchać, jak jej znowu ktoś dokucza, jak robi sobie żarty, a na domiar złego, codziennie przez te kilka dni patrzeć na mordę Michała Kubiaka? – Nie, tato, proszę cię! Nigdy w życiu!
     - Ale Oleńko, czemu ty tak reagujesz?
     - Po prostu nie chcę, rozumiesz? To dla mnie za trudne i nie odnajduję się wśród tych ludzi. Już wolę rozdawać ulotki!
     - Ale zastanów się jeszcze! – ledwo to usłyszała, bo już się rozłączała, a potem całkowicie wyłączyła telefon.
     Co to w ogóle za pomysł… Jakby jej za łatwo w życiu było. Miałaby jechać i nadal się męczyć, patrzyć na szczęśliwych ludzi i na tych, którzy ją irytują. A przy okazji nic z tego nie mieć. Naprawdę, nigdy w życiu.


     Zbyszek obiecał, że na dzień przed wylotem do Sofii jeszcze raz wpadniemy do Katowic. I ucieszyło mnie to ogromnie, bo rodziców widziałam po raz ostatni po turnieju Ligi Światowej w Finlandii, ale tylko raptem przez jeden dzień, więc nawet nie zdążyłam się za nimi porządnie nacieszyć. Ale nie tylko z ich powodu wpadłam do rodzinnego miasta; dostałam superważną misję od samego Olka Bieleckiego, który stwierdził, że od powodzenia owego przedsięwzięcia zależy zwycięstwo naszej Reprezentacji w Final Six. Jako, że Jarząbkowi zachciało się zadbać o przyrost naturalny, zostaliśmy bez statystyka, a biedny Mieszko nie ogarnie przecież wszystkiego w pojedynkę, dlatego PZPS razem ze sztabem szkoleniowym stwierdzili, że Kaczmarczyka zastąpić może tylko i wyłącznie jedna osoba. Mianowicie Aleksandra Bielecka.
     Z ogromnym zniecierpliwieniem czekałam na raport taktyczny, który esemesem miał wysłać mi pan Łysy Terrorysta. Doskonale wiedziałam, że jeśli Alex nie dała mu się przekonać, miałam brać ją na litość. Zibi stwierdził, że to poroniony pomysł, bo i tak kapnie się, że to właśnie Olek nas przysłał, strasząc urwaniem głowy, jeśli nie pojawimy się całą brygadą jurto na Okęciu, więc musiałam spróbować. Bo jak to mówią: tonący brzytwy się chwyta. I chyba przyciągnęłam go myślami, bo na wyświetlaczu mojego telefonu komórkowego pojawiła się wiadomość, której nadawcą był nie kto inny, jak właśnie fizjoterapeuta. ,,Dupa. Jedna wielka dupa.”, przeczytałam i westchnęłam ciężko, posyłając Bartmanowi spojrzenie, które jak Rafaello - wyrażało więcej niż tysiąc słów.
     Maja Borkowska, zwana również moją mamą, strasznie przejęła się rolą gospodyni i właśnie wpychała w Zibiego trzeci kawałek szarlotki z lodami waniliowymi, który on posłusznie pochłaniał, najwyraźniej nie chcąc narazić się przyszłej teściowej. Ogólnie rzecz biorąc, Zbigniew zachowywał się bardzo grzecznie, zważając na każde wypowiadane słowo, jakby od tego zależała nasza przyszłość. Chociaż sądząc po minie mojej mamy, była oczarowana Zbyszkiem. Gorzej było z ojcem – wiadomo; nigdy nie pogodzi się z tym, że jego księżniczka nie jest już malutką dziewczynką i postanowiła sobie ułożyć życie obok prawie dwumetrowego rycerza,  który ma zamiar wywieźć ją prawie dwieście pięćdziesiąt kilometrów dalej. Przyglądał się Zbychowi badawczym wzrokiem, w milczeniu popijając filiżankę białej kawy, a ja mało nie parsknęłam śmiechem, obserwując ich wszystkich.
     - Zbyszku, może jeszcze kawałek…? – mama uśmiechnęła się, wskazując na talerz z ciastem. Spojrzałam na przerażoną twarz atakującego i wiedziałam, że nie będzie potrafił jej odmówić, mimo tego, że nie zmieści już kolejnej porcji szarlotki.
     - Mamo, daj spokój – zainterweniowałam, ratując ukochanego ze szponów chcącej nakarmić wszystkich rodzicielki. – Jeśli będzie chciał, sam się poczęstuje – dodałam szybko z uśmiechem, widząc jej minę. – A teraz wybaczcie, ale musimy skoczyć do Alex. To sprawa niecierpiąca zwłoki.
     - Och, nie pamiętam już, kiedy po raz ostatni widziałam małą Alę – mama zadumała się na moment, ale sekundę później biegła już do kuchni. – Zapakuję jej kawałek ciasta! Przecież tak lubi moją szarlotkę – przewróciłam oczyma, ciągnąc Zbycha za rękę w stronę wyjścia przy którym już czekała na nas mama z tekturowym pudełkiem ze słodką zawartością.
     Gdy w końcu dało nam się opuścić rezydencję państwa Borkowskich, ruszyliśmy w stronę osiedla, na którym rezydowała familia Bieleckiej. Prawdę mówiąc nie bardzo uśmiechało mi się powadzenie tam Zbigniewa, dokładnie wiedząc, że Alex zawsze czuła się głupio, przyjmując w tej klitce gości. Nawet ja nie należałam do częstych gości w jej domostwie, bo, prawdę mówiąc, każdy siedział sobie tam na głowie, dlatego zazwyczaj przesiadywałyśmy w moim domu. Pomyślałam więc, że może uda nam się wyciągnąć ją na spacer i na neutralnym gruncie uda nam się przekonać ją do przyjęcia propozycji PZPS.
     - Twoja mama to naprawdę fajna kobieta. I ładna – powiedział Zibi, przerywając moje rozmyślania.
     - A co to ma za znaczenie? – ściągnęłam brwi i posłałam mu badawcze spojrzenie. Czyżby wolał zmienić mnie na starszy o dwadzieścia dwa lata model?
     - No wiesz, mój ojciec kiedyś powiedział, że zanim na stałe zwiążę się z jakąś kobietą, muszę zobaczyć jak wygląda jej mama, bo prawdopodobnie ona będzie wyglądała tak w jej wieku – powiedział, łapiąc mnie w pasie. –  Chodzi o to, żeby nie brać kota w worku, jeśli wiesz co mam na myśli.
     - Powiedzmy, że wiem – wzruszyłam ramionami. – A działa to w obie strony?
     - Nie wiem, tato o tym nie wspominał – widząc jego minę, miałam ochotę parsknąć głośnym śmiechem, jednakże moją uwagę przyciągnęła postać ubrana w żółty t-shirt z logiem banku, przed którego siedzibą rozdawała ulotki, które najprawdopodobniej wychwalały instytucję pod niebiosa.
     Rzadka barwa włosów, która wystawała spod kanarkowej czapki świadczyła o tym, że osobą wciskającą ludziom owe karteluszki, była właśnie Aleksandra Bielecka. Zibi chyba też ją zauważył, bo posłał mi porozumiewawcze spojrzenie i w lekkim szoku ruszyliśmy w stronę Alex.
     - Proszę – z wystudiowanym uśmiechem chciała wręczyć nam ulotki, jednak sekundę później dotarło do niej, kto przed nią stoi. – Ach, to wy… - wymruczała zażenowana, wbijając wzrok w chodnik.
     - Nie ma co, pniesz się po gałęziach kariery – wymsknęło się Bartmanowi, za co kopnęłam go w kostkę. – To znaczy chciałem powiedzieć, że wolisz stać w słońcu i rozdawać te durne ulotki, zamiast zgodzić się na superfuchę przy statystykach.
     - Żadna praca nie hańbi – powiedziała, mordując wzrokiem Zbyszka. Westchnęłam cicho, wiedząc, że za chwilę między nimi może rozpocząć się ostra dyskusja, mogąca przerodzić się w awanturę na pół Katowic.
     - Zbyszek nie chciał tego powiedzieć – dotknęłam jej ramienia, jednocześnie posyłając Zibiemu ostrzegawcze spojrzenie. – Chodzi o to, że w Sofii możesz sporo zarobić. Przecież wiem, jak bardzo chcesz się usamodzielnić i doskonale wiesz, że PZPS nie oszczędza. Poza tym, spędzimy razem trochę czasu w pięknej Bułgarii; no wiesz, baseny, zakupy i te sprawy – dokładnie widziałam uśmiech, który powoli wpływał na jej twarz. – A jeśli tego byłoby mało, mam coś, co z pewnością cię przekona – podniosłam do góry tekturowy pojemniczek. – Mamina szarlotka.
     - No dobra – wymruczała, łaskawie odbierając ode mnie pudełko z ciastem. – Ale do tej Sofii jadę tylko i wyłącznie dzięki twojej mamie. Ta szarlotka mnie przekonała.
     Poszło lepiej niż myślałam, a moja mama to chyba czarodziejka.
     A kiedy się odwróciła, aby wcisnąć ulotkę jakiejś babci, napisałam migiem esemesa do Łysego. „Zadanie wykonane.”. Bo wykonane, w końcu szarlotka działa cuda.


    Aleksandra położyła Jasia spać, bo przecież nie było komu. Trudno było zapanować nad tą całą zgrają, ale, póki co, jakoś jej się udawało. Później pogoniła Krzysia i Wojtka do spania. Tomka już nie musiała, wybył gdzieś. Z dziewczyną, no coś tutaj się zapowiadało i, jak to kobieta, Alex była ciekawa. Ale musiała poczekać z wypytywaniem. Najprawdopodobniej aż do powrotu z Sofii, bo przecież wcześniej nie uda im się pogadać, a rano już wyjeżdżała. Przynajmniej miała dla siebie pokój, skoro najstarszego, choć młodszego brata nie było. „Rodziców” również, bo poszli na jakąś imprezę, korzystając z ostatniego dnia jej obecności. Inaczej przecież nie mogliby zostawić dzieci samych. Tak samo nie rozumiała, jak można wypuścić tak czternastolatka na noc z domu i się Tm nie przejmować, no ale ona sama przecież robiła to samo w tym wieku. Fakt, wtedy zawsze spała u Agaty, no ale liczył się sens. Jej było wolno, więc jemu teraz tym bardziej.
     Usiadła na chwilę do komputera, stworzyła sobie rodzinę simów, ale zanim zaczęła urządzać dom, gra już jej się znudziła. W międzyczasie zdążyła zjeść podarowaną jej szarlotkę, już drugie pudełko. Bo przecież jedno nie wystarczyło, łapówka musiała być większa, więc Aga po dwóch dniach doniosła dosłownie połowę blachy. Pójdzie w boczki jak nic. Zrobiła jedynie podłogi w nowych domu dla rodzinki Bziumbzium, potem zapisała grę, wyłączyła komputer i położyła się do łóżka.
     Cisza, błoga cisza. Którą przerwał dźwięk telefonu. Pewnie Agata. A poza tym, powinna sobie nastawić budzik na rano, żeby się nie spóźnić. Wyjęła więc telefon spod poduszki, spodziewając się właśnie esemesa od Borkowskiej. Numer jednak znów był nieznajomy. No, nie tak do końca. Wprawdzie nie miała go zapisanego, nie wiedziała, do kogo należy, ale już go znała z tego poprzedniego esemesa, zdecydowanie niezaadresowanego  do niej. Cóż, ciekawość okazała się silniejsza. Otworzyła go.
     „Leżę właśnie sam w łóżku i nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym się do kogoś przytulić. Najlepiej do ciebie.”
     Och… Naprawdę szkoda, że to nie do niej… Chciałaby kiedyś dostawać takie urocze esemesy. Trzeba było jednak zejść na ziemię. Jeśli pojawi się jeszcze jeden, będzie musiała zadzwonić i powiedzieć, że to pomyłka. Bo nie chciała się łudzić, że ktoś o niej myśli i dlatego wysyła tak cudne słowa…
____
nie bijcie tak bardzo!
ale jest, jest w końcu nowy!

19 komentarzy:

  1. Przysięgam, jak Kubiak nie ruszy tyłka, i nie zacznie szybciej "pracować " to skopie mu te cudowne cztery litery! :) No jak tak można?? Już dawno powinien się pojawić pod jej drzwiami, i nie dać jej dojść nawet do słowa, tylko od razu przejść do czynów :D Ja rozumiem, że może być nieśmiały, albo płochliwy,ale na Boga, czas w dzisiejszych czasach jest bezcenny! :p
    Zbyszek ma sobie za dobrze, albo po prostu wybrał tą " Rudą " co miał :D
    Baaaaardzo się cieszę,że jesteście!♥

    OdpowiedzUsuń
  2. naaaaareszzzzcie ! tyle czekania , ale rozdział świetny ;D Kubiak dostanie w pyszczek jak czegoś nie zrobi ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. ja już myślałam, że to koniec przygody Bieleckiej w siatkarskim świecie a tu taka niespodzianka:)))) mam przeczucie, że te sms-y jednak są do niej a nie do kogoś innego;)

    pozdrawiam
    http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Wyszłam z szoku więc mogę powiedzieć parę słów. Po pierwsze i najważniejsze super że jednak coś nowego tu dodałyście. Dzięki wielkie :) Właściwa Ruda to podstawa. Dobrze że miotła Dominika to już historia, a jeszcze lepiej że Alex zgodziła się polecieć do Sofii. Tajemnicze smsy hmmm coś mi mówi że to wcale nie pomyłka i właściwie to fajnie by było kiedyś coś takiego dostać samemu heh :)

      Usuń
  5. Nareszcie.! Super rozdział.Zastanawiam się kto może być nieznajomym, od tych jakże romantycznych sms-ów ..czyżby Kubiak.?? Ech nie zostaje mi nic innego jak główkowanie. I mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej niż poprzedni..
    Całuski :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Ranyyy wreszcie coś dodałyście <3 Już się martwiłam, że stało się coś poważnego.
    Rozdział genialny i już czekam na kolejny :)
    Mam nadzieję, że co do sms'ów to się nie zawiodę ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że żyjecie!
    Kubiak niech zacznie szybciej pracować. Nie zwiększy obroty czy coś....
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  8. tak długo wyczekiwany, le wybaczam! :D Mam ogromną nadzieje, że już w niedalekiej przyszłości kolejny :) ojjj Kubi pisze do Alex, hmmm ciekawe co się wydarzy w Sofii .. :D zdecydowanie czekam i niegdy was nie opuszcze ! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciesze się, że wróciłyście ;)
    Mam nadzieje, że na kolejny rozdział nie będzie trzeba czekać tak długo :P
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział :3
    http://rychu-zbychu-and-krzychu-company.blogspot.com/2014/05/rozdzia-xvii.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  10. otworzyłam stronę i NIE UWIERZYŁAM! super, super, super!
    nie wierzę, ze to Kubiak miałby być tak romantyczny :D
    p
    G

    OdpowiedzUsuń
  11. i jak tam prace nad następnym? :P Aleks mam nadzieję, że to nie będzie za pół i roku tylko jakoś niebawem otrzymam od Ciebie smsa :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudnie.
    Mam nadzieje ze ten Michal pojdzie po rozum do glowy i zacznie dzialac a nie bawi sie w podchody. Mam nadzieje ze nie bede musiala dlugo na to czekac.
    Bo jak on sie za to niie wezmie to nie wiem rowerem, hulajnogom,autostopem a nawet rolkami pojade do niego i nie wiem co mu zrobie. <3
    Pozdrwiam i ciesze sie ze wrocilyscie ;**
    Buziaki;*
    Zapraszam takze do siebie; http://niebujajtaprosze.blogspot.com/

    Kasia.!

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy nowy rozdział ? :) juz nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  14. super :)) jak zawsze z resztą :) czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Super. Czekam na kolejny.
    http://nad-gwiazdy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Kocham <3
    A te sms-y to pewnie od Kubiak :D
    Pozdrawiam i czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  17. tak już czekam i czekam, a tu nadal nic ;( mam nadzieję, że coś wstawicie już niedługo! :D

    OdpowiedzUsuń